Skocz do zawartości

deleteduser133

Użytkownik
  • Postów

    95
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser133

  1. Nie dramatyzuj. Czy w związku, czy nie każdy musi sobie dawać radę sam, każdy sam wstaje i je, każdy sam jest ze swoimi myślami i uczuciami (a przynajmniej z większością, bo to już od ekspresji zależy 😉 ), sam pracuje (chociaż bywa, że w kooperacji). Nawet będąc w związku nie wiesz kiedy zostaniesz sama, bo wariatów na drodze nie brakuje, a co tydzień nowe szczepy covida w natarciu...
  2. To efekt domina będzie. Bo jeśli odpuści jej przy kościelnym, to powinien się też liczyć, że przyszła żona prawdopodobnie nie daruje mu chrztu dzieci, zapisania dzieci na religię, komunii itd.
  3. Wszystkiemu winna autokreacja? Sprawdziłam: w Men’s Health z 10 dziesięciu redaktorów tylko 2 to kobiety, w Cosmopolitan siedzą same babki… @jankowalski1727 To też tak odnośnie Twojego pytania, dlaczego kobiety tak rzadko interesują się facetem jako człowiekiem. Popkulturę/kulturę tworzymy sami, wspólnie jeśli chodzi o płeć.
  4. W znaczeniu, że mają zarówno wspólne cele życiowe, jak i indywidualne.
  5. @SamiecGamma Nie chodzi o to, by mówić ile się zarabia, ale żeby na pierwszej randce unikać rozmowy o tym, gdzie się pracuje to już jakaś skrajność. Praca w ogromnej mierze definiuje człowieka - nie każdy chce/potrafi być grafikiem, nie każdy sprawdzi się w sprzedaży, PR czy w przedszkolu. Z powodu pracy możesz mieć kiepski humor lub być w stanie euforii. Możesz gdzieś pracować, bo dużo płacą lub po prostu lubisz to, co robisz. To w pracy zwykle spędzasz 1/3 doby, albo i więcej jeśli absorbuje lub jest pasją. Poza tym wiele zawodów determinuje czas wolny, więc chyba lepiej wiedzieć na początku, że ktoś ma cykl dyżurów w szpitalu, często wyjeżdża, bo jest stewardessa bądź przewodnikiem turystycznym lub ma zajęte wszystkie weekendy, bo w branży MICE siedzi. A gdyby mnie facet na pierwszej randce spytał o dzieci to obstawiałabym dwa warianty: 1/ szuka inkubatora dla swoich genialnych genów, 2/ tych dzieci nie chce mieć, bo za bardzo namieszają w jego poukładanym świecie. Zarówno 1 i 2 oznacza, że określił już moją przyszłość wg własnych wytycznych. Dziękuję, wychodzę. Do tematu dzieci najlepiej dojrzewać będąc w związku, bo bywa, że ktoś, kto ich nie chce mieć jednak je ma - bo chce je mieć z tą jedną konkretną osobą (a na pierwszej randce z netu poznajesz tylko eksportową wersję kogoś). Mój plan na przyszłość był taki, że żadnych dzieci, żadnych małżeństw (miałam skopane wzorce z domu rodzinnego), a wyszło inaczej, bo w relacji z konkretną osobą zmieniłam cele życiowe - i jest super. Na luzie więcej rzeczy w życiu (i w związkach) się udaje, a nawet jak upadasz, to mniej się połamiesz. Taka @Amperkana przykład poznała tego jedynego nie mając zbyt wiele na koncie, a potem przegoniła męża i wnioskuję, że oboje nie mieli i nie mają z tego tytułu żadnego bólu, żyją dla siebie i bez spiny.
  6. To pewnie też się nie przedstawiasz, bo jeszcze na linkedin Cię sprawdzi... 🙃 Może przynajmniej mów: James Bond (i nie będzie miała żadnych pytań )
  7. @Wolumen W sumie możesz i na omikrona zwalić i do wiosny przeczekać z nią w domu, bezpłatne masaże robiąc. Ale jak już teraz boisz się jej wprost powiedzieć, że szanujesz ciężko zarobiony pieniądz, że nie jesteś sknera, a facet rozsądny i oszczędny z natury, i przyszłościowo myślisz, a nie rozwalasz kasę bez sensu (a i kryzys wali do okna), to ja nie wiem jak się z nią dogadasz w kwestii finansów, jak kiedyś tam zamieszkacie razem… Odkąd czytam to forum (a krótko i wybiórczo) to niby dobrze tu koledzy radzą w różnych wątkach, do tego wielokrotnie powtarzają to samo, a i tak nie do wszystkich trafiają najprostsze prawdy 😊
  8. @deomi Chyba, że masz już w domu kota i sprawia jakieś problemy w tresurze.... 😂 i stąd ten mężczyzna do opieki Ci potrzebny
  9. A dlaczego to mężczyzna powinien się Tobą opiekować? W cywilizowanym świecie żyjemy, na ulicach już dawno drapieżników nie ma, więc dasz radę sama przeżyć
  10. Ja nie widzę problemu po stronie chłopaka, że nie chce płacić za kawę dziewczyny, ale widzę problem po stronie dziewczyny, kiedy w momencie końca randki (na etapie knajpy) nie zgłasza, że płaci za siebie. W końcu równouprawnienia chciałyśmy 😊 Ja tak miałam (chciałam płacić za siebie), odzew po drugiej stronie był różny - niektórzy z marszu na to przystawali, inni grali białego rycerza i tego nie pacyfikowałam (podejście chłopaka do finansów na randce nie byłoby dla mnie żadnym czynnikiem rzutującym na ocenę tegoż chłopaka). Nigdy nie płaciłam za żadnego faceta, chyba że on na poprzedniej randce płacił za mnie i umówiliśmy się na rewanż. W obecnym związku do momentu pojawienia się dzieci (czyli przez jakieś pierwsze trzy lata) płaciliśmy za wszystko pół na pół lub zamiennie (pracowałam do dziewiątego miesiąca ciąży i pomiędzy ciążami). W pierwszej pracy miałam też kolegę, który był w związku (drugim do tego, bo żonę zostawił dla pewnej recepcjonistki) i zdarzało się, że sam z siebie płacił za mój lunch niczego w zamian nie oczekując, ale to był facet, który wiedział czego chce i na co go stać, i raczej nigdy nie miał potrzeby, by szukać odpowiedzi na pytania egzystencjalne na jakimś forum 😉 Był ode mnie starszy, bardzo przystojny, wyższy (były borowiec) i bynajmniej nigdy się w nim nie podkochiwałam. Ot, taki mega przyjaciel, który czerpał jakąś frajdę z takich rzeczy i szat na sobie z tego powodu nie darł, ani dylematów jak dalej żyć nie miał 😉
  11. @Amperka Jeszcze o czymś ponudzę… Z obserwacji dzieciaków swoich i innych, i z tego co się dzieje w związkach d-m (w tym nisza tego forum), myślę, że jeśli ‘zepsujesz’ w wychowaniu dziewczynkę i będziesz przesadnie pobłażać lub wspierać jej wrażliwość/indywidualizm to życie jej to jeszcze wybaczy (łatwiej ogarnie się emocjonalnie w relacjach z ludźmi i ze sobą, chociaż może i spowoduje, że jakiś facet będzie szukał podobnego temu forum 🙃). Natomiast jeśli w ten sposób wychowasz chłopca (na wrażliwca indywidualistę) to życie go mocno przeorze i nawet jeśli sukces zawodowy odniesie, to z powodu kobiet (ludzi generalnie?) wcześniej, czy później będzie miał solidny kryzys emocjonalno-egzystencjalny, wyląduje na terapii lub zajrzy tutaj. Oczywiście to miejsce wielu Panom pomaga i super, ale ile czasu i zmagań ze sobą ich to kosztuje, ile tomów poradników muszą przeczytać i długich godzin tutoriali obejrzeć… 😉 Mam znajomych, którzy mają troje dzieci, w tym jednego chłopca. Tata przemiły uległy dżentelmen, nadopiekuńcza apodyktyczna mama, z tych co każdemu nauczycielowi mówią jakie powinien mieć podejście do jej dziecka (dzieci w pryw.szk.). Ten ich syn niedługo skończy dwanaście lat i jest taką pierdołą życiową (chociaż może i dżentelmen), że żal patrzeć, bo to stan już chyba nieodwracalny. Już teraz dziewczyny, w tym siostry, widzą w nim dziwaka/frajera (chociaż może i ma artystyczną duszę, do tego jest wysoki i ładny na twarzy). Chłopcy nie chcą go brać do zabawy, bo ani piłki dobrze nie kopnie, ani nie ogarnie problemu jak są gdzieś w terenie, a na pewno zadaje za dużo pytań o banalne rzeczy 😉 A wracając jeszcze do własnych - mojemu synowi bardzo dużo (psychicznie/społecznie) dało też chodzenie na kopanie piłki w klubie piłkarskim dla dzieci, jakkolwiek bym nie uważała, że to bezsensowny sport 😉. Sam z siebie by pewnie nie poszedł, bo z natury nie lubi rozpychać się łokciami, ale miał w przedszkolu kolegę, za którym poszedł (mąż zresztą też go mocno motywował). Pochodził na tą piłkę do trzeciej klasy podstawówki i więcej nie chciał, ale sporo okrzepł psychicznie. Nawet żałuję, że na piłkę już nie chodzi, bo od razu potem zafixował się na rowerach w wersji jak dla mnie extremalnej (see yt: Fabio Wibmer), co z punktu widzenia rodzica trochę martwi. I o ile jeździ najczęściej z kolegami, to sam też potrafi pojechać na pumptrack i długo krążyć tam w pojedynkę. Więc taka to zabawa z wychowaniem chłopaka - charakter vs życie/oczekiwania społeczne...
  12. @Amperka Przeczytałam twoje posty o synku i mam odczucie, że o ile super, że bardzo troszczycie się z mężem o jego rozwój, to chyba nie zauważasz różnicy w tym, że może on inaczej funkcjonować w społeczności rodziny (hermatyczna), a zupełnie inaczej w społeczności zewnętrznej (przedszkole, szkoła etc., czyli miejsca, w których Ciebie i męża nie ma). Rolą rodziców (o czym pisali już wyżej inni) nie jest wychowanie dzieciaka, który świetnie odnajduje się w rodzinie (czyli w środowisku, które zna), ale do tego, by równie dobrze funkcjonował w społeczeństwie (czyli by poradził sobie w obcym mu świecie, gdzie mamy, taty i siostry nie ma). Mam syna i córkę, obecnie oboje w wieku wczesnonastoletnim, córka jest dwa lata starsza od młodego, mają bardzo różne charaktery. Syn w dzieciństwie w zachowaniu był bardzo podobny do Twojego synka – spokojny, poukładany, wiedział czym i jak chce się bawić, do trzeciego roku życia prawie nie mówił (chociaż siostra mu non stop nawijała nad uszami, dużo mu czytaliśmy etc). Do tej pory nie ma przesadnej potrzeby mówienia o tym, co czuje, bo woli coś konkretnego robić i doświadczać, ale nie ma też żadnego problemu, by potem z własnej woli to zrelacjonować, czy opowiedzieć coś, co mu leży na sercu. Jako jedenastolatek sam do serwisu rowerowego zasuwa, by mu naprawili to, co popsuł, nie jest typem lidera lubiącego z własnej woli stanąć na podium (nad tym trochę pracujemy), ale nie ma też problemów ze zorganizowaniem sobie kolegów do aktywności w terenie (przyjaźni się nie tylko z kolegami z klasy). Z perspektywy czasu i tego, jakie są inne dzieci w podobnym do moich dzieci wieku (a siłą rzeczy znam ich mnóstwo), to powiem ci, że w pozyskaniu kompetencji społecznych nic nie zastąpi swobodnej zabawy w grupie rówieśników - nie tej zorganizowanej/kontrolowanej w przedszkolu, czy w ramach innych zajęć, a nie daj boże aktywności wyłącznie z rodzicami. Puszczenie kilkulatka w świat będący najbliższą okolicą i do rówieśników z sąsiedztwa (nie mówię, że trzylatka, ale pięcio-sześciolatka już tak) czasem kosztuje cię sporo nerwów, niejedno stłuczenie musisz opatrywać i nie raz obdzwaniać sąsiadów ‘bo jeszcze nie wrócił do domu’ - ale jest to niezbędnym mu do rozwoju doświadczeniem. Z perspektywy tego, jakie teraz są moje dzieci nie żałuję, że czasem do czerwonego paska na świadectwie im zabrakło, bo do zmroku latały z dzieciakami sąsiadów po okolicy. Zwłaszcza, że poza ósma klasą pasek na świadectwie jest tak naprawdę do niczego niepotrzebny 😉 Nie wiem, gdzie mieszkasz (z którejś wypowiedzi wywnioskowałam, że nie w bloku jednak), ale u mnie atutem jest miejsce, gdzie przeprowadziliśmy się, kiedy dzieci miały po kilka lat, czyli przedmieścia wawy, ale w wersji tańszej, postindustrialnej, więc też mocno zróżnicowanej społecznie (dzieci nie żyją w enklawie). Moje od początku chodziły do publicznego przedszkola i szkoły, gdzie spotkały zarówno dzieciaki dyrektorów znanych z nazwy firm, przez potomstwo przeciętnych korpoludków, aż po dzieci mieszkające w wielorodzinnym domu komunalnym. I nawet ten dyrektor znanej firmy nigdy nie bronił swojemu dziecku, by bawiło się z tymi biedniejszymi, a nawet kiełbaskę z grilla u niego zjadło na zawalonym rupieciami podwórku (chociaż nie łudzę się, że to jednak norma). Generalnie patrząc na dzieciaki w grupie, można było mieć problem z określeniem z jakiej rodziny pochodzi ten z dziurą na kolanie i ziemią za paznokciami. Najbardziej utytłany w błocie zwykle był syn pewnego profesora uczelni wyższej, miał też najciekawsze pomysły na zabawy, łącznie z przekopaniem kawałka nieużytku pod cele budowy skateparku. Pomysł o dziwo łyknęło sporo dzieci, ale w drugim tygodniu roboty z łopatami jednak się poddali (zerowe wsparcie rodziców, którzy nie widzieli żadnego interesu w tym, by dzieci zbyt szybko wróciły do domu i xboxa 😉 ) Dodatkowym atutem takiego uspołeczniania się było to, że często rodzeństwo (bliskie wiekowo) bawiło się z rodzeństwem innych dzieci, dziewczynki bawiły się z chłopakami i odwrotnie (tak do 6/7 klasy). Fakt, że do survivalowej zabawy po okolicznych podwórkach bardzo rzadko dołączały dziewczynki jedynaczki (!) lub dziewczynki mające tylko siostry (!). Moja córka dołączała i brała brata lub odwrotnie, do tego córka przez wiele lat przyjaźniła się z tym pomysłowym synem profesora. Teraz jest jedną z nielicznych nastolatek, która nie mizdrzy się na widok chłopaków, tylko widzi w nich też ludzi (ale nie to, że się w którymś tam czasem nie podkochuje ). Więc @Amperka nie zafixuj się na wymyślaniu dzieciakowi dziesiątek zajęć ze specjalistami (chyba, że rzeczywiście coś zdiagnozowali), bo może wystarczy dać mu więcej czasu i swobody w rozwoju z rówieśnikami
  13. O filmie, ale nie ze względów kulturalnych, dlatego w tym dziale. Nie wiem, czy było o tym na forum (w wyszukiwarce dowodów brak), ale wszystkim, którzy są w związku lub zamierzają być polecam obejrzenie wraz z partnerką miniserialu "Sceny z życia małżeńskiego" z 2021r. produkcji HBO https://www.imdb.com/title/tt12682218/?ref_=ttrel_rel_tt Czyli mniej więcej o tym jak nie sp...yć sobie i komuś życia - w wersji artystycznej i ze świetną gra aktorską Nie jest to komedia romantyczna i mocno daje do myślenia (imo - szczególnie kobietom). Ktoś oglądał?
  14. W ogóle to - i bez złośliwości to piszę - weź kartkę i szczerze wypisz sobie swoje wady, bo z jakichś powodów dotychczasowe randki/związki nie kończą się dla Ciebie tak, jak oczekujesz. Dużo łatwiej jest zaakceptować/pokochać czyjeś zalety niż wady, więc popracuj u siebie nad tymi ostatnimi, na pewno nad czymś uda Ci się popracować/coś zmienić, a co za tym idzie zwiększyć swoją wartość w oczach innych.
  15. W czasie randkowania, wchodzenia, bycia, a pewnie i wychodzenia ze związku zawsze ma miejsce walidacja (świadoma lub nie). Jesteś dorosła, więc nie bądź hipokrytką - każdy poznając drugą osobę przeprowadza audyt tej osoby (=kalkuluje), różnić mogą się tylko kryteria (czyli każdy może brać inne pod uwagę, ale zwykle wszyscy biorą podobne ;) ).
  16. W którym wersie pisałam o swoim wykształceniu i zarobkach, że taki wniosek? Poza tym ja go w ogóle nie trzymam, nawet w obrączkach tylko z rok chodziliśmy Jeździ w delegacje, robi co lubi, chce lub może, bo to wolny człowiek, tak jak i ja. Nie wiszę mu na szyi, żyję własnym życiem i też wyjeżdżałam w delegacje. Każdego dnia obydwoje mamy wybór, bo świat zewnętrzny ciągle kusi, prawda?
  17. Życie jest piękniejsze, jeśli potrafi się pokochać ludzi, których się spotyka (nie twierdzę, że wszystkich jak leci), niż wtedy, kiedy ciągle szuka się kogoś do pokochania.
  18. Wg mnie przepis na randkę jest prosty: Do LTRa lepiej być sobą, niż tworzyć wydumaną eksportową wersję, która to wersja wcześniej, czy później się posypie. Ale jeśli celem randki ma być jednorazowy seks, to w przygotowaniach i scenariuszach tylko wyobraźnia ogranicza Pewna z moich pierwszych randek była jedną z najnudniejszych na jakich byłam (fakt, że zbyt wielkiej próby do badań nie zgromadziłam). Gość może i był nieprzeciętnie inteligentny, może i oczy miło mu błyszczały, ale przynudzał o algorytmach gier liczbowych (programista i akurat wtedy w tym robił), próbował mi zaimponować, że przebiegł półmaraton i robi kurs nurkowania (i nieświadomie mocno mnie zdeprecjonował, bo chociaż zawsze byłam fit, to biegania nie znosiłam, a do otwartej wody czuję ogromny respekt, chociaż jakoś tam pływam). Ubiór miał mocno przeciętny, fizjonomię również. Więc wracałam z tej randki z przekonaniem, że była pierwszą i ostatnią z tą osobą, bo kompletnie nic we mnie nie drgnęło - obiektywnie mogłam jedynie przyznać, że gość miał intelekt high level, sylwetka ok. No i miałam do sprawdzenia potencjalnie ciekawsze obiekty, z którymi sobie równolegle korespondowałam (pewien portal randkowy sprzed Tindera). Ale gość zadzwonił następnego dnia, a że było lato, a na randce głupio wspomniałam, że po pracy często jeżdżę sobie na rowerze, to uznałam, że ok, rower nie randka, do tego jak się jedzie to nie będzie miał jak o tych algorytmach mi znowu przynudzać (a zawsze to jakiś sensowny znajomy, bo w wawie pracowałam od niedawna). Parę tygodni później już z tym kimś mieszkałam (partycypując koszty 50/50, byście odpuścili ten punkt), jestem z tym kimś już grube naście lat i nie było dnia, żebym żałowała, że nie poszłam na kolejne randki z kolejnymi obiektami, chociaż do trzydziestki mi jeszcze trochę brakowało (nie jestem jędzą, mam własne cele i aktywności, seks od lat mamy w ilości 3-6/week, więc druga strona raczej też nie narzeka). Cóż... Panowie - nie poddawajcie się w dążeniu do marzeń, a Panie - poszerzajcie jednak bieżący kąt widzenia, bo skąd ta gwarancja, że za kolejnym zakrętem na pewno czeka lepszy książę? Ps. 1 Ja nawet biegać codziennie zaczęłam, bo głupio nie biegać, kiedy bieżnia w domu Chociaż nie mówię, że lubię - uzależniłam się od efektu (bynajmniej nie odchudzający). Ps. 2 Nie jestem pasztetem, a typem, który jakoś wygląda, ale buduje dystans. A ślubu i dzieci to w ogóle nie planowałam, bo byłam z tych, co na pierwszym miejscu karierę stawiały.... - ha ha
  19. deleteduser133

    Witam!

    Urzekło mnie to forum... Większość szklanek tu do połowy pusta, trawa jakby mniej zielona, a scenarzyści telenowel, komedii i melodramatów chyba garściami czerpią z tego, co tu piszecie. Tych od programów edukacyjnych może martwić, że wciąż tyle roboty przed nimi, chociaż jakąś małą satysfakcję pewnie już mają! 💪 U mnie od x lat leci banalny film obyczajowy, jednak nie zamierzam zmieniać kanału! Ps. Stronę wyrzucił mi google i gdyby nie dziwna nazwa domeny nadal żyłabym w nieświadomości, że jest jakiś podział na światy, jakiś skomplikowany system klasyfikacji kobiet i mężczyzn, który w praktyce i tak niczego nikomu nie gwarantuje...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.