Skocz do zawartości

Dobi

Starszy Użytkownik
  • Postów

    1208
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    10
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Dobi

  1. A czym tu się przejmować? "Kobietami"? To nie masz już zadnych problemów, że szukasz nowych?
  2. Nie widzę przeszkód. Tego gówna jest pełno na każdym kroku. Suki chronią inne suki i gnoją postronnych ludzi. Trzeba działać stanowczo i konkretnie. Taki dział prawny może się przydać, szczególnie w przypadku osób po rozwodach/ciężkich rozstaniach/z dziećmi.
  3. Wiem, że to wszystko to jest wciskanie kitu. Opisałem, jak to wygląda z mojej perspektywy. Nie sądzę, aby mieszkanie w bloku było jakimś luksusem, ale jak kto woli. Dla mnie to jest taki standard. Przecież trzeba gdzieś żyć, czyż nie? Z resztą tutaj chodzi nie tylko o mnie. Kredyt hipoteczny jest pod zastaw mieszkania. W przypadku problemów, zawsze można go nie spłacać, wówczas bank przejmuje mieszkanie. Jeżeli nie płacisz za wynajem, to też wylatujesz. Wychodzi na to samo. Chcąc gdzieś żyć, trzeba za to zapłacić. Można liczyć, że rodzice lub ciocia z Ameryki coś daj, jednak nie wszyscy mają tak łatwo...
  4. Z hipoteką to jest trochę inna bajka.... Mieszkać gdzieś musisz. Możesz płacić za hotel, jeśli Cię stać. Możesz wynajmować mieszkanie. Masz wybór. Za wszystko jednak musisz zapłacić. Po wyprowadzce od ex wynajmowałem mieszkanie przez ponad rok. W końcu goście mnie wnerwili i postanowiłem kupić własne. Koszt jest ten sam. Mam więcej miejsca. Jestem u siebie. Nikt mi się tutaj nie rządzi. Pieniądze, które przeznaczam na spłatę kredytu i tak musiałbym wydać na wynajęcie mieszkania. Można jeszcze mieszkać z mamusią, ale u mnie taka ewentualność nie wchodzi w grę. Nawet gdybym teraz sprzedał mieszkanie, to i tak prawdopodobnie uzyskał bym cenę wyższą niż za nie zapłaciłem. Ważne jest to, aby nie rzucać się na coś, na co człowieka nie stać. Znam wielu ludzi, którzy kupowali duże mieszkania i domy "na zapas". Bo może będą kolejne dzieci, bo może coś tam... no i teraz jeden albo kilka pokoi stoi pustych, a opłacać wszystko trzeba. Jest jeszcze inna kwestia - żyje się raz. Można spędzić ten czas w najtańszym hotelu robotniczym (jeżeli jeszcze gdzieś istnieją takowe) w obskurnej kawalerce, lub w miejscu, które nam odpowiada. Ja chcę mieszkać po swojemu. Tak, jak mi się podoba. Długo broniłem się przed kredytem i miałem zupełnie inne plany. Chciałem wynajmować mieszkanie jeszcze przez kilka lat, ale wyszło, jak wyszło i nie żałuję. Zamiast płacić obcym ludziom na spłatę ich kredytów, wolę spłacać swój. Koszt jest niższy i jestem u siebie. Żeby nie było - nikogo nie namawiam. A za gotówkę nigdy nie kupiłbym mieszkania. Wolałbym te pieniądze zainwestować.
  5. Jeśli chodzi o wiarę we własne siły i możliwości, to ja już mam ten etap za sobą. Było w życiu wiele nieciekawych sytuacji. Różne myśli chodziły po głowie. Co ciekawe - głownie przez rodziców. Ciągłe pretensje nie wiadomo o co, wbijanie do łba "nie dasz rady, jesteś głupi, tamten jest mądrzejszy, do niczego się nie nadajesz". Niefajne to było. Któregoś dnia doszedłem do wniosku, że przecież nie musi być tak, jak oni mówią. To, jakie ja będę miał życie, zależy tylko i wyłącznie ode mnie. To ja decyduję o tym wszystkim. To ja wybieram cel i drogę, aby go osiągnąć. Od tamtej pory zacząłem mieć w dupie wszystko, co inni gadają na mój temat. Robiłem swoje. To, co uważałem za słuszne. Trochę wkurzał brak jakiegokolwiek wsparcia i całowanie mojego brata po dupie... ale mam to gdzieś. Wszystko osiągnąłem sam. Nie jest to szczyt moich marzeń ani możliwości, ale jest nieźle. Zawsze wiem, że dam radę. Po drodze spotkałem parę fajnych osób, które nauczyły mnie dobrego podejścia do wszystkich spraw. Dotyczyło to głównie pracy, ale ja przerzucam to sobie na całe życie i działa. Często słyszę, że jestem zarozumiały i zbyt pewny siebie. Nie. Nie jestem. Ja po prostu wiem, że swoje cele osiągam. Zawsze tak było. Prędzej, czy później. Czasami wystarczyło palnąć jakąś głupotę na zasadzie "fajnie by było, gdyby..." albo "chciałbym..." i po paru miesiącach dziwnym zbiegiem okoliczności to się spełnia. Inne zasady: "Jak coś robisz, rób to najlepiej, jak potrafisz" "Zanim zaczniesz szukać rozwiązania, poznaj dokładnie problem" "Miej wszystko w dupie".
  6. Wiem doskonale, o co tutaj chodzi. Opisałem tylko to, co one mówią. Robią coś zupełnie innego ;-)
  7. Długo nie mogłem skumać, o co braciom chodzi. Wreszcie mnie olśniło! Wyraziłem się nieprecyzyjnie. Teraz już wiem, że żona to nie rodzina. Kilka lat temu myślałem inaczej i wierzyłem w bajki, że dla żony najważniejszy powinien być mąż, a dla męża - żona. O ile z mojej strony tak było, to ona inaczej do tego podchodziła. Swoją drogą... pamiętam jej straszne oburzenie, gdy po jej tekście, że "mąż, to nie rodzina" ja zacząłem mówić, że moją rodziną jest tylko córka, a ex jest tylko żoną. Mówiłem i okazywałem to codziennie, że tylko córka się dla mnie liczy i jest dla mnie najważniejszą osobą. Widać było jej wściekłość. Myślała, że znalazła frajera takiego, jak jej własny tatuś... Nie ze mną te numery! Choć wtedy byłem jeszcze rycerzykiem, to i tak z domu wyniosłem pewne zasady. Między rodzicami bywało różnie, ale zawsze było wiadomo, że ojciec rządzi. Wiele decyzji podejmują wspólnie, ale każde z nich ma kawałek własnego życia, własne zainteresowania, znajomych. Matka piecze ciasta i gotuje, a ojciec hoduje gołębie i króliki ;-)
  8. Źle się wyraziłem. Chodziło o to, że wtedy byliśmy na mieście i w każdym klubie chciał zaczepiać jakieś "laski". Nic z tego nie wyszło i było wiadomo, że nie wyjdzie. W jednym przypadku widziałem w tej grupie jedną taką zrytą samicę z roboty, więc koleżanki z pewnością są identyczne. Według mnie zrytą. Na jakiejś imprezie integracyjnej nie chciała ze mną zatańczyć ;-) Widocznie nie byłem godzien. Tańczyłem z wieloma innymi. Byłem trochę narąbany i jak laska nie chciała się zgodzić po dobroci, to sam zanosiłem ją na parkiet. Wtedy już nie odmawiały ;-)
  9. Wiele bab, które planują rozstanie lub coś kombinują, zachowuje się w ten sposób. Regułą jest, że np.: wkurzają mężczyznę tuż przed wyjściem do znajomych czy rodziny, na miejscu mówią coś głupiego i facet wybucha. One wtedy: "widzicie, jaki on jest zły?" Między innymi w ten sposób zbierają świadków i dowody do sprawy rozwodowej.
  10. Przez ostatnich kilka lat za mało robiłem dla siebie. Praktycznie wszystko było podporządkowane babie, a później - dziecku. To musi się zmienić. W końcu jeśli będę robił coś dla siebie, to poniekąd też dla córki :-)
  11. To jest logiczne, ale u samic logika często zawodzi. One chciałyby mieć wszystko tu i teraz. Nie myślą o tym, że przy odrobinie wysiłku i przy drobnym wsparciu swojego partnera on może osiągnąć znacznie więcej niż ma dziś, a przy tym one będą mieć lepiej. Mnie zawsze drażniło to, że ex była zazdrosna o to, że ja mam dobrą pracę, a ona - nie. Miała do mnie pretensje o to, że pracuję, a ona jest w domu z dzieckiem. "Bo wychodzisz do pracy i nic cie nie interesuje, a ja muszę zajmować się dzieckiem". Zaproponowałem, że się zwolnię i sam będę się dzieckiem zajmował. Wówczas stwierdziła: "Dobrze wiesz, że nie o to chodzi". W takim razie, o co chodzi? Każda chwila spędzona z tym dzieckiem była czymś pięknym. Dziecko wprost idealne. Grzeczne, spokojne... Gdy nie było ex w pobliżu, mogłem zrobić wszystko: przygotować obiad dla nas, posprzątać, pobawić się z dzieckiem i nawet trochę zdrzemnąć. Ona jakoś tego nie ogarniała. Wiem, że w przypadku ex popełniłem masę błędów. Teraz jestem już mądrzejszy i nie pozwoliłbym sobie na takie traktowanie.
  12. Mnie bardzo podoba się Mercedes 124. Jkis czas temu chciałem mieć taki. Oczywiście ex i cała jej rodzina: "stare auto, źle, wiocha, wstyd itd". Po co oni w ogóle się wpieprzali w taki sprawy, to nie wiem, ale to był standard. I tak by tym samochodem nie jeździli. Do tej pory mam Carismę. Auto ma 14 lat i nadal dobrze się sprawuje. Nie widzę potrzeby zmiany. Jeśli już, to być może na coś malego, oszczędnego. Dla mnie wystarczy, mało jeżdżę i najczęściej sam lub z córką. Baba musi się pokazać na koszt faceta. Kup takie auto, aby inni jej zazdrościli. Nie Tobie, ale jej. Nawet jeśli sam nie masz potrzeby jeździć dużym samochodem, to i tak masz taki kupić, bo ona tak chce.
  13. Nie osiągnęła celu, jakim był ślub i dzieci, więc dla niej ten czas był zmarnowany. Nie ma znaczenia to, czy było dobrze z gościem, czy nie. Liczy się cel i jego osiągnięcie.
  14. Ja od dawna wiem, że mogę liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Życie mnie tego nauczyło. Może to i dobrze, bo w każdej sytuacji daję sobie radę.
  15. Niektórzy wykładowcy mówili wprost: "Inżynier nie musi znać wszystkiego na pamięć. Inżynier powinien znać pewne możliwości i wiedzieć, gdzie szukać rozwiązania" Sprawa kredytów i procentów to już inna kwestia. Faktem jest, że społeczeństwo jest traktowane jak banda idiotów, którzy nie potrafią policzyć nawet prostych równań. Świadczą o tym choćby reklamy "Kredyt 0%" itp. Oprocentowanie kredytu może i wynosi 0%, ale do tego należy doliczyć prowizję, obowiązkowe ubezpieczenie i inne opłaty. Z 0% robi się RRSO w wysokości 20%. Ludzie często się na to łapią. Kiedyś przez krótki czas miałem do czynienia z bankiem. Ludzie nigdy nie pytali o całkowity koszt kredytu czy o RRSO. Zawsze pytali o oprocentowanie. To akurat nic nie mówi, ale ich najbardziej interesowało. Kredyty generalnie nie muszą być złe. Wszystko zależy od tego, na co się je bierze.
  16. A to ciekawostka. Z mojego doświadczenia wynika, że samice wprost gardzą młodszymi od siebie mężczyznami, a tu proszę - ślub One mają coś zakodowane w swoich mózgach, że młodszy mężczyzna = niedojrzały, głupi, słaby. Wolą starszego lub rówieśnika. Nie wierzę w żadne układy, w których kobieta jest starsza od mężczyzny. To nawet z jego perspektywy nie jest dobry układ. Po co wiązać się ze starszą, kiedy można poszukać młodszej od siebie? Dla mnie nie ma w tym logiki. Koledzy bardzo ładnie opisali samice, które wiążą się z młodszymi. Kieruje nimi przede wszystkim pragnienie zdobycia męża i urodzenia dzieci. Mają świadomość, że ich atrakcyjność spada i coraz trudniej będzie im kogoś znaleźć. Tym bardziej, że w ich wieku jest coraz mniej wolnych mężczyzn, a jeśli nawet są wolni, to najpewniej nie chcą się wiązać. Zostali tylko tacy, których inne panny nie chciały ;-)
  17. Często studia nie są do niczego potrzebne, aby osiągnąć sukces Niedawno myślałem o tym, aby pójść na prawo. Wiele osób pytało: "No, ale po co?". W sumie racja. Przeliczyłem sobie koszt studiów i czas, jaki musiałbym na to poświęcić. Doszedłem do wniosku, że nie ma to większego sensu. Prawnikiem najprawdopodobniej i tak bym nie został, a kształcenie się dla własnej satysfakcji czy dyplomu nie bardzo mnie interesuje. Poza tym biorąc pod uwagę koszt takich studiów, znacznie taniej wychodzi zatrudnienie adwokata do konkretnej sprawy ;-) Uczyć można się samemu z materiałów dostępnych dla studentów. Nie muszę znać całego prawa, go np.: gospodarcze czy administracyjne nie bardzo mnie interesuje. Tak samo jest z innymi kierunkami studiów. Warto się zastanowić, czy one coś wniosą do naszego życia oprócz dyplomu, który można oprawić w ramkę i powiesić na ścianie, aby inni zazdrościli. Czasami szkoda czasu i pieniędzy na to wszystko. Dobrze jest się rozwijać i zawsze to popieram, ale jest wiele dróg do zdobycia wiedzy. Wiadomo, że samemu czasami się nie chce, ale gdy sytuacja do tego zmusza, to trzeba. Wiedzę ze studiów bardzo szybko się zapomina. Sam musiałbym przypomnieć sobie praktycznie wszystko, gdybym potrzebował, bo nigdy nie pracowałem w zawodzie związanym z moim kierunkiem. Plusem studiowania są różnego rodzaju zajęcia praktyczne, jeżeli na danym kierunku w ogóle występują...
  18. Nie przypominam sobie, aby laski, z którymi się spotykałem, miały jakieś kompleksy. Być może niektóre. Czasami robiły głupie sceny zazdrości i bały się, że znajdę sobie inną, choć wtedy poza nimi świata nie widziałem. Ja spotkałem się z czymś innym... Często laski, które nie grzeszą urodą, inteligencją i ogólnie nie są zbyt atrakcyjne, mają osobie takie zdanie, jakby były najpiękniejsze i najmądrzejsze na świecie. Ex wife należała do tego typu osobników. Rodzina wmawiała jej, że to ja mam ogromne szczęście, że ona w ogóle chce ze mną być. Ona sama w to uwierzyła. Sam nie wiem, co w niej widziałem ;-) Jakoś nie przekłada się to u niej na powodzenie u płci przeciwnej. Chociaż... jedna z dziewczyn miała kompleksy na punkcie wyglądu. Czasami coś marudziła, że ma cerę nie taką, że coś jej się nie podoba. Odpowiadałem krótko - jeśli coś Ci się nie podoba, to zmień to. Ja problemu nie widzę :-) Oczywiście był foch, ale już wtedy miałem to gdzieś ;-)
  19. To jest standard. Baba zawsze chce odizolować mężczyznę od jego dotychczasowego środowiska: od rodziny, kumpli, znajomych. Dzięki temu czuje się silniejsza. Chce przejąć go do swojej rodziny. Jeśli takie działania będą się nasilać, to ja zacząłbym się zastanawiać, czy ona nie ma już w planach rozwodu. Facet odizolowany od swojego środowiska nie będzie miał nawet odpowiednich świadków na sprawie. Jej znajomi i rodzina wiedzą wszystko... z jej przekazów. Tak przy okazji... Baby planują rozwód przez wiele miesięcy, a nawet lat.
  20. Znam takiego lamusa, co zawsze sprawia swojej "księżniczce" prezenty, gdy tylko ona zaczyna mówić o rozstaniu Jakiś dobry telefon albo wycieczka zagraniczna... Już wszyscy znajomi się z tego śmieją. Czasami po weekendzie chwali się "ale poruchałem". Wtedy wszyscy zaczynają się zastanawiać "ciekawe, co tym razem jej kupił?" ;-)
  21. Dzięki Jakoś daję radę i wydaje mi się, że córka też. Najgorszy był pierwszy rok. Wtedy ciągle myślałem o dziecku. Przed rozstaniem z ex mieliśmy kontakt codziennie. Praktycznie nieograniczony. Później przez kilka godzin. Taki lajf. Tak działają samice w togach. Rzeczy, które mogłyby wkurwiać, mam znacznie więcej, ale po co denerwować ludzi ;-) Ja chyba już to wszystko "przetrawiłem". Po prostu jestem sobą i dziecko to widzi. Mamy bardzo dobre relacje i jest ze mną szczęśliwa. Im starsza - tym mądrzejsza. Teraz możemy już pogadać całkiem sensownie, choć ma tylko 5 lat :-) Aktualnie nie mogę kompletnie nic zrobić. Wyrok poszedł do apelacji i czekam... od marca ;-) Jeśli sprawa się zakończy, to zaczną się kolejne - w sądzie rejonowym. Tutaj jest trzech samców i mam nadzieję, że okażą się mądrzejsi od suk z okręgowego. Z opowieści różnych samic wiem, że są do nich raczej negatywnie nastawieni. Układam sobie wszystko powolutku, kolekcjonuję dowody na różne sprawy, zbieram informację, uczę się. Takie tam. To w wolnej chwili. Na szczęście mam dość dobrą pamięć ;-) Z resztą ja i tak nie mam najgorzej. Znam wielu chłopaków, którzy nie widzą własnych dzieci przez długie miesiące, a nawet lata. Nikt z tym nic nie robi. Dziecko jest manipulowane przez matkę i jej rodzinę do tego stopnia, że nie chce widywać się z tatą - oczywiście mówi tak w obecności matki. Gdy nie ma jej w pobliżu, dzieci chętnie przytulają się do taty i chcą spędzać z nim czas. Kiedyś ktoś wrzucił do sieci filmik, aby pokazać, jak wyglądają jego spotkania z synem. Chłopak w wieku kilkunastu lat wyzywał ojca ku uciesze matki, a do jej fagasa mówił "tata". To jakiś horror.
  22. Rycerzyki mają wiele cech żeńskich. Im też zależy na dobrej pracy, pozycji społecznej, samochodzie... po to, aby zdobyć ładna samicę. Zdobycie jej często traktują jako priorytet. Wszystko jest podporządkowane temu celowi. Dla nich ładna samica jest jak trofeum. Szczycą się tym i wydaje im się, że wszyscy im jej zazdroszczą. Często porównują swoje samice z samicami innych mężczyzn lub rycerzyków. Zawsze chcą mieć najładniejszą. Czasami zastanawiam się, czy nie jest to rodzaj masochizmu. Rycerzyki są gnębione przez swoje księżniczki, traktowane jak ściery do podłogi, a mimo to są szczęśliwi, że one z nimi są. Wiele z tych samic i tak ma bolca na boku, a z rycerzykiem jest tylko ze dlatego, że im się to opłaca. Znam dobrze jednego takiego, którego nazwałbym pizdą, bo nawet na określenie "rycerzyk" nie zasługuje. W jego własnym domu jest traktowany przez tę swoją "księżniczkę", jak zwykły śmieć. Nawet koleżanka, która jest rasową feministką była w szoku, gdy widziała, jak on jej usługuje. Często pokazuje zdjęcia swojej "księżniczki", chwaląc się, jaka to ona jest piękna. Dla mnie to jest żenujące. Często podśmiechuje się głupio, gdy mówię coś na temat kobiet... cóż - to jego problem, a nie mój. Widocznie niewystarczająco ona go tresuje. W moim przekonaniu, to wszystko nie ma żadnego związku z naturą, genetyką. Takie zachowania nie są dziedziczone. Gdyby były, to nigdy nie traktowałbym kobiet poważnie. Tak, jak je traktowałem. Od razu zachowywałbym się jak rasowy samiec.
  23. Pomnik komunizmu, czy też nie - stanowi obowiązujące prawo w Polsce. Nie ma innego. Można się z nim nie zgadzać, ale trzeba przestrzegać. W sensie biologicznym żona nie jest rodziną. W sensie prawnym - jest. Poza jest jeszcze inny aspekt. Po zawarciu małżeństwa powstaje nowa rodzina. Jeżeli jedna ze stron twierdzi, że mąż/żona rodziną nie jest, to coś tutaj nie gra. W ten sposób ta osoba mówi wprost, że ma w dupie wcześniejsze ustalenia, umowy i regulacje. Ona wie swoje. To tak, jakby żona powiedziała wprost, że jesteś tylko zwykłym frajerem, z którym ona mieszka. Nie ma żadnych zobowiązań wobec Ciebie. Może robić, co chce. Nie jesteś dla niej nikim ważnym i oprócz aktu prawnego nic jej z Tobą nie liczy. To nie jest normalne. Tym bardziej w momencie, kiedy w rodzinie pojawiają się dzieci.
  24. Ja nie rozmawiam z bratem na żadne poważne i istotne tematy. Nauczyłem się tego wiele lat temu. Od małego o wszystkim gadał matce. Często wkręcałem mu różne głupoty wiedząc, że przekaże to dalej ;-) Dzisiaj rozmawiałem z dziewczynami z pracy o paru kwestiach i kundel z boku zaczynał się podśmiewać. Nie gadam z idiotą od dawna, choć siedzi przy sąsiednim biurku. Chce być kundlem swojej samicy, to niech będzie - to jest jego sprawa. Przyjdzie czas, że zgaśnie ten jego durnowaty uśmieszek
  25. Nie masz racji. Żona nie jest krewną, to jest oczywiste: Art. 617. § 1. Krewnymi w linii prostej są osoby, z których jedna pochodzi od drugiej. Krewnymi w linii bocznej są osoby, które pochodzą od wspólnego przodka, a nie są krewnymi w linii prostej. Jednak jest rodziną w sensie prawnym: Art. 23. Małżonkowie mają równe prawa i obowiązki w małżeństwie. Są obowiązani do wspólnego pożycia, do wzajemnej pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli. Co ciekawe, nawet po rozwodzie członkowie rodziny żony są powinowatymi: Art. 618. § 1. Z małżeństwa wynika powinowactwo między małżonkiem a krewnymi drugiego małżonka. Trwa ono mimo ustania małżeństwa. § 2. Linię i stopień powinowactwa określa się według linii i stopnia pokrewieństwa. Żona nie jest rodziną w sensie biologicznym. Gdyby była spokrewniona z mężem, to oczywiste, że do zawarcia małżeństwa nie mogłoby dojść. Jest jednak rodziną w sensie prawnym. Jej rodzina, to powinowaci.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.