Skocz do zawartości

Piotr84

Użytkownik
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Piotr84

  1. @Garrett Wiesz, ja sam od niedawna wychodzę z białorycerstwa, ale widzę w Twoich postach w tym wątku pewien błąd. Za dużo jest u Ciebie "mam problem", "lipa" itp. Wygląda to tak, jakby one były Twoim życiowym celem, a to przecież ma być tylko zabawa bez żadnej frustracji
  2. Doradca zawodowy? Na uczelni w Biurze Karier powinien być. Da Ci przynajmniej kilka testów na dobry początek.
  3. Jeśli masz problemy z auto-motywacją do treningu, a mieszkasz w przynajmniej średniej wielkości mieście, to polecam grupowe zajęcia CrossFit. Nie musisz wcale dołączać do sekty, w której każdy ma na czole wypisane, że jest krosfiterem i chwali się tym przy każdej możliwej okazji. Ale takie treningi wycisną siódme poty z nawet najbardziej opornej jednostki dzięki działaniu dopingującemu grupy. Nie chodzi wcale o to, że to modne, albo żeby umieć to czy tamto, czy wyglądać tak czy siak. Chodzi o efekt psychologiczny, który naprawdę, naprawdę działa (byłem w wielu klubach, mam znajomych, którzy byli w jeszcze większej ilości i wszędzie to tak działa). Tak nabyte umiejętności można potem bardzo łatwo przełożyć na motywowanie się podczas samotnego treningu, więc nie musisz też chodzić tam całe życie.
  4. Całkiem niedawno opublikowano badanie (tzn. że przeszło zewnętrzną recenzję, więc metodologicznie wszystko musiało grać), którego abstrakt donosi: Moje luźne tłumaczenie najważniejszych wniosków: Pełen tekst artykułu dostępny jest tutaj: http://www.ehbonline.org/article/S1090-5138(17)30315-X/fulltext (niestety za paywall'em, czyli płatny). Dyskusja na reddit: https://www.reddit.com/r/science/comments/7my58a/females_are_four_times_more_sensitive_than_males/ Czyli kolejny dowód na słuszność wielu podawanych na forum tez. Może komuś się to przyda w dyskusjach. Z faktami naukowymi trudno się spierać. Przyda też się pewnie tym z nas, którzy jeszcze nie dowierzają, że tak faktycznie może być. Że to jednak ten gadzi mózg dokonuje za Nią wyborów... (jeśli umieszczam w złym dziale, to proszę o przeniesienie)
  5. A jak Wam się układa w łóżku? Jedna z możliwości jest jeszcze taka, że ma on jakieś kompleksy (nieważne czy kwestia rozmiaru, umiejętności, przeszłych wydarzeń itd.) i poczuł, że nie będzie Cię w stanie zadowolić tak jak jakiś "południowiec". To akurat może być ta różnica pomiędzy posiadaniem FWB gdzieś na Erasmusie a takim zwykłym polskim chłopakiem u nas
  6. @CalvinCandie Właśnie nie. Z materialnych zasobów, które mogły zobaczyć, to tylko był samochód i to wcale nie limuzyna. Dochody mogły co najwyżej zgadywać. Jedyne co wiedziały, to mnie więcej co robię oraz jakie mam plany, czyli mogły sobie gdybać, czy rokuję czy nie.
  7. OK. A tak wracając do głównego tematu: w czasie tego ostatniego związku ze trzy razy byłem podrywany przez dwie naprawdę fajne kobiety. I nie był to chamski podryw na tyłek i cycki, tylko taki na poziomie, bardzo miły dla mnie. Momentami starały się bardziej niż ta moja kiedykolwiek, ale byłem lojalny... Nie wiem jeszcze, co myśleć o takich sytuacjach i jak na nie reagować prawidłowo. Z jednej strony lojalność, ale z drugiej... okazja na coś lepszego. Podejrzewam, że zalecacie nie marnować takich okazji, co?
  8. Spoko. Mi się wydaje, że z mojej strony to problem presji na wynik, którą sam sobie funduje. Chcę, żeby wyszło, a im bardziej chcę, tym trudniej się robi. Nie mam pomysłu jak to przerwać będąc z zupełnie obcą kobietą pierwszy raz, do tego za kasę. Tyle dobrego, że mam wywalone na to, że się nie udało, pamiętając widywane tu przeze mnie często "miej wywalone, a będzie ci dane"
  9. Według mnie, powinieneś w miarę szybko wybadać, na ile jest przywiązana do swojego miasta, czy miałaby ochotę je kiedyś opuścić, czy jej branża/wykształcenie to umożliwia itp. Mi nawet 50km dało się ogromnie we znaki. To jednak jest bariera, która utrudnia spontaniczne spotkania typu "chcę Cię tu za 5 minut". Każde spotkanie trzeba planować, umawiać, przede wszystkim z szacunku dla czasu tej osoby, która przyjeżdża. Na dłuższą metę to bardzo męczy... Jestem w podobnej sytuacji jak Ty pod tym względem, że mam warunki mieszkaniowe, a ponieważ kariera wiąże mnie z moim miastem, to nie zamierzam pakować się w kolejne LDR, o ile kobieta w miarę wcześnie nie da mi do zrozumienia, że jest gotowa się dla mnie przenieść.
  10. Sprawa: dziewczyna z dzieckiem, więc nie mam zamiaru się wiązać. Ale bardzo miła i "nadajemy na tych samych falach". Na razie tylko wymieniamy wiadomości. Czy da się to jakoś poprowadzić, żeby mieć z niej koleżankę, czy zakładać, że interesuje ja tylko provider albo nic?
  11. No chyba, że masz w mieście jakiś pub, gdzie mają własne piwa, których za cholerę nigdzie nie kupisz, a są tak dobre, że nie żal Ci za każdym razem dwóch tych za jedno To jest jedyne miejsce, gdzie widziałbym się siedzącego samemu.
  12. Wypowiedzą się niedługo specjaliści, ale ode mnie, jako od kogoś, kto też wychodził z dołka (nie aż takiego, przyznaję): otwórz się na ludzi i wyjdź gdzieś ich poznawać. Audiobooki i książki są OK, ale potrzebujesz, jak zauważyłeś, zmiany towarzystwa. Poznaj nowe hobby, zapisz się na jakiś kurs, siłownię, cokolwiek. Więcej ludzi = więcej szans. Nie tylko na relacje osobiste, ale np. na znalezienie fajnej pracy.
  13. Problem w tym, że erekcja jest na początku albo przy oralu, ale jak przychodzi co do czego to ginie, bo myślę sobie, że to nie powinno tak wyglądać... Ale tam jest raczej tak mechanicznie i mało namiętnie i to pewnie jest mój problem, bo mnie bardzo podnieca entuzjazm drugiej strony. Czy mogę się u jakiejś spodziewać czegoś takiego?
  14. Im dłużej myślę nad tym, tym bardziej zmierzam ku temu, że tak naprawdę bardzo niewiele oczekuję czy potrzebuję... Ale nie jestem w stanie powiedzieć, że nie potrzebuję niczego. Jednak brakuje mi bliskości, którą zapewnia związek. Jednocześnie chcę samego siebie przekonać o tym, że to jednak tylko dodatek. Wiem, że szczęście zapewnię sobie sam, ale też myślę, że z tym dodatkiem po prostu o wiele lepiej by smakowało. Powoli do tego dochodzę. Zauważam, że nawet koleżanki jakoś tak się bardziej przymilają i chcą się spotkać, od kiedy ja się zdystansowałem i zacząłem swoje sprawy stawiać na pierwszym miejscu. Byłem masakrycznie nieśmiały. Zresztą jeszcze całkiem do niedawna byłem. Dopiero w ostatnich latach, a szczególnie miesiącach dokonał się u mnie zwrot (prawie) o 180 stopni. No śmiać mi się chce, jakie to było oczywiste, a ja nie wiedziałem, co się dzieje. W przyszłości zamierzam stawiać sprawę jasno. Haha! Cały ja! Naprawdę się szczerze śmieję z tamtego siebie pisząc to i nie wiem, czy to dobrze. Masz rację. Ale mnie to w tej chwili gówno obchodzi. Odciąłem się. Tutaj będę potrzebował więcej wskazówek. Nigdy nie miałem takich relacji, choć wiem, że mógłbym, bo wyglądam i da się ze mną rozmawiać o wszystkim. Jednak nie czuję, żeby miał mi stanąć przy kimś, z kim nie mam jakiejś tam więzi emocjonalnej. U divy nie staje, chociaż i tak się dobrze bawię :-D Nie wiem, czy to jest coś, co można jakoś rozłączyć jedno od drugiego? Czy to, że ja wiąże ze sobą te sprawy, to cecha nabyta, czy wrodzona? To się ewidentnie wiąże z powyższym oraz pierwszym zdaniem tego posta... Na szczęście mam na to w tym momencie kompletnie wywalone. Może źle to napisałem. Ja mam wewnętrzną potrzebę robienia czegoś dla innych, ale pragnę to przekierować poprzez swoje pasje i cele na społeczeństwo jako takie, a nie pozwolić, aby całą tę energię i część mojej natury pochłaniała i przywłaszczała bez mrugnięcia okiem jakaś dupa. Myślę sobie, że jeśli będzie chciała z tego czerpać, to nie ot tak, bo mam, tylko dlatego, że zdecydowałem się dać i w każdej chwili mogę przestać. Na razie łatwo mi to pisać, ale chciałbym, żeby to tak wyglądało. PS. Czy organizujecie czasem jakieś spotkania? Ugadujecie się, kto w jakim mieście mieszka? :-)
  15. Było pozaregulaminowo ("Ja bez żadnego trybu!") ze strony koleżanki, ale faktycznie byłem za dobry i być może ona oczekiwała czegoś innego. Tylko że kiedy pokazywałem stanowczość, to był foch i ja dawałem się na to nabierać. Oczywiście nigdy więcej :-) A to "prowadzenie przez życie" faktycznie źle brzmi. Takie hasło-wytrych, które ma coś znaczyć, nie wiadomo co znaczy...
  16. Od piątku poświęciłem chyba łącznie ze 24 godziny na czytanie wątków na forum. Kilka razy głośno śmiałem się, kiedy do mnie docierało, jak sam w przeszłości po kolei dostawałem shit testy, których nie byłem świadom i jak za każdym razem dawałem się psychicznie i emocjonalnie wykastrować. Na szczęście obyło się na razie bez płaczu, a był jedynie śmiech, a to w końcu zdrowie :-) Chciałbym jeszcze napisać jedno, do czego mnie natchnęła tocząca się właśnie w wątku obok dyskusja, którą zapoczątkował ktoś nowy na forum: ja też mam w wielu sprawach zgoła odmienne poglądy od większości użytkowników, z reguły na sprawy polityczne, społeczne, filozoficzne. Ale jeśli chodzi o rozumienie relacji męsko-damskich... Nie mogę zaprzeczyć, że opisane tu historie faktycznie przedstawiają powtarzalne schematy, które także odnalazłem w swojej przeszłości oraz zauważam wokół siebie. Dlatego natura naukowca nakazuje mi brać je na poważnie, nawet jeśli z autorami tych wpisów nie chciałbym chodzić na piwo, bo może by mnie wzięli za lewaka. Mam nadzieję, że to nikomu nie przeszkadza.
  17. Teraz już wiem, że dobrym krokiem było znalezienie się tutaj. Faktycznie mam jeszcze sporo do przemyślenia. Zaczynam już rozumieć, co co chodzi z tym piedestałem... Dzięki. Dzięki, poszukam. Rzeczywiście tak jest. To zdanie do mnie trafiło.
  18. Spoko, doceniam szczerość. Po to tu właśnie jestem, żeby mnie ktoś naprostował, jak zacznę iść nie w tę stronę, co trzeba. Książkę kupię na pewno. Nie do końca tylko rozumiem o co chodzi z piedestałem. Tzn. gdzie jest granica? Czy jeśli chcę równorzędnej partnerki to jest OK?
  19. Mój problem: walczę ze swoim wewnętrznym Białym Rycerzem..... Tło: Obecnie mam 33 lata. Pierwsze związki były na pierwszych studiach (miałem 21-23 lata) i zakończyły się dla mnie boleśnie. Pierwszy zdradą, drugi z dnia na dzień, z pokazaniem, że dla niej nic nie znaczył, chociaż ja byłem zakochany po uszy. Do tego dołożyły się różne problemy rodzinne, życiowe, zdrowotne i zostałem na kilka dobrych lat przegrywem - praktycznie zero relacji z kobietami, zła sytuacja życiowa i w ogóle syf. Uważam te lata za stracone, ale nie rozpamiętuję tego. Kilka lat temu wszystko zaczęło się powoli odwracać. Znalazłem sobie nową dziedzinę, w której mogę się realizować, rozpocząłem kolejne studia i skończyłem trzy różne kierunki, założyłem własną działalność, zadbałem o siebie. Do tego dwa lata temu spotkałem przypadkiem dziewczynę, młodszą o 9 lat, którą znałem już dużo wcześniej, ale oczywiście wówczas nie myślałem o niej jako o potencjalnej partnerce. Teraz jednak coś zaiskrzyło i postanowiłem spróbować. Fakt, że jest śliczna bardzo to ułatwił. Ponadto, oceniając zupełnie obiektywnie, miała bardzo dorosłe podejście do życia, jak na swój wiek. Niestety dwa lata związku z nią niesamowicie wykończyły mnie emocjonalnie. Rok (tak, rok!) podchodów o jakikolwiek dotyk erotyczny, półtora (tak, półtora!...) roku podchodów do seksu, który ostatecznie i tak okazał się niespecjalny (raz, że dziewica ze złymi wyobrażeniami, a dwa, że nie lubiąca się specjalnie angażować ani dawać nic od siebie). Nie czułem się w ogóle atrakcyjny. Ponadto: dwa lata wyjazdów do niej (mieszkaliśmy od siebie ok. 50 km) - tylko ja do niej, nigdy na odwrót. Do samego końca nie chciała powiedzieć o mnie swojej rodzinie, a po wszystkim dowiedziałem się jeszcze, że nawet swojej najlepszej przyjaciółce nie powiedziała. Ja oczywiście dawałem się omamiać dziwnymi wymówkami. Generalnie to wyglądało tak, że ja byłem gotowy na wszystko, a ona tylko na to, na co miała ochotę. Miałem ze dwa razy przebłyski jakiejś siły, kiedy to udawało mi się coś "wywalczyć", ale jednocześnie bardzo wiele mnie to kosztowało. Do tego wszystkiego nie czułem, aby w ogóle rozumiała moje pasje (np. sportowe) i cele życiowe (działalność społeczna, edukacyjna). Ja za to dawałem wsparcie przy każdej okazji i zawsze słuchałem ze zrozumieniem. Ostatecznie, kilka tygodni temu była kłótnia, po której wyprosiłem ją od siebie (bo w końcu zaczęła przyjeżdżać) i od tamtej pory cisza. Wydaje mi się, że tylko czekałem na jakikolwiek pretekst, żeby to zakończyć, więc ogólnie jestem zadowolony. Moja obecna sytuacja: Cieszę się, że tamten związek się skończył. Już w pierwszych dniach zacząłem wyciągać masę wniosków. Z pogardą spojrzałem na białą zbroję, którą dla niej nosiłem i powiedziałem sobie, że już nigdy więcej. Że teraz wszystko będzie na moich warunkach i że zasługuję na o wiele więcej, niż mi dano. Wyjście z tego wszystkiego i bardzo szybkie ogarnięcie się (nie miałem w zasadzie ani jednego dnia deprechy po rozstaniu, a już pierwszej nocy po spałem jak dziecko - coś, czego mi przez dwa lata brakowało) zostało ułatwione przez to, że obecnie jestem we wspaniałym momencie życia. Realizuję się na wszystkich płaszczyznach: robię doktorat, angażuję się na uczelni, gdzie dosłownie wszyscy mnie cenią, prowadzę tę swoją jednoosobową działalność (którą docelowo będę zwijał po obronie doktoratu i znalezieniu etatu na uczelni), zostaję właśnie wiceprezesem fundacji edukacyjnej. Mam wokół siebie mnóstwo fajnych znajomych, ludzie mnie lubią i lubią moje towarzystwo. Z pasją trenuję na siłowni i jestem dumny z tego, co tam robię i osiągam. Niestety opisany wyżej związek sprawiał, że nie doceniałem tego wszystkiego, ale teraz zacząłem. Przepraszam, jeśli cokolwiek brzmi jak przechwałki, bo nie taki jest zamiar. Ja po prostu naprawdę jestem teraz z siebie dumny i wiem, że jestem na dobrej drodze. Kobieta zasłaniała mi to, co dopiero po rozstaniu zauważyłem. Powrót do głównego problemu: Nie czuję na razie potrzeby wiązania się na stałe, ale chciałbym "wrócić do gry". Pospotykać się, pomieć kogoś chociaż na trochę. Gdyby miało z tego wyjść coś poważnego, to nie broniłbym się jednak zbytnio. Tylko że... jedyne, co mnie gryzie to obawa, że mój wewnętrzny Biały Rycerz znów zacznie wychodzić. Że znów będę "za dobry", że rozpieszczę i potem już z tego dołka się nie wygrzebię. Niestety taka była moja natura od zawsze i szukam sposobów, jak ją okiełznać i przekierunkować. Na razie, co może dało się wyżej wyczuć, staram się myśleć pozytywnie i dbać o własną samoocenę. Ale czy to wystarczy? Czasem czuję, że nawet flirtując z kimś wychodzi ze mnie trochę desperat, mimo postanowień, że nie będę takiego wrażenia sprawiać. Dlatego na koniec pytanie: czy idę w dobrą stronę? Co jeszcze mogę zrobić? Dziękuję każdemu, komu chciało się to przeczytać :-D
  20. Piotr84

    Dobry wieczór

    Dobry wieczór, Trafiłem na forum za pośrednictwem Google, szukając opinii o Tinderze. To, co przeczytałem w kilkunastostronicowym wątku dało mi sporo do myślenia o różnych sprawach i sprawiło, że zacząłem przeglądać całe forum. Mam nadzieję znaleźć tu nieco inspiracji i wynieść trochę lekcji do wykorzystania w przyszłych relacjach z kobietami. Z góry dziękuję za miłe przyjęcie!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.