Uderzam w temat, bo napotkałem w swoim skromnym 27 letnim życiu na ciekawą scenę: własna szanowna matka zaczęła mnie traktować gorzej, krytykować, emocjonalnie obciążać, wyzywać od egoistów za "bycie samemu". Oczywiście nie interesuje się przyczynami ( m.in. moja introwersja, głębokie zrozumienie tematyki związków abstrakcyjne jak Marek, myślenie głową nie siurkiem, słaba sytuacja materialna), ale to ja muszę wyjść na tego "złego", a nie rodzeństwo, które mimo szeregu wad moralnych po prostu "spełnia swoje biologiczne funkcje" żyjąc w błogostanie matrixa i jest "cacy". Czy to zwyczajna biologia odzywa się w mojej matuli, mianowicie zwyczajnie czuje wstręt do samców w wieku rozrodczym, którzy nie spełniają swojej roli biologicznej na ślepo jak większość stada?