Skocz do zawartości

Kajko

Użytkownik
  • Postów

    45
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Kajko

  1. Absolutne zajebisty pomysł. Ja bym wynajmował na pokoje a w pokoje wstawił max łóżek. Policz, po kilka stów za łóżko, pracownicy specjalnie wybredni nie są x ilość pracowników i kredyt sam się spłaca. Kredyt bierzesz na 30 lat, żeby mieć możliwie niską ratę i z wpływów maksymalnie nadpłacasz. Po kilku latach kredyt znika i zostaje już sam zysk dla Ciebie. Przy kredycie na 150 tys rata wyjdzie w okolicy 800 zł / m-c. Przy 20 osobach x 300 za łóżko masz 6000 / m-c.
  2. A tam nie jest. Zmień trochę podejście. Albo będziesz pracował na kogoś albo na siebie.
  3. Pisałeś, że masz już jakieś prace w portfolio. Poprzeglądaj je, to co dobre zostaw, to co słabsze wywal i porozsyłaj to po firmach, ale nie reklamowych bo beda Cię raczej miały w dupie, tylko po potencjalnych klientach. Przy odrobinie szczęścia będziesz miał i klientów i hajs. A przy kilku dobrych klientach zarobisz pewnie więcej niż na etacie.
  4. Jako grafik musisz mieć na początku drogi dużo samozaparcia. Jak rozmawiałem ze znajomym to początki miał trudne ale jak już ogarnął paru sensownych klientów to kolejni zaczęli sami przychodzić. Musisz tylko dobrze pokazać swoje prace i podziałać na socialmediach.
  5. Buduj portfolio i jak któryś z braci wyżej pisał wybierz jakąś specjalizację. Mam znajomka, który wyspecjalizował się w logo firmowych, robi kasę aż miło. Też długo robił mydło i powidło aż stwierdził że to o dupę rozbić i skupił się na logo i identyfikacjach.
  6. @arch Kolega pisał, że myśli o zostaniu grafikiem. Ja odnoszę się tylko do tego. Studia jako zdobycie wyższego wykształcenia są ok. Jeśli natomiast chodzi od grafikę jako zawód to jest dokładnie tak jak napisałem. Kursy, szkolenia i inne edukacje w tej materii nie nauczą tego co praktyka w firmie. No bo czego mają nauczyć? Obsługi programów graficznych? Zmysłu projektowego nie nauczą, to się ma lub nabywa w trakcie praktyki, wiedzy specjalistycznej też nie. Tej kolega będzie się uczył błyskawicznie przy pierwszym zleceniu. Odniosę się tylko do tego co napisałeś: "Ja zawsze byłem zapraszany na prawie każdą rozmowę gdzie wysłałem CV, bo oprócz umiejętności, doświadczenia, miałem też bardzo dobry argument w wykształceniu - i tym wygrywałem z wieloma takimi niby zajebistymi samoukami. Bo skoro pracodawca ma przed sobą dwóch z takim samym doświadczeniem, którzy twierdzą podobnie, że dużo potrafią, to komu najpierw da szansę - magistrowi inżynierowi czy chłopakowi po maturze? Panowie myślcie, to naprawdę nie boli. Ja wiem co mówię, bo mówię z doświadczenia i praktyki. " Pracodawca wybierze tego grafika który ma lepsze prace w portfolio, nie będzie miało znaczenia czy ma szkołę w tym kierunku czy jest samoukiem. W grafice liczy się portfolio i doświadczenie. Podsumujmy, studia jako takie są ok, bo dają papier. Grafika natomiast jako praca to raczej ciężka orka (jeśli mówimy o pracy zarobkowej z sensownym pułapem dochodu a nie zrobieniu wizytówki dla cioci). I tu liczy się praktyka i zdobyte doświadczenie, które z czasem przekłada się na coraz lepsze portfolio.
  7. Proponuję Ci zamiast iść do szkoły dla grafików (która nic Ci nie da) zatrudnić się do pierwszej lepszej agencji, agencyjki reklamowej i uczyć się fachu. Różnica pomiędzy grafikami po szkołach a grafikami nauczonymi pracy w agencji jest kolosalna. Papier ze szkoły nic Ci nie da poza wyrzuconą kasą.
  8. Dziękuję za mądre słowa @Szkaradny. Dziękuję wszystkim pozostałym za cenne uwagi i pomysły. Sporo przede mną pracy ale wiem, że warto. Biorę się do pracy ze sobą.
  9. @chudybyk Muszę to wszystko na spokojnie raz jeszcze przeczytać i przeanalizować. Cieszę się, że napisałem wątek. Widzicie sprawy z innej perspektywy a to może pomóc. Dzięki.
  10. @chudybyk może to jest trop, może faktycznie jest coś co pomimo tego całego gówna gdzieś wyparłem i się sam katuję. Ja pierdolę, po tylu latach? Dobra co teraz? Psycholog, czy coś samemu w głowie ogarniać? @Tornado dzięki za odpowiedź. Ja myślę ze wskazaniem na wiem, że ona ma wyjebane (tyle chujni na przestrzeni lat, każde z nas ma drugie życie, nowe rodziny, itd). Ja do dziś byłem pewien że mam na nią wyjebane a wkurwienie ma swój początek w niemocy na odreagowanie na absurdy i złośliwości. Do teraz, bo po przeczytaniu powyższych słów faktycznie zastanawiam się, czy gdzieś czegoś nie wyparłem. Kurwa
  11. @Tornado co proponujesz? jak zamienić nienawiść w obojętność? @chudybyk wskazujesz podobnie jak Tornado. Dobra bracia, co w takim razie proponujecie? Konkrety?
  12. @Adolf tak jak pisałem wcześniej, po niej to spływa. Mnie to wkurwia jeszcze bardziej, zwłaszcza, że najczęściej akcje są przy dziecku, a raczej nie chce mu ryć psychiki tekstami twoja mamusia jest pierdolnięta. Staram się przy dziecku trzymać ramę ale czasami nawet przy nim wybucham rozmawiając z nią. Dlatego metodę na gniew muszę znaleźć bezpieczną i stosować ją sam dla siebie.
  13. @Tornado O ile dobrze rozumiem, wnioskujesz, że gdzieś podświadomie czuję do niej coś więcej i to przeradza się w nienawiść? Pomimo góry gówna którą mi zaserwowała i nadal serwuje? Dobrze rozumiem? I napisz proszę odpowiedź w sposób jasny, tak, żebym dobrze zrozumiał o co chodzi.
  14. @giorgio dzięki za dobre słowa. Spróbuję z medytacją. Forum przeglądam już od dobrych kilku miesięcy, wiele historii braci czytam jakbym czytał własną. Już dawno zauważyłem, że niektóre laski są bezwględnymi sukami, zwłaszcza w sytuacjach z dziećmi. Tylko zrozumienie faktu to jedno a wkurwienie, pulsujące pod skórą to drugie. Wiem, że to wszystko to emocje i wszystko moim zdaniem wogóle kręci się wokół emocji. Tylko jak przełożyć tą wiedzę na własne emocje, w normalnym życiu? Jak ktoś z wyczekuje tylko na odpowiedni moment i wyrachowaniem Ci dopierdala i nie możesz mu oddać to frustracja się kumuluje. A jak kumuluje się przez kilka lat to zaczyna się robić właśnie tak jak u mnie, jebnie jakiś bezpiecznik. Jednemu wypierdoli w chorobie, jakiś rak albo inne gówno, innemu jebnie w psychice, innemu jeszcze jebnie w ucieczkę w alko lub dragi. Ja mam dla kogo żyć dlatego szukam rozwiązania. Jeśli ktoś z braci ma jeszcze jakiś pomysł na poradzenie sobie z wewnętrznym gniewem będę wdzięczny za podpowiedzi.
  15. Ad @StonekZiemniaczany Tylko jak to wybaczanie miałoby wyglądać? Ja zacznę wmawiać sobie wybaczam Ci a ona przy pierwszej możliwej okazji znów odpierdoli jakiś numer (w kółko tak jest, albo powie coś dziecku, dziecko mi to później powtarza, albo po złości zrobi coś specjalnie, żeby mnie wyprowadzić z równowagi, nie przyjedzie na czas, przetrzyma dziecko (nie ma ograniczonych praw), zadzwoni z jakimś shit tekstem i mam udawać buddę albo jezusa? No nie wiem, chyba tak jeszcze nie potrafię. Ad @giorgio Wyjazd odpada, tu mam pracę, dziecko ma szkołę itd. Ja wiem, że najlepszą metodą byłby zupełny brak kontaktu, ale to dopiero za kilka lat jak dziecko będzie pełnoletnie. Do tego czasu muszę chcąc nie chcąc oglądać tą lafiryndę. I jakoś ten czas muszę przetrzymać. Nie będę tu bracia opisywał szczegółów ale wierzcie mi, tyle ile ja już kurwa z nią przeszedłem to niektórzy przez całe życie nie doświadczają.
  16. Witam szanowną brać. czytam forum od dłuższego czasu i cieszę się, że tu trafiłem. Na wstępie krótko i na temat: Z byłą od wielu już lat nie jesteśmy razem. Ja mam swoje życie, ona swoje. Byliśmy ze sobą dość krótko, rozstanie burzliwe. Przez wiele lat nie mieszkając już razem przeszedłem z tą panią wszystkie możliwe jazdy i wkurwiające zachowania (większość sytuacji przeczytanych na forum to dosłownie kalka zachowań byłej). Łączy nas dziecko i chcąc nie chcąc ze względu na dziecko od wielu lat zmuszony byłem się z nią widywać, komunikować, itd. Krótko o sytuacji: Laska z rozbitej rodziny, gwiazda pierwszej wielkości, ego rozdmuchane, psychika drewniana (po trupach do celu). Wiele lat temu wyczuła, że mam jeden słaby punkt, dziecko, i rozgrywała to perfidnie. Dopierdalała mi na wszelkie sposoby i finansowo i emocjonalnie a ja zagryzałem zęby, kamienna twarz i twardo robiłem swoje, widywałem się z dzieckiem i byłem dla niego po prostu dobrym ojcem. Regularne, bardzo częste kontakty z dzieckiem pomimo całego syfu przerodziły się w bardzo silną więź: ja i dziecko. Tak ją chuj strzelał od tego że nie może mi dogryźć i że dziecko lgnie do mnie, że aż wyrzuciła dziecko z domu i od kilku lat dziecko mieszka ze mną. I wydawałoby się że już jest happy end, ale niestety jeszcze nie jest. Krótko o mnie: Pomimo mojej pokazywanej na zewnątrz twardości bardzo to wszystko wewnętrznie przeżywałem. Do tego stopnia, że pewnego dnia, tak po prostu wywaliło mi bezpieczniki w głowie i pojawiły się znikąd ataki paniki. Doprowadziłem się psychicznie do takiego stanu, że nie potrafiłem wyjść samodzielnie z domu a musiałem zajmować się dzieckiem (szkoła, normalne czynności, dom, praca, itd). Wcześniej kozak, teraz nie potrafiłem sam zrobić zakupów, nikomu nie życzę takiej sytuacji. Bardzo długo trwało i dużo mnie pracy kosztowało zanim psychicznie posklejałem się na tyle, żeby choć niektóre czynności wykonywać już samodzielnie. Całe szczęście mam bardzo pomocnych bliskich i dzięki nim dziecko pewnie nawet nie wie, że cokolwiek ze mną było i jeszcze trochę jest nie tak. Meritum: Meritum jest takie, że mam (wyczuwam) w sobie takie pokłady wkurwienia i gniewu na tą laskę, na to wszystko co przez nią przeszedłem, że wystarczy że usłyszę jej głos (np jak dzwoni do dziecka) albo przypadkowo ją zobaczę i wewnętrznie czuję eksplozję gniewu. Aż się trzęsę z wkurwienia i mam ochotę jej tak zajebać, żeby jej głowa odpadła. Mam ochotę ją po prostu zgnoić. Nawet nie umiem czegokolwiek powiedzieć do niej normalnym tonem, od razu zamieniam się we wkurwionego pitbula. To co na początku w stosunku do niej było lub wydawało mi się miłością, później przez lata próbowałem świadomie zmienić w empatię i zrozumienie jej pojebanych zachowań, zamieniło się w totalną nienawiść. Wiem, że sam tym gniewem tylko sobie szkodzę (po niej moje wkurwienie spływa jak po kaczce) ale nie mam za bardzo pomysłu co z tym zrobić. Naczytałem się dużo poradników i próbowałem stosować różne techniki relaksacji ale większość to chuja dające wypociny pseudo trenerów rozwoju. Od jakiegoś czasu zacząłem stosować technikę Dr Hawkinsa opisywaną tu i to mi faktycznie trochę pomaga, widzę małe zmiany, ale albo coś z tą techniką robię nie tak, albo tego gówna we mnie jest tak dużo, że może należy zrobić coś innego. I tu nasuwa się pytanie do braci forumowej, jak to mądrze, bezpiecznie rozładowywać? Jak poradzić sobie z długo odkładanym, kumulowanym wkurwieniem? Jak pomóc sobie nie masakrując innych, bo łapę się na tym, że nie mogąc jej dopierdolić zaczynam odreagowywać na najbliższych a tego nie chcę. Dobrze, że choć mam tego świadomość, a najbliżsi są nader wyrozumiali i nie wchodzą mi w takich sytuacjach w drogę. Jakieś pomysły?
  17. Kajko

    Witam

    Witam brać forumową.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.