Skocz do zawartości

Waginator

Użytkownik
  • Postów

    234
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Waginator

  1. W pewnym sensie mają rację. Ile osób umiera rocznie w UK/Francji z powodu ataków terrorystycznych? 100-200? Jak to się ma np. do 3000 zgonów z powodu wypadków drogowych w Polsce. Masz 20 razy większe szanse, że wjedzie w Ciebie jakiś pijany śmieć albo seba co jedzie 120 po mieście. A jednak zapewne nie boisz się jeździć autem i nie myślisz o opancerzonym pojeździe. Takie zamachy wywołują dużo emocji, sieją panikę, ale tak naprawdę szansa śmierci w takim zdarzeniu jest bardzo niska.
  2. Miałem długie do początku liceum, ale zasłaniały mi oczy podczas polowań na mamuty, więc ściąłem ;> A tak na serio to chyba jak wspomniał @Bojkot, że do pewnego wieku faceci mają to w dupie. Ja sam miałem to gdzieś, długie włosy, dziewiczy wąsik i bródkę, a teraz jak patrzę na zdjęcia z tamtego okresu to wyglądałem jak pół dupy zza krzaka Później następuje przebudzenie, że ani to szczególnie atrakcyjne ani wygodne w utrzymaniu, a i człowiekowi jakoś bardziej w lecie gorąco.
  3. Skąd założenie, że przechorowanie daje trwałą odporność? Na grypę, przeziębienie, zatrucie pokarmowe też jesteś już odporny? Część szczepionek daje długotrwałą odporność po zastosowaniu, część nie, zależy to od specyfiki patogenu. Zapewne zbadano poziom przeciwciał po szczepieniu MMR i po wielu latach nadal pozostawał wysoki, stąd wnioski, że daje prawdopodobnie odporność na całe życie. Uczepiłeś się szczepionki na tężca, ale nie jest jakąś tajemnicą, że jej czas działania wynosi jakieś 5 lat. Zauważ, że okres do 25 r.ż. jest czasem największego ryzyka zachorowań ze względu na to, że okres dziecięcy wiąże się dużo większym ryzykiem zranień i kontaktu z ziemią. Osoby zaszczepione są zabezpieczone, ale jest sporo osób, które nie mają odporności: a) małe dzieci jeszcze nieszczepione b ) osoby w immunosupresji i obniżonej odporności - choroby przewlekłe, nowotwory, przeszczepy, osoby starsze Im większy jest odsetek ludzi, którzy się nie szczepią tym mniejsza jest odporność zbiorowa i większa szansa, że zachorują osoby, które z różnych powodów odporności wobec tych chorób nie mają. Różyczka - zachorowanie przez kobietę w ciągu pierwszych 8 tygodni ciąży daje 85% ryzyko ciężkich wad wrodzonych płodu (triada Gregga), w kolejnych tygodniach się zmniejsza, ale też występuje Odra - 0,1% ryzyka powikłania w postaci zapalenia mózgu o ciężkim przebiegu i dużej śmiertelności, w bonusie zapalenie płuc z niewydolnością oddechową, owrzodzenie rogówki ze ślepotą, ciężkie powikłania neurologiczne Świnka - faktycznie tutaj choroba zwykle nie jest ciężka, nie zmienia to jednak faktu, który napisałem wyżej i tyczy się wszystkich zakaźnych patogenów - osoby w immunosupresji mogą cierpieć na ciężki przebieg choroby z dużą śmiertelnością, a skoro istnieje skuteczna szczepionka to można ją zastosować
  4. @GluX Ależ nie widzę w tym nic złego. Po prostu z Twojego postu (przynajmniej dla mnie) można odczytać, że upatrujesz źródeł jej zmiany zachowania w silnym i pewnym charakterze. Moim zdaniem z kolei wszystko się kręci wokół sposobów, żeby zmusić Cię do większego zaangażowania się, bo jesteś dla niej dobrą opcją, a jak sam piszesz nie jesteś zaangażowany i nie inwestujesz w nią jakoś znacząco. A sam pomysł mojego postu oparłem na podobnym doświadczeniu w przeszłości. Kiedyś też jednej dziewczynie uchylałem część wiedzy z forum i spotykałem się z niesamowitą aprobatą. Przyznała nawet, że pieniądze faceta grają dla kobiety istotną rolę. Dopiero jak haj mi trochę opadł to spojrzałem trzeźwo i zauważyłem, że w zasadzie to zgadzała się ze mną we wszystkim i poruszała takie tematy, które mnie interesują. Mało tego, robiła tak z każdym facetem, możliwe, że to dlatego miała duże branie. Dlatego ja takie bezpośrednie przyznanie się, że "miłość ssie, ja lubię skurwysynów" traktuję z dystansem. Początkowe fazy relacji i związku są oparte na iluzji, każda z płci przedstawia siebie w jak najlepszym, często fałszywym świetle. Faceci chwalą się tym (albo udają), że są rozrywkowi, towarzyscy, majętni, mają osiągnięcia. Kobiety prawią komplementy, dostosowują się do rozmówcy, udają grzeczne i poukładane, a także miłość i zaangażowanie (faceci w sumie też to udają). Po co to wszystko? Facet robi to po to, żeby kobieta rozchyliła nogi, kobieta robi to po to, żeby facet zaczął w nią inwestować. I według mnie jest to jedna z manipulacji, żeby Cię złowić. Ona nie wie, że czytasz forum i nie dasz się tak łatwo złapać. Tak więc baw się dobrze, ale miej na uwadze, że to wszystko może być iluzją, a pewnego dnia spotkasz ją z rurkowatym kolegą i się dowiesz, że "to nie było to".
  5. A mi się wydaje, że ona powiedziała po prostu to co chciałeś usłyszeć chociaż wcale nie musi tak myśleć, czyli opisywany już tutaj syndrom kameleona. Znacie się już pewnie trochę i myślę, że ona już dobrze kojarzy Twój światopogląd i wizję relacji damsko-męskich, więc bez problemu mogła powiedzieć, że woli silnych, pewnych siebie facetów i jak słusznie zauważyłeś w ostatniej wypowiedzi połechtać Twoje ego tym, że jesteś takim właśnie silnym facetem. Czyli jeden ze sposobów, żebyś bardziej się zaangażował - dobry seks i komplementy. Kawałek wcześniej widać inny ze sposobów - wzbudzanie zazdrości, jednakże zauważyła, że nie zadziałał, więc przeszła do innych środków. A dlaczego jej tak zależy? Jesteś od niej starszy, zarabiasz hajs, masz pasje, wysportowane ciało i masz umiejętności kontaktu z kobietami. Masz całą paletę cech, której nie da jej praktycznie żaden rówieśnik na ten moment.
  6. Ja jestem na medycynie 3. roku. Wprawdzie moja wiedza nt. endokrynologii nie jest zbyt duża jak na razie, to jednak na podstawie tego co wiem moim zdaniem nie widzę tu większego problemu. Przeglądnąłem największe kobyły o chorobach endokrynologicznych i badaniach laboratoryjnych - badania progesteronu u mężczyzn się praktycznie nie wykonuje. Można sobie wyobrazić, że występuje tutaj blok metaboliczny albo przerost nadnerczy, ale wyniki innych badań (kortyzol i testosteron) byłyby zaburzone. Progesteron nie jest też markerem nowotworowym wydzielanym przez ukryte guzy. Wszelkie zaburzenia oparte na blokach i dodatkowym wydzielaniu wyjebałyby wyniki w kosmos, tutaj jest raptem dwukrotnie podwyższone przy dziwnie niskich wartościach referencyjnych. No i @RRRR_WWWW nie pisze nic o żadnych objawach. Jednak dla czystości sumienia i faktu, że był gdzieś wspominany wcześniej problem utraty wagi powinienem spytać czy w badaniach był też wynik ACTH? Czy występują u Ciebie jakieś z tych objawów? https://pl.wikipedia.org/wiki/Zespół_Cushinga#Objawy_i_przebieg Według mnie, jeśli nie masz objawów zespołu Cushinga ani innych o których nie wspominałeś to nie ma się czym martwić. Ale jak będę miał możliwość to podpytam się kogoś bardziej doświadczonego co o tym sądzi.
  7. @GluX Powiedzmy, że jestem niedouczonym lekarzem. Możesz mnie czegoś nauczyć a nuż się czegoś ciekawego dowiem.
  8. Choćby z powodu wykluczenia błędów laboratoryjnych. Wiem, że każde laboratorium ma własne wartości referencyjne oparte na różnych zmiennych, ale te są wyjątkowo niskie. Jeśli spojrzysz po internecie jakie są normy wartości progesteronu u mężczyzn to wyjdzie około 1-3 nmol/l. Tutaj są kilka razy niższe. Stąd polecam powtórzyć wynik w innym laboratorium. Dodatkowym powodem dlaczego nie warto lecieć do lekarza jest to, że badań progesteronu praktycznie się u mężczyzn nie wykonuje. Nie wskazują one na żadną jednostkę chorobową, może poza jakimiś bardzo rzadkimi. Jeśli powiesz lekarzowi, że masz podwyższony progesteron (i to nie jakoś bardzo) bez żadnych innych zmian w wynikach badań ani bez żadnych objawów to Cię na 99% zbyje mówiąc, że po prostu tak masz i nie wiąże się to z żadną patologią. Jeśli to zataisz i zaczniesz wymyślać objawy to będziesz się bawić przez długotrwały proces diagnostyczny, który zapewne nic nie wykaże. A jeśli chcesz tak bardzo USG to wywalisz stówę i powiesz, żeby Ci zrobił.
  9. Polecam przed pójściem do lekarza powtórzyć badanie progesteronu w innym laboratorium.
  10. Uznałbym to za moment, kiedy jedna osoba nie chce żadnych relacji seksualnych, a druga chce na tyle mocno, że ich brak powoduje wyraźny dyskomfort psychiczny np. stany zazdrości, smutek. I pomimo tego faktu taka relacja dalej jest utrzymywana (chociaż w tym momencie nie ma już ona sensu, bo priorytety jednej i drugiej osoby są sprzeczne ze sobą).
  11. Patrząc na to trochę z innej strony to relacje friendzone jakich doświadczyłem w swoim życiu dały mi bardzo dużo. Po pierwsze, każdy taki nieodwzajemniony haj wiązał się z poczuciem, że jestem za słaby, żeby dostąpić zaszczytu bycia z tą kobietą. A, że w takim stanie byłem skłonny zrobić wszystko, aby jednak z nią być, przekładało się to na ogromne pokłady motywacji i energii do zmiany swojego życia. I nie będę ukrywał, że największe zmiany w moim życiu były właśnie tym spowodowane. Obok cierpienia równolegle doświadczałem rozwoju na wszystkich płaszczyznach życia. Haj po jakimś czasie mijał, ale dobre nawyki wykształcone przez ten czas pozostawały. A po drugie, gdyby nie odrzucenia kobiet to nigdy bym się nie zainteresował tematyką relacji damsko-męskich ani nie trafił na to forum, a nawet jakbym trafił to pewnie z braku takich doświadczeń stwierdziłbym, że siedzi tu banda stulejarzy i szkoda czasu. Bo gdybym tak hipotetycznie urodził się jakimś przystojniakiem za którym uganiałoby się stado kobiet to nie przyszłoby mi do głowy, że jest jakieś drugie dno, że kobiety są nieco inne. Stwierdziłbym, że to miłe i czarujące osoby pragnące mojego dobra, a przebudzenie by nastąpiło po ślubie i dziecku tylko wtedy to już trochę za późno A tak patrząc bezpośrednio to uważam tak jak napisał @Mateusz z Jeżyc, friendzone daje korzyści osobie, która friendzonuje, a nie odwrotnie. Nawet będąc w tym nieszczęsnym stanie doskonale zdawałem sobie sprawę, że dostaję jakieś ochłapy, a nie to na co zasługuję. Jestem w stanie podać nieliczne momenty w których taka osoba coś dobrego dla mnie zrobiła. To jest relacja oparta na eksploatacji, a nie na dawaniu. Zresztą sam przez jakiś czas lekko friendzonowałem i wiem, że wcale się nie myśli o dobru tej osoby tylko swoich własnych egoistycznych zachciankach. Z tym poznawaniem znajomych to też różnie, kobieta często wcale nie ma ochoty przedstawiać takiego adoratora znajomym.
  12. Nigdy w życiu więcej tego dziadostwa nie spróbuję. Pamiętam jak kiedyś dawałem około 1/5 łyżeczki na szklankę jakiegoś mocnego w smaku soku, żeby dało się to w ogóle wypić. A sok i tak zmieniał smak na gorzki. Wystarczy rozpuszczenie jednej pełnej łyżeczki w szklance jakiegokolwiek płynu, a odruch wymiotny gwarantowany. @GluX Ale wracając do sedna. Kupiłem sobie dzisiaj sól z dodatkiem potasu i od samego rana się suplementowałem zamiast czystej wody. Ciekawy efekt osiągnąłem już po około godzinie od pierwszej szklanki. Mianowicie od kilku dni miałem mocno wysuszone wargi, że mi schodziła stamtąd skóra. Po wypiciu przeszło mi to całkowicie. W międzyczasie jeszcze kilka szklanek takich wypiłem, ostatnia na 20 minut przed bieganiem. Na sam bieg kupiłem jakiś izotonik Oshee, 0,75l. I generalnie wrażenia są takie, że wydaje mi się iż wolniej mi się mięśnie męczyły i byłem bardziej wydolny. Z drugiej strony odczuwałem ostre bóle w lewej części klatki piersiowej związane pewnie z przepełnieniem żołądka od tych płynów, co zmuszało mnie do zwolnienia biegu, a nawet zatrzymania. Kolejna sprawa to strasznie lał się ze mnie pot. Nie wiem czy to ta woda szukała ujścia czy już się zrobiło tak ciepło, ale dawno się tak nie spociłem. Po powrocie wypiłem jeszcze jedną szklankę wody z solą. Na samym początku powrotu czułem się prawie całkowicie na siłach. Po godzinie zacząłem słabnąć z punktem maksimum po dwóch godzinach, po trzech godzinach wróciło wszystko do normy i czułem się normalnie aż do teraz. Będę jeszcze to sprawdzał w innych okolicznościach chociaż przyznam, że bieganie w dzień jest dla mnie tak czy siak uciążliwe z innych powodów. Może sprawdzę w najbliższym czasie bieganie z rana. Jeszcze jedna sprawa, że strasznie mi się chce pić chociaż dużo dzisiaj wypiłem i zastanawiam się czy nie przesadziłem z tym stężeniem soli. Najchętniej bym kupił PWE z apteki, żeby mieć gotowe proporcje, będę musiał się dowiedzieć czy można to normalnie dostać.
  13. Zjebałem czy nie to kwestia względna, bo 3 tygodnie to nie jest długi okres i zawsze można powtórzyć. Przeczekać tzn. ile? 1-2-3 miesiące, pół roku, rok? I co potem, jakikolwiek orgazm np. podczas seksu oznacza zresetowanie dotychczasowych działań. Czyli albo bezwzględny celibat albo na dłuższą metę to nie ma sensu.
  14. No to jest niestety prawda. Większość ma śladowe ilości minerałów, a te które je posiadają mają mocniejszy smak, który mi nie odpowiada. Na dniach postaram się to sprawdzić.
  15. Nie, nie. Nie mam biegunek, jedyny mój objaw w okresie remisji to krwawienia, ale anemii też nie mam. Skurcze mnie nie łapią. Badam sobie krew regularnie, w zasadzie wszystkie parametry są w normie. Właśnie to nawodnienie mnie zastanawia, bo woda, którą piję jest źródlana, więc w zasadzie nie ma żadnych minerałów. Skoro powstaje to tylko po wysiłku związanym ze znacznym poceniem to możliwe, że jest to związane z utratą elektrolitów. Toteż ciekawi mnie jak powinno wyglądać nawodnienie przy bieganiu, pić podczas treningu, jaką wodę/izotoniki. Zawsze warto się czegoś zaczepić, akurat kwestia nawodnienia wydaje się prosta do sprawdzenia.
  16. @GluX Okej, rozumiem. W każdym razie dzięki. Hormony tarczycy i nadnerczy kiedyś dawno sobie badałem i było ok. @Oddawaj Fartucha W trakcie raczej nie. Zawsze kończę to co sobie zaplanowałem. Czasem dopada mnie lekka słabość na samym początku, ale później to zanika, więc myślę, że to kwestia, że się jeszcze dobrze nie rozgrzałem.
  17. 7-10 km Z przerwami od 2 lat, od października regularnie 2-3 razy w tygodniu. W zasadzie chyba od zawsze. Stąd też od dawna biegam wieczorem. Jak sobie teraz przypominam to gra w piłkę nożną (jako bramkarz) w lecie też potrafiła wywołać podobne stany (chociaż nie wiem czy z podwyższoną temperaturą). Ogólnie gorący klimat mi nie sprzyja i w cieplejsze dni (powyżej 30 stopni) samo wyjście do sklepu potrafi mnie mocno zmęczyć. 22 Wrzodziejące zapalenie jelita grubego, ale żeby obarczyć winą tę chorobę (nie widziałem, żeby ktoś z tą chorobą narzekał na takie objawy) wolałbym wykluczyć jakieś bardziej prozaiczne przyczyny.
  18. Ja może nie do końca w temacie, ale nie znalazłem lepszego. Mianowicie po bieganiu źle się czuję. Bolą mnie wszystkie mięśnie, mam stany podgorączkowe 37,0. Przy życiówkach bywało jeszcze gorzej, dochodził ból głowy, temperatura 37,5. Z tego powodu od dawna biegam na wieczór, żeby ten zły stan przespać i na następny dzień być w formie. Ale czuję, że mnie to ogranicza, dzisiaj biegłem popołudniu i oczywiście przez cały dzień chodzę zmęczony. To raczej nie jest typowe dla biegaczy. Ma ktoś jakiś pomysł co to może być? Czytałem na jakimś forum, że to może być odwodnienie. Ile powinienem wypić wody po godzinnym biegu? I jakiej wody, bo to co piję bardziej podchodzi pod wodę destylowaną. A może powinienem pić wodę podczas biegania? Dodam, że po siłowni nie mam takich efektów i czuję się raczej dobrze.
  19. Ja tylko zacytuję ten post na który oczywiście nie odpowiedziałaś. Nie ma w twoim wątku żadnego pytania ani oczekiwań co do nas. W jakim celu więc ten wątek powstał? Patrząc na rozwinięcie, cel jest taki jak zawsze - atencja, rozpętanie gównoburzy, bicie piany. Schematycznie pojawiają się nowe, nieoczekiwane fakty, na niewygodne pytania nie odpowiadasz i zadajesz ciągle te same, na które odpowiedzi już udzielono. I oczywiście wszyscy się produkują do pisania chociaż autorka wcale nie wydaje się szukać rozwiązania problemu (jaki jest problem?), a szuka sposobu, żeby podkręcić emocje i kontynuować tę jałową dyskusję. W ciągu 24 godzin powstały już o dziwo 3 strony postów, a dyskusja jest w punkcie wyjścia, a nawet gorzej, bo nikt już nic nie wie i dawno się pogubił w tym gąszczu informacji.
  20. Miałem kiedyś takie sytuacje, że kobiety faktycznie mnie zaczepiały same. To było... w gimnazjum. Centralnie pisały do mnie, wtedy na naszej-klasie, że chciałyby mnie poznać. Jedna prawdopodobnie (po lekturze tego forum nigdy nie powiem już na pewno) była nawet we mnie zakochana. Nigdy z nią nie gadałem, dostałem walentynkę z jakimś miłosnym wierszykiem, potem chodziła za mną, mówiła cześć, zagadywała. Mówiła nawet coś, że brałbym ją w kiblu w Maku (to była 1 albo 2 gimnazjum, teraz bym się nie zastanawiał tylko działał...). W czym jest haczyk? W tym, że wtedy moje SMV wynosiło okrągłe 0. Byłem outsiderem, z żenującymi umiejętnościami socjalnymi, siedzący na boku i rozwiązujący krzyżówki. Dodatkowo na bakier z higieną. Wiecie w czym jest paradoks? Że w liceum, kiedy poprawiłem najpierw wygląd, później umiejętności społeczne, a następnie na studiach, gdzie dodatkowo uzyskałem wysoki status społeczny i rozwinąłem się na wielu płaszczyznach już takiego powodzenia nie miałem. Wręcz przeciwnie, im lepszy byłem tym mniej było zainteresowanych kobiet (dopiero ostatnio się to wyrównuje). Skąd więc takie zjawisko? (zaczynam tutaj swoje interpretacje) Według mnie to, że miałem "powodzenie" pomimo tak niskiej wartości bezwzględnej jest związane z tym, że wyróżniałem się w tłumie. Wśród stada rozwrzeszczanych dzieciaków, gdzie wszyscy byli mniej lub bardziej tacy sami ja siedziałem z boku i zajmowałem się sobą mając wyjebane na otoczenie. Gdy popracowałem nieco nad sobą okazało się, że pomimo iż patrząc bezpośrednio moja wartość wzrosła to tak de facto jedyne co zrobiłem to wtopiłem się w tłum przestając być widocznym. Przez to i zainteresowanie spadło. Mam jednego takiego gościa na studiach, na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia z tłumu. I pewnie byłby niewidzialny dla kobiet, gdyby nie fakt, że wszyscy wiedzą, że jest mistrzem świata w jakiejś sztuce walki. No i laski piszczą. Jeśli w rozwoju postawisz na ogólne zwiększenie swojej wartości to oczywiście uzyskasz sporo zalet z tym związanych, ale loszek to nie przyciągnie. Jeśli np. odkryjesz w sobie pasję fotografowania, staniesz się w tym naprawdę dobry to wkrótce staniesz się znany z tego, że robisz dobre zdjęcia, fotografujesz imprezy i się znasz na tym. Kobiety zaczną się pojawiać pomimo, że nic niezwykłego nie robisz. Nie musisz być profesorem, cenionym specjalistą, mistrzem świata czy znanym piosenkarzem. Wystarczy, że się wyróżniasz, skupiasz uwagę. Jaki jest wniosek praktyczny? Zajmuj się rozwojem, dla wzrostu samooceny, pewności siebie, lepszego samopoczucia, dobrego, ciekawego życia itd. Ale... uwzględnij w tym rozwoju coś co będzie Cię wyróżniać. Nie musi to być coś niezwykłego na skalę światową, wystarczy, że w danej grupie ludzi będziesz z jakiegoś powodu skupiał na sobie uwagę. Jak się dobrze zastanowić to pewnie się znajdzie coś co można na szybko wprowadzić (ot choćby to fotografowanie) i zająć się ciekawszymi dla siebie rzeczami. No chyba, że taka wyróżniająca się rzecz jest w istocie Twoją pasją no to tylko kwestia czasu aż te kobiety się pojawią
  21. Pewnie faktycznie nie potrafią. Zapewne tak samo jak i nie potrafią ocenić czy zdjęcia rzeczywiście są zrobione profesjonalnie. Czyli jak pisał @Donovan, dobra otoczka, aparat robiący wrażenie drogiego (chociaż jak jest lepszy to i lepiej zakryje ewentualny brak umiejętności), jakieś galerie zrobionych dotychczas zdjęć i możesz sprawiać wrażenie profesjonalisty. Zauważ też, że to działa w dwie strony. Ten fotograf też ma podbijaną atencję, jest kimś wyjątkowym na tej imprezie. Nie jest tylko pospolitym ludkiem. On ma "ważne" zadanie uwieczniania tej imprezy i ludzi, którzy tam są. Tak więc zależy kto czego szuka. Takie fotografowanie wydaje się stosunkowo prostym sposobem, żeby wybić się spośród ludzi na imprezie nawet nie mając charakteru, który przyciąga uwagę. A najebani ludzie (nie tylko loszki) uwielbiają sobie robić zdjęcia.
  22. To mi aż przypomniało, że mam znajomego, który od jakiegoś czasu wyrywa laski na... sesje fotograficzne. Wyciągnie sprzęt warty kilkanaście tysięcy i połechta nieco ego kobiecie robiąc jej kilkadziesiąt zdjęć. Usługa jest pół-darmowa, bo zapłata (w tym przypadku) nie jest pieniężna. Ciekawe czy byłoby tak samo romantycznie, gdyby wyciągnął jakiś mały aparacik za tysiąc złotych.
  23. To tak dla równowagi dodam, że ja, zachęcony niezwykłymi wpisami promującymi wstrzemięźliwość, po 3 tygodniach abstynencji nie zauważyłem żadnych zalet. Ani kobiety nie były bardziej zainteresowane, ani ja nie byłem bardziej pewny siebie, ani bardziej wygadany, ani cokolwiek dobrego. Co najwyżej zaoszczędziłem nieco czasu na masturbacji. Za to psychicznie byłem wrakiem, odczuwałem straszny brak kobiety, duży spadek nastroju z tym związany i bardzo wzrastała moja białorycerskość i wchodzenie w dupę kobietom. Wraz z pierwszym orgazmem po okresie abstynencji wszystkie negatywy zniknęły w ciągu minut i mogłem z powrotem cieszyć się normalnym życiem.
  24. Ma to wpływ. Mam taką jedną sytuację, która wpłynęła na mój pogląd odnośnie odbierania przez otoczenie. Pewnego dnia byłem w nastroju lekko euforycznym (raz na jakiś czas mi się przydarza bez wyraźnego powodu) i poszedłem do kuchni (mieszkam w akademiku), gdzie spotkałem piękną dziewczynę 9/10. Znałem ją, ona mnie, ale nigdy jakoś szczególnie nie gadaliśmy. No i jako, że byłem ożywiony to zagadałem, banan na twarzy, ekspresja i mowa ciała wzmocniona, sama szybkość mówienia była znacznie większa niż na co dzień. Pogadaliśmy tak kilkanaście minut o jakichś bzdurach i kiedy już wychodziła to powiedziała, że bardzo fajnie się ze mną rozmawia (nigdy mi żadna kobieta tak nie powiedziała) i że powinniśmy kiedyś razem pójść na jakąś imprezę oraz żebym wpadł kiedyś do niej do pokoju (podała mi gdzie mieszka). Był to dla mnie kompletny mindfuck, bo generalnie jestem dla kobiet przezroczysty, a tutaj ktoś mi rzuca takie komplementy. Inna sytuacja to przychodzi do mnie do pokoju kolega i zaczyna mi o czymś gadać, ja mu coś odpowiadam, ale generalnie nie ma polotu. I stwierdziłem, że jakoś to rozruszam i trochę udawanie zwiększyłem swoją ekspresję, przyśpieszyłem tempo mówienia, mówiąc oględnie trochę się ożywiłem w rozmowie. I momentalnie jak to zrobiłem on również się ożywił, zaczął się więcej śmiać, uśmiechać. Myślę, że tu mogą rolę grać neurony lustrzane, czyli intuicyjnie przejmujemy samopoczucie drugiej osoby. Jeśli ktoś będzie smutny to osoby w jego otoczeniu również będą się czuć gorzej i odwrotnie jak ktoś jest radosny. A jednak wolimy czuć się dobrze i dlatego ciągnie nas do ludzi ożywionych i energicznych.
  25. Powiem tak, myślę, że takiego poważnego tańca nie każdy jest się w stanie nauczyć. Największym problemem moim zdaniem jest rytm, dla mnie to kompletna abstrakcja: zacząć w odpowiednim rytmie, utrzymać krok w tym rytmie i wiedzieć jakiego tańca użyć do jakiej piosenki. To jest oczywiście wersja dla tańców poważnych, a nie na potańcówki w ścisku w "rytmie" zremiksowanej muzyki po kilku trunkach. Tutaj się sprawdza ten taniec użytkowy, który jest raczej nastawiony na "efekciarstwo", różne figury, a nie na idealne zgranie się w rytm muzyki. Dodatkowo stosunkowo łatwo się prowadzi. Krótko ujmując, to jest taniec niezbyt ambitny, który pozwoli przeciętnemu sztywniakowi bez poczucia rytmu w stosunkowo szybkim czasie osiągnąć jako taki sukces taneczny na typowych imprezach. No właśnie, i tutaj trzeba się zastanowić jak zdefiniować sukces. Bo teoretycznie będziesz znał krok podstawowy, potrafił zrobić ramę i wykonać kilkanaście(dziesiąt) figur tylko kwestia tego czy partnerka będzie zadowolona z tego. Podam małą ciekawostkę, że na ostatnich zajęciach instruktor wprowadził małe ulepszenie do kroku podstawowego, a mianowicie jeden krok miał być wykonany powoli, a drugi szybko. Wszystko to samo tylko zmieniła się szybkość wykonywania kolejnych kroków. Według instruktora ma to na celu przyśpieszenie piosenek o bardzo wolnym rytmie i odwrotnie, spowolnienie tych bardzo szybkich. No i nie wychodziło mi to za cholerę, nie byłem w stanie się przestawić, tańczyliśmy z partnerką w różnym tempie (ona w swoim, ja w swoim, ja sam podczas jednej piosenki miałem różne tempa), myliłem się, w dodatku nie przypomniałem sobie figur, więc leciałem pakietem podstawowym. Jednym słowem to były jedne z najgorszych moich zajęć do tej pory. Z kolei co usłyszałem od partnerki? Że po raz pierwszy odkąd zaczęliśmy tańczyć (w grudniu!) ona odczuła satysfakcję z tańca. Dostałem jakby z cegłówki w głowę. Tak więc na ten moment nie czuję się do końca upoważniony, żeby polecać ten taniec, bo tak de facto nie mam pojęcia co jest wyznacznikiem dobrego tancerza i czy rzeczywiście taki taniec jest jakoś szczególnie lubiany przez kobiety. Ale na pewno nie zaszkodzi, a można się zapisać nawet na kurs weekendowy, bo moim zdaniem już 8-10 godzin wystarcza, żeby ogarnąć sedno tańca użytkowego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.