Skocz do zawartości

Zdzichu_Wawa

Starszy Użytkownik
  • Postów

    747
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Zdzichu_Wawa

  1. ...ale jak to? Przecież tutaj lokalny specjalista @komański jest więcej niż pewien, że Latynoski znają angielski co najmniej komunikatywnie. Takim jak on nie przetłumaczysz. ? Druga kwestia - jak to masz dziewczynę z Wenezueli -przecież się nie da, kolega @komańskiwyjaśniał w kilku postach że to jakaś ściema bo on żadnego Polaka z Latynoską nigdy nie widział ? Tak swoją drogą zupełnie już na serio to napisz proszę @la tormenta o swoich odczuciach ze związku z Latynoską. Czy podzielasz moje zdanie, że to są zupełnie inne kobiety niż Polki? Zupełnie inny temperament, zachowanie w związku, dbanie o partnera, brak "księżniczkowania" itp? Wenezuela jest tylko w tytule wątku. Ja to odebrałem jako przykład. Przy obecnej sytuacji ja bym się tam nie pchał. Na początek proponowałbym Braciom coś mniej hardcorowego np. Dominikana czy Kuba. P.S. Swoją drogą ciekawe czemu kolega @komański usunął wszystkie swoje posty z tego wątku.
  2. @komański Właśnie idealnie pokazałeś czemu nie warto dyskutować z niektórymi. 1. Ty co prawda nie wiesz...ale jesteś przekonany że większość Latynosek zna angielski. Niby nie masz pewności, ale nie przeszkadza Ci używać słów: "kompletna bzdura" itp. 2. Nie rozumiesz że Polska nie jest jakimś super znanym krajem za granicą. W większości przypadków (poza Europą) ludzie znają Papieża i Lewandowskiego i tyle. Ty bez patrzenia na mapę potrafisz powiedzieć gdzie dokładnie leży Ekwador? z kim graniczy? 3. Badoo i ustawienie lokalizacji. Ja Ci pokazałem jak to można zrobić. Wkleiłem screena. Metoda ta działa, bo odzywają się laski z danego miasta. Ty zaś nadal że "ściema, ściema". Nie chce mi się kopać z koniem. Ty wiesz swoje -że się nie da. Ja wiem swoje. P.S. Przyszedł mi do głowy taki pomysł. Jeśli np. @self-aware i @Ksanti jako najwyżsi stażem piszący tutaj w wątku się zgodzą, to prześlę do nich swoją fotkę, fotki mojej Latynoski, oraz fotki na których jesteśmy razem (z różnych okresów tych 3 lat o których mówię). Myślę że to będzie najlepsza forma weryfikacji (czy historia moja jest realna), przy zachowaniu jednocześnie anonimowości na forum. To by pozwoliło raz na zawsze zamknąć temat, co bym w kolejnym podobnym wątku w którym się wypowiem (np za pół roku) nie musiał znów udowadniać że nie jestem wielbłądem.
  3. Chyba mamy zatem różne pojęcie logiki. Wg mnie logicznym jest najpierw sprawdzenie w jakim języku mówi większość danej nacji. Dla Latynosek hiszpański to język ojczysty (poza Brazylią), a angielskiego większość jednak nie zna. Przeanalizujmy jednak Twoje propozycje pod kątem ew ich skuteczności: Ad 1. Czyli piszemy po angielsku -w języku który 90% jednak nie zna (na poziomie swobodnej komunikacji) i promujemy "polskość" czyli coś czego 99% nie zna. Jeśli byś podróżował, to byś wiedział, że występuje typowy problem pt: "Poland -Holand" -dla większość Polska to taki Ekwador Europy (gdzieś tam obiło się o uszy, ale nie jest wiedzą gdzie dokładnie leży). Ad 2. Cały czas piszemy po angielsku -czyli w języku którego większość nie zna. Jednym słowem one mają odwalać cała robotę i sobie to tłumaczyć. Jak to było w "Psach" Pasikowskiego z tą nauką języka? Jak sądzisz ile polegnie na takiej barierze językowej? Ad 3. Jeśli piszesz po hiszpańsku, to o jakim wyborze mówimy, Jakie "bardziej Polak, albo bardziej Europejczyk" -co Ty chrzanisz? Że niby inaczej akcenty zacznę stawiać? Walnąłeś babola i teraz zamiast się przyznać, zaczynasz dorabiać teorię która jest bez sensu. To już Twój problem gdzie mieszkasz i z kim się spotykasz. W Wawie na ulicach widać sporo i Azjatek i Murzynek. Część z nich w parze z Polakami za rękę spaceruje. Nie lecisz specjalnie na randkę. Lecisz na urlop, poszwendać sie po danym kraju, pozwiedzać. Randka jest przy okazji. Nie ta to (na miejscu) inna. Jeśli napiszesz że jesteś już w danym kraju wtedy więcej będzie chętnych się spotkać. Tylko uwaga -to ma być zwiedzanie na własną rękę, a nie wykupione 2 tygodnie All Inclusive gdzieś w resorcie oddalonym od dużego miasta, gdzie lokalesi nawet nie mogą wejść bez przepustki. Widzisz, bo z tym jest tak samo jak z większością Twoich twierdzeń tutaj. Tobie się nie udało - więc się nie da. Masz tutaj na szybko stworzony profil na środku masz opcję wskazania lokalizacji. (pisałem że ta opcja jest na kompach stacjonarnych gdzie nie ma GPS-a jak w komórce).
  4. Jakie niedomówienia - przecież to LOGICZNE że piszesz na portalu w takim języku który dana nacja zna. Nie prościej jest po prostu samemu założyć konto/profil i sprawdzić? Ja swoją część roboty zrobiłem. Jestem szczęśliwy, dziele się swoimi doświadczeniami z innymi. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś sam sprawdził czy to co pisze jest prawdę. Zrób doświadczenie. Wrzuć te same swoje fotki na Badoo w Polsce i te same fotki na Badoo np. w Dominikanie. Po tygodniu napiszesz nam ile miałeś zaczepek od lasek w Polsce, a ile zaczepek od lasek z Dominikany. Nie będziesz miał żadnych teorii spiskowych, sam namacalnie ocenisz. P.S. Już widzę tą sytuację u mnie w domu: "Wiesz kochanie, to Badoo które własnie widziałaś z Latynoskami, to nie tak jak myślisz. To tylko taki dowód chciałem przeprowadzić dla jednego usera z forum. Nie to że sam szukam innej Latynoski ? Czyli nagle sam przyznajesz że inne nacje faktycznie same zaczynają pisać. Od razu pytanie - miałeś tak kiedyś z Polkami? Jakaś Polka sama zaczęła do Ciebie pisać? Dwa popełniasz błąd typowego "kanapowca", czekasz aż laska sama przyjedzie na pierwszą randkę, do drzwi zapuka i może jeszcze jakąś michę ugotuje. No sorry ale tak dobrze to nie ma. Trzeba jednak trochę sie wysilić (i np. na pierwsze spotkanie pojechać do kraju z którego pochodzi dana dziewczyna). Większość z tych userów jest takimi własnie "kanapowcami" jak Ty. Chcieliby może i jakąś poznać, ale najlepiej to gdyby ona sama do nich przyjechała. Myślisz, że laski są głupie i nie widzą jaki rodzaj zaangażowania gość oferuje? Już samo to, że ktoś nie ma wykupionego kontakt premium (na LatinCupid) pokazuje że żal mu 50-100 PLN na kontakt. Zupełnie inaczej idzie rozmowa gdy jest szansa na spotkanie się za powiedzmy 1-2 miesiące i spędzenie czasu razem, a zupełnie inaczej gdy jesteś zwykłym zagadywaczem/kanapowcem.
  5. Raz jeszcze bo widzę nie doczytałeś. Nie pisze o Hiszpanii (nie wiem coś tak na nią uparł). Pisze o Ameryce Środkowej. Tam tez masz blondynów z niebieskimi oczami? Zaczynam podejrzewać, że Ty po prostu masz problemy z ogarnianiem pewnych spraw. Gdybym profil wypełnił w języku polskim, to jak myślisz ile z tych kobiet by zrozumiało co tam napisałem? Jezyk komunikacji a pisanie o pochodzeniu to dwie różne sprawy. Jak jedziesz do Londynu i rozmawiasz po angielsku to udajesz że jesteś Londyńczykiem? Znów nie doczytałeś. Pisałem że podrywałem 3 lata temu. Obecnie (od prawie 3 lat) jestem w związku, więc nie poluje. Widzisz różnicę między dziewczyną która jest w Europie (czyli inny status, inna znajomość języka, inna sytuacja co do możliwości podróżowania (ma już minimum wizę Schengen), do tej samej Chinki mieszkającej w Chinach? Dopóki sam nie spróbujesz nie przekonasz się. Nie będę Cię nawet próbował przekonywać bo Ty wiesz lepiej....bo laski w POLSCE nie zwracały na Ciebie uwagę. W POLSCE (słowo klucz).
  6. Jeśli dla Ciebie piłkarz który zarabia miliony jest tak samo dostępny "związkowo" dla zwykłej dziewczyny to nie za bardzo mamy o czym rozmawiać. To trochę tak jakby każda Kaska mogła być dziewczyną Lewandowskiego...bo on ma taką urodę jak inni w Polsce. Dostrzegasz pewną wyrwę w tej swojej teorii? To raz. Dwa, nie pisze o Hiszpanii, tylko o Ameryce Środkowej. Trzy, gdybyś miał więcej odpowiedzi -był jakoś zweryfikowany to podesłałbym Ci na priwa zdjęcia. Sam mógłbyś się przekonać (tak jak podsyłałem innym Braciom w czasie prywatnych rozmów na ten temat). Nie widzę z tym problemu. Ponieważ jesteś gościem z zerowym dorobkiem na forum, to nie widzę powodu żeby przekonywać "świeżaka" że nie jestem wielbłądem.
  7. To proste. W Polsce jesteś jednym z kilku milionów podobnych gości. Przeciętnym Kowalskim. Laski mają po kilka zaczepek od takich gości ja Ty czy ja dziennie. Nie musza się wysilać. Dla innych nacji słowiański wygląd jest egzotyczny. Nagle włącza się efekt Erazmusa. Tylko teraz to Ty robisz ze typowego Hiszpana w Polsce. Zresztą warto zarejestrować się na jakimś portalu i szukać za granicą własnie dla tego, żeby doświadczyć tego co w Polsce doświadczają kobiety - nagle masz po 10-15 "zaczepek" od naprawdę fajnych dziewczyn i po pewnym czasie zaczynasz kręcić głowa i wybrzydzać. Po prostu "klęska urodzaju" zmienia perspektywę. Pamiętaj proszę, że ja zaczynałem ponad 3 lata temu, więc mogło się trochę pozmieniać przez ten czas. Ja zacząłem od LatinAmericanCupid -jak zainwestujesz w wersję premium, to od razu pokazujesz laskom że jesteś tam nie bez powodu. Nie rozglądasz się tylko, ale zainwestowałeś kasę = jesteś zdecydowany na poznanie kogoś. Teraz jednak pewnie zacząłbym od Badoo (w wersji na komp stacjonarny da się samemu określić lokalizację - klikasz na stolicę danego kraju który Cię interesuje i sprawdzasz zainteresowanie). Oczywiście profil wypełniony po hiszpańsku (translator Google przychodzi z pomocą).
  8. Ciężkie pytanie. Na niektórych zdjęciach dałbym sobie max 5/10 na innych (opalenizna urlopowa, wyluzowany, obcięty) jakieś 7-8/10. Mam słowiański typ urody. Będąc w Azji często witali mnie w restauracji naszym staropolskim "zdrastwujtie" ? co mnie wkurzało i wyjaśniałem że nie, nie jestem z Rosji. Na co dzień zdecydowanie introwertyk. Nauczyłem się jednak, że Latynoski są zupełnie inne od Polek. Trochę jakbyś porównywał polskie lato do tego w Hiszpanii (u nas jak nie pada, jest 28 stopni i słońce to ludzie nad Morzem są szczęśliwi że dobrą pogodę trafili). W Hiszpanii jak w październiku temp. spada poniżej 28 stopni to już hotele zamykają bo przecież już za zimno jest ? To dobrze pokazuje różnicę: zimne i zdystansowane Polki które zawsze czekają aż facet sam zacznie kontakt vs gorące Latynoski który nie wstydzą się pokazać Ci że im się podobasz. Ja np. jedynie dwa razy w życiu czułem się niczym Brad Pitt. Raz w Azji, gdzie byłem wyższy od lokalesów o głowę (mam 179 cm więc w Polsce nic specjalnego) i lokaleski ewidentnie zwracały na mnie uwagę. Drugi raz własnie na Karaibach, gdzie kokietowanie było widoczne nawet dla mnie (raz np. dostałem w autobusie karteczkę z telefonem od super sexy laski). Moim zdaniem co kraj to inna sytuacja. Nie wchodząc w szczegóły (bo to mniej istotne), to najważniejsze jest zupełnie inne podejście. Tam na co dzień jest kultura Macho, dziewczyny nie oczekują równouprawnienia. Szczególnie że nasze Polskie równouprawnienie w praktyce wygląda jak wybieranie rodzynek z ciasta przez kobiety (chcą nowych przywilejów, ale jednocześnie nie rezygnują z tych które już mają. Co ważne Latynoski starają się dbać o związek, są duuużo bardziej zalotne i kokieteryjne na co dzień. Ważna jest także różnica w poziomie libido -co by nie mówić Latynoski sa dużo bardziej namiętne (znam Polki, które nie uprawiają seksu miesiącami i zupełnie im to nie przeszkadza).
  9. @marcopolozelmer Jest fantastycznie o ile to co robisz robisz z głową. Ja zacząłem komunikację z Latynoskami najpierw poprzez portal, potem przeszedłem na WhatsApp-a (więc weryfikacja video czy laska faktycznie tak wygląda i jest tą za którą się podaje. Co ważne zaczynałem z poziomu zerowego hiszpańskiego (wszystko przez translator Google) dopiero równoległe zacząłem się uczyć podstaw języka. Po pewnym czasie spędziłem super urlop z fajną Latynoską. Razem podróżowaliśmy po kraju. Ona ogarniała logistykę po hiszpańsku. Laska jak z Instagrama sporo młodsza ode mnie. Od razu dodam - nie, to nie był sponsoring. Oboje fajnie spędzaliśmy czas. Innym razem podczas wyjazdu na urlop poznałem super dziewczynę -dla mnie 10/10. Przypadek. Wynajmowałem wtedy apartament przez AirBnB. Właściciel nie mógł przekazać kluczy (dłużej pracował), więc poprosił swoją koleżankę z pracy która znała angielski, żeby przekazała klucze i pokazała mieszkanie. Spodobaliśmy się sobie, zaprosiłem ją na randkę. Nie było problemu z bariera językową. Zostaliśmy parą. Spędziłem z nią super czas. Po powrocie postarałem się żeby ona mogła przyjechać do Polski. Jesteśmy razem już prawie 3 lata. Czy dla Ciebie to wystarczający dowód, że się da, że to nie są opowieści z mchu i paproci? Jedynie trzeba do tego podejść z głową i mieć plan trochę bardziej perspektywiczny niż "popiszemy sobie na czacie". P.S. Ja rozumiem czemu niektórzy tak bardzo bronią tezy "nie da się, na pewno Was okradną i oszukają" i "wszędzie jest tak samo". Można wtedy spokojnie nic nie robić, podbijać ciągle do zmanierowanych Polek i narzekać na forum jak to jest ciężej z roku na rok. Jeśli przyjmie się, że jest sensowne rozwiązanie, ale wymaga ono (co by nie mówić) jednak więcej pracy i wysiłku, to nagle pojawia się dysonans poznawczy, że to nie wina sytuacji (roszczeniowość panien w Polsce), tylko moja własna, że nic z tym nie robię. Taka świadomość zaś boli. Znacznie lepiej wmówić sobie że się "nie da".
  10. Tą część ująłem w stwierdzeniu, że rynek to zweryfikuje. Wyobraź sobie dwie sytuację. Punkt wyjścia: Masz 30 lat i wynajmujesz sam mieszkanie za które płacisz 1800 PLN /miesięcznie. Poznajesz: - partnerka A, ma 30 lat i dziecko. Ma swoje mieszkanie i możesz wprowadzić się do niej praktycznie "za darmo" (ogarniesz zakupy do domu i może część rachunków). Partnerka jest zwykła laską, ani kłoda, ani też jakieś rewelacje w łóżku. - partnerka B, ma 20 lat (mieszka w akademiku), ciało wg Ciebie 10 na 10 (takie jak lubisz) i w łóżku jest petardą. Proponuje Ci że wprowadzi się do Ciebie, więc koszty nadal po Twojej stronie (a pewnie dojdą jakieś nowe jak np. więcej kasy na jedzenie). Jest Covid, z pracą dorywczą dla studentów ciężko więc nie masz co liczyć że się dołoży za dużo. Pytanie którą z opcji wybierasz? To nie jest takie proste. Idziesz z kumplem do restauracji. Żeby było OK, płacicie rachunek po połowie. Z tym, że Ty zamówiłeś sobie kurczaka z frytkami i surówką za 35 PLN i piwo za 10, a kumpel zamówił przystawkę (18 PLN), stek (80 PLN) do tego herbatę (8 PLN), 2 x wino (2 x 25 PLN) i deser na koniec (15 PLN). Mimo że zapłaciliście po połowie uważasz że jest to OK? Z zakupami spożywczymi jest podobnie. Jedna strona może mieć podejście że zje byle g***no oby tanio (i kupuje np. mięso w promocji z Biedrze po 9,90 / kg) a druga lubi zjeść tylko rzeczy z górnej półki. Podzielisz 50/50 rachunek to wyjdzie jak z przykładem w restauracji. Zaczynasz przeglądać rachunki, bawić się w Excela, ustalasz co oznacza zapis na rachunku "kostka zwykła: 8,90 PLN" itp. Jedni chcą się w to bawić, inni wolą machnąć ręką i np. ustalić że: skoro ja wolę droższe rzeczy, Ty lubisz tańsze to ja płacę 3 razy za zakupy a Ty raz (żeby wyszedł mniej więcej stosunek 3 do 1). Nie ma jednego sensownego rozwiązania bo wszystko zależy od dochodów w związku, co lubią jeść, jak często i kto robi zakupy itp.
  11. @darbyd Nie ogarniasz widzę tematu więc Ci to rozłożę na czynniki pierwsze. Jak na razie pełna zgoda. Więc bądź mężczyzną i zakomunikuj to wprost partnerce. Nie szukaj wymówek w stylu: "zgodzę się jak mi oddasz za paliwo" itp bo to wygląda słabo. Wyobraź sobie analogiczną sytuację gdzie to panna rzuca takie propozycje? Patrz pkt 1 (ten o korzyściach). Obstawiam, że jeśli się nie zgodzisz, to pójdziesz w odstawkę i poszuka takiego który będzie chciał z nią zamieszkać. Ona sobie poradzi. Kobiety zazwyczaj bardzo dobrze radzą sobie w takich sytuacjach. Sam musisz ocenić na ile atrakcyjny jest dla Ciebie ten związek i co warto poświęcić. Niestety większość związków to jakiś kompromis. Oddajemy część swojej niezależności w zamian za interakcję z drugą osobą. Ciężko znaleźć kobietę która byłaby zainteresowana związkiem z gościem, który chciałby np. grać* całe dnie, a wieczorem wpadać tylko na szybki seksik. To przykład że "you can't always get what you want" Po prostu prezentujesz swoją ofertę (co możesz zaoferować danej kobiecie) i "rynek" to weryfikuje. Wszystko wymaga sensownego podejścia bo łatwo iść w skrajności (albo być betabankomatem, albo wylać dziecko z kąpielą kłócą się o 3,50 z rachunku w Biedrze). Fajnie gdy w związku każda ze stron dba o drugą w miarę swoich możliwości. Jeśli facet np. słabo gotuje, to nie widzę problemu, żeby raz laska coś fajnego ugotowała samodzielnie i go zaprosiła, następnym razem on zaś zamówi pizzę, albo pójdą do restauracji. Jeśli ona np. sprząta dom, Ty możesz zająć się zakupami itp. Chodzi o to, żeby OBOJE się starali, ale każde w sferze która dla danej strony jest łatwiejsza/bardziej naturalna. Przykład: Ty kupujesz dziewczynie bukiet kwiatów, a ona czeka nie Ciebie w seksownej sukience, pokazuje Ci że nie ma pod spodem bielizny. Uważasz że tak samo fajnie byłoby gdybyście wszystko dzielili po równo - czyli np. Ty jej kwiaty, ona Tobie kwiaty, po czym ona pokazuje Ci że nie ma bielizny i Ty jej że też nie masz bielizny? * żeby nie było niezrozumienia. Nie mam nic wobec grania. Sam mimo lat 40+ grywam czasami całe wieczory z kumplami.
  12. Zanim człowiek wyskoczy z jakimś pomysłem i uzna że jest on na tyle sensowny, że warto nim się podzielić ze społeczeństwem, to najlepiej dokonać prostego eksperymentu logicznego/myślowego. Wyobraź sobie że to Tobie kobieta proponuje: "zamieszkam z Tobą jak mi zapłacisz za koszty dojazdu". Nie wiem jak Wy, ale jak bym taką kobietę zabił śmiechem gdybym usłyszał taką "super" propozycję. Na zasadzie, nie chcesz, nie odpowiada Ci, spoko nie ma tematu. Przecież to dokładnie takie samo podejście jak zaprezentował @darbyd To co zaś mnie rozwala totalnie, to ta zmiana nastawienia u wielu gości. Na etapie bycia razem wielu ma podejście jak autor wątku. Rozliczenie co do złotóweczki ze sprawdzaniem rachunków z Biedry, czy przypadkiem nie zapłacili 5,20 PLN za humus, który je tylko laska. No bo przecież nie można się sfrajerzyć, być betabankomatem i inne teorie. Po czym przychodzi dzień W i Ci sami gostkowie śmiało, bez najmniejszego opory podpisują papiery małżeńskie, nie zastanawiając się nawet przez moment, że teraz 50% ich dochodów jest de facto ich partnerki (obecnie żony).
  13. Czekam na temat na forum pt "Czy koszty wymiany opon na zimowe mogę wrzucić w koszta stałe związku?" Dla tych którzy mają takie "matematyczne" podejście do związków, co w przypadku gdy dziewczyna mieszka we własnym mieszkaniu? Powinna dawać gościowi 500 PLN na paliwo "kieszonkowego"? Przecież jego koszty się nie zmienią, więc jeśli teraz chce rekompensaty za koszty dojazdu (gdy ona wynajmuje), to czemu miałby nie mieć rekompensaty rosnących kosztów gdy zamieszka w jej własnościowym mieszkaniu? Daleki jestem od promowania postawy gdzie gość jest bankomatem dla kobiety. Uważam jednak, że wchodząc w związek sami oceniamy czy jest to dla nas atrakcyjne, czy nie. Jeśli jest dobrze "tak jak jest", to każda ze stron może ocenić, czy ona dalej chce tego związku (gdzie mieszkają osobno). Może być tak, że LAT będzie działał, a może być tak, że (zazwyczaj) kobieta dojdzie do wniosku, że jednak chce czegoś innego. Tak samo parter może ocenić czy chce się przeprowadzać (dalej do pracy, ale za to więcej czasu razem) czy nie. Jeśli w jego ocenie mieszkanie razem to tylko dodatkowe koszty....ja bym się w to nie pchał niezależnie od tego czy to jest 100 czy 500 czy 1000 PLN. Nie warto.
  14. Wczoraj widziałem na jednej z grup żeglarskich prośbę gościa o pomoc któremu żona SPALIŁA JACHT! Podobno się rozwodzą. Swoją drogą ciekawy jestem czy na to jest jakiś paragraf, czy poza ew pozwem cywilnym coś wchodzi w grę?
  15. W pełni zgadzam się z argumentami które podał @maroon dot paneli fotowoltaicznych. Zastanawiam się nad tym powyższym co @Stary_Niedzwiedz napisał o instalacji solarnej grzejącej wodę. Wyprowadź mnie z błędu jeśli się mylę, ale wg mnie to (w naszym klimacie) ma jeszcze mniej sensu. Po pierwsze - kiedy bierze się prysznic, wcześnie rano przed pracą (gdy po całej nocy woda z instalacji zdąży się ochłodzić) i późno wieczorem (np. 22-24). Mając piec gazowy z zasobnikiem 200l wody zauważyłem, że po maks 5 godzinach od nagrzania woda jest już tylko ciepła (spadek z 50 do ok 35 stopni C). Wystarczy żeby wykąpała się jedna osoba wtedy (dopływ nowej zimnej wody do zbiornika) i robi się już chłodna (poniżej 30 stopni C). Więc jak ma działać solar (np teraz w październiku) gdy ciemno robi się o 18-tej, a godzina powrotu z pracy i wieczornych kąpieli nie zmienia się (najwcześniej 22.00). Wydaje mi się więc że ani rano ani wieczorem nie ma szans na naprawdę ciepłą wodę. Czyli niejako podobny problem jak z fotowoltaiką - produkuje energie wtedy kiedy nas nie ma w domu i nie możemy jej wykorzystać. Tylko w przypadku fotowoltaiki możemy ją "oddać" do sieci, z ciepłą wodą taki numer nie przejdzie.
  16. Trochę śmiech przez łzy....bo jakbym nasze forum czytał ?
  17. @BrightStar Poszedłem dokładnie tą samą droga co Ty. Uwielbiam kobiety o figurze klepsydry, więc gdy nie przekonałem się do Azjatek, zacząłem poszukiwania wśród Latynosek. Najpierw komunikatory, potem kontakt na WhatsApp, później długie wakacje na miejscu. Ja osobiście byłem zachwycony. Oczywiście jest tak jak @sargon pisze, chcesz mieć gorącą laskę w łóżku, to nie możesz być zaskoczony że w ciągu dnia ona także jest pełna energii (Latynoski). Chcesz mieć spokój w ciągu dnia, to nie dziw się że w nocy laska także jest jak kłoda (Polki). Nie chce się powtarzać, więc zerknij do mojego wcześniejszego wątku: Więcej wyślę Ci zaraz na Priv-a.
  18. Jakich podwójnych standardów? W tym poście było napisane na początku ze OBOJE się umówili na coś. Laska sama odstawiła pigułki. O jakich "podwójnych standardach" mowa? Przecież mówimy tutaj o sytuacji gdzie jest antykoncepcja, a nie o metodzie "kalendarzykowej". Jeśli pigułki działają, to nie ważne ile razy będzie spust w danym miesiącu. Bo to komórka się nie zagnieżdża. Pisałeś o "wpadkach" a nie o płodności. Tłumaczyłeś że wpadki są powszechne. Tak samo powszechne jest sztuczne usprawiedliwianie się przez grubasów że "oni są chorzy" dlatego nie mogą się odchudzić. W obu przypadkach prawdziwe jest kilka procent - cała reszta to ściema.
  19. Co z małżeństwami gdzie jedno (po czasie) okazuje się bezpłodne? To też nie rodzina? Właśnie dlatego pisałem że masz bardzo "babskie" podejście. Większość kobiet (które znam) też twierdzi że związek to jest droga do celu jakim jest dziecko, a nie celem samym w sobie. Czyli facet jest tylko "dodatkiem" (element eksploatacyjny-wymienny) a celem jest dziecko wokół którego kręci się cały ich kobiecy świat. OK. Zakładamy że tak robi. Jak to się ma do Twego tekstu o "ruchaniu tylko dla przyjemności". Skoro mamy antykoncepcję to co w tym złego? O facecie który był w związku z kobietą, gdzie OBOJE dokładali się do budżetu żeby realizować WSPÓLNE plany. Do czasu gdy jedno przestało realizować te plany bez uprzedzenia drugiej strony i realizuje swój własny autorski projekt....za kasę faceta. To czy gość zarabia 3k czy 30k nie ma tutaj znaczenia. Chodzi o ZASADY. ??? Rozumiem że jak grasz często w totka to masz większą szansę na wygraną....Czy ty wiesz jak działa rachunek prawdopodobieństwa? Każde nowe zdarzenie ma ten sam poziom prawdopodbienstwa. Jasne, to jest równie wyświechtany slogan jak ten o tych chorych ludziach którzy nie mogą schudnąć. Nagle się okazuje że 50% populacji jest chora. Prawda jest prozaiczna. Prawdziwe wpadki są bardzo rzadkie. Dziwnym trafem te "wpadki" przydarzają się najczęściej już albo po ślubie, albo w długoletnich związkach gdzie gostek nie chce się oświadczyć.
  20. To stwierdzenie jest tak "babskie" że aż odpiszę. 1. Rodzinę można zakładać po to żeby być razem z dana osobą. Nie wszyscy chcą mieć dzieci - niektórzy nie chcą i WPROST to deklarują. Jeśli spotkają się dwie takie osoby które dzieci nie chcą to co wtedy? Nie są związkiem/rodziną bo ta wg Ciebie służy tylko do rozpłodu? 2. Nawet płodna kobieta może kontrolować swoją płodność. Jakoś nie ma z tym problemu na początku związku, czemu nagle miałoby się to "magicznie" zmienić z chwilą zawarcia związku? 3. Jeśli pisząc o żonie wpadła Ci "druga mamusia" do głowy, tak jak to napisałeś, to ja bym się mocno zastanawiał, wiesz, Edyp, utrata swoich oczu itp. 4. Tak ruchanie to przyjemność i od kiedy wynaleziono pigułkę anty, można rozdzielić ruchanie od prokreacji.
  21. Czytam tą dyskusję i przyznam że jestem mocno rozbawiony. Z jednej strony mamy takie akademickie rozważania, gdzie temat co najwyżej znany jest z filmów. Z drugiej strony jest grupa którą moim zdaniem można najlepiej określić tym znanym cytatem z dowcipu o rozbitkach na wyspie "....ale Panowie, po co, stąd tez dobrze widać". Po pierwsze zapominacie o hormonach. Inaczej reaguje 20-to latek na widok fajnej laski, a inaczej gość 40+. 20-to latek przeleciałby zazwyczaj wszystko co na drzewo nie ucieka. Z wiekiem gdy poziom testosteronu spada, facet nabiera dystansu, robi się bardziej wybredny. Dlatego rady grupy starszych gości w stronę młodziaków są bez sensu. Nie ten moment w życiu (inne priorytety podlewane testosteronem). Po drugie w wieku lat 20+ (jeśli nie jest się w top 20%) to ma się średnie powodzenie u kobiet. Trzeba się nachodzić na randki, poznawać nowe, czasami coś się uda, czasami nie. Laski są roszczeniowe itp. Jednym słowem, nie ma tak, że gość wyrywa co chce i bzyka co chce bo się laski w kolejce do niego ustawiają. (taki nie musi się interesować sponsoringiem). Zwykły szary gość 20+ w sponsoringu może znaleźć coś czego nie ma na co dzień. Może nabrać dystansu do randki i mieć wyrąbane. Nie musi brać udziału w procesie rekrutacji ze strony laski (pytania w stylu gdzie pracujesz, ile zarabiasz, czym jeździsz itp). Nawet jak będzie na luzie to i tak wie że później będzie bzykane. To jest fajne uczucie, które zmienia postrzeganie sytuacji damsko-męskich. Druga kwestia to dostęp do fajniejszych lasek niż normalnie. Jeśli jsteś np. 6/10, to max co możesz poderwać to jakieś 7/10 moze 8/10 jak się baaaardzo postarasz (czyli wracamy do kwestii "rekrutacji" ze strony laski). Przy sponsoringu rwiesz 9/10 lub 10/10 i się nie stresujesz czy aby jej się spodobasz. Kolejna kwestia to temat "inwestycji w siebie". Jasne że głupio całą kasę przeputać. Jednak druga skrajność (inwestujemy w siebie licząc ze za lat 10 podniesiemy swoją atrakcyjność) też jest słaba. To trochę jak z kupnem mieszkania. Można wziąć kredyt i mieszkać na swoim (i je spłacać), a można się spiąć, odkładać każdą złotówkę, mieszkać kątem u ludzi bez prywatności i po latach 15-tu mieć coś swojego. Coś za coś. Wracamy do kwestii którą poruszyłem na początku. W wieku lat 40-tu to już nie kręci tak samo jak w wieku lat 20-tu. Może się więc okazać, że całe te lata poświęceń sprowadziły się jedynie do nudnego życia. Wg mnie najlepszy jest złoty środek. Inwestować w siebie, ale też cieszyć się życiem. Ostatnie, a chyba nikt tego nie poruszył, to zupełnie inne podejście. Gdy bzykasz się z partnerką to (zazwyczaj) wielu gości stara się zadbać o nią w pierwszej kolejności (wg zasady "kobiety przodem"). Bzykając się z laską ze sponsoringu (która na dodatek jest mooocno w naszym guście) można mieć wyrąbane na tą zasadę i koncentrować się na sobie. Robisz to co Ty lubisz, w pozycji którą Ty lubisz i tak jak lubisz. Nie ma że tak to nie chcę, tak to się męczę, tak nie rób bo się dławię itp.
  22. Dlatego (wg mnie) jedyna sensowna opcja gdzie to facet nadal ma kontrolę czy chcę się rozmnożyć czy nie to zamrożenie spermy i wazektomia. Wtedy jesteś nieczuły na to czy Pani która przyrzekała że "nie chce dzieci" nagle zmieni zdanie. Jeśli ściemniała i jej się "odmieni"....to ona ma problem. Nie wiem czemu, ale u nas w Polsce pokutuje jakieś dziwne przekonanie że wazektomia = kastracja. Panowie boją się tego jak ognia. Sami oddają pełną kontrolę partnerką i potem szok i zdziwienie że one grają tak jak to im jest wygodniej. Jak dla mnie wierzenie w słowa laski że ona na tabletkach więc jest bezpiecznie jest równie naiwne, jak to gdy laski wierzą gdy facet podczas loda mówi "spoko mała, na pewno wyjmę wcześniej i nie skończę Ci w buzi".
  23. Znam to z autopsji. Też kiedyś tak miałem. Swego czasu wpadł mi bardzo ciekawy art właśnie o tym. Przeczytaj poniższy fragment i sam oceń czy się z tym nie zgodzisz: "'Chciałbym mieć kiedyś taką kobietę, że kiedy będzie zbliżać się weekend, ja nie będę pewien, że ona chce go spędzić ze mną' - usłyszałam ostatnio od znajomego singla. Czy nam, kobietom, marzą się symbiotyczne związki?Rzeczywiście kobiety częściej mają w głowie niebezpieczny moim zdaniem ideał związku, w którym spotykają się dwie połówki pomarańczy. Są przekonane, że dopiero z partnerem tworzą całość. Mają poczucie, że on określa ich istnienie. Uważają, że to od niego zależy ich szczęście, i chcą, by to on wziął za nie odpowiedzialność. Mężczyźni naturalnie też miewają takie podejście, ale jednak rzadziej.Przeważnie więc kobieta zaczyna tworzyć własne plany na weekend dopiero wtedy, kiedy dowiaduje się, że nie została uwzględniona w planach partnera...Wiele kobiet tak robi, ale na szczęście są też takie, które mają poczucie własnej wartości i swoje potrzeby, o które potrafią się zatroszczyć. Przeważnie to te, które wyniosły dobre wzorce z domu. Ich matki umiały zadbać też o siebie. Miały własne 'kawałki', w których nie było miejsca na męża i dziecko. Ich córki też nie będą zachowywać się wobec mężczyzn jak plastelina. Im mężczyzna nie powie: 'Jutrzejszy dzień jakoś sobie zagospodaruj, bo ja jestem zajęty'.A co zrobi?To jest tak: jeśli ja jestem z kimś i zbliżają się dwa dni wolne, to biorę pod uwagę, że mój partner może chcieć jakąś część tego czasu spędzić ze mną. Ale może też mieć własne plany. I dojrzali partnerzy o tym rozmawiają. Pytają i ustalają. Co ważne - robią to z szacunku do siebie, a nie z lęku. Nie muszą całego wolnego czasu spędzać razem.Symbioza jest naturalna dla etapu zakochania. Wtedy mamy ochotę być ze sobą niemal bez przerwy. Jednak dojrzały związek to już nie dwie sklejone landrynki tylko raczej dwa zachodzące na siebie kręgi. Jest część wspólna i są części osobne. I, paradoksalnie, im większa jest w nas zgoda na to, że partner ma swój kawałek świata, tym bardziej atrakcyjne staje się dla nas bycie razem. To, co partner przeżywa osobno, często czyni go dla nas bardziej atrakcyjnym. Związek potrzebuje takich doświadczeń. Tego, żeby czasem za sobą zatęsknić. Jednak powiedzieć otwarcie: 'Chcę mieć coś osobno', i dać do tego samego prawo partnerowi - to już wymaga dojrzałości. Podobnie jak to, by słysząc z jego ust: 'Chcę w sobotę ponurkować', nie uznać tego za komunikat: 'Już cię nie kocham', czy to, by spędzić czas inaczej, jeśli nie lubi się nurkowania, i nie wpędzać partnera w poczucie winy.Mam jednak wrażenie, że wiele kobiet cierpi z powodu tego nurkowania. I nawet jeśli partner w końcu z niego rezygnuje, i tak nie są zadowolone. Mówią: 'Chcę, żeby on chciał spędzać ze mną czas, tak jak ja chcę z nim. Nie chcę tego negocjować. Chodzi mi o to, żeby on wolał mnie od nurkowania'. Zna pani takie osoby?Tak. Spotkałam ich wiele w swojej pracy. Mówią dokładanie to, co pani zacytowała. Kiedy partner mówi o nurkowaniu, one słyszą: 'Już nie jestem tobą zainteresowany'. Czują się tak, jakby partner je porzucał.Jaka jest przyszłość związku, w którym kobieta dąży do symbiozy?Albo związek przestanie istnieć, często dlatego, że mężczyzna nie jest w stanie w nim już wytrzymać, albo trwa, ale partnerzy są nieszczęśliwi. Ona dlatego, że on nie jest z nią przez 24 godziny na dobę, a on dlatego, że jest przytłoczony poczuciem winy.A jeśli on zacznie spełniać jej oczekiwania?Po pewnym czasie będzie bardzo sfrustrowany i przestanie się wyrabiać. Będzie miał dość tego, że musi podejmować decyzje za dwoje i żyć za dwoje. Będzie chciał wreszcie mieć przy sobie dorosłego człowieka, kobietę, a nie małe dziecko. Jeśli w związku nie ma miejsca na bycie osobno, to przestrzeń wspólna też przestaje cieszyć.Można to jakoś zmienić?Oczywiście. Na początku dorosłego życia zwykle każdy z nas automatycznie wchodzi w taki model związku, jaki jest mu znany. Głównie z domu rodzinnego. Jednak im dalej jesteśmy od gniazda, tym większe mamy poczucie mocy. Możemy więc próbować zmieniać swoją pozycję w relacji. Może się na przykład zdarzyć, że mądry mężczyzna zacznie kobietę zachęcać: 'Zrób coś dla siebie'. Wytłumaczy, że jeśli ona tę propozycję przyjmie, to jemu będzie łatwiej i związek na tym skorzysta."źródło:www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,9314313,Jak_sie_odkleic.html
  24. Ja np. nigdy nie słyszałem żeby facet używał określenia "wpędzać w lata", bo my nie ogarniamy sytuacji związkowych w tych kategoriach. Za to dokładnie takiego sformułowania użył @marcopolozelmer w tym tekście: "...wychodząc ze słusznego skądinąd założenia, że 3 lata bycia ze sobą, to wystarczająco dużo, żeby się w końcu określić i albo w lewo, albo w prawo, a nie wpędzać się w dodatkowe lata" Tutaj to bardziej pozowanie na pierwszego jebakę w powiecie. Taki nasz forumowy Porucznik Rżewski.
  25. Z serii "Co tu się właśnie odwaliło?" https://www.srviral.com/p/todo_bajo_control-21505.html
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.