Skocz do zawartości

R.I.P Hendrix


deleteduser10

Rekomendowane odpowiedzi

Prawde mówiąc wg mnie większość "zajebistości" hendrixa nie tkwi w jego grze a w brzmieniu i efektach, tu był pionierem . Gdyby zabrać efekty wyszłoby wcale nie tak legendarne bluesrockowe granie . Ale to prawda że wiele zmienił bo wszyscy potem podłapali przestery wah-wahy i phasery, nawet jazz sie zelektryfikował funk mocno czerpał brzmieniowo choćby funkadelic. No i był oczywiście dobrym showmanem ,ale za bardzo obrósł w legende. Teraz można obrzucić mnie gównem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt Cię obrzucać gównem przecież nie będzie. ;)

 

Zawsze byłem szalenie ciekaw jak by wyglądała jego współpraca z Milesem Davisem, bo Panowie się przyjaźnili, podziwiali nawzajem i chcieli wejść do studia, żeby nagrać coś epokowego co byłoby wypadkową rocka psychodelicznego i elektrycznego jazzu. Niestety, śmierć Hendrixa (którą Miles głęboko przeżył, co opisuje w swojej autobiografii) pogrzebała ambitne plany.

 

Przypominam, okres 1968-1969 to początek fascynacji Milesa elektrycznym jazzem i muzyką rockową stricte z hippisowskiej stajni, co znalazło przełożenie na płytach "In a Silent Way" oraz "Bitches Brew". 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo lubie Bitches Brew , "ina silent way" już mniej wole "return to forever" Chicka Corei ,ale styl mam wrażenie szybko sie wyczerpał ogólnie psychodeliczne rzeczy szybko sie skończyły chyba z wyjątkiem krautrocka. Z hendrixowskiej spuścizny brzmienia uwielbiam pfunk- funkadelic i parliament wcześniejsze albumy dobrze wchodzą a koncert to już wogóle wspaniałość. Szkoda że współpraca nie doszła do skutku ale nie ma co gdybać pojedyńczo i tak przekręcili do góry nogami muzyke.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawda. Fusion już u progu połowy lat 70-tych było gatunkiem wypalonym, który zaczął się kręcić w kółko. Krautorck też największe triumfy świecił w latach powiedzmy 1970-1973.

 

"Bitches Brew" cenie i lubię, ale ubóstwiam "On The Corner". 

 

Weather Report i Mahavishnu Orchestra znasz?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znam. Weather report dla mnie takie za bardzo cukierkowe rozleniwione ale wielki plus za Pastoriusa.Machavisnu orchestra pierwsze albumy ok (mimo ze mam wrażenie ze sie same kopiują) ale z gaci mnie nie wywala coś posłucham od czasu do czasu wole "headhunters" herbiego hancocka. A krautrok bardziej wyewoluował w elektronike choćby AshRa Tempel i Kraftwerk. A propos "on the corner" słyszałem utwory Milesa z tego okresu(album "big fun" czy jakoś tak ) i wciąga mocno rzeczywiście.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pod koniec lat 60tych za najlepszego gitarzystę uważano Franka Zappę. Niestety Frank miał śmierć mało medialną. Rak prostaty po pięćdziesiątce nie daje takiej legendarności jak zaćpanie czy samobój w wieku 27lat. Nic nie ujmując oczywiście panu Hendrixowi.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znam. Weather report dla mnie takie za bardzo cukierkowe rozleniwione ale wielki plus za Pastoriusa.Machavisnu orchestra pierwsze albumy ok (mimo ze mam wrażenie ze sie same kopiują) ale z gaci mnie nie wywala coś posłucham od czasu do czasu wole "headhunters" herbiego hancocka. A krautrok bardziej wyewoluował w elektronike choćby AshRa Tempel i Kraftwerk. A propos "on the corner" słyszałem utwory Milesa z tego okresu(album "big fun" czy jakoś tak ) i wciąga mocno rzeczywiście.

 

Osobiście uważam że datą graniczną w twórczości Weather Report jest rok 1976. Potem poziom tej muzyki leci na łeb na szyję, komercjalizując się okropnie, paradoksalnie za sprawą m.in Pastoriousa właśnie. Spróbuj posłuchać płyt właśnie z okresu 1971-1976. Zupełnie inne doznania, o wiele bardziej ambitne dźwięki.

 

Headhunters jest rewelacyjne. Dogłębnie przesycone pulsującym funkiem.

 

W kategorii fusion, koniecznie zapoznaj się ze "Spectrum" bębniarza Billego Cobhama (ex Mahavishnu Orchestra). Dość wspomnieć, że grał na niej Tommy Bolin, jeden z moich ulubionych gitarzystów, który potem związał się na krócej niż rok z Deep Purple i nagrał z nimi ich ostatnią w latach 70-tych płytę, tuż przed rozpadem zespołu w 1976 roku - Come Taste The Band. Obecnie jest to mój drugi ulubiony LP Głębokiej Purpury po Fireball.

 

Pod koniec lat 60tych za najlepszego gitarzystę uważano Franka Zappę. Niestety Frank miał śmierć mało medialną. Rak prostaty po pięćdziesiątce nie daje takiej legendarności jak zaćpanie czy samobój w wieku 27lat. Nic nie ujmując oczywiście panu Hendrixowi.

 

Zappa jest o tyle ciekawy, że łączył różne gatunki muzyczne w ciekawe pastisze i sam miał własny niepodrabialny styl gry na wiośle. Choć słabo znam jego twórczość. Planuje nadrobić zaległości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie z że Zappa był fajniejszy. Polecam zacząć od hot rats, apostrophe albo joe's garage choć zappa nagrał tyle rzeczy w tak różnych stylach że ciężko coś ot tak polecić. Z koeli ja prawie wogóle nie trawie purplów wogóle a z hard rocka tylko czarny szabat ale też nie wszystkie albumy a Led Zeppelin dażę bezinteresowną nienawiścią a szczególnie ich fanów.

http://www.youtube.com/watch?v=Jl2jRNpt11y

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A słyszałeś może Captain Beefheart and His Magic Band? Polecam captain beffheart był rówieśnikiem zappy . Stworzył Trout Mask Replica i myśle że wszystko w awangardowym rocku było później powtarzaniem albo bardzo mocno zainspirowane. Na pierwszy rzut oka to kakofonia ale im wiecej tego słuchałem to zauważałem tam sens i tak mi sie spodobał w końcu ten album.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do dobrych solistów dorzuciłbym jeszcze Garego Moora, chociaż to zupełnie inny klimat.

straciłem do jiego szacunek jak sie dowiedziałem że " still got the blues to plagiat" I jak robił rock z Thin lizzy było ok ale blues jak dla mnie porażka tak samo jak clapton jest takie określenie " tani dreszczyk" i mi pasuje do nich

Tak jak tutaj nie potrafi sie wczuć i napierdla skale na czas

Wole eddiego hazela potrafił zbudować klimat i zagrać na uczucia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie rozumien ale led zeppelin nie wiele wspólnego z dobrym bluesem poza plagiatami. Pewnie myśląc blues masz na myśli wiecznie granego dwunastotaktowca zeszmaconego przez następnego gitarzyste bez czucia. Sa wykonawcy którzy nie brzmią sztampowo a nikt nie ma ochoty na 9999999 wykonanie dust my broom. Przykłady poniżej

ale nikogo do niczego nie chce na siłe przekonywać

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie czujesz wpływów bluesa w muzyce Led Zeppelin, szczególnie w tych lżejszych kawałkach? Ja wyczuwam tam potężny powiew, chociażby twórczości The Cream.

 

Co do bluesa, jedynie to jest dla mnie słuchalne:

 

 

Rozumiem że to Twoje korzenie - blues. Ja wychowałem się na death/grindzie, czyli ekstrema i głębokie podziemie. Dopiero od jakiś 5 lat wypłynąłem na szersze wody i zacząłem interesować innymi gatunkami. Głównie jazzem, awangardą, elektroniką i krautrockiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.