Skocz do zawartości

andrzej2

Użytkownik
  • Postów

    134
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez andrzej2

  1. Świadek zgodnie z nazwą ma tylko być świadkiem, potwierdzić że widział i slyszał przysięgę. Z rodzicem chrzestnym sprawa ma się inaczej, bo wg KK ma on za zadanie pomagać dzieciakowi być katolikiem, więc osoba niebierzmowana nie nadaje się za bardzo do pełnienia tej funkcji.
  2. A ja mam taką partnerkę, która sama czasem na plaży wyłapuje dla nas wizualne kąski np. słowami 'spójrz w prawo, ale zajebista wyeksponowana dupa, poszłabym z nią do trójkąta' Oczywiscie, że (roz)glądam się cały czas. Zdarza mi się też obejrzeć za bardzo brzydką (w zasadzie za facetem patologicznie otyłym też) na zasadzie - 'uuuuuu ale oblecha'. Tak jak czasem nie można sie powstrzymać żeby nie patrzeć na coś okropnego, zwłoki, rannych w telewizji, itp.
  3. Jeśli relacje są normalne, to w pewnym sensie tak, ale tylko na pewną skalę. I po prostu obiektywna pomoc, a nie w taki sposob jak koniecznie ktos sobie zazyczy (a najlepiej jeszcze podżegana przez babcie ) . Np w mojej rodzinie jest taka sytuacja, że dziadkowie-dziwacy wydziwiają, rodzice załatwiali im różne formy pomocy w stylu - sprzątaczka, ktoś kto ogarnie auto itp. ale kończyło się to wyrzucaniem tych osób z pracy, bo oni to by mieli wizję że to moi rodzice mają te prace wykonywać. W związku z tym dziadkowie żyją w brudzie w ramach focha. Niech sobie żyją, nie jest mi ich nawet żal w związku z tym.
  4. Ta akcja wygląda jak coś chorego na wielu poziomach. 1. Między wierszami wyszło, że to w sumie ma być kompromis ... z babcią, bo ona ma jakąś wizje że coś będziecie jej robić w domu. Ty masz swoją relację z babcią, ale poza wyjątkowymi sytuacjami, przed śłubem czy po ślubie babcia żony/męża to jest OBCY CZŁOWIEK. Nic cię ('zięcia') z takim nie łączy poza 'dzień dobry' i anegdotkami z Powstania Warszawskiego. Gdyby nie-moja babcia regularnie nagabywała mnie o jakieś prace domowe (a przez osobę trzecią, manipulancko to już w ogóle) byłbym wnerwiony ma maksa. Na ogół ludzie nie przebywają w żadnej większej nazwijmy to głębokiej relacji z rodziną drugiej strony. Nie tylko z babcią ale i z 'teściami'. To są jacyś tam ludzie, którzy są Twoimi rodzicami, ale to że Ty ewentualnie masz zobowiązania wobec swojej mamy (prawdziwe lub urojone) nie oznacza, że jakiekolwiek ma Twój partner. (Nie masz też również żadnych zobowiązań wobec jego rodziców ) . 2. Spędzanie urlopu w domu 'teściów' już samo w sobie kłóci mi się z koncepcją urlopu. On ma na to w ogóle ochotę? SAM Z SIEBIE? Jedyne co mi może tłumaczyć taką sytuację to patologiczny brak pieniędzy na inny urlop, jeśli dom Twojej babci jest w jakiejś korzystnej okolicy, góry, jezioro, morze, whatever. Strzelalbym ze juz sam fakt spędzania urlopu pod dachem teściowej jest niezłym kompromisem ze strony Twojego faceta 3. Odwoływanie się do 'przyzwoitości' kiedy 'Twoja babcia coś chce', to jest doprawdy brak przyzwoitości z Twojej strony. 4. Jeśli traktujesz swojego partnera poważnie, a jak mniemam traktujesz to jeśli nie chcesz żeby Twoj związek kiedyś zmienil się w porażkę to partner zawsze musi stać w hierarchii wyżej niż Twoi rodzice nie mowiac już o babci. 5. Wykonywanie jakichś prac dla gospodarzy w czasie URLOPU przeczy idei urlopu. Uprzejmości, wdzięczności? Rozumiem. Że utrzymanie domu z goścmi pod dachem kosztuje? Rozumiem. Ale jakoś w kręgach mojej rodziny, jeśli już to takie sprawy załatwiało się przez jakiś prezent przydatny w domu, uzupełnianie lodówki w trakcie takiej wizyty jeśli długo trwa (bo to kosztuje), ale na litość boską nie zapierdalanie w CZYIMŚ ogrodku z łopatą. To niby mają być wakacje? Nawet jeśli to 'tylko parę godzin' to już sam fakt... 6. Jak kogoś goszczę to nie oczekuję, że on(a) cokolwiek będzie sprzątać, gotować, prać, kłaść mi papę na dachu. Dziwnie się nawet czuje jak ktoś mi zaczyna sprzątać po imprezie, czy coś w tym rodzaju. Bo i sam będąc gościem nie życzyłbym sobie, żeby ktoś mnie o to prosił.
  5. @Smerfetka Nie będe pierwszy ani oryginalny w tym temacie, bo kilka takich wypowiedzi już tu było, ale są grupy ludzi, którzy nie chcą mieć dzieci i uważają, że znaleźć kogoś kto też ich nie chce to 'ze świecą szukać', bo to cecha niestety rzadka, a bardzo istotna. Z mojego punktu widzenia więc pytanie zadane w temacie nie istnieje, bo brzmi odwrotnie - po co mi kobieta, która koniecznie chce mieć ze mną dzieci? Myślę, że to po męskiej stronie łatwiej znaleźć kogoś kto nie chce, bądź łatwo pogodzi się z brakiem posiadania potomstwa niż po stronie kobiet, więc w razie czego masz łatwiej Powiem więcej - ja swoją byłą partnerkę zostawiłem właśnie dlatego, że bardzo chciała mieć dzieci prędzej czy później, a ja podejrzewam że z dużą szansą nigdy do tego się nie przekonam. Nie wyciągałbym pochopnego wniosku, z historii że na myśl o problemach, w stresie uznalaś że chcesz mieć dziecko, 'zdałaś sobie sprawe że to ważne'. Po prostu człowiek tak działa, że nie lubi tracić nawet czegoś potencjalnego. Analogicznie i w codzienności dajemy się łapać czasem na reklamy gdzie 'czas promocji jest ograniczony', 'zostały ostatnie sztuki', 'sprzedam za 50% ale musi sie pan zdecydować dzisiaj', i bywa że po fakcie zdajemy sobie sprawę, że do zakupu by nie doszlo gdyby nie ten manipulacyjny marketingowy zabieg.
  6. Brzmi to jak szukanie poklepania po plecach, że 'bez matury też można sobie dać radę' - oczywiście że można, są tacy którym się to udaje. Bardziej jednak istotne jest pytanie jak dużemu procentowi ludzi nieposiadanie matury jakieś plany pokrzyżowało. Nie warto robić kurwy z matematyki, logiki i rachunku prawdopodobieństwa. Nie będziesz miał matury, to statystycznie odpadniesz z wielu miejsc pracy. Będziesz jarał fajki to masz większe szanse na raka - mimo że Twój dziadek 'jarał mocne całe życie i nic mu nie było' . Nie podpiszesz intercyzy to Ci zwiększa szanse na utrate dorobku, choć wcale się to nie musi wydarzyć i wielu się udaje. Zwiążesz się z grubą, to nie licz że nagle będzie miała determinacje schudnąć. Jeśli chciałbyś kiedykolwiek mieć 'klasyczną pracę' to wiedz, że filtrowanie CV jest w pierwszych momentach bardzo proste, prymitywne i po prostu polecisz do kosza z automatu. A jak nie chcesz mieć 'klasycznej' pracy to trzeba mieć jakiś pomysł - a Ty go nie masz, nie mowiac o tym że dopiero co przestales być dzieckiem, albo przestajesz nim być. Zależy też jak definiujesz 'wolność' - czasem warto trochę poiniwestować swojego czasu i czuć się 'niewolnym' , aby potem wolność mieć na znacznie większą skalę. Za mną kilka lat trudnych studiów, ale mam pracę którą lubię, która daje mi wolność finansową, jestem specjalistą, więc dla pracodawcy jestem równym graczem a nie na jego sznurkach. Jeśli bym mial ochote na miesiac wakacji żeby pomyśleć o życiu i polatać na paralotni to spokojnie moglbym sobie taki urlop zlaatwic. Twój pomysł a raczej jego brak, prowadzi raczej do tego że będziesz miał mnostwo wolnego czasu bez żadnej wartości, bo nie będzie Cię na nić stać Wracając do samego słowa 'wolność' - też zależy jak to rozumieć. Gdybym miał życ od jednej fuchy do drugiej, które mnie nie interesują, ale 'są wiec trzeba brać' bo jestem włóczykijem nie czułbym się wolny. Ale to już osobista percepcja - dla niektórych rodzaj wykonywanej pracy jest mało istotny. Skoro i tak nie masz pomysłu i pasji, to czekanie aż zapomnisz (banalną umówmy się wiedzę) konieczną do zdania matury, bo teraz Ci się nie chce to zwykłe lenistwo i głupota. Nie zdanie matury (podstawowej) w dzisiejszych czasach jest swego rodzaju wyczynem, nawet bez przygotowywania się dłużej niż pare dni.
  7. Ciężko ustalić kolejność bo wiele sfer się przecina. Z wymienionych przez Ciebie , dodając jedną abstrakcyjną wartość uszeregowałbym nastęþująco : 0. Szczęście/spełenienie/satysfakcja - rozumiane jako życie tak, aby jak największą możliwą część życia je odczuwać - wiadomo, że czasem trzeba się pomęczyć i 'zainwestować' czy odwlec je w czasie . żadne inne rzeczy nie są ważniejsze w sposób bezwzględny, tj. inaczej ujmując - nie ma takiej rzeczy pod słońćem, która by była dla mnie warta tego abym zdecydował się być nieszczęśliwy 'w imie czegoś'. jest tylko jedno życie, na tylko tym jednym świecie, choć ewolucja i wielu ludzi chciałoby wmówić, że jest inaczej. 1. Pasja - choć jedną z nich jest posiadanie zajebistego życia seksualnego więc nieodłącznie łączy się to z nr 2 czyli 2. Partner - docelowo na całe życie, choć wiem, że może być inaczej. 3. Rodzina - ale tylko rozumiana jako najbliższa rodzina rodzice, rodzeństwo ze względu na wytworzone relacje. więzy krwi same w sobie są dla mnie na miejscu żadnym (tak mi się życie ułożyło że nigdy nie mialem wiekszej relacji z dziadkami, kuzynami , czy wujkami więc są mi obojętni, nawet gdy umierają ) 4. Praca - moja praca łączy się z moją pasją więc jest to płynne. na pewno praca sama w sobie nie jest wartością taką jak w ameryce przysłowiowe 'robienie biznesu'. docelowo zamierzam pracować mniej niż na etat, mimo że swoją pracę lubię - ale jest za dużo innych ciekawych rzeczy w życiu zeby jej sie bez reszty poswiecac. potrzebuje pieniedzy w pewnej ilosći żeby mieć pkt. '0' więc dbam o wyrównanie balansu pomiędzy nakładem sił wkładanym w pracę, a inne rzeczy. 5. Przyjaciele ....... .... ..... pomiędzy 6. a <nieskonczonosc> - dziecko - nie planuje, nie chce, nie widze w tym sensu, widzę max. 3% szansy że mi się to zmieni. na chwilę obecną gdybym miał mieć dziecko to jest dla mnie wręcz anty-wartość, niż wartość.
  8. Tak jak napisałeś, widzisz PO SOBIE. I sam siebie obciążasz przeszłością seksualną. I swoją własną postawę projektujesz dodatkowo na potencjalne kobiety z którymi się spotkasz. https://pl.wikipedia.org/wiki/Projekcja_(psychologia)
  9. @Ksanti Azjatki mówisz.. nie wiem czy masz na myśli jakieś konkretne nacje na myśli, ale ja to i owo słyszałem o Chinkach (czytałem i mam trochę znajomych którzy tam siedzieli) Zgrabnie opisują to artykuły, które kiedyś znalazłem szwendając sie po różnych blogach: http://nomoremaps.com/2953/wszystko-o-malzenstwie-z-chinczykiem-lub-chinka/ http://nomoremaps.com/3958/maja-wladze-pieniadze-i-feministkom-smieja-sie-w-twarz-to-jest-szanghaj-bejbe/ Przeczytaj z uwagą. Polskie baby to przy tym nic Zaleta nie-dziewic? Wspominana wcześniej - nie odejdzie z takich przyczyn, że nigdy nie dowiedziała się jak to jest z innymi, brak punktu odniesienia i docenienia w związku z tym tego, co Ty dajesz. Zobacz co napisał wyżej @Wernon
  10. @Adams Nie wiem jestem tu nowy w zasadzie bardizej mnie interesuje żeby biedne chłopy pokroju Ksantiego które to przeczytają nie zafiksowały się na poszukiwaniu dziewicy, niż 'wygranie' dyskusji z kimś tam
  11. @arch ustalmy najpierw czy mówimy o tym samym artykule - ja mówię o https://www.amjmed.com/article/S0002-9343(05)00270-6/fulltext zwróć też uwagę, że w grupie kobiet które 'nigdy nie były w ciąży' jest też statystycznie 15% które poroniły bez swojej wiedzy a Ty? właśnie chodzi mi o to że grupa jest pomieszana, kobiety z tego samego terazniejszego okresu nadal mogą być pod różnym wpływem lub jego brakiem grup religijnych, społecznych, czy rodziny. wcześniej pisałeś o latach 20 XX wieku, czyli z punktu widzenia obyczajów seksualnych czasach zupełnie archaicznych, chyba że coś źle zrozumiałem, teraz piszesz o teraźniejszości. możesz dać linka btw, bo to ciekawe
  12. @arch Kilka postów wyżej analizowałem to badanie, przeczytaj. Chyba że dotarłeś do innych źródeł. Na chwilę obecną jest to tylko spekulacja na temat jednej z możliwych przyczyn tego zjawiska, przy czym najbardziej prawdopodobne na chwilę obecną jest bycie w ciąży (także ze świadomym lub nie poronieniem) lub wchłonięcie swojego bliźniaka w okresie bycia płodem. Badania nie mówią nic też o tym aby mogło to rzutować na potomstwo. Co do trwałości związków dziewic kwestią otwartą i mocno wątpliwą wg. mnie jest kładzenie relacji wynikania na prostym dziewica/nie-dziewica, ponieważ istnieje wiele zjawisk skorelowanych ze sobą. Mam na myśli to, że w przeszłości (a także w teraźniejszości w pewnych środowiskach) dziewictwo z dużym prawdopodobieństwem mogło po prostu towarzyszyć innym kwestiom związanym z prowadzeniem relacji. Relacje mogły być trwalsze (o czym sam czesciowo wspominasz) ponieważ : - była ogromna presja społeczna na pozostawanie w małżeństwie, - ze szczególnym dodatkowym czynnikiem ogromnego wpływu religii, która jak wiadomo gloryfikuje dziewictwo do ślubu, małżeństwo zawsze do śmierci jednego z małżonków, a z drugiej strony straszenie wiecznym potępieniem. dodajmy do tego presję społeczną, a nawet finansową jaką kler mógł wywierać na społeczeństwo Żeby wykazać, że to właśnie dziewictwo jest czynnikiem determinującym trwałość związku trzeba by przeprowadzić badanie, które jako grupy badawcze zawierało by międyz innymi takie jak powiedzmy : 'nie wierzące w boga dziewice dla których wierność jest wartością' vs 'nie wierzące w boga NIE dziewice dla których jednak wierność partnerowi też jest wartością' i na dodatek w jakiś sposób wyeliminować czynnik innej presji społecznej niż religia z takiego badania. Dopiero wtedy możnaby próbować wykazywać że to DZIEWICTWO ma fundamentalne znaczenie, a nie N innych czynników. Ja nigdy na takowe badanie nie trafiłem, ale jeśli dysponujesz źródłami chętnie poczytam bo temat jest interesujący. Interesowałem się też kiedyś pokrewnym zjawiskiem - statystyczne badania na temat rozpadu zwiazków gdzie było mieszkanie przed ślubem, a gdzie nie było. Badania statystyczcne mówią, że trwalsze są związki gdzie zamieszkania nie było, nie brały jednak one pod uwagę wyznawanej religii, co znowu uniemożliwia wyciąganie prostych wniosków - jak wiadomo religie silnie naciskają na niezamieszkiwanie przed ślubem i jednocześnie zabraniają rozwodów.
  13. To akurat pełna zgoda - nikt nie chce wiecznego malkontenta, który nigdy nie osiąga szczęśliwosci i nie chodzi tylko o seks. Ale to już chyba temat na grubą rozkminę ogólnożyciową, gdzie kończy się a gdzie zaczyna zdrowe/niezdrowe potrzebowanie czegoś. Myślę, że patologie istnieją po obu stronach barykady : są osoby które 'wiecznie coś chcą', a są osoby które patologicznie zadowolają się 'byle czym', a raczej wmawiają sobie że 'tak musi być'.
  14. Ja nigdzie nie napisałem że zawsze może być lepiej, ale że często ma prawo się tego oczekiwać. Tyczy się to także : zmiany pracy, zmiany miejsca zamieszkania, zmiany kierunku studiów i wielu innych zmian w życiu. Ocyzwiście : mozna zmienic na gorsze. Kiedy warto - trzeba ocenić samemu. Czyli co - normalny człowiek się nie uzależnia od neuroprzekaźników, a 'nienormalny' (taki co chce coś nietypowego) się uzależnia?
  15. Zakładasz że ktoś się _uzależnia_, a nie musi się uzależnić. Jeśli dobrze rozumiem wychodząc z Twojego założenia jeśli w ogóle zaczniesz uprawiać seks to musi to doprowadzić do albo braku satysfakcji (przy zatrzymaniu sie w jakiejś formie pożycia) , albo nieuniknionej eskalacji praktyk?
  16. Manipulujesz przez zhiperbolizowaną analogię. Myślę, że sam dostrzegasz różnicę pomiędzy tym, że człowiek pożąda drugiego człowieka, a pożądaniem eksperymentów ze zwierzętami. Co do seksu z innymi ludźmi podczas trwania związku - niektórzy potrafią czerpać spełnienie z relacji gdzie są elementy swingu i nie zdradzać się. Ale to już specyficzna sprawa.
  17. @Ksanti Wydaje się, że zamiast próbować choćby wziąć pod uwagę to co piszemy wynajdujesz coraz bardziej naciągane argumenty, żeby tylko wyprzeć z głowy niewygodną dla Ciebie tezę. Spójrz na siebie z zewnątrz - chcesz, choćby częściowo strategie swojego życia oprzeć na tezie, która jest w fazie teorii? Jako źródło podając króciutkie akapity z wikipedii (gdzie większość tekstu to w sumie informacja, że teoria była niezbyt poważana) i opierając się na JEDNEJ z INTERPRETACJI POJEDYNCZEGO EKSPERYMENTU. (Tu w ogóle pozwolę sobie dorzucić informację, że np. udowodniono że jedyne większe badanie na którym opierali się antyszczepionkowcy i nigdy nie zostało powtórzone zostało sfingowane ) Pochyliłem się nad źródłem owego badania i o to co tam mamy (zakladam ze angielski znasz, a nie opierasz się na skąpej polskiej wikipedii i artykule z portalu zyjacego z sensacji ) : https://www.amjmed.com/article/S0002-9343(05)00270-6/fulltext 0. Zacznijmy od tego, że w tym tekście nigdy nie ma wspomniane, nawet jako odległa hipoteza, że takie geny mogą przejść na dziecko - co jak się wydaje jest tezą spędzającą Ci sen z powiek, a tam nie ma o tym ani słowa. Jest tylko mowa o występowaniu komórek w organizmach matek. To raz. 1. najniższy procent kobiet dotkniętych tym zjawiskiem, które mają tylko córki o których _wiedzą_ * 2. zdecydowana korelacja bycia w ciąży i tego zjawiska * - szacuje się, że 15% kobiet doznaje poronien, o których nie ma pojęcia, na wczesnym etapie rozwoju plodu ** jaką teze stawia artykul do ktorego wkleiles link : 'Według badań naukowych kobiety absorbują DNA każdego faceta z którym sypiają!!' Jak to się ma do opublikowanych przez naukowcow wynikow i co są warte w kwestii rzetelności takie portale - wisienke na torcie w postaci wniosków pozostawiam Tobie. Udane, dobrane życie seksualne JEST elementem dobrej relacji. Mogą to być nawet osoby aseksualne, które w ogole nie potrzebują seksu - wtedy mają udane życie seksualne, którego nie ma, że się tak wyrażę Ale są dobrane Natomiast jeśli dziewczyna będzie chciala żebyś ją ruchał mocno, i nie raz w tygodniu a trzy razy. I odejdzie bo (załóżmy) nie będzie mogła się z Tobą spełnić - jest to jej święte prawo, a nie jakaś 'słabość amoralna'. No i Twoje prawo. Na dłuższą mete taka też pewno by nie chciala z Tobą być - oboje byście się ze sobą w łóżku męczyli lub czegoś byłoby brak. To że nie masz ochoty na takie akcje to oczywiscie nic złego - musisz tylko znalezc podobną. Znów przypomnę, że w tym badaniu takie wnioski nawet nie padły i wymyśliłeś je sobie sam - gratuluje! Podałem co mnie naprowadziło na taki trop. Cofnij się do poprzedniego posta. Uważasz że jak dziewczyna lubi na twarz to jest 'mentalne zwierze' , (nie)świadome (czego?) , że jest jakaś gorsza, bo lubi ostro, a taka co nie to jest jakaś szlachetna? Sam to sobie wymyśliłeś i wystarczy jeden kontrargument żeby to obalic. Daleko nie trzeba szukać, bo moja pierwsza dziewczyna (dziewica, i dziewicą przez całą relację pozostała) traktowała mnie bardzo interesownie i egoistycznie. I co ?
  18. Dla mnie jedynym wyjaśnieniem tak zaciekłej i jak wykazano w wielu miejscach - błednej argumentacji za brakiem intercyzy, zakładając brak pragmatycznych interesów finansowych, a li tylko dobre intencje, jest mechanizm myślenia życzeniowego/magicznego. Autorka zresztą wyznała że w Boga wierzy, więc jest to typ osoby z magicznym myśleniem za pan brat (argumenty za jego istnieniem sa zresztą podobnej 'jakości' ) Na zasadzie takiej, że mimo że nie ma to żadnego logicznego sensu w realiach pełnego zaufania, to jest to 'zły omen'. Nie wolno o tym mówić bo przynosi to pecha. Poza tym jest to złamanie starej zasady i nie wiadomo co się stanie gdy się ten 'grzech' popełni. Oczywiście ma to tyle samo sensu co unikanie ubezpieczenia na życie, bo wtedy na pewno będzie nieszczęście. Tak poza tym jest to też wyraz wielkiej pychy. Ufasz partnerowi i sobie samej, więc szafujesz stwierdzeniami, 'on by nigdy', 'ja to bym nigdy'. Chuja tam nigdy. Czlowiek tak nie działa. Na ukrainie jak był głód, matki własne dzieci żarły. Czy 10 lat wcześniej powiedziałyby że mogą to zrobić? Nie sądzę! :D::D Wracając jeszcze do argumentu o rzekomych korzyściach ze wspólnych finansów, 'bezpieczeństwie' - nawet bez własnej firmy łatwo sobie wyobrazic sytuacje, w której np. gdy ma sie problem ze splatą kredytu komornik dosięga tylko jedno z małżonków i dzięki przepisaniu czegoś na drugą stronę, pracy na czarno itp. rodzina jeszcze jakoś daje rade. A bez intercyzy? Oboje idą na dno. Super.
  19. --- myślę że dyskusje z ksantim można powydzielać do innego tematu niż ten, w którym jesteśmy @Ksanti Niestety również dla mnie raczej wygląda na to, że kult dziewicy to zestaw przekonań i racjonalizacji zbudowany wobec Twoich niepewności i nieudanych w przeszłości historii. 1. O tym już wspominałem, ale kompletnie starasz się nie widzieć problemu z drugiej strony barykady, że jest bardzo prawdopodobne, że osobę która miała tylko jednego partnera prędzej czy później zacznie intensywnie nurtować ciekawość jak to by było z kimś innym, ciekawość tym bardziej niebezpieczną, że jak wiadomo często wyobrażenia przerastają rzeczywistość. W zasadzie brak takiego zastanawiania się byłby zupełnie nienaturalny. 2. Wychodzi z tego że chciałbyś kobietę trzymać pod kloszem swojej seksualnej niepewności - czy nie lepiej po prostu być pewnym swego w łóżku, zamiast drżeć oto czy panna nagle a) spontanicznie nie zachce czegos wiecej b) ktos jej nie opowie o swoich łóżkowych wyczynach (kolega koleżanka , dokstzałci sie w internecie - whatever ? ) 3. Zgranie sie w łóżku - to jest bardzo ważne. Nie pomyślałeś o tym, że jeśli spośród wszystkich partnerów seksualnych kobiety to Ty będziesz najlepszy, lub w ścisłej czołówce to działa na Twoją korzyść, a nie niekorzyść? Nie odejdzie, bo po prostu wie, że między innymi seksualnie jej się to nie opłaca. Zamiast skupiać się na tym, że jesteś gorszy (wyimaginowanie lub nie) od innych ruchaczy, nie lepiej o to zadbać żeby po prostu być (naj)lepszym? Moja partnerka miała średnią liczbę partnerów seksualnych przede mną, zarówno w czasie długich związków jak i przygody w czasach singlowania. Myślę, że około 10. Nie mamy problemów, żeby o tym rozmawiać i w zasadzie z analizy wyszło, że jestem po prostu najlepszy z nich w łóżku i jest to dla niej bardzo ważne. Tak samo jak dla mnie bardzo ważne jest to, że i ona jest w łóżku wyśmienita. I również widzę to, właśnie dlatego, że mam porównanie. Gdybym znał tylko ją, myślałbym że to standard - a tak wiem, że to nie jest takie proste, żeby trafić na kogoś kto pasuje aż tak dobrze. 4. Użyłeś gdzieś sformułowania, w stylu że 'jesteś skazany na jakieś środowisko', 'na to co dostaniesz' , itp. Znajdujesz tylko przeszkody, a to środowisko hermetyczne, a to portale randkowe be., do piczki katoliczki też nie pojdziesz mimo że chcesz dziewice. Ogólnie - sam sobie rzucasz kłody pod nogi i wychodzi z tego jakaś pasywna postawa. Jak będziesz tylko pasywnie warował pod stołem, to Ci 'rzucą' jakiś ochłap. 5. Gdzieś tam pisałeś, że doświadczone dziewczyny będą mieć większe wymagania. A czasem, może często wręcz bywa wręcz przeciwnie. Akurat znam trochę takich środowisk z dziewicami i powiem Ci, że to właśnie dziewczyny wychowane na szanujące-się-księżniczki-dziewice potrafią mieć wymagania z kosmosu, naprawdę bardzo bardzo wysokie (jako że to dziewice nie mowie o seksie, ale ogólnie o różnych sferach życia, ale także wyglądzie zewnętrznym). Poza tym znowu wracamy do tematu poruszonego wyżej - zamiast przejmować się wysokimi wymaganiami, może po prostu bądź 'najlepszy' i zamiast się wiecznie bać - miej satysfakcje. 6. Jeśli będzie tak jak mowiles, ze kobieta pozwala sie komuś spuszczać na twarz a Tobie nie może to świadczyć o różnych rzeczach - może być tak że jestes dla niej slabszy w łóżku, może też świadczyć o problemach psychicznych w stylu 'syndrom madonny i ladacznicy' tylko w męskim wydaniu. Dotyczy to zresztą właśnie pod tą nazwą mężczyzn (że nie spełniają fantazji seksualnych ze stałą partnerką bo ją 'szanują') i np. żonie na rzeczoną twarz się nie spuszczą. Nie ma to nic wspólnego realnie z szacunkiem, jest to zwykłe zaburzenie seksualne kwalifikujące się do leczenia. 7. Nawet jeśli byłbyś z dziewicą i ją wszystkiego 'nauczył' - zdajesz sobie sprawe ze seksualnosc czlowieka jest indywidualna i potrafi również ewoluować? To nie jest tak, że sobie wytresujesz dziewicę i ona nie będzie mieć swoich fantazji. Po prostu jeśli wyczuje, że jesteś chodzącym kompleksem to będzie fantazjować sama. O innych. Bez konsultacji z Tobą. 8. Rzeczy ktore piszesz brzmią tak jakbys mogl być wyjątkowo upierdliwym partnerem. Taki, który rozpytuje z detalami, czy chlopakowi w liceum obciągneła, ale na pewno bez połyku, a z tym ze studiów to się ruchała, ale nigdy w pozycji na pieska. I że będzie Cię to męczyć tuż po seksie z nią, jeszcze nie daj boże o to wtedy zapytasz, i to nie w ramach dirty talku. Chodzący seksualny ból dupy. Wg. mnie nie zaszkodziłaby Ci konsultacja u psychologa-seksuologa, jest w Twoich wypowiedziach dużo niepokojących objawów. kompleksy + pasywność + zadatki na 'control freaka'
  20. @Ksanti : Owszem nie byli to głupi ludzie, w czasach bardzo zamierzchłych jeden partner na całe życie był jedyną sensowną formą kontroli urodzeń, ale te czasy skończyły się dawno temu. W religii zresztą chodzi zresztą raczej o utrzymanie w ryzach statystycznego całokształtu, a nie dobro indywidualne. Kiedyś ludzie też byli nieszczęśliwi i cierpieli tylko z innych powodów. Choć wielu osobom pewno łatwiej cierpieć bo im ktoś coś narzucił niż z powodu własnych wyborów - ja jednak jestem za możliwością wyborów. Zresztą przynajmniej w teorii nawet religia katolicka to promuje (inna sprawa co zrobił z tym nacisk społeczny) To co mają do zaoferowania religie być może pasuje do pewnych osób, ale do całych rzesz innych już nie. Porównanie z arszenikiem, jest tak zupełnie od czapy, że musisz sobie z tego sprawę zdawać. No chyba, że zakładasz że nawet w jedynym stałym związku z dziewicą, seks to też zabójcza trucizna z którą najlepiej się nie stykać, a jeśli to jak najrzadziej i w homeopatycznych ilościach. Tyle z tego porównania. Większość mężczyzn jest też w swoich związkach ustabilizowanych z rodziną bardzo szybciutko sfrustrowana, szybciej niż ich żonki-kłody (często zresztą sfrustrowane niemniej). Nie wiem skąd pomysł, że seks jest jakimś mniej istotnym elementem związku niż to czy jest o czym z dziewczyną pogadać, albo czy ma te samą wizję generalnych planów życiowych. Negujesz piramidę potrzeb, albo to, że każdy człowiek ma inne i inny ich poziom? Oczywiście mogą się dobrać dwie osoby, dla których seks pełni marginalną rolę w życiu i nie ma w tym nic złego. Ale tak samo jak nie ma nic złego w rozstaniu z kobietą, która nie pasuje Ci intelektualnie, nie ma nic złego w rozstaniu z przyczyn seksualnych. Można oszukiwać się latami, ale w końcu to pierdolnie, nawet przy najlepszych chęciach (albo jak się nie rozpadnie definitywnie to daleko będzie takiemu związkowi od czegoś szczęśliwego)
  21. Jestem autorem tematu, przez który ten został zainspirowany, więc pozwolę sobie dorzucić swoje 3gr. Przez ogromną inwestycję czasu w dizecko nie miałem na myśli obowiązków typowo domowych w stylu sprzątanie czy gotowanie (choć oczywiscie jest ich wtedy więcej bo dziecko to chodzący rozsadnik syfu i orzyganą ścianę trzeba będzie częściej przemalować) Poszliście w jakiś offtop ile watogodzin zeżre automatyczny odkurzacz (swoją drogą jak baby jakieś, zeszliście z tematu i jakieś dygresje o tym kto ma jakie żelazko - litości ) , a to akurat jasne, że jeśli ma się wszystkie klepki i trochę pieniędzy, to można się jakoś zorganizować (a jak się nie ma pieniędzy i się decyduje na dziecko to cóż - trzeba tego bardzo mocno chcieć bo inaczej to proszenie się o kłopoty). Także spoko: - można wynajac kogos do sprzątania/gotowania / mieć super robotyczny odkurzacz - można mieć zajebistą pralkosuszarkę - jeśli pracuje się w mieście, to jak się uprzeć, to nawet mając rodzinę w ogóle nie trzeba gotować, można zamawiać, a gotować tylko jak się ma na to ochotę (lub jak wyżej - nająć kucharkę) (swoją drogą ktoś tam puścił wodze fantazji co do całej jednogarnkowości i prostoty - chyba bym oszalał jakbym miał jeść cały tydzień bigos, ale co kto lubi) - itd. itp. logistyka + pieniądze Ale nie można na dużą skalę pieniędzmi pozbyć się problemu opieki nad dzieckiem. To znaczy można, i w sumie takich chujowych rodziców jest na pęczki. Tyle, że jak stwierdzisz, że ciężkie pracowanie na rodzinę w wymiarze li tylko finansowym jest wystarczające to: a) Twoje dziecko zostanie wychowane w całości przez matkę/opiekunki/'dziadków' b) Jak będziesz nieobecny duchem, a tylko portfelem przez większość dziecinstwa to czego się spodziewasz? Dostaniesz to co włożyłeś, czyli bycie traktowanym jak maszyna z pieniędzmi, która tak poza tym, to ma Cię w dupie. I jak dzieciak podrośnie możesz liczyć, w najlepszym wypadku na to samo - jak Ci się poszczęści to wesprze Cię na starość jakąś kasą, ale nie licz na to że nie będzie mieć Cię centralnie w dupie. Bo na nic więcej wtedy nie zasługujesz. Oczami dorosłego doskonale widzę, ile czasu, zaangażowania i nerwów kosztowało moich rodziców pomoc w staniu mi się to osobą, którą jestem. Wiem jak źle mogłoby być, gdyby nie to. Widzę też ile znajomych z dzieciństwa żyje zupełnie poniżej swojego potencjału, bo ich rodzicom nie chciało się zadbać. I jakieś mędrkowanie, że to żadna sztuka i czas, to jest albo marne teoretyzowanie, a jeśl to praktyka to samozaoranie, że chujowy z Ciebie ojciec, jeśli sądzisz, że pompowanie w dziecka kasy, to wystarczy.
  22. @Ksanti : Masz drugie konto na jakimś forum oazowym? bo to wygląda jak mądrości na temat dziewictwa z tego typu miejsc i grup. A co powiesz na proste zjawisko odwrotne (mam zresztą takich znajomych, łatwo też znaleźć tego typu wątki w necie zapewne) - a mianowicie, że od pewnego momentu zaczynasz sie obsesyjnie zastanawiać jak to by było z kim innym? dopóki nie zbudowalbys chorego spoleczenstwa gdzie kazdy wierzy ze inaczej się nie da - jest duża szansa że tak będzie. i to też prowadzi do zdrad, tym bardziej bezsensownych i glupich, że po prostu 'z ciekawości'. inna sprawa, że czasem okazuje się, że było warto bo on/ona w łóżku byli poniżej krytki i dopiero inne doświadczenie otwiera oczy. (i to dziala mysle w obie strony, męską i babską )
  23. Akurat jestem w trakcie rozwodu z 'babą' w związku z tym, że nie chcę mieć dziecka, więc gruba gruba pomyłka. Tym niemniej witam Otworzyłeś mi oczy Jeśli przez cel rozumiesz cel, który 'chcą' osiągnąć Twoje geny to masz racje. Tyle, że geny to raczej bezlitosne jednostki informacji, których dobrostan nosiciela nie interesuje, interesuje je (geny) jedynie replikacja - to postrzegasz jako swój cel i się z nim godzisz? Pająki, które umierają w momencie stosunku, czy oklepany przykład z modliszką dobrze pokazują, że racjonalna strategia genetyczna (jak to określiłeś 'cel' ) egzystencji, nijak ma się do indywidualnego dobra jednostki. Jeśli natomiast masz na myśli cel w rozumieniu tego czego jesteś świadomy, filozoficznym czy psychologicznym to ludzkość nie doszła i pewno już nie dojdzie do porozumienia czy taki cel w ogóle istnieje, jaki on jest i skąd miałby sie brać (ostatecznie pewno wybór jest taki, że można go sobie nadać samemu albo dać go sobie nadać jednostkom silniejszym od siebie - np. przez uleganie religii, społecznemu naciskowi czy feministycznym bzdurom ) 1. Praktyka raczej pokazuje, że człowiek pcha sie w to myśląc, że nie będzie tak źle (co też ciekawe inni rodzice z oporem przyznają się jak bardzo jest źle). A potem jest za późno 2. rozRód nie Wód 3. Na pewno prędzej niż z tym że ludzkość wyginie, choć też uważam, że do konieczności programowego ograniczania ludności na ziemi jest jeszcze daleko i są to bzdury podobnego kalibru co weganizm. Widzę, że ten wątek poszedł mocno w offtop pt. przeludnienie ziemi, może go sobie wydzielcie. 4. To akurat wziałem z rozmów na żywo z kolegami, którzy wcześniej zresztą wydawali się rozsądni ale jak widać już nie są. Kompletnie nie to, nie uważam żeby życie na ziemi było tak złe, że nie warto tego kontynuować. Uważam, że jojczenie o zepsuciu świata do tego stopnia, że nie warto tu żyć kwalifikuje się na psychoterapię. (Natomiast faktycznie dobrze że takie osoby nie mają dzieci bo słabo jest mieć rodzica, który uważa że życie jest złe) Raczej chodzi o to, że poziom szczęścia w życiu spada po pojawieniu się dzieci (co jest nawet statystycznie zbadane). Dla mnie przeczuwam, że byłby wręcz nieznośnie niski. Słyszałem już ten 'argument' wiele razy i kompletnie do mnie nie przemawia. To nie jest żadna odpowiedź - kiedy nie istniałem było mi to perefekcyjnie obojętne i tak samo będzie kiedy umrę. Zamiast budzić emocje, taki argument powoduje tylko wzruszenie ramion. To że istnieję i nawet się z tego cieszę, ani nie znaczy że ma to sens, ani że moi rodzice lepiej na tym wyszli że istnieję. Po prostu tak jest, że zaistniałem, spośród kosmicznej liczby permutacji genów.
  24. Ja tego nie neguje, tylko pytam: po co? Co będziesz z tego miał, że przedłużyłeś gatunek gdy już kopniesz w kalendarz? Nie lepiej się zająć cieszeniem się swoim własnym życiem i relacjami z osobami, które już po tym świecie łażą zamiast wypruwać sobie flaki nad wychowaniem potomstwa? Zeszliście na jakiś romantyczny wątek poboczny, który wcale nie był zamierzonym tematem tego posta. (Klaryfikując : ja dzieci mieć nie chce - ani romantycznie , ani nieromantycznie, bo szkoda na to życia, a drugiego nie mamy)
  25. Od paru dni ze sporym zainteresowaniem przeglądam sobie forum. Jedna rzecz mocno mnie frapuje, a takiego wątku chyba nie było. Przez 'Wy' będę się zwracał do ogólnie pojętej społeczności forum, wiadomo że każdy ma poglądy minimalnie inne. Otóż! : W wielu miejscach wydajecie się podkreślać, że jesteście przebudzeni, że nie dajecie się emocjom, ewolucyjnym trikom związanym z kobietami. Jednocześnie wydajecie się normalnie traktować taki temat jak posiadanie dzieci (i to nawet czasem w wersji dziecko tak, kobieta - nie). Skoro jesteście przebudzeni i świadomi różnych spraw, to dlaczego chcecie je mieć? Jest to tak dla Was bardzo silna biologiczna potrzeba, że po prostu nie możecie się powstrzymać? Jak tak sobie z dystansu patrzę, to to, jak uwiązać i wydrenować z zasobów finansowo psychicznych może kobieta, jest generalnie małym piwem (i to może bardziej wartym ryzyka, do czego wrócę ) w porównaniu z posiadaniem potomka. Do posiadania dziecka zachęca nas ewolucja, to jasne. Mamy jednak samoświadomość, i czy ona może nam powiedzieć, że naprawdę warto włożyć tak wiele w cały ten interes, żeby pozwolić się akurat swoim genom zreplikować? W dalszej części posta oczywiście będę zakładał że ma się ambicje być dobrym ojcem, a nie jakąś kreaturą która ma je w gdzieś i się nie interesuje i najchętniej zatrudniłaby opiekunki/ów 24/7 , bo nie jest to raczej droga do posiadania dzieciaka, z którym się będzie miało dobrą relację. No to jeśli chcemy dobrze wychować dziecko, co nas czeka: - wyniszczenie sił witalnych, w jednych z lepszych lat życia, przejście w tryb praca-dom. niespanie po nocach (niby to głównie kobiety wstają, ale powodzenia w spaniu jak ktoś się drze, choćby za ścianą). słuchanie kretyńskich piosenek dla dzieci w samochodzie. wożenie do przedszkola. rozwiązywanie zadań matematycznych z kubusiem puchatkiem. wyperswadowanie głupiego pomysłu zostania rzeźnikiem bo w zawodowce spodobała mu sie jakas laska z wielkimi cyckami. i inne super 'porywające' intelektualnie atrakcje. - ogromne nakłady czasu rzutujące na wszelke możliwe sfery życia. zakładając że nie jesteś jeszcze na tyle bogaty żeby nie musieć pracować po kilka godzin dziennie, i że dzieciak w ogóle Cie obchodzi, z wiekszością czasu wolnego możesz się pożegnać, przynajmniej przez pierwsze lata (chyba że wypychasz dziecko w niezliczone ręce opiekunek, ale jak będziesz to robić na dużą skalę to dzieciak w przyszłości powie że nie wie kim jest jego stary i niniejszym oficjalnie ma go w dupie, a nie jest wdzięczny ) (do czasu wolnego NIE zaliczam : łażenia z dziećmi po parku, łażenia z dziećmi na filmy familijne, oglądania z dziećmi ww. filmów w telewizji, wspólnego klejenia latawców. chodzi mi o typowy czas dla siebie, spędzany samotnie lub z ludźmi dorosłymi) powodzenia w próbie utrzymania życia towarzyskiego i szerokich zainteresowań mając dzieci. akurat jestem w takim wieku gdzie spora część dzieci już ma, ale druga spora część jeszcze nie ma - Ci mniej waleczni zniknęli z powierzchni życia, Ci bardziej waleczni walczą, ale jest to walka z góry skazana na niepowodzenia -czas nie kutas, nie stoi - de facto na zawsze już łączy to z określoną kobietą. owszem - można sie rozwieść i widzieć dzieciaka raz na tydzień. tylko co z relacją z tym dzieckiem potem? - ogromne pieniądze - to chyba oczywiste. 25 lat wydatków na najróżniejsze rzeczy (zakladając, że nie jesteś skąpym bucem i na studia dasz, nie zasłaniając się że 'zaoczne uczą samodzielności' ) przechodząc zaś do rzekomych plusów podawanych przez wielu samców : - mityczne - 'zostawić coś po sobie/unieśmiertelnić się' - doprawdy? już od startu dzieciak ma tylko połówkę Twoich genów. po 100 latach od chwili zero - rozmnożenia się - zakładając rozród co 25 lat, z Twoich genów zostaje jakies 3%. unieśmiertelnienie we wspomnieniach? lol - ilu z Was ma choćby mgliste pojęcie kim był Wasz pra-pradziadek? a pra-pra-pradziadek? dopóki to nie był Piłsudski czy inny Napoleon nie ma o czym mówić, bo Twoje życie nie będzie czymś o czym wielce warto pamiętać - ot, zwykłe, nawet jeśli zwiedzisz większość świata, czy pobiegniesz maraton w 2h15min, to nie jest wystarczające żeby o kimś dłużej pamiętać, gdy Twoi znajomi już nie żyją. Ewentualnie to właśnie nie mając dzieci, jeśli już Ci na tym zależy możesz mieć większe szanse przetrwania w pamięci dzięki wiekszej ilości czasu, którą możesz poświęcić na stworzenie 'czegoś ponadczasowego'. - ktoś sie Toba zajmie na starość / nie będziesz samotny - po pierwsze - jeśli to miałby byc glowny powod posiadania dziecka, to jest dość niski powod, po drugie nawet najbardziej wdzięczne dzieci, mają po prostu swoje życie i może je zobaczysz raz w tygodniu jeśli będziesz miał wyjątkowe szczęście. a w obecnych czasach przecież migracja za granice czy nawet wewnętrzna migracja do odległego o setki kilometrów miasta jest na porządku dziennym - i poważnie utrudnia częste widywanie się. jeśli juz ktos mialby miec dziecko z takiego powodu to w sumie bardziej oplacalne jest odkladanie pieniedzy na starosc na cycatą jędrną pielegniąrke z tego punktu widzenia też już mniej ryzykowne jest zbudowanie naprawdę dobrej relacji z kobietą która nie chce ( takich coraz więcej na szczęście ) ewentualnie nie może mieć dzieci i dożycie z nią starości. statystycznie rzecz biorąc kobiety żyją dłużej - dziecko może zrealizować marzenia ktore Tobie się nie udały - WTF, to nie lepiej zaangażować ten czas który Ci pozostał zeby zrealizować mozliwie duzo wlasnych zamierzeń, zamiast marzyć że 'może mały jaś zostanie pilotem mysliwca? ' - super patrzec jak ktos podobny do Ciebie się rozwija - tu nie mam wiele do powiedzenia, mnie to w ogole nie rusza, ale może dla kogoś jest to warte wszystkich rzeczy wymienioncyh wyżej.. - 'gdyby wszyscy tak robili to by ludzi nie bylo ' - e tam, bo większość ludzi na świecie i tak się bedzie chciala romznażać, w skali globalnej jakoś nie widać spadku liczby ludności, wręcz odwrotne mamy problemy. poza tym - jakie niby ma znaczenie cokolwiek co wydarzy się po tym gdy ostatni raz zamkniesz oczy? nie ma znaczenia żadnego. no chyba że wierzysz w Boga, ale wtedy masz jeszcze poważniejszy problem w glowie do rozwiązania.. ? Jedyny sensowny argument jaki przychodzi mi do głowy, to że do tego stopnia kocha się kobietę, że po prostu chcesz z nią stworzyć 'coś więcej' co jest owocem tego związku. Ale retoryka tego forum chyba na taki argument nie pozwala. Slyszlem też kiedyś ciekawy argument odbijający poetycki argument że 'posiadanie dziecka łączy się z doświadczaniem kosmicznego wręcz odczucia miłości na nieznaną skalę' , co ktoś zripostował tym, że wie że branie heroiny też łączy się z poczuciem największej na świecie szczęśliwości, ale rozum nie pozwala mu zostać narkomanem, bo nie jest to warte w dużej mierze zniszczonego prywatnego życia - i podobnie z dziecmi. Więc - drodzy przebudzeni? Czy warto mieć wg. Was dzieci, i w zasadzie po co z punktu widzenia Waszego możliwie szczęśliwego życia?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.