Skocz do zawartości

Kolejnych refleksji na temat panien w moim życiu czas


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie.

 

Długo nie odwiedzałem forum, trochę się przez ten czas działo. Generalnie mój temat, który opisałem ze swoimi problemami, a raczej z moim zachowaniem poprosiłem o usunięcie. Wiązało się to z możliwymi problemami w pracy, a przynajmniej w tamtym okresie.

 

Moim problemem w skrócie był kisiel w głowie i brak logiki- który przypieczętował koniec związku. Ciężko jest nie być hipokrytą, czepiając się o to, że Twoja partnerka miała FWB kiedy samemu wychodziło się z klubów z "byle kim".

 

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że mając obecnie 23 lata, w wieku 22 miałem swoją pierwszą dziewczynę, zaraz po niej już drugą. Między 19 a 22 r. ż. bawiłem się, wyjeżdżając z małego miasta do jednego z największych w Polsce, odkryłem swoje prawdziwe oblicze. Uważałem się za dżentelmena, jednak kiedy pojawiła się możliwość "anonimowego" wyrywania panien zacząłem korzystać z życia, poznając swoje bliższe oblicze niż rycerza w białej zbroi. Czy żałuję? No i właśnie o tym będzie kolejna część tego tematu.

To zależy tak naprawdę od podejścia. Z pozytywów, kiedy przyjechałem na studia, nie zwracałem tak uwagi na swój wygląd - nie układałem fryzury, nie przywiązałem aż tak uwagi do schludności, wyglądu, swojego wizerunku. Oczywiście nie byłem jakimś niechlujem, po prostu nie poświęcałem uwagi aż tak bardzo do tego, jak się prezentuje. Z czasem dopiero zacząłem odwiedzać barbera, używać dobrych perfum i może nie pindrzyć się przed lustrem, ale zdecydowanie zerkać na to jak wyglądam. Efekt? Kiedy wzrasta Twoja atrakcyjność, automatycznie masz atrakcyjniejsze kobiety na wyciągnięcie ręki. Może gdzieś tam w jakimś stopniu liczy się charakter - ja mam paskudny ale nie widać go na pierwszy rzut oka. Dlatego tak szybko potrafię zdobyć sympatie ludzi, a za chwilę w jednej chwili je spacyfikować. Taki cały ja... Ale wracając do tematu.

Z negatywów, to na pewno to, jaki kocioł spotkał mnie z moją obecną partnerką, Jeśli chcesz być z kobietą absolutnie szczery i mówić o wszystkim - przemyśl to, bo wkraczasz w nieodwracalny ciąg wydarzeń, który na zawsze zmieni Wasze podejście. Dlaczego tak uważam? Z moją pierwszą, dopiero uczyłem się życia w związku. Uważałem, że powinniśmy sobie mówić absolutnie wszystko skoro chcemy dzielić ze sobą życie. Okej, normalna rzecz. Ale przeszłość? Każdy ją z nas ma, swoje tajemnice, swoją prywatność... Jak ma coś Ci nie powiedzieć, to i tak tego nie zrobi a wyrzuty zaczną się, kiedy jedno prędzej od drugiego o czymś się dowie z innej ręki. Tak stało się ze mną i wtedy mocno żałowałem, że w ogóle zaczynałem o tym gadać. Efekt? Kłótnie, obrzydzenie, niezdecydowanie i rozpad. W drugiej natomiast relacji i to jest ważny punkt, sam przyznałem się do tego, że byłem lekkoduchem. No i właśnie... nie spodobało się to mocno kobiecie, która czymś takim gardzi - nie lubi lekkoduchów, narcyzów, podrywaczy - pewnie dlatego, że każdego dnia ktoś ją zaczepia lub podrywa bo jest naprawdę, naprawdę atrakcyjną laską.

 

W skrócie? Nie lubi "ulizanych" facetów, długo mnie shit-testowała a ogólnie kiedy słyszy, że wychodzę gdzieś w męskim gronie na miasto i może to się skończyć jakimiś baletami, potrafi się mocno pod***ić. No i gdzie leży problem? Niby mi ufa, niby rozumie ale gdzieś jej pali się kontrolka, że mógłbym coś odstawić na boku. Wynika to pewnie i z mojej przeszłości i jej niskiej samoocenie plus to, że no w niektórych kwestiach ma jeszcze mleko pod nosem i dla niej też pewne rzeczy są na zasadzie, że musi to zaakceptować. Mówienie jednak o pewnych rzeczach nie jest dobrym pomysłem i powinny zostać skrócone do: "Tak, chodziłem na imprezy, z kimś tam czasami potańczyłem, poflirtowałem - nic wielkiego się nie działo". Gdybym dziś mógł cofnąć czas, w życiu nie powiedziałbym tego co robiłem tak otwarcie, jak wtedy.

 

Czasami kiedy tak sobie siedzę sam, zastanawiam się co chcę w w swoim życiu. Jestem raczej człowiekiem, który jeśli już z kimś jest - poświęca się i jest mocno zaangażowany. Wiadomo, haj podrzuca różne pomysły ale... no i właśnie. Nie jestem bezinteresowny, nawet dla swojej ukochanej. Dlaczego? Bo jednak życie pokazuje, w jakich czasach żyjemy. Widzę po swoich znajomych, rodzinie i ogólnie bliższych lub dalszych mi osobach, że coś jest a za chwilę tego nie ma. Jeśli ja robię coś miłego, to też chciałbym aby zwrotnie ktoś o mnie tez się zatroszczył. Dlatego właśnie często przestałem to ja pierwszy się odzywać, dzwonić albo robić inne podobne rzeczy. Kolejna rzecz, nie potrafię jak kobieta robić shit testów, a ciężko znaleźć mi miernik, który pozwoli sprawdzić na ile druga osoba mnie kocha. Jestem zaradny życiowo i finansowo, jak coś potrzebuje to nie odwlekam tylko to sobie kupuję. Jak cos chcę to o tym mówię, tylko no właśnie... przez to ciężko mi zobaczyć troskę z drugiej strony. Wydaje mi się, że kobietom jest w tym łatwiej - nauczone są, że to faceci je adorują, kupują kwiaty, czekolady, wysłuchują je i ogólnie wchodzą jak takie czopki. A jak to jest z facetami? Jak myślicie? Gdzie jest równowaga?

 

Zbliżają się moje urodziny i nie ukrywam, że to będzie mój taki chyba pierwszy shit test. Jeśli prezent będzie dupny, zrobiony na odwal się, nieprzemyślany itd. - to chyba szczerze sobie odpuszczę tą relację. Uważam, że akurat to święto jest na tyle doskonałą okazją na pole do popisu dla drugiej osoby, że potrafisz z tego dnia wyciągnąć więcej wniosków o parterze niż z każdego innego. 

 

 

Temat trochę o wszystkim i o niczym - wracam dopiero do pisania i refleksji, dlatego trochę to w formie rozgrzewki i może zachęcenia do samej dyskusji. Pozdro samcy ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, Zgredek napisał:

Jeśli prezent będzie dupny, zrobiony na odwal się, nieprzemyślany itd. - to chyba szczerze sobie odpuszczę tą relację.

Ja tam nie umiem ludziom robić prezentów, niezależnie od tego, jak bardzo ich kocham/lubię/szanuję. Po prostu nic mi kreatywnego nie przychodzi do głowy. Nie sądzę, że to dobry pomysł na shittest. W ogóle shittesty zostaw babom - nasze problemy i wątpliwości lepiej rozwiązać racjonalnie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój problem jest taki, że muszę jakoś rozwiązać jej narcyzm, który uważa, że nie ma - wręcz to ja zawsze jestem narcyzem. 

 

Zrobiłem się za duży ciepluch, przez co mam teraz co mam. Nauczyłem, że kłótnia - to z wyjaśnieniami dzwonię ja, pogodzić się to ja, ogólnie jakąkolwiek ma sprawę jestem na wyciągnięcie ręki. Dzisiaj sytuacja się znów powtórzyła, kiedy wczoraj wyszła na tzw. "wkupne" z grupą z pracy. Pili do rana, zostali na noc u gospodarza, a na zerowy kontakt kiedy zadzwoniłem usłyszałem "nie jestem w domu, nie mogę gadać". 

 

No to teraz sama będzie zabiegać o kontakt albo i nie. Czuję się, jakbym spotykał się z jakąś nową panienka a nie miał dziewczynę - ale nie będzie mieć szacunku do mnie jeśli nie będę go miał sam do siebie... 

Edytowane przez Zgredek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.