Skocz do zawartości

Stary_Niedzwiedz

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2070
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    11
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Stary_Niedzwiedz

  1. Prawda, Bracie. Niestety (!) większość panów ten temat zlewa. Fryz w wersji "za dyszkę proszę" i... Niby OK, ale... Wiele, wiele lat nosiłem się takoż właśnie, aż w końcu w ramach wielu zmian w swoim życiu i wyglądzie zacząłem drążyć (także) temat fryzur i stylizacji. Koniec końców zostałem z dość... awangardową (zwłaszcza jak na mój wiek, zawód i miejsce pracy :-) ) fryzurą. Plusy? - Laskom się podoba :-) - Pasuje do mojego image, - Dobrze się komponuje z moim ryłem i łbem. - PODOBAM SIĘ SOBIE (więc są "+" do pewności siebie) Minusy? - Koszty (fryzjer co max 4 tygodnie, najlepiej co 3, koszt ok 40 PLN/strzał). Raz na 2-3 m-ce muszę dokupić trochę kosmetyków (50 PLN) - Trochę zabawy (trzeba stylówę zrobić codziennie - powiedzmy +5 minut do porannych ablucji) NATOMIAST... Zauważyłem, że - niestety - większość panów temat zlewa i TRACI na tym. Serio, MĘSKIE wydatki na fryzjera, o ile nie idziemy w zupełną awangardę z koloryzacją itp to kropla w morzu w porównaniu do wydatków pań. Sępienie paru zeta na OGARNIĘTEGO fryzjera, który zrobi nam na głowie coś więcej, niż "540DDC", tudzież fryz "na zapałkę"... Dla mnie obecnie wydatek na fryzjera to taki sam koszt jak pieniądz wydany na ogarnięty ciuch. Po prostu - trzeba. Pewnie, można popylać w ortalionach 24/7, tylko że sami sobie strzelamy w ten sposób w stopę, tonąc w tłumie "Januszy". Bracia Samcy są elitą, i jak idą między plebs to mają błyszczeć jak diamenty! :-)
  2. Howard Dare - https://www.youtube.com/channel/UCs-brcHDxKqrOGU9cEWuCMQ MGTOW Philosopher - https://www.youtube.com/user/Balancemaster Turd Flinging Monkey - https://www.youtube.com/user/MorgueToeTag Stefan Molyneux - https://www.youtube.com/channel/UC4pJtV2ySmwPjXzTJMyqXnQ Enterpreneurs In Cars - https://www.youtube.com/user/EntrepreneursInCars
  3. Przecież to uzdrowiłoby Wasz związek! Ty zimny, nieczuły warchlaku!! Dziecko na zgodę to najlepszy pomysł na świecie!
  4. Koledzy już w większości opowiedzieli to, co chcę powiedzieć i ja, ale -> więcej głosów = "większa słuszność" :-) No to jedźmy: Udaj się do lekarza, poproś o skierowanie na badań krwi, KONIECZNIE z oznaczeniem poziomu wapnia. Również dieta wysokowapniowa to dobry pomysł. Rosnące intensywnie poroże może spowodować jego niedobory. Czytaj: "Mam bolca na boku. Bolec jest NIECO lepszy niż Ty, ale jeszcze nie urobiłam go dupką wystarczająco dobrze. Bądź zatem taki miły i zechciej poczekać na bocznicy, abym - w razie niepowodzenia mojego Wspaniałego Planu - miała gdzie wracać i "dać ci drugą szansę, ale nie spieprz tego tym razem!" No serio? "Stacja techniczno-postojowa >>ORBITA<<. Pociąg kończy trasę" "Miś, Ty wiesz, ile kosztuje wynajęcie magazynu? I to jeszcze z ubezpieczeniem i ochroną? Miś, ja teraz mam pilniejsze wydatki! Miś, ja teraz odżyłam, ja muszę być piękna dla swojego nowego bolo! Czy Ty wiesz, ile brazylijski wosk kosztuje?? Miś, Ty w ogóle nie rozumiesz potrzeb kobiety! Miś, ja przecież nie zwalę mu się po paru tygodniach na łeb ze swoimi klamotami, bo jeszcze gotów na oczka przejrzeć! Miś, ja pourabiam, a Ty poczekaj jeszcze na stacji techniczno-postojowej! Rozmawiałeś z moją psiapsi? Ona tak mądrze prawi o lekcjach życia, prawda? Ucz się, Miś, UCZ! I pamiętaj, Miś, jak tylko mnie bolec kopnie w dupę to jesteś w ścisłej czołówce kolejki adoratorów! No, to buziolki, muszę lecieć, bo mój drugi Miś czekał nie będzie! Pilnuj moich fatałaszków! "Wiesz, Miś, jednak mój Bolo nie bałdzo chce się określić. Urabiam ile mogę, ale już cipka mnie od tego urabiania boli. Chodzę jakby mi jajka spuchły, a Bolo dalej twardy, no... Miś, wiesz, to ja to poprzemyśliwuję. Ile mi dasz, za udostępnienie mojej groty rozkoszy? Może i bym wróciła, ale wiesz - nie ma w życiu darmowych lunchy... Ja? Winna? Miś, co Ty za głupoty pleciesz? Miś, przecież ja jestem KOBIETĄ! Ja jestem z definicji IDEALNA. Miś, ty ciesz się, że ja w ogóle chcę z Tobą rozmawiać!" I słuszna koncepcja. Na chwilę obecną pozostaje kupić sobie dywan. Rozłożyć elegancko na podłodze, po czym paść, gryźć ów dywan, wyć w niebogłosy (głównie nad głupotą własną), po czym wstać i grać twardziela. Co do gratów - eksmisja "na twardo" (spakuj i wywieź na śmietnik) bez uprzedzenia to moim zdaniem słaby pomysł. Jeśli już, to poinformować panią na piśmie (SMS/fejzbóg/etc), że "czas do namysłu się skończył, TY sobie przemyślałeś, żadnej przyszłości nie będzie, więc ma 7 dni na zabranie klamotów. Po tym terminie uznajesz je za porzucone i uznajesz, że upoważniła Cię do ich utylizacji". Spakować, "żeby nie musiała się wysilać" (a tak naprawdę - żeby skróciła czas pobytu u Ciebie do minimum) i niech zabiera. Nie zabierze - trudno. Powtórz wezwanie, a jak nie, to utylizuj. Powodzenia!
  5. Nie-do-końca. Po prostu - w pewnym wieku czas robi swoje. Hormony to jeszcze bardziej szaleją (vide libido pań rosnące lawinowo po 30) Niestety -> cyc oklapł, dziób już nie ten, celulit rozkwitł, a konkurencja wciąż piękna, młoda i ma niezmiennie 21 lat :-) Pani CHCE mieć faceta 10/10, ale z jej aktualnymi warunkami to musi zrewidować chciejstwo i "poczuć potrzebę ustatkowania się", "znaleźć DOBREGO chłopaka" itd. Oficjalnie nazywa się to "dojrzałą postawą". A w praktyce jest skamlaniem za piękną młodością. Pańcia już nie powojuje - musi łepetynkę posypać popiołem i udać się na swoje miejsce w szeregu... Niestety - dysonans poznawczy tego procesu bywa dla pań straszny... Rozczula mnie loszkopierdzenie, jakie to panie 35+/40+ są "LEPSZE niż 20-tki, bo takie dojrzałe, z klasą, i w ogóle" Kwiczę, kisnę, torfieję, fermentuję - do wyboru... I wprost mówię czasem, że "sory niunia, kobiety są jak samochody - można mieć SENTYMENT do starego auta. Lubić te jego poobijane zderzaki, wysiedziany fotel, skrzypiący silnik, ale obiektywnie - nówka sztuka wprost z salonu jest LEPSZA i jeździ się nią duuużo przyjemniej..." O jakże się pienią :-) Prawda jest czasem okrutna...
  6. Pozwól, że jednakowoż pozostanę przy tym "kuluarowym przekonaniu" :-) Koledzy trochę Ci podprostowali, a ja powiem jeszcze tak: Najważniejsze - mindset. Wbrew pozorom - kobiety nie chcą faceta z wymiarami/pięniędzmi/etc, tylko gościa MĘSKIEGO. Który ma na czole wypisane "Jestem ciacho. Grzmociłbym sam siebie. Jak będziesz grzeczna, to pozwolę Ci mnie pogrzmocić, mała!" Jak koleś ma 2,10 wzrostu/rzeźbę jak Adonis/hajsu jak lodu ale SAM UWAŻA, że jest pipką, to właśnie to ma wypisane na czole -> "Jestem pipka". Laska co najwyżej chwilę się na nim pobuja i oleje go ciepłym moczem - bo pipka. Problem NIE leży w Twoim wzroście, tylko w Twojej głowie i nastawieniu. Obiektywnie: - Ze wzrostem 165 jesteś na poziomie ŚREDNIEGO wzrostu laski. - Jest całe STADO lasek o wzroście <165 cm. Zaufaj mi. Dla mnie kobieta kończy się na 160 cm - nie mam problemów ze znalezieniem "grupy targetowej" :-) - Twój wzrost to jest temat z którym NIC nie zrobisz. Możesz (musisz!) to po prostu ZAAKCEPTOWAĆ i POLUBIĆ. Kompleks wzrostu SAM wytworzyłeś w swojej głowie, usiłując żyć pod dyktando loszek. "Bo facet to zaczyna się od 180 cm". Tja... Mi do tych minimów brakuje - jakoś nie odnotowałem problemów (wręcz czasem bywa klęska urodzaju :-) ). Teraz -> co zrobić? Podpowiedzieli Ci już. A ja powtórzę: Bądź ZAJEBISTY. Kwestię wzrostu olej sikiem prostym - NIC Z TYM NIE ZROBISZ. Nadrabiaj POSTAWĄ. Ogarnij sobie jakiś sport - to świetnie buduje poczucie "cielesnej" wartości u faceta. Ogarnij sobie tercet p.t. "ciuch-fryz-i-wymów" - niech Twój widok będzie po prostu miły dla oka :-D Ogarnij głowę - to nie Ty jesteś petentem. To lasce niebo się na łeb zwaliło, że Ciebie spotkała. Zaszczyt ją kopnął, a nie przykry obowiązek. A przede wszystkim - "Fake it untill you make it. Than fake it untill you become it". Patrz w lustro (dosłownie!) i powtarzaj: Jestem zajebiste ciacho. RUCHAŁBYM. Do skutku. Aż faktycznie popatrzysz w lustro i będziesz chciał grzmocić :-) Ta no nie... Się ogarnij, bo póki co jak loszka działasz - zeszyt wymówek grubości sporej encyklopedii i taplanie się w bajorku p.t. "o ja nieszczęśliwa..."... Z tą postawą nie podmuchasz...
  7. Dzień dobry szanownym Panom! Długo lurkowałem, przyszła pora, aby się zarejestrować i zacząć coś pisać :-) Pozdrawiam,
  8. Biorąc pod uwagę fakt, że związki rządzą się takimi samymi prawami jak ekonomia, to.... Uroda pań to dość szybko deprecjonujące aktywa. A z ekonomii wiadomo, że takich aktywów nie warto nabywać, tylko brać w korzystanie (wypożyczać, leasingować - jakkolwiek). W momencie, gdy następuje koniec użyteczności owego'ż aktywa -> pozbywamy się go i bierzemy w to miejsce kolejne, NOWE, bardziej użyteczne (i zazwyczaj w zbliżonych kosztach użytkowania)... Proste! :-)
  9. Tu trochę zahaczamy o behawioryzm psi. Bo - męczy i nie męczy. To co wyżej ma zastosowanie w każdym wypadku: pies jest zależny od człowieka. Bez niego nie przeżyje. Żyją sobie zatem w symbiozie. Na poziomie czysto biologicznym zatem jest jasne. Pytanie, jaki KOMFORT, przede wszystkim psychiczny ma pies. O ile mieszkanie jest wielkości co namniej budy :-) no to komfort czysto fizyczny pies MA. Pytanie zatem, jak właściciel psa ogarnia jego potrzeby. Tu posłużę się przykładem, jaki kiedyś posłyszałem w audycji n/t "cierpienia psa w mieszkaniu". Otóż pani bardzo ładnie to wyłożyła i - patrząc na moje ze zwierzakami doświadczenia - zgadzam się w pełni z jej tezami. Niestety - autorki nie pomnę, nie przytoczę. ALE - co do zasady. Pies - jak i człowiek - jest zwierzęciem społecznym. I do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje interakcji z otoczeniem. Czy zatem pies, który mieszka w "małym mieszkaniu w bloku cierpi"? Nie. Jeżeli pies ów regularnie z owego mieszkania wychodzi, łazi z właścicielem po bliższej i dalszej okolicy, co niekoniecznie oznacza kilometrowe spacery, ale np zabranie psa ze sobą samochodem "w miasto", czy do znajomych, ma okazję "pozwiedzać", powąchać, pouprawiać "psi socjal", to - tak jak i człowiek - mieszkanie traktuje jak człowiek: dach nad łbem i miejsce do spania. Po rozrywkę idzie się "w miasto" Jeżeli pies jest zamknięty w 4 ścianach, to głupieje. Tak samo jak i człowiek - odizolowany (więzienia, izolatki, ludzie przykuci do łóżka, "piwniczanie") zaczyna "dziczeć". Ładnie owa pani również zgasiła "argument" p.t. "mój pies to dopiero ma dobrze, bo ja to mam 1000 mkw ogrodu i on tam sobie siedzi, nigdzie wychodzić nie musi". I tak i nie. Bo taki psiak ma niby jakąś_tam przestrzeń życiową, ale... Tydzień-dwa i on zna ten ogród na wylot. Zero nowych bodźców. Można to porównać do zamknięcia człowieka w sporym areszcie domowym z dużą biblioteką. Z początku - spoko. Potem, jak już wszystkie książki 3x przeczytasz, to dostajesz korby, bo brak jest nowych bodźców. To samo ze zwierzakiem. Także - o ile ktoś nie odwali akcji p.t. "robię z psa piwniczanina", daje mu regularnie ruch (tu pamiętajmy, że dla różnych ras różne są potrzeby ruchu - pies ozdobny raczej nie ucieszy się z parogodzinnych spacerów po x km, tak samo np husky dostanie pierdolca jak będzie "wysadzany" 3x dziennie po 5 minut i na chatę) i "socjal", to zwierzor dożyje zaskakująco długich lat w dobrej kondycji cielesnej i umysłowej.
  10. Wcześniej siedział z człowiekiem w jaskinii :-) Albo pilnował obejścia, albo mieszkał z trzodą, albo pomagał w ten czy inny sposób człowiekowi... Różne psy spełniały/spełniają różne role. Masz np psy stróżujące (np pinczerowate), polujące (np. wyżłowate), psy pasterskie (owczarki), czy wreszcie - całą grupę FCI psów do towarzystwa. Stąd też stwierdzenie, że "pies się męczy mieszkając z człowiekiem" jest - delikatnie mówiąc - mocno na wyrost :-)
  11. Pies jest zwierzęciem "stworzonym" przez człowieka. Przez wiele tysięcy lat, człowiek "modyfikował go genetycznie" (mniej-bardziej świadoma hodowla selektywna, mająca na celu wzmocnienie pożądanych u danego zwierzęcia/rasy cech psychicznych i fizycznych). Obecnie pies jest praktycznie zależny od człowieka - w zdecydowanej większości przypadków nie byłby w stanie bez niego przeżyć. Idąc tym tropem - założenie, że człowiek "więzi" psa jest błędne. Stworzył go jako część swego stada, żyją w symbiozie. OCZYWIŚCIE -> zakładamy tu normalną sytuację - pies jest członkiem naszego "stada", nie krzywdzimy zwierzora itd - po prostu z nami żyje. W przypadku kotów/szczurów... Hmmm... Kot jest zdecydowanie bardziej dzikim zwierzęciem niż pies. Z drugiej strony - są domowe koty, które mają sporą dozę samodzielności - wychodzą "w Polskę", czasem na dzień-dwa, wracają same, nie przymuszone. Czyli jednak nie ma "niewolnictwa"... Oczywiście - one bardziej wracają spragnione ciepełka i pełnej michy, niż naszego szacownego towarzystwa :-), ale jednak. Szczur... Cóż... To tak naprawdę dzikie zwierze. Przy pierwszej nadarzającej się okazji zapewne "oddali się dziarskim krokiem" :-)
  12. I właśnie dlatego trzeba się dobrze zbroić i umiejętnie bronić... Ze sprawami rodzinnymi/rozwodowymi jest tak, że 90+% wyniku rozgrywa się poza salą sądową - to praca nad drugą stroną, czasem wieloletnia, oraz dobrze dobrane wsparcie fachowca - tu: osoby dobrze obeznanej z realiami sądowymi. Prawnik nie jest tani. DOBRY prawnik zdecydowanie nie jest tani. Koszta, jakie może za sobą pociągnąć spieprzona sprawa rozwodowa mogą jednakowoż utopić. W skrajnym wypadku - wpędzić w nędzę i do puszki (uporczywe uchylanie się od alimentów)... Od siebie dodam jedno - warto bazować na opinii. I to na tzw "word-of-mouth", a nie na "opiniach" z netu. A już najlepiej - na opinii znajomego, który osobiście przećwiczył akcje w sądzie i sprawdził "papugie" w boju.
  13. I tak, i nie. Sąd orzeka alimenty (teoretycznie) na długi okres. To, że pokażesz jakieś_tam swoje wyliczenia, to jedno. Że dodasz do tego kilometrowe logiczne wyjaśnienie, które 100% będzie się trzymać kupy, to drugie. A że sąd, "kierując się życiowym doświadczeniem" weźmie kwotę z sufitu (albo z dupska) i taką Ci przybije... Przykład znany "na opowiadanego", ale wiarygodne źródło. Pan "lekkoduch". Artysta, bez grosza przy duszy. Gołodupcew. Bezrobotny. Tzn ciężko "robotny", bo "ma wenę", ino hajsów z tej roboty niet. Żadnych. Pani - kobieta biznesu, zarobiona pod korek. Zarobki średnie 5-cyfrowe, nie z jedynką z przodu. Małżeństwo. Dwoje dzieci. Gospodarstwo domowe i mąż w 100% na głowie i portfelu pani. Wypisz - wymaluj odwrotność standardowej sytuacji małżeńskiej :-) Pani zainicjowała rozwód. Na sali sądowej przysięgała się na wszelkie świętości (i dała na to wagon kwitów + ogarniętego prawnika), że alimenty to są jej (i dzieciom) potrzebne jak świni parasol, pogonienie pasożyta z domu oznacza, że dzieciom finansowo per saldo wieść się będzie lepiej, bo dochód per capita w rodzinie - paradoksalnie - wzrośnie, a odpalenie eksmęża/wciąż ojca do przytułku to słaby pomysł. Małżonek również wspierający powyższe, no bo raz, że logika, dwa, że on faktyczną pracą zarobkową nie skalan, bo przecie wiersze pisze... Cóż zrobił sąd, kierowany "mądrością życiową"? (werbleeee!!) Dwoje dzieci, oboje przy matce, no to ojciec ma od dziś płacić po 1000 PLN/miesiąc/dziecki. 2 kafle łącznie. Bo "sąd kieruje się jego możliwościami zarobkowymi" - czytaj: facet w okolicach 40-tki, bez doświadczenia zawodowego - zdaniem sądu - bez trudu znajdzie pracę, która pozwoli mu nie zdechnąć z głodu i jeszcze pierdnąć 2 kaflony w dzieci. (badum-dum-tssst!) Także ten... Logiki w działaniach sądu czasem trudno się dopatrzeć.... Jeśli tylko jesteś w stanie pociągnąć to finansowo - inwestuj (podkreślam, bo to wbrew pozorom nie wydatek) w dobrego prawnika. Najlepiej specjalizującego się w prawie rodzinnym. I bazuj na opinii osobistej, a nie internetowych z google - tu można się przejechać... I to staraj się maksymalnie dokumentować i przedstawiać sądowi. Przeciwnik ma wyjść na pieniaczkę i poszukiwaczkę złota. Ty masz być do rany przyłóż ojcem, który ma w dupie pieniaczkę i jej podskakiwanie, a widzi tylko dziecko i jego dobro. W takim przypadku Twoje szanse rosną. Masz do tego prawo :-) Możesz też w ogóle zadziałać a'contrario i wystąpić sam z wnioskiem o uregulowanie opieki i alimentację :-)
  14. DZIŚ mieszka "u Ciebie". Jutro - niekoniecznie. Jeśli nie mieszkacie razem, wówczas będzie miała podstawę - powiedzmy - merytoryczną do wystąpienia o alimentację na dziecko. Jedno pytanie -> GDZIE meldowane jest dziecko? Z zasady jest meldowane przy matce (ojciec ma gówno do powiedzenia), ewentualnie ZA ZGODĄ MATKI - przy ojcu. Wprawdzie sądy zauważyły już, że adres ZAMIESZKANIA nie = adres ZAMELDOWANIA, ale - może być tak, że loszka oddali się kurcgalopkiem pod ten adres wraz z dzieckiem, no i trochę w dupie będziesz. Scenariusz, który opisujesz jest standardem w PL realiach -> Ty musisz się zabezpieczyć, żeby przed sądem udokumentować DOBRO DZIECKA. Tak sobie ustawiaj WSZELKIE dowody/kwity itp. Twoje stosunki z matką dziecka w tej układance istnieją wyłącznie w tym aspekcie, że "ona gra dzieckiem dla własnych korzyści". Jeśli zepniesz pkt "dobro dziecka" z pktem "matka gra dla własnej korzyści" i jeszcze postawisz ją w niekorzystnym świetle z pktu widzenia działania na rzecz dobra dziecka (w sensie "ona gra na siebie, a nie na dziecko, a ja wręcz przeciwnie, proszę, oto dowody") - Twoje szanse rosną. Jak wyżej - kombinuj. Im bardziej obcy świadek, tym bardziej "bezstronny" i z pktu widzenia sądu - teoretycznie bardziej wiarygodny. Tu już musisz sam działać. Punktów zaczepienia masz wiele, choćby to co podałem. Buduj "sieć społeczną" wokół siebie. A dziadków też trochę zmobilizuj. Daleko bo daleko, ale z wnukiem mogą chcieć się spotkać :-) Masz takie dowody a nie inne. Lepsze gówniane dowody, niż brak dowodów :-) L4 - jeśli Ci się to nie opłaca - nie bierz. "Wysoki sądzie, nie opłaca mi się brać L4, bo taka jest organizacja mojej pracy, że to bez sensu, natomiast proszę, tu są dowody, że w tym czasie sprawowałem opiekę nad dzieckiem. Jeżeli matka twierdzi inaczej, to proszę, niech to udowodni" - przerzucasz ciężar dowodu na drugą stronę :-) Poza tym -> jak ma loszka w robocie maila, to koresponduj z nią w trakcie choroby dziecka. Odpisze? Znaczy była w pracy :-) SIEBIE (rozmowy ze sobą - czy to telefoniczne, czy osobiste) masz prawo nagrywać bez ograniczeń. Nikogo nie musisz informować. Nie masz prawa nagrywać INNYCH osób bez ich zezwolenia/świadomości. Na ludzki język - masz pełne prawo nosić przy sobie 24/7 włączony dyktafon. ALE - nie masz prawa podrzucić komuś takiego dyktafonu. OCZYWIŚCIE - można znaleźć w orzecznictwie wyjątki (np nagrania z dyktafonu w samochodzie = "monitoring mojego mienia", tracker GPS na samochodzie = "monitoring mienia" itd), ale - co do zasady jak wyżej. Jeśli więc masz takie nagrania i to z szerszym kontekstem, a nie wycinek w postaci 1 zdania, żeby ktoś podważał, że to "wycięte z kontekstu" - jest dobrze. Oczywiście najlepsze są dokumenty na papierze (czyli również elektroniczne - maile/sms/messengery itp) - sądy nie lubią godzinnych stenogramów z nagrań... Oczekujesz bardziej wysublimowanej odpowiedzi, niż "aby żyć z dziecka, a Tobie dopieprzyć"? Hmm...
  15. Ma sens, jeżeli partnerka chce zacząć sobie układać nowe życie i chce mieć podkładkę sądową na opiekę i alimenty (czytaj - alimenty). Aktualnie płacisz za jej lokal/dziecko/miskę, ale wkrótce przeskoczy na inną gałązkę, tym niemniej coś w odwodzie (kasę "na dziecko") trzeba mieć... Co do opieki naprzemiennej sensu stricte (dziecko miesza np tydzień u taty, tydzień u mamy, wakacje na pół, święta na pół, wspólne ponoszenie kosztów stałych - edukacja, samodzielne wyjazdy itp i wzajemne zniesienie kosztów bieżących - dach nad głową, miska, ciuchy itp) Jeżeli nie ma MOCNEJ woli po obu stronach do opieki naprzemiennej, to w dzisiejszych realiach sądowych - zapomnij. Podstawą dla sądu jest stojących naprzeciwko dwoje ZDETERMINOWANYCH do takiej opieki ludzi. Jak sąd zobaczy i poczuje, że jeśli nie da Wam naprzemiennej, to będziecie go czołgać przez kolejne instancje, odwoływać się i walczyć aż do skutku, to machnie na to ręką. Warunek brzegowy - jak wyżej. 95% pracy przy wystąpieniu o opiekę naprzemienną to praca nad matką dziecka. Tyle o naprzemiennej. Jeżeli masz plan jak powyżej (dziecko formalnie przy matce, alimenty "dla matki", maks dużo czasu z dzieckiem) - przelej toto na papier (masz dostępne w sieci różne kwity p.t. "rodzicielski plan wychowawczy") i wyjdź z taką propozycją do partnerki. Zapewne - jak mówisz - obśmieje. Drąż wówczas DLACZEGO. Jeżeli nie ma sensownej odpowiedzi z której wynika DOBRO DZIECKA (nie dobro matki, tylko dziecka) - przed sądem będziesz mógł podnieść, że "takie podejście wynika ze skonfliktowania rodziców, a nie jest właściwe dla dziecka." Jak już Ci napisali - staraj się mieć kwity, które dyskredytują partnerkę w oczach sądu - kwity na wydatki, kwity na własną opiekę nad dzieckiem, kwity, że robi Ci pod górę z ustaleniem sensownej opieki nad dzieckiem itd. Jeśli masz ślad, że powiedziała Ci "płać i spier...., to nie będę Ci robić pod górę w byciu weekendowym tatusiem" - już jest dobrze: "Wysoki Sądzie, to granie dzieckiem". Zbieraj kwity, dokumentuj, nagrywaj, ślij maile, sms-y, polub messengera/whattsappa - DOKUMENTUJ. Jak będzie trzeba - wystąp do sądu o opinię OZSS. Niech stwierdzą, czy masz dobrą więź z dzieckiem. Jeśli sam odbierasz dziecko z przedszkola, to raczej podpisujesz listę (ja z moim dzieckiem musiałem, bo raz - odbiór, dwa - godzina do rozliczeń) - masz dowód, kto odstawiał/odbierał dziecko z przedszkola. Możesz to wyciągnąć przed sądem, nawet nie jako dowód własny, tylko niech sobie sąd ściągnie z placówki - wówczas kwit nie do obalenia, bo "dokument urzędowy". Siedzisz z dzieckiem na chorobie? Dokumentuj to jakkolwiek. Bierzesz L4 na dziecko - masz mocny kwit. Pracujesz zdalnie kołysząc jedną ręką dzieciaka - szukaj podkładek. "Nie spotkam się dziś z panem, bo muszę siedzieć z chorym dzieckiem, przesuńmy spotkanie na ..." Świadkowie - również. Zaproś kumpla na herbatkę - przecież "nie możesz za bardzo wyjść w miasto na browara"... Zaproś rodziców - niech nawiązują więź z wnuczkiem. Bądź widoczny jako ojciec. Znajdź se dupę :-), nawet orbiterkę i holuj ze sobą czasem dzieciaka. Zabezpieczaj sobie tyły i dokumentuj, że matka dziecka wali z sądem w kulki i gra dzieckiem. Metoda w naszym kraju nie do końca skuteczna (wiadomo - "matka święta jest"), ale Twoje szanse w oczach sądu rosną. Przedstawiasz się jako spokojny, rzeczowy, opanowany gość, a baba wychodzi na nawiedzoną wariatkę, która szuka złota. Są szanse, że to zagra na Twoją korzyść. A przede wszystkim - pracuj nad matką dziecka. Nie wdawaj się w dyskusje nad losem dziecka, bo loszka tak naprawdę to ma dziecko w dupie. Pokazuj jej PALCEM, że w JEJ INTERESIE JEST, żebyś Ty się dzieckiem zajmował. Chce się parzyć z nowym Mietkiem? No toć chyba WYGODNIEJ jej będzie, jak Ty w tym czasie ogarniesz dziecko. Chce wyjść na miasto z "koleżankami"? To chyba WYGODNIEJ JEJ będzie, jak Ty się zajmiesz dzieckiem Chce wyjechać na urlop? To WYGODNIEJ JEJ będzie, jak Ty się zajmiesz dzieckiem. Bardzo skuteczna i przemawiająca babie do rozumu metoda. Dobrze popracujesz nad nią - są szanse, że zmięknie i się ogarnie... Powodzenia, Bracie. Jeszcze długa droga przed Tobą...
  16. Badanie prawdomówności małżonki wyszło ze skutkiem pozytywnym :-) Jakby nie patrzeć - załapałem się na te 99,9998%. Powiem Ci - wielka (!) ulga, potężny kamień z serca, patrząc z perspektywy paru m-cy jakie już minęły od chwili wyniku - zdecydowanie poprawiło mi to relację z dzieckiem i z wkrótce_eks małżonką. Jedne z lepiej wydanych pieniędzy w moim życiu. A na marginesie ciekawostka: Paniom ze swojego otoczenia notorycznie walę swoisty shit-test, czyli opowiadam historię Martusi Kaczyńskiej i akcji, jaką odwaliła pierwszemu mężowi (w skrócie - facet ożenił się "bo pańcia wpadła", po czym przy rozwodzie chciał ustalenia kontaktów z "córką", no i się dowiedział, że przez 6 lat wychowywał nie swoje dziecko i wara) z zapytaniem "Co sądzisz o takim postępowaniu?" ŻADNA (!) nie potępiła jednoznacznie pasożytki!!! Zawsze jest "no wiesz, no to takie ten, no NIEWAŻNE KTO SPŁODZIŁ, WAŻNE KTO WYCHOWAŁ" - bardzo ładnie milkną na pytanie "pochuj się w takim razie w ciążę pakują, tyją, wyją na porodach itd, skoro tyle dzieci w sierocińcach, przecież >>nieważne kto spłodził...<<" Nie żeby mnie to (po lekturze tego forum) szczególnie dziwiło, ale - o jakżesz to bawi, jak człowiek staje się świadomy natury naszych pań :-) Ale to jeszcze nic. Idźmy dalej. Na tej kanwie, bazując, z dwoma paniami będącym w głębokim wzajemny friendzone (żeby fejm w miasto nie poszedł) pociągnąłem w ramach dalszych testów temat dalej i wyprowadziłem rozmowę na tory, gdzie zadały pytanie "A skąd ty w ogóle wiesz, że wychowujesz swoje dziecko, co to za różnica, przecież nieważne kto spłodził, ważne, kto wychował" (no znane klimaty, co ja będę się produkował...). Moja odpowiedź: No wiem. Mam pewność. Dokładnie 99,9998% pewności. Panowie... Jaki laski miały mindfuck! Jaki opad wargi! Jakim'ż "zimnym, wyrachowanym skurwielem" zostałem wyzwany... Och, jakież to piękne :-) Panie wpadły w autentyczne przerażenie, jakim atomowym działem na ich "słodkie tajemnice" są testy DNA... Drodzy bracia... Sprawdzajcie i dzielcie się z samicami swoją (pozytywną) opinią n/t testów. Warto. To dobrze wydany pieniądz.
  17. Hej. Mój pierwszy merytoryczny post, mam nadzieję, że nic nie wtopię :-) Ja robiłem w firmie Genlab. http://genlab.pl Można ogarniać wysyłkowo/we współpracujących laboratoriach, także w praktyce jest to cała Polska. W moim przypadku była to próbka z mikrośladu (dziecko) + wymaz z policzka (ja) Pierwsze podejście - guma do żucia - "spalone"; nie udało się wyodrębnić odpowiedniej jakości materiału DNA. Drugie podejście (w cenie) - wymaz z ucha (wydzielina z ucha na patyczku) - poszło. Na wynik normalny czeka się od tygodnia w górę. W moim przypadku - mikroślad, problemy z wyodrębnieniem materiału, druga próbka itd - cała impreza zajęła prawie miesiąc (niestety...) - nie jest to miły-łatwy-i-przyjemny czas... Cena - ok 1 250 PLN za badanie na bazie mikrośladu, DO WŁASNEJ WIEDZY - z uwagi na sposób pobrania próbki jest traktowane jako anonimowe, aczkolwiek tego, czego potrzebujesz to się dowiesz :-) Jeśli potrzebujesz badanie do sądu, to cena rośnie z uwagi na procedury pobrania, no i nie jest ono wtedy anonimowe i dyskretne (trzeba fizycznie udać się z dzieckiem do punktu pobrań - badanie bezinwazyjne, pobiera się wymaz z policzka, całkowicie bezbolesne itd, tyle, że WIADOMO PO CO IDZIESZ...). Natomiast sama metodologia i wartość wyniku badania są dokładnie takie same jak przy teście dla własnej wiedzy - moim zdaniem nie warto od razu walić z grubej rury, bo i tak w razie jakichś niejasności sąd będzie chciał zlecić swoje badanie, więc i tak zapłacisz 2x (ten drugi już na koszt przeciwnika procesowego...) Wyniki - mailem + (jeśli sobie życzysz) "w papierze" - dostajesz parostronicową "książeczke" z aligncko wydrukowanymi informacjami, no i na końcu magiczne zdanie "prawdopodobieństwo ojcostwa 99,9998% lub "wykluczenie 100%" (nie ma pośrednich wariantów :-) ) Jeśli masz jakieś pytania to wal śmiało :-) Powodzenia i spokoju w oczekiwaniu na wynik!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.