Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'pasje' .
-
Od lat się nad tym zastanawiam, już nie mówię o jakiejkolwiek wiedzy. Jak można nie być ciekawym otaczającego świata, zjawisk w nim zachodzących? Jak można być tak przyziemnym? Nie mieć chęci zgłębiania czegokolwiek? Moja znajoma, pracująca w dziale HR, stwierdziła, ze jakieś 95% kobiet w rubryce zainteresowania ma wpisane cztery niezmienne rzeczy: - muzyka - kino - książka - podróże Nawet ona jako kobieta stwierdziła do mnie, że "baby są nudne w chuj", nie ma z nimi o czym rozmawiać, a jak widzi takie CV, od razu ląduje w kiblu.
-
Pasje, hobby, zakupoholizm - nierozsądne tracenie kasy
Cpt_Red opublikował(a) temat w [ŚWIEŻAKOWNIA] - 'Moja historia'.
Tak dla odmiany od spraw damsko męskich bo tych tu najwięcej Widzę zaczątki problemu z realizowaniem swoich pasji, zachcianek. Mam wrażenie, że posiadam coś na kształt "duszy kolekcjonera". Od zawsze praktycznie coś zbieram, kolekcjonuje. Wiadomo z czasem zainteresowania, pasje się zmieniają ale schemat zwyczajowy. Czymś zaczynam się interesować, zgłębiać tematy i powoli zbierać, kupować, ulepszać, wymieniać. Dodatkowo, trochę pewnie jestem też skrzywiony latami dzieciństwa (80-90). W domu nie mogę powiedzieć by coś mi brakowało ale jednak pewne rzeczy były poza moim zasięgiem. W momencie jak zacząłem zarabiać kasę włączyła mi się "chęć" posiadania tego wszystkiego i nie ukrywam często jej ulegam. Żeby był jaśniejszy obraz sytuacji powiedzmy, że najbardziej kręciły (kręcą) mnie tematy związane ze sprzętem muzycznym (tzw. duże wierze Technics itp), stare zegarki, fotografia. Lubię też sport - bieganie (zwłaszcza długie dystanse, ultra). Wbrew obiegowej opinii, że to dość tanie (prawda) jest też tu pole na wydawanie dużych pieniędzy (ciuchy, buty, plecaki, zegarki gps). Od pewnego czasu zastanawiam się nad kwestią tego, że w sumie dużo kasy tracę bez sensu. Zaczynam swoje działania zawsze rozsądnie a w którymś momencie coś się psuje i finalnie zawsze tracę. Nie jest to jeszcze (w mojej ocenie) jakiś naprawdę mega problem ale jednak zauważam coraz większe negatywy działania i to mnie martwi. Może ktoś ma podobne problemy i opowie jak sobie z tym radzi. Plusy i logika Nie można powiedzieć, że kasę przetracam bezpowrotnie jak na dziwki i alko Coś, realnego mi zostaje. W razie podbramkowej sytuacji sprzedając swoje zbiory część wkładu finansowego da się odzyskać. Na części pewnie bym i sporo zarobił. Np. te zegarki zbierałem jeszcze przed czasami gdy zaczęła się na nie moda i ceny poszybowały w górę. Taką monetyzację pasji zresztą prowadzę (staram się) od dawna. Ulepszając ciągle swoje zbiory nieraz kupiłem coś okazyjnie. Sprzedane na allegro potrafiło pokryć koszt moich kolejnych zabawek a i czasem coś w kieszeni zostało. W temacie fotografii próbowałem biznesu fotografa ślubnego. Coś tam zleceń miałem ale niestety jest to branża, która sama się zepsuła ostatnimi czasy. Dostęp do sprzętu spowodował, że każdy czuje się profesjonalistą. Brak jednak portfolio powoduje, że ludzie robią zdjęcia za darmo co zepsuło klientów. W tym momencie by zarobić trzeba być albo genialnym artystą (mi bliżej do rzemieślnika) albo co bardziej prawdopodobne - być długo w branży, mieć znajomości, rozpoznawalność i polecenia byłych klientów. Jeśli chodzi zaś o bieganie to prowadzę swoją amatorską stronę (bloga). Nie ma z tego kasy, nie uderzyłem bowiem w media społecznościowe (więc brak zasięgów gwarantujących zyski jak u lasek z insta ) No ale kupując sobie coś, mam przynajmniej nowości do opisania na stronie. Jest to dla mnie pewien wolny ale jednak rozwój. Poprawia się umiejętność pisania, systematyczność, zdobywam wiedzę jak co działa, o treningu itp. Minusy, problemy. Niestety zawsze w którymś momencie pasji coś się psuje i zaczynam wydawać głupio, co finalnie powoduje, że jestem na minusie. Przykładami operując: Kupowałem ten sprzęt muzyczny, zegarki po różnych giełdach, jarmarkach. Zaczęła się na to moda, ceny poszybowały w górę a jednocześnie coraz więcej złomu sprzedają. Jak wydawałem kiedyś 20 zł to trudno, przepadło. Ale wydać teraz 100 i więcej a okazuje się, że coś jest zepsute to większy kaliber wtopy. Naprawiać się nie opłaca, sprzedać uszkodzonego nie da się. Zaczyna się taki hazard na którym zawsze jestem w plecy. Nie do końca też wybieram mądrze. Niby się znam, wiem co potrzebuję ale jestem niecierpliwy i chcę często coś, już, teraz. Powoduje to, że kupuje nieraz za szybko, bez analizy aż do końca. Potem okazuje się, że jednak to co kupiłem nie spełnia moich potrzeb. Sprzedaję ze stratą i za chwilę kupuję lepsze. Dochodząc do wymarzonego poziomu takimi etapami, niestety też tracę finansowo więcej niż jakbym zacisnął zęby, poczekał i od razu kupił topową rzecz Martwi mnie też taki zaczątek zakupoholizmu. Większą radość sprawia sam proces analizy, wyboru, zakupu niż później posiadanie. Pobawię się trochę, rzecz idzie na półkę a ja znów zaczynam kombinować. A może bym jeszcze wziął to, wymienił, ulepszył. Podsumowując Jak pisałem na wstępie nie jest tak, że nie mam całkiem hamulców. Mam i staram się często sam siebie stopować. Nie wydaję całej kasy tak, że nie mam później na chleb Mimo to złe decyzje zakupowe są jednak problemem. Tracę i wkurza mnie, że zawsze do wszystkiego muszę dochodzić dookoła, dużo dłużej, drożej. Myślicie, że rozwiązaniem jest jest większa kontrola nad sobą? Czy też "pasje" zawsze oznaczają straty i trzeba się z tym pogodzić. -
Przeglądając forum, zauważyłem, że jest taki fajny dział Pogrywam na basie w dwóch zespołach (w tym poniższym gram nawet z gościem który mnie na to forum przyciągnął ) Co o takim gatunku sądzicie ?
- 8 odpowiedzi
-
- 2
-
Witajcie moi kochani! Dzisiaj będzie naprawdę krótko Długo przymierzałem się do założenia konta na tym forum, dzisiaj korzystając z tego ,że w pracy mam praktycznie wolne, uczyniłem to Chciałbym podzielić się swoją historią , przedstawić Wam obecną sytuację i ew. prosić o jakieś podpowiedzi. Jestem młodym chłopakiem (21 lat) , mieszkam w małym mieście, informatyk z zawodu, muzyk - (basista, 2 kapele). W moim życiu praktycznie nie ma czasu na nudę, cały czas coś się dzieje. Jestem szczęśliwym człowiekiem alee.. czasami sam nie wiem czego chcę i brakuje mi pewności siebie. Pannę W. poznałem w 4 klasie technikum. Jest rok młodsza. Blondynka z dobrego domu,przeciętna uroda (ale mimo wszystko ma to coś), mądra książkowo, spokojna, mieszka na wsi zabitej dechami 12 km ode mnie. Gdy ją poznałem nie miałem bladego pojęcia o kobietach, czego chcą, co je kręci, JAKIE SĄ NAPRAWDĘ (wspaniałe wiadomo) :). Pierwsze rozmowy to była wg jakaś porażka, pisałem do niej na Fb, bardzo oschła była, obojętna, musiałem ostro się gimnastykować przy rozmowach z nią . Pamiętam, że na walentynki wysłałem do niej jednego gościa, z dużą kopertą w której była mniejsza, w tej mniejszej była jeszcze mniejsza itd. na końcu była kartka z zapytaniem kiedy kawa i mój numer telefonu. Po jakiś 12 godzinach SMS treść "dzięki" Myślę- będzie moja, głupi ja Znajomość nabierała tempa, pamiętam,że na dzień kobiet pierwszy raz się spotkaliśmy, zabrałem ją na Greya do kina. Rafcio (ja) idiota zamiast działać coś w trakcie filmu czy tuż po nim, kupił jej popkorn i przez pół filmu wpatrywał się w jej "boskie" oblicze. Zgadnijcie czy była zadowolona ? Bo mi dzisiaj już się wydaje , że liczyła na coś innego. Biegałem do niej z kwiatkami, prosiłem o spotkania, jak już wyprosiłem było naprawdę fajnie (tak mi się wydawało). Pierwsze pocałunek, dotykanie się (jestem na 80% pewien ,że chciała czegoś więcej,ale z powodu mojego braku doświadczenia i podstawowej wiedzy wszystko niszczyłem. Po 9 miesiącach znajomości zakończyłem ją, ponieważ w dniu kiedy miała się ze mną spotkać poszła z kuzynką która właśnie niby wróciła z niemiec do klubu gdzie teoretycznie poznała jakiegoś gościa z którym wyśmienicie się bawiła. Powiedziałem nara. Reasumując , mógłbym tutaj książkę napisać, ale nie chcę też przynudzać .Popełniłem wszystkie możliwe błędy, pokazałem się ze słabej strony sam się wpakowałem na orbitę. Miesiąc póżniej po jakimś koncercie, podpity pisałem do niej, że bardzo żałuję ,że chciałbym żeby było tak jak dawniej, byśmy byli chociaż przyjaciółmi etc, stwierdziła, że nie byłaby "lojalna" względem kogoś innego. :))) To nie koniec "histeryjki" Olałem sprawę, uznałem oczywiście, że ja wszystko super robiłem, że to jej wina bo nie wiedziała czego chce etc.... Po pewnym czasie ku mojemu zadziwieniu Pani W PIERWSZY RAZ W ŻYCIU PIERWSZA NAPISZE "hej co tam?" Wiadomo jakiś dialog, że u mnie wszystko pięknie i wg, że mam się wspaniale i nagle zaczyna nawiązywać do tego, że siedzi sama nudzi się, nie wie co ma ze sobą zrobić. Jak wiadomo, już nie zaznała ode mnie współczucia ani jakiejś propozycji, tylko zrobiłem jej lekką wojnę, powiedziałem co o tym sądzę i ogółem kazałem iść jej do tego swojego nowego Bo tych wydarzeniach nastąpiła przerwa.Nie widywałem jej, nie pisałem, nie szukałem kontaktu, zapominałem. Miesiąc temu napisała do mnie 2 raz ! (i tutaj bardzo dziwna sytuacja) Wyglądało to mniej więcej tak: "hej co tam?" No cześć, ogółem bardzo dobrze, spełniam się a tam ? chwila gatki o dupiemaryni pytanie od jej : A prywatnie ? Wiesz o co chodzi ? To jej powiedziałem, że się bawię, gram, podwyżkę dostałem (chodziło jej czy mam kogoś) Powiedziałem , że nie i nie szukam, okazało się, że ona też nikogo nie ma, siedzi w domu i jej smutno. Zakończyłem niespodziewanie rozmowę, bo akurat wychodziłem , powiedziałem, że idę do koleżanki z pracy albo coś takiego. Oki baw się dobrze, buziaczek (;*) Nie skomentowałem tego, poszedłem się bawić . Następnego dnia jak do niej napisałem była strasznie oschła, wg nie wchodziła w rozmowę, wyglądało to jakby ewidentnie jej nie chciała prowadzić (tego nie mogę zrozumieć) Stwierdziłem, że trudno, dziwna kobieta. Ostatnio nastąpił zwrot akcji, powiedziałbym nawet , że dość radykalny. Mi zaczęło się dobrze układać (robimy teledysk, w pracy coraz lepiej, otaczam się ładnymi kobietkami) Werka znów niewinnie zaczęła pisać coś, robiła to cyklicznie przez pewien czas, na tą chwilę mamy już lepszy kontakt, rozmawiamy przynajmniej raz na dwa dni, nie daje się shit testom (staram się) Pokazuje się z tej lepszej strony. Ona sami widzi, że się coś zmieniło... bo się zmieniło... Ale... Obecnie z mojej strony wygląda to tak, chciałbym od niej czegoś więcej,znowu. Sam widzę, że jest to możliwe, ale cholernie się boję , że znów gdzieś popełnie jakiś błąd a później już się posypie. Czy starszyzna ma jakieś rady dla młodego ? Jak ją nakręcać ? Czy samemu zaczynać rozmowy ? Kiedy zdecydować się na pierwsze spotkanie po czasie i jak ma ono wyglądać ? Za wszystkie wskazówki będę mega wdzięczny p.s. znów się rozpisałem, sorrki, że tak długo ale chciałem w dość jasny sposób nakreślić sytuację. p.s.2. Interesuje mnie ta konkretna dziewczyna, nie żadna nowa inna, być może to błąd, ale tak mi honor nakazuje :))))))
-
Wiadomo, że baba to jest baba i babą pozostanie, ale pomimo tego warto by podjąć głębszą pracę nad sobą i swoim zachowaniem. Podobno każdy powinien posiadać cele, wyzwania i pasje, jednak jak to zrobić, aby nie zostać karierowiczką, dziwaczą bądź inną "silną i niezależną" kobietą? Na forum dużo jest tematów dotyczących samorozwoju mężczyzn, jednak rozwój w stronę uniezależnienia się od partnera i bycia ogólnie silniejszym nie pasuje do roli kobiety. W których kierunkach powinna rozwijać się samica, aby nadal samicą pozostać? Proszę o wypowiedzi w szczególności panów. Bonusowe pytanie: Czy warto kobiecie próbować sił w typowo męskich dziedzinach, takich jak nauki ścisłe, kariera, biznes?
- 94 odpowiedzi
-
- sens życia
- kariera
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami: