Skocz do zawartości

Songohan

Użytkownik
  • Postów

    217
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Songohan

  1. W dniu 27.11.2020 o 10:45, Wolumen napisał:

    Poszperaj jej w historii na kompie, w telefonie. Zobacz czy szuka treści porno lub czegokolwiek, co by sugerowało,że problem też jej dotyczy. Jeśli nic takiego nie znajdziesz, to znaczy,że ma jakieś zaburzenia hornonalne.

     

    U mojej żony połroczna historia w przeglądarkach pokazuje tylko same religijne treści, oprócz tego tematy z zakresu sadzenia kwiatków w doniczkach, spraw zawodowych i ewentualnie mebli do domu.

     

    Nic, zero wpisów, wyszukiwań o treści związanej z kryzysem w związku na tle braku seksu. Jak by kur*a problem w jej głowie nie istniał. Dlatego się wyprowadzilem między innymi.

     

    Czego baba ci nie powie, to znajdziesz w jej historii przeglądarki. Jeśli tego tam nie znajdujesz to znaczy,że temat w jej głowie nie istnieje.

     

    Ja próbując ratować związek miałem historię pełną stron o aseksualności, leczeniu zaburzeń seksualnych u kobiet, podłoża, zachowania wobec takiego stanu rzeczy.

     

    Moja żona w tym czasie czytała o bzdurach.

     

    Telefony mam powiedzmy na bieżąco sprawdzane, ale ograniczałem się do messenger,  SMS, whatsup pod kątem innych gałęzi i nic nie znalazłem. 

    O historii nie pomyślałem, sprawdzę to. 

     

     

    W dniu 27.11.2020 o 11:04, deleteduser81 napisał:

     

    Po prostu się wypaliłeś i tyle, przez babę, która odmawia ci seksu zacząłeś, się czuć nie męsko i dziwnie i popęd seksualny zdechł. Brutalna prawda jest taka, że się jej nie podobasz i tyle, było to już na forum wiele razy, ale nie szkodzi powtórzyć, po prostu jej się nie podobasz i dlatego nie chce ruchania. Niemożliwe by twoja żona nie miała popędu seksualnego, no chyba, że jest chora. Czyli ona chce ruchania ale nie z tobą i tu jest problem. Wprost ci tego nie może powiedzieć, obecnie po prostu sobie to racjonalizuje i zwala winę na pierdoły, które nie mają znaczenia. Prawdopodobnie cię zdradza, bo jakoś popęd seksualny musi zaspokajać.  

     

     

    Wypaliłem się już dawno temu. Tak jak mówiłem jedyna motywacja do życia są dzieciaki. 

    Teraz skupiam się na relacjach z nimi, na sporcie i dodatkowej pracy. Mało mam wolnego czasu na myślenie, trochę to zmniejsza cierpienie. Wiem ze to rodzaj ucieczki, ale na ta chwilę nie mam odwagi na inne decyzję. 

    Pewnie jest tak jak piszecie, że jej się już nie podobam. Zobaczymy jak już forma i wygląd wróci, na pewno mi będzie lepiej, nie będę czuł się jak góra skóry i sadła. Sport wpływa na testosteron i inne hormony, to też powinno pomóc psychice. 

     

    I tak macie rację, ja szukam po necie podobnych sytuacji i rozwiązań, czytam forum, youtube itp. A ona mam wrażenie, że w ogóle tematem się nie interesuje, odpala fb i przeglądam jakieś pierdoły lub seriale jeden po drugim.  Może to też rodzaj ucieczki lub depresja. Ale nie widzę, nie słyszę, aby interesowała się tematem, nie podejmuje rozmów. Tak jakby życie se płynie i niech płynie. Takie podejście. 

    • Like 1
  2. Ja radzić nie będę bo sam jestem w dupie. Ale mój a przypadek może być sam w sobie lekcja. 

    Baba mnie nie szanuje, sama niejednokrotnie mówi mi żebym spier***al z domu i się wyprowadził jak mi się nie podoba. Seksu jak nie było tak nie ma, bo nie liczę kilku epizodów po alko w roku. 

    Wiecznie słyszę, że to ja się przypierdalam do wszystkiego, że nawet mówią to inne osoby itp (jakoś ja nie słyszałem tego). 

    Ogólnie meczymy się ze sobą i żaden nie chce odpuścić.  Zreszta sądzę, że to kwestia czasu, bo sypie sie to równo, po linii pochyłej. 

    Jeżeli chodzi o seks, to ja już przestałem mieć ochotę. Zaczynam się zastanawiać czy coś się że mną nie stało pod kątem zdrowia. Nawet konia walić mi się już nie chce. Martwi mnie to, czasem mam wrażenie że mnie już kobiety nie pociągają. Zacząłem  oglądać inne laski i zastanawiać sie czy mi się podoba czy nie. To się chore zaczęło robić!! A kiedys bez seksu nie byłem w stanie dnia wytrzymać i brałem bez pytania czy mogę (choć sam w to teraz nie mogę uwierzyć). 

    Chodzę wiecznie zestresowany, mam wyrzuty sumienia, że jest tak chujowo. Obwiniam siebie, że tak jest. Uwierzyłem oskarżeniom, że większość jest przeze mnie i rozpad związku będzie przeze mnie je, bo mi nic nie pasuje, bo ja krzycze bo to, bo tamto. Ale wiem, że to nie tylko moja wina. I próbuje sobie to tłumaczyć. 

    Tylko trafiłem na cwana i pyskata babę, której zresztą mamusia i kolezaneczki rozwódki zawsze, chętnie służą radą.  

    Ostatnio jest jakiś postęp w moim podejściu. Mimo strachu, tak strachu, przed reakcja baby, przed jej histerią, wybuchem, płaczem zacząłem mówić co myśle. Fakt, uczę się jeszcze robić to ze spokojem, bi  je zawsze się udaje zachować język na miejscu. Jednak jest to obarczone stresem, że będzie znowu scena, że dzieci będą świadkami, ale co najśmieszniejsze lub najdziwniejsze.. Strach ze się spakuje i odejdzie, że razem ze swoją strona udowodni mi ze to moja wina . Mam jej dość, a boje się jej odejścia. Nie kminie tego. To hipokryzja level hard, albo niewola psychiczna. Na pewno problem leży we mnie , dlatego wciąż chodzę na terapie. 

    • Smutny 1
  3. Wiecie co , może faktycznie temat niepotrzebnie zacząłem. Chciałem się zwyczajnie wygadać, bo się pier*Oli. Ten tv to tylko mały epizod z całości, faktycznie drobnostka. Gdyby w innych kwestiach było ok, to bym pewnie wywalił na to jaja i nie podchodził do tego tak emocjonalnie i nie analizował to tego stopnia. 

     

    Sorry panowie. 

    Temat do zamknięcia . 

  4. 2 godziny temu, icman napisał:

    Dlaczego to Cię wkurza?

     

    1 godzinę temu, Kpt. Skok napisał:

    Ale w czym jest problem?

    - Czy w tym, że nie zasypiacie razem?

    - Czy w tym, że nie uprawiacie seksu?

    - Czy w tym, że ona potem nie idzie do sypialni?

    Mniej więcej tak jest. Seksu zero.  Żyjemy obok siebie. Tv to tylko jeden z epizodów . Dlatego mnie to wkurza. 

    2 godziny temu, Ramzes napisał:

    Zignoruj spanie przed tv. Zadbaj o siebie. Bez powodu to zwróci jej uwagę. Ale czy naprawdę tego chcesz?

     

    Taki mam plan. Jak się nie uda tu, to na pewno inna okazja będzie . A na pewno ja będę czuł się lepiej , zdrowiej i pewniejszy siebie. 

     

    1 godzinę temu, Heniek napisał:

    Nie rozumiem problemu. 

    Też lubię czasem posiedzieć przed TV późnym wieczorem w samotności, bezmyślnie przerzucając kanały. To niesamowicie uspokaja, nikt nie kwęka, cisza, spokój. 

    Nagle poczułem irytację, że komuś to może przeszkadzać i znajduje taki głupi powód do czepiania się.

     

    Nie czepiam się. Zwracam tylko uwagę , że jest późno i i tak nic nie obejrzy bo zaśnie. Rozumiem chęć odpoczynku przed tv i bezmyślnego klikania w kolejne kanały , jako ucieczkę od codziennego stresu. Każdy tego potrzebuje , ale nie codziennie ... Znam inne metody na rozładowywanie napięcia, a nie tylko magiczna skrzynka . Odpowiadając na twoje pytanie , nie rośnie jej jazdy za to. Wszystko w pełnym spokoju. 

    • Like 1
  5.  

    W dniu 8.08.2020 o 10:32, zihuatanejo napisał:

    Tak: jak najszybsze znalezienie pracy gdzie używają PHP w nowoczesnym frameworku: Symfony, Laravel, ewentualnie nowy ZEND. Nie polecam za dużo siedzieć w domu i się uczyć, tu najważniejsza jest praktyka. Nigdzie nie nauczyłem się tyle, co w firmie. 

     

    Mnie cieszy, że PHP wciąż przez wielu jest uważany, za gorszy - bo dzięki temu jest więcej roboty dla mnie. Podesłałem Wam liczbę ofert pracy. W Warszawie ofert w PHP jest od ZA-JE-BA-NIA. Jeśli Warszawa to za mało, to oto rynek Berlinu:

     

    371 aktualnych ofert pracy:

    https://de.indeed.com/Jobs?q=php%2C+-c%23%2C+-c%2B%2B%2C+-java&l=Berlin

    A np. już C#:

    https://de.indeed.com/Jobs?q=c%23%2C+-php%2C+-c%2B%2B%2C+-java&l=Berlin

    tylko 189. 

    C++:

    https://de.indeed.com/Jobs?q=c%2B%2B%2C+-php%2C+-c%23%2C+-java&l=Berlin

    365, bo C++ jest w DE bardzo popularny, ale i tak w PHP jest więcej.

     

    Z komercyjnych języków z PHP wygrywa w ofertach pracy tylko Python i Java.

    Python:

    https://de.indeed.com/Jobs?q=python%2C+-c%2B%2B%2C+-c%23%2C+-java&l=Berlin

    814 ofert!

    Java:

    https://de.indeed.com/Jobs?q=java%2C+-c%2B%2B%2C+-c%23%2C+-php&l=Berlin

    1717

     

    W Pythona sam bym się chętnie przeszedł i moja firma ma jakieś projekty w tym i wiedzą, że bardzo chętnie - może dostanę za jakiś czas. Ja lubię uczyć się w pracy, na realnych projektach, nie w domu.

     

    Można sobie psioczyć na PHP, ale ja znam ludzi co dom z tego pobudowali i jeszcze sporo innych rzeczy. Język niezatapialny, praktyczny, pragmatyczny. A za sprawą PHP 7+ i najnowszych frameworków jest obecnie bardzo dobry do web i jest w nim dużo ofert.

    Polecam więc PHP i Python, Bibliotek javascriptu to się w robocie nauczysz, nie ma sensu w domu.

     

    Jeśli już ktoś koniecznie chce uczyć się najpierw w domu, to generalnie gdzie się da, np. to:

    https://laravel-news.com/your-first-laravel-application

    To nie tyle chodzi o konkretny tutorial, co o przerobienie podpunktów.

     

    Uczycie się:

    Autentykacja - userzy, role - podstawa!

    CRUD - klasycznie, zwykły CRUD

    ORM - ćwiczyć zapytania, wyuczyć się tego

     

    I potem różne inne dodatkowe rzeczy wpadną już przy okazji same.

    Strasznie zawodzisz, ale jak Ci dałem nawet gotowce - strony, gdzie składać, wyjaśniłem jak jest na rekrutacjach, to Ty wiesz lepiej. O losie, chłopie... chyba 10 firm mi łącznie dawało kontrakt do podpisania, wybrałem z nich ogólnie chyba 4, nie pracowałem w więcej firmach IT, rekrutacji na stanowiska programistyczne w życiu to wygrałem właśnie chyba z 10 jak nie więcej. Robię w tym mnóstwo różnych rzeczy, wiem jak wyglądają rekrutacje, co jest ważne i Ty mi będziesz mówił, że nie mam racji, gdy coś Ci tłumaczę? No zlituj się, proszę!

    Nie jestem wszechwiedzący, ale wiem co Ci mówię i piszę to w dobrej wierze, nie po to żeby się chwalić.

    A Ty i tak olewka, bo łeee 100 CV. Jakie 100 CV, chłopie?! Może na wordpressa, nie wiem, nie robię w tym.

    xD

    Natomiast pracodawcy mnie z pocałowaniem ręki przyjmują gdy pokazuję im próbkę kodu - tzn. samo to nie wystarcza, ale jest bardzo mocnym punktem. Jaki kolejny jakościowy kod z udemy - chłopie, mniej czytaj głupot, więcej działaj, idź na rekrutacje i badaj teren. Znowu tu na forum jest dyskusja - teoretycy vs praktycy. I znowu teoretycy nie słuchają praktyków bo oni wiedzą lepiej.

     

    Moje dwa projekty na githubie mają może z 6 czy 7 klas. To NIE MA ZNACZENIA, ważne, że widać, w jaką stronę ten projekt by poszedł - a jest napisany bardzo jakościowo i dobrze. Ważne, że pokazujesz im w kodzie że znasz zasady SOLID, ba, nie tylko SOLID - że ogólnie wiesz co to programowanie. W moim kodzie widać choćby mechanizmy refleksji.

     

    Mądrej firmie wystarczy kawałek kodu - widzą z kim mają do czynienia. Głupie firmy potrzebują całego projektu, bo są... głupie. Miałem styczność chyba z jedną taką firmą, ale to są zwykle firmy jakichś studenciaków, gimbazy, ja mówię o normalnej silnej firmie IT zatrudniającej facetów w wieku 28, 30, 35, normalnych programistów - mężczyzn, a nie 20-letnie wymoczki.

     

    Wiesz co to np. tabela wirtualna w SQL? No to mam w kodzie duże zapytanie z wykorzystaniem joinowanej tabeli wirtualnej. No i już tym jednym aspektem pokazuję firmie, że ma do czynienia z konkretnym zawodnikiem który zna się na tej robocie.

     

    Mam do Ciebie pytanie, czy w obecnych czasach, gdzie rozwija się AI, systemy NoCode warto zaczynać ścieżkę programowania ? Wiele ludzi mówi, że za 5-8 lat maszyny same będą pisały serwisy internetowe itp. 

    Ostatnio zastanawiam się czy nie lepiej zacząć studiować systemy NoCode, cloud computing i tematy pokrewne i odpuścić sobie programowanie lub zacząć naukę Pythona - w końcu dużo AI jest na nim postawione. 

    Sam programowałem kiedyś w C#. Teraz chcę rzucić aktualną robotę, gdzie jestem adminem i myślę nad kierunkiem, który byłby najbardziej optymalny w perspektywie zmian IT w najbliższych latach. 

     

    Dzięki za feedback. 

  6. W dniu 12.08.2020 o 12:03, Pablo85 napisał:

    Oj stary... jakbym czytał moją własną historię...

     

     

     

    Ogólnie koledzy mądrze mówią i mają rację ale niestety... zrozumiesz to tak naprawdę dopiero po czasie...

     

     

     

    Z moją żoną było tak, że zwyczajnie robiła sobie dobrze sama... praktycznie co dziennie! Przyznała się po jakimś czasie jak proponowałem, żebyśmy poszli do seksuologa. Przypuszczam, że w waszym przypadku jest podobnie. To jest taki typ kobiety, która bliskość z facetem (przytulania itd) przelała na dzieci a tematy zadowolenia seksualnego robi sobie sama, bo każda normalna kobieta ma potrzeby! Rozmawiałem na ten temat z wieloma dziewuchami i to jest tak, że:

     

         a) one wolą same zrobić sobie dobrze niż robić to na siłe z mężem;

     

         b) mają kogoś na boku, żeby od czasu do czasu porządnie je zerżnał, a potem przychodzą do domu i dają buziaka swojemu mężowi, czasem jeszcze świeżo po połknięciu spermy drugiego kolesia...

     

     

     

    Milion razy zastanawiałem się nad tym dlaczego tak się stało u mnie i powody są tak naprawdę dwa:

     

    1. Gdzieś po drodze w małżeństwie się rozjechaliśmy/ście... przestaliśmy/ście przebywać ze sobą (ja zająłem się budową domu np i spędzałem tam 99% wolnego czasu). Dla mnie sex był czysto fizycznym przeżyciem, dla żony (jak dla każdej kobiety) to nie tak... one potrzebują uwagi, zainteresowania, kwiatów, dotyku (bez podtekstów seksualnych).... i całej reszty tego wszystkiego na co nie ma za bardzo czasu/siły w normalnym życiu (bo robota, bo obowiązki, bo zmęczenie, bo problemy finansowe)... One chcą jak w komediach romantycznych. Tyle, że tego nie da się zrobić w normalnym życiu!

       

    2. Są takie typy kobiet, którym zwyczajnie wystarczy tak forma seksu (tj masturbacja). Ale to wynika z pewnego rodzaju braku empatii i czystego lenistwa! Bo normalnie ludzie w związku zastanawiają się czego wzajemnie potrzebują, tj co mogę dać drugiej osobie, żeby była szczęśliwa i zadowolona w związku ze mną.

       

     

     

    Co dalej? Dobre pytanie. Jak jesteś takim typem faceta jak ja, że widać po Tobie że coś Cię męczy to to co mówią bracia Ci teraz nie pomoże, bo będziesz sztuczny a Twoja wybranka będzie widzieć, że jesteś tak naprawdę w rozsypce.

     

     

     

    Moim zdaniem opcja są dwie:

    1. Terapia wstrząsowa - obwieszczasz, że podjąłeś decyzję, że się rozchodzicie. Zbierasz rodziców, teściów i wygarniasz co jest powodem. Prosto z mostu.

       

      Jeżeli żonie zależy (tak naprawdę tylko dlatego, że będzie się bała co ma dalej uczynić) to będzie zwrot o 180 stopni, ale na jakiś czas tylko (u mnie to pół roku trwało, poźniej dopadły ją koleżanki i zaczęły prać mózg, że ona nic nie musi robić dla faceta i ogolnie faceci to zło konieczne... ale każda z nich to mężatka!). W tym czasie musisz ustalić nowe granice i zasady, ale to będzie kompromis - na pewno finalnie nie dostaniesz tego czego byś chciał. I musisz się z tym pogodzić. Tj. nigdy nie będzie już jak dawniej, zawsze jakiś tam kwas będzie między wami. Może z czasem to zniknie. Ale od tego momentu ostro oboje pracujecie nad związkiem.

       

      Niestety jest też taka opcja, że żona na Twoje obwieszczenie o rozwodzie powie... OK... ale wtedy to sprawa jasna. Sama o tym od daaaaawna myślała. Rozchodzicie się na porozumieniu stron, każdy w swoją stronę. Ale o ile sex to jedyny problem to generalnie jest to dla Ciebie słabe rozwiązanie, będziesz patrzył jak przeżywa to dziecko i to w tym wszystkim jest najgorsze.

       

    2.  

      Dajesz sobie czas - może rok, może dwa i faktycznie sie ogarniasz. Odpuszczasz w ogóle temat seku z żoną - nie zagadujesz, nie prosisz nie skamlesz, masz to zwyczajnie w dupie. Jest masa różnych filmików na necie jak poukładać swoje życie żeby być wyluzowanym i radzić sobie z emocjami... Wtedy po jakimś czasie BYĆ MOŻE staniesz się aktrakcyjny dla żonki i zacznie się zwyczajnie bać, że straci zajebistego kolesia a zegarek jej tyka...

    I tak jak pisano... żeby Cię czasem na żadnym skoku w bok nie nakryła bo wszystko się odwróci i przyjebie w Ciebie i to Ty będziesz ten najgorszy.

     

     

    Tak na szybko jak to u mnie poszło... po dwóch latach szarpania padło jednak na rozwód i:

    • Dogadaliśmy się i czekam na termin rozprawy - bez orzekania o winie, wszystkie kwestie dogadane. Podobno 15 min w sądzie i po temacie.
    • Widzę, że zainteresowanie mną jako facetem jest niezłe (chociaż nie szukam narazie nic na siłe), jest masa dziewczyn, które chcialby się umówić więc świat się na tej jednej nie kończy. Ale sam muszę się rozwieść + poukładać;
    • Dzieciaki w miarę się odnalazły w tym syfie jedyne co mnie gdzieś tam męczy to potencjalny przyszły lover żony... tj żeby krzywdy im nie robił i żeby kiedyś do niego tatusiu nie mówiły... Ale to już zależy od żony i tego czy ma równo pod sufitem czy będzie się mścić w takiej formie...

    A najlepsze w tym wszystkim... po rozstaniu żonka zaczeła robić się na bóstwo, pod bylem pretekstem przyjeżdża do naszego nadal wspólnego domu odjebana jakby zeszła z wybiegu dla modelek... powody trzy:

    • musi się dowartościować;
    • chyba ma nowego adoratora (w pracy) wiec świeci mu cyckamim;
    • chce mi dojebać tj "patrz co straciłeś dziadu";

    Ale jak byłem kiedyś u niej w mieszkaniu po dzieciaki to w łazience leży sobie nowy wibrator wiec nadal jedzie na "ręcznym"...

     

    Takie życie, powodzenia kolego ;)

     

     

     

     

     

     

     

    Dzięki stary za wiadomość. Widzę, że jesteś ostro ogarniętym gościem. Chłodna analiza to podstawa. 

    Nie chcę Wam tu skamlec , ale u mnie jest nadal chujnia. Czuje jak staczamy się psychicznie po równi pochyłej. Generalnie już podjąłem decyzję o wizycie u psychiatry , bo mi łeb rozsadza. Myślę , że nigdy nie odważę się na takie rozmowy z teściami , zaszczekaliby mnie. Najlepsze w tym wszystkim jest to , że ja czuję się słaby psychicznie , a żona z jej rodzina robią że mnie tyrana i gbura. Faktem jest , że potrafią mnie sprowokować to wybuchu. A potem skwitować pytaniem , dlaczego ja się denerwuje i jestem taki niemiły , gburowaty... 

    Teraz, Songohan napisał:

    Dajesz sobie czas - może rok, może dwa i faktycznie sie ogarniasz. Odpuszczasz w ogóle temat seku z żoną - nie zagadujesz, nie prosisz nie skamlesz, masz to zwyczajnie w dupie. Jest masa różnych filmików na necie jak poukładać swoje życie żeby być wyluzowanym i radzić sobie z emocjami... Wtedy po jakimś czasie BYĆ MOŻE staniesz się aktrakcyjny dla żonki i zacznie się zwyczajnie bać, że straci zajebistego kolesia a zegarek jej tyka...

    Możesz odezwać się na priv , mam parę pytań w tej kwestii i nie chce tu spamować . Dzięki 

  7. W dniu 7.07.2020 o 21:51, lync napisał:

    Jesteś w towarzystwie osób otwartych z jakimiś dobrymi argumentami, ale polityka to ciężka dziedzina do normalnych rozmów

    Ciężka i stresująca. Ostatnio miałem dyskusje ze znajomym i strasznie emocjonalnie mnie to wzięło. Przez kilka kolejnych dni Pan analiza mnie męczył. Co bym nie napisał, zawsze będzie kontra i tak do śmierci. Odpuściłem wtedy , bo zmierzało to w linii prostej do awantury . A teraz męczy mnie, że znowu nie powiedziałem co myślę i że stchórzyłem. I znowu wewnętrznie mam mega napięcie z tego powodu plus , nawet z odczuciami somatycznymi . A gość po drugiej stronie debaty na wyje*abe. Nawet gdy nie ma racji , to ma to gdzieś. Chciałbym mieć taką cechę charakterystyczną . :/ 

    W dniu 7.07.2020 o 21:51, lync napisał:

    Jeśli ktoś ma rozsądny argument, który daje do myślenia..to jedno.  Czasem po prostu warto zignorować i olać.

    Często mam wrażenie, że dyskusja jest to jakby rodzaj walki , kto wygra , kto komu bardziej dowali. Merytoryki brak.  

    Olač czasem warto , ale żeby potem nie męczyły te emocje , że stchórzył em, że nie miałem racji , że ktoś jest lepszy. To strasznie długo potem trzyma. Tak jak w tym przypadku, gdy odpuściłem kłótnie. Powinienem być dumny , bo jestem mądrzejszy , ustąpiłem. Ale nie , w środku to się cały czas mieli ...

  8. W dniu 22.06.2020 o 03:58, lync napisał:

    Obniżony nastrój w sensie - żal, czy poczucie winy? Czy też bardziej apatia, nastrój depresyjny?

    Znam to doskonale. Masz prawo bronić swoich racji, czy swojego zdania. A jak ktoś Ciebie publicznie osądza to masz prawo  mu odpalić, żeby spier*****.  Niby też to rozumiem, ale potem przychodzi (prawie zawsze) kac moralny, że może za ostro powiedziałem , że może nie mam racji, że byłem nie miły, że ktoś jest przeze mnie smutny. 

    Generalnie prawie za każdym razem przychodzi Pan "Analiza" i męczy,  każe się zastanawiać i oceniać swoje postępowanie. 

    Dzieciństwo ma wielki wpływ na to. Ale też nie można wiecznie żyć tym i tłumaczyć się , że to wina ojca/matki. Ok , oni mieli swoje problemy i nie poradzili sobie z naszym wychowaniem i przelali to na nas. Ale też żyli w innych czasach, gdzie pójście do psychologa uważało się za bycie wariatem, gdzie nie było takich forum jak to tutaj, gdzie można by się wygadać, czy poradzić.  Trzeba zaakceptować przeszłość, wybaczyć starym i starać się zmienić, żeby nie zmarnować kolejnego pokolenia. 

    Wiem, że to co wyżej napisałem, to łatwo napisać. Wiem to z autopsji, bo sam się z tym borykam i nie potrafię często wyrazić swojego zdania w obawie o to, by się przypadkiem nie pokłócić, czy zrobić komuś przykrości bo potem będzie męczył mnie moralniak... 

    Dochodzi nawet do tego, że w aktualnym czasie boje się rozmowy o wyborach, nawet niechętnie mówię na kogo będę głosował, bo wywiąże się nie daj Boże rozmowa/awantura i skończy się jak zawsze pyskówką. A tak na prawdę powinienem mieć wyje*ane i mówić co myślę, bo jestem wolnym człowiekiem. 

     

    Zagmatwane to wszystko i tak jak ktoś tutaj pisał... pewnie nie będziemy naturalni już do śmierci. To jest tak wryte w banie, że nie idzie tego wyprać. Przynajmniej ja nie jestem w stanie, mimo wielu terapii. 

     

    W dniu 22.06.2020 o 10:04, BrightStar napisał:

    Przejebana sprawa, mierzę się z tym gównem już wiele lat. Owszem poczyniłem postępy po długo letniej pracy i z terapeutami ( były terapię grupowe i indywidualne) i samodzielnie różnymi technikami medytacyjno-oddechowymi, czy innymi właściwie czego ja nie próbowałem to jest lepsze pytanie. Leki SSRI czy jakieś stabilizatory nastroju właściwe działały na granicy placebo i odstawiłem to kilka lat temu. Nadal mam zresztą lekkie ataki paniki np. typu nie zamknąłem domu gdy wychodzę, czy obawy o swoją pracę. Było jeszcze gorzej 2 lata temu ale dobra terapia sporo mi pomogła + odpowiedni dobór suplementów, techniki oddechowe na codzień, trochę sportu. Ciągle nie jest mi łatwo przełamywać się do kontaktu z ludźmi jest to lekki dyskomfort, typu telefon do starego kumpla czy do dawno nie widzianej cioci. Teraz pracuje zdalnie więc tych stresorów mam mniej ale nie będzie to trwało wiecznie i myślę czy nie wrócić jeszcze na terapię szczerze powiedziawszy.

    Terapie miałeś w u siebie w mieście, czy może jakieś online ? Szukam jakiegoś dobrego terapeuty, który w końcu pomoże mi przestawić w bani co nie co i poukładać te rozje*ane puzzle. Niestety u mnie w mieście nie ma takich ludzi.  Może ktoś poleci dobrego terapeutę online , najlepiej od behawioralno-poznawczej ?

    Co w ogóle sądzicie o terapii online ? Ostatnio przez koronę odbywam terapie przez telefon i powiem szczerze, że dla mnie to nie to samo co być na miejscu w gabinecie. Brakuje mi tej relacji face to face z terapeutą. 

  9. W dniu 17.05.2020 o 11:01, Feniks77 napisał:

    @Songohan

    Dodam, że całe życie panicznie bałem się samotności (w innych wątkach, m.in. w wątku brata @bassfreaki w Enneagramie, piszę o tym szerzej), a jak stanałem z nią w twarzą w twarz, okazała się znakomitym etapem, bardzo potrzebnym i bez wątpliwości najbardziej rozwojowym ze wszystkich. Zajrzyj do mojej "stopki" poniżej, zwłaszcza do wiersza Bukowskiego - on jest też o Tobie.

     

    Cześć. Możesz przesłać mi priv z linkiem , nie mogę znaleźć tego wątku , o którym piszesz. Będę wdzięczny. Dzięki 

    17 minut temu, Songohan napisał:

     

    Cześć. Możesz przesłać mi priv z linkiem , nie mogę znaleźć tego wątku , o którym piszesz. Będę wdzięczny. Dzięki 

    Dobra chyba mam.

     

    • Like 1
  10. W dniu 4.05.2020 o 15:00, icman napisał:

     

    Najczęściej nie same emocje a ich blokada powodują stres, znajdź swój sposób na to by miały prawo wybrzmieć (to tylko emocje nie działanie)

    (....)

    Nikt z zewnątrz nie jest w stanie Ci pomóc dopóki nie podejmiesz takiej decyzji i nie poprosisz o nią głośno i wyraźnie.

    Forum to tylko opinie innych na to co piszesz, pisane przez pryzmat doświadczeń piszących.

    Z emocjami problem mam taki, że one najsilniej na mnie działają po wystąpieniu jakichś zapalnych dla mnie akcji. Najlepszym działaniem dla mnie na emocje jest jazda na rowerze, długi spacer, wygadanie się komuś. Ale jest to trudne w realizacji , bo bym musiał w ciągu dnia wszystko rzucać , codzienne obowiązki i uciekać na rower. Wygadać też nie zawsze chce za każdym razem , bo raz że mam 3 zaufanych ludzi , a dwa nie chce im beczeć w kajet co chwila , bo mogą się tym zmęczyć i mieć mnie dość. Każdy ma jakiś limit. 

    Terapeutka jest też osoba do której wylewam wszystkie swoje żale i taka też pełni częściowo funkcję i to mi pomaga, bo schodzą emocje. Generalnie wszystkie powyższe metody działają , ale nie są dostępne od ręki. A jak jest jakaś akcja , która działa na mnie w danym momencie , to mogę to tylko stłumić , a jak jest za dużo do jest erupcja wulkanu emocji (na szczęście zdarza się to w minimalnym stopniu) 

    Jakie Ty masz metody na to ? 

    Wiem że forum to opinie wielu ludzi. Ale tu też jak się wyglądam , to jest mi jakoś źle. Forum to taki trochę drugi terapeuta :) też jak czytam opinie innych , czy historię innych to widzę że nie jestem sam z problemem oraz że ludzie sobie poradzili i to mnie podbudowuje i pomaga. 

    W dniu 8.05.2020 o 21:27, Shit test odbiłem rozwodem napisał:

    Kurde, masakra że chłopak tak daleko temat zapuścił. Przecież to się urywa przy symptomach a nie jak rak zżera mózg. Rozwódź się na wczoraj zaraz nie będzie co zbierać (z Ciebie) a jeszcze potem powrót do żywych odbudowa poczucia własnej wartości pochłonie sporo czasu. Zostaw tych terapeutów! Jak masz zawalczyć to nigdy nie wkręcaj sobie żadnego poczucia winy.

     

    Staram się odrzucac myśli obwiniające  mnie, uczę się tego. Dlaczego mam zostawić terapeutów ? Jest mi to potrzebne. Ja tego potrzebuje , czuje to. 

     

    Wiem , że tutaj jedynym to wszystko zaszło już bardzo daleko i rozwód jest pewnie jedynym rozwiązaniem. Ale na dziś , na ten moment nie jestem nadal na siłach (wiem , że pół roku temu było tak samo ? ) . Nie potrafię . Gdy sobie pomyślę, że moje dzieci będą żyły w gorszych warunkach niż mają teraz a mają dobre , ponad przeciętne warunki życia , to serce mi się kroi. Po rozwodzie nie będzie ich stać na wyjazd na wakacje, na pewne przyjemności , na jakieś dziecięce swawole. Oczywiście po rozwodzie , jak mi szanowna żona nie zabierze wszystkiego , nie będę żałował na atrakcje dla dzieciaków , ale też ex złotówki nie dam więcej niż będę musiał. Gdyby doszło to rozwodu to dla mnie ex będzie zamknięta księga, na którą nie będę chciał patrzecz a jeżeli będę musiał to z obrzydzeniem! Aczkolwiek jeżeli będę chciał mieć kontakt z dziećmi to będę musiał zagryzać zęby i z nią się kontaktować. 

    Kuw*a te życie jest pojebane i pasmo porażek. Wyżale się tu Wam , że mam dość wszystkiego , tego jebanego życia. 

    A na dokładkę nakryłem żonę na kłamstwie , niby drobne kłamstwo, ale z premedytacją , bo prosto w oczy. Tylko ona nie wiedziała, że ja wiem że to kłamstwo. Zastanawiam się jak się odegrać , żeby się nie wydało (i moje źródło) , że znam prawdę. 

  11. W dniu 23.04.2020 o 09:49, icman napisał:

    Jeżeli życie w relacji zaczyna przypominać chodzenie po polu minowym to ta relacja raczej uległa dość poważnemu wypaczeniu jej celu.

     

    Z moich doświadczeń sam fakt, że szukamy ratunku w zrozumieniu już jest mocno dyskusyjny. Bo załóżmy, że dowiesz się przyczyny (czy to będzie schemat z dzieciństwa czy pradziadek ze strony matki) to to będzie tylko pożywka dla rozumu jednak emocji w danej sytuacji nie zmieni. Bo to one są problemem. Nie chcesz ich czuć więc unikasz konfrontacji a jeżeli poziom stresu przekracza normy to często załącza się autopilot i świadomość idzie w pizd....

     

    Moim zdaniem emocje są skrótem, przyjrzyj się im, zobacz jak i gdzie powstają czy możesz zlokalizować je w ciele? Czy pojawiają się w danej sytuacji czy już w Twojej wyobraźni na samą myśl? Czy to faktycznie jest powtarzalna sytuacja czy każda konfrontacja?

     

    Niestety sam sobie te pole minowe urozmaicam. 

    Kilka dni temu , miałem chyba epizod z tym autopilotem.  Oczywiście alkohol był idealnym wsparciem tego zajścia. Ogólnie zachowałem się paskudnie w stosunku do żony , potraktowałem jak przedmiot i jeszcze zwyzywałem. Pierwszy raz mi się zdarzyło , że tak potrafiłem do niej powiedzieć , właściwie wykląć od najgorszych.  Jestem kur*a kłębkiem nerwów, życie mi się pierdo*i i jeszcze dokładam atrakcji. 

    Fakt, że wizja rozwodu mnie bardzo stresuje i dokuje , wręcz chyba trzeba powiedzieć wprost , że jestem tchórzem , bo się jego boje. 

    Z alkiem wysokoprocentowym już miałem kiedyś jazdy, ale to było dawno i myślałem że ten czas już minął. Ale widzę, że jednak nadal on nie jest dla mnie, bo tracę panowanie nad sobą. (Nikogo nie pobiłem )

    Ogólnie mam teraz wrażenie, że krzywdzę swoją żonę i nie zasługuje na nią. Czuje się podle i jak ostatni skur*iel . 

    Sam ze sobą zaczynam nie wyrabiać. Strasznie mnie cieśnie klata i głowa od stresu, żalu. 

    Myślę, że chyba pora odwiedzić psychiatrę, może mam depresję czy inne gówno. Tylko mam obawy , żeby nie uzależnić się . Najłatwiej jest wziąć leki , które wycisza. Ale jak pojawia się w przyszłości  inne problemy to znowu do lekarza ? Przecież tak można całe życie. 

  12. 8 godzin temu, misUszatek napisał:

    No tak, rzeczywiście masz jeszcze pole aby się bardziej spantoflić. Terapeutka :) pewnie ma rację.

     

    Zapisz się do WOT, może tam zrobią z ciebie mężczyznę.

    Jak nie masz nic do dodania to zwyczajnie zamilcz. Co twój post wnosi do mojego problemu ? 

    Wg mnie dajesz tylko ujście swojemu wybrakowanemu ego . 

    8 godzin temu, t0rek napisał:

    Czy nadawanie na różnych falach od razu oznacza stres? 
    Moim zdaniem Twój lęk przed reakcją żony jest powiązany z tym poczuciem winy, o którym pisał @tytuschrypus.

    Polecam jakiegoś terapeutę, który potrafi spojrzeć szerzej na Twój system rodzinny i będzie dociekał skąd to poczucie winy i jak je uwolnić.
     

    Dzięki. Dlatego właśnie tutaj piszę. Bo ostatnio zastanawiam się na ile terapeutka jest obiektywna. Tzn jaki wpływ na jej ocenę ma to że jest kobietą i naturalnie może bronić kobietę. W wielu aspektach jednak dobrze trafia, poczucie winy, samokatowanie się , destrukcyjna samoocena, wewnętrzny kat itp. wskazuje mi te elementy. Więc też ma dobre diagnozy. 

  13. News z ostatniej sesji u terapeutki. Ludzie mówili mi , że boje się żony (jej reakcji , dlatego czasem odpuszczam temat), a ja słyszę od żony że jestem tyranem , że wszystko ma być po mojemu, bo inaczej jest źle. Opinia terapeutki : czasem tak może być, gdy ja obawiając się reakcji podchodzę do rozmowy z większym ładunkiem emocjonalnym (fakt stres czuje) i zaczynam atakować od razu, obawiając się ataku żony. 

    Co wy na to ? 

    Z jednej strony mnie to wkurwiło, a z drugiej strony może coś w tym jest , gdy za bardzo się stresuje. 

    Właściwie każde rozmowa z żoną obarczona jest stresem , bo my nadajemy na różnych falach. Mówię o jakiś ważnych/trudnych tematach  , bo pierdolenie o dupie Maryny przychodzi łatwiej. 

  14. Później odniosę się do reszty komentarzy . Jednak teraz, na szybko, potrzebuje pochylić się nad tematem terapii. Dlaczego Waszym zdaniem terapia wywołuje większe poczucie winy ? 

    Może po prostu za krótko trwa ? Nigdy na terapii nie usłyszałem, że to ja jestem taki czy śmaki. Opowiadam o swoich przeżyciach , o sytuacjach i emocjach. Babka np wyłapuje jakieś powiedzmy punkty stałe, które pojawiają się często w innych postaciach (nie wiem czy mnie dobrze zrozumiecie ), tak jakby te moje źle zaprogramowane cechy , jak właśnie poczucie winy i później zatrzymujemy się nad tymi punktami . Następnie analiza ich i wgląd w przeszłość . I tam znajdujemy często przyczynę i o tym rozmawiamy . To oczywiście jeden z wielu elementów jakie mają miejsce na terapii. 

    Jeżeli twierdzicie, że terapia mi nie pomaga i powinienem szukać innego terapeuty (to już będzie 3ci ) to powiedzieć mi jak taka terapia z Waszego doświadczenia czy wiedzy powinna wyglądać. ? Powinny być jakieś zadania po terapii do wykonania , np w celu przełamania leków ? Jak to u Was wyglądało?

  15. 2 minuty temu, tytuschrypus napisał:

    To na pewno. Przeczytałem Twoje wypowiedzi w tym wątku i mogę Ci napisać jedno:

     

    Chujowa ta Twoja terapia. Poszukaj innej. Albo zrezygnuj. I mówię to jako ktoś, kto wielokrotnie radził innym by na terapię iść. Dlaczego? 

     

    Twój główny problem, praproblem, gigantyczny problem, większy niż brakcseksu, chujowe stosunki z żoną czy wizja rozwodu to:

     

    POCZUCIE WINY

     

    Twoje wypowiedzi są tym przepełnione. Poczucie winy i brak pewności siebie jeszcze je powiększający. Dałeś sobie wdrukować narrację że to Ty masz problem, to w Tobie on tkwi. Za bardzo. 

     

    Żona chce rozwodu ale wiecie, też muszę jej zalety wypisać. 

     

    Kurde może ja za bardzo rządzę. Kurde za dużo myślę o seksie może ze mną coś nie tak. Tego jest mnóstwo. Proponuję Ci niniejszym auto terapię. Cofnij się do początku wątku sam i znajdź, ile w Twoich wypowiedziach jest zdań które są w podobny sposób zbudowane. Bije z nich brak pewności siebie i poczucie winy. Źle się czujesz sam ze sobą i to nomen omen czuć. 

     

    Nie jestem w stanie uwierzyć, że kiedykolwiek kogokolwiek krótko trzymałeś z takimi problemami w bani. 

     

    Musisz się poczuć dobrze we własnej skórze. Cieszyć się z tego jaki jesteś. Pierdolić głupie gadki innych jaki powinieneś być i co z tym powinieneś robić bo coś tam coś tam. To jest klucz. Ale to wymaga pracy nad sobą. Nie destrukcyjnej czyli zapewne na terapii rozgrzebywania od dzieciństwa co też powoduje, że teraz jesteś "taki". Dobra terapia powinna Cię podnosić na duchu, dodawać motywacji, a nie wprawiać w biczowanie i budować narrację, że przez dzieciństwo masz problemy i teraz musisz coś zrobić żeby je usunąć. Powinna budować poczucie własnej wartości i tłumaczyć Ci, że owszem wiele z tych rzeczy które uważasz za problemy to są fikcyjne problemy, o których przekonanie powstało z jakichś tam przyczyn faktycznie w dzieciństwie. Zauważ, że to duża różnica. 

     

    WSZYSTKO JEST Z TOBĄ OK. NIC NIE JEST Z TOBĄ NIE TAK. 

     

    To ma być Twój sposób myślenia. 

     

    Zabrzmi dziwnie, ale jeśli to będziesz miał, to cała reszta problemów albo się rozwiąże, albo sobie z nią z łatwością poradzisz. 

     

    Trafna ta diagnoza. W szoku jestem, że można tak podsumować osobe, czytają jakies posty na forum. Dzięki. 

     

    Jeżeli chodzi o terapię, to nie wychodzę z niej zdołowany. Negatywne odczucia po terapii to ewentualnie odczucia typu - nic nie czuje po spotkaniu, jakiś stracony czas był. Ogólnie terapia podnosi na duchu, mogę się tam też wygadać, schodzą ze mnie emocje, terapeutka potrafi wskazać inne punkty widzenia, o których ja bym nie pomyślał.  I przerabiamy przeszłość, związku przyczynowo-skutkowe problemów nawet z czasów podstawówki, a nawet poczucie winy, którym byłem karmiony przez lata przez rodzinę. Ale to jest tak zarytę w moją banię, że nie wiem czy jest możliwe w ogóle zmiana myślenia. 

     

    Ale za podsumowanie dziękuję. Doskonale określiłeś mnie, z naciskiem na poczucie winy.  Zastosuje się do rady i postaram się na chłodno jeszcze raz przestudiować wątek i wyciągnąć jakieś obiektywne wnioski. 

  16. 6 godzin temu, masculum napisał:

    Nie możesz mieć jabłka i zjeść jabłka. 

    Od razu uprzedzam, jestem po rozwodzie, mam dziecko, i miałem podobne rozterki dotyczące dziecka i rozwodu jak Ty. Przeczytałem cały temat i powiem Ci kolego jako ktoś kto wyszedł z matrixa (w którym nadal tkwisz), że z tej mąki chleba już nie będzie. Co byś nie robił nie będzie tak jakbyś chciał.

    Jedyna droga to rozwód, a przypominam, miałem identyczne rozterki co do dziecka i rozwodu (moja ex mnie zdradziła więc widmo, że dziecko będzie miało kontakt z gachem było realne i tak jest). Uwierz mi na słowo - im szybciej się rozwiedziesz tym szybciej odżyjesz. Po wszystkim wspomnisz moje słowa i powiesz sobie w duchu "kur*a, bracia mieli racje, na ch*j tyle czekałem". Słowa Stilla i innych, którzy Ci tutaj w ostry sposób radzili też wspomnisz. Więcej... sam będziesz się dziwił jak przyjdzie świeżak i założy podobny temat. 

    Skup się tylko na tym aby:

    1. Dogadać się co do dzieci, najlepiej jakby się zgodziła naprzemiennie ale to ciężki temat. Nie jest to niemożliwe
    2. Sensownie i spokojnie załatwić resztę rozwodu (twoja żona z tego co piszesz nie zdradza, przynajmniej nie masz o tym pojęcia więc nie masz pewnej karty przetargowej). 
    3. Zachowaj zajebisty spokój we wszystkim! Nic tak nie rozpierdala innej osoby jak to, że potrafisz zachować spokój i równowagę!

    Powodzenia

    Na razie targają mną straszne emocje i nie jestem w stanie logicznie myśleć.  Pewnie się powtarzam, ale ja sobie nie wyobrażam, że nagle budzę się rano i jestem.... sam! Moje maluchy nie biegną do mnie z okrzykiem tata i uśmiechem na twarzy. Dla mnie jest to nie do wyobrażenia! To jakby ktoś obciął mi jedną rękę i jedną nogę i kazał biec maraton. 

    Gdzieś czytałem na tym forum o poświęceniu rodzinie, że ktoś celowo poświęcił się dzieciom i został dla nich, odchował i potem się rozstał. 

     

    23 godziny temu, Vishkah napisał:

    Współczuję..

    Jak sobie przypominam w takich sytuacjach czytając co Bracia przechodzą to aż mnie ciary biorą czego to ja nie robiłem żeby ratować straconą sprawę.

     

    Do tanga trzeba dwojga. Jak nie widzisz żadnej inicjatywy z jej strony a przerzucanie całego wysiłku / odpowiedzialności / winy na Ciebie - to cóż.. masz z kim grać? Bo jeśli ktoś się tak zachowuje to już nie jest w Twojej drużynie.

     

     

    O dom się stara, o dzieciaki też. Nie jest typem 100% leżaka. Nie jest też fanem sportu. Tak po środku. Jeżeli chodzi o pracę to pracuje, też dorabia jak trzeba. Ale między nami jest słabo. Brak więzi, rozmów, takiej przyjaźni. To wszystko przygasło z naszej winy i dlatego, że o to nie dbaliśmy. Czasem widzę, że się oddaliliśmy od siebie bardzo zajęci pracą, życiem i innymi tematami. Zginęło też gdzieś pożądanie, ona przestała pociągać mnie, ja pewnie ją. Smutne to wszystko. Rozkład rodziny. 

     

    10 godzin temu, Silny88 napisał:

    @JoeBlue I co dalej, jeśli świr tkwi w nim?

     

    41 minut temu, trop napisał:

    @Songohan

    Przede wszystkim jesteś uzależnieniy emocjonalnie i w toksycznym związku. 

    Zgłąb w ogóle co to jest. To tak na początek. 

     

    I tutaj zatrzymam się na sobie. Też mam w bani niezły bajzel. Jestem typem choleryka, co lubi się przypier**ać o jakieś tam rzeczy. Pracuje nad tym na terapii. Ale jak się nakręcę to nie ma zmiłuj (nie mówię o żadnych wyzwiskach, biciu czy poniżaniu, nic z tych rzeczy) i wypalam co myślę , często krzycząc i raniąc swoją żonę. Wiadomo nigdy nie ma winy jednostronnej, małża też potrafi zaleźć za skórę. 

    W związku z powyższym - sądzę, że w dużej mierze świr tkwi we mnie.

    Też czuje się winny, że czasem opierdzielę żonę za mocno i męczą mnie wyrzuty sumienia. Ostatnio po reprymendzie słownej doszedłem do wniosku, że gdybym powiedział to spokojnie mówiąc co mnie boli, zamiast wydzierając się , to chyba zyskał bym więcej. Wtedy to ona czuła by się winna sytuacji i przemyślałaby może swoje postępowanie. Albo jestem naiwny i ona miałaby to gdzieś i czuła się jeszcze pewniejsza, że może wszystko, bo ja tylko jęczę, że jest mi przykro.

    Kur*a nie rozumiem tego. 

    Meritum jest jednak takie , że emocjonalnie jestem źle usytuowany i to emocje  mną żądzą - strach, lęk, chyba tylko zaleczona (a nie wyleczona) depresja  i nerwica. 

     

  17. Terapię mam już w sumie od dwóch lat tylko u dwóch różnych psychologów . Małe miasto , mały wybór.  Pierwsza u facecta okazało się klapą (przysypiał na sesjach ), druga u kobiety (mały wybór u mnie w miasteczku ) i jest lepiej. Ale dużo pracy jeszcze  przede mną , bo problemy mam też w życiu codziennym. 

  18. 6 godzin temu, Vishkah napisał:

    Współczuję..

    Jak sobie przypominam w takich sytuacjach czytając co Bracia przechodzą to aż mnie ciary biorą czego to ja nie robiłem żeby ratować straconą sprawę.

     

    Do tanga trzeba dwojga. Jak nie widzisz żadnej inicjatywy z jej strony a przerzucanie całego wysiłku / odpowiedzialności / winy na Ciebie - to cóż.. masz z kim grać? Bo jeśli ktoś się tak zachowuje to już nie jest w Twojej drużynie.

     

    Czasem wydaje mi się, ze ja nie chcę dopuścić do siebie myśli, że ona może już nie być w tej samej drużynie. Jakaś psychoza wewnętrzna (nerwica, czy coś) i blokuje takie myśli już na poziomie podświadomości.  Zastanawiam sie, czy nie mam jakiegoś syndromu uzależnienia - bo mimo, że mi wiele rzeczy nie pasuje, nie potrafię od niej odejść. Albo jestem zwyczajnym tchórzem. 

  19. Tylko że ja się boje Panowie. Najbardziej boje się utraty kontaktu z dziećmi. 

    Czy jest możliwość jakoś załagodzenia tego bez zostania podnóżkiem ?

    Ja byłem wychowywany twardą ręką, to też miało wpływ na mój związek i też trzymałem ja krótko . Ona się podporządkowała. 

    Ta sytuacja , już drugi raz, pokazuje mi , że jednak potrafi mnie złamać jak zapałkę używając magicznego słowa rozwód. 

    Nie potrafię też ustąpić. Jeżeli znowu pobiegnę z kwiatami i wybłagam  o kolejną szansę , to wiem że będzie to we mnie siedziało bardzo długo i będę miał tego konsekwencje w psychice. 

     

    Chyba że potraktować to jak przegraną bitwę, ale nie wojnę ?

     

    Z drugiej strony patrzę , że mam jakiś problem z koniecznością rządzenia , jak nie jest po mojemu to zaraz się wkur*am. Może faktycznie nie nadaje się do życia razem . 

    Jestem znowu (po nastu miesiącach) cholernie skołowany . 

    Straciłem chyba już resztki szacunku do siebie. 

     

    A ból głowy, ból w klacie chyba doprowadzi mnie do zawału . Chyba po jakieś psychotropy się zgłoszę bo nie zniosę tego. 

     

    Czy jest jakiś sposób wyjścia z sytuacji, gdy ja nie chcę (powtarzam ja nie chcę) rozpadu tej rodziny ? Ale takiego wyjścia , żeby nie zostać dzi*ką tego związku i w konsekwencji życiową . 

     

    Dzięki. 

     

    P.s. Poradnik rozwodowy dzisiaj zamawiam. Ale jak czytałem recenzje , to tam jest sporo o tym, czego unikać podczas związku , jak się ustrzec przed problemami i rozwodem. W mojej sytuacji chyba już musztarda po obiedzie to będzie ? 

  20. Cześć.

    Dzięki za pytanie jak się czuje. W dobry (lub nie ) momencie trafiliście. 

    Szczerze powiedziawszy jest chujowo. Z seksem przez jakiś czas o dziwo było lepiej nawet zdarzały się poranne na kaca numerki, czego dawno ni było. W tym czasie jakoś nawet się dogadywaliśmy. Nabrałem też pewności siebie, śmiało wyrażałem swoje zdanie. Oczywiście uważałem też trochę, wiele rzeczy mnie wqrwiało, ale się hamowałem, bo wiem, że jestem typem choleryka (terapia nad tym pracuje). Ale ostatnio znowu awantura się wytworzyła i się nasłuchałem jakim chuj*em , tyranem jestem itp

    Przez jakiś czas moja czujność została uśpiona, bo zacząłem czuć się lepiej, pewniej w związku i mniej uważać na zaczepki.

     

    Znowu się dowiedziałem, że małża była u prawnika. Już sam nie wiem czy to jest nękanie psychiczne czy prawda. Kur*a sam już nie wiem. 

     

    Możecie się ze mnie śmiać i gnić, niżej chyba już nie upadnę psychicznie, no chyba że na kablu od TV. Dałem znowu gdzieś dupy. Czułem się silny w związku i jedna akcja z rozwodem i mnie łamie jak zapałkę. 

    Nie potrafię wyjść z tego jeba*ego matrixa, nie potrafię sobie wyobrazić, że ona zabierze dzieciaki, rozwali rodzinę, bo się pokłóciliśmy. Zaznaczam, że nie bije jej, nie wyzywam, nie chleję, zarabiam ponad średnią w moim mieście, niczego jej nie brakuje, ma gdzie spać, co jeść,

     

    Mentalnie i osobowościowo czuje się piz*ą. Sam sobą gardzę Panowie. Starałem się wprowadzać wartości wymienione w tym wątku, ale widzę że mam tak zryty beret przez ojca/lata męczarni w związku, że chyba nie potrafię. 

     

    P.S.1

    Ktoś tu kiedyś pisał, że nic się nie zmieni i za pół roku sprawa wróci do punktu wyjścia.

    Ktoś tu pisał, że rozwód i tak nadejdzie, tylko później. 

    ... wizjonerzy ?

     

    P.s.2 nie jestem trollem. 

    • Smutny 3
  21. W dniu 10.12.2019 o 01:33, fruit napisał:

    Dogadasz się z nią, oczywiście, że tak. Z każdym da się dogadać, jak to się mówi "głupszym się ustępuje", mieć wywalone na małżonkę i jakoś to będzie.

    Ale demona seksu już w niej nie obudzisz. Nie będziesz nigdy spełniony seksulanie, z tą kobietą, w tym związku i to Ci gwarantuję i się pod tym podpisuję obiema rękoma, chyba, że zacznie Cię satysfakcjonować byle jaki seks raz na kilka miesięcy. 

    Smutne to, ale masz pewnie racje.  Psycha mi siada od pełnego krzyża. Czasem zastanawiam się , czy nie mam jakiegoś problemu, bo nie ma dnia, żebym o sexie nie myślał.

    W dniu 10.12.2019 o 15:02, Gradhach napisał:

    I tutaj gadasz tak jak powinieneś :) Gratulacje.

     

    Ty masz być tym, który panuje nad sytuacją, i rozdaje karty. Nikt inny nie musi tego widzieć, ważne żebyś Ty miał taką świadomość i pewność. Reszta sama się rozwiąże.

     

    W dniu 10.12.2019 o 17:12, czerwony napisał:

    Rozwód w Twojej sytuacji jest bez sensu, jeśli się nie zmienisz to jeśli znajdziesz inną kobietę będziesz miał z nią ten sam problem. Zostań z tą swoją kobietą i ćwicz na niej zmianę nastawienia.

     

    To jaki powinieneś być znajdziesz w podobnych wątkach, których pełno tutaj na forum. Szukałeś chociaż?

     

    W skrócie: dominujący i liderujący samiec alfa z silnym charakterem, ma swoje wartości i je broni, stanowczy, opanowany, zdecydowany ton głosu, ma swoje zdanie i go nie zmienia, ma szacunek do siebie i wymaga tego samego od partnerki, umie stanowczo powiedzieć kobiecie NIE, nie daje wejść sobie na głowę kobiecie, kiedy trzeba potrafi ją zjebać.

     

    Dużo by pisać, ale radzę poszukać podobnych wątków.

     

    Macie racje. Do pewnych siebie nie należałem nigdy. Najczęściej takiego grałem, a gdy brakowało argumentów , zaczynałem się stresować i włączał się mechanizm obronny... czyli agresja. Wtedy często ludzie odpuszczali, bo do "małych" nie należę i przypied**ć potrafię. Ale to dawne czasy, trochę z wiekiem się zmieniłem, też pracuje nad sobą. Ale nie jest jeszcze tak jak bym chciał.

    Czy szukałem podobnych wątków. Szukałem, błądzę trochę po tym forum, bo jest tyle ciekawych tematów, że zawsze jakiś mnie zatrzyma i go czytam. Więc może macie jakieś ciekawe, to poproszę o wstawienie.

     

    Teraz próbuje zebrać siebie do kupy i przemyśleć i ustawić priorytety kolejnych "checkpointów" , które muszę odhaczyć przy przemianie.

     

    Przy okazji. Jak usadzić wścibską teściową, tak żeby nie rozpocząć kolejnego frontu z żoną ? Niemiłosiernie mnie wkurza jej wsadzanie nosa, poprawianie mnie, wpychanie swoich mądrości do dzieci przy mnie. Czasem nie wytrzymam i jej wypalę delikatnie, że sam sobie poradzę albo że nie potrzebuje pomocy. Ale też często zaciskam zęby. Rozmawiałem z nią kiedyś, ale to nic nie daje. Ona ma po prostu taki charakter, że wszystkim chce doradzać, "niby" pomagać nadzorem.  

     

     

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.