Skocz do zawartości

Aurelis

Użytkownik
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Aurelis

  1. Kolega pisze, że "pierwszy rok znajomości to była sielanka". Tak więc nie było tak, że nie układało się od początku. Brakuje w tej opowieści faktycznych uczuć i wspólnej wizji związku. Może były, ale autor niedostatecznie to wyeksponował?
  2. Któż to może wiedzieć? Może poczytaj o kobietach biseksualnych? Trójkątach? Zjawisku poliamorii? Jesteś w 100% przekonany, że Twoja żona przez 5 lat uprawia regularny seks z inną kobietą i robi to bez poważnego zaangażowania uczuciowego (miłości)? Rozmawiałeś otwarcie z żoną, co ona czuje do tamtej kobiety? Ja tu widzę takie zagrożenie, że w pewnym momencie przestaniesz być potrzebny lub też Twoja obecność zacznie im przeszkadzać. Nie musi tak być, ale skoro pytasz o możliwe czarne scenariusze, to poszedłbym w tę stronę.
  3. Miałem taką. Przez 10 lat. Nawet została moją żoną. Dziewica. Nigdy nie "śmigana". Oddana. Pracowita. Zajmowała się wszystkim. Ja czerpałem profity z tego nierównego układu. Rodzina sprawdzona. Zero opisywanych w pierwszym poście historii. Koniec końców i ona zapragnęła bliskości innego mężczyzny. Tak więc sugestie fajne, ale kobieta to nie samochód. Można "odfajkować" listę. Zmniejszyć prawdopodobieństwo problemów. Jednak nie da się nigdy wykluczyć, że z czasem przestanie być fajnie. Jak to mówią: kto nie ryzykuje, ten nie ma?
  4. Słuchajcie, wpadłem jeszcze na taki pomysł. Może dobrze byłoby zagadać do jej byłego? Kiedyś mi się wygadała, jak się nazywa i widziałem jego profil na FB. Ona mi kiedyś powiedziała, że jak chcę, to mogę do niego napisać. Ma to sens?
  5. Postaram się nie wychodzić poza ramy rozmowy i kawy. Na więcej nie ma teraz warunków. Od lutego postaram się o psychologa.
  6. Po paru dniach pisania maili, na jej prośbę zgodziłem się na rozmowę telefoniczną. Było spoko. Pytała, jak się czuję etc. Rozumie, że potrzebuję czasu. Stwierdziła, że czuje się odrzucona i jest jej z tego powodu smutno. Nie ma zamiaru wchodzić teraz z kimkolwiek w związek. W ostatnich dniach skontaktowała się ze swoim byłym, o którym dość negatywnie się wypowiadała. Rozmawiali przez telefon. Chciała się od niego dowiedzieć, co jego zdaniem jest w niej złego i jakie błędy popełnia w relacjach z facetami. Chciałaby móc ze mną rozmawiać. Ja zaproponowałem, że czasem (powiedzmy raz na tydzień) możemy się spotkać na kawę. Myślicie, że to dobra strategia?
  7. Nie liczę. Głośno się zastanawiam. Zrobię to, co Ty mi radzisz w poście sprzed 30 minut: będę wymagał od niej czasu dla siebie i jeśli to zaakceptuje, to POWOLI zacznę angażować się w relację z nią. Jeśli nie, to sprawa rozwiąże się sama. Czy to rozsądne podejście?
  8. No wiem, ale w takim wypadku po co chodziłaby przez tak długi czas na terapię? Co miałaby ugrać, skoro nie chce żeniaczki czy dzieci? Poza tym ja już jej wygarnąłem, że opowiadanie mi o tym na pierwszej "randce" tylko wzbudziło moje podejrzenia. Ostatecznie stwierdziła, że chciała być fair i niczego nie ukrywać, a się okazało, że nie powinna mi tego mówić, bo ja wykorzystuję to przeciw niej. No i w sumie tak jest. Powie? Źle. Nie powie? Też źle. Może powiedziała za wcześnie? Chyba tak. Ale czy to od razu znaczy, że jest z nią coś nie tak? Nie wiem, ja mam wrażenie, że to bawienie się w internetowych psychiatrów robi więcej złego, niż pożytku.
  9. Czynów. Od momentu zdrady mojej żony satysfakcjonują mnie tylko czyny. Przy czym E. bywa "kobieca" w tych sprawach. Kiedyś zrobiłem jej awanturę, bo zrobiło się jej przykro i wyszła przede mną z restauracji, gdy zacząłem płacić. Tak bez słowa założyła płaszcz i wyszła. Czekała pod wejściem na mnie. No i jak wyszedłem, to powiedziałem jej, że mi się to nie podoba i tego sobie nie życzę, a ona, że wyszła, bo nie chciała robić sceny w środku, gdyż zaczęła płakać z powodu tego, co ja jej powiedziałem (poszło o to, że jej zdaniem nasz seks był cudowny, a ja stwierdziłem, że było "monotonnie"...). To mnie strasznie striggerowało, bo nie widziałem na jej twarzy oznak wielkiego płaczu. Nie wiem, może otarła te parę łez przez te kilkadziesiąt sekund. Ja natomiast przyjąłem, że musiała mnie kłamać/manipulować/wyolbrzymiać. Dlaczego? Bo słowa nie były związane z czynami. Nie widziałem tych łez. Czy to normalne podejście, czy może mam coś z głową? A tak po prawdziwe, to moje wątpliwości związane są z tym, czego się naczytałem w dziale o borderline. Te wszystkie listy symptomów, czerwone flagi etc. Tu teraz prawie każdy pisze o tym zaburzeniu. PS. Ona reagowała do tej pory dość sceptycznie na moje wspominki o ślubie/dzieciach. Zawsze powtarza, że musiałaby się czuć wyjątkowo bezpiecznie przy facecie, a poza tym chce jeszcze rozwijać swoją karierę. Małżeństwo to też dla niej żaden temat. Mówiła często, że należy skupić się na tym, co tu i teraz, a nie snuć jakieś dalekie plany, bo nigdy nie można być pewnym, co przyniesie przyszłość. Z drugiej strony ma już prawie 30 lat, więc na to dziecko nie ma aż tak wiele czasu.
  10. @misUszatek To bardzo dobre pytania! Ja też nie wiem do końca, jakie ona ma problemy psychiczne. Z tego co wiem, nie była nigdy diagnozowana. W tle jest molestowanie w domu rodzinnym i gwałt w życiu dorosłym. Kiedyś mi rzuciła, że to może być zespół stresu pourazowego. Terapeuta jej sugerował, że może mieć osobowość o cechach histronicznych (to nie to samo, co osobowość histroniczna). Ja po lekturze forum wydumałem sobie, że być może ona ma borderline... ale są w tym wątku wypowiedzi, z których wynika, że przez ostatnie 2 miesiące to raczej ja byłem chaotyczny i zmienny, a nie ona. Charakter ma otwarty, spontaniczny, nieco chaotyczny (ale dość dobrze ogarnia życie, pracę, trzyma się swoich planów i realizuje kolejne cele zawodowe). Jakie ma intencje? Niby takie same, jak ja: zbudować wreszcie stabilny i szczęśliwy związek, bo ma dość już porażek z facetami. Ja trochę chciałbym mieć ciastko i zjeść ciastko... w sensie, nie chciałbym całkowicie skreślić E., ale jednocześnie ważne jest to, co Ty napisałeś. To znaczy nie mogę się przesadnie zaangażować, bo gdyby z nią zaczęły się problemy, a rozwód będzie jeszcze trwał i/lub komplikował się, to mogę mocno się tym wszystkim przytłoczyć.
  11. @dyletant wiem, że mi nie życzycie źle. Problem jest taki, że tylko dwóch braci bezpośrednio odniosło się do E. Jeden napisał, że zaburzona (nie ważne jak) i żeby uciekać. Natomiast drugi stwierdził, że to raczej ona zachowywała się normalnie, a to ja nie jestem do końca stabilny. Reszta wspomina głównie o tym, żeby dać sobie czas, odbudować się i wszystko dobrze przemyśleć.
  12. No a na Twoje oko co z tych opowieści wynika? Czerwona kartka czy może rozsądny dystans i czasowa obserwacja, bo może kobieta jest jednak warta ryzyka? W ogóle widzisz jakieś rozsądne, "optymalne" wyjście?
  13. Niby E. powtarzała, że ona nie szuka dziecka i matkować mi nie będzie. Z drugiej strony chyba poddała się wreszcie temu schematowi, bo była w stanie zaakceptować mnie takim, jakim teraz jestem i pomagać w samorozwoju.
  14. No to ten błąd już popełniłem, bo przez te dwa miesiące kilkukrotnie prowadziliśmy dyskusje o moich i jej problemach/słabościach.
  15. Ech, nie powiem, że nie czytałem forum. Skupiłem się na szukaniu czynników ryzyka w E. Przecież tak wiele jej cech pasuje do publikowanych na forum czy w polecanych materiałach opisów. A może nic nie pasuje i te moje interpretacje są naciągane z powodów, o których piszesz @GurneyHalleck. Lepiej, żeby ona wyszła na leczoną wariatkę, z którą nie da się nic ciekawego zbudować, niż wyjść ze sfery własnego komfortu. Zaryzykować. W sumie chyba jej tak to przedstawiłem, a ona i tak była skłonna ze mną być i towarzyszyć mi w moim procesie przemiany. Nie wiem, może ludzie są bardziej skomplikowani, a sytuacje różne od siebie, żeby tak literalnie traktować to, co bracia opisują we własnych historiach? To są raczej wskazówki, a ja to potraktowałem jako prawdy życiowe? EDIT Ona chciała czekać, rozmawialiśmy kilka razy o tym, że mam na głowie rozwód i potrzeba mi czasu, aby się otrząsnąć z tej trudnej sytuacji. Zaraz się Panowie okaże, że zaburzony (może z borderem) jestem ja, a nie E.
  16. Bardzo do mnie przemówiła wypowiedź kolegi! Dzięki. To są konkretne rady! Poczytam. Tak też to odczuwam. Dałem spokój E., bo nie czułem się przy niej bezpiecznie... chociaż po prawdzie może to nie było efektem jej zachowania, ale moich wewnętrznych problemów ze sobą? Nie ważne czy E., czy inna Kasia lub Basia, czułbym się podobnie, bo problemy są we mnie? Tęsknię za E., ale może lepiej trzymać się teraz na dystans. Może nikogo nie znajdzie przez najbliższe parę miesięcy i jeszcze spróbujemy ze sobą? W międzyczasie załatwię sprawy rozwodowe. Jak myślicie? @dyletant Pójdę do faceta. Może facet z naukową wiedzą coś mi sensownego doradzi? Poczytam. Dopisuję do listy rzeczy do sprawdzenia. Przy czym o ile nazwisku Starowicza jakoś ufam, tam po przeczytaniu opinii o książkach pana Kotońskiego mam mieszane odczucia. No ale może warto się samemu przekonać, ile są warte.
  17. @dyletant oczywiście, że Twoja opinia coś wniosła. Przynajmniej mogę się zastanowić nad czymś, o czym nie myślałem do tej pory. Nie myślałem, że moja (podła - tak bym jej nie nazwał) żona mogłaby w ogóle wpaść na pomysł wynajęcia kogoś do zbierania haków na mnie. Dlaczego? Bo znam ją 11 lat... chociaż jak się okazuje, zdradą mnie zaskoczyła. Natomiast nie musiałaby uciekać się do aż tak wyszukanych technik, bo wie, że ja jej o wszystkim powiem i powiedziałem. Może to nierozsądne, ale ja mam na nią znacznie więcej haków i dowodów jej zdrady oraz wielomiesięcznych kłamstw. Może szykuje się do batalii w sądzie. Nawet jeśli, to nie ja odpowiadam za rozpad naszego małżeństwa. Nie wydaje mi się, że będzie chciała pójść na wyniszczającą i długą wojnę. Znam ją i tę sytuację lepiej. Chociaż dzięki za sugestie. Będę bardziej uważny. Słyszałem o masturbacji, ale szczerze powiedziawszy nie daje mi już większej satysfakcji. Tak samo porno. To jednak nie to samo, co żywa relacja z innym człowiekiem. Oczywiście może pomóc jako środek na "przeczekanie". Przy czym ja serio nie szedłem na to pierwsze spotkania z zamiarem ruchania. Po prostu zaskoczyło mnie to, jak szybko ujawniła się między nami chemia i namiętność. Może też z tego powodu zacząłem nieufnie szukać w E. czegoś negatywnego. Na przykład borderline - hasło, które pojawia się bardzo często na tym forum. Może zbyt często? Ja tam nie uważam, że psychoterapia to jak chodzenie do mamusi po rady. To jest praca nad własnymi schematami psychicznymi, które ujawniają się w RÓŻNYCH sytuacjach. Jeśli ogarniesz schemat, to nie ważne, czym go zapełnisz (jaką treścią, czyli innymi słowy inną/nową/kolejną sytuacją), bo i tak będziesz miał kontrolę i zachowasz się w sposób dla siebie odpowiedni. Rozumiem, że potrzeba mi czasu. Zastanowienia. Rozwagi. Czas, czas i jeszcze raz czas. Unikanie pochopnych decyzji.
  18. Dzięki za rozluźnienie atmosfery. Z chęcią poznałbym Twoją opinię w całej tej sprawie. Każdy męski głos jest dla mnie ważny.
  19. U Ciebie była terapia + leki, więc proces ich odstawiania mógł zachwiać układ, w którym Twoja kobieta się znajdowała. Przestały działać substancje i to dla niej była nowa sytuacja. No a kobieta z mojej historii nie brała leków, tylko radziła sobie przez terapię. Przynajmniej tak mówi i twierdzi, że zaszła w niej pozytywna zmiana. No ale to są już ponad 3 lata. Prawie tydzień w tydzień. Kupa kasy i czasu. Załamałbym się na jej miejscu, gdyby nie było efektów, chociaż sama jest świadoma, że jeszcze trochę pracy przed nią. Niczego nie odstawia, wszystko dzieje się w jej głowie bez udziału dodatkowych substancji. Więc myślę, że efekt powinien być bardziej przewidywalny, ale pewnie trzeba więcej czasu, żeby zaszła jakaś zmiana. @misUszatek a nad czym pracowała Twoja ex i z czego wynikały jej problemy?
  20. Hehe, no dobra, ale to zajmie miesiące, żeby móc określić, czy "to coś dało".
  21. @SSydney Jakiś czas temu usłyszałem od psychologa, że warto abym się sprawdził w kierunku DDA. Przy czym ja nie mam wielkiego problemu ze swoim dzieciństwem... albo nie mam świadomości, że ten problem istnieje. Nie no, bez gumy nie próbuję, tym bardziej, że chodzi tu nie tylko o dzieci, ale i choroby weneryczne. Tu też ciekawa sprawa, bo E. widziała, że to ostatnie jest dla mnie ważne i przedstawiła mi wyniki badań od ginekologa, a także była ze mną na teście HIV. Wydało mi się to dojrzałe i odpowiedzialne. Zaimponowała mi tym, bo znaliśmy się zaledwie parę tygodni. Na ten moment ograniczyłem z nią kontakt praktycznie do zera. Od czasu do czasu i tak się spotkamy przy okazji pracy (nie siedzimy biurko przy biurku, nawet nie dzielimy tego samego budynku). Jeśli chodzi o te spotkania na raczej na zasadzie rozmów. Bez okazywania sobie czułości, nie mówiąc już o seksie. Tak, rozwód to coś wymagającego załatwienia. Całe szczęście moja żona też chce mieć to szybko za sobą - mamy wspólny cel. Nie wiem, czy to borderline. Jakby jej terapeuta uznał, że potrzebna jest diagnoza psychiatryczna, to chyba przez 3 lata by do tego doszło? Jak Wam pisałem, ja jestem obecnie w trybie paranoika. Może sam sobie dopowiadam za dużo? Naczytałem się na tym forum strasznych historii o borderkach, więc zakładam czarny scenariusz. Owszem, pewne symptomy są, ale przez te pierwsze dwa miesiące ona nie zrobiła niczego na czerwoną kartkę. Może żółtą. Czyżby jej terapia dawała skutek? Czy dwa miesiące to wystarczający czas, żeby ostatecznie zdecydować? Ja wiem, że skoro już teraz są takie obawy, to co może być później - no właśnie nie wiadomo. Przynajmniej od początku widać, co jest na rzeczy. Nie maskuje się, rozmawia o tym otwarcie etc. Na przykład kiedyś dostała opierdziel od terapeuty, bo odpowiadając na moje pytanie stwierdziła, że on jej zasugerował osobowość histrioniczną. Jak wróciła do gabinetu to jej psycholog stwierdził, że wcale tak nie powiedział i nie wiadomo, czy ma takową osobowość, bo nie była nigdy profesjonalnie diagnozowana. Powiedział, że ma pewne cechy takiej osobowości, a to jest istotna różnica. Jak zacząłem częściej wspominać o borderline, to ona też doniosła o tym terapeucie i tamten miał stwierdzić, że "każdy jest trochę borderline", co mi się akurat średnio spodobało, bo co to jest za odpowiedź? Poczytam artykuły. Dzięki. @misUszatek Nie pamiętaj już dokładnie, jakich użyła argumentów. Zdaje mi się, że wspominała o skutkach ubocznych i że to rozwiązanie doraźne, a terapia pozwala na realną zmianę zachowania. Zresztą sam masz takie doświadczenie: dopóki brała, to było OK. Przestała i się posypało. Może terapia (znacznie dłuższa, mozolna i trudna) dałaby stały efekt?
  22. Według słów mojej - nazwijmy ją - E., ona nigdy nie brała psychotropów i jest zdania, że nie powinno się ich brać. Stawia na terapię.
  23. Uważacie, że to układanie powinno/może polegać też na psychoterapii? Ma znaczenie szkoła/rodzaj wsparcia? Płeć psychologa? Wiecie, problem jest też taki, że ja polubiłem tę nową dziewczynę. Po prostu czuję do niej sympatię. Nie zamierzam robić za białego rycerza, ale też jestem zdania, że każdy zasługuje na drugą szansę. Ja też. Na dobrą sprawę ona mi przez te 2 miesiące nic złego nie zrobiła. Nie ograniczała mnie. Dbała o to, aby żadne z nas nie czuło się wykorzystywane (raz ja płaciłem za kawę, innym razem ona). Nie miała specjalnych oczekiwań. Słuchała mojego zdania. Umiała się dogadać. Znosiła mnie. Czy widzicie jakąś możliwość "optymalnego" rozwiązania tej sytuacji? Ograniczyć z nią kontakty. Obserwować jej zachowanie i w międzyczasie załatwiać swoje sprawy (rozwód, terapia)? A może trzeba podejść radykalnie i tę kobietę spisać na straty, bo ma ch*jowe doświadczenia i od 3 lat chodzi na terapię (= jest jakoś zaburzona)?
  24. Wiem, że na zaufanie sobie trzeba zasłużyć, ale w obecnym stanie nie działa u mnie mechanizm to umożliwiający. W domyśle zakładam, że kobieta mnie oszukuje i jest to tak silne przekonanie, że pacyfikuję każde (nawet dobre i szczere) próby pokazania mi, że warto jej zaufać. W ten sposób nie da się zbudować nowego związku. Nasza praca jest dość specyficzna. Nie pracujemy razem, ale w jednej - bardzo dużej i z wieloma poddziałami - firmie. W zasadzie w pracy jesteśmy dla siebie anonimowi, ale oczywiście wezmę Twoje słowa pod uwagę. Nie zgadzam się, że nie można szukać partnerki w swoim środowisku zawodowym. Równie dobrze należałoby unikać partnerek z tej samej miejscowości, bo mogą nam robić złe publicity w lokalnej społeczności. Zaburzona? Pewnie tak. Przy czym jeśli nie ważne jest, co to za zaburzenie i w jakim nasileniu, to na dobrą sprawę nie warto wchodzić w żadne relacje damsko-męskie. Pokażcie mi w 100% stabilną pod względem osobowościowym kobietę. Pokażcie mi takiego faceta. Zdaje się, że każdy człowiek ma większe lub mniejsze problemy, tylko nie wszyscy o tym wiedzą i coś z tym robią. Nawet ja, jak się okazuje, powinienem udać się na terapię, bo jestem jakoś zaburzony. To co, teraz wszystkie normalniejsze panie powinny ode mnie uciekać? Ok, czyli pierwszy głos na czasową samotność i pracę nad sobą. Dzięki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.