Skocz do zawartości

deleteduser150

Samice
  • Postów

    3170
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    66.69 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser150

  1. Cóż, ja ze schizofrenią miałam dość bliski kontakt, pisałam moją historię już kiedyś na innym forum (enneagramowym) i było średnie zainteresowanie, mało osób widocznie tam miało styczność z tą chorobą dlatego tylko czytali, dlatego po prostu skopiuję swojego posta z tamtej strony na tę bo nie chce mi się tracić czasu na pisanie tego samego drugi raz:P : Cóż mnie ten temat nie jest obcy już od nastu lat... Zaczęłam mieć styczność z tą chorobą odkąd skończyłam 12 lat. Wtedy ja z moimi rodzicami zaczęliśmy dostrzegać, że mój starszy brat zachowuje się inaczej niż zwykle. P zwykle był cichy, skryty i raczej mało wylewny. Urodził się z rozszczepem wargi, mając mnóstwo zabiegów na to i przy tym na pewno jakieś kompleksy. Podejrzewam, że jest socjonicznym SLI i prawdopodobnie enneagramową 5. (choć mogę się mylić) Generalnie miał dość ścisły umysł i miał ambicje by nauczyć się programowania maszyn CNC. Nie był jakimś kujonem ale Interesował się informatyką, z matmy był całkiem dobry. To zwykle do niego szłam szukać pomocy przy pracach domowych z matmy. Był z niego kawał mądrali. I to generalnie z nim miałam najlepszy kontakt w rodzinie. (Piszę to, gdyż spotkałam się z opiniami w sumie faktami, że na schizofrenię chorują osoby z tęgimi umysłami. Głównie ścisłowcy. ) Zaczął studia zaoczne w Krakowie. Wszystko zaczęło się zmieniać. zaczęliśmy go rzadziej widywać i coraz mniej go zaczęliśmy poznawać. Coś zaczęło być nie tak. Zaczęło się od niewinnych chichotań przed komputerem - ok pewnie oglądał coś śmiesznego. Zrozumiałe. Ale parę razy podkradałam się i widziałam, że przy komputerze nic nie robił tylko siedział i śmiał się sam do siebie czasami cicho szepcząc. Jak się go nakryło - od razu się peszył i zaczął zagadywać i strugać Jana. Kiedyś się go wprost zapytałam:- " z kim rozmawiasz? Dlaczego się do siebie śmiejesz? Przecież nikogo tu nie ma..."- "Nic, przypomniałem sobie coś, chcesz usiaść przy kompie...?"Zaczął czasami za bardzo tryskać energią i optymizmem Miewał dziwne stany euforyczne. Mało podobne to było do niego. Takie nienaturalne... Już wtedy można było dostrzec, że zmieniają się jego rysy twarzy, zaczął mieć tak jakby nieobecny wzrok i tępą minę. W między czasie moi rodzice znaleźli w jego kurtce jakieś prochy, kwas czy fetę. W każdym bądź razie coś odurzającego. Była afera, No cóż - oczywiste. Mój brat coraz bardziej zaczynał być odizolowany i małomówny.Te dziwne zachowania tłumaczyliśmy tym, że pewnie był pod wpływem. Później jego zachowanie ewoluowało w nadmierne gestykulowanie, głośniejsze śmiechy, monologi i już coraz rzadziej się z tym krył. Moi rodzice - kompletnie zdezorientowani, dalej święcie przekonani, że jego towarzystwo ma na niego zły wpływ i gdy on zaczął się narkotyzować zaczęli robić mu awantury. Dochodziło do szarpanin, kłótni. Choć na początku on po prostu uciekał, zamykał się w pokoju, albo wychodził z domu na całe dnie. Generalnie unikał konfliktów - nie był agresywny. Dopiero później miał chwilowe napady agresji ale nie jakoś bardzo niebezpieczne. Krzyki, lekkie popychanki z moim Ojcem i tak dalej... Generalnie z tego co pamiętam to często wykrzykiwał " Dajcie mi w końcu spokój!" Był nałogowym palaczem odkąd skończył 18-tkę. Zauważyliśmy że zaczął coraz więcej palić. Jak moja Mama zaczęła chować przed nim fajki - zaczął się rzucać dopóki ich nie dostał. Potrafił wypalić z 1-2 paczki dziennie. Choć po wypaleniu zdawał się być spokojniejszy. (Jest pewna teoria, że schizofreników ciągnie do fajek gdyż podczas tej choroby występuje niedobór pewnego białka w mózgu a nikotyna złudnie go zastępuje.)Po tym Pierwszy raz moi rodzice zaczęli myśleć o tym by wezwać pogotowie i zabrać go do Szpitala psychiatrycznego. Wyszło, że to początkowe stadium schizofrenii. Wszyscy oniemieli. Ja jeszcze nie do końca rozumiałam o co chodzi. Wiedziałam tylko, że coś z nim nie tak i że nie jest normalny. Czułam, że zaczynam tracić brata, że nie jest sobą. Nie wiedziałam jak się wobec niego zachowywać. Nikt nie wiedział. Zaczął przyjmować leki. Nie było widać żadnej poprawy - wręcz przeciwnie - miał jeszcze bardziej ogłupiały wyraz twarzy. Leżał w szpitalu po pare tygodni, miesięcy aż zaczęliśmy się powoli oswajać z tą sytuacją. Później zaczęła się następna faza choroby, gdzie on zaczął chować się w swoim kącie, przestał się czymkolwiek interesować i gapił się w sufit całymi dniami. Zaczął mieć próby samobójcze. Ale widać było dalej, że ma omamy i z kimś rozmawia. Ciężko było zrozumieć sens jego słów. Sytuacja już się nieco uspokoiła, rodzice nie doprowadzali do kłótni z moim bratem, byli względem niego bardziej taktowni. Choć kłótnie w domu były z innych powodów On wydawał się być nieobecny i tak jakby go to w ogóle nie ruszało. Był tak jakby w innym świecie. W swojej osobistej klatce.I od pewnego czasu tak jakby nic już się nie zmieniało. Stanęło w miejscu. P stanął w miejscu. Stał się roślinką. Już pare dobrych lat. Pije hektolitry kawy, strasznie przytył (waży ponad 120 kg) dalej pali jak smok. Niczym się nie interesuje. Jedynie słucha muzyki siedząc w swoim ulubionym fotelu. Nie ma juź myśli samobójczych ale stracił chęci do życia. Żyje z dnia na dzień. Wpadł w rutynę, Sen, kawa, fajki,piwo, posiłek sen. Choć ma momenty, że mozna z nim złapać kontakt i wymienić parę zdań. Ale na ogół nie jest rozmowny. Choć lubi słuchać jak się opowiada o sobie. Czasami się czymś zainteresuje, zagadnie ale szybko się wyłącza. Najczęściej zagaduje jak potrzebuje pięniędzy na piwo i fajki. Jak mu się odmawia - potrafi nieźle zmanipulować i naciskać aż w końcu ktoś pęknie. Generalnie ja zwykle starałam się jego do niczego nie zmuszać. Bo widziałam, widać było u niego bunt albo też po prostu brak reakcji gdy moi rodzice coś od niego chcieli. Wiadomo, że przy schizofreniku najlepiej trzymać zdrową i spokojną atmosferę. Niestety u mnie w domu nie zbyt to było możliwe bo Moi rodzice zwykli się kłócić bardzo często. Więc sprzyjających warunków P nie miał. I w sumie dalej nie ma ze względu na moją Matkę. Pytanie czy gdyby była zdrowa atmosfera we domu czy by było z nim lepiej? Nie wiem. Podsumowując:Wierzę dalej, że jest dla niego ratunek i że schizofrenia tak naprawdę nie jest tak dużym problemem . Da się z tym żyć. Są też osoby, które pracują i normalnie funckjonują. Większy problem to środowisko w którym on żyje i brak motywacji. Widzi tylko 4 ściany w których siedzi całymi dniami. W szczegóły nie będę się póki co zagłębiać. Bo z tego może wyjść porządny księgozbiór i tak już się zanadto rozpisałam. Ale chyba w końcu musiałam to tutaj wylać. Może znacie kogoś z podobną historią? Może to też mi da jakąś wskazówkę jak jeszcze inaczej do tego podejść niż teraz podchodzę... Dodam jeszcze tutaj od siebie jedno. Ten facet ma swój kanał i opowiada swoja historię jako osoby chorej na schizofrenię. Widzę dość spore podobieństwo w wypowiadaniu się (zwlaszcza o istotach które nie pochodzą z tego świata, demonach etc.) jak i mimice twarzy jak u mojego brata.
  2. Nie wiem czy ten filmik był już tu kiedyś na tym forum wklejany czy nie to mimo wszystko wrzucę go tutaj bo bardzo mi pasuje do tego tematu. Takie anomalie jak feminizm, czy też jak piszecie tutaj, feminizacja mężczyzn nie dzieją się bez powodu. nie będę się tutaj rozpisywać bo większość info jest zawartych w tym filmiku. Na poniższym filmiku jest przedstawiony eksperyment na myszach i pewnie część z was powie: ale przecież to myszy nie ludzie! Tyle że jak się otworzy umysł i skojarzy fakty to można zauważyć podobne zjawisko u ludzi i to już od dawien dawna... sami oceńcie z resztą. załącze jeszcze to: http://ciekawe.org/2015/01/24/dokad-zmierza-ludzkosc-eksperyment-calhouna/ w celu uzupełnienia.
  3. ooo takie tematy to ja lubię ^^ Ja więc zarzucę dwoma przepisami ode mnie: Jedno z moich ulubionych szybkich dań - Makaron penne (rurki) z łososiem wędzonym i szpinakiem w sosie śmietanowym. Składniki: (dla 4 osób)- Makaron rurki (ja używam pełnoziarnistego), mogą być ostatecznie świderki - Łosoś wędzony opakowanie 250g- świeży szpinak- gałka muszkatołowa - czosnek świeży lub granulowany- śmietana kremówka (200ml)- 1 łyżka stołowa mascarpone do zagęszczenia i nadania kremowej konsystencji i smaku Makaron oczywiście ugotować wg przepisu i własnych upodobań Szpinak podsmażyć na oleju do momentu jak się skurczy, następnie dodać czosnek i gałkę muszkatołową. zaraz po tym wrzucamy pokrojonego w paski łososia. Smażyć aż łosoś zmieni kolor na jaśniejszy ( ) Dodać śmietanę a zaraz po tym mascarpone, gotować aż sos zgęstnieje. Farsz mieszamy razem z makaronem. Potrawy NIE SOLIMY gdyż ponieważ łosoś jest wystarczająco słony oraz: Diabełki (kotlety z serem, kurczakiem,majonezem) - podaję z frytkami albo ziemniakami pieczonymi + tzatzikami 3 piersi z kurczaka ok 3,4 łyżki majonezu starty ser ( najlepiej gouda albo jakikolwiek inny który się ciągnie i jest mocny w smaku) 2 jajka ok 2,3 łyżki stołowe mąki sól, pieprz Cycki kurczaka kroję w kostkę, wrzucam do miski i przyprawiam solą i pieprzem. Następnie dodaję pozostałe składniki w tym mąkę na końcu, uzyskując dość gęstą masę. Rozgrzewam patelnię i formuję z jednej dużej łyżki małe kotleciki. Smażę na głębokim oleju do momentu gdy zrobią się rumiane.
  4. Martwy ciag generalnie jest bardzo dobrym ćwiczeniem bo angażuje całe partie pleców, tyłka i ud ale trzeba go umieć robić i robić rozważnie - ten facet jest dobrym przykładem jak tego nie robić. No a ja co rusz jak na siłce jestem to widzę jakiegoś Janusza siłowni i się za głowę chwytam... że Ci ludzie są jeszcze w jednym kawałku...np przedwczoraj widziałam kolesia, który na wioślarzu nie pracował nogami tylko ciągnął cały ciężar łapami, robił to z takim wysiłkiem że myślałam, że też sobie ręce urwie... aż oczy ocierałam ze zdumienia i powstrzymywałam od śmiechu. A tu łapcie kompilacje filmików z Januszami :
  5. uf, nie jestem sama (jako kobieta, co do facetów to się nie dziwię). Ja teraz zmieniwszy znowu pracę mam do czynienia z następną agentką, która bawi się w menadżera a jest zwykłą szarą pracownicą. Dostała jedynie zlecenie by szklić nowych na jednej maszynie ( co śmieszne - bez żadnej dodatkowej premii). . Ale po tych wielu razach już się nauczyłam z takimi obchodzić i teraz sie tylko z niej śmieję. A ta laska mnie wyjątkowo bawi swoją głupotą i gierkami.
  6. Jak ćwiczysz regularnie, to mięśnie nie będą Cię bolały tak często i mocno jak na początku. Po za tym jeśli bolą to znaczy, że trening działa, ale też nie należy przesadzać bo można sobie zrobić bubę. Trzeba umieć się wczuć w swoje ciało. Po za tym jeśli chodzi o teorię zakwasów to ona jest nieco błędna i polecam więc przeczytać to: http://kulturystyka.pl/zakwasy-bol-miesni/ . Sama kiedyś myślałam, że to kwas mlekowy tralalala bo każdy tak powtarzał a jednak okazuje się, że nie do końca to jest przyczyną bólu mięśni po treningu tutaj przykład co się dzieje jak się przesadzi Pierwwszy raz jak to obejrzałam to mnie w plecach strzykło :
  7. O tatuażu myślę bardzo intensywnie, ale póki co z roku na rok się wstrzymuję bo mam inne, ważniejsze priorytety i wydatki. Niezbyt dobrze bym się czuła z jakimś gigantem, wolę tatuaże, które można łatwo ukryć. Ale jak już sobie zrobie to pawia (podoba mi się jego symbolika: wiosna, zmartwychwstanie, pycha, dostojność) w podobnym stylu i też na łopatce, urozmaicę jedynie żywszymi kolorkami :
  8. Nie znalazłam podobnego tematu ale jeśli takowy jednak istnieje to proszę o usunięcie tego posta. Z góry przepraszam. Jestem ciekawa jak widzicie kobiety na stanowiskach decydujących, jako szefowe, liderki itd. Czy macie jakieś ciekawe przemyślenia, historie na ten temat? Ja odwiedziwszy już dość sporo firm, zakładów pracy, przysłowiowych mordowni ( np takie fabryki z mięsem w UK) miałam dużo razy do czynienia z kobietami, które były na stanowiskach decydujących. Jeśli chodzi o mnie, ja sama siebie w ogóle nie widzę jako kogoś kto miałby kierować innymi, wydawać polecenia i trzymać wszystko w garści. Jestem świadoma swojej emocjonalności, która w tym przypadku bardzo utrudnia w podejmowaniu konkretnych decyzji i to że jestem raczej dość chaotyczną osobą, dlatego nie porywam się na takie stanowiska i szczerze źle bym się czuła mając na barkach taką odpowiedzialność. Jednak w dzisiejszych czasach zauważyłam, że dużo kobiet porywa się na takie stanowiska, trując świadomie lub nie współpracownikom i podwładnym życie. Byłam świadkiem tego jak np liniowa w fabryce z mięsem mając gorsze dni wrzeszczała " co tak kur%wa wolno! co to Ku$#wa jest ! Szybciej!" często na hali był chaos, bo przestawiano pracowników z jednego stanowiska na drugi, zakazywanie gadania, popędzanie - norma. Chaos organizacyjny i straszna nerwówka. Większość moich byłych kierowniczek nie potrafiła nawet dokładnie wytłumaczyć co trzeba robić. Jak przychodziło się z problemem to zwykle miało sie do czynienia ze spychologią typu " idź do tej/ tego niech Ci wytłumaczy. Byłoby to zrozumiałe jakby była zawalona robotą, wówczas jedna taka po prostu szła do grupki znajomych na pogaduszki. Były takie, co na siłę czekały na Twoje potknięcie, by się pochwalić swoją elokwencją i pokazać swoją "wyższość", pokazać że ona jest szefową a Ty tylko plebsem, zwykłym robolem. Spotkałam się w sumie jedynie z dwoma kobietami, które w miarę ogarniały swoje stanowisko i aż miło się pracowało przy ich boku. Ale reszta... większości to one były powodami, przez które się zmieniało pracę, chodziło się do pracy z negatywnym nastawieniem etc. A co wy sądzicie o kobietach-kierowniczkach? Czekam na wasze odpowiedzi.
  9. Ja w ogóle nie rozumiem zakładania tak krótkiego postu, bez żadnego wyjaśnienia prosisz ludzi o nawet sama nie wiem co... radę, wsparcie, uwagę? Czy to chodzi tylko o atencję? Czy wszystko na raz? Pomijając już fakt, że nikt Cię tu nie zna i ciężko się odnieść do czegokolwiek w stosunku do Twojej osoby to po pierwsze. Po drugie primo sama powinnaś dojść do tego ( bo chyba w końcu ty siebie najlepiej znasz?) co zmienić w swoim zachowaniu, co Cię męczy etc. Po trzecie primo ultimo tak jak napisała @Selqet , udzielasz się na stronie która jest skarbnicą wiedzy. Generalnie internet jest pełen mądrości ( o ile umie się dobrze selekcjonować informacje ) Może zacznij najpierw od tego by samodzielnie do tego dojść, poczytać o samorozwoju etc a nie polegasz na innych.
  10. http://www.miesnienog.pl/ - polecam te programy. Ja jeśli chodzi o skłoty to akurat jakoś nie mogłam się zmusić do regularnego ich robienia, bo już nie miałam siły po brzuchach ( potrafiłam przy szczytowej formie, jednego dnia zrobić 190 ciągiem w ostatniej serii przy tym programie) ale to nie znaczy że nóg wcale nie ćwiczę. Jednak zamiast zwykłych skłotów, wolę na suwnicy + inne ćwiczenia tj wykroki z obciążeniem, przysiady sumo i wymachy nóg w tył. ew. jak mam dostęp do siłowni to jeszcze ćwiczenia na maszynach. A co do wyzwania... hm w sumie kuszące, moze kiedys sama dla siebie spróbuje ten jeden raz.
  11. W pracy i jak jest chłodniej to oczywiście spodnie i w sumie to chyba częściej raczej spodnie niż spódnice + pasują do większości butów, łatwiej dobrać górną część garderoby + nie są krępujące przy schylaniu się + dobrze dobrane ładnie podkreślają sylwetkę ( o ile ma się ją zgrabną. ;)) - szybciej się rozchodzą, zwłaszcza jak nosi się prawie codziennie. Łatwiej o dziury, przetarcia np w kroku albo przy udach zwłaszcza jak się ma parę gramów więcej gdzie nie gdzie. spódnice, sukienki latem jak najbardziej i w sumie wtedy częściej je ubieram niż spodnie/ spodenki. Spódnice preferuje rozkloszowane mini, midi ale czasem też założę długą a'la hippie + estetycznie i kobieco się w nich wygląda, zwłaszcza jak dopasuje się ładne obuwie do nich + nie krępują tak ruchów jak długie spodnie i są przewiewne - nie nadają się na wietrzne dni i chłodne dni - no chyba że właśnie długie... - rajstopy są tu utrapieniem bo łatwo o oczka a wtedy juz nie wygląda to estetycznie...
  12. Nie ma nic lepszego na wyładowanie stresu jak sport (głównie siłownia albo jazda na rowerze) - po tym czuję się jak nowo narodzona i jakbym zrzuciła z siebie jakiś wyjątkowo dużo ciężar. Dobra też jest medytacja (ta mi zaś pomaga spokojnie zasnąć)
  13. @Lalka Szczerze to nie wiem co się z nimi teraz dzieje ale nie spodziewam się cudów. Jak jeszcze mieszkaliśmy z nimi nie było widać porozumienia między nimi, żadnej chemii. Widać było że się nie dobrali w ogóle charakterami. Najgorsze jest to jak traktują dziecko i wychowanie jego. U ojca wyraźnie widać, że ma niechcianego syna bo nim się w ogóle nie zajmuje. Jak było młodsze nawet go nie przebierał bo się brzydził a po za tym dotknięcie syna zwłaszcza luloka uważał za coś wstydliwego i odpychającego. Jak razem wychodzili gdzieś (co też było rzadkością) to jak wracali zamiast uśmiechów na ich twarzach było widać naburmuszone miny + płaczące dziecko. Jak na osobności z nami rozmawiali to było: " Brajanek nas wkur^&$ł" " popsuł cały spacer" Jakby im się udało ustabilizować to co jest między nimi to by znaczyło, że zaczęli być świadomi co robią źle, że ogólnie doszli do jakichś autorefleksji. Oni wydają się na to za prości. Łatwiej zwalić na tę drugą osobę niż poszukać pierw błędów u siebie. I to nie tak, że im życzę źle. W żadnym wypadku. Ale ktoś to by zobaczył to od srodka stwierdziłby raczej to samo ... że nie ma dla nich ratunku. Nikt przede wszystkim nie jest w stanie pomóc takiej parze - sami muszą się ogarnąć. Ale widać, też że mają wiele żalu do siebie samych i nie mogą zapomnieć krzywd sobie wzajemnie wyrządzonych, nie ma w tym związku w ogóle zaufania. Dlatego są na straconej pozycji.
  14. @dobryziomek Oni wynajmują mieszkanie (jak w sumie większość w uk, Malo kto sie decyduje na własne mieszkanie) a nas wtedy przygarnęli na pokój, można powiedziec ze mieliśmy male problemy ze znalezieniem pokoju a jeszcze nie byliśmy gotowi na wynajem mieszkania więc nam pomogli ale widac bylo ze po dłuższym czasie juz draznilismy siebie nawzajem. Fakt, mieszkanie u kogoś jest bardzo ograniczające i na dłuższą metę męczące ale od czegos trzeba bylo zacząć. Trzeba bylo to przetrwać. Wtedy tez ja z moim przez cala ta sytuacje mieliśmy male problemy miedzy sobą ale poradzilismy sobie z tym i mysle ze to tylko bardziej umocniło nasz związek.
  15. @HORACIOU5 Dość ostrożnie dobieram sobie znajomych z którymi się dzielę jakimiś sprawami osobistymi. Co do plotek...mieszkając na obczyźnie generalnie mamy mało znajomych i przy tym bardzo duży dystans do ludzi, informacji jakie przekazują a tym bardziej ja plotki od innych kobiet biorę bardzo na dystans . Jeśli to by się tyczyło mojego faceta... na pewno bym nie bawiła się w detektywa i wszelkiego typu manipulacje. Dopóki on bezpośrednio mi nie da powodu by się niepokoić - ja tego nie ruszam. Po za tym jak czuje że coś jest nie tak, coś mnie trapi to po prostu zaczynam go o tym informować na spokojnie.
  16. Hej wszystkim. Jestem tu od całkiem niedawna i coraz częściej stwierdzam, że zaczyna podobać mi się te forum, bo nie ma tu niepotrzebnego owijania gówna w ładny papierek i dużo jest tu życiowych historii, które w jakimś stopniu pokazują jak ludzie zepsuli i psują dalej ten świat. Chciałabym tu przedstawić historię jednej pary, u której ja razem z moim partnerem mieliśmy (nie)przyjemność mieszkać jeszcze za czasów wynajmowania pokoi. Jeśli nie przerażają Cię typowo damskie, tasiemcowe historie - zapraszam do lektury. Jednak uważam, że niektórym może pomóc wyciągnąć pewne wnioski i czego nie robić jeśli chce się mieć znośny związek. Na celowniku są typowi Sebix i Karyna, których historia powinna być dla każdego przestrogą i przykładem zmarnowania sobie już na samym starcie cennych lat życia. Obserwując ich dobre parę dobrych miesięcy na emigracji pod jednym dachem dało nam to dość wyraźny zarys tego co się dzieje jak dwoje prostych ludzi, którzy nie posiadają w ogóle umiejętności refleksji nad swoim zachowaniem, życiem i mają zero jakichkolwiek ambitnych planów na przyszłość zakładają " rodzinę". Historia dalej trwa. Jedynie my się odsunęliśmy bo nie chcieliśmy już na to patrzeć i psuć sobie nerwów.To nie towarzystwo w którym chcemy się obracać ale co mieliśmy zobaczyć, zobaczyliśmy.Co więcej, przeraża nas fakt, że to nie jedyny taki przykład, który napotkaliśmy. Tu w Anglii jesteśmy wręcz otoczeni zewsząd takimi parami przez co odczuwamy deficyt ogarniętego towarzystwa. Więc tak: Para w przedziale wiekowym 20-25 lat. Obydwoje po ok. 3 letnim związku zdecydowali się się na ślub, zaraz po tym dzidzi. Ona sprawia wrażenie przebojowej, hulajdusza uczuciowej Karynki, przy której bębenki wysiadają bo potrafi się z różnych powodów ( i w sumie bez powodu też) wydzierać krzykliwym głosem. Przy tym bardzo od razu też rzuca się jej brak odpowiedzialności. On natomiast zachowuje się jak 60 letni gburowaty dziad, kanapowy niedźwiedź siedzący głównie przez tv przed i po pracy, z wieczną miną ukazującą niezadowolenie z życia, niezależnie gdzie jest, co robi. Pewnego dnia, jeszcze na początku naszej znajomości obydwoje siedząc z nami przy piwie opowiadają nam o swojej "true love", jak to się zaczęło etc. Powiedzieli nam przede wszystkim, że po ślubie razem zaplanowali dziecko i generalnie wg nich nie pośpieszyli się wcale. ba, stwierdzili nawet, że im szybciej tym lepiej, bo im mniejsza różnica wiekowa między rodzicami a dzieckiem tym lepsza komunikacja... ple ple ple. Po dłuższym czasie znajomości Mój od niego się dowiedział, że on wcale nie chciał dziecka, że to ona naciskała i że jest za wcześnie. A ona mnie na osobności powiedziała, że obydwoje się zdecydowali. - jak dla mnie perełka, która już pokazuje, kto w związku ma siłę przebicia i że pantofel dość mocno przycisnął i że ktoś już chciał się ustabilizować na przyszłość. Zgadnijcie kto. Urodził się Brajanek. Piękne cudowny bobo jak zawsze - dopóki nie zaczęło chodzić. Od razu widać, że wcale się nie przygotowali nawet psychicznie do tego dziecka. Ona wysyła dziecku co chwile sprzeczne sygnały na zasadzie: Brajanek zbroił - wydziera się na niego. Dziecko zaczyna płakać już histerycznie - idzie go przytulić, bo ono takie biedne. Zero konsekwencji i brak jakiekolwiek wiedzy na temat psychiki dziecka i jego wychowania. A Ono dalej wchodzi na głowę, zwłaszcza matce. Ojciec niby jakiś autorytet ma. Jak z kolei on wrzaśnie na dziecko raz - cisza i spokój. Ale na tym kończy się jego interakcja z dzieckiem. Zero zabaw. tylko " poszukaj Brajanku tableta i idź się bawić". Jak wygląda sprawa między małżeństwem? Klasyka gatunku. Zaraz po ślubie czar prysł a jeszcze bardziej po porodzie. Obydwoje mówią, że rutyna ich zabija. Problem tkwi przede wszystkim w komunikacji i braku zaufania. Facet za bardzo pozwolił kobiecie się panoszyć. A ona jest jeszcze skora do manipulacji i zbytniej atencji. przykład i przy tym perełka nr 2: Ona odkryła, że on czyta wszystkie jej wiadomości. Zwierzyła się koleżance, i umówiły się, że mąż tej drugiej "biały rycerz" pomoże w sprawie. Wykminiły plan, gdzie pan mąż zaczął pisać zalotne smsy do Karynki. Bardzo mało brakowało a by stracił zęby przez tą intrygę. Oczywiście Sebix się o tym dowiedział i kipiał z wściekłości ale tylko na tym się skończyło. Mnie kompletnie brakło słów i zamurowało po tym. No ale już kończąc... Związek jest podtrzymywany jedynie przez fakt, ze jest dziecko i że rozwód kosztuje. Po za tym Jego przygniata fakt, że w momencie rozwodu to on jest na przegranej pozycji. Czy widzicie jakieś rozwiązanie i ratunek dla tej pary? Bo ja niezbyt. Już za późno, już jest pozamiatane. Ale jak macie jakieś spostrzeżenia albo inne równie interesujące historie - podzielcie się.
  17. Ja nie mówię, że tylko klaps. Trzeba dziecko poinformować za co dostało ale trzeba być konsekwentnym i w takich sytuacjach nie pobłażać za bardzo. To nie może być kierowane przez złość, gdy ona bierzę górę wtedy wiadomo, że jest to niezdrowe i dochodzi do róznych patologii. Nad tym trzeba zawsze panować. jak w każdej dziedzinie życia też i tu trzeba znaleźć równowagę (z pełną świadomością, że to proste nie jest). Trzeba dziecku wyraźnie pokazac, co można a czego nie. Dzieci są lepszymi psychologami od nas. One jak zauważą, że rodzic nie wyznaczył odpowiedniej granicy, albo zauważy w wychowaniu lukę to to obejdą. Dzieci muszą mieć autorytet u rodziców i wiedzieć, że to oni pociągają za sznurki. Wiadomo też, że łatwo się o tym mówi a w praktyce jest inaczej. Ale porównajmy mentalność ludzi gdy byli wychowani przez klapsy, bicie pasem etc a teraz młodzież, która jest wychowywana bezstresowo... Cóż co do wychowania zwierząt, w sumie to będzie podobnie. im wcześniej się zacznie wpajać dobre zachowania tym mniej problemów później. @deomi a wracając jeszcze do kwestii ogólnej, że czujesz się bardziej zlękniona etc. Zapoznaj się z enneagramem . To pomoże Ci zrozumieć jakie masz motywy i lęki. Poznanie tego może Ci pomóc odnaleźć źródło Twojej niepewności. Musisz się tylko dobrze wytypować. na forum enneagramu znajdziesz też ścieżki rozwoju dla danego typu i tak zwane poziomy zdrowia. Nie będę się rozpisywać bardziej tutaj. Jak by Cię to zainteresowało i miała jakieś pytania co do tego pisz na priv. Chętnie pomogę.
  18. Nigdy nie porównywałam dzieci do zwierząt i nie przekładałam zachowania wobec zwierząt na wychowywanie dzieci. To wg mnie dwie różne rzeczy. Zwłaszcza, że człowiek zrobił krzywdę kotom, psom już od momentu gdy je udomowił. Teraz jest wpajane, że trzeba się nimi opiekować bo same sobie rady nie dadzą. Po drugie Nie jestem zwolenniczką bezstresowego wychowania. Dziecko musi znać granicę co można a czego nie. Oczywiście trzeba w tym znaleźć równowagę i nie można przesadzać. No i raczej jeśli chodzi o dyscyplinę to jest rola mężczyzny ale nie znaczy, że matka ma pozwalać na wchodzenie dziecka jej na głowę. Przysłowiowy klaps wcale nie jest zły. Sama bylam wychowywana w ten sposób i jakos źle na tym nie wyszłam. Patrzę co się dzieje teraz z dzieciakami i młodzieżą (zwłaszcza tu w anglii, gdzie uderzenie w pupę dziecka = obrączki przyjaźni automatycznie) to się za głowę chwytam. Zero wpojonej dyscypliny i kultury osobistej, dostają od rodziców co chcą bo przecież nie wyznaczyli żadnej granicy więc można wszystko... prośba. Co jak co ale myslałam, że na tym forum jest mniej osób które mają klapki na oczach... Jeszcze dla sprostowania. Jestem generalnie pokojową i spokojną osobą i nigdy nikogo nie skrzywdziłam. To że dałabym dziecku klapsa nie oznacza ze sprawia mi to przyjemność i że się na nim lubię/ chce wyżywać. Podobna zasada będzie z kotem czy psem. Tu chodzi o wyznaczenie granicy a słownie nie zawsze to skutkuje. Dziecko może to olać i nie słuchać. A zwierzęta nie rozumieją. Dlatego język ciała przy wychowaniu też jest ważny. Btw Czy wyobrażacie sobie bezstresowe wychowanie u zwierząt? ja to widzę tak: - Kocie, choć tu i porozmawiajmy. - Miau - Wiesz że nie wolno srać na dywan - Miaaau - No to dlaczego to zrobiłeś? - Miaaau! - Nie wolno tego robić i to sobie zapamiętaj. - Miau (kot kiwa głową na znak, że rozumie)
  19. Może miała jakiś konkretny powód, że go uderzyła? np narobił na dywan czy coś? Ode mnie też by dostał. Po za tym nie rozumiem jak można robić awanture komuś o coś takiego, wiec się dziwię, że masz wyrzuty sumienia, że się nie wydarłaś na nią.Po za tym jak to był jej kot, to tym bardziej nie rozumiem dlaczego Ty miałabyś reagować? Nie wiem w ogóle po co też komukolwiek taka umiejętność jak " kłócenie się", nie lepiej nauczyć się pożyteczniejszej wg mnie umiejętności pt. " spokojna rozmowa, bez krzyków" ?
  20. Taką przyjemność mogę dawać tylko komuś, komu ufam.;) A nie napaleńcom z forum i generalnie w sieci. Jedynie mój jest taką osobą, której bezgranicznie ufam i przez to tylko ja i on mamy dostęp do tych fotek. . Choć w sieci jest mnóstwo podobnych zdjęć to jednak ja nie należę do lasek, które lubią się atencjować nagimi/ półnagimi fotkami w sieci bo przede wszystkim szanuję samą siebie i chce też by inni mnie szanowali, a ktoś kto mnie taką zobaczy może mnie później tylko z tym utożsamiać i przy okazji przypisywać mi już na starcie łatki taniej zdziry etc.
  21. Mój blokuje telefon na pin i nie trzyma tych zdjęć cały czas na tym telefonie (generalnie telefony bardzo często zmienia) więc nie ma problemu z tym, że wyciekną.
  22. Coś zeszliście z tego tematu i dość lakoniczne odpowiedzi widzę w samczym odpowiedniku tego tematu więcej można poczytać ciekawostek...więc ja ja się wypowiem tutaj Przede wszystkim kręci mnie strasznie jak podczas seksu z moim mamy sprośną gadkę. Lubię jak mi czasem odpowiada klapsami albo pociągnie za włosy jak powiem coś prowokującego. Odgrywamy role ( ja w stroju niegrzecznej uczennicy albo sekretarki ) ale raczej taki sofcik nie jakieś mocne hardcorowe bdsm - głównie właśnie sprośne teksty i klapsy + czasem kajdanki. Raz też jak mój wyjechał w ważnych sprawach na 2 tygodnie podczas pisania na fejsie dawał sygnały że ma chcicę, to ja zrobiłam sobie sesję zdjęciową w wyzywającym ubraniu i wysłałam mu zdjęcia " do fapowania". w między czasie pisemna sex rozmowa przy której obydwoje się tak podnieciliśmy, że później zainicjowałam pornola live przez skype z kamerką, gdzie ja się dopieszczałam sama wibratorem a on siedział w kiblu " po drugiej stronie" i fapował. Jak wrócił... cóż też było gorąco Lubię też uczucie że może ktoś nas nakryć. Np uprawiamy seks jak mamy gości. Z zaskoczenia od tyłu też lubię np jak stoję przy garach w kuchni.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.