Skocz do zawartości

Hatmehit

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2658
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Hatmehit

  1. Dokładnie, jakoś niewielu widuję mężczyzn przed 40. typowo zapuszczonych. Coraz mniej piwnych brzuchów, dziwnych fryzur, niedopasowanych ubrań. Mieszkam co prawda w dużym policentrycznym ośrodku metropolitarnym, więc nie wiem jak jest w mniejszych miastach, acz naprawdę nie wierzę w jakąś plagę zaniedbania. Ostatnio większy kicz panuje wśród kobiet z tymi wszystkimi sztucznościami i świeceniem ciałem. To nad czym panowie powinni popracować to zdrowie, jakaś aktywność fizyczna, dobra dieta, dbanie o uzębienie i skórę. Po tym widać naprawdę wiele i ubrać się można w (co moim zdaniem wygląda najlepiej, ale nie wiem) po prostu w dobre jeansy, koszulkę. Wszystko czyste, wyprasowane i da się żyć! No i ta pewność siebie, tak. Niektórzy tym emanują, acz taka przesadna jest lekko komiczna, graniczy z arogancją. Oby większej ilości mężczyzn udało się nad tym pracować, zająć sobą jako indywiduum, a nie nadskakiwaniem. Tak, i to jest błędne przekonanie kobiet. Niby wystarczy być szczupłą, ale jednak fajnie jest wypracować ładniejsze kształty, ogarnąć skórę, włosy, dobrać ubiór do sylwetki i okazji. Natura nie daje ludziom emanowania pięknem, tego trzeba się jakoś nauczyć.
  2. Być może stworzę bloga/wątek na temat statusu cywilnego, zawodowego oraz duchowego kobiet starożytnego Egiptu. Bardzo ciekawy temat, ówczesne babki mogły cieszyć się sporą niezależnością jak na tamte czasy, właściwie większą niż przez część średniowiecza i renesansu europejskiego. Aranżowane związki, acz za zgodą zainteresowanej, brak gloryfikacji dziewictwa, kluczowa rola w kulcie państwowym, dziedziczenie ziemi, zajmowanie się medycyną, własne działalności gospodarcze. Egipcjanka jednak była przede wszystkim żoną i matką, strażniczką domu, uosobieniem bogini Hathor, której imię oznacza dosłownie Dom Horusa, jej męskiego odpowiednika. Egipt zbudowany na dualizmie, przeciwieństwach, ale nie antagonizmach, płcie się uzupełniały wobec swej natury, co tworzyło Maat na ziemi- boski ład i harmonię. Ideałem była kobieta opiekuńcza- broniąca dzieci jak Sachmet, dla męża łagodna jak Bastet, dla kraju wierna jak Izyda. To jedynie idea, lecz uznać można, że trwała. Cywilizacja oparta na traktowaniu narodu jako rodziny, dzieci Pana Obu Krain i jego Wielkiej Małżonki Królewskiej*, przetrwała z niedługimi przerwami 3000 lat. *tytuł żony w języku egipskim odnosił się tylko i wyłącznie do najważniejszej królowej. W społeczeństwie zaślubin nie mamy, związki nie były formalne, a jakakolwiek ceremonia polegała na przejściu dziewczyny przez próg domu mężczyzny, z reguły starszego od niej o 4-6 lat. W warstwie arystokratycznej te różnice były z pewnością większe. Czasownik odpowiadający naszemu 'żenić się' miał po egipsku kilka form, wskazujących na charakter związku: - gereg per - założyć dom - hemsi irem - żyć razem - ak r per - wejść do domu Monogamia była najczęstsza, acz samiec miał prawo do posiadania konkubin, jednak za zgodą pani domu. Kochance oraz dzieciom spoza oficjalną relacją nie przysługiwały prawa dziedziczenia, w przeciwieństwie do głównej partnerki i jej dzieci (synów i córek). Zdrady obu stron były surowo karane, kobieta miała pełne prawo odejść od mężczyzny (z reguły jednak zostawiając dzieci z uwagi na lepszy status majątkowy). Podsumowując- nie było źle tym Egipcjankom. Nie wyobrażam sobie zmiany nazwiska Jeśli już by mnie pierdolęło i bym postanowiła brać ślub, to dwuczłonowe. Jednak w przypadku zakładania rodziny mogłabym sobie dodać bez formalizacji związku. Dla mnie nazwisko jest częścią identyfikacji, określa moje pochodzenie jako jakiejś tam Hatmehit. Natomiast w przypadku dzieci- byłabym za nazwiskiem ojca, tutaj tradycyjnie.
  3. Chociażby praca zdalna, po wcześniejszym zdobywaniu doświadczenia gdzie indziej oraz doskonałej nauce oszczędznia, tutaj też wspomaga minimalizm. Nikt tu nie mówi o rodzeniu dziecka w wieku lat 22, ale jednak trochę później, więc będąc młodą kobietą mam jeszcze sporo lat na zdobywanie wykształcenia, rozglądanie się na rynku pracy oraz próby (a nie tylko mówie o nich) dostosowania życia do swoich priorytetów. Ogarnięcie domu też nie jest wysiłkiem ponad wszelką miarę.Kurde, wszystko jest tutaj kwestią dobrej organizacji i chęci. Gotowanie, sprzątanie, tworzenie atmosfery, to właśnie chęci i organizacja codziennej misji/walki z samą sobą. Nie pozwalam sobie na bezczynność, a zostaje mi jeszcze sporo wolnego czasu każdego dnia. Jak dochodzi dziecko- jest o wiele, wiele trudniej, lecz wierzę, iż to naprawdę jest wykonalne. Z początku pewnie jeden wielki mentalny chaos, ale człowiek się przyzwyczaja i zaczyna tworzyć nowe, oby lepsze, normy i rutyny. Poza tym na samym początku, to chyba urlopik. Tyle lat sobie jako kobiety radziłyśmy z 5 dzieci i mężem w polu lub manufakurze (przy okazji często również fizycznie pracując), a teraz? Z jednym czy dwoma i partnerem, który chce być aktywny w wychowywaniu latorośli, a za prośbę odkurzenia czy podgrzania zupy się nie obrazi? To oczywiście wersja idealistyczna, ale też bycie tzw. panią domu przy jednoczesnej możliwości zarobku nie jest raczej tak wielkim wysiłkiem dla silnych kobiet XXI wieku Choć mówię jedynie z własnej wizji i znanych mi rodzinnie przykładów, sama do tej dzieciowej praktyki z racji oczywistości dostępu (jeszcze i na szczęście) nie mam. Teoria teorią, życie życiem. Mam póki co inny rodzaj odpowiedzialności, a w przyszłą siebie wierzę i robię praktyczne kroki
  4. @Łucja być może, jeszcze nie wiem, napiszę o tym bloga. Byłaby to raczej dziwna tematyka jak na to forum, lecz może ktoś przeczyta. No tak mniej więcej w 90% cywilizacji Niektóre niewielkie, przedstawiające codzienność, a inne monumentalne- ukazujęce kobiety jako odpowiedziane za los potęg gospogarczo-dyplomatycznych pod militarną nieobecność panów mężów czy synów. W każdym razie- to temat na inny wątek, może kiedyś coś napiszę o statusie kobiety Egiptu przed chrześcijaństwem i islamem. I niekoniecznie wykorzystam pierdzielenie feministyczne jaką to Hatshepsut była pokojową i wyzwoloną królową. Bo była niesamowitą władczynią, lecz na śmieszne teksty jako o pierwszej feministce by prawdopodobnie splunęła Prawda, bardzo bym tego chciała i mam nadzieję, że uda mi się to skutecznie osiagnąć, w szczególności dla dobra ewentualnej rodziny.
  5. Masz jakiekolwiek pojęcie o kulturze Bliskiego Wschodu w XIII wieku p.n.e.? Takie niepodbudowane stereotypem, ale rzetelnymi badaniami archeologicznymi? Nie jest to wątek dobry na tę dyskusję, lecz sądzę, iż mogłabym wystosować odpowiednie argumenty oparte na teologii, statutach prawa cywilnego czy też ogóle sztuki i chronologii, przynajmniej w przypadku jednej cywilizacji. Kompletnie zaprzeczyłyby Twojej tezie. Historia naprawdę nie była dla kobiet tak dramatyczna jak dziś jest nam to przekazywane. Dziękuję za uwagę, zbulwersowałam się aż nadto Wydaje mi się, że zarobienie na dobre życie swoje, kobiety, dzieci oraz budowa/remont domu są tyci tyci większym wysiłkiem niż codziennie ogarnianie ogniska domowego. Od razu mówię- nie widzę siebie w roli utrzymanki. Uważam, że niezależność finansowa to spora wartość, której powinniśmy od siebie wymagać jako kobiety w związkach.
  6. Jest ciekawy, acz czy dziś wykonalny? Moim zdaniem często nietrafnie przeinaczany jako pozbawianie kobiety własnej woli czy czy wręcz wolności myśli. Model okresu biblijnego (starotestamentowego w wersji hebrajskiej, XIII w.p.n.e.)w Egipcie zakładał, iż to mężczyzna jest swoistym przewodnikiem kobiety na ziemi, natomiasto kobieta- przewodnikiem mistycznym, ochraniającym go przed negatywami świata doczesnego w kwestii duchowej. Miało to, jak i cała teologia staroegipska, spory wpływ na judaizm i wczesne chrześcijaństwo. Było to zbudowane na dualizmie mężczyzny i kobiety, jednak nie miało nic wspólnego z antagonizacją, lecz właśnie uzupełnieniem, wspólnotą. W żaden sposób nie wykluczało przy okazji wolności kobiety, ale o bardzo ciekawym statusie Egipcjanki to bym mogła robić wykład, więc ni czas to ni miejsce.
  7. Wypraszam sobie, ogoliłam nogi. A co do zmian- tak, masz w zupełności rację. Lata zmieniają człowieka i priorytety, sądzę jednak, że głęboko zakorzenione podstawy (np. w kwestii braku ślubu na rzecz nieformalnej, lecz zdrowej relacji u mnie wyniesione z domu) odbijają się tak silnie, że pozostają jako kompletne życiowe oczywistości.
  8. Widzisz jak forum nas, świętobliwe kobiety, degraduje? Ślubu częściowo nie chcemy, nie wiadomo co nam się w tych głowach popsuło
  9. Szczerość (intencji) przemawia właśnie za brakiem konieczności i potrzeby ślubu Bardziej podoba mi się w przyszłości bycie partnerką, kochanką, matką jego dzieci, dobrą znajomą i współorganizatorką naszego życia niż żoną Niby się to wszystko zamyka w powyższym określeniu, ale brak formalizacji w teorii mobilizuje oraz sprawia, że relacja nie jest kontynuowana na siłę.
  10. Hahah dzięki, póki co jest to tylko teoria. Pewnie z biegiem czasu trochę mi się pozmienia, w szczególniści argumentacja, lecz myślę, że podstawy pozostaną. Mój brat w wieku lat 11 dowiedział się, iż rodzice są małżeństwem. To nawet nie tak, że był jakoś niedomyślny, lecz to chyba dowód na to, iż fakt ten nie jest oczywisty w moim środowisku, nikt tego nie zaznacza. Zaznaczany jest szacunek do partnera, dobre chęci i przede wszystkim najprostsze lubienie się. Za te kilka lat i tak chciałabym mieć rodzinę, ale prawne uzupełnienie nie jest potrzebne. Oczywiście w kwestiach urzędowych znaczenie ma, lecz konieczne nie jest, a myślę, że zdecydowanie bardziej ten brak może motywować obie strony.
  11. Spaniałą kobietą, wiem wiem. Czy tak jest naprawdę? Chyba tak, gdyż o ślubie nigdy nie marzyłam. Mogę być nieformalną żoną, partnerką taką jaką bym chciała być, jaką sobie wyobrażam. Bardziej cenię sobie własne chęci obojga ludzi, a nie motywację społeczną, którą ślub jest. Cenię gesty, nie obietnice. Instytucja ta jest względnie nowa, 3200 lat temu w Dolinie Nilu nikt o niej nie słyszał, była niepotrzebna, a ludzie jakoś żyli w ogromnym szacunku do rodziny oraz moralności wobec bliźniego Nie muszę pisać, aby kogokolwiek tutaj udobruchać, moje spojrzenie wydaje mi się dość oczywiste, a wręcz naturalne. Chyba kwestia domu, ślub jest w mojej rodzinie traktowany jako taki dodatek do relacji. Widzę po rodzicach, dziadkach, ciotkach i innych takich wzajemną sympatię oraz szacunek, nigdy nie gloryfikowano przy mnie swego oficjalnego statusu. Może to też kwestia wychowania kompletnie świeckiego.
  12. Tak, Astrid Berges! Choć na zdjęciu znacznie bardziej atrakcyjna wizualnie niż w ogóle filmu. Chciałoby się tak... Ale natura zrobiła ze mnie tzw. niedorobioną księżniczkę z ruskiej wsi
  13. Bardzo ładna pani jak na pozbawioną makijażu, szlachetne rysy, ufne spojrzenie https://zapodaj.net/705a3eff5cdd9.png.html
  14. Tak, jednak odniosłam się tutaj do przytoczonych przez Szatana zdjeć przedstawiających makijaże typowo zmieniające urodę. Nie tyle ją podkreślające, wyrównujące, ale kreujące nowe rysy. Sama raz na jakiś czas nie wzgardzę lekkim korektorem, delikatną maskarą czy czerwoną szminką. Tak jak dopisałam- to może być sposób wyrazu i nie szkaluję malowania się. Znam jednak babki, które bez makijażu siebie nie znoszą, gdyż na co dzień ukrywają się pod maską, to już problem natury psychologicznej, a nie wizualnej.
  15. Otrzymałam od niego taką propozyzję, to wiązałoby się jednak z tym czego chcę się pozbyć- powtórną zależnością. Bycie utrzymanką naprawdę nie jest moim życiowym celem i marzeniem. Przy okazji również zrezygnowaniem z planowanego kierunku studiów. Pomimo, że relacji zupełnie nie żałuję, to zrezygnowanie z niej miało plusy. Niewynikające z tego mężczyzny, ale ogólnej sytuacji. Uniezależnić się pod każdym wymienionym przez Ciebie względem chciałabym w trakcie pierwszego roku studiów, lecz do tamtego związku nie wrócę, o czym sam zainteresowany wie. Póki co układam sobie w głowie, nie wchodzę w relacje.
  16. @albano stworzyłam o tym osobny wątek. To nie jest trudne dla moje intelektu, ale metabolizmu. Jem bardziej kalorycznie, możliwe, że za jakiś czas będą efekty i wtedy z wielką chęcią Ci się pochwalę. Nie będę kontynuować tutaj tego tematu.
  17. Ja to bym 15cm sobie dołożyła, gdybym mogła Z resztą nie tylko we wzroście, lecz cóż, taki los! Jest to męczący temat, ja chyba wciąż się w nim trochę taplam, ale podobno z odpowiednim podejściem oraz zmianami przechodzi. Prawda, jednak moim zdaniem to może wywoływać jeszcze większe problemy poprzez porównanie. Nawet nie z innymi ludźmi, ale z samym sobą, innym sobą. To, że wirtualna rzeczywistość jest dla nas łaskawa jest fajne przez chwilę- do momentu kiedy wchodzi 'prawdziwe życie' i jego realia, zderzenie się z nimi. Sama nie narzekam na brak jakiejś atrakcyjności, lecz przed akceptacją pewnych niezależnych ode mnie cech wizualnych, trudno było mi zgadzać się na ten lekki dysonans między codziennością, a zdjęciami. Na szczęście to przeminęło. Odpowiednie podsumowanie Do niego chyba trzeba dojść.
  18. To obrzydliwe. Zgrabne i jędrne ciało, fuj! Energia i entuzjazm, akysz! Nie wiem w ogóle jak możesz mieć tutaj wątpliwości...
  19. Również nie pojmuję trendu z przerobianymi zdjęciami lub takimi sprzed lat. Zakłamanie, oszukiwanie własnej rzeczywistości. Wina właśnie cyfryzacji, internet jakoś przejął rolę zwykłego, codziennego życia. To w nim kreujemy swój wizerunek, to również przez wirtualny filtr postrzegamy samych siebie. Dlatego na siłę lepsze zdjęcia, makijaż, faceapp, aby jakoś nie przyznać przed samym sobą jak wyglądamy (czy nawet kim jesteśmy) na co dzień. Powoli zaczyna być przerażające, takie a'la Black Mirror. Ja sama jestem zdecydowaną zwolenniczką naturalności, podkreślania urody bardziej kolorem, dopasowaniem. Przede wszystkim jednak dbałością o zdrowie oraz akceptacją. Dziwny jest świat gloryfikujący lenistwo i sztuczność.
  20. Historię już chyba z 3 razy tłumaczyłam, to teraz skrócona wersja. Tak, rozdziewiczył mnie gość starszy ode mnie o 20 lat i przez pół roku mieliśmy relację. Następnie moja familia zrobiła raban z szanatżem, a jako że byłam wciąż zależna finansowo oraz emocjonalnie- wiedziałam, że nie ma opcji tylko zrezygnować. Nie zamierzam go tutaj gloryfikować, ale też nie zgodzę się na oczernianie. Tak się zdarza w życiu, relacji nie żałuję. Jeśli potrzebujesz więcej informacji, to gdzieś je na moim profilu znajdziesz w odpowiedziach do innych tematów Ja tu jestem jedna z najmłodszych, więc nie warto postrzegać reszty na moim przykładzie. Wciąż naiwność i ufność we mnie siedzą, podbudowane właśnie brakiem doświadczenia. Z pozostałymi jest ciut lepiej pod tym względem.
  21. @SzatanKrieger żeś panie 2 maski poznajdywał... Nie pojmuję tak ciężkiego makijażu. To oszukiwanie samej siebie, marnotrastwo czasu, energii oraz sporych pieniędzy. Często wystarczy popracować nad sportem, dietą, dobrymi rutynami dla skóry i perfekcja. Rysów się nie zmieni, ale cóż, geny to geny. Aczkolwiek co kto lubi, dla niektórych kobiet jest to sposób 'wyrażania siebie'. Niestety zdecydowana większość wyszukanych Becky po internetach i tak lekki makijaż mieć będzie, często delikatnie powiększane usta, więc ciężko Szatan, ciężko.
  22. Jako, że od najmłodszych lat raczej koleżanek nie miałam, to również nie przesiąkłam przedszkolnymi zabawami w śluby, domy i pogrzeby. Nigdy nie czułam się królewną Disney'a w weselenej sukience, nie marzyłam o wyjściu za mąż. Mając te 4-5 lat wręcz mnie to brzydziło, gdyż twierdziłam, że małżonek nie pozwoli mi wyjeżdżać do egipskich ruin Uważam, że dzieciństwo ma tutaj ogromny wpływ, z domu rodzinnego też zupełnie nie wyciągnęłam gloryfikacji tej instytucji, a głównie nasłuchałam się o rozwodach obcych ludzi i sądowych bitwach o dzieci. Uważam, że jeśli chcę z kimś żyć czy nawet zakładać rodzinę, to nie potrzebuję do tego potwierdzenia prawnego. Wystarczy mieszkanie razem i wspólne chęci, uczucia. Prawdopodobnie ucieszyłabym się, że ominie mnie cały ten chaos, kicz i wydatki ślubno-weselne. Jeśli on wciąż chciałby ze mną być, to tym bardziej by mi to potwierdziło jego uczucia. Takie, że wystarczy mu umowa między nami, a nie papierami oraz familiami. Od zawsze, dzięki forum jeszcze bardziej, dość sceptycznie patrzę na instytucję małżeństwa, co trochę ułatwia mi żywot
  23. @Stefan Batory Nie wiem czy ruchacz to 38 letni facet z ok. 15 kobietami na koncie, jeśli tak, to był nim kilka lat przed poznaniem mnie, z czasem zmienił nawyki seksualne, ale Twoja opinia- spoko, szanuję. Miałam i chciałam być tą ostatnią po jego niezbyt przyjemnych przejściach z kobietami (od zdrad po próbę zabicia po wyjściu prawdy), dobrą i spokojną babą, naiwne i śmieszne, wiem. Nie mam pojęcia czy to były tylko pozory, czy mnie oszukiwał, aby zaruchać, ale wydawała mu się ta wizja bardzo pasować, chciał mnie nie tylko seksualnie. Niczego negatywnego nie dał mi w czasie relacji odczuć, byłam zadowolona i całkiem szczęśliwa. Teraz, niezależnie od jego motywacji, kiedy kontakt mamy dość sporadyczny zupełnie nie żałuję tego co się wydarzyło. To był dobry, choć krótki, etap mojego życia, wyciągnęłam trochę na przyszłość. Nie obrzydzał mnie wtedy oraz nie obrzydza mnie dzisiaj, mimo że raczej nigdy się już nie zobaczymy. Wydaje mi się, że pedofilów podnieca kontakt seksualny z człowiekiem przed okresem dojrzewania, a nie z wykształconą fizycznie i w teorii (w praktyce to nie wiem) intelektualnie, młodą, pełnoletnią kobietą, w pełni wyrażającą na wszystko zgodę, a wręcz prowokującą ciałem i słowem do wszelkiego dotyku. Ale to już inny temat. W każdym razie- dziękuję, choć się nie zgadzam. Do dziś nie widzę przeciwskazań do różnicy wieku rzędu 10-20 lat, choć w kolejnej relacji raczej będę celować w liczbę bliższą początkowi tego przedziału. Ze względów czysto praktycznych, choć nigdy nie wiadomo
  24. O sylwetce łani! Było dziś tłumaczone jaka to. Jedynie proszę, tylko nie sarny...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.