Twoim problemem kolego jest to, że uroiłeś sobie świat, w którym - według Twojej teorii - nie ma miejsca na zachowania z marginesu. Dużo życiowo osiągneliście, macie prestiżowe stanowiska, jesteście majętni i jak twierdzisz jesteście ludźmi o "bardzo stabilnym kręgosłupie moralnym". Niestety życie to nie matematyka, że 2+2 ma zawsze dać 4. Twoja żona to klasyczny przypadek czystego zwierzęcego instynktu, który odezwał się gdy podstawowe potrzeby egzystencjalne zostały zaspokojone - bezpieczeństwo finansowe, spełnienie ambicji, poczucie niezależności finansowej (piszesz, że jej praca spokojnie może zapewnić jej byt na wysokim poziomie). Zapragnęła czystej, nieskrempowanej, bezpruderyjnej przyjemności, wręcz perwersji. I jak piszesz (gach z marginesu) nie musieli to być Christiany Greye z helikopterem, bo i po co jej ta kasiasta otoczka, skoro ona finansowo jest zaspokojona. Błędnie przypisujesz kobiecie na poziomie (za taką uważasz żonę) potrzeby wyłącznie na poziomie i boleśnie się o tym przekonałeś. Czy podstrzała Madonna nie miała przygody z młodym, jurnym byczkiem, który nie był ani prezesem korporacji, ani światowej klasy lekarzem, czy inną ważną figurą? A Jennifer Lopez? Takich przykładów można mnożyć. Oczywiście przy zachowaniu pewnych proporcji, ale chodzi mi o pozycję życiową kobiety, której jest świadoma, a która zostawia już miejsce dla potrzeb czysto instynktownych.