Skocz do zawartości

Bonzo

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2374
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    31
  • Donations

    100.00 PLN 

Treść opublikowana przez Bonzo

  1. Nie widze związku do tego momentu. To jest niezły pomysł. Tak. To dobry kierunek. Jestem za. Zgadza się. Przeciez napisałem na poczatku - chcesz uznać - masz prawo, proste. Cóż. Takie ryzyko zawsze będzie. Dzisiaj również możesz adoptowac dziecko i uznać, że jednak ci się odwidziało. Wyrwiesz od matki. Przecież to ona jako zarządca odpowiada za gospodarowanie kasą z alimentów. W tym także za właściwe obciażenie niewątpliwego tatusia a nie tego, ktory najwięcej może zapłacić. Baba musi wiedzieć żeby nie pozwac o alimenty faceta, ktory nie jest ojcem. Jesli nie pamięta z kim się gziła - to niech spośród ruchaczy znajdzie właściwego. Moim zdaniem - nie zabetonuje. To dziś betonuje. Bo baba może sobie skakać w bok (co już jest podstawą do uznania związku za chujowy) i nie ponosi za to powazniejszych konsekwencji. Facet zresztą podobnie. Zakredytowane małzeństwo "wybaczy" sobie wszystko jesli niewybaczenie wiązać się będzie ze skutkami finansowymi nieopłacalnymi do dźwigania. Tak by było gdyby penalizacja dotyczyła każdego przypadku aborcji. W mojej propozycji tego nie ma. Jest łatwa i legalna możliwośc przerwania ciaży ale o tym dowiaduje się USC. I powiadamiany jest mąż o ile kobieta jest mężatką. USC ani nikt inny nie wyciąga żadnych konsekwencji w takim wypadku. Zakaz i cięzkie kary dotyczą wyłacznie takiego przerwania ciąży - o którym nie wie USC. Ale zakaz dzisiaj jest bezwzględny. Nie wolno (poza b. nielicznymi wyjątkami). Zgoda. Z tym że jest jeden mały problem. Jesli ma istnieć instytucja p/n "małzeństwo" (podkreślam - przy tym założeniu jesli ma istnieć) i jesli ludzie w to wchodzą - to niech istnieją konsekwencje prawne za zburzenie tej konstrukcji. Najprostsze właśnie w postaci skutków finansowych. Nikt tu nie mówi żeby karać więzieniem. Ale jesli istnieje małzeństwo i pociąga za sobą okreslone skutki finansowe dla stron (uwspólnienie majątku) - to niech i pociąga za sobą skutki finansowe w wypadku zdrad. No tak. Tyle że znów pojawia się drobny szczegół. Rozpatrujemy kwestię taką - ktoś zerwał umowę małzeńską zdradzając. Czyli - popełnił coś co klasyfikowac można (w świetle przepisów o małzenstwie i w swietle tego, ze wchodzac w małzeństwo sam się na to zgodził) - jako zło. Zatem jesli są dowody na to że: A. Ojciec jest "czysty" - dopełnił wszelkich obowiązków wynikających z KRiO B. Matka nie jest "czysta" - bo zdradziła - to dlaczego w takim wypadku obie strony mają mieć takie same prawa do majątku lub opieki nad dzieckiem ? Skoro jedna ze stron zjebała sprawę ? Cóż. Trzeba było uwazac i się głęboko zastanowić zanim się powiedziało "Świadomy praw i obowiązkow wynikający z...." i tak dalej. Jestem gorącym zwolennikiem takiego rozwiązania ! Przy czym wątek ten - jak sam tytuł wskazuje - to propozycje zmian w KRiO. Zatem - do czegoś co już istnieje i zapewne z jakichś przyczyn istnieć zapewne przez jeszcze jakiś czas - będzie. Ja wiem, że moje propozycje są złe (bo dotyczą prawa, ktorego mogłoby nie być). Z tym, że inne rozwiązania (jak na przykład istniejące) - są jeszcze gorsze. I dokładnie tak jak napisałeś - ideałem byłoby całkowite pozostawienie pełnej swobody ludziom w zawieraniu umów. Całkowitej. Niech sobie ustalają cokolwiek zechcą (wtedy na przykład można w umowie z żoną zawrzeć punkt o tym czyj majątek, co w wypadku jesli ktoś sobie w bok skoczy itp) - i wszelkie problemy solved.
  2. Hmm. Madame - prosisz o zbędne komentarze ? Nie wiem, może się mylę, ale wydaje mi się, że w powyższym zdaniu występuje sprzeczność logiczna.
  3. Offtop, nawiasem mówiac zaczety przeze mnie, ale skoro już jest - to uzupełnię: Otóz - każde ubezpieczenie, jakiekolwiek by nie było - jest formą zakładu. Załózmy, że Ty to PZU a ja to klient. Ty, jako PZU mówisz mi tak: - założę się z tobą, że nie złamiesz ręki w ciągu roku. - a właśnie, że złamię, pechowiec jestem - zaraz tam pechowiec, ja myślę pozytywnie, ręki chłopie nie złamiesz, o co zakład ? - zakład ? dobra, dawaj - o stówę - co ? tylko o stówę ? dam ci 3 tysiące jesli złamiesz - no ale mnie nie stać zaryzykować aż 3 tysiace - dobra, jestem taki pewny, że nie złamiesz ręki, że daj mi stówkę, jak złamiesz to dam ci 3 tysia - dobra, płacę stówę i ty mi obiecujesz, że jak złamie dostanę 3 tysia - dokładnie tak, przybij piątkę. Z uwagi na fakt, ze jest mało prawdopodobne by opłacalnym było celowo łamać sobie rękę za 3 klocki (a ściślej za 2900 bo 100 na polisę już poszło) - ubezpieczyciel zgadza się wypłacić ubezpieczenie w wypadku zaistnienia zdarzenia. Bo ryzykuje niewielkim jego prawdopodobieństwem, w zamian za co otrzymuje 100% pewny dochód w postaci wpłaconej stówy tytułem niskiej składki. I jesli ubezpieczyciel zdobędzie odpowiednio wielu chętnych wpłacić - to można analitycznie udowodnić, że liczba wpłacających po stówce - będzie bardzo duza, zas liczba tych co ręce połamia - bardzo mała. Suma kwot z odszkodowań będzie mniejsza niż kwot z wpłat. Odszkodowania wystąpić mogą ale nie muszą. Wpłaty zaś - wystąpić musza i są na 100% pewne bo już, teraz, natentychmiast klient płaci i kasa jest. Z uwagi na fakt, że każde ubezpieczenie jest formą zakładu - pozwoliłem sobie zastosowac okreslenie "strata" w przypadku kiedy zakład zostałby przegrany. A przegrany jest wtedy kiedy minie rok a Ty sobie ręki nie złamiesz. Przegrałeś mało, ale przegrałeś. Wygrało PZU. A skoro przegrałeś - to poniosłeś stratę. Identycznie działa każda loteria. Kwota, ktorą trzebaby zapłacic za wszystkie losy (wśrod ktorych jest jeden lub kilka wygrywających) jest znacznie większa od łacznej kwoty przeznaczonej na nagrody + koszty działania danego losowania. Sporo racji ale nie do końca. Załózmy, że masz drogie auto za pól miliona. Jesli jeździsz nim dużo, codziennie i po wiele godzin - prawdopodobieństwo że coś się stanie jest realne. Ale jesli autem tym wyjeżdzasz dwa razy w roku przejechac się na spacerek - to szansa ze cos się stanie jest zbliżona do zera. Skoro wóz wiecej stoi w garażu niż jeździ - to nie moze byc inaczej (inna sprawa ze wtedy mozna zadac sobie pytanie na cholerę mi ten wóz ?) Wtedy, kiedy mało jeździsz a wóz w większości stoi - może się okazac, że ubezpieczenie nie ma sensu. Zwłaszcza jesli składka jest wysoka. To jest właśnie zarządzanie ryzykiem - trzeba skalkulowac z dwóch stron - z jednej strony opłaca mi się kupowac polisę bo dużo jeżdze, a z drugiej strony - mało jeżdze a polisa kosztuje dużo. Niewątpliwym elementem kalkulacji ryzyka jest również to jakim jestem kierowcą. Jesli wprawnym, uważnym i jak dotąd bezwypadkowym - ubezpieczenie mniej się opłaca (jest większa szansa że przegram z PZU, PZU mnie zachęca niższą składką za bezwypadkową jazdę) niż gdybym był lebiegą i co rok jakaś stłuczka (wtedy ryzykuje PZU i najczęsciej żąda wyższej składki). Wazne tez jest gdzie się jeździ, a nawet gdzie parkuje. Jesli ktoś jeździ po wsi, gdzie ruch mały a wóz stawia u siebie na obszernej posesji - szansa że cos sie stanie jest niska. Najwyżej pies mu koło obsika. Ale jesli jeździ w pełnym oszołomów zatłoczonym mieście i parkuje na ciasnym, zapchanym do imentu parkingu pod blokiem gdzie nie brakuje tepych blondi nie potrafiących manewrowac samochodem - auto będzie miał obite już na drugi dzien
  4. Taaaa - od Zygmunta ukłony i rózne wyrazy. - od jakiego Zygmunta ? - od Trzeciego Wazy. Nihili novi sub sole jak to Starozytni Rzymianie stwierdzali. Wystarczy sobie wleźć na taki portal jak zbiornik (gdzie jako zdjęcia profilowe króluje - jak to ujął mój znajomy - kutas lub ździcha) by dostrzec tam samice niezwykle oszczędnie obdarowane urodą za to nadrabiające kilogramażem braki w tejże - by w komentarzach pod zdjęciami (delikatnie mówiąc mało artystycznymi) widziec och-achy facetów. A podobno lubią szczupłe i ładne. A i nie brakuje przypadków, kiedy to - jak to ujął p. podsłuchany prezes NBP Marek Belka - "dodaje grawitacją" - cyc wisi jak prześcieradło w pralni - pojawia się natychmiast czereda pędzonych twardostojem, ochotnych ruchać, najlepiej bez gumy choćby za śmietnikiem :).
  5. Prawda. No ale cóż - nawet strata kasy na nietrafioną divę - to po pierwsze - strata dośc mała, a po drugie - boli krótko. Zapominasz po dwóch dniach i żyjesz dalej. Straty oczywiście należy minimalizowac, ale nie zawsze się to udaje. Bo wiele od Ciebie nie zalezy. Ot na przykład - pojechałeś do Biedronki po zakupy, wychodzisz z pełnym koszykiem i widzisz wgnieciony błotnik w samochodzie. Strata - od kilku stów do kilku tysia zaleznie od tego co to za wóz. Oczywiście monitoring albo nie działał, albo nie obejmował, abo działał i obejmował ale nie widac numerów rejestracyjnych tego kto puknał. I płacisz bez sensu Owszem, możesz wykupić AC, ale to też strata. Nawet częsciej strata niż nie strata Bo za rok, za ktory zapłaciłeś wczesniej, a ów rok właśnie minął bez szkód - wydałeś kasę na darmo Matematyka jest matematyką Ryzyko jak każde inne. Po prostu - samo życie . Z divą masz ten plus, że niezależnie od tego - czy będzie zajebista czy wybitnie marna - wychodząc od niej masz ją z głowy. Natychmiast. Sama się nie przyklei, wydzwaniała nie będzie, nie wsypie Cię że tam byłeś. Słowem - wychodzisz i jestes "luźny bolek" Nawet gdybyś jej zrobił dziecko jakimś cudem (cuda się zdarzają nawet gdy PDT nie jest premierem) - to jej, a nie Twoj problem. Ryzyko, że Cię diva pozwie o alimenty jest porównywalne z szansą na odwrócenie się drugiej zasady termodynamiki. Jej się to nie opłaca a w dodatku jest technicznie bardzo trudne. W stałym związku tak nie ma. Bo są tak zwane "zobowiazania". Oczywiście im ich mniej tym lepiej, ale nie zawsze się to udaje, szczególnie jeśli Ci zalezy i baba to wykuma. Wtedy najczęsciej wtapiasz. Najgorzej w małzeństwie. Tam baba ma gwarantowane prawnie pewne sprawy i masz ją na głowie tak długo aż uprawomocni sie wyrok rozwodowy. A często siedzi Ci na łbie i po rozwodzie - szczególnie jesli z małzenstwa są dzieci. Które jeszcze bardziej wiążą. Bo dziecko masz do swej śmierci. A często i po niej. Krótko mówiac: 1. Ryzyko jest wszędzie. 2. Ryzyko należy minimalizować. 3. Ryzyka bać się nie wolno bo bojąc się ryzyka - nic w życiu nie załatwisz. Nie bez powodu nasi słowiańscy bracia Rosjanie powiadają - "kto nie ryzykuje ten nie pije szampana".
  6. O widzisz - trafnie spostrzeżenie. Jako, że gustuję w mniej wiecej rówieśniczkach (kobiety po 40-tce) - to dodałbym jeszcze coś. Kobieta po 40-tce, a wiec dojrzała wiekiem (rozumem nie zawsze, ale mimo wszystko częsciej) ma kilka plusów: 1. Wiek, ktory spowodował, że nie jest juz tak atrakcyjna na "rynku" jak 15 lat młodsze koleżanki. Ona doskonale to wie. I dlatego mniej grymasi i nie ma zjebanych wymagań 2. Przejścia. Rozwód, dzieci. Taki bagaż umniejsza jej atrakcyjność - bo po co komu niemłoda baba z dziećmi ? Ona to również doskonale wie. Szczególnie jesli została "wymieniona na nowszy model" co zdarza się całkiem nierzadko A to także powód do niegrymaszenia. 3. Łapanie faceta na dziecko. Albo juz niemożliwe, albo co najmniej mocno trudne z powodów "technicznych". W dodatku jej się to nie opłaca. Sama na stare lata musiałaby się wpakować w proces wychowania dzieci, co przerabiała 20 lat temu i wie że lekko nie było mimo, że była znacznie młodsza. 4. Ślub. Rzadko kiedy do tego 40+ dąży. Ma za sobą jeden a czasem więcej niż jeden. Nie opłaca jej się to. A baba kalkuluje znacznie lepiej niz facet. Ona tylko pozornie taka kochliwa, emocjonalna, uduchowiona. W środku zaś - czysta, rasowa matematyka. O wiele mniej romantyczna od elektrozaworu w płycie sterującej automatycznej skrzyni biegów. Taka kobieta do użytku że tak powiem "niestałego" (a innego nie biorę pod uwagę bo po co mi to ?) jest zupełnie niezła. Oczywiście pozostaje kwestia gustu - bo wyglad nie ten, zmarszczki, tłuszczyk, ale to tylko wygląd i de gustibus... Nawiasem mówiac - miewałem w życiu okolicznosć z ~50-tkami, o ciele takim, że niejedna 30-tka dałaby się za nie poćwiartować. W zamian za braki w wyglądzie - jest sporo innych plusów, które wymieniłem powyżej i ktore z p-tu widzenia wolnego samca są nie do przecenienia.
  7. Nic łatwo i szybko nie przychodzi. Tak to jest w filmach dla gawiedzi albo w bajkach. Już Starożytni Rzymianie to zauwazyli i jak zwykle ubrali w piękną, łacińską sentencję - "per aspera ad astra" - co się przekłada na "przez ciernie do gwiazd" Więc powtarzam - idź do divy. Zabawisz się życiem. Oczywiście odpłatnie i może nie aż tak tanio, ale masz jedną gwarancję - zabawa będzie. Więc i załatwisz problem. A gdy problem będzie załatwiony - to i Ty będziesz miał lżejszy, jaśniejszy umysł i inaczej na życie spojrzysz. Bo jedno ciśnienie odpadnie. Kto powiedział, że bywając u div masz zamkniętą drogę u dam za darmo ? Zawsze możesz próbować. Ale z głową i na luzie. Pamiętaj - konkurencja. Jesli darmowa zacznie grymasić i stawiać Ci coraz większe wymagania - grzecznie podziękuj za współpracę łózkową (zapewne niedoszłą) i idź do divy. Diva ceregieli nie będzie robić. To mogę Ci zagwarantować. A jak się dobrze zakrecisz i trochę od siebie dasz - to i GFE z tego ma szansę wyjśc całkiem niezłe :). I jeszcze jedno o czym zapomniałem w poprzednim poście. Życia nie masz spieprzonego. Zdecydowanie za wcześnie na takie oceny. Nie chwal dnia przed zachodem słońca. O ewentualnie zjebanym życiu to będziesz mógł wygłosić mowę za 60 lat. Kiedy osiągniesz wiek, w ktorym "znacznie bliżej niż dalej" do przenosin na ten lepszy świat. Lepszy dlatego, że z niego jeszcze nikt nie uciekł z powrotem do naszego, a z naszego codziennie ktoś tam ucieka. Życie to sobie możesz spieprzyć jesli zbyt szybko podejmiesz nieodwracalne decyzje. Nawet jesli tylko będziesz bawić się życiem w nieodpowiedni sposób. Z chujem bowiem nie ma żartów.
  8. Moje zdanie jest takie - w Twoim wieku kobieta (na stałe) jest ostatnią rzeczą ktorej potrzebujesz. Przepraszam za przedmiotowe określenie kobiety, wiem, że tak nie wolno, ale nie za bardzo wiem co innego wpisać w to zdanie. Jeszcze raz wiec - przepraszam, licząc, że Panie, ktore być moze czytają ten arcyciekawy wątek - przyjmą przeprosiny. Ja się nie dziwię, ze same jeszcze nie przychodzą - bo to nie ten moment. Spokojnie, wytrzymaj to a nie pożałujesz. Ja miałem to szczęście (a że to szczęście to się dowiedziałem później), że gdy byłem w Twoim wieku - kobiety ode mnie uciekały. I do dziś niektóre jeszcze uciekają - bo zawsze (szczególnie w młodym wieku) byłem ideałem nieprzystojnego, odstraszającego wyglądem faceta. No ale muszę "coś innego w sobie mieć" - skoro na brak kobiet nie narzekam w życiu, raczej mogę powiedzieć, że teraz to mam wręcz nadmiar . Mogę się nawet podzielić, chcesz ? (żart ) Zdaje sobie sprawę z tego, że masz problem z popędem seksualnym. W tym wieku dziwne byłoby gdybyś nie miał. I jesli masz tzw "ciśnienie w torbie" - wydaj dwie czy nawet pięć stówek i idź do divy. Załatwisz problem szybko i skutecznie, do tego stała kobieta potrzebna nie jest. Posiadanie stałej kobiety w Twoim wieku i sypianie z nią regularne - niesie za sobą poważne zagrożenie. Mianowicie - zakochasz się i podejmiesz nieodwracalne już decyzje w postaci dziecka a co za tym idzie - ślubu. I wpadniesz w matrix, z ktorego potem będzie bardzo trudno wyjśc, a jesli nawet Ci się to uda - to rachunek finansowy tej zabawy będzie wprost tragiczny. Nie licząc zdrowia. Oczywiście nie twierdzę, ze tak być musi, są tacy, którzy dali się złapać Matrixowi w młody wieku i mówią, że sa szczęsliwi (z naciskiem na mówią bo w ich głowach nie siedzę). W każdym razie - gdybyś miał mniej szczęścia (a to bardzo możliwe) - to najbardziej luksusowe, najdroższe divy, na ktore miałbyś teraz wydawać pieniadze - stanowić będą jedynie znikomy promil późniejszych kosztów zbyt wczesnego zabierania się za "poważne związki" - bez odpowiedniej pozycji negocjacyjnej. Ty i tak masz łatwiej niż ja. 27 lat temu, kiedy miałem 19 lat znalezienie odpłatnej damy wymagało więcej zachodu niż teraz. Dziś siadasz do netu, kilka kliknięc i juz jest Do wyboru do koloru A wtedy ktoś kto był biednym studentem pierwszego roku Politechniki - mógł sobie o tym co najwyżej pomarzyć Albo wybierać w naprawdę marnym sorcie tanich wysiadywaczek w piwnych barach
  9. To wszystko o czym piszesz - już dawno zostało rozpierdolone. Teraz czas na coś innego - rozpierdolić facetów do gołej ziemi. Jeszcze za Gomułki powstał plan zrównania chłopa z ziemią, wprowadzenia strefy bezmięsnej w Polsce i dodania "dlaczego ?" do naszego hymnu - realizuje się pierwsze, pytanie kiedy czas przyjdzie na pozostałe elementy. I to się dzieje - faceci babieją. Jest nawet na forum temat "Feminizacja mężczyzn" Mam to zezowate szczęście że: 1. Jako gówniarz dostrzegłem, że w stosunkach męsko-damskich "coś śmierdzi" bo nie jest tak jak się nam to do łbów wtłacza. Nie wiedziałem dokładnie co śmierdzi, skąd śmierdzi i jak dokładnie śmierdzi. Ale capiło jak małpie z ucha i to był fakt. Dowiadywałem się stopniowo, na szczęście nie drogą przez dupę, ale przez głowę. 2. Nigdy nie angażowałem się mocno i po całości w związki stałe - na zasadzie "moja jedyna kobieta i zrobię dla niej wszystko" (ROTFL) 3. Nie zakochuję się i jest to stan stały. Po co mi to ? 4. Ożeniłem się i dostałem 100% potwierdzenia słuszności swoich przypuszczeń - po czym, po dwóch latach - wróciłem do stanu wolnego bez burzliwych przejść - co było drogie, ale przecież badania laboratoryjne kosztują, nigdy w życiu nie wydałem lepiej pieniędzy niż na uwolnienie się z upierdliwych okowów małzeństwa. 5. Broniłem się rękami, nogami, a kutasem szczególnie przed spłodzeniem dziecka (stan nieodwracalny) 6. Im jestem starszy - tym bardziej potwierdza się to, że droga jaką obrałem była słuszna. Idealnie wbrew temu co wtłaczano - "im będziesz starszy tym bardziej będziesz potrzebował dzieci i żony"
  10. Tak. Ma to bez wątpienia wpływ. Z tym, że aby zaczeło mieć - kobieta musi podjąc zabawę. Czyli - to ona jest powodem, nie kochanek. Oczywiście. I dlatego napisałem - konkurencja. Baba musi stać na glinianych nogach cały czas. Nigdy nie mieć pewnosci, że mąż "musi być zachwycony i wielbić". Baba musi mieć tę świadomość, że mąż może ją w każdej chwili zostawić i przeskoczyć (tak samo jak ona) - na lepszą gałąź. I tę zasadę stosowałem do wszelkich kobiet w związkach. Najprawdopodobniej działało Teraz wolny jestem i mam to z dyni Ale żeby tak było - kobieta musi dac do zrozumienia że chce to usłyszeć Bowiem: - Szanowna pani ma piekne cycki i śliczną buźkę - Tak pan sądzi ? - i uśmiecha się zalotnie - No pewnie - A co się panu bardziej podoba - cycki czy buźka ? - Hmm, oba te elementy ale zastanawiam się w jakiej kolejności I podrywik zainicjowany . Najczęsciej skutecznie A gdy baba jest wierna to wygląda to tak: - Szanowna pani ma piekne cycki i śliczną buźkę - Piękne to ja mam dla męża szanowny panie. Niech pan wraca do żony albo zajmie się wolnymi i chętnymi słuchać tych oklepanych komplementów małolatami Ja te teksty znam na pamięć i nie ze mną one. Tak samo jak "nie z nami te numery, Ziobro" Albo - zamiast grzecznego i obrazowego wywodu - facet dostaje od razu w pysk. I po podrywie
  11. Tak, oczywiście. Z tym, że obowiązkiem księdza jest przeprowadzić całość postępowania zmierzającego do umożliwienia zawarcia przez ludzi. Bo jest taka fraza wygłaszana przez księdza "a ja powagą kościoła katolickiego potwierdzam" Kościół "dopuszcza" do złożenia sobie ślubu takich nupturientów, którzy spełnili jednocześnie następujące warunki: 1. Przeszli kurs przedmałżeński 2. Poddani zostali badaniu przez księdza, na okolicznosc czego sporządza on "protokół kanonicznego badania narzeczonych" 3. Zostały ogłoszone zapowiedzi i nikt nie wniósł zastrzeżeń co do możliwości zawarcia małzenstwa. Niespełnienie chocby jednego z tych warunków - może skutkowac uznaniem małzenstwa za nieważnie zawarte.
  12. Są. Z prostej, logicznej przyczyny: Wykryć zdradę nie jest prosto. Zalezy to od tego jak przenikliwa jest strona wykrywająca a jak sprytna jest strona wykrywana. Jestem przekonany, że większośc zdrad pozostaje niewykryta, albo (rzadziej) jesli jest wykryta - to nie rodzi dalszych, widocznych konsekwencji (rozwód, rozstanie itp) Bo się to im nie opłaca. Potwierdzeniem tego jest fakt wychowywania całkiem sporej liczby dzieci przez nie swoich ojców. A przecież kobiecie zajść w ciążę nie jest tak prosto. Kobieta musi być w dniach płodnych (ktore stanowią mniejszośc jej cyklu), nie może być antykoncepcji - a i wówczas nie masz pewności, ze zrobisz dzieciaka nawet jesli - jak to się kolokwialnie i obrazowo określa - "zalejesz formę". Kolejna kwestia - im kobieta starsza - tym trudniej jej zajść w ciążę. Pełno jest artykułów mówiących o tym, że dzisiai juz 30 latki mają z tym problemy, a po 35-tym roku życia szansa na ciażę spada radykalnie. Po 40-tce zaś jest to wielka rzadkość. Niejeden ginekolog potwierdzi, że prowadzenie kobiety 40+ chętnej posiadac dziecko - jest zadaniem trudnym. Spokojnie można zatem powiedzieć że niewielki procent romansów kończy się ciażą. A przecież takie romanse są - skoro istnieje pewien procent dzieci wychowywanych przez nie swoich ojców (źrodła mówią róznie, od 5% do nawet 15% i sądze, że może być to zaniżone z powodów "politpoprawnych") I uwaga - wychowywanych przez nie swoich ojców - co oznacza, że zdrada nie mogła być wykryta Inaczej - najprawdopodobniej doszłoby do rozwodu a facet z powodów finansowych - starałby się zaprzeczyć ojcostwu by nie płacić na nie swoje. Przyjmijmy że jest to tylko 5%. Więc 5 na 100 małzeństw ma dziecko nie męża. Zatem - w 5 na 100 przypadków żona musiała "ostro jechać po bandzie" z kochankiem skoro zakończyło się to aż ciążą. Seks musiał być częsty, bez gumy i bez zważania na dni płodne. A ile było takich romansów kiedy kobieta nakazywała kochankowi zakładać gumę ? Zapewne wiele - ona przecież wie, że ciąża to poważny i nieusuwalny ślad po kochanku. A ile jest takich kobiet, ktore stosuja permanenta antykoncepcję ? Sporo. Bo na przykład ma już dwoje dzieci i wiecej nie chce. Więc sobie założyła spiralę/ łyka tabletki - bo w dzisiejszych czasach dziecko to przecież koszty. Mało - sam maż ją na to namówił. W takim wypadku do ciaży z kochankiem nie dojdzie.
  13. O widzisz Gdy byłem w związkach - w dokładnie ten sam sposób obdarzałem kobiety szczerością Czyli - stwierdzałem - "ja bym nie miał nic przeciwko gdybyś miała kochanka". Wywoływało to niesamowite zaskoczenie i ogromne zdziwienie. To była przemyślana strategia. Powodująca trzymanie kobiety w niepewności. A czego jak czego ale tego baba się boi. Czyli - "skoro tak gada to zalezy mu na mnie mniej niż mi się wydaje" Gdy dopytywały "dlaczego tak stawiam sprawę" - zawsze mówiłem to samo - "przecież gdy będziesz chciała mieć kochanka - i tak będziesz go miała a ja na to nie będę miał żadnego wpływu" Ostatnie zdanie jest całkowicie oczywiste. I nie podlega wątpliwości - ponieważ gdyby było inaczej - nie byłoby zdrad. Pytała jakakolwiek żona męża - "Misiu, a mogę mieć kochanka" ? Jesli pytała to jest to sytuacja delikatnie rzecz ujmując - niepowszechna. Kobieta ma dwie cechy - jest ciekawska i przekorna (vide Ewa w biblijnym raju). Im bardziej jej facet "pilnuje" - tym chętniej ona skoczy sobie w bok. Bo wie, że on nie odejdzie, będzie prosił i błagał, wybaczy jej to. Niezłym dowodem na to jest fakt, że zdrada wychodzi najczęsciej wtedy kiedy się mąż jej nie spodziewa. Ustawienie sprawy na zasadzie "nie miałbym nic przeciwko kochankowi" - może wywołać inny efekt. Mianowicie: - niepewność co facet zrobi (a co najmniej spora przesłanka do tego, że nie będzie błagał by nie odchodziła) - skoro tak gada to jesli będę miała kochanka - on sam sobie znajdzie kochankę czując się usprawiedliwionym (gra była uczciwa ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś, wygrał lepszy) To jest bracia rynek. I tu jak najbardziej rządzi podstawowe prawo rynku - konkurencja. Kobieta jest tak długo wierna dopóki jej się to opłaca. Potwierdzeniem tego faktu jest ustawiczne szukanie przez kobietę lepszej gałęzi. Nawet w tym wątku mamy nawiązanie do lepszej gałęzi przez @Pozytywny w słowach "Jeszcze ktoś by miał ją odwozić do nowego ruchacza czy gdziekolwiek? No wolne żarty" Byc może dlatego nigdy nie poczułem się zdradzonym. Celowo piszę "poczułem się zdradzonym" - bo 100% pewności nie mam. Ale żadnych przesłanek, że którakolwiek mnie zdradziła - nie mam również.
  14. Fajnie wątek się rozwija, opowiadajcie dalej. Szkoda, że ankieta mi nie wyszła, na przyszłość będzie lepiej, mogłem zrobić jedno pytanie i dac do wyboru podpytania. I pewnie by tak było gdybym sam zagłosował - gdyż bym wykrył, że ankieta nie działa jak trzeba. No ale głosować nie mogłem bo nigdy żadnej ani na zdradzie nie złapałem ani nie miałem żadnych podejrzeń. Miałem zaś coś innego - pisałem juz o tym na forum. Moja ex spytała mnie tak oto: - A co byś zrobił gdybym miała skok w bok ? Zamiast się wściec - zadziałałem (i zapewne bym zadziałał tak w rzeczywistości gdyż jestem bardzo mało emocjonalny) operacyjnie jak stary zimny czekista - skoro wrzucili ci jajo - zrób z jaja jajecznicę, dopraw jesli śmierdzi i sprzedaj głodnym to nie tylko jaja się pozbędziesz ale i zarobisz na tym. Spytałem wiec tak: - A mam na to dowody ? - No tak, zakładamy, że masz dowody - Niezbite ? - Niezbite - A ile niby tych hipotetycznych skoków miałoby być ? - No, jeden - Hmm, są dwie możliwości. - Jakie ? - Ano skoro ci z tamtym facetem lepiej - możemy się rozstać. Przez grzecznośc nie dodam - "bez żalu z mojej strony". Ale wolałbym drugą możliwość - Jaką ? - Mianowicie - skoro ty mialas jeden skok w bok - to ja sobie rezerwuję prawo do jednego, podkreslam - jednego legalnego skoku w bok. I tu też mamy dwie możliwości. - Jakie dwie możliwości ? - Otóz - pierwsza możliwosć jest taka, że oświadczyłbym że właśnie idę bzyknąc jakąś laskę. Albo druga możliwość - i tę bym wolał - zachowałbym sobie to prawo na zaś. - Jak to na zaś ? - Otóż - jeśli mnie kiedykolwiek złapiesz - będziemy kwita. Stwierdziła, że jestem perfidny. Nigdy podobna sytuacja nie wyszła poza hipotetyczne rozważania. Nigdy nie wnikałem w wiernosć partnerek. Nigdy nie miałem powodów by twierdzić, że jej nie było. Istnieje oczywiscie możliwośc, że byłem ślepy i głuchy, ale sądzę że jest to mało prawdopodobne. Zakochany nigdy nie byłem. A to najczęsciej właśnie zakochani pewnych rzeczy nie dostrzegają i bywają nierzadko ślepi i głusi Teraz nie ma to już żadnego znaczenia.
  15. Oj nie takie rzeczy mi przez myśl przechodziły. Szcześliwie skutkujac tylko obrzydzeniem a nie chęcią sprawdzenia :). Mało to kobiet, ktore lubią Algidę czy inną Zieloną Budkę ? Myślę, że dałoby się co nieco wybrać nawet nie szukając przesadnie daleko Gdyby nawet wszystkie miały mi lody robić codziennie - to zdążę umrzeć nim wyczerpię ich zasób Po co sobie utrudniać jak może byc prosto ? A to spokojnie mogę polecić . W najgorszym wypadku wyjdziesz niezadowolony i lżejszy o stówkę lub dwie, ale nic poza tym Ci nie grozi . No i zawsze będzie można spróbować u innej. A ścislej - innej dac posmakować
  16. No własnie. Mnie także brzydzą Jestem zdania, że od czasu do czasu pornola można sobie nawet obejrzeć. Z tym, że musi być to normalny pornol, realistyczny, zwykły a nie że tak powiem po tuningu. Jesli coś oddaje zwykły, realny, normalny seks - to wielkiej szkody zrobić nie powinno. Co nie oznacza, że namawiam do oglądania, sam bardzo rzadko (teraz to juz wcale) oglądam takie rzeczy - po co mi to. Lepiej się umówić z odpowiednią damą (nawet niech jest to diva jak ma ktory ciśnienie w torbie) - i mieć to samo w najbardziej realnym z możliwych wydaniu. A pornole gejowskie - fuj Obrzydliwość Nie wiem jak Bracia to postrzegają, ale ja mam tak, że na homoseks w wykonaniu dwóch ładnych kobiet (dwie lesbijki) - to można popatrzeć, bo to ładnie wygląda, ale dwóch spółkujących ze sobą męskich entuzjastów multifunkcyjnego odbytu budzi we mnie najwyższe obrzydzenie. Co ciekawe - rozmawiałem na ten temat z kobietami i jakos wszystkie miały podobne zdanie - dwie kobiety - OK do przyjęcia, ale dwóch facetów - fuj. Mimo, że płeć się jakby zgadza Nadto sądzę, że jesli już oglądać pornole - to mając wczesniejsze odpowiednio już ugruntowane doświadczenia "realne". By od razu wiedzieć co jest "normalne" a co stanowi jakiś przedziwny wymysł autora materiału filmowego. Czyli - jak ktory młody a z kobietami jeszcze za wiele sobie nie używał - lepiej niech nie uczy się seksu z filmów pornograficznych - bo gdy przyjdzie co do czego - to najpierw będzie dysonans poznawczy a następnie - dysonans postkopulacyjny
  17. Popieram. Hejt będzie zawsze, i ciezko jest ustalić kiedy większy a kiedy mniejszy. Nie ma takiego, ktory by wszystkim dogodził a sobie nie zaszkodził. Zawsze będzie ktoś niezadowolony. Zatem - brać kasę i hejt na klatę. To jest typowe zadanie z gatunku - "to rozwiazanie jest złe, ale wszystkie inne są jeszcze gorsze".
  18. No to mamy problemik Propozycja zatem (do modów) - usunąć wątek, założę nowy bo juz wiem jak to z tymi ankietami jest Bo sam chyba usunąć go nie mogę.
  19. W istniejącej instalacji CO domu z piecem gazowym - zamknięty. Ciśnieniowy. Z naczyniem typu przeponowego (Reflex) W częsci kominek -> wymiennik -> kominek - otwarty bo musi być otwarty. Wymuszony całkowicie. W sumie trzy pompy: - kominek -> wymiennik - wymiennik -> istniejąca instalacja ciśnieniowa - kominek -> CWU w bojlerze dodatkowym Jedyne czego jeszcze nie zrobiłem to UPS do pomp gdyby prąd znikł. Ale od czasu jak u mnie na wsi zmodernizowano trafostację - jest spokój z "20-tym stopniem zasilania" UPS to też nie przelewki bo musi być pełen sinus, inaczej pompa nie pójdzie.
  20. Ta. Tyle, że juz tego nie mogę wyedytować bo czas minął Ale może jaki mod się zlituje
  21. Co ? Nie głosowałem bo mnie żadna nie zdradziła, co tam można pozmieniać jeszcze ? Prośba o pomoc ze strony "starszych i mądrzejszych"
  22. To jest z płaszczem wodnym czy powietrzny ? Zaposiadałem kiedyś powietrzny, wyrzuciłem po 12 latach bo pękł. Następnie wymieniłem go na kominek z płaszczem wodnym (Lubpol Hajnówka, solidna robota, z blachy kotłowej P265GH (stare oznaczenie St3K), jak na kominek - gruba blacha 6 mm) Kominek musiałem trochę przerobić i poprawić po producencie by było tak jak chcę w 100% (ale i tak jeszcze nie jest idealnie) Wiązało się to z poprowadzeniem instalacji wodnej z salonu do kotłowni - co samodzielnie wykonałem (warsztat jest, palniki, migomaty, piece of cake choć nie jestem hydraulikiem) Układ CO w domu mam ciśnieniowy (zamknięty), z piecem gazowym Buderus G124X. Przepisy zabraniają podłaczania kotła na paliwo stałe (a kominek z płaszczem nim jest) do instalacji w układzie zamkniętym, chyba że zostanie zastosowane urządzenie wykluczające możliwosć zagotowania wody w kominku. Zatem - zastosowałem dwa obiegi. Jeden istniejący a drugi - projektowany, bezciśnieniowy z naczyniem wzbiorczym, które zamontowałem na strychu nad warsztatem. Układy zostały połaczone przez wymiennik ciepła Promag 32 kW. Do układu otwartego podłaczyłem ponadto dodatkowy bojler na ciepłą wodę. Kominek ma doprowadzenie powietrza z zewnątrz z przepustnicą sterowaną silnikiem krokowym (PWM) - i sterowany jest sterownikiem Lava Com (producent z Białegostoku). Sterownik załącza pompy wodne - osobno na układ CO i osobno na układ CWU. Działa doskonale czwarty sezon. Spokojnie ogarnia mi cały dom, jest ciepło a rachunki za gaz spadły do symbolicznych. Gazu używam praktycznie wtedy kiedy mnie nie ma na miejscu albo wtedy kiedy jest już wiosna lub wczesna jesień. Wtedy piec gazowy grzeje mi ciepłą wodę oraz dogrzewa chałupkę. W kominku wymieniłem szybę na pirolityczną, więc się nie syfi bo się sama czyści. Nic mi się nie dymi po domu - ponieważ mam potęzny komin, jeszcze na etapie budowy domu wiedziałem, że będzie kominek - i zrobiłem 27x40 cm więc ciągnie niemiłosiernie i trzeba przydławiać. Gdyby ktoś miał więcej pytań - służę na priv albo można do mnie zadzwonić (tel na prv).
  23. Witajcie. Ułożyłem ankietę. Pierwszy raz to robię, więc nie wiem czy dobrze wyjdzie. Brakuje mi nieco "głównych" pytań (można zadać max 3), wiec porozbijałem je na "podpytania" Sam nie wiem jak to wyjdzie, ale spróbujmy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.