Skocz do zawartości

JacekWaw

Użytkownik
  • Postów

    56
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez JacekWaw

  1. Oczywiście. Ja się tego uczyłem 7-8 lat temu jak nie miałem dostępu do tak ogromnej wiedzy jak to forum- dziś każdy mężczyzna powinien czytać to forum.
  2. Dzięki, ale do tej wiedzy dochodzi się dopiero po wielu związkach. Jak ktoś miał 2-3 związki, to nie wie jeszcze że wszystkie kobiety są takie same. Tak samo manipulujące i tak samo zorientowane na cel - finanse faceta, zasoby faceta, spermę faceta. Dokładnie tak. Ryzyko ogromne. Ale są pewne zasady które ograniczają to ryzyko, m.in. nigdy ale to nigdy nie wolno ujawniać kobiecie wysokości swoich dochodów (lepiej sporo zaniżać), majątku, czy choćby sposobu spędzania czasu danego dnia. (niech nie wie co robiłeś po pracy, gdzie byłeś, co robiłeś) Ryzyko da się ograniczyć, ale to zadanie dla żonatych którzy już się w to wpakowali. Ja nie zamierzam z kimkolwiek mieszkać:)
  3. Czy ja nienawidzę kobiet? Czasami nad tym się zastanawiam. Ale nie, to nie tak. Po prostu za dobrze je poznałem i od paru lat (i paru związków) utrzymuję duży dystans, oczy szeroko otwarte dookoła głowy oraz trzeźwe myślenie. Jak byłem młody, w wieku powiedzmy 20, 23 czy nawet jeszcze 25 lat, byłem typowym białym rycerzem. Wszystko dla kobiet, pantofel, tak żeby im zapewniać rozrywki, żeby im zapewniać emocje, żeby im zapewniać dobra materialne, a nawet samochody pożyczać. One oczywiście mnie zdradzały i zostawiały dla bogatszych badboyów. Wtedy tak było. Ale mniejsza z tym, o tym szkoda gadać. Później, po wielu obserwacjach, wielu związkach, wielu doświadczonych manipulacjach ze strony kobiet czy wręcz oszustwach, nauczyłem się tego jakie one są. W wieku 26, 27 już wiedziałem o co chodzi. Obserwowałem też związki moich znajomych. Dziś mam prawie 34 lata i cóż - jestem singlem i nie zamierzam nigdy tego zmieniać. Związki - owszem będę mieć, ale nigdy nie stałe, nigdy nie mieszkanie razem i nigdy nie ślub. Znajomi oczywiście z tego się śmieją, krytykują i namawiają żebym w końcu znalazł żonę. Patrzę na ich związki i ich nieszczęśliwe życie i myślę: nigdy. Koleżanki? Jedne mi mówią że skoro w tym wieku nie mam żony to jestem niedojrzałym egoistą itd, a inne "współczują". A ja współczuję ich mężom (moim kolegom) gdy widzę że faceci którzy jeszcze parę lat temu mieli hobby, swoje zajęcia, swój czas, teraz jedyne czym się zajmują to słuchaniem swoich żon i wypełnianiem ich poleceń. Zero hobby, zero siłowni, każdy z brzuszkiem i bez kondycji, bo czasu nie ma, bo żona wypełnia ich cały czas. No cóż... Dlatego czasem sobie myślę: czy ja nienawidzę kobiet? Nie, to nieprawda. Cały czas spotykam się z kobietami. Cały czas wchodzę w związki. Ale tak zwane luźne związki, bez mieszkania razem - warunek konieczny żeby utrzymać swoje zasoby bez strat (i psychikę przede wszystkim). Od 7-8 lat było tak (kolejność przypadkowa): Związek z samotną matką z dzieckiem? Przerabiałem, psychicznie męczarnia, ale do końca trzeźwo myślałem więc nawet nie zamieszkaliśmy razem, a i w porę uciekłem. Związek z księżniczką która ma tak wysokie mniemanie o sobie, że mam jej służyć? Przerabiałem, ale też trzeźwo myślałem więc też nie dopuściłem do zamieszkania razem i w porę uciekłem. Związek z materialistką, która chciała żyć za moje pieniądze w każdej sferze życia? Przerabiałem, co ciekawe nie wydałem na nią ani złotówki, mimo że praktycznie codziennie próbowała wyciągać kasę, ale zawsze odwracałem sytuację tak, że nie dostawała nic. Psychicznie mnie to zmęczyło (ciągłe jej gierki o kasę i moje odbijanie tych gierek) więc koniec. Związek z manipulantką, która próbowała mnie złapać na dziecko i dążyć jak najszybciej do ślubu, bo tak jej matka podpowiadała? Przerabiałem, nic jej z tego nie wyszło, a skończyło się na tym że mimo że mnie niesamowicie fizycznie pociągała, to od pewnego momentu zrezygnowałem z sexu z nią:) Było też kilka innych, ale z charakterami jak te wymienione wyżej. I wiecie co? Nie żałuję tych związków, tego czasu w tych związkach. Każdy z nich coś mi dawał, a gdy przychodził ten moment gdy coś mi chciały zabierać (spokój psychiczny, pieniądze, inne zasoby itd) to po prostu trzeźwo to obserwowałem i kończyłem tego typu znajomość. Jestem chamem? Nie, po prostu trzeźwo myślę i wiem jakie są kobiety. Ale je kocham, uwielbiam i nie wyobrażam sobie samotności, mimo że sam siebie widzę jako wiecznego singla. Spotykam się z nimi, jak z jedną się coś kończy to z następną, z góry wiem że też to się rozsypie, bo każda kobieta potrafi rozwalić swój związek, z góry wiem że tak będzie, ale i tak cieszę się chwilą i korzystam z fajnych chwil w związkach. Ale jednocześnie prowadzę obserwację, zabezpieczam "tyły" w przypadku odwrotu, złotówki nie wydaję, finansów pilnuję, no i oczywiście bezpiecznego seksu. Musiałem się wygadać, bo właśnie wróciłem z "kawy" z moją piękną obecną partnerką, która może już jutro, pojutrze, za parę dni, będzie moją ex. Niestety za dużo czerwonych lampek na moim radarze się pojawiło, więc kończymy ten temat. Ale będzie następna:)
  4. Jak ja sobie radzę? Doskonale. Tę wiedzę posiadłem parę lat temu, a to forum znam dopiero od paru miesięcy. Więc w moim przypadku ta wiedza nie jest stąd (tutaj jedynie znajduję jej potwierdzenie), a z doświadczenia. Jak sobie z tym radzę? Mam 33 lata, jestem singlem i zamierzam nim być. Zero poczucia samotności, zero poczucia wyobcowania mimo że WSZYSCY znajomi są w związkach, zero stresu gdy WIĘKSZOŚĆ znajomych mi PRAWIE CO PARĘ DNI dogaduje że powinienem w końcu mieć żonę. Takie teksty mnie bawią, a jednocześnie sprawiają że czuję się lepiej - poważnie czuję się lepiej gdy ktoś mi gada że powinienem już szukać żony. Czuję się lepiej, bo wiem że to nigdy nie nastąpi i dzięki temu nie wpakuję się w takie gówno jak oni. Nie wpakuję się w gówno zwane ślubem i potem rozwodem, walką o MOJE pieniądze, czas i nerwy. Oczywiście - kolejnych związków nie wykluczam, nawet mieszkania razem. Ale na moich warunkach. W wielu związkach byłem, przez ostatnie lata na moich warunkach i to ja te związki kończyłem jak tylko zapalała mi się czerwona lampka patrząc na zachowanie moich kobiet. Wcześniej - jako młody chłopak oczywiście jak każdy byłem białym rycerzem i pantoflem, ale teraz? Wiem że to nigdy nie wróci. Teraz to ja rozdaję karty i jestem tego w 100% świadomy. I całej tej gry kobiet.
  5. Jedyna i najważniejsza prawda! Każdy powinien to zapamiętać! I stosować obowiązkowo!!! Ja stosuję to od lat...
  6. Ale w jaki sposób doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem? Przecież nie był obcą osobą, którą ona widziała po raz pierwszy i została namówiona na jakieś kredyty czy prezenty w postaci samochodu. Przecież byli w związku i zwykle tak bywa że facet kobiecie daje w związku dużo kasy a często i samochód. Tutaj było odwrotnie, to kobieta w związku dała facetowi dużo kasy i samochód itd. Gdzie jest to "doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia" czy inne oszustwo? W związku taki zarzut w ogóle może być postawiony? Na tej zasadzie to co drugi facet mógłby oskarżyć byłą partnerkę, a jakoś o tym nie słychać. Oczywiście nie popieram że kradł z ich mieszkań, w pełni to potępiam. Ale skoro przykładowo ja związuję się z jakąś kobietą, która jest bogatsza ode mnie, wcale jej nie kocham lub nie wiem czy kocham (to nie wymóg by być w związku), jednocześnie jej mówię "słuchaj kup mi auto skoro mnie kochasz", ona to auto mi kupuje, potem mówię "spłać mój kredyt 30 tys, przecież mnie kochasz", ona spłaca, a potem jednak się rozstajemy, to czy ona mnie może potem oskarżyć? Naprawdę? W drugą stronę nie widzę żeby to działało. Przecież kobiety nagminnie mówią do swoich misiów "wyremontuj mi mieszkanie" , "spłać mój kredyt" , "daj mi auto" itd.
  7. Kilka typowych zachowań kobiet które zaobserwowałem na przykładzie jednej kobiety z którą się spotykałem. Na szczęście już miałem pojęcie o kobietach, więc nie traktowałem tego poważnie, a jedynie zapałały mi się kolejne czerwone lampki przy niej:) Opowiadanie o niby znajomych: "a wiesz że chłopak mojej koleżanki to jej kupił to i to / zabrał ją na wakacje / zapłacił za to i za to" itp. Czyli nie mówiła wprost, że też tego ode mnie oczekuje, a niby przypadkowo opowiadała co jej się podoba u innych. Ewentualnie "rozmawiałam z koleżanką w pracy i ona twierdzi że facet w związku to POWINIEN to i to". Na początku wierzyłem że naprawdę o tym rozmawiała, ale potem stwierdziłem że zapewne to były zmyślone rozmowy, żeby tylko mi przekazać co ona myśli. Szczytem były teksty typu: "tak obserwuję różnych znajomych i widzę jak faceci się starają o swoje kobiety i WSZYSTKO dla nich robią" itd itp - tak komentowała gdy ja czegoś nie chciałem, nie miałem na coś ochoty lub miałem po prostu inne zdanie Moje odpowiedzi zwykle na takie teksty: "jak są naiwni to niech tak robią dalej" - na co z jej strony był foch oczywiście. Innym jej ciekawym zagraniem były teksty gdy chciała (o naiwna) żebym jej coś kupił/zapłacił. Przykładowo: "a wiesz facet mojej koleżanki to ciągle ją zabiera na jakieś wycieczki, a Ty mnie nie" (zabiera w sensie że płaci). Moja odpowiedź całkowicie poważnie: "w sumie fajny pomysł, to możesz mnie zabrać gdzieś na weekend, zarezerwuj hotel, przyjedź po mnie i jedziemy" Ona: foch Uprzedzając Wasze wątpliwości - nie, nie byłem chamem ani sknerą, gdyby normalnie zaproponowała wyjazd to się składamy pół na poł, hotel znajduję i rezerwuję ja (nie zwalam tego na nią) i jedziemy moim autem, ale jak ona takie chamskie teksty - to ja również:) Inny przykład: "a wiesz mojej koleżance padł telefon, to jej facet jej podarował nowy model taki i taki, fajnego ma tego faceta" (torebkę/buty/ciuch/cokolwiek innego też można tu wstawić) Moja odpowiedź: "o, to jak ja będę potrzebował nowego telefonu to dam Ci znać, to tez mi kupisz?" Ona: foch Pewnie już się zastanawiacie po co z nią się zadawałem, skoro to były tego typu dialogi. Sami wiecie - miała też zalety i dlatego z nią byłem. A tego typu dialogi wydaje mi się że bywają w większości związków gdzie zakochany misio spełnia każdą jej zachciankę gdy usłyszy że inni faceci też tak robią, no przecież tak widocznie trzeba. Nasza znajomość trwała bardzo krótko, a jednak dzięki tego typu tekstom dobrze ją poznałem;) Mimo krótkiej znajomości zaczęła wspominać o zamieszkaniu u mnie (mieszkałem sam oczywiście), nie wprost ale na zasadzie porównywania z innymi: "Wszystkie moje koleżanki to zamieszkały u swoich facetów" Pytam: "składali się na mieszkanie pół na pół czy jak?" "Nie, no skąd, przecież to facet powinien mieć mieszkanie, więc się do nich wprowadziły" Moja odpowiedź "rozumiem że chociaż płacą pół na pół wszystkie rachunki i czynsz itd" "Jak to? Przecież są razem w związku, mają się rozliczać jak obcy za wynajem?" Moja odpowiedź "oczywiście, jakbyś Ty do mnie się wprowadziła, to płacisz wszystko na pół" Ona: foch Szczytem był dzień kobiet. To już pod koniec naszej znajomości. Tzn ja wiedziałem że koniec już się szybko zbliża, ona chyba nie;) Wiedząc że będę się z nią widział wieczorem, rano napisałem jej tylko smsem coś w stylu "wszystkiego najlepszego z okacji dnia kobiet" i tyle. Na co ona: (autentyk!!!) "u nas w biurze tyle kwiatów że się nie mieszczą, wszystkie moje koleżanki dostały ogromne bukiety, ja też liczę że dziś dostanę od Ciebie ogromny bukiet" Trochę mnie zatkało, ale w swoim stylu odpisałem (mimo że miałem w planach wieczorem przyjść z jakimś małym bukietem kwiatków) "wiesz, ja nie uznaję dawania kwiatów na dzień kobiet, to żadne święto w sumie" Oczywiście żadnego spotkania wieczorem nie było. Ani już nigdy więcej. Z mojej strony. Piszcie swoje zaobserwowane przykłady, jak kobiety wymuszają coś niby porównując z innymi.
  8. Ile razy czytam o takim "oszuście matrymonialnym" to tak naprawdę nie rozumiem na czym polega to jego oszustwo? Oczywiście - jak według artykułu "Niektóre z pań oszust okradał z gotówki i biżuterii, po czym znikał. " - to jest kradzież i jak najbardziej potępiam i należy się za to kara. Ale!!! Jak czytam coś takiego: "rozkochiwał, a później naciągał na kupno samochodów, sprzętu elektronicznego, na kredyty. Jedna wzięła dla Adama B. pożyczkę na 17 tysięcy, inna na 30 tysięcy złotych" To nie widzę tutaj żadnego problemu a tym bardziej przestępstwa. Przecież kobiety robią dokładnie tak samo i jest to dla nich naturalne. To dlaczego nie działa to w drugą stronę? Przykład. Typowy facet poznaje typową kobietę. Oboje nie wiedzą co z tego będzie, a jednak facet wydaje na nią kupę kasy, przykładowo jak jest napisane sprzęt elektroniczny, samochód też nie jeden facet kupił swojej kobiecie (nawet nie wiedząc czy coś będzie z tego związku), nie mówiąc o pożyczaniu kasy w gotówce - typowy facet typowej kobiecie też pożycza, bo ona biedna musi spłacić kredyt, czy za jego kasę wyremontować mieszkanie, czy cokolwiek innego. Normalna sprawa - oczywiście nie dla mnie, bo ja nigdy w życiu bym tak nie zrobił, ale mówię z obserwacji. Jakoś nie widzę facetów zgłaszających na policję swoje byłe kobiety, że jednej dałem kasę w gotówce, innej kupiłem samochód, innej laptopa, a jednak się odkochały i odeszły, trzeba je aresztować proszę pana!!! Wracając do tego konkretnego oszusta - pomijając kradzieże z ich domów co potępiam - to jeśli jakaś kobieta się w nim zakochała, postanowiła mu dać na prezent samochód czy 30 tys zł w gotówce, a potem się rozstali - to w czym problem? Dlaczego ona to zgłasza na policję? Chciała robić prezenty to robiła. Wyjaśnicie mi jak można to zakwalifikować jako oszustwo czy wyłudzenie? Swoją drogą trochę podziwiam gościa. Mnie by się nie chciało tyle czasu tracić na kobiety i się poświęcać na tyle spotkań itd, ale jednak podziwiam go za to, że potrafił żyć dokładnie tak jak żyje miliony kobiet - na koszt facetów i to ogromny koszt.
  9. Powiem tak - jakbym czytał o sobie w tym fragmencie co zacytowałem. Ona była w pełni samowystarczalna (świetnie zarabiała, nawet więcej niż ja, prowadziła biznesy), seks był niesamowity, byliśmy zakochani, itd to samo co Ty piszesz.... No ale jednak wykończyła mnie psychicznie. Nigdy więcej matki z dzieckiem!!! Nigdy więcej!!! Przeczytaj mój wpis:
  10. Po samotnej matce z dzieckiem, opiszę kolejny typ kobiety z którą próbowałem kiedyś się spotykać. Panna 28 lat, z dobrego domu, raczej gustująca w książkach niż imprezach. Kilka słów o jej charakterze, może ktoś z Was również zna ten typ? 1.rzecz która irytowała mnie najbardziej. Jej pouczanie wszystkich i udawanie że zna się na każdym temacie. Jak się z nią spotykałem to ZAWSZE musiał się pojawić temat jej znajomych, jej koleżanki, jej siostry, jej..kogokolwiek - i musiała komentować ich postępowanie. Że koleżanka tak się zachowała w jakiejś tam sytuacji, a ona by zrobiła to inaczej, lepiej. Że ktoś tam coś kupił, ale to źle wydana kasa, ona by to zrobiła lepiej, inaczej. Że ktoś tam na wakacje wyjechał gdzieś tam, a ona by wybrała inny kierunek i na pewno w lepszych pieniądzach. Że ktoś tam ma taką pracę ale jej zdaniem mógłby sobie znaleźć inną. Że ktoś tam jest z kimś w związku i się zachowują nie tak jak powinni, bo ona wie lepiej jak powinni. Że ktoś tam z kimś się rozstał i ona wie lepiej kto jest winny. Itd itd. Szczerze mówiąc to chyba nie było takiego naszego spotkania, żeby nie zaczęła o kimś opowiadać i krytykować kto co zrobił/powiedział źle, jednocześnie podkreślając że praktycznie w każdym temacie się zna i umie doradzić. Co było totalną bzdurą, bo w wielu tematach nie miała pojęcia i doradzała źle! (co jej mówiłem, o tym niżej) Z kolei gdy opowiadała coś o sobie - przykładowo: byłam tu i tu, kupiłam to i to, w pracy zrobiłam to i to, itd - to zawsze ale to zawsze siebie przedstawiała jaką taką nieomylną osobę, wyjątkową, jakby lepszą od innych. Na zasadzie "kupiłam to, ale trafiłam na tak wyjątkową promocję że normalnie nikt nie potrafi wyhaczyć takiej ceny" albo "w pracy mieliśmy taki problem ale w całym biurze tylko ja potrafiłam go rozwiązac, wiesz, nikt nie umiał a ja sobie poradziłam" - i nie byłoby w tym nic dziwnego, że czasem tak opowie, bo każdy czasem ma takie sytuacje, ale ona to robiła ZA KAŻDYM RAZEM, NA KAŻDYM SPOTKANIU opowiadała wyłącznie takie historie - co to ona robi najlepiej, jakie najlepsze decyzje podejmuje, jak to najlepiej sobie radzi. A wszyscy inni źle. 2. była strasznie konfliktową osobą, przynajmniej wobec mnie. Jak tylko powiedziałem że w czymkolwiek nie ma racji, jak tylko jej pokazałem że się myli, lub nawet tylko zasugerowałem ("daj, ja to zrobię, bo Ty nie umiesz") to od razu był foch. I nie tylko foch, ale potrafiła mi to wypominać jeszcze przez wiele dni, że wtedy i wtedy ją "wyśmiałem", kiedy ja już dawno zapomniałem o tym. Rozumiecie - w czymś się myliła lub coś źle robiła, to próbowałem jej wyjaśnić lub pouczyć, po prostu chciałem pomóc, to zamiast odpowiedzieć normalnie "ok, dzięki, nie wiedziałam, spoko", to od razu był foch że ją "obrażam" mówiąc że ona się na czymś nie zna. Przykłady: Samochód prowadziła kiepsko. Oczywiście sama o sobie mówiła że jest świetnym kierowcą, najlepszym z ludzi których zna. No cóż - nie raz mi się zdarzyło jej powiedzieć że coś źle robi, że tak nie powinna, wyjaśniałem jak trzeba itd. Za każdym razem foch. Nigdy nie było "ok dzieki będę pamiętała", tylko wielki foch lub w najlepszym przypadku brak komentarza, zupełna cisza. Inny przykład już najbardziej banalny - szukanie czegoś w internecie. Coś szukała przy mnie, nie mogła znaleźć, podpowiedziałem jej gdzie szukać czy jak wpisać - od razu foch i odpowiedzi typu (oburzonym tonem) "no przecież wiem!!!". (a wiem że nie wiedziała) Z kolei gdy było odwrotnie - gdy ja czegoś nie wiedziałem, cokolwiek źle zrobiłem, w czymś się pomyliłem - od razu głośno krytykowała zamiast podpowiedzieć, a jak podpowiedziała - to mi to wypominała przez kolejne dni że tak mam dobrze z nią że mi podpowiedziała z czymś. Zdarzały się też jakieś drobne kłótnie - wiadomo normalna sprawa - coś mnie w niej wkurzało (np. to co powyżej) to jej potrafiłem to powiedzieć wprost. Z mojej strony to wyglądało tak: wkurzyła mnie czymś, mówię co mi się nie podoba, np. przez 10-15 minut, jak wyjaśniłem to dalej przechodzę do porządku dziennego i uważam temat za zakończony. Co ona wtedy na to? Od razu mi wypominała wszystkie złe rzeczy, wyciągała najdziwniejsze najbardziej niespodziewane moje wady, moje złe zachowania (wobec niej), wszystko co najgorsze we mnie i potrafiła o tym gadać przez.. 10-15 godzin. Nie mieszkaliśmy ze sobą, więc po prostu potrafiła kłótnie rozciągać na 2 spotkania :))) 3. a może jednak właśnie ten punkt 3-ci mnie irytował najbardziej. Jeszcze bardziej niż te 2 powyżej. Jak wspomniałem wyżej, nie mieszkaliśmy ze sobą, po prostu się spotykaliśmy od czasu do czasu, po prostu się poznawaliśmy, aczkolwiek dawałem jej duże szanse i że tak powiem poważnie o niej myślałem, ale nie był to jeszcze związek. A ona co na to? Wszystkim swoim znajomym (których ja nie znałem, ale ona mi opowiadała) zdążyła wszystko o mnie opowiedzieć, pokazać zdjęcia, wszystko dokładnie o mnie mówić, gdzie pracuje, opowiadać co u mnie w pracy (!), no wszystko dosłownie i cały czas opowiadała co robimy, jakie mamy plany na życie, na przyszłość itd (sęk w tym że nie mieliśmy żadnych planów, bo nie był to jeszcze ten etap). Rodzicom opowiadała to samo. Jak się z czasem okazało, wszyscy jej znajomi oraz rodzina wręcz dopytywali kiedy jej się oświadczę, kiedy ślub, kiedy wspólne mieszkanie. A ja nawet nie znałem jej rodziców czy siostry, bo nie byliśmy na takim etapie żeby przedstawiać sobie swoją rodzinę, nawet nie wiedziałem czy ta panna mi odpowiada do stałego związku, a co dopiero mieszkania razem (!). To tyle z najważniejszych cech charakteru tego typu kobiet. Znacie takie?
  11. U mnie tak nie było, bo była bogatsza ode mnie, więc kasy nie chciała a wręcz by czuła się obrażona jakbym ja zapłacił za jej dziecko. (czasem gdy robiłem zakupy i pytałem czy coś ona potrzebuje lub jej dziecko i kupowałem jej/jemu to gdy tylko przyjechałem od razu mi oddawała całą odliczoną kwotę) Ale za to jej naciski na to bym im dawał cały mój czas były chyba bardziej psychicznie męczące niż gdyby jednak kasę wyciągała. Chciała mi zabierać cały mój czas, mimo że nawet nie mieszkaliśmy razem. A czas, jak wiadomo, jest cenniejszy od kasy. Jak pisałem w kilku postach wyżej - po paru miesiącach doszło do tego, że musiałem kłamać co robię. Nie mogłem mówić że odpoczywam sam u siebie po pracy, czy że jadę się przejechać motocyklem, czy na zlot, czy coś robię co faceci robią samemu. Bo zaraz były złośliwe komentarze, że tracę czas na głupoty, a nie spędzam go z nimi. To było najbardziej męczące psychicznie w tym związku. I to było też głównymi zarzutami jakie mi wypisywała jeszcze dobre 2 miesiące po rozstaniu. Że nie jestem prawdziwym facetem bo ich olewałem, że prawdziwy facet by zawsze miał czas dla swojej kobiety i jej dziecka, że byłem tylko gdy była okazja na seks, a razem z nimi to nie, itd itd. Ogólnie że straciła przeze mnie rok czasu, że zmarnowałem jej życie (!) bo pokazałem jacy faceci są naprawdę, itd itd. Jak kogoś to ciekawi to mogę napisać dużo rzeczy które o mnie mówiła. Owszem przyznaję, że tak właśnie było po paru miesiącach, bo o ile na początku starałem się być jak najwięcej, to po paru miesiącach (jak pisałem wyżej szczegółowo) jak przychodziłem do niej na obiad i przez godzinę musiałem słuchać awantur jej dziecka i głowa mi pękała, ciągłych kłótni i hałasów, to po godzinie wychodziłem, a ona chciała żebym został parę godzin dłużej i foch. Tak samo jak przychodziłem a ona akurat była po awanturze z ojcem jej dziecka i też nie miała nastroju na nic, więc też nie dało się z nią nawet pogadać czy wytrzymać, godzina słuchania jaki on jest zły, jaki to on jest, co on to robi a czego nie, on on on, więc też uciekałem i to też był problem dlaczego nie zostałem na parę godzin dłużej. Tak samo jak na początku planowałem różne fajne randki dla nas (np. spacer nad wodą + kolacja + kino) czy jakieś wypady "romantyczne" we dwoje gdzieś w Polskę, to potem się zaczęły pretensje że dlaczego planuję takie głupoty, zamiast zapraszać ją i jej dziecko na bajki do kina (a nie filmy) czy inne aktywności dla dzieci (parki zabaw) itd. Więc też po pewnym czasie zrezygnowałem z planowania żadnych aktywności we dwoje, skoro kończyły się pretensjami. No to wtedy były pretensje że w ogóle nic nie planuję i najchętniej bym siedział w domu jak jakiś leń. Ogólnie przyznaję że przez nią przestałem się zachowywać jak facet, a zacząłem jak bierny leń, unikając aktywności z nią, wyjść, wycieczek itd, a jednocześnie sam na takie jeździłem (np.zloty motocykolowe) ale nie mogłem się do tego przyznać, więc też wychodziło że się lenię. I oczywiście przez ten rok związku całkowicie porzuciłem siłownię, przez co się naprawdę stoczyłem jeśli chodzi o kondycję i wygląd, ale psychicznie miałem tyle dołów że nie miałem ochoty na siłkę. Nawet nie mieszkaliśmy ze sobą, dla mnie to było cały czas "poznawanie siebie", chciałem poznać JĄ czy po prostu mi pasuje jako kobieta, a z jej strony wyłącznie naciski bym poznawał jej dziecko i z nim spędzał czas, a spędzanie czasu we dwoje uważała za stratę czasu. Sorry musiałem się wygadać znowu:)
  12. Jeżeli znacie się miesiąc, spotkaliście 4 razy, więc nawet dobrze się nie poznaliście (a raczej w ogóle), a ona twierdzi że się zakochała lub zakochuje - to uciekaj, bo to jakaś wariatka;) a raczej po prostu zdeperowana która szybko chce seksu żeby Ciebie zatrzymać przy sobie, bo uważa za dobrą partię na męża i ojca, a raczej głównie na ojca. Pewnie planuje wpadkę, jak się tak "zakochała" od razu;)
  13. Na początku naprawdę mi nie przeszkadzało to dziecko i byłem pozytywnie nastawiony, a takie sytuacje wydawały mi się wyjątkami dlatego chciałem załagodzić sytuację, przy tym załatwiając dwie sprawy jednocześnie: 1. dziecko ucichnie jak mnie posłucha (i to akurat fakt że do mnie było grzeczniejsze niż do matki) 2. matka się ucieszy że nawiązuję interakcję z jej dzieckiem Dopiero później się zorientowałem że to nic nie da, bo taki jest jej sposób wychowania. A że miała dużo pieniędzy, to dziecko było nauczone, że dostaje wszystko co chce. Mnie się w głowie to nie mieściło, kilka razy (przez rok dosłownie KILKA, nie kilkanaście) jej zwróciłem uwagę na osobności że mogłaby stosować jakieś kary dla młodego jak się tak zachowuje, to mówiła że nie mam dzieci to się nie znam... No tak czyli zero wpływu miałbym na jego zachowanie, a tolerować bym musiał. O to też były duże fochy. Na początku związku to wprost mówiłem że jadę na zlot motocyklowy, czy po prostu siedzę w garażu i coś tam robię. Na początku z tym było ok. Ale potem jak zaczęły się o to fochy, że ten czas mógłbym poświęcać na nią i jej dziecko, a wolę się zajmować głupotami, to przestałem o tym w ogóle mówić (a i tak mi wypominała). I doszło do tego, że musiałem kłamać. Np. co robiłem cały dzień - pracowałem. A tak naprawdę byłem na zlocie. I przez takie kłamstwa rozpadają się związki, jaki jest sens być w związku jak nie można wieczorem opowiadać jak spędziłem dzień tylko trzeba kłamać. I ona sama do tego doprowadzała. No przecież to chore.
  14. Nigdy u niej nie nocowałem gdy było dziecko w domu, ale właśnie dokładnie tak to sobie wyobrażałem że tak będzie. Wiele razy o tym myślałem, znając jej wychowanie dziecka.
  15. To wiedziałem i bym do tego nie dopuścił. Na taką która szuka mieszkania bym nie spojrzał bo wiem czym by to się skończyło. My mieszkaliśmy osobno, do niej przychodziłem na tygodniu, a ona do mnie na weekendy (jak dziecko było u ojca) i przez weekendy mieszkała u mnie. Jak wyglądały moje odwiedziny u niej? Przychodziłem np. na obiad, jedliśmy razem z dzieckiem przy stole (na 99% awantura i krzyki dziecka że mu coś nie smakuje i że mama źle gotuje, na co zwykle starałem się łagodzić sytuację "ale zobacz jak mamusia się stara, wszystko dla Ciebie robi, mnie bardzo smakuje" itp trochę to pomagało bo chłopak mnie lubił, to muszę przyznać). Po obiedzie dziecko miało się zajmować sobą, a my sobą. W teorii. A praktyce wyglądało to tak że 100% czasu dziecko było przy nas (mimo dużego ogromnego wręcz mieszkania i jego własnego pokoju super wyposażonego w najdroższą elektronikę, to wolało się bawić przy nas - najczęściej bieganie, hałasowanie, kopanie piłki, rzadko tablet/playstation ale też gry na maksymalnej głośności itd) co mnie strasznie męczyło, bo przyjeżdżałem po pracy posiedzieć z nią, odpocząć po pracy, poleżeć i obejrzeć jakiś film itd a nie dało się w tym hałasie. Oczywiście ona dziecku nigdy nie zwracała uwagi, więc mogło wszystko. Do tego ciągłe "mamo przynieś mi to, przynieś mi tamto" i nie mogłem z nią posiedzieć bo co chwilę wstawała jak służąca i biegała do kuchni spełniać życzenia dziecka. Więc po godzinie ja już psychicznie byłem zmęczony i mówiłem że dopijam kawę i spadam. I zaraz był foch. Foch że nie chcę z nimi spędzić kilku godzin, tylko wpadam na chwilę. A potem zapewne będę siedział u siebie w garażu i tracił czas na głupoty (na moje hobby), a przecież mógłbym ten czas spędzać z jej dzieckiem. I tak było przez wiele miesięcy.
  16. Jasne, ale własne to jednak co innego. Z tego związku nauczyłem się: 1. skoro i tak mam poświęcać czas jej dziecku, zmieniać swoje plany "pod dziecko", nie dosypiać jak coś się dzieje, poświęcać swoje inne zajęcia itd itd - bo to nie uniknione w takim związku - to wolę to robić dla swojego dziecka 2. skoro dziecko ma być wychowywane tylko przez samotną matkę która wiadomo niezbyt prawidłowo wychowuje (rozpieszcza) - to wolę mieć własne i mieć realny wpływ na wychowanie od samego początku i taki sam udział w tym wychowaniu 3. jak jej dziecku się poświęce a z nią się rozstane to dziecko też mnie będzie miało w dupie bo "nie jesteś moim ojcem i spier...", a własne to jednak co innego 4. do 18 roku życia jej dziecka będzie się pojawiał ojciec tego dziecka czyli jej były facet i będzie mącił w jej życiu, w najlepszym przypadku będzie tylko dzwonił i przychodził co jakiś czas, a w najgorszym będzie ją doprowadzał do nerwicy co się przełoży też na mnie i mój spokój który sobie bardzo cenię Aczkolwiek uczciwie przyznam, że oprócz tego całego psychicznego wykończenia mnie w tym związku, był też taki plus że po prostu zobaczyłem ile poświęceń wymaga posiadanie dziecka, ile wyrzeczeń i jak trudne to jest.
  17. Jasne, ale własne to jednak co innego. Z tego związku nauczyłem się: 1. skoro i tak mam poświęcać czas jej dziecku, zmieniać swoje plany "pod dziecko", nie dosypiać jak coś się dzieje, poświęcać swoje inne zajęcia itd itd - bo to nie uniknione w takim związku - to wolę to robić dla swojego dziecka 2. skoro dziecko ma być wychowywane tylko przez samotną matkę która wiadomo niezbyt prawidłowo wychowuje (rozpieszcza) - to wolę mieć własne i mieć realny wpływ na wychowanie od samego początku i taki sam udział w tym wychowaniu 3. jak jej dziecku się poświęce a z nią się rozstane to dziecko też mnie będzie miało w dupie bo "nie jesteś moim ojcem i spier...", a własne to jednak co innego 4. do 18 roku życia jej dziecka będzie się pojawiał ojciec tego dziecka czyli jej były facet i będzie mącił w jej życiu, w najlepszym przypadku będzie tylko dzwonił i przychodził co jakiś czas, a w najgorszym będzie ją doprowadzał do nerwicy co się przełoży też na mnie i mój spokój który sobie bardzo cenię Aczkolwiek uczciwie przyznam, że oprócz tego całego psychicznego wykończenia mnie w tym związku, był też taki plus że po prostu zobaczyłem ile poświęceń wymaga posiadanie dziecka, ile wyrzeczeń i jak trudne to jest.
  18. Nie mam pojęcia czy kogoś obecnie ma, bo szczerze mówiąc mnie to nie interesuje, ale wydaje mi się że jest sama, bo przede mną też długo była sama. Wiesz - ona bardzo dobrze radzi sobie zawodowo i pierwszego lepszego nie wezmie (tak jak te co lecą na dowolnego faceta z kasą). Nie interesuje ją facet który ma kasę, bo ona nie potrzebuje kasy. Raczej szuka kogoś wyłącznie do zajmowania się jej dzieckiem i to jest jej priorytet, więc szuka określonych cech charakteru. Czy pisała żebym wrócił - nie, nie pisała, raczej pisała że mnie ma dość i że nigdy więcej mnie nie chce itd. Oczywiście przez 1-2 miesiące czy nawet dłużej po rozstaniu pisała długie bardzo długie smsy z pretensjami, obrzucaniem mnie błotem, obwinianiem mnie, że jej zmarnowałem tyle czasu, że chodziło mi tylko o seks (jak pisałem wyżej - absolutnie nie, bo co innego mnie w niej kręciło=zaradność zawodowa,finansowa, wydawała się świetną partnerką na życie) , że jej dziecko miałem w dupie, no i takie tam sami wiecie. No cóż - ja nauczony doświadczeniem bym Ci radził uciekać jak najszybciej póki nie ma wielkich zobowiązań...
  19. Co z tego że nie moje, skoro i tak miała fochy i pretensje że sam nie proponuje że go odwiozę do szkoły, że nie idę z nim pograć w piłkę, czy że chcę ją zabrać do kina na film a nie jej dziecko na bajkę. Ale faktycznie jak ten 9-latek robił ogromne awantury, krzyczał i darł się na całe mieszkanie przez kilka godzin bo mu się nie spodobał smak obiadu czy dlatego że natychmiast chciał nową zabawkę, to nie mogła mi powiedzieć "zrób coś z nim". Ale i tak były fochy że wtedy szybko się zawijałem do swojego domu i garażu odpoczywać przy motocyklu - na co były fochy że wolę motocykl niż spędzać czas z nią i jej dzieckiem we trójkę (w hałasie i krzykach, bo dziecko było panem domu).
  20. Nie, dlatego że jak do tej pory układ mi bardzo pasował tzn to koleżeństwo. Dopóki ona nie zaczęła mówić o czymś więcej. A czy teraz powinienem się ewakuować - no właśnie...
  21. Owszem same minusy. Nie ma żadnych plusów oprócz seksu. Nerwy nerwy nerwy. Dziecko chore to Tobie też się dostanie, dziecko niegrzeczne to Tobie też się dostanie, ojciec dziecka coś odwalił to Tobie też się dostanie, chcesz mieć swoje hobby/czas dla siebie to też Ci się dostanie. Nie ma żadnych plusów. Zero dyspozycyjności takiej kobiety, ona jest w pełni zależna od dziecka i nawet długo zaplanowany wyjazd odwoła w ostatniej chwili. A gdy będziesz musiał rano wstać to o 2 w nocy będzie Ci kazała jechać do apteki po coś dla dziecka, a jak nie pojedziesz to wiadomo foch. (ja nie musiałem jeździć bo nie mieszkałem z nią, ale i tak były fochy bo mogłem sam proponować że pojadę) Ale owszem najlepszy seks w życiu. Ta o której pisałem - lepiej niż w jakimkolwiek filmie porno. Co najlepsze zawsze miała ochotę i zwykle sama proponowała. Nie było takiej sytuacji żeby jej się nie chciało. Nie było takiego mebla w mieszkaniu gdzie tego nie robiliśmy, nie było takiej pozycji której nie spróbowaliśmy, zero tematów tabu, itd. Fantazję miała niesamowitą. Jak dziecka nie było na weekend to autentycznie seks był 3x dziennie + 3x w ciągu nocy! Nie wspominając o tym że jak przychodziłem to już mi drzwi otwierała w bieliźnie i była gotowa. A ciało, mimo dziecka, miała rewelacyjne. No ale co z tego... jak psychicznie związek z nią to był koszmar....
  22. Na 100% to jest chwilowe. I spowodowane tym, że: 1. koleżanki ją do tego namówiły ("znajdź sobie młodego", "niezła dupa jeszcze jesteś", itd) 2. chciała się poczuć że jest jeszcze młoda i wyszumieć 3. koleżanki ją do tego namówiły 4. chciała się pochwalić koleżankom 5. koleżanki ją do tego namówiły Szybko jej to przejdzie, na pewno po paru miesiącach, może po roku. Po prostu gdy zacznie myśleć, to sama stwierdzi że woli gościa z kasą i klasą, a nie młodego bez kasy. Nie przejmuj się, znajdź sobie też młodą
  23. Lata praktyki. Na początku każdy myśli że trzeba zaimponować kobiecie drogim autem, kasą i mieszkaniem. Ja obecnie gdybym jechał na randkę to przyjadę autobusem, a jak zapyta o mieszkanie to powiem że bardzo zadłużone
  24. Jestem pewny że nie. Związek dla niej = mieszkanie razem. Wiem to z wielu neutralnych rozmów z nią (niekoniecznie o nas, ale ogólnie o ludziach). A co do tego że być może ona szuka po prostu męża. Pewnie tak, ale generalnie ja z moim doświadczeniem nie jestem dobrym kandydatem na męża. Jestem przeciwieństwem białego rycerza (kiedyś nim byłem jak każdy, ale lata praktyki...). Aczkolwiek widziałem wiele razy że ona próbuje mi robić takie testy właśnie na rycerza. W komentarzach próbuje mnie wybadać czy byłbym posłuszny itd. Trochę ją wychowałem przez ten czas koleżeństwa. Na początku jak przychodziło do płacenia za coś np. kino, jedzenie, itp to jak typowa kobieta odsuwała się lub patrzyła nagle w telefon;) A ja wprost potrafię powiedzieć "płacisz tyle i tyle" albo "teraz Ty płacisz za nas". I zawsze dzięki temu było pół na pół. Co do mojego samochodu (którym jeździmy na te różne wypady) to też kiedyś skomentowała "fajnie że masz SUVa to taki rodzinny, będzie dobry dla żony i dziecka" , a ja od razu na to skłamałem że akurat niedługo będę go sprzedawał żeby mieć kasę na pokrycie moich długów :))) , a jak dopytywała co kupię to mówię że coś do 2-3 tys zł, żeby tylko jakoś jeździło, bo jednak długi muszę spłacić itd. Nie wiem czy uwierzyła ale dopytywała wiele razy. Po prostu mam jakoś tak alergię na kobiety które wnikają co posiadam, dlatego kłamię że nic
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.