Skocz do zawartości

Wędrówka


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, tutaj Bonhart. Nie dałem się jeszcze poznać żadnym obszerniejszym wpisem, niech ten będzie takim wylewniejszym przywitaniem.

 

Od dłuższego czasu trapi mnie problem, będący chyba zresztą typowym dla mojego pokolenia. Skrótowo: ojciec (będący cóż, kwintesencją pantofla...) wychowanie ograniczał do wyciągania banknotów w krytycznych momentach, zawierzając trójkę dzieci w ręce matki, która, jak się z czasem okazało, ma mocno nierówno pod sufitem. Jeżeli do diagnozy potrzebne wam konkrety, mogę się rozpisywać.

Efektem a zarazem sednem tego wpisu jest to, że się za sobą za dobrze nie czuję, weltschmerze i inne takie mógłbym w tym miejscu wymienić.

Do tej pory przeciwdziałałem tym uczuciom na różne sposoby, wyrobiłem bezpardonowy język i zyskałem jakiś tam szacunek ludzi czy to w liceum, czy na kolejnych uczelniach, doszło wręcz do tego, że wszyscy słabsi ode mnie zaczęli się do mnie garnąć i oczekiwać jakiejś aprobaty, uważali, że wiecznie skrzywiony w obrzydzeniu ryj to synonim męskości. Nie schlebiło mi "bycie autorytetem", raczej wystraszyło. Podobnie, gdy dyrektorka pewnej szkoły stwierdziła, że byłbym świetnym pedagogiem, a dzieci z rozwalonych rodzin potrzebują "prawdziwego samca", żeby załapać pewien archetyp (swoją drogą, to jedna z niewielu kobiet, które uważam za naprawdę mądre). Jednakże uznanie czy dzieci, czy dyrektorek, czy chłopaczków co ojca nawet na oczy nie widzieli, to nie to, czego potrzebuję i żadne filozofie o niesieniu misji społecznej na mnie nie działają.

Oczywiście, że mam do ojca żal. Nie ja jeden, jeśli wierzyć googlom. Ale myślę, że jeżeli człowiek tego żalu nie odepchnie i nie zajmie się sobą, to te uwarunkowania z dzieciństwa faktycznie przejmą kontrolę nad całym życiem i wszystkimi decyzjami, i wtedy zaczyna się płacz, że rodzice spieprzyli mi dzieciństwo, tenże płacz trwa daleko po śmierci sprawców. Dlatego staram się ogarniać te odczucia, zawsze sobie powtarzam, że trafna diagnoza syfu to już pół sukcesu. A żal odejdzie sam, kiedy coś osiągnę i sam będę z siebie zadowolony, także to nie jest problem.

Kolejny aspekt jest taki: facetem człowiek się staje w towarzystwie innych facetów i z ich nadania, podobnoż. Gdybym miał 15 lat, może by to było możliwe, słowo z ust wujka, co zjeździł pół świata i zaliczył harem saren, byłoby lekiem na wszystko. Niestety dziś nie widzę takiej możliwości, bo ci samcy mają swoje własne deprechy, podpierają się alkoholem, a harem saren to widzieli najwyżej w filmie po niemiecku. Do tego musiałbym opuścić tarczę i wystąpić w roli dzieciaka, któremu należy się pochwała. A jestem w wieku, w którym na takie inicjacje się nie czeka, tylko ich najwyżej udziela.

 

I tutaj moje pytanie. Gdzie mam znaleźć to, czego nie dostałem? Co sprawi, że sam siebie uznam za godnego? Podróż w jakieś odludzie, żebranie o jedzenie i budowanie tam? Trening sztuki walki? Corrida? Samotny miesiąc w lesie?

A może każdy, kto się wrodził tak a nie inaczej, jest skazany na syf?

 

 

Edytowane przez Bonhart
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bonhart

 

Problem jest taki, że praca o której myślisz jest piłowaniem gałęzi na której siedzisz. Nie myśl że to jakieś tam "przepracowywanie". Chcesz wyciągać spod siebie podpory swojego dzisiejszego "ja". Będą tąpnięcia. Chcesz zaglądać pod maski. Ojapierdole. Szykuj się. 

 

Widzę tu wplecione cytaty z paru dobrych lektur :D Dobrze, dobrze. Witamy na aktualnym etapie dziejowym.

 

Jest takie powiedzenie , które warto byś uczynił mottem na tej drodze : 

 

Choćbyś naturę widłami wypędzał, ona i tak powróci (sto razy mocniejsza)

Horacy.

 

I to jest już dwuznaczne. Bardzo to lubię. Mógłbym tu długo pisać ale niech to lepiej będzie w odcinkach. 

Godzinę temu, Bonhart napisał:

Do tego musiałbym opuścić tarczę i wystąpić w roli dzieciaka, któremu należy się pochwała. A jestem w wieku, w którym na takie inicjacje się nie czeka, tylko ich najwyżej udziela.

 

I tutaj moje pytanie. Gdzie mam znaleźć to, czego nie dostałem? Co sprawi, że sam siebie uznam za godnego?

 

 

 

PHahaha. Niestety, nie ma "takiego miejsca" gdzie można by się udać. Mechanizm inicjacji ma jednak wymiar totalny, może to, że stawiasz te pytanie znaczy że gra już się rozpoczęła ?  

Nie licz na jakieś "warsztaty" albo "kurs" - chociaż takich jest przecież masa no nie? W prawidłowy sposób zostałbyś porwany w nocy w trakcie snu. Rozumiesz, prawdziwa inicjacja przebiega w ten sposób, że chłopiec nie wie co go czeka. Nie możesz jej sam zaplanować. To jest zadanie dla inicjowanych którzy zechcą Ciebie otoczyć opieką. W dzisiejszym świecie ah, jak sam zauważyłeś - jest jak jest . Wystrzegaj się myślenia o tym jak o czymś "do odhaczenia" jak prawo jazdy czy stopień naukowy. To zachodzi drogą kropelkową. Będziesz wiedział gdy zajdzie, miej oczy otwarte a i tak zostaniesz porwany we śnie. Uczucie pustki i zniecierpliwienie jest elementem procesu.

 

U mnie to się nie kończy, wciąga mnie coraz niżej i niżej. Albo wyżej i wyżej. Dynamika procesu jest niecodzienna. Ale pomyśl, oto jesteś pionierem. Kiedyś sam będziesz porywał we śnie, jak Król Olch. Może ta mądra kobieta zobaczyła coś czego sam w sobie nie przeczuwałeś. 

 

ps 

 

a co do wieku to nie wiem co prawda jaki to straszliwie podeszły wiek masz na myśli ale występuje zjawisk tzw late bloomers. Prokopiuk tak o sobie zdaje się myśli, poniekąd. No i dziś dysponujemy niesamowitymi narzędziami do "zmiękczania" struktury osobowości. To już nie czasy kija i kamienia. 

 

 

Edytowane przez KurtStudent
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytuj

A może własny syn, którego będziesz uczył tego czego musiałeś nauczyć się sam.

Mam dopiero 22 lata na karku :D Jasne, chciałbym kiedyś wychować dojrzałych ludzi, ale to z pozycji, w której sam będę silny i będę fundamentem, nie jako forma terapii i odbijania sobie braków. A znalezienie kobiety do takiego szczytnego celu to... osobny temat.

 

@KurtStudent

Tąpnięć się nie boję, przeciwnie, sądzę, że bez rewolucji nigdy nie znajdę spokoju, a bez spokoju nie postawię kroku dalej. Nie, nie miałem na myśli kursów żadnych :) Raczej wystawienie swojej osoby na dzikie i nieprzewidywalne warunki, w których stale jestem wystawiany na próby i ta "inicjacja" zachodzi nawet bez udziału autorytetów. Dlatego podaję ekstremalne przykłady jak wyjazdy w jakąś dzicz bo cóż, w obecnych warunkach nie widzę możliwości sprawdzenia się, miejska dżungla to dla mnie nie dżungla, a jeżeli próbą charakteru i psychy mężczyzny jest dziś wywalczenie posadki w banku, to ja się wypisuję. Nie wiem czy się jasno wypowiedziałem, na przykładzie: inteligencka kłótnia z jakimś postępowcem wcale nie zaspokaja u mnie instynktu walki.

Nie traktuję tego absolutnie jako coś do odhaczenia. Z perspektywy wydaje mi się, że to będzie praca na całe życie, męskość w tym momencie wydaje mi się jednym z pojęć wyrwanych ze świata idei, Sokratesa chyba. Nie istnieje idealna moralność - ale to nie powód, by do niej nie dążyć. Tak samo z miłością i innymi takimi. Tu wręcz powiedziałbym, że ten brak to przewaga: znam wielu gości, którzy nie mają problemów, bo mieli uwagę ojca, jaki by nie był. Do niczego nie dążą, nie widzą problemów.

Z porywaniem innych, wydaje mi się to możliwe. Czytałem trochę o swojej liczbie numerologicznej, jest tam trochę o przewodnictwie. W wymienionych zawodach dla tej cyfry: nauczyciel i architekt. Nauczycielem jestem teraz, a na architekturę zamierzam się wybrać. (przypadek, artykuł czytałem po podjęciu kroków)

Late bloomers - tłumaczyłbym to zjawisko szerokim wyborem literatury, każdy może w miarę możliwości dokonać autodiagnozy, wybaczyć komu trzeba, zamknąć niektóre kwestie, podbudować się medytacją w razie problemów. To plus tych mrocznych czasów.

 

@Sławek Morenz

Poczytałem, przyswoiłem, paradoksalnie poddanie się temu wzorcowi rodzinnemu kojarzy mi się z wolnością: godzisz się z prawdziwą naturą rzeczywistości i ogarniasz, że życie to powtarzające się cykle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bonhart

 

weź też pod uwagę, że normalne inicjacja to normalny etap rozwoju. A tu mówimy w tym przypadku o wadzie rozwojowej która wymaga leczenia a nie "normalnej" drogi. 

To jest po części sprawa biologiczna. Reakcje układu nerwowego, na bardzo prymitywnym poziomach. To jest o wiele prostsze niż chcielibyśmy sądzić. 

 

ALE>

 

ale :D To tak jak z sercem. Jak jest zdrowe to "po prostu działa" i nie ma w tym żadnej filozofii ani też zasługi. Pies nie wiem jak działa jego serce i nie musi wiedzieć.

 

Dopiero gdy trzeba coś naprawić, np przeprowadzić operację - no, to wtedy się zaczyna "wiedzenie". Dlatego są ludzie którzy "poprostu są" a są też tacy którzy muszą się zmagać, sami na sobie przeprowadzając operacje. Ale za kilka stuleci, może ich eksperymenty i usiłowania dadzą ludzkości nową wiedzę. 

 

Te pierwotne społeczności było mocno magiczne, mityczne. Nie wiem czy bez tego prawdziwa inicjacja ma sens. 

 

Mit  o Edypie bardzo lubię. On pokazuje, jak człowiek nawet znając słowa wyroczni nie potrafi uniknąć własnego losu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@KurtStudent

Wydaje mi się, że w młodym wieku wystarczy dać dzieciakowi siekierę i pień do pocięcia, wbrew piskom matki, by dzieciak czuł się kozakiem. A im późniejszy wiek, tym te schody wyższe - teraz sam nie wiem, z jakiej strony to gryźć.

Na razie chwytam się drobiazgów na jakie mnie stać, jednym z elementów etosu wojownika, odkrywcy, etc. - faceta, była jazda konna, na którą też się zapisałem, z czasem może dojdą inne elementy typu żeglarstwo, podróże itp.

3 godziny temu, KurtStudent napisał:

Te pierwotne społeczności było mocno magiczne, mityczne. Nie wiem czy bez tego prawdziwa inicjacja ma sens.

Myślę, że tak, na przykład ludzie wychowani w gospodarstwach byli trochę bliżej natury i powierzano im od dzieciaka masę odpowiedzialnych zajęć. Może to nie to samo co Leonidas zabijający wilka, ale i tak wykonuje się wszystkie czynności typowe facetom, w męskim towarzystwie.

3 godziny temu, KurtStudent napisał:

Mit  o Edypie bardzo lubię. On pokazuje, jak człowiek nawet znając słowa wyroczni nie potrafi uniknąć własnego losu.

Wyrwany z kontekstu ten mit, nie pasuje do tematu :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Bonhart napisał:

I tutaj moje pytanie. Gdzie mam znaleźć to, czego nie dostałem? Co sprawi, że sam siebie uznam za godnego? Podróż w jakieś odludzie, żebranie o jedzenie i budowanie tam? Trening sztuki walki? Corrida? Samotny miesiąc w lesie?

A może każdy, kto się wrodził tak a nie inaczej, jest skazany na syf?

 

 

Nie znajdziesz tego co miałeś dostać, bo szukać chcesz w miejscach, w których tego nie ma.

1. Rozmowa z ojcem

2. Wybaczenie ojcu i matce

3. Zrozumienie siebie

4. Praca nad sobą.

Po tym, odechce ci sie jechać do lasu czy na corride...

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@XYZ

1.Próbowałem kilka razy. To człowiek, który uważa się za inteligentnego, ale w relacjach międzyludzkich jest jak 7 latek. Jak ktoś ma do niego jakieś smuty - ignoruje, i czeka aż problem zdechnie śmiercią naturalną. Egoista. Na sprawę wyłożoną wprost, stwierdza "i co ja mam ci powiedzieć", i wraca oglądać Stocha. Żeby było śmieszniej, jego ojciec nauczył go grzebania w silnikach, patroszenia ryb, jazdy motorem. Nie wiem skąd problem. Wybaczenie nie takie proste, bo aktualnie w domu trwa rozpie*dol dosłowny, matce po wyłapaniu roboty za granicą odwaliło i uważa, że może się gzić z kim chce, wbrew argumentom, że polki dla niemców to statystycznie kurwy i sprzątaczki. Wyjeżdża, wraca, i tak od 6 chyba lat. Dlaczego się dotąd nie rozwiedli? Matka nie znalazła jeszcze swojego ideału, i szuka wciąż haków na ojca. Ojciec znosi wszystko, żeby 3 gówniarzy nie straciła domu i nie poszła w bloki. Dlatego też schowałem osobiste urazy i go bardziej nie pogrążam. Odwrotnie, sam mu tłumaczę różne matczyne fazy, w oparciu głównie o to właśnie forum, mi się spowiada i to ja jestem "zapleczem merytorycznym", czyli tak trochę odwrotnie, niż powinno być.

2.No wybaczenie właśnie w powyższych warunkach jest niewykonalne :)

3.Zgłębiam różne dziedziny i próbuję sam siebie diagnozować, gromadzę wiedzę by któregoś dnia zamieścić tu przysięgę.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bonhart Kłopot jak zawsze w tym że szukamy winy, może przyczyny w tym co na zewnątrz, pomijając siebie.

 

   W nas siedzi problem, odrzuć to co było, nie obwiniaj rodziców, sytuacji, okoliczności. Problem jest w Tobie.

Nie napiszę Ci schematów:Ogarnij się, weź się za siebie, znajdź pasję, (chociaż to dobre, robić to co lubisz, wtedy nie będziesz chodził do pracy po pieniądze).

Ty wiesz o czym piszę, szukasz ścieżki, to nie łatwe. Mój młodszy Synek w lato, po skończeniu technikum, profil mechatronik, wyjeżdża do brata na Islandię.

Dużo rozmawiamy o tym. On sam nie wie co będzie robił, bo w gruncie rzeczy nie zna się na niczym. Taki specjalista od wszystkiego i niczego. 

Tłumaczę mu że nie wiadomo gdzie go życie rzuci? Ale ma wybrać taką pracę która będzie go cieszyła aby nie męczył się, wstając rano dla pieniędzy.

 

   Jest młody, wolny, bez zobowiązań, ma dużo czasu dla siebie. I Praca, prze de wszystkim taka żeby rozwijała, uczyła rzemiosła lub zawodu. Bo specjalistów

od zarządzania mamy w Polsce w pit i więcej. 

 

   Kończąc, to Ty sam kreujesz swoje życie, przeszłość zostaw za sobą.

 

Pozdro.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bonhart

 

Czytałeś może Shadow over Innsmouth Lovecrafta ?

 

Jest taki test lustra. Czy zwierzę w lustrze wie że to ono czy nie. I to jest jakiś tam level 0 . Potem takich leveli przed nami jest mnóstwo. Np ludzie mylą symbol z jego reprezentacją. 

Latają za aktorem na ulicy i myślą że to Waldek Kiepski. To przyklad humorystyczny, ale wszyscy temu ulegamy. Wszyscy w różnym stopniu. A jak już nie ulegamy to wchodzimy na poziom wyżej / albo niżej tj "w głąb" i rozbrajamy bardziej zaawansowane pułapki swojego jestestwa.

 

A piszę to dlatego, że wszystko co opisałeś tj żeglarstwo, samotne wędrówki itd to są właśnie symbole.

 

Niemniej mi się podobało gdy zająłem się taternictwem jaskiniowym. Wtedy na początku nic nie wiesz i pokornie przyjmujesz wiedzę z rąk wiedzących, często w sytuacjach ekstremalnych , ciemno , pod nogami kilkadziesiąt metrów przepaści podziemnej  - oooooto wiedza moo-oooja (na znaną melodię).  Taki transfer.

 

 

Ten transfer o który pytasz jest magiczny. Zachodzi z jaźni do jaźni. Świat jest pełen żeglujących pozerów. Można zrobić to wszystko a TEGO nie mieć. Można wszystkimi językami świata mówić a TEGO nie mieć. 

 

Bo kluczem jest sytuacja (niecodzienna, żeglarska , nocna leśna itd) ale dopiero w niej zachodzi TRANSFER tego CZEGOŚ. Myśl o tym jak o reakcji chemicznej, gdzie są warunki odpowiednie ale w nich musi jeszcze zaistnieć coś jeszcze. Oczywiście, lepiej żeglować niż nie żeglować. Ale ponieważ tu piszemy nie o samym żeglowaniu no nie ? Piszemy o czymś co chcielibyśmy uzyskać. Stąd te uwagi techniczne, przypisy.

 

Z lektur "Żelaznego Jana" czytałeś ? Bo "Dzikie Serce" zgaduję że tak? Dorzuć do tego "Poza mózgiem" Groffa. Na Czechach możesz legalnie odbyć ceremonie z psylocybiną. Pamiętać należy, że sporo tych "rytuałów przejścia" zakładało niejaką niecodzienność. W Polsce jest to niestety niemożliwe. 

 

Z tego co opisałeś, okoliczności dorastania itd to wymaga pewnego uporządkowania. Podobno zaczyna się od zranienia w ranę, od negryfikacji czerni. Ale to się dowiesz :D

 

z fartem!

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@KurtStudent

Ze wszystkich wymienionych przez ciebie, tylko Dzikie Serce. Ale resztę zareklamowałeś tak dobrze, że postaram się jak najszybciej przyswoić.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to symbole, ale w tym rzecz, że każdy z nich zmierza do sprawdzenia ludzkich możliwości wobec natury, ma więc uzasadnienie, dlatego idę pomału tym śladem.

Dobry przykład z tym taternictwem jaskiniowym, mam ze swojej strony analogię, choć mniej ekstremalną - zetknąłem się z arborystyką w pewnym momencie, uprząż alpinistyczna, włażenie na pomniki przyrody i usuwanie martwych gałęzi. Tam występowało coś, o czym mówisz: jako nic nie ogarniający człowiek słucham instrukcji i na wysokości 20 metrów słyszę "odepnij uprząż i idź po konarze". Pojedyncza sytuacja i na tamten czas dała satysfakcję niższego kalibru, choć to wtedy sobie przysiągłem, że nikt mnie nie posadzi za biurkiem.

Stan ducha bliski takiej satysfakcji o której cały czas piszę, osiągnąłem chwilowo, gdy musiałem uspokoić i oporządzić wściekłego konia (mam 190, bydlakowi sięgam do kłębu). Zwierzę się tyłem obraca i miota co rusz kopytami, a ja mimo strachu jestem spokojny jak cholera i skoncentrowany na maxa. Stwierdziłem wtedy wręcz, że po raz pierwszy mam jasny i trzeźwy umysł.

 

Zatem do transferu potrzebny autorytet, nie będący pozerem. Do głowy mi przychodzi milioner z jachtu, którego uratował Jay Gatsby, zawsze lubiłem ten motyw, jednocześnie starsi ludzie to jedyni ludzie, których obdarzam większym szacunkiem. 

Opcja Czechy to ostateczność, na razie widzę sporo rzeczy do zrealizowania na własnym podwórku.

"Zranienie w ranę", z której to książki? Bo od tej chciałbym zacząć.

Dzięki za odpowiedź, kilka rzeczy mi się przejaśniło

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bonhart

 

To zranienie w ranę to jest z Dzikiego Serca ( że "bóg rani nas w ranę którą staramy się ukryć" ).  Ale przyznam , że przepuściłem to przez filtr z "Alchemii" Junga dlatego tak zabrzmiało. Bo w procesie alchemicznym jednym z początkowych etapów jest "negryfikacja czerni" , nałożyłem na siebie te dwa obrazy. Stąd brzmienie stereofoniczne :D

 

Jeżeli chodzi o spotkanie owego "starca" to starzec też jest symbolem. Najszybciej spotkasz go w głębinach własnego umysłu. Np. w śnie. W śnie spotykałem takie istoty niesamowite...

I nie ja jaden. Sen Jakuba, sny alchemików. Nawet mój Tata śnił mi się w inny sposób niż go pamiętam. Sny są bogactwem a ludzie tylko ludźmi. 

 

Jeżeli chodzi o książki, to zdecydowanie ale to zdecydowanie chciałbym polecić książkę "Nie chcę o tym mówić. Jak przerwać dziedziczenie męskiej depresji". Tytuł może odstraszający, ale w genialny sposób prowadzi człowiek w głąb jego własnego gniewu  i zranienia. Nie jest to jakiś tam "poradnik" jak "przebaczyć" i "zapomnieć". 

 

Na amazonie masz teraz za darmo bo mają jakąś tam promocję książkę "The Way of Man" Donovana. Warto polecić.

 

No, i jeżeli znasz Parks and Recreations to Ron Swanson napisał swoją własną książkę. Coś tam "paddling you own canoe" czy coś takiego. Koniecznie w formie audiobooka czytana przez samego autora. Coś genialnego :D Oczywiście - dla fanów Rona.7a7b78d5568248c69972205b723976efda0ec29b

 

 

  

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dawno temu wkręciłem sobie, że muszę znaleźć mentora i w taki sposób długi kawałek życia spędziłem na podstawianiu się, znajdując się w jakiś gronie mężczyzn na jakiś czas, odrazu stawiałem się w roli ucznia, przez co od razu ustawiałem siebie nisko w hierarchi i byłem w taki sposób postrzegany - to było złe. Być może to zaczęło mnie drażnić i wpłynęło na to, że teraz jednak staram się być wazną osobą w hierarhii.

 

Jakbyś nie nawidził ojca, jakby on nie był zły, podobno trzeba się z nim dogadać, bo nigdy dusza sie nie uleczy. Dokładniej mówi o tym Wojciech Eichelberger: https://www.youtube.com/playlist?list=PL8K0is0gpBIqyR9NOWhyWQ65G2uZ5d8P2

 

 

Napisał też fajną książkę "Męskie pół świata"

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takie myśli dwie:

 

 Założenie rodziny ma swoje zalety. Posiadanie dzieci jest PSYCHODELICZNE . Czyli z greckiego źródłosłowu "odkrywaję duszę, odsłaniające umysł". Wtedy dopiero można zacząć "oceniać" własnych Rodziców. Dziś mamy dużo łatwiej. Np @Bonhart masz internet, masz forum. To wielki Skarb. Pisałeś o swoim Tacie, że sam musisz mu różne rzeczy tłumaczyć. Generalnie badacze zwracają uwagę, że dziś żyjemy w takich czasach gdy dzieci rodziców wprowadzają w świat. Bo one te świat ogarniają szybciej a świat się zmienia tak szybko że

Rodzice nie ogarniają. Trzeba im pokazać Sieć, jak kupić bilet przez internet itd. O, taki przykład : 

 

 tumblr_o69e0kRVwL1qav5oho1_500.png

   (wygląda na kolejny przypadek osoby po 40 rż  która próbowała zrozumieć o co chodzi ze Snapchatem )

 

 

Pamietają, że nasi rodzice byli wychowywani przez tzw "wojennych rodziców". A wcześniej były rozbiory, pierwsza wojna. Wielu mężczyzn po powstaniach trafiło na Sybir. A wcale nie istniały jakieś skuteczne mechanizmy , nic. Do wybory był : alkoholizm, samobójstwo, smutne piosenki, lekomania (moja babcia wdupcała benzodiazepimy. Bardzo uzależniające leki uspokajające. Była przesiedlana, jej siostra trafiła na "Sybir"). Więc takie traumy na po Powstaniu Styczniowym - co za problem by sobie przeżyły 100 lat czyli powiedzmy trzy pokolenia? Po drodze podbite przez dwie wojny i komunizm ? Dziś rozumiemy, że w obliczu zagrożenia człowiek się "spina" i działa skutecznie, ale jak już zagrożenie mija to wtedy dopiero trauma wychodzi. I musi sobie z nią radzić drugie pokolenie które po prostu nie ma pojęcia co się dzieje. Coś jest dziwnie ale co? Strzały znikąd normalnie. 

 

Tak to było z tymi naszymi rodzicami, ich rodzicami itd. I to ważne by to pojąć. Twój Tata też był kiedyś małym chłopcem, też miał tyle lat co Ty teraz. Wcale nie zdecydował o kształcie swojego życia. Grał tym co miał tak jak umiał. Dziś masz łatwiej niż On. Twoje dzieci będą miały łatwiej niż Ty. Wszyscy mamy łatwiej niż ludzie których niecałe 100 lat temu poprostu zajebano nie pytając co o tym myślą. Nie wyobrażam sobie jakim obciążeniem psychicznym musiało być wychowywanie dzieci w takiej sytuacji. Całkiem możliwe, że to co czujesz to uczucie przekazywane z pokolenia na pokolenie od czasów roku 1863. Dlatego właśnie psychologia transpersonalna. Bo to niekoniecznie uczucie "osoby" ale pewna formacja którą przyjmuje się tak samo jak język którego się uczymy jako dzeci. A nie tylko język ale też melodia słów i akcent - przecież dzieci często mówią tak jak rodzice. Głębokie dziedziczenie. Zobaczysz ten moment gdy zaczniesz zamieniać się w swojego Rodzica. To potwornie creepy bo samo nie będziesz miał pojęcia jak to się dzieje. Stąd ten Edyp. Przecież biegłeś co sił w drugą stronę a tu w lustrze, w mowie, w charakterze pisma ....

 

MYŚL DRUGA

 

Trochę teraz czytam o bakteriach w człowieku i ich wpływie np na depresję i generalnie psychikę, układ odpornościowy. Możliwe, że pielęgnując owe "złe emocje" , wydzielając "jad" , tocząc "żółć" - wytwarzamy specyficzne warunki które wspierają określony typ flory bakteryjnej. Której podobno w jelitach mamy 2 kilogramy i stanowi "Drugi mózg" i wydziela się tam masa serotoniny (albo nie wydziela).  A do czego zmierzam.

 

Kilku autorów zachwycało się tym "przekazanie męskości" jakie ma miejsce w trakcie obcowania ojca z synem. I że to wcale nie dzieje się w formie "pouczeń" czy "głoszenia kazań" ale przy banalnych czynnościach typu naprawa silnika albo wręcz w ciszy. Autorzy owi pisali, że dzieje się to w sposób niemal "kropelkowy" (!).  Już widzicie?

 

A co jeżeli tam "męskość" to forma "szczepionki biologicznej" jak np kultura bakterii którą daje się do mleka by zrobić jogurt ?!  Wtedy taka "męska zdrowa flora" zawiadowałaby odpowiednią gospodarką hormonalną (testosteron) chroniła przez depresją itd.  Może inicjacja czyli te wydarzenia ekstremalne w naturalny sposób osłabiałyby na moment układ odpornościowy by przekazać "kulturę męskości" ?  Mogę sobie w tym momencie wyobrazić takie "preparaty bakteryjne" które podaje się młodym samcom którzy z różnych przyczyn nie mogą otrzymać ich od ojca.  ( @Stulejman Wspaniały - kolejny produkt do sklepu ? Broń biologiczna Zakonu Samców ? :D

 

Książka którą czytam to Food Pharmacy. Warto też wpisać w google "mózg w jelitach" lub "oś jelitowo-mózgowa". 

 

  

Edytowane przez KurtStudent
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@aras

Ja z założenia traktuję lud jako równy sobie, nie lepszy, bo w przeciwnym razie pojawia się takie uniżenie jakby. Co więcej, są ludzie, którzy mnie szanują za wyszczekanie i się fajnie odsiewa ludzi zdystansowanych od przewrażliwionych.

Nienawiści nie czuję, ale jest taka "zadra", czasem jej nie widać, a czasem daje znać, szczególnie w sytuacjach typu "przecież jesteś facetem, silnika nie umiesz naprawić?" Video ściągam i odsłucham w święta

@KurtStudent

Możliwe, że ojcostwo mi coś przejaśni w przyszłości, ale do tego długa droga, a taki mamy klimat, że nie jestem pewien czy do tego dojdzie w ogóle

To nie do końca tak, że tłumaczę mu jakieś nowe odkrycia, do których sam by nie doszedł, on po prostu jest bezrefleksyjny i chyba miał wpojone, że jak się ożenisz i będziesz w zębach przynosił pensję, to wszystko będzie ok. Dlatego jeśli ma popełnić tysięczny raz ten sam błąd, to go popełni, wierząc, że tym razem efekty będą inne.

Ach, ja to przytoczenie Edypa zrozumiałem w ten sposób, że co bym nie robił, dziura w klacie zostanie, więc wolałem to odrzucić :D  To o czym mówisz, że ojciec też był w moim wieku i miał problemy - to rozumiem, czy raczej, próbuję zrozumieć, ale, jak pisałem, jego ojciec nauczył go wszystkiego i nie wiem, co stało na przeszkodzie, żeby zwyczajnie powielić schemat. Zresztą nie jestem pewien co między nimi było, kiedyś dziadek (świętej już pamięci) opowiadał mi jak pamięta wojnę, że wszędzie trupy leżały i tyfus się szerzył, ojciec w tym momencie zaczął się śmiać i zgasił dziadka hasłem, że "dziadek na wojnie to krowy pasał". To jedyna poszlaka, że coś mogło być nie tak. Teraz tak sobie myślę, że za parę lat wyciągnę spiję ojca i przepytam ze wszystkiego. Thx, kolejna rzecz mi się przejaśniła. A strach przed byciem własnym ojcem to fakt, nie wyobrażam sobie zupełnego zlania swoich dzieci, przemilczania problemów i cieszenia się jakim takim statusem quo.

Twoja druga myśl nie jest mi obca: parę lat temu na uczelni głosiłem mądrości, że w przyszłości zostanie przerzucony pomost między psychologią a biologią organizmu (w zasadzie bez oparcia o źródła, tylko własne przemyślenia, ale jako że przed tłumem jestem jak Piotr Skarga to nikt się nie kłócił). I wdrażam to na bieżąco w życie: jem na siłę, nawet jak deprecha każe mi nie jeść nic cały dzień tylko pić kawę. Jak jest źle, ćwiczę dwa razy dziennie, żeby zaburzyć wydzielanie hormonów. Jak mam jakieś smuty, rozkładam na czynniki pierwsze i zwalam na pogodę, brak witamin i tak dalej (w dalszym ciągu bez oparcia w źródłach).

Natomiast biologiczny przekaz "męskości" brzmi jak na mój nieedukowany łeb trochę zbyt fantastycznie, choć w sumie kto wie. Na logikę rozumiem ową inicjację tak: zabrany od matczynej spódnicy dzieciak czuje respekt, strach, onieśmielenie samcami, którzy rąbią drewno czy pędzą bydło. Nie ogarnia tych czynności, uczy się ich powoli i co chwila dostaje "baty", czy pouczenia. Przy wspólnych posiłkach, w czasie przerw w pracy, nie czuje się częścią tego towarzystwa. Gdy zaczyna rozumieć owe czynności, z automatu dostaje pochwałę, bo jego praca przynosi wymierny efekt i korzyść, nie wymaga poprawy itp. W tym momencie czuje się pełnowartościowy, bo posiadł umiejętności i zdobył jakieś tam wstępne uznanie, co systematycznie winduje w górę pewność siebie i inne takie. Czyli wszystko się tak naprawdę sprowadza do aprobaty, werbalna czy niewerbalna, jest wyczuwalna przez dzieciaka, i jeżeli nie będzie szczera, to też będzie to zauważalne, możliwe, że jakaś chemia bierze w tym udział

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.