Skocz do zawartości

Szkaradny

Starszy Użytkownik
  • Postów

    302
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Szkaradny

  1. Witajcie Bracia Miesiąc od ostatniego raportu, co u mnie? Ano: 1. Początek tego okresu to konkretne pierdolnięcie. Zaczęło się od spiny, że jej nie daję wychodzić i pod pozorem troski kontroluję ją. W końcu przyznałem rację i wyjaśniłem, że wynika to z braku zaufania do niej, że straciłem to zaufanie, po tym jak mnie okłamała (spacerki z orbiterem). Powiedziałem, że to było złe, a ona tego zła nie widzi, unika tematu i walczy o wybielenie się mantrując w kółko "ja nic złego nie zrobiłam". Stwierdziłem, że nie mogę być z kimś kto mnie okłamuje i mówi że tak będzie robić dalej. Zapytała "i co w związku z tym?" ja: "Musimy się rozstać" - Ona: "To zrób to." Ja: "Dobrze." - Zacząłem wychodzić do pracy, coś jeszcze wyjaśniałem, że taka relacja jest szkodliwa dla wszystkich i lepiej będzie przestać udawać, bo mi zależy na czymś więcej niż pozory. Powiedziała, że jak wrócę to jej już nie będzie i "osób za które jest odpowiedzialna". Powiedziałemm, że nie musi nigdzie się wyprowadzać, bo to trzeba uzgodnić. Wyszedłem. Byłem z tym spokojny, nie bałem się że to koniec, nie skakałem ze szczęścia że to koniec, spokój, byłem pewny, że zrobiłem to co dla mnie ważne i dobre, bez leku przed konsekwencjami, czułem się dobrze. Po kilku godzinach pojawiły się smsy z oznakami paniki i dramatu. Zadzwoniłem, powiedziałem znów, co jest nie tak i dlaczego nie może to dłużej trwać. Zapytała co ma zrobić - wyjaśniłem, zaczęła płakać i powiedziała, że nie może dalej rozmawiać. Potem było cicho przez 2 dni. Bez rozmów, zajęcia domowe. 2. Panika - po dwóch dniach, mówi, że nie jest w stanie funkcjonować, bo nie wie co będzie? Ustaliłem rozmowę. Znów wyjaśniałem, w czym są problemy, chore zachowania, powiedziała, że była zła i mi na złość powiedziała, że będzie mnie okłamywać, inne jakieś strachy "gdzie będę mieszkać?" . Wyjaśniłem, że nie chcę robić rewolucji i w jeden dzień wszystko wywracać, ale jak się sytuacja nie zmieni to szkoda się męczyć i lepiej znaleźć alternatywę w postaci rozejścia się. Ona niby tego nie chce, ale szczęścia też nie czuje, tle tylko co dzieci dają jej trochę radości i nadają sens życia. 3. Od tego czasu mocno się poprawiła. Główne zainteresowanie to spędzanie czasu z dziećmi, organizowanie im wakacji, też dom i kontrolowanie swoich emocji. Mniej żali, złości i unikania. 4. Były imprezy, było ok, czyli spokojnie i w kontakcie (sex też). Deklaruje chęć i faktycznie spędza ze mną więcej czasu na różnych aktywnościach. 5. Żona mimo takich turbulencji jest obecnie spokojniejsza i w dobrym kontakcie ze mną, informuje i rozmawia o wszystkim, cieszy się jak coś wspólnie działamy. Idąc za zasadą "nie ważne co mówi, ważne co robi" powinienem to pozytywnie oceniać. Przyznam, że zaplanowany czas na tresurę dobiega szybko do końca - wrzesień to ostatni miesiąc - a sytuacja dla mnie pozostaje mocno niejasna. Tresura przynosi sporo pozytywnych zmian i sytuacja wygląda zupełnie inaczej niż przed kryzysem, kiedy to ja byłem w depresji a jej odwalało w manii zajebistości. Teraz u mnie OK, życie mi się podoba (z nią / bez niej), ona natomiast jak na zjeździe po amfie (chciałaby energii i radości, a tu null, zjazd, wszystko trzeba powoli odbudowywać, w obliczu prawdy o swojej niedoskonałości - ego obolałe). Przyznam, że nie traktuje mnie źle, jak to czasem w mocniejszych przypadkach BPD bywa (wyzwiska, groźby, jawny atak, agresja, przemoc, manipulacja dziećmi) tu jest współpraca, załapuje po pewnym czasie nowe zasady i granice, ale pewnych swoich schematów i przekonań nie umie pokonać. Rozumiem to, bo też walczę ze swoimi nałogami (naliczyłem ich 6). Jak nie wchodzi w konflikt, a raczej chce się układać, to tresurę przedłużę, na razie da się żyć i nie tracę energii przez nią. Podstaw do rozwodu też nie mam - a na wspólne dogadanie się co do rozwodu nie ma teraz co liczyć, bo nie ma alternatywy w postaci mocnej gałęzi. Ocena pod kątem przyjętej strategii: żadnego bezsensownego alko w domu (tylko wyjścia ze znajomymi) nie do końca - raz zmiękłem przy jej urodzinach i 2 razy sam coś wypiłem. zero podjazdów do zbliżeń, gdy są lepsze momenty OK - żadnych jałowych podjazdów. więcej działań w celu zmiany pracy i zarabiania kasy OK - ruszyłem z tematem, systematycznie, codziennie dokładam cegiełkę do przyszłego Imperium. więcej czasu z dziećmi - też rozmowy w normie - choć w czasie wakacji głównie żona z racji czasu większość czasu była z nimi. Ciekawy jestem, czy jak pojawi się u niej naprawdę dobra forma i energia, to czy będzie kierowała ją w kierunku związku, czy raczej "odpadnie" i poleci wojować świat i spijać podziw klakierów. Zobaczymy. Tyle Bracia, jakieś uwagi? Szkaradny
  2. @jaro670 Gratuluję przełamania i życzę trwałego uczucia mocy i frajdy, to faktycznie zadowalające efekty. Kumuluj moc i świadomość na okresy kryzysowe gdzie stare schematy podsuwane przez ego szaleją z tęsknoty za ponownym zainteresowaniem i stosowaniem Jak miałeś taki okres codziennego picia, to zarówno psychicznie jak i fizycznie brak alko będzie szarpał ciałem i umysłem . Przynajmniej ja tak mam, że jak "przysnę" to jakby autopilot prowadzi mnie do alko. Co dziwne to łatwiej mi kontrolować się, gdy pojawiają się jakieś negatywne emocje niż gdy jest tak zwany "spokój" , poczucie komfortu kiedy można sobie pozwolić. No można, tylko po co? Co do Twojego pytania, to ja nie utrzymuję kontaktów "od kufelka" zawsze to są albo stare głębsze znajomości/przyjaźnie albo kumple z jakiegoś pola zainteresowań, gdzie alko jest w tle. Owszem są pytania - dlaczego? co się stało? a potem propozycje żebym się napił "weź nie pierdol", ale to takie kumpelskie prowokacje. W tym wieku ( ~40 ) już większość kuma, że alko to zagrożenie i trzeba to kontrolować. Ja już swoje wypiłem i przemelanżowałem i nie muszę im udowadniać, że to potrafię Co ciekawsze 3 kumpli co raz podpina się do mnie, żeby właśnie przestać łoić, zacząć ćwiczyć, biegać, szukają jakiegoś zaczepienia. Po około roku widzą u mnie zmianę, przeważnie wiedzą, że zaczęło się od kryzysu w małżeństwie, a oni mając sytuację "w normie" nie mają tej motywacji, ale ja nie robie tego dla ratowania małżeństwa tylko dla SIEBIE. Tego jednak już nie tłumaczę bo mi nie zależy, żeby inni nie pili. Jedni dojdą do tej ściany inni nie. Sprawdzę tą książkową inspirację. Dokładnie tak.
  3. Podsumowanie po 5 miesiącach: x- picie O - zero alko I miesiąc: OXXXXOOOOXXXOXXOOXXXOOOOOOOO X 12/28 17 piw 2,0 l wódy II miesiąc: OOOOOOOOOXOXOXXOOOOOOOOXOOXX X 7/28 20 piw 250ml wódy III miesiąc: OXOXXOXXOOOOOOOOXXXXOOOOOOOO X 9/28 20 piw 1500ml wina IV miesiąc: OOXXXOOOOOOXXXOXXOOOXXXXXOXO X 14/28 39 piw litra wódy V miesiąc: OOXXOOOOOOXOXXOOXXXOXXOOOOOO X 10/28 20 piw 2,2 litra wódy Korekta w stosunku do lipcowego wyskoku. Wynik jaki jest to za sprawą 2 imprez urodzinowych i trzech wyjść ze znajomymi, reszta to drobniejsze okoliczności. Przeżyłem też kilka spotkań i wyjść bez alko zupełnie, na ogół jako kierowca. Ogólnie lepiej, choć największe odstępstwo to w 2 razy browary w domu i gin z żoną w domu (no niby jej urodziny i odpuściłem, w sumie było miło). Podsumowanie realizacji celów: spadek wykonanie 89% - w sumie 3 razy alko było, choć poza wzrokiem dzieci, ale niepotrzebnie sobie pozwalam na takie luzowanie wzrost wykonanie 64% - chcę to poprawić do 82% czyli 5 dni z alko! wzrost - raz wypiliśmy gin na jej urodziny, niestety w chacie a nie na wyjściu do korekty Trochę lepiej się zrobiło. Samopoczucie lepsze i większa świadomość i obserwacja swojego zachowania i myślenia. Łatwo przysnąć i wrócić do schematów, nie jest łatwo, ale efekty w samopoczuciu są warte wysiłku. We wrześniu wracam na treningi więc będzie dodatkowa motywacja, żeby alko unikać, choć imprezy też będą. Aha ! Może najważniejsze w końcu codziennie zaoszczędzony czas i energię wkładam w pracę w konkretnym kierunku biznesowym, nie tylko samorozwój. Takie było pierwotne założenie, żeby alko --- zamienić na ---> pracę. Ruszyło Dzięki wszystkim za doping Powodzenia w Waszych postanowieniach!
  4. Mi trzema zajęło chyba sporo bo kilka dni 6-7 - po kilka godzin dziennie, ćwiczyłem jabłkami. Zawdzięczam to kumplowi, który uważał że dam radę się tego nauczyć, a ja uważałem że nie, bo nie mam do tego wymaganego "daru" (coś na zasadzie słuchu muzycznego przy graniu/śpiewaniu) - takie miałem przekonanie. Pokazał mi od czego zacząć i w czepiłem się tego i osiągnąłem to Było to cudowne doświadczenie osiągnięcia czegoś co mentalnie postawiłem sobie poza moim zasięgiem - a to okazało się możliwe, wystarczyło poświęcić na to czas. Teraz łatwiej mi kwestionować podobne przekonania, że czegoś nie dam rady, jak się chce i zacznie do tego dążyć to pękają takie iluzje. Teraz uczę syna żonglowania - w małych dawkach 10 min/dziennie np. w ramach przerwy od kompa, w miarę systematycznie. Robi to niechętnie i bez przekonania, nie ma potrzeby tego umieć, ale nie wie jeszcze jak się poczuje gdy to załapie -- bo robi się to właśnie dla tego uczucia -- w jakiś sposób czujesz się z tą umiejętnością inny niż wcześniej - jest radość i satysfakcja.
  5. 4 lata! niezły wynik. Faktycznie ta wiadomość Cię pozamiatała, bo niezły chaos jest w Twojej wypowiedzi. Mimo to kilka, fragmentów mocno zwróciło moją uwagę: Jesteś jak to się tutaj mówi biały rycerz, ja wolę określenie syndrom Nice Guy - na podstawie książki w tym temacie "No More Nice Guy!" Robert A. Glover. Uważasz się za wybawiciela kobiety - samotnej matki - za wszelką cenę ratujący i naprawiający jej nieszczęśliwe życie. W zamian liczyłeś na wdzięczność i życie bez problemów, a okazało się że ciągle to za mało. Twoje obawy są zasadne, tzn. jest się czego obawiać! ale nie chodzi tu o drugą płeć, ale o mechanizm doboru jaki stosujesz. Podejrzewam, że właśnie podświadomie szukasz i preferujesz partnerki z jakimiś powiedzmy deficytami (np. samotna matka, nieszczęśliwa romantyczka, uzależniona, z kłopotami rodzinnymi lub finansowymi, po przejściach itp.) Po prostu chcesz naprawiać swoją miłością i przy okazji skupić uwagę na problemach partnerki, a nie na swoich! - Pewnie uważasz, że nie masz problemów ze sobą Teraz będziesz się zajmował borderline - ok, to też warto wiedzieć, ale ważniejsze dla ciebie jest to by wiedzieć dlaczego w tym siedziałeś, co jest z Tobą nie tak, że tyle czasu walczyłeś z wiatrakami. Zmień książkę, bo po własnym przykładzie widzę, że możesz jeszcze chcieć wkrótce wyleczyć jej borderline Czemu nie? Mało się wygadałeś, a Twój przypadek, mógłby stanowić cenne źródło wiedzy dla innych samców, by mieli świadomość, że takie "coś" istnieje Przez 4 lata przerobiłeś pewnie wszystkie fazy i opcje, no i najważniejsze jak w końcu się wyrwałeś? To była Twoja decyzja? (nie sądzę) - Czy obecna świadomość co to jest borderline zamieniła Twój ból rozstania w poczucie uratowania i radość z wolności??? Ustaw sobie jakieś granice. Rozumiem, że nie odpuścisz, żednej drogi do "zrozumienia" ale kompromitujesz się określając w ten sposób to zdarzenie Nie znasz siebie
  6. Borderline - cudownie! Nic lepszego do ćpania nie znam ..... kłopot z tym, że trzeba sobie potem odrąbać obie ręce, żeby nie brać .... ale nie da się odrąbać obu rąk! Ja też uratowałem od psychopaty, a dzieciaka zrobiłem po 3 miechach i zamieszkaliśmy razem, tak mi się skojarzyło Ale do rzeczy: 1. Ponieważ pojawił się sex - nie będziesz już w stanie wyjść z tego (już ćpiesz i drag Tobą rządzi). 2. To co widziałeś to manipulacja - jak widzisz po jej wypowiedzi - udawała - trzymała gardę ukrywając cierpienie, konflikt, strach --( czyt. zaburzenia osobowości) 3. Ty z tego nie wyjdziesz, bo sam chcesz tego RATOWANIA - wierzysz, że Ci się uda - ba! masz już zajebiste efekty - piękny uśmiech, dla którego warto zrobić wszystko. 4. NIE UDA CI SIĘ, bo ona tego NIE CHCE (podświadomie), ale szczerze wierzy, że teraz jest idealnie i ty dostaniesz od niej WSZYSTKO. 5. Powstanie wielkie ZOBOWIĄZANIE, którego nie będziesz mógł spłacić, zawsze będzie za mało, a z czasem idealizacja zacznie słabnąć. 6. Z czasem staniesz się taki jak ten koleś, pogrążony w poczuciu winy, opuszczony, ale dalej chcący NAPRAWIĆ, URATOWAĆ - no i dostać trochę draga 7. Dla niej będziesz winny jej cierpienia, wyssie z Ciebie całą energie i radość, będziesz winny, że znów będzie na autopilocie i zmagać się z myślami samobójczymi. 8. Może jak pojawi się dziecko to będzie to trwało (jak u mnie) - ale NIE URATUJESZ. W zasadzie to już wiesz i masz poczucie winy, że jesteś oszustem, też nią manipulujesz, odstawiasz gierkę, a ona liczy na idealnego faceta, podświadomie jednak w to nie wierzy (bo z racji niskiej samooceny, uważa że nie zasługuje na miłość), będzie musiała sobie udowodnić, że ty też jesteś właśnie taki sam i jej nie kochasz Już raz się wściekła, jak były te telefony - pomyśl jak się wścieknie jak się dowie jakie tutaj konsultacje przeprowadzasz - Ty to wiesz Spoko, białe rycerze to też manipulatorzy, udają dobrych tak naprawdę to liczą, że uratowana (często właśnie jakaś chora sztuka) będzie wdzięczniejsza za zaintresowanie, efekt jest niestety odwrotny - pogarda dla takiego i emocjonalne kary No i jeszcze relacja z matką (palaczka) - możesz się zdziwić jaki to może być toxic Spokojnie - jeszcze do tego daleko, teraz ćpanie Gdzieś kiedyś przeczytałem, słyszałem takie określenie na borderki - że gdy ty sobie klasycznie łowisz rybkę na wędkę, nagle do Twojej łodzi wpada sama prosto z morza wielka wypasiona rybka - Sukces i cud w jednym
  7. na kurniku jestem Szkaradny, pogram, pouczę. Nie znam litości
  8. @azagoth w tym momencie mi nie zależy na terapii dla mnie. Ja w najtrudniejszych chwilach - gdy odczułem koniec związku, depresję/ brak kontaktu, jej zaangażowanie z orbiterem itp. - poleciałem do psychologa (to była kobieta) i przez kilka miesięcy byłem 7-8 razy, to nie była terapia tylko takie doraźne konsultacje, ale jak już ochłonąłem to dałem sobie spokój. Stwierdziłem że szkoda kasy, bo sam mocno nad tym pracowałem i godziny brakowało, żeby opowiedzieć co się zmieniło we mnie w ciągu tygodnia . Pod koniec tych wizyt psycholoszka stwierdziła, że korzystnie wyszedłem z kryzysu, czyli mocniejszy i bardziej świadomy, bardziej zintegrowany i niezależny. Mi obecnie zależy, żeby ją wysłać na terapie, bo ma problemy z emocjami/depresyjne/lękowe/nerwicowe/w relacjach z członkami rodziny. W lutym było u psychiatry, bo już wymiękała (depresja, napady paniki, lęki) - ale tylko po pigułkę, nie poszła na terapię, choć jej to lekarz sugerował. Ostatecznie tego leku już nie bierze, bo uznała że nie daje efektu. Chcę mieć udokumentowane, że chciałem by się leczyła/poszła na terapię (obojętnie czy indywidualnie, czy terapia wspólna pod kątem związku) - bo to będzie jakiś argument w sądzie, że nie było współpracy, jej woli by dążyć do utrzymania związku. Przewiduję, że właśnie taka będzie jej reakcja, czyli odmowna + wkurw, że jej wmawiam wariactwo itp. W przypadku gdyby jednak zgodziła się to może by jej to pomogło lub uświadomiło pewne problemy jakie ma. Trudno mówić co to da, bo jak ją przyprę do muru to pójdzie tylko by przeczekać, udawać że chce zmiany (NPD jednak nie ma problemu tylko inni mają problem), takie przeczekanie, bez autentycznej chęci zmiany. Jeśli tego nie zainicjuję, to w przypadku mojego wyjścia z małżeństwa - otoczenie zrobi ze mnie chooja co opuszcza chorą, sąd pewnie też będzie sugerował, żeby próbować wszystkiego dla dobra dzieci, albo walnie nam obustronną winę. Generalnie wiem, że i tak będę winny, ale jej niechęć/odmowa do terapii to jednak dla mnie przekonujący argument do wyjścia i plus w sądzie.
  9. Gdyby się ogarnęła to możliwe jest pozostanie w tym związku. A opcja terapii tak czy siak powinna być jej zaproponowana. Jeśli na to nie pójdzie to w przypadku rozwodu będę miał dodatkowy argument na brak zgodności/współpracy. W tym momencie moim argumentem pozostaje "ona mnie wkurwia" , trochę mnie może to kosztować, wolałbym mieć jakieś uzasadnienie.
  10. Witajcie Bracia, raport po 3 tygodniach: Okres urlopu - jeden tydzień spędziłem na samodzielnym wyjeździe - zostawiłem wszystkich w domu u w ramach własnych potrzeb spędziłem ten czas sam według uznania. Było sporo wysiłku fizycznego, łamania barier i granic, sporo nowych ludzi i sprawdzania się w nowych okolicznościach. Będę takie wypady realizował 2 razy do roku, dla siebie, dla własnej kondycji, oderwania od domu i codzienności - reset. Po moim powrocie, żona też rozpoczęla urlop - przez 4 kolejne dni już sporo czasu spędziliśmy razem (w tym sex codziennie). Atmosfera wyjątkowo miła i pozytywna, choć nie wiem czy nie było to pokierowane wyrzutami sumienia, bo przyznała się że jak mnie nie było to raz zabalowała, nie pamięta jak wróciła, zgubiła portfel i kac na resztę dnia miała, po drodze jeszcze pojawiały się pytania "Czy już mnie znowu lubisz?". Robi to ze strachu? Dziwne, bo wcale się tym jej baletem nie przejąłem. Wspólny wyjazd z dziećmi - tydzień dobrego czasu, sporo aktywności wspólnych, wyciszenie, oderwanie od miasta, dobre dni. Żona w dobrej formie, aktywna i zaangażowana. Powrót do domu. Dalej dobry kontakt. W porównaniu do wcześniejszego okresu to jest zdecydowana poprawa u żony, działa, rozmawia, sex, nabiera aktywności, nie wspomina o leków, rzadko się podkurwi, w sumie dwie spiny były, ale krótko to rozegrałem i temat się rozmył. Jest milsza i bardziej otwarta, sporo czasu poświęca dzieciom, ze mną utrzymuje stały kontakt i stara się na bieżąco uzgadniać wspólne działania i organizację życia. Objawy depresyjne w niewielkim stopniu, tylko wieczorami czasem muli przy ekranie/filmach aż zaśnie. Ocena pod kątem przyjętej strategii: żadnego bezsensownego alko w domu (tylko wyjścia ze znajomymi) OK - choć większość czasu nas nie było w chacie, a na wyjeździe jednak piwkowało się trochę i co ciekawe ona raczej niechętnie. zero podjazdów do zbliżeń, gdy są lepsze momenty OK - żadnych jałowych podjazdów, ale było kilka sexownych dni, czyli wychodziło że się tu dopasowaliśmy. Po tym czasie to nawet już byłem nasycony na dłużej, więc nie było flustracji na tym tle. więcej działań w celu zmiany pracy i zarabiania kasy zawieszone - na czas urlopu więcej czasu z dziećmi - też rozmowy poprawa - więcej wspólnych zajęć szczególnie z synem. Czas urlopu, wakacji i wyjazdów dał sporo pozytywnych wrażeń i czasu. Część poświęciłem tylko dla siebie, przez co dałem jasny sygnał, że mam swoje potrzeby i to jest priorytet. W czasie wspólnym też wyszło bardzo pozytywnie. Jestem ciekawy czy poza urlopem utrzyma się ta tendencja. Może pozytywne efekty przyniósł czas gdy odpuściłem tresurę, zainteresowanie, wyjechałem, przestałem tyle drążyć pokazując, że jest mi dobrze jak jest spokój i porządek w domu, a ona nie musi być szczęśliwa, żeby reszta funkcjonowała. Może Jak to już wcześniej opisywałem wywołany przez @Sile76 jest w tym przypadku kobieta z BPD/NPD i taka "zabawa" na huśtawce to norma może być, chyba w następnym kroku powinienem ją/nas skierować na terapię pod tym kątem i zależnie od reakcji decydować o losie naszego związku. Szkaradny
  11. @Insightful, @Metody - dzięki za uwagi. Zwracacie uwagę na kluczową sprawę, czyli świadomość co się dzieje w kontekście używania alko. U mnie z racji wieloletniej praktyki, picie stało się mechaniczne i dopiero teraz za to się biorę (szambo wybiło). Na początku alko to był wzmacniacz odwagi, śmiałości, rozładowania spięcia, hamulców, koloryzowania wrażeń itp. potem lek na bolączki, cierpienie i zagłuszacz innych wypartych negatywnych emocji (poczucia winy, strachu itp. innymi słowy bolesnej prawdy o rzeczywistości). Teraz jak to wiem - postanowiłem wykluczyć takie zastosowanie alko, a problemy brać na klatę. Nawyk, a raczej nałóg wspomagany przez ego ma swoje sposoby by trwać w schemacie, więc faktycznie wymaga to ode mnie sporej uwagi i właśnie świadomośći, by decydować a nie działać mechanicznie. Dla przykładu - wczoraj, nagle taka myśl mnie wybudza "co ja tu kurwa szukam!!" - słyszę to w głowie stojąc w środku alejek z alko! Nie chciałem nic kupować, ale nogi same mnie tam zaniosły, gdy na chwilę straciłem świadomość (uwagę/koncentrację) - nosz ja pitolę - trochę się z tego śmieję, ale tak to w praktyce wygląda. Z drugiej strony jest poprawa, bo kiedyś podobna myśl pojawiała się jak w łapie trzymałem piąte piwo :/ . Jest progres Statystyki to tak przy okazji, bo i tak prowadzę dziennik zapisując swoje ups&downs - przemyślenia, doświadczenia i pomysły. Jak to zliczę raz na miesiąc to mam lepszą orientację. Na co dzień nie katuję się żeby "zdobyć punkt przeźwości" - pozwalam sobie pić, ale dążę do spełnienia pewnych warunków, może docelowo zejdzie to do zera, ale jak będę chciał wypić alko dla smaku to czemu nie, prawda? Awareness Alone Is Curative - bardzo dobrze wyjaśnia sposób na trwałe zmiany. Dzięki. @Drizzt Cisnę .... bezwysiłkowo
  12. @Drizzt w ostatnim miesiącu miałem 2 tyg. urlopu na wyjeździe i stąd tak częste wieczorne piwkowanie ze znajomymi przy ognisku/grillu. Bary i imprezy to średnio raz na miesiąc odwiedzam i to niekoniecznie wiąże się z alko. Z resztą uwag jak najbardziej się zgadzam - reakcja nawykowa w chooj. Zastępcze nawyki wdrażam, mam ich spoty wachlarz, ale w nowych okolicznościach wszystko mi się wysypało :/
  13. Witam, Podsumowanie po 4 miesiącach: x- picie O - zero alko I miesiąc: OXXXXOOOOXXXOXXOOXXXOOOOOOOO X 12/28 17 piw 2,0 l wódy II miesiąc: OOOOOOOOOXOXOXXOOOOOOOOXOOXX X 7/28 20 piw 250ml wódy III miesiąc: OXOXXOXXOOOOOOOOXXXXOOOOOOOO X 9/28 20 piw 1500ml wina IV miesiąc: OOXXXOOOOOOXXXOXXOOOXXXXXOXO X 14/28 39 piw litra wódy RED ALERT! Podupadłem, 14 dni z alkoholem, jedna mocniejsza impreza do rana (trzymałem się do 12tej) gdzie wypiłem 3 browary i pół litra, reszta mało dramatyczna - rutynowe piwa wieczorem na urlopie - ale nie takiej formy spędzania urlopu sobie życzyłem - dałem ciała. Mam wyrzuty sumienia i poczucie winy, przez ten urlop wiele moich praktyk straciło ciągłość i teraz na nowo wracam na tory. Ogólnie sporo było też aktywności i pozytywnych wrażeń, ale wieczory odradzały alko schemat, słabo. Podsumowanie realizacji celów: bez zmian wykonanie 96% - raz pociągnąłem trochę nalewki spadek wykonanie 50% - dołowanie! - do korekty! spadek - czas na urlopie i wyjeździe - 2-3 razy wypiliśmy po piwie, ale skromnie - będę korygował Mam sporo niezadowolenia z siebie, bo większość tego picia była niepotrzebna, tym bardziej widzę zagrożenie, że sięgam po alko jak zahipnotyzowany, bez oporu, z jakąś słabą racjonalizacją, wbrew planom i postanowieniom. Dzięki za uwagę, proszę o sugestie, zjeby itp. Najważniejsze to co przede mną
  14. @Sile76 Dzięki za post. Stronę www.bpdfamily.com już znałem. Faktycznie cenne informacje jak do takiej osoby podchodzić. U minie wszystko zaczęło się walić i zarazem zmieniać od pełnego mojego wyczerpania z energii i depresji spowodowanej poczuciem winy, że nie ukochana osoba jest ze mną nieszczęśliwa. Przez długi czas odbierałem te ciągłe bodźce negatywności i brałem to do siebie, to wykańcza. Gdy dowiedziałem się o BPD i NPD to pewien opanował mnie strach (bo jest sporo chujowych historii w internecie na ten temat), ale potem spokój, że to się dzieje to nie moja wina i nie biorę już tego do siebie. To był przełom, zacząłem wracać do siebie i pozytywnej energii, zostawiłem ratowanie i podziwianie, dla niej to był swojego rodzaj kop w dupę, zaczęła się wspierać orbiterem i używkami, walczyć o uznanie w pracy, ale nie starczyło energii na podtrzymywanie energii i pojawiła się depresja, lęki. Ogólnie jeśli chodzi o takie związki LTR z BPD/NPD to wiadomo, że i druga strona ma jakieś dysfunkcje, skoro trwa tak długo w takim toksycznym związku. Ja zająłem się tropieniem SIEBIE i zrozumieniem czemu sobie zafundowałem taką sytuację. Naprawdę całą uwagę poświęciłem na zapewnienie SOBIE życia o lepszej jakości - pod lupę poszły - uzależnienia, nałogi, uniki, przekonania, rozwój fizyczny, osobisty i duchowy (ważne jest poznanie swoich emocji, trigerów i zmiana reakcji, wchodzenie w lęki, strachy, podejmowanie ryzyka, konsekwencja w podejmowaniu decyzji i postanowień, uczciwość wobec siebie, panowanie nad szczekająco-żalącym się ego), relacje z ludźmi, zainteresowania, praca. Paradoksalnie jest to bardzo owocny i satysfakcjonujący okres w moim życiu, przestałem być ofiarą sytuacji i osoby. Też mam walizkę mentalnie spakowaną i jeśli będzie trzeba to bez żalu i strachu pójdę w swoją stronę i to ja o tym zdecyduję - to faktycznie wielka zmiana, a dla niej wielki szok i lęk - bo jestem poza kontrolą, co dla narcyz jest nie do przyjęcia, a borderki chyba potrzebują kogoś właśnie tak pewnego siebie - więc moja walczy sama z sobą i stąd ma jazdy lęków i poczucia straty oraz rozczarowania, że nie kocham idealnie, nie ratuję, a wymagam, trzymam ramę . Dla osób, które czują że są ofiarami swojej dobroci/serdeczności - polecam No More Nice Guy (chyba nie ma polskiej wersji - warto się nauczyć angielskiego dla tej książki ) przewodnik jak stać się panem własnego losu. Dzieje się dużo, na nudę w takim związku nie można narzekać, takie związkowe yin-yang. Tu staram się być uczciwy na bieżąco - jak coś nie tak to mówię (krytykuję zachowania nie ją), że jest lipa i trzeba zmienić/ustalić - wkurwia ją to strasznie (narcyz nie znosi krytyki), ale po jakimś czasie dostosowuje się, bo chyba dociera że wtedy właśnie będzie lepiej lub zauważa, że faktycznie nie brała pod uwagę tego co ja czuję i chcę - sporo się zmieniło na lepsze. Jak jest ok, to docenia, robię jakies miłe rzeczy, mówię że się cieszę, że był fajny dzień, czy jakieś inne sytuacje. Chamski raczej nie jestem i nie kłamię. Manipuluję - w końcu chodzi mi o postępowanie, które jest dla mnie korzystne ale nie czuję bym tym krzywdził kogoś. Czego nie wolno robić to właśnie być miłym, ustępliwym, wdzięcznym, uległym, doceniającym po to aby poprawić jej samopoczucie z nadzieją, że ona doceni nas i będzie bajka Nie wolno dawać na kredyt, żadnego tolerowania złego zachowania, ale tez żadnego foszenia się na nią, bo BPD chce wzbudzać emocje - jak się obrazić to wie że ciebie kontroluje. Jak pozostajesz spokojny i wymagający to szuka innej formy wywołania emocji, zresztą właśnie takie foszenie, czy obrażanie wywala z energii i szkodzimy sami sobie. Ostatnie dni mamy bardzo dobre - ja mam luz, gaszę ją i dzieciaki w zarodku, gdy coś ktoś wszczyna. Niebawem wyjazd wakacyjny pakujemy walizki Pozdrawiam
  15. Witajcie Bracia, kolejne 3 tygodnie na nami, pewnie jesteście ciekawi co u mnie Pierwsza połowa tego okresu znów wstało słońce - spędziłem z żonką wolny dzień w łóżku - sex i filmy, leniuchowanie bez dzieci cały dzień. Co ciekawe noc wcześniej mieliśmy nieprzyjemną rozmowę o wzajemnym traktowaniu i nieźle ją wkurwiłem mówiąc szczerze co czuję - chciała robić z siebie ofiarę, ale wyłożyłem swoje zdanie na temat jej zachowania - wydawało się że przede mną trudnie dni. Kolejne dni bardzo poprawne, dobry klimat, kontakt, robienie różnych rzeczy, wspólne wyjścia, spotkania ze znajomymi. No i po 10 dniach znów konflikt, złości (w tym na dzieci), zamulanie, trwanie w niczym, brak normalnego kontaktu, zniechęcenie do życia. Ostatni tydzień dość mnie zaniepokoił, bo zaczęła mówić o swoich lękach, że wszystko jest trudne, boi się, ciągle odczuwa zagrożenie, nie może nad tym zapanować. Unika, ucieka, rezygnuje. No kurwa - jest coś grubo nie tak. Wie, że to irracjonalne, ale baniak robi sajgon. Niby chodzi do psycholoszki, ale chooja widzę efektów. Widzę, że tu moja osoba nie ma wiele do rzeczy - jej negatywizm pogrąża ją, nie wiem co to za gówno, ale domową terapią tego raczej nie da się ogarnąć. Będę ją wysyłał do psychiatry, kurwa mać! Przez ostatni czas traktuje ją bardzo łagodnie, bo i sam jestem znacząco spokojny i zdystansowany do zachcianek mojego ego. Owszem jak coś mi nie pasuje to mówię, ale bez emocji, na ogół się wkurwia, ale potem stosuje do uwag. Odpuściłem podjazdy na sex, więcej doceniam i zauważam jak jest ok, nie chcę jej stresować, ale nie mogę zatroskany skupiać się tylko na niej, bo to mnie wciąga i wywala z energii, a są jeszcze dzieci. Tak że ten .... trochę smutno trochę straszno. Ocena pod kątem przyjętej strategii: żadnego bezsensownego alko w domu (tylko wyjścia ze znajomymi) OK - nikt w domu nie pije, poza domem też spokojnie zero podjazdów do zbliżeń, gdy są lepsze momenty poprawiłem - jakoś do mnie to w końcu dotarło, że nie tędy droga. Odwyk - nie tracę na to energii i czasu, jej też lepiej bez takich nacisków. Ewentualnie sobie coś pozwoję pożartować na ten temat, ale to wtedy odbiera, że się wyśmiewam z niej :/ więcej działań w celu zmiany pracy i zarabiania kasy Poprawiłem - pracuję w temacie i wymyśliłem coś co mnie bardzo zadowala i znacząco upraszcza robienia tego co chcę w przyszłości - krok milowy powiedziałbym więcej czasu z dziećmi - też rozmowy stabilnie - utrzymuję przyjęte założenia, postawa opiekuna, przyjaciela i strażnika Psychika żonki jak domek z kart, u mnie OK - mocno się zorganizowałem i to co robię daje mi poczucie satysfakcji i skuteczności. Niestety nie wszystko mogę kontrolować, na pewno nie jej sposób myślenia, który jest destrukcyjny. Zamiast tresury tu potrzebna terapia. Rozwód? Chyba by mi dojebał każdy z każdej strony . Houk
  16. Że się tak przywalę swoim zwyczajem .... jak to tygodnia od 12 do 17 nie minęło 7 dni ...
  17. @Jasiu Horsie masz to pobrane? Bo z sieci już zniknęło A może ktoś inny to zassał w całości?
  18. Powodzenia, Pytanko mam: co sprawia, że nie masz solidnego zdrowia? Co masz na myśli w tym punkcie? Melduj jak idzie.
  19. Popieram, jak wspomniał @BigDaddy bycie wzorem i kierunkowskazem dla synów to doskonała motywacja. Jak usłyszałem ostatnio od syna "Odkąd masz kaloryfer to sam ćwiczę" to aż mnie w gardle ścisnęło. Teraz ćwiczymy razem. Życzę wielu takich chwil. Warto.
  20. Witam, Podsumowanie po 3 miesiącach: x- picie O - zero alko I miesiąc: OXXXXOOOOXXXOXXOOXXXOOOOOOOO X 12/28 17 piw 2,0 l wódy II miesiąc: OOOOOOOOOXOXOXXOOOOOOOOXOOXX X 7/28 20 piw 250ml wódy III miesiąc: OXOXXOXXOOOOOOOOXXXXOOOOOOOO X 9/28 20 piw 1500ml wina Ogólnie: jest stabilnie i mimo większej liczby spożyć to jakościowo lepiej - tzn. zero najebek, zero emocjonalnych porywów i pociągu do alko, lepsza kontrola, picie towarzyskie 2-4 piwa. Oczywiście mogło być lepiej, ale jest tak jak widzicie. Moje samopoczucie z tym wynikiem jest dobre, bo jak widać ostatnie dni bez alko. Ciekawostka - trafiłem na stary kalendarz z 1999 r. gdzie również notowałem spożycie, bo było tego tyle że aż byłem ciekawy ile przerabiam. Oczywiście byłem wtedy z tego dumny. Maj 1999 : 117 piw + 6 win + 3l wódy + zioła - pamiętam ten czas szereg różnych takich studenckich ****naliów z paczką znajomych. Podsumowanie realizacji celów: spadek wykonanie 96% - raz dopiłem jakieś wino niedopite na wyjeździe spadek wykonanie 67% - ups & downs , ale jakościowo lepiej OK wykonanie 100% - choć ona ze dwa razy coś popijała sama - była interwencja - jest spokój Tyle ode mnie na dziś.
  21. @SennaRot Zgadza się, jak najbardziej. Chodzi mi o stworzenie takiej listy wartościowych filmów pod kątem wychowania młodego na faceta. Chcę raz na tydzień obejrzeć z nim wspólnie film i nie robić eksperymentów, bo jest mnóstwo chłamu. Narazie pocisneliśmy Gran Torino A Matrix już wcześniej, żeby pojął kontekst i co oznacza to słowo
  22. Witam Bracia, Jakie filmy polecacie obejrzeć z synem. Interesują mnie różne konteksty: wychowawczy, rozrywka, wzorce, prawda o świecie, relacjach, przyjaźni, prawdziwi faceci, wartość itd. Mój ma akurat 10 lat, ale może być dla całego okresu wychowania. Szkaradny
  23. Metoda i książka IMO bardzo dobra (dużo lepsza od Nawyk samodyscpliny http://lubimyczytac.pl/ksiazka/227/nawyk-samodyscypliny-zaprogramuj-wewnetrznego-stroza , którą teraz doczytuję w ramach pozbycia się prokrastynacji) W praktyce używam jeszcze aplikacji typu Goodtime (Tomato Timer) i Nawyki - banalne narzędzia, ale baaaaardzo pomocne i efektywne. Polecam .
  24. @azagoth Spoko, spoko, będę pisać, jak nie teraz to może kiedyś komuś mój przypadek pozwoli lepiej pojąć własną sytuację. Co do sexu to mam świadomość potrzeby odstawki - bo traktuję to jako kolejny nałóg i zależność, która zniekształca właściwe zdrowe postrzeganie i myślenie. Więc już dłuższy czas pozbywam się pewnych zachowań (w tym wszelkich zachowań "pod samiczki"). O ile z fapaniem, pornosami nie mam problemów i szybko to zostawiłem, to została żona, hehehe Ma ona swoje wady i humory, ale fizycznie mnie mocno kręci i jak są te lepsze dni i leży sobie obok taka do wzięcia, to myślę sobie "czemu nie?" i inicjuje podjazdy. We wcześniejszym okresie, gdy była aktywniejsza - było całkiem ciekawie, bo skuteczność miałem 4/5. Teraz spadek ochoty do życia i lipa, robię podjazd i słyszę "traktujesz mnie jak przedmiot" (w sumie coś w tym jest). Wracam do punktu wyjścia z komunikatem w głowie "ZOSTAW JEJ DUPĘ W SPOKOJU, NIE PONIŻAJ SIĘ". Wiem, mam z tym problem, planuję przyszłe miesiące radykalnie się odciąć. Chcę poczuć wolność od tego. Może to ostatnia iluzja, która mnie przy niej trzyma. Na pewno nadałem temu zbyt dużą ważność i to jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Może skończy się przysięgą przed Braćmi "Nie będę dobierał się do swojej żony". DYSTANSU trza! @Bojkot Ona już coś bierze. Niby lepiej jest, czyli bez tego to niezły gnój robi taka deprecha. Chujowa sytuacja, bo jeszcze muszę wystrzegać się poczucia winy, że chorą i cierpiącą kobietę źle traktuję.
  25. Witajcie Bracia, Mimo, że brak odzewu z Waszej strony, to będę ciągnął raportowanie sytuacji w moim związku. Pozwala mi to lepiej widzieć i podsumowywać pewne sprawy. kolejne 3 tygodnie na nami: Po okresie zaangażowania w pracę depresja żony wróciła - brak aktywności, ogólnie trudności z robieniem codziennych rzeczy, siadła jej energia, brak zaangażowania, nie raz coś proponowałem wyjście na żarcie/kino z całą rodziną lub jednym dzieckiem, ale wolała mulić w wyrze. Jak się zdobyła na wyjście, to żałowałem, bo zaraz jakieś żale wyłaziły, ból z byle powodu i tak w kółko. Nie tańczę wokół niej i natychmiast reaguję w przypadkach, gdy odreagowuje na dzieciach. Prowadzi to do tego że się obraża, izoluje i krytykuję - są wtedy rozmowy (jałowe i odwracanie kota ogonem, udowadnianie racji itp.) - najlepiej jest jak przejmuję kontrolę nad domem, dziećmi i wszystko wtedy gra, każdy wie co ma robić, dzieci szybko łapią reguły, współpracują, nie ma wrzasków, a ona ma powód i może spokojnie cierpieć. Smutne, bolesne, ale działa. Owszem żona podejmuje wysiłek i próby robienia fajnych rzeczy jak kiedyś, ale różnie to wychodzi, często sama je sabotuje, znajdując jakiś problem z dupy, albo żal że wszyscy od razu nie wpadają w zachwyt. Sam się wpędza w chujozę, tłumaczenie tego nic nie daje. Próbowała złamać zakaz picia w domu - wylałem pół butelki do zlewu i póki co spokój. Sex raz był, ale na tym polu ogólna porażka, bo częściej zdarzały się spiny i niechęć. Więc tu brnę w ślepy zaułek i musze wygasić te podjazdy i zawiesić moje potrzeby do końca planowanego przeramowania. No chyba, że sama jakąś inicjatywę wykaże. Czas krótkich wyjazdów zawodowych jej i moich - były to lepsze momenty, bez siebie nam chyba lepiej, nie przeszkadzamy sobie, nie narażamy na toksyny. Widząc to zacząłem nocować w naszym drugim domu. Luźno i bez spiny - po prostu wytłumaczyłem, że tak jest mi lepiej niż życie obok i wchodzenie w interakcje, których nie chce i które nie dają pozytywnej zmiany, tylko nieporozumienia i żale, konflikty. Póki młodsze dziecko poza domem na wakacjach, to nie przeżywa tego. Poza unikaniem toksyn, to ma być też sygnał, że mam powoli tego dość i wolę odejść. Moje życie osobiste zdecydowanie na plus - dobre samopoczucie, aktywności, spotkania, ciekawe sytuacje, spontaniczne akcje, rozwój itp. itd. Nie tracę czasu, codziennie mam wiele powodów do zadowolenia. Ocena pod kątem przyjętej strategii: żadnego bezsensownego alko w domu (tylko wyjścia ze znajomymi) gorzej - ona próbuje popijać, ja zero alko zero fajek, bo mam skłonność ulegać przy wspólnych rozmowach lub jak mnie coś zirytuje idzie doskonale - zero fajek, zero podjazdów do zbliżeń, gdy są lepsze momenty źle- szukam kontaktu, co się kończy jakąś spiną, ewentualnie niechętnym sexem. Muszę się od niej uwolnić. Dociera do mnie, że to teraz najtrudniejsze. Ćpać się chce. więcej działań w celu zmiany pracy i zarabiania kasy bez zmian - musze docisnąć się bardziej więcej czasu z dziećmi - też rozmowy lepiej - często przejmuję kontrolę nad ich funkcjonowaniem w domu, skupiam się w tedy na jasnych zasadach, żeby każdy wiedział co ma robić i na co mu wolno na co nie. Jak dają ciała to wyciągam konsekwencje. Najważniejsza zasada - żadnej przemocy emocjonalnej (fizyczna też oczywiście nie wchodzi w grę). Podsumowując - u żony rollercaster z fazą w dół, u mnie OK jak trzymam DYSTANS, a spadek angażuję się w NAPRAWĘ. Czy nasz związek to wytrzyma - nie wiem, ale ja wytrzymam na pewno . Houk.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.