Skocz do zawartości

Maciejos

Starszy Użytkownik
  • Postów

    449
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Maciejos

  1. Podobnie - jakoś zmalało. Raz na kilka dni mnie najdzie. Jeśli mieszkam z partnerką, bo jak się spotykamy kilka razy w tygodniu to zwykle na każdym spotkaniu. Sam nie wiem czemu, może też mi się znudziło. Z drugiej strony wiadomo - przy nowej partnerce libido rośnie, więc przy stałej - spada.

     

    Chyba, że to wina gospodarki hormonalnej ? 

  2. W dniu 13.02.2020 o 00:46, SławomirP napisał:

    O godzinie 16:35 założyłem konto jako kobieta, a o godzinie 16:44 było już 99+ polubień :lol:.

    Myślę, że takie "eksperymenty" to tylko strata cennego czasu, szanownych Braci, a z drugiej strony pogłębianie dołka p.t. "Kobiety na tinderze/badoo są...takie i śmakie". Z drugiej strony nie będę święty - za gówniarza samemu zdarzyło mi się zrobić jakiejś konto jako kobieta na NK i wkręcać jakiś typów z mojej szkoły, ale to było ponad 10 lat temu. Obecnie szkoda czasu na takie pierdololo. Tinder/Badoo - ok, jako środek do celu, a nie cel sam w sobie.

  3. Ja miałem taką terapię szokową w UK, gdy jako student wyjechałem popracować. Nie będę ukrywał, że do tej pory myślałem, że mój angielski jest naprawdę dobry, bo oceny miałem zawsze bardzo dobre, gry po angielsku nie stanowiły problemu - tekst czytany był dosyć zrozumiały.

     

    Problem pojawił się przy pierwszym kontakcie z angielskim w...Anglii. Czułem, że nie umiem nic - nie rozumiałem, gdy ktoś coś do mnie mówił, nie umiałem się wypowiedzieć tak, aby ktoś mnie zrozumiał. Byłem zdruzgotany, bo myślałem, że wszystkie lata nauki były na nic. Pomogło oglądanie kreskówek po angielsku z ustawionymi angielskimi napisami (na początku). Oglądałem Family Guy, chyba z 10 sezonów obejrzałem - było znacznie lepiej. Do tego YouTube i oglądanie jakiś zagranicznych kanałów. To naprawdę pomaga osłuchać się z angielskim do tego stopnia, że będziesz wyłapywał więcej.

     

  4. Jedna dziewczyna, z którą się umówiłem nie przyszła, bo myślała, że jak nie potwierdziłem/nie napisałem nic przed naszym spotkaniem, to znaczy, że nie mam ochoty się z nią spotkać. Dziwne, ale tak było - jak o umówionej godzinie nie przyszła to napisałem jej wiadomość - przybiegła (!) za niecałe 10 minut.

     

    Chciałem być taki "konkretny", bez zbędnego gadania - krótki temat, godzina, miejsce - ok, do zobaczenia; wyszło na odwrót :D 

  5. W dniu 22.01.2020 o 23:06, Alli napisał:

    Co radzicie w takiej sytuacji?

     

    Skupić się na sobie i w pewnym sensie odciąć toksyczną gałąź.

     

    Piszę to naprawdę poważnie, pomimo braku rodzeństwa, a nawet swoich dzieci - wystarczyła mi moja pato-rodzina, którą na siłę starałem się "zmienić". Jako DDD/DDA po latach, gdy rodzina dosłownie rozpadła się na kawałki i każdy wylądował w innej części kraju/świata (jak smocze kule w Dragon Ball) i już dawno opadł kurz awantur, byłem jak jebany łącznik tego burdelu. Niepewna siebie matka i babka, które po latach terroryzowania przez mojego ojca, mogą wieść sobie w końcu spokojne życie. Ale jakie to życie? Słyszę ciągle, a to o braku kasy, a to o jakiś problemach w pracy, a gdy wychodzę z poradami, aby coś zmienić i staram się zmotywować, to dostają jakiegoś ślinotoku z braku argumentów czy pomyślenia logicznie, dostaję tylko "to nie jest takie łatwe" albo zmianę tematu.

     

    Dlaczego tak radzę? Po prostu widzę po sobie, że taka rodzina w pewnym sensie ciągnęła mnie tylko na dno. Nie finansowo, a bardziej emocjonalnie - lekcje życia z dupy, kompletna niepewność i trudność w podejmowaniu decyzji, pomimo bycia inteligentnym i myślącym naprawdę wielopłaszczyznowo. Ciągłe emocjonalne przywiązanie do przeszłości uniemożliwiło mi mieć pewne sprawy w dupie i ruszenia do przodu. Nie ten wątek, aby opisywać historie swojego życia, ale chciałem dodać coś od siebie.

     

    Nie próbuj nikogo zmieniać, tym bardziej nastolatki z rocznika 2000+ - to jest jednocześnie bardzo dojrzała i bardzo infantylna grupa wiekowa. Zostaw, niech sama rośnie i nauczy się lub nie na błędach. Ty bądź już tylko w ostateczności, aby wesprzeć słowem.

    • Like 3
  6. W dniu 24.01.2020 o 17:48, Brat Jan napisał:

    A próbował ktoś podwójnej penetracji strapem i penisem?

     

    Raz i chyba to był ostatni raz. Najmniej wygodny seks jaki kiedykolwiek uprawiałem. Nie był to strap a nieduże dildo.

     

    Dwie partnerki mówiły mi o tym, z jedną to zrobiłem. W skrócie - wsadź lasce podczas klasyka palca w tyłek, oczywiście jeśli lubi takie zabawy, potem zobacz jak cienka jest ścianka oddzielająca cipkę od tyłka i pomyśl, że zamiast palca wsadzasz jej tam coś wielkości kutanga.

     

    DP wygląda fajnie tylko na pornosach i niech tam pozostanie. Skąd takie perwery przychodzą myszkom do głowy, to ja nie wiem, one przecież takie święte :) 

    • Like 1
  7. Oczywiście, że to zawsze była "moda". Po prostu w dzisiejszych czasach nie musisz jechać parowozem z miasta do Pipidowa Dolnego, żeby się pochwalić cioci Jadzi i babci Helenie. Ba! Dzisiaj jednym kliknięciem i po kilku filtrach zobaczy to też Justyna i Beata z pracy. 

     

    Samica przecież musi wzbudzić zazdrość u pozostałych samic. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, którego partnerka nie zobaczyła na facebooku/instagramie jakiegoś łacha/gadżetu/akcesorium u swojej znajomej, a potem miętoliła temuż głowę, który kolor ładniejszy, bo znalazła w necie lepszy? A jaką zdobyczą jest nieświadomy mężczyzna, który wysmarował szmal na kawałek złota z kamykiem? 

     

    Osobiście znam pewien przypadek, w którym to mojemu znajomemu (totalny beciak) jego kobieta (starsza o kilka lat, irytująca, niezaradna i nieszczera) zasugerowała narzeczeństwo. Jakoś na dwa lata przed faktem opowiadała mi podczas tańca na weselu wspólnych znajomych, że "za rok on się jej oświadczy". Ostatecznie przesunęło się to o dodatkowy rok, ale i tak się stało. Podobno nawet sobie pierścionek zaręczynowy sama wybrała.

     

    Pominę fakt tej historii, że Pańcia już mówi o jego mieszkaniu jako "wspólnym". Ahh...jak ja się cieszę, że odkryłem MK i to forum.

     

     

    • Haha 1
  8. @nowy00

     

     

    W mojej historii nie było jakiejś argumentacji. Obie partnerki nie miały doświadczenia, ja z resztą też miałem niewielkie - dopiero przy jednej z tych dziewczyn je tak naprawdę nabyłem. Przy igraszkach po odpowiednim rozochoceniu się wzajemnie padało gdzieś "jeszcze nie jestem gotowa" i jakoś się zaatakowało od dupy strony. Sama chęć na anal wynikała też z pieszczot - przy zabawie brzoskwinką. Przy każdej partnerce wychodziło na jaw, że jednak dupka jest także wrażliwa na pieszczoty i tylko potęguje doznania z klasycznej dziurki. "Two in pink, one in stink" nie wzięło się z nikąd. 

     

     

  9. Czy lepszy...?

     

    Inny. Czasem warto urozmaicić zabawy w łóżku i wsadzić w "tą drugą" dziurkę - wszystkim moim partnerkom się podobało do tej pory. Grunt to odpowiednio przygotować przed zabawą. Jak sonda (palec) wybada jakiegoś kleksa to proste - nie wchodzisz. Moje partnerki dochodziły jak szalone, gdy nagle z mokrej mysi Benny lądował w ciepłym i przygotowanym tyłeczku.

     

    Ciekawostką jest, że dwie z moich partnerek (były dziewicami) rozchyliły pośladki chętniej dla kakaowej dziurki niż brzoskwinki.

     

    Teraz anal tylko dla wykończenia dzieła, jak pusia robi się zbyt luźna.

  10. W dniu 1.01.2020 o 02:19, Kleofas napisał:

    Skoro już w temacie, to zawsze mnie zastanawiało czy ktoś jeździ poruchać do Japonii.

    Powiem tak - jako białasek w Japonii mój Tinder płonął. W dużym mieście jak Tokyo czy Osaka-Kyoto możesz trafić naprawdę na dobre okazy. Jak już wspomniał jeden z Braci przede mną - najpierw musisz taką Japonkę wyciągnąć z jej strefy komfortu. Z mojego doświadczenia oraz z racji bycia w związku z Japonką zgodzę się z tym w 100%. Japonki są powściągliwe i wstydliwe, ale w tym samym czasie mogą już myśleć gdzie jest najbliższy Love Hotel. 

     

    To świetne miejsce do zwiedzania i posmakowania innej kultury, nie nastawiałbym się na seks jako główny cel podróży. Może się trafić, ale szans na to będzie zdecydowanie mniej niż w na przykład w takiej Tajlandii.

     

    Tajlandia mnie lekko odstrasza, wybrałbym Filipiny, które są całkiem popularne wśród Japończyków. A nóż na jedną noc pomiędzy Filipinkami trafi się słodka Japonka?

    • Like 3
  11. Taiko no Tatsujin. Czasem na automacie (jak na filmie), czasem w domu na Nintendo Switch (z kontrolerem w kształcie bębna).

     

     

    Lubię gry rytmiczne, a że nie mam czasu na nic dłuższego i nie mogę się wciągnąć, to 15-20 minut dziennie wystarczy, żeby trochę rozrywki sobie zapewnić.

     

    Od czasu do razu również Luigi's Mansion 3 - polecam.

  12. Nie bardzo czaję, być może uleciało mi to pomiędzy 16-ma stronami tego wątku, który przeczytałem cały, a na każdy post od autora cieszę się jak na jakieś nowe wydanie ulubionej gazety - czy w całej Tajlandii nie ma, kurwa, ludzi? Tylko 3 postacie (i ewentualnie rodzice) - Tajski Wojownik, ex-myszka i obecna myszka? Przynajmniej tak wywnioskowałem z tego, co jest mi podane. Chłopie, przecież Ty masz jakąś tam pracę - nie ma tam innych ludzi poza Tobą? Żadnych "normalnych" Tajów czy Tajek? Sam od 4 lat prowadzę lekko koczowniczy tryb życia pomiędzy Polską a Anglią (obecnie wywiało mnie trochę dalej niż Ciebie, ale w tym samym kierunku ;) ) i wiem co nieco o braku znajomych czy przyjaciół. Mam ich w Polsce, ale to nie oznacza, że nie można zawrzeć żadnych nowych. Znajomości z pracy to przecież w jakimś stopniu odpowiednik znajomych z klasy - jest tam tyle ludzi, że zawsze z kimś się zagada.

     

    Niestety nie widzę też rozwiązania, a jak nie ma rozwiązania, to nie ma problemu. Ruchałeś sobie jakąś tam laskę - pojawiła się jej familia, która już Ci zakłada garnitur ślubny - cóż, jeśli taka jest tam kultura, to niech tak będzie. Nie jesteś tam 3 tygodnie, tylko 3 lata. 3 pierdolone lata! Tajów i ich zwyczaje to powinieneś mieć już w małym palcu, a co za tym idzie - z jakąkolwiek nową myszką byś nie figlował, to wiesz, że prędzej czy później zaprosi Ciebie do domu na obiadek z rodzinką, a dalej znasz już temat. Jeśli nie szukasz niczego na "amen", a po kilku latach z pasożytem zakładam, że nie, to wiesz jak działać - bawisz się do momentu swojego komfortu, a w przypadku zagrożenia Twojego komfortu mówisz swojej partnerce jak jest. Figlowała sobie bez zamążpójścia, to na pewno zrozumie, że nie również możesz sobie chcieć tylko figlować, a nie od razu zakładać rodzinę. Jeśli tego nie zrozumie to po prostu zmień albo nie rób nic i zajmij się czymś innym. 

     

    Gromkie brawa dla Brata, który użył sformułowania "dmuchany alfa" - coś podobnego chodziło mi po głowie. Niestety, @Tajski Wojownik, Czcigodny Autorze, zachłysnąłeś się trochę. Zakładam, że poczułeś energie do życia, moc Bruce'a Wszechmogącego, ale jednak nie byłeś w tym wszystkim sobą. Piszesz o problemach ze wzwodem, a potem o robieniu z tajskiej myszki jakiejś seks niewolnicy, zalewając wszystkie jej otwory. To nie jest atak - chciałbym, żebyś zobaczył jak w jednym momencie jesteś niepewnym siebie wrakiem emocjonalnym, a zaraz potem rzucasz na lewo i prawo takimi tekstami, że normalnie Ciebie podziwiam, "ale Ty masz silną psychikę". Wyolbrzymiam, owszem, ale tylko po to, żeby pokazać skrajność i nienaturalność.

     

    Moja rada - znajdź sobie tam jakiś znajomych, a nie czekasz aż sami przyjdą. Przyjdą, przylepisz się, wyssiesz energię do życia i potem znowu upadek i tak w kółko. Mając więcej ludzi dookoła będziesz w stanie wszystkie te myszki traktować jako jedynie Twoje rozszerzenie, a nie uzupełnienie.

     

     

     

    • Like 7
  13. Rzuciłem okiem na całą historię. Za przeproszeniem - typiara się puszcza na lewo i prawo, wmawia Ci ciążę, a Ty ją ZALEWASZ! Walisz laskę bez gumy z przebiegiem trzycyfrowym! Ty leć robić testy na HIV, a nie myśl o testach DNA bąbelka! Pomijam głupotę, żeby zalewać bo laska już niby jest w ciąży. Ja nawet miałem obawy bawić się do końca w środku jak moja ex-panna była na tabletkach. 

     

    Ta historia jest lekko popierdolona i pisana na jakimś ostrym tripie, bo nie wierzę w to co widzę! Jeśli ta historia jest prawdziwa, to mogę tylko współczuć głupoty.

     

    Żeby jednak być fair, wspomnę o prawdziwej historii, z borderką, jej chłopakiem i bachorkiem. Absolutnie nie ja byłem tym chłopakiem, ani bachorek nie jest mój. Ale miałem do czynienia z tą panną za małolata.

     

    W wieku -nastu lat poznałem dziewczynę. Na swój wiek (wyglądała na młodszą) - petarda. Super kobieca jak na swój wiek. Podejście też bez zbędnego pieprzenia. Tajemnicza - nie chciała nawet podać swojego imienia ani wieku (czerwona lampka). Spotkaliśmy się raz. Upodobała mnie sobie i może liczyła na coś - ja jako gówniak nawet dotknąć dziewczyny się bałem. Potem nagle mnie znienawidziła i kontakt się urwał.

     

    Gdzieś tam od wspólnych znajomych usłyszałem, że laska jest lekko sfiksowana i zaszłą w ciążę z takim tam, szkolnym śmieszkiem. Bąbelek się urodził - na portalach pełno zdjęć. Dziewczyna radosna i pełna życia. Ze szkoły wywalona, bo nie chodziła. Ładna była, trzeba przyznać.

     

    Jej historia skończyła się pod kołami pociągu.

     

    Osierocony bąbelek z wdowcem-narzeczonym, z którym podobno się wcześniej rozstała, chyba mają się dobrze do dzisiaj.

     

    • Like 3
  14. @dyletant 

     

    Ja poznałem wartościową osobę. Tylko, że nie w Polsce. Tinder w Polsce to było dla mnie totalne gówno, za przeproszeniem. Poznałem moją japonkę przez apkę podczas pobytu w UK. Ona kończyła studia, ja akurat pracowałem. Obecnie jestem w Japonii na rocznej wizie i wesoło spędzam czas.

     

    Apki używałem w sumie w czterech różnych okresach:

     

    1. Gdy się o tym dowiedziałem. Około 2015/2016. Miejsce: UK, niemała, turystyczna miejscowość. Rezultat = 0. Kijowe zdjęcia, opis nijaki.  Jeszcze przed redpillem.

     

    2. W Polsce, już po rozstaniu z ex. 2018. Rezultat: 5-10 matchy, 0 spotkań, kilka dziewczyn z którymi aktywnie pisałem. Jakoś niedługo po tym trafiłem na audycję M.K. (akurat, o ironio, pierwsza na jaką trafiłem to ta o projekcie Klaudiusz). Dziewczyny szukające kij wie czego, ale napewno nie jednorazowej przygody! O to, to nie! Z czatu takie pierdu pierdu - każda po to, żeby zobaczyć jak to jest. Oczywiście wszystko to o czym było już wspominane na forum - laska 6/10 szukająca ciasteczka 11/10.

     

    3. W UK - 2019. Opis ok, zdjęcia ok. Rezultat - poniżej 10 matchy, z kilkoma regularnie pisałem (jedna z nich pisała wprost, że szuka kogoś do seksu, może przy okazji trafi się ktoś do związku), z 3 się spotkałem - Polka, Chinka i Japonka. Bez zbędnego pierdololo - był match, chwilkę czatu, żeby zobaczyć czy będzie o czym gadać. Ucinałem i od razu proponowałem spotkanie. Co zabawne - na Chinkę wpadłem podczas jazdy autobusem na spotkanie z tą Polką :D Polka w porządku, wartościowa dziewczyna. Lubiłem z nią pogadać. Szukała związku, bo w UK wiodła samotne życie. Ja akurat związku nie szukałem.

     

    Z Chinką miałem mały, dwumiesięczny epizod. Coś jak związek, ale bez większej spiny. Seks był, poza seksem - tak sobie. To było trochę bananowe dziecko z dzianymi starymi. Najnowszy telefon, najdroższe kosmetyki, wszystko naj-. Potem powiedziała mi, że na Tinderze ustawiała się tylko na seks. Ja jeszcze lekko białorycerzyłem i czułem lekki niesmak, bo jak to tak - ja porządny facet, co nie rucha na lewo i prawo. To był świetny klin po mojej ex. Potem wsiąkłem w to forum i po przeczytaniu dziesiątek tematów zrozumiałem jak działa ten świat.

     

    Z apki korzystałem dalej aż trafiłem na moją obecną partnerkę. Spotykaliśmy się dosyć rzadko - co kilka dni, coś zaiskrzyło. Delikatna, uczuciowa artystka - malarka. Wprowadziła mnie w ciekawy świat. Oboje lubimy sztukę, więc to pociągnęło wspólne zainteresowania. Barierą był trochę język, ale nie narzekam. Seks był dosyć szybko - 3 spotkanie chyba. Nie jest małolata, więc wiedziała jak się skończy moje wproszenie się "na japońską, zieloną herbatę", co sama mi powiedziała, że nie skończy się na piciu herbaty.

     

    4. W Japonii, trochę w ramach eksperymentu. Foty petarda, opis bezpieczny. Miejsce: Tokyo/Osaka. Dwa dni - 70+ par. Na każdą info o parze wysyłałem te samą kopiujwklejke - Hi :) are you ok with english? - na te kilkadziesiąt par odpisało może 20, z czego zdecydowana większość pisała, że angielski kiepściutko. Popisałem z może 10-ma, z czego z dwiema (oczywiście wiedzą o tym, że nie jestem singlem i szukam tylko znajomych do pogadania) czatuje do teraz. Z tych wszystkich par jedna napisała, że szuka do FWB (całkiem atrakcyjna, Chinka), jedna pytała mnie kiedy ponownie będę w Osace (byłem już kilkaset kilometrów dalej), bo szuka do trójkąta, jak napisałem, że dziękuję, bo mam dziewczynę, to zaoferowała "foursome". W większości dziewczyny szukają tutaj "friend or boyfriend".

     

    To na tyle.

    • Like 4
  15. Co za dywagacje na temat tego czy jakaś panienka da 21-latkowi, który nie jest pewien czy ją wydyma czy nie xD Będzie chciała to da, nie to nie. To samo autor - jak mu jaja puchną to już dawno sobie powinien inną opcje nagrać, a nie mieć moralne dylematy na temat tego czy powinien jej powiedzieć wprost jak jaskiniowiec - "Ściągaj portki, bedziem się pierdolić!".

     

    Od siebie powiem tak - za mało ją nakręcasz, a przez portki jesteś w stanie zrobić tak dużo, że nawet nie wyobrażasz sobie tego. Dziewictwo to inna sprawa - raz na studiach wylądowałem z koleżanką z grupy po 3 dniach gadki szmatki. Całowaliśmy się, ręce chodziły to tu, to tam, aż w końcu przestała na moment i powiedziała wprost, lekko zawstydzona, że jest dziewicą. Odparłem tylko, że mi to nie przeszkadza (dopiero ledwo wszedłem w łóżkowe tematy, co miałem innego powiedzieć ;D), i poszliśmy w tango.

     

    Jeśli jest nakręcona, a Tobie zależy tylko na podupczeniu to albo bądź cierpliwy albo po angielsku - utnij kontakt. Innej opcji nie ma, bo może pańcia chce związku. Sorry, ale 20-latka w mojej opinii to wciąż dzieciak, który za mało jeszcze spróbował, żeby bzykać się dla przyjemności. To wciąż jest taki chowany skarbik dla tego, kto będzie najlepszym partnerem. I mówię tu o normalnych dziewczynach, a nie wyeksploatowanych karynach z bramy.

  16. Klasyczny schemat, którego sam doświadczyłem, gdy miałem pierwsze podboje. Też jestem typem gościa, co najpierw lubi popisać i zrobić niewielki grunt, żeby potem spotkanie nie było zmarnowanym czasem (moim).

     

    Dziewczyny okazują mniejsze zainteresowanie, bo to trwa za długo, a one szukają faceta i z czasem mają większy wybór adoratorów, a Ty odchodzisz na bok. Nie okaże Ci braku szacunku, na przykład nie odpisując na wiadomości, bo wyjdzie na złą, a tego panienki nie chcą. Tygodniami to można sobie pisać z koleżankami, które w ogóle Ciebie nie interesują i ewentualnie potem będą wokół Ciebie orbitowały. U mnie sprawa rozgrywa się w 3 spotkania, z czego na drugim już jest co najmniej przytulanie, a najlepiej całowanie. Żeby nie było - nie spotykałem się z dziewczynami typu „imprezowiczka”, dla której taki szybki obrót spraw jest czymś naturalnym, tylko z normalnymi, przynajmniej w moim odczuciu, kobietami z pasją i zainteresowaniami. 

     

    Gdybym ciągnął temat tygodniami to sam pewnie bym się zanudził. Jeszcze za nastolatka bym się bawił w pisanie na GG dniami zanim bym znalazł jajeczka w majtkach i ogarnął spotkanie, a teraz przed 30-tką naprawdę nie mam czasu na wypisywanie, chociaż lubię pisać. Poznaje głównie przez neta - wstępna weryfikacja czy będzie nam się sympatycznie rozmawiało na żywo i wio, spotkanie na spontanie. Ostatnio praktykowałem spotkania tego samego dnia, w którym się „poznaliśmy”.

     

    Krótka piłka - doprowadzasz do spotkania i badasz czy panna Ciebie interesuje, jeśli jest fajnie to już na tym spotkaniu postaraj się ustalić następne (!) i potem olej czatowanie - uwierz mi, że jest dużo przyjemniej się spotkać bez zbędnego pisania i ewentualnie spieprzenia tematu. Na 2 spotkaniu postaraj się już coś zainicjować, jeśli widzisz, że temat idzie w dobrą stronę. Rozciągając to w czasie sam spieprzasz sprawę. 
     

    Dla obrazu - mój dobry kolega, usytuowany i dobrze zarabiający, z kobietami raczej średnio, miał kiedyś praktykantkę (obecnie są „przyjaciółmi”). Dziewoja młoda, taka delikatna „słowianka”, nic tylko wianek na głowę i do reklamy Kujawskiego. Gościu ześwirował na jej punkcie, ciągle się spotykał, chodził to tu, to tam, uczył zawodu i imponował. Dziewczyna po rozstaniu, raz kochająca byłego, raz nie. Gdy spotkałem się z tym kolegą na piwie to opowiadał mi o tej pannie i pytał co robić, bo robi wszystko, a ona kocha byłego. Moja odpowiedź była taka sama - wyhoduj jaja i niech ona to poczuje, a nie przyjacielskie poklepywanie i ramie do płakania. Typek ciągnął temat tak długo, że po kilku miechach sam odpuścił. Osobiście uważam, że laska trochę na jego znajomościach i możliwościach się wybiła, ale to inny temat.

     

    Chłopie, zapraszałeś na oglądanie seriali...do swojego domu...dziewczyny, które Ciebie interesowały. W tym już jest tyle zielonych lampek co na pasie startowym. Jak wprosiłem się do mojej kobiety do akademika „na herbatę”, to nawet nie pamiętam co oglądaliśmy, i w którym momencie laptop zrobił filmowego „klapsa”.

     

    Żeby nie było, jestem gościem spokojnym, a nie jakimś chadem, co podrywa dla sportu, czy obiektem westchnień kobiet. Nie miałem dziewczyny, to po jakieś przerwie kogoś poznałem, z kim zaiskrzyło, a i w tym poszukiwaniu były dziesiątki nieudanych prób. Ktoś wydawał się interesujący, a był nudny, w innych przypadkach to ja wychodziłem na nudziarza, głównie w oczach dziewczyn typu „czekając na sobotę”.

     

    Życzę sukcesów!

     

     

     

    • Like 2
  17. Powiem tak - laska może teraz się ruchać z innymi i mało tego - nawet może dawać im kończyć gdzie chcą, a Ciebie to nie powinno wcale interesować.

     

    Też po rozstaniu myślałem, że nie znajdę już takiego związku, takiej relacji z kimś - gówno prawda, bo znalazłem i to nawet ciekawszy i bardziej budujący. Zamiast panny typu "pazurki/fit instagramerki/ciuszki z aliexpress" poznałem kogoś z pasją i zainteresowaniami, a teraz jedynie mogę się śmiać z siebie jakim frajerem byłem, że chciałem wrócić do tego niszczącego mnie potwora.

     

    Bądź tym samym Tajskim Wojownikiem sprzed kilku lat, co to robił swoje, a myszka się oburzała, bo nie stała wystarczająco na piedestale. 

     

    Żyje się tylko raz, żeby się marnować i niszczyć przy złych ludziach.

    • Like 1
  18. Przeczytałem cały temat i powiem tyle - weź się w garść, bo jak w tak młodym wieku masz takie wahania nastrojów, to za kilka lat totalnie Ci odpierdoli.

     

    Nie będę tutaj wrzucał rad, przeciwnie - opowiem Ci w skrócie swoją historię, która w wielu momentach się pokrywa z Twoją, z tym wyjątkiem, że moja Myszka była nie była Tajką, a Polką, a cały związek trwał trochę dłużej - 5 lat i nie mieliśmy żadnych wspólnych kont/zakupów.

     

    To był mój drugi długi związek. Było kilka rozstań i powrotów. Robiłem dokładnie tak jak Ty. W kłótni nieugięty bohater, a potem jak Myszka wyskakiwała z "to się nie uda [związek], nigdy się nie dogadamy", wpadałem w jakąś panikę i próbowałem grać na jej emocjach i dojść do rozsądku. Bo jak to tak - kochamy się, a jak przychodzi jakaś kłótnia/różnica zdań to nie stara się dojść do porozumienia tak jak ja? 

     

    Nie wchodząc w szczegóły tego patologicznego więzienia, w którym tkwiłem przez te 5 lat przejdę do tego co było po ostatecznym rozstaniu. Żeby nie było - nie żałuję, było trochę fajnych chwil, ale to było konieczne do tego, żebym był tym kim jestem teraz i dostał solidnego kopa i nauczkę, wykształtował charakter.

     

    2.5 roku z tego związku mieszkaliśmy razem w wynajętym mieszkaniu. Przy ostatecznym rozstaniu nawet nie protestowałem, byłem kompletnie obojętny i jak chciała się rozstać, tylko na to przystałem. Gdzieś tam jakaś łezka mi poleciała, ale nie było tak jak przy poprzednich rozstaniach. Nie błagałem o powrót, nie ryczałem i próbowałem ją "otrząsnąć", bo przecież tak się kochaliśmy! Mieszkaliśmy jeszcze 2 miesiące razem, ja byłem na wypowiedzeniu z pracy (miałem już dosyć i myślałem o zmianie), w międzyczasie szukałem pokoju/lokum, bo podczas rozstania powiedziałem jej, że nie chce wziąć tego mieszkania na siebie i wyprowadzę się - nie było mnie stać na takie coś. W sumie zanim się wyprowadziłem to były jeszcze jakieś przebłyski tego, że chyba głupio jej z tą całą sytuacją. Okazjonalnie całowaliśmy się jeszcze kilka razy, nie przespaliśmy się, chociaż może jakbym bardzo tego chciał to jakoś bym do tego (i w niej) doszedł.

     

    Po dwóch miesiącach wynająłem auto, zapakowałem wszystko i wróciłem do rodzinnego miasta. W sumie tak po nic. Zrezygnowałem z pracy i nie miałem żadnego pomysłu. Miałem oszczędności, które pozwoliłyby mi obijać się przez kilka miesięcy (potrzebowałem tego po pracy - hotel, praca z ludźmi, wielozmianowość i wykończenie psychiczne + związek). Pusta chata, odpalona plejka i ja. Pierwsze noce to byłą masakra, w pewnym momencie zacząłem szlochać w pustej chacie, gdy doszło do mnie gdzie jestem i co ja ze sobą robię. W rodzinnym mieście znajomych prawie zero, z rodziny to tylko babcia i wujek. Wsparcie od bliskich znikome. Coś na zasadzie - "będzie dobrze"; "weź się w garść" - co tylko dodatkowo mnie dobijało. Byłem w takiej pustce jak Ty, z tą różnicą, że nie miałem nawet opcji, żeby zrobić coś ciekawego poza graniem na plejce, bo w rodzinnym mieście pustki, skoro to maleńkie miasto. Pojechałem do znajomych do miasta, z którego się wyprowadziłem, na kilka dni, żeby troszkę się odchamić, ale po powrocie smutna rzeczywistość - okazjonalne szlochanie. Wtedy to trafiłem na pierwszą audycję MK o "Projekcie Klaudiusz". Zahipnotyzowany odsłuchałem kilka innych - "O kurwa! Ten gość ma racje!". Byłem tak podbudowany i w końcu poczułem jakąś ulgę lub wsparcie, że marnowałem tylko siły na naprawę, a tkwiłem w patologii. Wszystkie te historie o nieszanujących facetów myszkach czy różnych sytuacjach z tym związanych, miało idealny pokrycie z tym w czym tkwiłem.

     

    Na święta BN wyjechałem do matki za granicę. W sumie namawiała mnie do tego, żebym do niej pojechał i znalazł tam pracę, a ja jak dzielny rycerz z dumą większą niż ja sam odpowiadałem, że wyjazd za granicę to najprostsze rozwiązanie. Wróciłem do Polski na sylwka i wtedy jeszcze z ex pisaliśmy. W sumie całkiem długo, jakoś do 3-4. Napisała kilka gorzkich słów, które mnie otrząsnęły, żeby już nawet nie myśleć o powrocie. Ja głupi myślałem, że może po prostu w zły sposób byliśmy w tym związku i potrzeba było jakiejś organizacji - dłuższej rozmowy. Może wyprowadzki i mieszkaniu osobno. Po czasie stwierdzam, że byłem niesamowitym błaznem, który przy każdym "powinniśmy się rozstać" robił z siebie płaczącą kluchę.

     

    Zdecydowałem się na wyjazd, a wcześniej podjąłem operację - zapomnieć o ex. Wszystkie możliwe zdjęcia, których nie było w sumie dużo, pousuwałem/poniszczyłem. Jedyne co jeszcze nie zrobiłem to nie usunąłem całego czatu na messengerze, co w sumie może zrobię pewnego dnia. Potem kilka razy nawiązywała ze mną kontakt (Sam nie inicjowałem - dla mnie kompletnie nie istniała), typu "Co słychać?" lub, gdy miała jakiś problem to pisała jak coś zrobić/naprawić. Kilka razy dałem jej do zrozumienia, że teraz sobie wiodę fajne i szczęśliwe życie, a ona była emocjonalnym pasożytem, to w odpowiedzi dostawałem jakieś pierdolamento w stylu, że nigdy się nie zmienię, bo ciągle ją winię za coś, a ona nie da siebie tak traktować. Bla, bla - tak generalnie to traktuje.

     

    Cała ta "przemiana" nauczyła mnie, że czasem warto być chujem i po prostu powiedzieć "STOP" jak Ci coś nie pasuje. Trzeba nauczyć się mówić "Nie" w każdym przypadku, nie tylko do żulka na ulicy, ale też do fochującej panny.

     

    Bardzo ważna była też mała przygoda z pewną Chinką, z którą niby byliśmy w związku, ale niby nie. Oficjalnie za ręce się nie trzymaliśmy, spędzaliśmy razem czas, również ten w łóżku. Skończyło się jakoś po angielsku - myślała, że jak zredukuje kontakt to samo się urwie. Spotkałem się z nią oburzony, żeby jej powiedzieć, że mogłaby chociaż powiedzieć wprost, że nie chce już więcej się spotykać. Kulturalnie i z klasą ją opierdoliłem, potem napisała smsa, że przeprasza, że zraniła moje uczucia (których nie było). W sumie to też dobra lekcja. Myślę sobie - "Ty frajerze, to gówniara młodsza o 6-7 lat, która przed Tobą rypała się z randomami z Tindera, a Ty oczekujesz jakiejś klasy i dorosłego podejścia do sprawy". 

     

    Ten mały epizod był idealnym klinem po mojej ex i Tobie też to radzę! Nie od razu, a pewnym momencie jak już będziesz gotów. Tylko nie rób z tego przygody życia, w której znowu jakąś Tajkę z idealnym ciałem będziesz ujeżdżał w myślach, a potem jak Stiffler się zbłaźnisz albo jeszcze ją obrzygasz po pijaku, jak dojdzie co do czego. Doceń to co masz i to gdzie się znajdujesz, bo nie znam 20-kilko-latków, którzy żyją w Tajlandii i już mieli dramaty, a mimo to nie myślą o powrocie do kraju na niby. Ktoś napisał słusznie - nie traktuj każdej panny jako potencjalnej dziewczyny/żony. Wręcz inaczej - jesteś młody, a z tego co wiem, to życie towarzyskie w tych rejonach Azji właśnie opiera się na dobrej zabawie, w tym na seksie. Wiesz już doskonale, że jeśli biały facet jest tam warty tyle co worek złota i bilet do raju, to nie daj sobie nawijać makaronu na uszy, bo każda typiara, która chce ciebie wykorzystać powie Ci wszystko co chciałbyś kiedyś usłyszeć. Dlatego nie przywiązuj się za bardzo. Mów od razu, że nie szukasz związku, a w końcu trafi się pani, z którą jednak seks i spędzanie czasu będzie inny. Zaklinujesz, a potem będziesz wiódł szczęśliwe życie.

     

    Obecnie jestem od kilku miesięcy w związku, tym razem z Japonką i jestem w końcu zadowolony z tego gdzie jestem i jak moje życie wygląda. Z panią jest też krótko - pojawiają się jakieś foszki to od razu wyjaśniam jak przy interesach - "Sorry, nie podoba mi się takie zachowanie, ja nie zachowuje się w taki sposób, więc proszę też tego nie rób". To działa, bo się nie przywiązuje. Trudno, jeśli w pewnym momencie odejdzie - cóż, przynajmniej zachowałem twarz i się nie błaźniłem. Grunt to od początku pokazać, że masz życie pod kontrolą.

     

    Powodzenia!

    • Like 3
    • Dzięki 1
  19. Nie odbija się! Pokażesz pannie jakąś lepszą stronę życia, kopnie swojego gacha w dupę, a potem Ciebie - gdy dostarczone przez Ciebie emocję opadną i dostarczy je inny bad-boy.

     

    Jak Cię kręci, to zbajeruj na jedną noc, ale nie myśl o niczym więcej. 

     

    Ja bym odpuścił - za dużo pięknych kobiet w przeróżnych miejscach na świecie widziałem, żeby rozwalanie komuś związku czy ewentualnie obita maska była tego warta :)

  20. Jeśli już brać, to nowszego, bo nowszy będzie wspierany dłużej. Nie warto się uwsteczniać, tym bardziej, że nowy SE to teraz kosztuje z 1200zł. Od siebie, użytkownika iPhone'a od 2015 roku, powiem tyle - warto brać czym nowsze, bo wtedy będą na dłużej. 6S miałem od premiery i po 3.5 roku dopiero wymieniłem na XR (dostałem propozycję oddania telefonu i w przypadku kupna nowego - obniżeniu ceny), w sumie to trochę z kaprysu, a nie z konieczności. Wizualnie ekran był bez skazy, jedynie metalowy tył był lekko dotknięty ząbkiem czasu (był w etui, ale zawsze jakiś kurz czy paproch się wkradł), system śmigał aż miło - w ciągu całego użytkowania zresetowałem go mniej niż 10 razy. Może nawet coś koło 5-6.

     

    To naprawdę dobry telefon, jeśli nie oczekuje się drugiego komputera w kieszeni, tylko w miarę funkcjonalne urządzenie z dobrą optymalizacją.

     

    Jeśli 7-kę to weź lepiej w wersji Plus, jeśli chcesz coś oglądać.

  21. Coś mi tu nie gra.

     

    Przyszedłeś tutaj z problemem, że laska nie stara się i nie szanuję, nabrałeś podejrzeń, a pozostali w jakiś sposób te zwątpienia rozpatrzyli. Mentalnie przestawiłeś się na "mam wywalone, co będzie to będzie" i jebnąłeś pięścią w stół. Teraz piszesz po prostu o ruchaniu się, mając jednocześnie pannę w dupie i swoje zmartwienia wobec niej również. Nasuwa mi się jedno pytanie - to jak bardzo byłeś lub jesteś z nią zżyty? Bo imho - wcale. I teoretycznie nawet nie powinno Cię boleć, jeśli laska by wskoczyła na innego bolca, bo "trafi się inna".

     

    Piszę to tylko dlatego, bo po swoim 5 letnim związku, od którego zakończenia już minęło kilka miesięcy, ba, nawet już miałem inną "dupę do ruchania"; nie wyobrażałbym sobie (nawet jego końcu, gdy byliśmy chyba już dla siebie całkiem obojętni) ruchać się ze swoją panną po prostu dla ruchania, bez żadnych uczuć, które mogłyby się we mnie ponownie rozpalić.

     

    Pierdolić taką relację - chyba, że serio Ci to pasuje. Ja bym już nawet dla samego siebie wolał się zakręcić wokół innej panny, żeby chociaż się porajcować zdobywaniem jej. Chyba nie zaprzeczysz, że taki okres od poznania do ruchania był chyba pełnym euforii i zajebistego samopoczucia? Szkoda po prostu czasu, bo można go wykorzystać na inne, ciekawe podboje.

     

    @MagnusMagnesium pojechałeś, chłopie! W sumie to po Twoich postach wizualizuję sobie Ciebie jako takiego przeinteligentnego gościa z jakiegoś anime, jak z miniaturki :D 

     

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.