Skocz do zawartości

Mr. Pacjent

Użytkownik
  • Postów

    105
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Mr. Pacjent

  1. Panie... wszystko było 40+ bombelki też. Pisałeś gdzieś o tym z rok temu. Dziś sam się sam się tego wstydzę. Mam na myśli tego stanu do jakiego się doprowadziłem. Jednak wiem że są to potężne zaklecia i kto nie doświadczył ten nie zrozumie. Relacje z matką miałem w porządku, problem był dużo bardziej złożony. Dziś to jest już za mną. Doświadczeń zebrałem cały worek, wiedzę przyswoiłem, wnioski wyciągnąłem. To już jest poza mną. Napisałem bo na horyzoncie ktoś się pojawił. Tylko autentycznie jestem w takim stanie że dobrze mi samemu ze sobą. Dla jasności zdaje sobie sprawę z tego że świetnie jest z kimś dzielić życie i do tego jesteśmy stworzeni, ale doświadczenia mocno zmieniły moje poglądy w wielu kwestiach i ukształtowały mnie na nowo. Nie mam potrzeby bycia z kimś na siłę. Ta 19 latka wydaje się dobrze rokować, ale tak jak wspominał @borsuk96 to jak rosyjska ruletka. Przelotne znajomości mnie nie interesują, coś trwalszego z kimś wartościowym jak najbardziej, ale realia są takie jakie są. Krótko mówiąc zastanawiam się czy gra jest warta świeczki no i ta różnica wieku.
  2. Chcę się podzielić swoją historią. Do rzeczy. W zasadzie od nastoletnich lat pociągnąły mnie bardzo starsze babki, do tego stopnia że te młodsze i równe mnie w ogóle nie istniały. Miałem jakieś kontakty z nimi, ale i najbardziej działały na mnie te starsze. Wydaje mi się, że też jest tu wina pornoli, które za nastolatka oglądałem głowie ze starszymi właśnie. Ostatnie doświadczenia ze starszą laską o których pisałem w innym poście (emocjonalne uwikłanie) które mnie wiele kosztowało, ale jeszcze więcej mnie nauczyło, sprawiło że gdy się otrzasnałem zacząłem się spotykać z innymi starszymi 40+ (mam 30). I wiecie co? Ochota na starsze mi zupełnie przeszła. Były to miłe spotkania, trochę spędzonego wspólnie czasu, jakieś jedzenie później intymności klasyka. Ale zobaczyłem, że ten cały mit, który ułożyłem sobie w głowie w odniesieniu do starszych ma mało wspólnego z rzeczywistością. Kiedyś uważałem, że te młode to głupiutkie i takie mało kobiece są (dalej tak uważam) za to te starsze to o jaaaa. Takie mądre, doświadczone i w ogóle idealny materiał na partnerkę. Po wszystkim stwierdzam, że wcale tak bardzo się nie różnią i w głębi duszy maja wiele wspólnego. To przebyte związki i obcowanie z facetami sprawiło, że wydają się bardziej atrakcyjne, ale swoim rdzeniu są identyczne jak te młodsze tylko stwarzają lepsze pozory. Dla ścisłości nie generalizuje, ale myślę że statystycznie jestem blisko prawdy. Po tych doświadczeniach jakkolwiek cennych przeszła mi ochota na starsze. Dobrze się stało. Dziś są w moich oczach normalne, wcześniej ewidentnie je idealizowałem. Los chciał, że spotkałem pewną 19 latkę. Idealizowania oduczyły mnie poprzednie przejścia więc patrzę na nią chłodnym okiem. Mimo to zobaczyłem w niej coś czego bardzo dawno nie widziałem w kobiecie, wzbudziła we mnie zainteresowanie. Bardzo mi się spodobała, jest ładna, interesuje się czymś więcej niż telefonem, z szacunkiem wyraża się o swoich rodzicach. Przyznam, że teoche mnie zabiła z tropu. Pojawiła się w momencie gdy czułem że moje życie jest uporzadkowane i przejrzyste jak nigdy dotąd. Nie tracę głowy, ale co jakiś czas ona się w niej pojawia. Nie chodzi wyłącznie o seks. Na brak zainteresowania nie narzekam. Myślę o niej w kategoriach osoby, z którą mógłbym stworzyć jakiś związek. Nową sytuacją dla mnie jest różnica wieku. Do tej pory to one były 10+ starsze. Tu rolę się odwróciły. Jakoś mi z tym dziwnie i mam wrażenie, że w kontakcie z nią to mnie blokuje. Niby taka różnica wieku w takiej konfiguracji zdaje się być ok, a z drugiej strony ona zaraz dopiero zacznie studia. Poradźcie coś
  3. Nie jest. Rozwiodła się. Miałem na myśli, że w tamtym okresie była niedoszłą rozwódką. Myślę, że część robi to z wyrachowania, ale to skrajność (przynajmniej taką mam nadzieję). W normalnych warunkach ma to swoje ewolucyjne podstawy. Myślę, że kobita ma prawo oczekiwać, że zachodząc w ciążę ojciec dziecka zadba o jej komfort i w spokoju będzie mogła się skupić na sobie i dziecku nie martwiąc się o to czy będzie co zjeść. Inna rzecz, że teraz materializm wlewają im codziennie do łba przez tv i telefony, a to im zdecydowanie wykrzywia zaburza odbiór rzeczywistości. Doprecyzuję. Nie szukałem u nikogo pomocy tzn proces odbywał się we mnie i stymulowałem się wewnętrznie. Nie wliczam w to sytuacji, w których się kogoś radziłem czy pytałem o opinię. Byłem sam sobie powiernikiem i spowiednikiem. Jednak uważam, że obecność drugiego człowieka jest potrzebna. I choć jestem bardzo wdzięczny za tych ludzi to sam nie wiem czy ja im czy oni mnie bardziej pomogli. Nie ma to jednak znaczenia, wszyscy jesteśmy ludźmi i jeden oddziałuje na drugiego nawet nieświadomie. W zasadzie kilka dobrych lat spędziłem w samotności, zamknięty w swoim wewnętrznym świecie. I tak jak mówisz uważam to za błogosławieństwo. Dzięki temu znalazłem coś czego nie znalazłbym będąc otoczony mnóstwem ludzi. Uważam, że zadaniem każdego z nas jest odkryć prawdę o sobie jednak nie tylko po to by ją mieć lecz po to by z nią iść w świat. Samotność jak najbardziej jako środek do osiągnięcia celu, ale nie jako sposób na życie.
  4. Czołem Braciszkowie! Po długich miesiącach pracy nad sobą wracam do macierzy przybić z Wami piątkę. W jakiejś mierze to też i Wasza zasługa. Byliście ze mną w czasie gdy tego potrzebowałem dziś mogę stanąć tu ponownie i zaświadczyć o tym, Do rzeczy. Ci którzy pisali w wątku z grubsza wiedzą o co chodzi, ci którzy nie czytali dla nich w dwóch słowach: uwikłałem się w pojebaną emocjonalną relację dużo starszą kobitą, matką 3 dzieci i niedoszłą rozwódką. Dziś gdy sam o tym myślę to jest mi wstyd. Choć z drugiej strony wiem, że byłem emocjonalnie od niej uzależniony, a ona to z premedytacją wykorzystywała. Po czasie stan ten porównuję do uzależnienia podobnego jak przy dragach. Odnajduję wiele wspólnych analogii. Dziś jak nigdy wcześniej czuję, że stałem się od tego wolny. Stan ten utrzymuje się już przez kilka miesięcy, ale dobrze pamiętam to zdziwienie gdy dotarła do mnie świadomość, że w ogóle o niej nie myślę. Co mi pomogło? Przeczytane książki (szczególnie "No more nice guy"), rozmowy ze starszymi facetami, wasze słowa. Trzeba naprawdę sporo czasu i pracy aby przebić się przez mur postawiony w swojej głowie. Na moją korzyść działało zawsze to, że nie boję się prawdy między innymi tej o sobie oraz życzliwej krytyki. Jakbym miał określić nadrzędną przyczynę moich problemów ze sobą (choć tak na prawdę to co mnie spotkało było konsekwencją tego jakim- nieświadomie byłem człowiekiem) to z pewnością był by to POTRZEBA AKCEPTACJI dodam neurotyczna popierdolona potrzeba akceptacji. Uświadomienie sobie tego było punktem zwrotnym. Znam siebie, mam dobrze zbudowane poczucie własnej wartości, lubię siebie i wiem na co mnie stać, a mimo to gdzieś podskórnie cały czas szukałem akceptacji u innych ludzi. Potrzebowałem jej. To zdumiewające jak proste prawdy z wielką mocą uderzają w człowieka. Zacząłem się sobie przyglądać, zadawać sobie pytania, analizować swoje zachowania i szukać związków przyczynowo-skutkowych. Dodałem do tego to o czym jak mantra piszecie tu na forum - praca nad sobą i zajęcie się swoimi sprawami. Działanie ma uzdrawiający skutek. Dziś jestem w miejscu gdzie w zasadzie czuje się dobrze sam ze sobą jak nigdy dotąd. Spotykam się z ludźmi, jestem otwarty, w relacjach stawiam granicę i jestem asertywny. Piszę o tym, żeby uświadomić innym, że na prawdę jest się o co bić. Wiem, że nieraz jest ciężko i przyszłość wydaje się ciemnym i pustym pokojem, ale wszystko co ma przynieść efekt wymaga trudu i pracy. Braciszkowie nie załamujcie ducha, walczcie i stawiajcie czoła swoim demonom. Niezależnie od tego jakkolwiek jest źle zawsze można coś zmienić. Po pierwsze: szczera prawda sam ze sobą, bez ogórdek prosto w pysk Po drugie: określenie obszarów, w których dajecie ciała Po trzecie: gdy już wiesz gdzie boli rób tak by nie pogłębiać ran, stań się uważny na tym punkcie, wprowadzaj zmiany i monitoruj sytuacje. Tu uwaga: ten element wymaga ogromnej uwagi i czujności bo te automatyzmy są naprawdę silne Po czwarte: bądź dla siebie wyrozumiały, nie okładaj się gdy coś nie wyjdzie. Bądź ze sobą szczery i gdy coś spierdolisz miej tego świadomość, ale nigdy powtarzam NIGDY nie szczekaj na siebie! Po piąte: działaj! podejmuj aktywność, zajmij się czymś, inwestuj w siebie i nie miej oczekiwań od rzeczywistości. Osobiście stosuję też zimne prysznice, aktywność fizyczną. I na koniec bardzo ważne. Znajdź ludzi którzy będą przy tobie w tym procesie. Nie chodzi o to żeby wylewać przed nimi swoją słabość i użalać się jaki to beznadziejny jesteś. Rzecz w tym, że samo mentalne wsparcie innego faceta już działa jak lekarstwo. Ja miałem szczęście poznać dwóch facetów, starszych gości, którzy pewnie nawet nieświadomie towarzyszyli mi w tej podróży. Na mojej drodze była też Loża Samców i to jest też świetna alternatywa i duży handicap na początek. Nie warto być z tym wszystkim samemu. Nic co ludzkie nie jest nam obce. Błądzić żaden wstyd, a wyciągać rękę po pomoc to żadna ujma. Dziękuję
  5. Właśnie rzecz w tym, że trzymam dystans. Wydaje mi się że wzbudziłem jej zainteresowanie i na tym poprsestalem. Teraz czekam na ruchy z jej strony, jak ich nie bedzie to umrze to smeirxia naturalną. Bo desperatem nie jestem, a dla ładnego zdjęcia tracić głowę to nie rozsądne. Nie mam zdjęcia na profilu, zawsze próbuje najpierw wybrać temat jakąś rozmową. Więc stąd te podchody. Nic zobaczymy co będzie tak jak mówię ja nie inicjuje chce to sama pisze, jak ona się zaangażuje to to zaangażowanie odwzajemnie. Taki układ już przerabiałem i wnioski wyciągnąłem z tej lekcji. Dzisiaj się odezwała. Trzymam rękę na pulsie. Wirtualna znajomość odpada. Póki co chcę się spotkać wtedy rozważe.
  6. Wolę starsze kobity niż utyte Julcie. Pospotykać się najpierw, zobaczyć co i jak. Do spotkania nie doszło bo korona. Żadna single mom, nie ma dziecięcia. Gdzie tam napalona. Serio nie.
  7. W związku z tą całą "sytuacją zagrożenia epidemiologicznego" popularnie zwaną koroną postanowiłem uruchomić stary portal randkowy. Do tej pory dość dobrze radziłem sobie w takich rozmowach i nie miałem takich dylematów jak obecnie. Pewnie też wpływ miał na to fakt, że pisałem z rówieśniczkami czy młodszymi laskami. Do rzeczy. Poznałem tam kobitę starszą ode mnie o 8 lat. Po wielu próbach w końcu udało mi się nawiązać jakiś kontakt. Co nieco się o niej dowiedziałem. Od samego początku testuje mnie na każdym kroku. Myślałem, że sprawy idą już w dobrym kierunku pomału zaczynała się otwierać aż tu następnego dnia przestała się w ogóle odzywać. Dzień później napisałem jej, że chcę wieczorem pogadać. Przyszła. Chłodno, rzeczowo i szczerze napisałem jak to wszystko widzę na koniec wysłałem jej zdjęcie bo nie mam w profilu i w zasadzie zostawiłem piłkę po jej stronie. Po 1,5h odpisała. Podziękowała, wytłumaczyła, że jest zmęczona po ciężkim dniu bo coś tam robiła, podziękowała drugi raz i poszła spać. Napisałem tylko dobranoc i postanowiłem, że jak ona się nie odezwie to ja też już nie napiszę. Połknęła haczyk. Napisała na drugi dzień. Pogadaliśmy sobie było trochę testów, na które byłem przygotowany ogólnie przyzwoicie. Więc kolejnego dnia ja napisałem jakoś dopołudnia, przywitałem się i nic więcej, sprawdzając czy jest. Odpisała gdzieś po 7 godzinach chociaż odczytał wcześniej. Odpowiedziałem, że miałem długi dzień i idę spać. Dobranoc dobranoc tyle. Panowie. Staram się na chłodno do tego podchodzić. Jednak przyznam, że ma coś w sobie i mnie do niej ciągnie. Staram się nie reagować emocjonalnie, ale przyznam, że wczoraj to mnie zagotowała równo. Chyba oczekiwałem już, że będzie nieco z górki, a tu znowu niespodzianka. Oczywiście poznać tego po sobie nie dałem, ale wam mogę powiedzieć. Jak to widzicie?
  8. Skąd to zdziwienie skoro Osobiście wychodzę z założenia, że jak czegoś nie ma od początku to czas tego nie zmieni. Nie wchodzę w relacje z kobietami do których nic mnie nie ciągnie z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że nie chcę niczego udawać. Nie chcę się zmuszać do okazywania czegoś czego nie czuję. Poza tym one i tak doskonale wiedzą czy jesteś zaangażowany z przekonania czy nie. Druga sprawa to kwestia odpowiedzialności. Załóżmy, że żyjemy razem i fajnie jest aż nagle pojawi się inna taka, która rzeczywiście na mnie działa. Nie czując nic marna szansa, że to przetrwa.
  9. Pisałem, że gdzieś od ponad 2 lat ograniczyłeś mocno pornoli, a od 6 miesięcy nie oglądam wcale.
  10. +35 sam mam 29, ale laskami w tym przedziale byłem już zainteresowany w latach szkolnych. Sprawdzałem. Wssystko było ok, ale poziom emocji i nagrania dwa poziomy niżej niż przy starszych. Z matką miałem dobrą relacje, jednak zmarła jak miałem 19 lat, nie uważam, że brakowało mi miłości z jej strony. Wychowała mnie najlepiej jak potrafiła. Ciężko mi powiedzieć czy chcę coś sobie udowodnić. Nie wykluczam, że to jakaś sztuczka umysłu jednak na poziomie samego popędu, ochoty na seks to znacznie więcej obiektów postrzeganych przez mój mózg jako atrakcyjne jest właśnie w kategorii 35 w górę. I na odwrót mało która młodsza tak na mnie działa. 1. Nie narzekam na brak zainteresowania, ale po doświadczeniach ze starszymi te młodsze są dla mnie znacznie mniej ciekawe. 2. Tak. Porno odstawiłem pół roku temu na amen. Gdzieś od 2 lat mocno ograniczałem do kilku, kilkunastu razy na rok. 3. Też tak myślę.
  11. Odkąd pamiętam zawsze fascynowały mnie starsze kobiety. Pamiętam jak zobaczyłem pierwszego pornola ze starszą laską w akcji. Było to coś nie do opisania, później takie porno stało się moją codziennością na długie lata. Wiadomo gusta są różne, ale te młode są dla mnie nieatrakcyjne i nie chodzi nawet o sam seks, ale o ich wygląd, zachowanie czy sposób bycia, gdzie w moim odczuciu na tle starszych koleżanek wypadają bardzo blado. Chciałbym się zaangażować w jakąś LTR ale ze starszą raczej odpada, a do młodszej chyba nigdy w życiu nie czułem naturalnego pociągu. Jak myślicie czy pornole mogły tak wpłynąć na moje postrzeganie czy może problem leży gdzieś indziej? Jak mogę sobie pomóc? Dodam, że porno w każdej wersji odstawiłem już dawno temu.
  12. Kolejna kobieca naleciałość w moim sposobie myślenia. Tworzenie scenariuszy względnie próba sprowokowania sytuacji w taki sposób żeby możliwe było załatwienie moich interesów. Przecież to samo w sobie jest już jakimś wydatkiem energetycznym nie mówiąc już o emocjonalnym, a już z całą pewnością nie zaprowadzi mnie to do ograniczenia myśli o niej. Więc od wczoraj konsekwentnie wypieram myśli dotyczące jej osoby o żadnych scenariuszach nie ma mowy. Swoje wiem, mam to względnie poukładane w głowie. Jak ruszy sama temat to co mówić wiem i o ile sam uznam to za stosowne nie omieszkam jej tego powiedzieć. Wczoraj wieczorem pisałem jeszcze pod wpływem silnych emocji, bo zaś przyuważyłem, że piszą sobie. Napisałem, że wyoślę jej swój punkt widzenia. Jednak zaraz po napisaniu naszła mnie taka refleksja: a) przecież ona to z pewnością widzi, mam namyśli mój dystans i zdecydowanie inną postawę niż jeszcze dwa tygodnie temu, więc nawet średnio poważna była by rozmowa w stylu "dystansuje się emocjonalnie" przecież to widać nie ma potrzeby o tym gadać b) uznałem, że dobrze jest jak jest, mimo wszystko to ja kontroluję sytuację, zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje i moje zachowanie to odzwierciedla. Ona też ma świadomość tego skąd we mnie taka zmiana i tyle wyjaśnień póki co wystarczy. Raczej to ona ma teraz o czym myśleć, a ja muszę skoncentrować się na sobie i na tym by wypierać myśli o niej. Chociaż to ogromna praca do wykonania dzisiaj mi się przyśniła. Dałem się podejść. Na początku ona zaczęła się zwierzać później pisała, że jej głupio, że zawraca głowę swoimi problemami i temu podobne teksty. Zwykłe urabianie. Bo oczywiście ja a jakże.. nic się nie dzieję zawsze cię wysłucham. Z biegiem czasu nakłaniała mnie do tego bym sam się otworzył przed nią. I dopięła swego. Zacząłem mówić, a że nigdy z żadną emocjonalnie nie byłem bliżej niż z nią to gadałem, jak najęty. Strzał w kolano, najpierw lewe później prawe. Dzieliłem się z nią swoimi obawami, wątpliwościami, problemami z którymi się zmagam. W zamian niby dawała wsparcie, ale nie tego potrzebowałem. Duży błąd z mojej strony. Jednak wnioski wyciągnięte i żadnego zaglądania do środka już nie będzie. Znowu celnie chociaż chyba jakieś racjonalne myślenie przebija się bo sam zaczynam rejestrować momenty, w których myślę o niej i to już dużo bo mogę jakoś zareagować. Tak samo całe sprawdzanie telefonów czy i kiedy była dostępna czy z kimś piszę czy nie. Całkowicie odpuściłem, nie sprawdzam nie zaglądam bo nerwów mnie to kosztowało nie mało. Takie otwieranie ran.
  13. Chyba wyjścia nie mam. Dzisiaj się widzieliśmy. Tyle co robiła prób wyciągnięcia mnie w swoje problemy to dawno czegoś takiego nie było. Aż ją skręcało żeby tylko się tym ze mną podzielić. Zmieniałem temat albo po prostu nie komentowałem tego co mówiła. Z mojej strony tylko neutralne tematy i praca. Zakładam, że taka sytuacja będzie się powtarzać bo pewnie podejrzewa, że to tylko chwilowa niedyspozycja tampona. Dlatego chcę przy pierwszej kolejnej próbie od razu zareagować i powiedzieć, że dystansuje się emocjonalnie i nie chcę rozmawiać na prywatne tematy. Prawda jest taka, że jestem ostro wkurwiony po odkryciu, że jest jeszcze inny kolega i myślę sobie niech jego zalewa tymi żalami, ale tego jej powiedzieć przecież nie mogę.
  14. Dzięki wszystkim za rady. Swoje przemyślałem i rano doszedłem do pewnych wniosków. 1. Rzeczywiście moja stabilność nie jest jeszcze taka jakbym tego oczekiwał, a co do samooceny uważam nadal, że nie jest z nią nienajgorzej pomimo całej tej sytuacji. Myślę, że każdy uświadamiając sobie, że przewalił 3 lata i do tego dał się zrobić w wuja czułby się najzwyczajniej w świecie z tym źle. 2. Uświadomiłem sobie, że jej reakcja i jej ocena sytuacji jest jej reakcją i jej oceną sytuacji. Nie mam zamiaru jej niczego tłumaczyć tylko ograniczyć się do przedstawienia jej mojego punktu widzenia bez zbędnej gadki. 3. Mój punkt widzenia: muszę się zdystansować szczególnie emocjonalnie. W tej sytuacji muszę się troszczyć i martwić o siebie. 4. Mocne w waszych wypowiedziach było to, że nic między nami nie ma. Czysta projekcja w mojej głowie. Z błędnych założeń błędne wnioski. Aż nie mogę uwierzyć, że nigdy tak na to nie spojrzałem. Jej sygnały odbierałem jako zwiastun tego co może między nami być podczas gdy była to marchewka dla osła. Dzięki
  15. Miałem na myśli sytuację gdy np zacznie się łasić wtedy mam zamiar zareagować i opierdolić ją za to co robi, a przy okazji wytłumaczyć jak facet reaguje na takie zachowania kobiety i czy do tego chce mnie doprowadzić? Coś jest w tym złego? Moim zdaniem na tym właśnie polega mówienie wprost, bardziej już się chyba nie da.
  16. Kilka razy w miesiącu chcąc nie chcąc muszę się z nią widzieć i wtedy spędzamy ze sobą trochę czasu i to w obecnej sytuacji się nie zmieni bo jest to narzucone od górnie. Jedyna opcja zmiana pracy, ale tego póki co nie biorę pod uwagę. Nie jestem. W chwilach słabości tłumaczę sobie, że byłem tylko zabawką, pocieszycielem i przyjaciółką w jednym. Świadomość tego, że jest ktoś inny, ktoś z kim kontakt przede mną ukrywa i do tego, że jest to facet, sprawiło, że pierwszy raz mam narzędzie, którym póki co z powodzeniem odganiam wszystkie myśli próbujące mnie przywrócić na dawne tory. Wychowywałem się bez ojca chociaż miałem z nim sporadyczny kontakt. Wychowała mnie matka mieszkająca ze swoją matką. Dorastałem w kobiecym gronie (częste wizyty przyjaciółek mamy). W zasadzie z facetami miałem znikomy kontakt, żadnych męskich wzorców na co dzień. Tu upatruję przyczyn moich późniejszych problemów. Po śmierci mamy, która zmarła gdy byłem nastolatkiem chcąc nie chcąc szybko się usamodzielniłem i stanąłem na nogi i choć nie żałowałem czasu na samorozwój to ciągle czułem, że coś jest jeszcze ze mną nie tak. Aż do chwili gdy przeszło kilkanaście lat od tamtych chwil odkryć w sobie miłego chłopca. Z mojej strony ograniczyłem inwestowanie w tą znajomość do zera. Żadnego inicjowania kontaktu w takiej czy innej formie, żadnych prezentów, drobnych gestów, bliskości fizycznej czy głębokich rozmów. O sobie w zasadzie nic nie mówię. Jakieś potencjalnie intymniejsze tematy zbywam milczeniem lub zmieniam temat. Sam rozmowę prowadzę na neutralnym gruncie, pogoda, zupełnie błahe sprawy + oczywiście praca. Wiem, że wrzuca mi komunikaty, na które z reguły reagowałem żeby wciągnąć mnie w swoje problemy i jej obecną sytuację coś typu bardzo źle spałam w nocy, jestem niespokojna, tyle się teraz dzieje itp - nie reaguje wcale. Dystansuje się na każdej płaszczyźnie i jestem w tym konsekwentny mimo tego, że widzę, że jest jej z tym źle. Sam z tą świadomością strasznie chujowo się czuję, ale wiem, że nie mogę się złamać Trzyma mnie tylko to, że wiem o innym gościu z którym coś ją łączy i myślę sobie, że niech tam szuka pocieszenia. Nie udzielam jej też pomocy. Zdarzyło mi się odmówić drobnych przysług. W zamian dałem jej radę jak szybko i sprawnie może to załatwić nie angażując mnie. Do tego jestem bardzo czujny na to co robi i co mówi. Chcę na bieżąco reagować na każde nawet najmniejsze zachowania wykraczające poza ramy zwykłego koleżeństwa. Po by sprowokować ją do tego by otwarcie zaczęła mówić o tym co się dzieje między nami i dać jej do zrozumienia, że coraz lepiej orientuje się w tym co się między nami dzieje.
  17. Pisałem o tym wcześniej. Przed tym zanim ją poznałem nie miałem pojęcia o tym co powoduje moje zachowanie. Gdzieś pewnie między innymi za jej sprawą zacząłem dociekać czemu zachowuję się w taki sposób, którego sam nie mogę sobie racjonalnie wytłumaczyć. Obserwowałem siebie i dociekałem przyczyn. Trafiłem na lekturę o nice guyach i to był przełom. Zmieniłem się bardzo. Zacząłem upominać się o swoje, dopuściłem myśl o tym, że też mam swoje potrzeby. Prostuję stare relacje, nowe zawieram na zupełnie nowych zasadach. Więc tu był pies pogrzebany, a odkrycie tego faktu uporządkowało mi myślenie. Obnażyło mechanizmy, które gdzieś nieświadomie mną powodowały. Pilnuję się stale, ale to ciężka praca. Nie twierdzę też, że nie ma jeszcze czegoś pod spodem. Jednak na ten moment nie widzę w swoim zachowaniu niczego niepokojącego. Rzecz w tym, że w tą kabałę uwikłałem się jeszcze na długo przed tym odkryciem. Wszystko co od początku robiłem w tej relacji było powodowane chęcią zyskania w jej oczach. Byłem gotowy zaspokoić każdą jej potrzebę tylko po to by uzyskać potwierdzenie własnej wartości, a tak nadrzędnie to chyba potrzebowałem stworzyć bliską i intymną relacji z drugim człowiekiem. Dziś wiem, że to ułuda i na ile się da wyprostowałem tą relację, mówiąc o pewnych rzeczach wprost (tak jak powinienem postępować od samego początku). Jednak pamięć o tym jak było i chyba przede wszystkim ta pojebana chemia sprawia, że wewnętrznie się miotam. Jednak jestem konsekwentny. Będzie prawie trzy lata. Seksów z tego nie było mimo, że dawała jasne sygnały. Chociaż może to była tylko gra z jej strony. Zupełnie źle to odebrałeś. Przeczytałem tu wiele cierpkich słów i za wszystkie jestem wdzięczny. Krytyki się nie boje i nawet tej w moim odczuciu bezzasadnej się przyglądam żeby czegoś nie przeoczyć. To co cytujesz miało raczej charakter autoironii, napewno moją intencją nie było żeby kogoś obrazić. Wiem jak wygląda moja historia, niektórzy pisali tu, że to bajt. Ktoś napisał, że w jednym zdaniu zawarłem trzy czerwone flagi. Jest to historia tak niedorzeczna, że niektórym ciężko w to uwierzyć podczas gdy jest to moją rzeczywistością od niespełna 3 lat. To co napisałem miało wyrażać to, że wiem jak wiele jest rzeczy w moim myśleniu i działaniu za które należą mi się srogie baty, jednak jestem gotowy przyjąć jeśli to ma mi pomóc. Stąd moja obecność tutaj.
  18. Dowiedziałem się, że jest jeszcze jeden pocieszyciel. Kto wie może to nawet bolec. Bywa że parę razy w miesiącu się spotykamy i chcąc nie chcąc spędzamy trochę czasu razem - praca. Nie poświęcam jej uwagi, sam nie inicjuje rozmów, osobiste tematy odbijam albo żywa milczeniem. Gadam o pogodzie. Źle się wyraziłem. Poczucie własnej wartości jest u mnie stabilne. Nie myślę o sobie źle chociaż nie pożałowałem sobie gorzkich słów w związku z tą sytuacją. Ta sfera mojego życia jest gdzieś poza jej zasięgiem. Jestem świadomy tego kim jestem i okoliczności nie mają na to wpływu. Miałem na myśli to, że mam stan jak w trakcie choroby. Czuję się słaby i psychicznie obolały. Pewnie to mieszanka stresu i mocnych emocji, która jak stwierdziłeś boli bo musi. Mam mnóstwo wniosków do wyciągnięcia, wyuczalny jestem. Chociaż w obliczu tego wszystkiego czego doświadczam, tego co obserwuje na codzień i tego co mogę wyczytać chociażby tu na forum, ciężko o optymizm na przyszłość względem kolejnej relacji czy założenia rodziny.
  19. Po 7,8 godzin jak dawno nie. Może dlatego, że pije jakieś zioła na uspokojenie. Relaksu raczej nie za dużo, chociaż z przyjaciółmi się spotykam i.. a jakże wałkujemy temat na wszystkie strony. Wedle życzeń: - sam nie nawiązuje żadnego kontaktu - kilka razy odrzuciłem prośbę o pomoc, co kiedyś było nie do pomyślenia, stwierdziłem, że nie jest to wcale jakieś ponad jej możliwości i jest w stanie poradzić sobie beze mnie - nie mówię dużo o sobie, raczej się dystansuje - staram się na bieżąco reagować na wszelkiego typu zagrywki z jej strony - mimo doła czuję, że z powrotem odzyskuje kontrolę nad sytuacją Znowu konkretnie i do rzeczy. Prysznic to już jutro. Mam wrażenie, że relatywnie coraz mniej poświęcam jej uwagi i myślę, że tu czas gra na moją korzyść. Kumple i przyjaciele są mi bardzo pomocni. W oborze nie przywykłem mieszkać, w sobotę opendzlowałem chatę na cacy. Wzdychać nie wzdycha, cała sytuację traktuje jako bardzo poważne doświadczenie życiowe. Żałuję tego czasu, ale trzymam fason. Jednak przyznam, że cała ta sytuacja podkopała gdzieś moje poczucie wartości. Może nie tyle, że stałem się wycofany co czuje, że gdzieś uszła że mnie moc. Chociaż to może jakaś reakcja na stres bo ten mi napewno towarzyszy i nawet nie zdaje sobie sprawy jak jest duży.
  20. Bracia dajcie trochę wsparcia. Gdzieś od tygodnia żyje w innej rzeczywistości odkryłem, że z jej strony to popieprzona gra i, że w najlepszym wypadku jestem tamponem emocjonalnym do tego najprawdopodobniej nie jedynym. Chodzę tak przyjebany, że obcy ludzie pytają czy coś mi się stało, z nerwów tak mi skończyło ciśnienie, że wolę nawet nie mierzyć. Chciałem iść rozładować się na siłce, ale autentycznie boję się, że zasłania. Nie potrafię skupić myślenia, pamięć nie funkcjonuje czuje się jakbym był zamknięty w jakimś akwarium i wszystko co się dzieje w koło działo się gdzieś poza mną. Wiem, że nie ja pierwszy i nie ostatni, ale co mam robić? Jak sobie pomóc? Jak wygrzebać się z tej kabała, w którą przez własną naiwność się wpakowałem.
  21. Gdzie brałeś dokształt?
  22. Dzięki za rady. Ona jest już przegrana. Nie pozwolę by jakaś samica okazywał mi brak szacunku. Na przyszłość jak już się ogarnę i będzie następna to co? Żadnych wyglupów z nią? I nawet jak w żartach powie na przykład, że zaraz mi przyłoży mimo, że mam 50 kg więcej od niej , to co zrobić od razu ją skrócić i sprowadzić na ziemię?
  23. Czyli co panowie, słowem trzymać kobitę krótko? Żadnego tolerowane dla jej wygłupów skierowanych w moją stronę? Jak jej zwracać uwagę? Najpierw delikatna słowna reprymenda czy odrazu opierdziel z grubej rury?
  24. W temacie testów i teścików. Co sądzicie o sytuacji gdy kobieta czuje się na tyle swobodnie w waszym towarzystwie, że zaczyna sobie dokazywać. Zupełnie jak córeczka w stosunku do swojego ojca. Mam na myśli to, że ma świadomość tego że może przeciąć, ale z drugiej strony wie też że może sobie pozwolić na więcej niż inni i stara się wybadać granice. Na przykład często w żartach szczególnie w sytuacji gdy wyjdzie na moje co jeszcze również dla żartu staram się podkreślić ona reaguje czymś na kształt frustracji i odgraża się, że mnie udusi albo czymś we mnie rzuci. Wszytko z uśmiechem i w łagodnej atmosferze. Parę razy zdążyło się rzucić jakimś szalikiem czy czymś lekki. Inna rzecz, że rzadko trafia. Co o tym myślicie? Druga sprawa to zagrywki typu chlapanie wodą albo o obrzucanie śniegiem. Ciekawi mnie wasza opinia i jaka jest wasza reakcja na tego typu zagrywki?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.