Na początek trochę nie na temat, ale w podobnym tonie. Miałem taką sytuację, że gdy byłem na studiach zarywała do mnie dziewczyna mojego najlepszego kolegi z podstawówki z którym nadal utrzymywałem kontakt. Z tego co wiem ich związek się sypał. Ona narzekała na niego, On na nią. Jakiś czas przed ich rozstaniem, Ona nalegała na spotkanie, ja nie chciałem bo wiedziałem czym to grozi i napisałem jej wprost że chce być lojalny wobec kolegi. Kilkunastoletnia znajomość z dobrym ziomkiem była dla mnie ważniejsza niż wyskok z jakąś irytującą chudą szczapą. W końcu zerwali ze sobą, a raczej Ona z Nim. Koleś nie mógł tego znieść i zaczął zachowywać się jak typowy stulej, płakał, dzwonił, pisał eski, spamował ją wiadomościami na gg, ogólnie zwrot o 180 stopni. Jakiś czas po ich rozstaniu, myśląc że dobrze postępuję, pokazałem gościowy co ona do mnie wypisywała na gg, myślałem, że w ten sposób pogodzi się z jej odejściem i przejrzy na oczy, chciałem być lojalny a stałem się kozłem ofiarnym. Zostałem posądzony o to, że jestem winny rozpadu ich związku! Morał? Nawet jak masz sztywny kręgosłup moralny to niekoniecznie unikniesz problemów.
Nie miałbym moralnych rozterek czy przespać się z żoną obcego faceta, natomiast kobiety kumpla na 90% bym nie ruszył.