Nie piję od mojej osiemnastki, czyli prawie dwa lata. W tym czasie ani na sylwestrze, ani na studniówce i widzę że potrafię się już bawić bez alkoholu.
Jedno co zwróciło moją uwagę to to że ja również kilka razy złapałem się na pogardzie dla moich pijących kolegów i poczuciu bycia kimś lepszym od innych chociaż zaczynałem mniej więcej tak jak wszyscy (2 gimnazjum).
Jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie to jest to oczywiście prawda, wiem po sobie że gdy skończyłem z piciem (bądź co bądź bardzo rzadkim) to zaproszeń na imprezy było o wiele mniej. Nie mam co prawda z tym problemu, bo wiem że w większości przypadków tylko bym przeszkadzał jako jedyny trzeźwy. Tematów do rozmów jakby też, ponieważ ja nie opowiem fascynujących historii kto ile wypił, kto "zezgonował", a kto rzygał... No cóż zależy od towarzystwa.
Trzeba więc się zastanowić czy takie relacje są w ogóle potrzebne? Według mnie nie.
Z tej perspektywy widzę jednak, że nie powinienem był się aż tak afiszować z tym iż kończę definitywnie z alkoholem, mimo to nie żałuję i mam nadzieję że i ty zostaniesz przy trzeźwości.
Co do kobiet to jedynym problemem jest to, że siłą rzeczy mam mniej okazji do poznania kogoś nowego, a reszta została już chyba napisana.
Pytanie czy te zioła pomagają tylko z dodatkiem wódy?
Kwestię kulturalnego i umiarkowanego picia świetnie wyjaśnił prof. Żdanow, swoją drogą polecam jego inne wykłady na ten temat.