Skocz do zawartości

I1ariusz

Użytkownik
  • Postów

    1313
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    100.00 PLN 

Treść opublikowana przez I1ariusz

  1. Chłopie, nie mówię że ma wracać do niej. Mówię mu, że ma się w związku bronić. A inna sprawa, że odejść gdy zobaczy, że już nic nie jest w stanie zdziałać. To się rozumie samo przez się.
  2. A ja wcale się nie dziwię, że jesteś zgorzkniały. Nie powinieneś tylko trwać w tym stanie ze względu na siebie. Nie zgadzam się, że to była wszystko twoja wina. Nie była. To była głównie wina tej kobiety. Wpakowałeś się w kabałę z niewiedzy, ale to dotyczy wszystkich. Nikt nas dzisiaj tego nie uczy. W manosferze funkcjonuje takie przekonanie, że skoro kobieta nas wyrolowała to znaczy, że to my byliśmy słabi, głupi itd. To jest inny sposób na powiedzenie tego samego, że kobieta właściwie nie jest niczemu winna. Dlaczego? A bo ona po prostu taka jest. Nie - jesteśmy ludźmi, mamy wolę, świadomość i zdolność uczenia się. Także kobiety. Na podstawie tego można powiedzieć im, że są winne, gdy robią krzywdę. Inaczej zawsze będziesz myślał, że jeśli dostajesz w dupę w związku i odczuwasz ból to znakiem tego ty musisz coś źle robić. Czasami tak jest, ale rozsądek oznacza też rozeznanie - w czym ja faktycznie zawiniłem, w czym druga strona. I jeśli ona jest winna to broń się, strofuj ją, wyznaczaj granice, każ przepraszać, każ się poprawiać, nie puszczaj płazem wszystkiego. Nie po to nawet, żeby karać, ale korygować.
  3. No zbawienie oznacza szczęście na "tamtym świecie", więc te wszystkie "mantry" właśnie w tym mają ci pomóc. Również Nowe Jeruzalem oznacza "tamten świat". Przejdziesz do niego raczej przez śmierć. W innym wypadku, gdy nastąpi Apokalipsa.
  4. No, jak grasz i nie wygrywasz (a twoim celem w życiu są pieniądze/wygrana) to celu nie osiągasz, prawda?
  5. Nie, jako katolik nie będę ci tego wmawiał. Powiem ci tylko, że wg katolicyzmy na tym świecie prawdziwego szczęścia nie osiągniesz. I dodam jeszcze to: szczęście jest efektem dążenia do celu, który sobie w życiu obierzesz. Nie jest celem samym w sobie.
  6. To, co przeżywamy w Polsce jest chyba udziałem wszystkich krajów byłego bloku sowieckiego. Dodatkowo dochodzą czasy podległości porozbiorowej. Mamy niezwykle niskie poczucie wartości jako Naród. Komuna zamordowała nam elity, potem zamordowała ducha walki. Ładujemy sobie poczucie niższości wobec Zachodu, ładuje się nam poczucie winy za Holocaust (i robią to po części "nasi"), zabiera nam się bohaterów. W dużej mierze jesteśmy teraz defetystami. Nie wierzymy, że cokolwiek może się udać. Do tego oczywiście dochodzą wszelkie problemy (także materialne) związane z przejściem w 89'. Nasze "witaminki" nas nienawidzą i gardzą nami, więc więcej nas umiera z rozpaczy i samotności. Nasz Naród jest umęczony. Nie powinniśmy się temu aż tak dziwić. Wiedząc to jednak róbmy na co nam sił starczy. I nie oczekujmy, że od razu zbudujemy Rzym. Wielu może nie lubić tutaj specjalnie PiS, ale jest jeden wykład Zybertowicza, w którym mówi on trochę o problemie defetyzmu u Polaków. Warto posłuchać. Można zyskać jakieś wzmocnienie. Dodatkowo pewną pociechę niosą: Rafał Ziemkiewicz, Leszek Żebrowski (historyk NSZ) czy niektórzy z Konfederacji. Trzeba się wzmacniać.
  7. Ja mam tylko jedno pytanie: Jak w ogóle mogłeś się z kimś takim związać? Ten przykład pokazuje jedno. Kobieta może popełnić wszelkie możliwe błędy w życiu, a i tak znajdzie się facet, który zechce ją wziąć. Powiem szczerze, że tego nie rozumiem. Czy ona z początku wydawała się jakaś inna? Dla mnie fakt, że ma trójkę dzieciaków i jeszcze każdego z innym jest oznaką, żeby nie tylko nie wchodzić w związek, ale też specjalnie aby nie rozmawiać.
  8. Ta kobieta nie nadaje się na związek. Powinna zostać sama i sama powinna układać swoje problemy. Niech szuka pomocy. Ale powiem ci - jeśli ona sama twierdziła, że jest narcyzem to tym bardziej mamy podejrzenie narcystycznej osobowości. Ukryty narcyzm polega na tym, że w przeciwieństwie do zwykłego nie jest on ekstrawertyczny. I to co zobaczyłeś w jej oczach to nie była inna osoba. To była dokładnie ta sama osoba, tylko że wcześniej dostarczałeś jej zasób narcystyczny. Znudziło jej się i poszła dalej. Dlaczego tak jest? Bo ta kobieta nie potrafi dawać. Ona myśli, że problem w tym że jej nie dawano ciepła. Problem w tym, że to ona go nie daje. W miłości musisz dawać i wtedy naprawdę otrzymujesz. Bez tego będzie zapychała dziurę w nieskończoność i nigdy jej nie nasyci. Ona tego nie rozumie.
  9. Prawda bracie - nie ma co się mścić, ale nawet chodzi mi o to, że świadomość niesprawiedliwości i słusznego gniewu daje nam azymut do krytykowania tego podejścia do mężczyzn u kobiet. Nie możemy wciąż pozwalać sobie na unikanie tego tematu także wobec innych. Społecznie tych postaw u kobiet się nie krytykuje i nie karze - w znaczeniu 'koryguje'.
  10. Kiedyś spotkałem podobny przypadek takiej kobiety jak ty. Nauczyłem się ich unikać. Ten chłód emocjonalny, indyferentyzm, obojętność - tego nie przeskoczysz. Wydawać ci się może, że jak w filmie czy książce roztopisz to zimne serce. Nie uda się. Pamiętam jak próbowałem zarywać do takiej, co literalnie trwało, z przerwami, lata. Kiedy już udawało mi się przełamać barierę w pewnym momencie poczułem coś, czego nigdy w życiu nie czułem. Coś co nazwałbym "ciemnością". Górnolotnie, ale nie umiem tego ubrać inaczej w słowa. Zobaczyłem się w oczach tej dziewczyny i stwierdziłem, ze zgrozą że ja jestem kompletnie nikim - ale to NIKIM dla niej. Jestem tylko rzeczą, z której może mieć jakiś pożytek. Ten przypadek, na który trafiłeś to może być jakieś zaburzenie osobowości - ukryty narcyzm lub osobowość schizoidalna. Moim zdaniem nie przejdziesz przez to. Będziesz ładował w tą czarną dziurę i nic, wciąż będzie głodna i pusta. Zastanów się właśnie raczej jak poradzić sobie z zerwaniem i oderwaniem się od tej relacji. W międzyczasie może i popełnisz jeszcze jakieś błędy - bo jesteś człowiekiem i się przywiązujesz. Poszukaj raczej sposobów na poznanie innych dziewczyn. Idź na jakiś kurs, zrób studia dodatkowe, wychodź ze znajomymi. Potrzebujesz czasu i ci przejdzie. Bądź jedna ostrożny bo z czasem mogą też wrócić dobry nastrój i znów zaczniesz myśleć, że możesz coś zdziałać. Nie możesz. Zrobiłeś wszystko, co w twojej mocy. Ona jest sama i niech sama zostanie. Człowiek nie zbuduje relacji miłości bez dawania.
  11. No to jest nauczka także dla mnie widać. Wdowy też nie są łatwym materiałem. Nigdy więcej nie daj się tak potraktować. Ta kobieta za to traktowanie ciebie w ten sposób jakoś odpowie. Łajdaki dostają prędzej czy później za swoje od życia. To może być na zasadzie dzieciaka, który ją znienawidzi; samotności na starość lub po prostu kary od Boga. Tego ostatniego lepiej jej nie wróżyć. Rzygać mi się chce na tą niesprawiedliwość.
  12. A to już pewnie zależy od Panny. Jakie są szanse, że będzie ta druga opcja? Kobiety, które wychodzą niejako z pozycji oczekiwań najłatwiej popadają właśnie w skrajność wymagań.
  13. Jeśli taka kobieta ma marzenia i takie cele to niech je realizuje. Nie mam nic przeciwko temu. Jednak raczej sam nie będę uderzał do takich. To jest fajne i może być inspirujące, ale jeśli ma się wiązać z wiecznym użeraniem z tą jej "niezależnością". Podziękuję. Nie stanowi to dla mnie aż tak wielkiej wartości. Niezależność u kobiet najczęściej mówi mi tyle: nie chcę, żebyś mi rozkazywał. Mówi to paradoksalnie płeć najbardziej nawykła do rozkazywania i kontroli w związku. Dlaczego im tak bardzo na tej niezależności zależy? Bo kobiety mają tendencję oceniać faceta przez pryzmat siebie samych. Sądzą, że skoro same mają taką skłonność do kontroli to druga strona będzie miała tak samo.
  14. Ja nigdy, szczęściem, nie zaangażowałem się w relację z SM. Wynikało to chyba z tego, że niespecjalnie lubiłem dzieci i nie wydawało mi się, żebym sobie dobrze z nimi radził. Miałem chyba gdzieś też z tyłu głowy, że nie chcę wchodzić w relację z kobietą, która ma dzieciaki z innym facetem. Gdy zobaczyłem w Red Pill i manosferze, że szczególnie ostrzegają przed SM-kami to uruchomił mi się tryb ich automatycznego odrzucania. Jedyną, którą jestem gotów wziąć pod uwagę to wdowa. Tutaj uważam, że sytuacja ma się inaczej. Jednakże ta intuicja i doświadczenie, żeby ich unikać nie jest wcale oczywista. Byłem na terapii u psychologa, który nie rozumiał dlaczego tak robię, tj. odrzucam z marszu SM-ki. Powiedziałem mu, że przyczyn jest kilka: fakt, że ma dziecko oznacza, że nieostrożnie wdawała się w relacje seksualne; fakt, że związek się rozpadł z pewnością był także po części z jej winy, choć najczęściej słyszymy tylko jej wersję. Jeśli dziecko ma z bad boyem to jeszcze gorzej o niej świadczy i jej umiejętności oceny człowieka. Czasami za łeb idzie się złapać z kim one potrafią mieć dzieciaka. Mój dobry przyjaciel jest teraz z SM-ką, która ma dzieciaka z facetem całkiem niedawno zamordowanym [sic!] prawdopodobnie za udział w jakiś szemranych interesach. We łbie się nie mieści i potem, gdy słyszę jeszcze historię jak potrafią one traktować beciarzy to mi się nóż w kieszeni otwiera na to. Raz miałem papierek lakmusowy z jedną SM-ką poznaną na portalu. Weszła ze mną w kontakt z wielką chęcią i jakoś dziwnie słodko mi się z nią i łatwo korespondowało. Zastanawiałem się dlaczego tak jest, bo nie zauważyłem na profilu, że ma bombelka. Jak to zobaczyłem to żarówa mi się zaświetliła i jej grzecznie podziękowałem, że nie chcę się wiązać z SM. Nie pamiętam jak dokładnie przebiegała korespondencja, ale szambo się wylało i zobaczyłem jaką jest, gdy wchodzi w kłótnie. Zaczęła mnie poniżać, wyśmiewać, obrażać i stosować wszelkie możliwe chwyty poniżej pasa. Pomyślałem sobie z ironią: teraz już rozumiem dlaczego jest sama. Powiedziałem jej, że nie jest w stanie zrozumieć błędu po swojej stronie. Uznawała się oczywiście za ofiarę wszystkiego. Krytyka i unikanie SM-ek jest jedną z największych broni jakie manosfera i RP ma do zaoferowania, bo wszystkie kobitki (feministki czy nie feministki) to przeogromnie wpienia. Dobrą kobietę poznać po tym, że będzie gotowa słuchać naszych argumentów w tej kwestii. Agresja, którą wywołuje RedPillowy stosunek do SM-ek jest znakiem, że jesteśmy na właściwym tropie.
  15. Babki nigdy same nie zagadują, ale jak to już robią to są właśnie z wymienionych gatunków. Zawsze znajdziesz taką, która będzie chciała ciebie, ale szybko idzie zauważyć dlaczego. Może to dotyczy głównie dziewczyn wierzących, bo za dobrą monetę biorą to, że sam jesteś wierzący. Podejrzewam, że sami macie takie doświadczenia - że dostawaliście sygnały, ale może ich nie zinterpretowaliście. Przyznam, że zdarza mi się że podbijają do mnie starsze, grube i nieładne na portalach randkowych. Przyznam się, że włącza mi się agresor na to, ale w zasadzie to nie jest ich wina. Zawsze chcą najlepiej dla siebie, ja też staram się szukać najlepszej dla siebie.
  16. No wiem, możesz mi wierzyć że nie spotykałem się z tym często. Ale takie rzeczy powinny być raczej regułą niż wyjątkiem. Chociaż może też to trochę idealizuję. Sądzę, że dużą część składową była tutaj moja samoświadomość i to, że ona nie strzelała fochów. Fochy u niej to były rzadkość. Poszukam i przeczytam.
  17. A to sorka - źle zrozumiałem. Ja nienawidzę tego księżniczkowania i dlatego ździwiony byłem, że w A. byłem w stanie to znieść. Miało to u niej bardziej infantylny i nieagresywny charakter. Rozumiem, że u ciebie inaczej było.
  18. Czasami przyznawała mi rację, ale częściej po prostu odpuszczała i gdy dochodziło do mocnej dyskusji i kłótni starała się to łagodzić. Widziała, że coś wychodzi z sensownych ram. Poza tym nigdy nie była wulgarna, nie próbowała mnie w dyskusjach poniżać i chwytać się jakiś manipulacyjnych trików. Raczej gadała dużo uparcie i z naciskiem. Ja odpowiadałem swoim uporem i nazwała to w końcu "orką na ugorze". Jednak widziałem też, że wzmacniało to w niej - tj. moja stanowczość - pożądanie seksualne. Po prostu czasami lepiła się do mnie. Nie, A. nie była księżniczką w tym toksycznym sensie jaki mamy dzisiaj. Trudno to określić bo nadal miała cechy królewny, ale były jakieś takie zabawne u niej. Takie rozczulające raczej niż wywołujące wrogość.
  19. Te "inne kwestie" jakoś tak przekroczyły resztę. W którymś momencie po prostu straciłem nią zainteresowanie na gruncie bliskości. Miałem wręcz niechęć i nie byłem w stanie się tego pozbyć. Myślę, że przyczyna tkwiła tutaj w kilku kwestiach - z jednej strony u niej, z jednej strony u mnie. Tak wyszło, ale jak mówię - nie mam żalu. Czuję jakby to było coś dobrego, ale powinno było się skończyć.
  20. I1ariusz

    Powitanie

    Cześć, witam. Imię: Mariusz, wiek: 38 lat, lokacja: Poznań. Pracuję jako programista na pół etatu i studiuję podyplomowo. Zajmuję się wieloma rzeczami: głównie związanymi ze sztuką i grami komputerowymi. Obecnie pracuję też w wolnych chwilach nad prototypem własnej gry: Verses of Doom Written in Blood. Nie jestem w związku. Jestem katolikiem i staram się traktować to bardzo poważnie. Cóż można dodać? Pewno wyjdzie w praniu i w innych tematach.
  21. Pewnie tak, ale w sytuacji dziewczyny poznanej na RI fakt, że przeskoczyła na innego gościa mnie wściekło. Jeśli chodzi o A. to możliwe, że można było coś zdziałać, ale były też kwestie inne. Nie żałuję właściwie, że tak się stało.
  22. Poniżej moja historia w wiadomym kontekście. Pierwsze prawdziwie trudne doświadczenie, które musiało mnie naprowadzić na Red Pill pojawiło się w liceum, gdy zostałem zaczepiony przez wykluwającą się femme fatale - zupełnie się o to nie prosząc. Jej zachowanie - okazywanie mi zainteresowania, zbiło mnie kompletnie z tropu i począwszy od tego zaczynałem wsiąkać, aż trafiłem do toksycznego 'friend zone' na wiele, wiele lat. Sam pochodziłem z domu z problemami alkoholowymi i takie atrybuty jak pewność siebie, asertywność, przebojowość czy wyluzowanie nie przychodziły mi naturalnie. Byłem w tamtym czasie bardzo chudy, co w połączeniu z dość średnio-niskim wzrostem (173cm) nie czyniło ze mnie obiektu niewieścich westchnień. Zainteresowanie takiej dziewczyny wydawało mi się darem z nieba i zostałem wytrącony poniekąd z własnego trybu budowania siebie w obszarach, w których czułem się dobry i które robiłem z przyjemnością. Przypłaciłem to przywiązanie do niej i obsesję prawie samobójstwem i udało mi się z tego uwolnić dopiero na początku studiów. Nie muszę dodawać, że byłem wtedy na klasycznym łańcuchu idealizowania obiektu miłosnego i dawałem się w upokarzający sposób dla siebie zwodzić, odrzucać, lekceważyć etc. Wszystko, co słyszeliśmy o badziewiu 'friend zone' było moim udziałem. Po czasie przez neta poznałem starszą o 6 lat dziewczynę, z którą zacząłem korespondować. Minęło trochę i przyznała się do "motylków w brzuchu" i ja znów z początku nie traktowałem tego zbyt poważnie - wiedziałem, że ma faceta. Swoje jednak robiła podświadomość i radość, że mógłbym mieć dziewczynę - do tego starszą i bardziej seksualnie doświadczoną od siebie. Zobaczyłem się z nią dwukrotnie: raz odwiedziła mnie na noc, raz ja odwiedziłem ją w jej mieszkaniu (w którym mieszkała z chłopakiem). To wszystko wywoływało we mnie jednak rozterki moralne. Sam nigdy - myślałem - nie chciałbym się znaleźć w relacji, w której dziewczyna mnie zdradza. Kogo potrzeba do zdrady? Dwóch osób oczywiście. Mając jakieś opory nie namawiałem jej seks. Przypuszczam, że gdyby sama to aranżowała nie opierałbym się, ale sam też tego nie robiłem. Po czasie jej afekt do mnie - prawdopodobnie ze względu na moje niezdecydowanie - opadał. Coraz częściej widziałem jej uciekanie od konwersacji, na które wcześniej z takim zapałem czekała. Coraz częściej widziałem, że mnie unika. Wreszcie się wydało, że zaszła w ciąże z chłopakiem i oboje zdecydowali się na ślub. Dodam, iż jej stosunek do ciąży nabierał wymiaru niemal mistycznego i w pewnym momencie sugerowała mi, że równie dobrze ja mógłbym być ojcem. Pękłem znów. Trzeci raz okazał się bardziej szczęśliwy, gdy poznałem na jednym z WP-owskich ówczesnych czatów młodszą dziewczynę. Zabawne, że wszystkie trzy miały tak samo na imię. Pewnie i przypadek skoro imię to było swego czasu dość pospolite. Nie była ona zbyt ładna, zadbana i nie miała dobrej figury - właściwie kompletnie mi nie pasowała z wyglądu. Wygłodniały związku i seksu byłem jednak tak bardzo, a przy tym łączyły nas po części tematy i temperamenty, że udało nam się zejść. Czas ten uważam z grubsza za udany, chociaż całość rozwiązało jej całkowite przywiązanie do nauki i pod koniec kompletny brak chęci na spotkania. Nie żałowałem tego zbytnio zwłaszcza, że na imprezie urodzinowej ówczesnego przyjaciela poznałem dziewczynę, która lepiła się do mnie bez zbędnych ceregieli. Z początku opierałem się związkowi ze względu na owego kumpla (który czuł do niej miętę), jednak szybko pękłem i zszedłem się z nią przez co straciłem przyjaciela. Związek również nie trwał długo, bo dziewczę choć niebywale otwarte w sprawach seksu było dość poturbowane życiowo i po którejś z kolei serii fochów zdecydowałem się zakończyć związek. Potem lata mi mijały na samotności i będąc blisko załamania nerwowego (z różnych przyczyn) wybrałem się nieoczekiwanie z innym przyjacielem na Rekolekcje Ignacjańskie do domu Jezuitów w Zakopanem. Byłem ateistą i początkowo chciałem tylko zatrzymać się w Z na odpoczynku i spacerowaniu po górach, ale kolega zaproponował na dołączenie do rekolekcji. Skorzystałem wiedząc, że odbywają się w milczeniu. Pomyślałem, że ciszy i myśli prostych mi trzeba. Z RI wyszedłem, nie wiedząc nawet jak, nawrócony. Poznałem tam też dziewczynę, w której się zakochałem z wzajemnością. Szybko się zeszliśmy i był to chyba najszczęśliwszy okres w moim życiu - szczególnie pierwsze tygodnie. Trwało to ok 1,5 roku i w momencie, gdy okazywała mi sygnały, że chce moich oświadczyn ja nie mogłem się zdobyć na decyzję. Nie byłem gotów. Rozczarowało ją to i stopniowo zaczęła się ode mnie odsuwać, aż w pewnym momencie rozstała się ze mną, gdy poznała innego faceta przez znajomą swojej matki. Spadło na mnie to dość nagle i gdy żegnałem się jednego dnia z nią na dworcu (mieszkaliśmy w innych miastach) nie wiedziałem, że widzę ją ostatni raz w życiu. Po kilku dniach zadzwoniła do mnie oznajmiając, że to koniec. Rozstanie, podobnie jak zejście nastąpiło po RI. Przy rozstaniu wróciłem właśnie z drugiego tygodnia rekolekcji do jej domu, z którego potem odjeżdżając żegnałem ją na dworcu. Szlajałem się głównie na portalach randkowych szukając kogoś z kim mógłbym stworzyć związek. Byłem przez krótki okres z inną dziewczyną, która też się ze mną rozstała, a potem długi czas nic. Znalezienie kogokolwiek przez neta graniczyło z cudem i w międzyczasie wpadłem znów w fatalne zauroczenie, z którego musiałem wychodzić powoli. Uczę się wolno, ale w końcu - jak sądzę - się uczę. Związałem się z dziewczyną poznaną na portalu katolickim i chociaż nasz związek był nacechowany kłótniami, sporami i zmaganiem, po raz pierwszy zacząłem w związku wymagać i egzekwować. Rezultaty mnie zaskoczyły, bo A. miała rzadko spotykaną cechę u kobiet: potrafiła znieść krytykę. Chociaż była uparta, kłótliwa i momentami infantylna to jej zdolność do łagodzenia sporów i gotowość przyjęcia krytyki mnie zdumiewały. Dodatkowo pewna surowość, która we mnie była (w stosunku do niej) wzmagało jej zauroczenie mną. Było to jednak tylko zauroczenie, jak sądzę, a nie prawdziwa miłość i zaufanie. Miała ona historię odmawiania zaręczyn, więc zdecydowałem się na rozstanie - widząc, że nie zmierza to do poważnego związku. Do dziś mamy sporadyczny kontakt. Jest też już szczęśliwą mężatką. Nie żałuję rozstania z nią także z innych powodów, których tutaj nie przytoczę, ale wspomnienie naszej relacji jest dla mnie nadal pozytywne i budujące. A. była też najładniejszą dziewczyną, z którą byłem. Ten ostatni związek skończył się ponad 3 lata temu i od tamtego momentu, chociaż wielokrotnie próbowałem, nie udało mi się nikogo znaleźć. Jestem w obiekcie zainteresowań kobiet, które kompletnie mnie nie pociągają: tęgich, nieładnych, zaniedbanych, starszych lub apatycznych i nudnych. Wydaje się być w tym jakaś sprawiedliwość. Dlaczego miałbym zasługiwać na więcej? Ale nie chcę się decydować na związek po prostu dlatego, że mogę. Z wiekiem dostrzegam, że staję się coraz bardziej wybredny - trochę na przekór, trochę z wygody, trochę z przyzwyczajenia do swojego stanu. Powtarzam sobie, że nie oczekuję zbyt wiele, ale kto może to ocenić obiektywnie? Poznałem jakiś czas temu dziewczynę dla mnie piękną, choć bynajmniej nie w typie "z rozkładówki". Pomyślałem sobie - to by mi wystarczyło. Rozmowa się nie klei: myślę sobie - jest nieśmiała (co wiem), może to dlatego. Okazało się, że jest w związku. Dawała, mi jak sądziłem, sygnały. Może się myliłem, a może i tak było, ale ja nadal obstawiałem przy swoim - nikomu nie odbijam dziewczyn. Pozostałe dziewczyny w grupie, w której teraz jestem i gdzie poznałem N, raczej okazują chłód, rezerwę, czasem antypatię, czasem odrobinę koleżeńskiej sympatii. Nie wiem już jak czytać te sygnały. Dzisiaj zagadałem do dziewczyny i coś tam mi odpowiedziała niewyraźnie i odsunęła się na kilka kroków jakbym był trędowaty. Jakbym miał ją - wzorem desperata - ścigać teraz. Poczułem się z lekka jakbym... był obmierzły. Nie wiem czy byłem dla niej obmierzły, czy może zrobiła tak instynktownie, bo często się z tym spotyka. Ja jednak nie myśląc o tym, tak właśnie się poczułem. Musiałem się odrobinę wysilić, aby nie czuć tego dalej. Im więcej tych doświadczeń tym bardziej się na nie uodparniam, ale staram się pamiętać, aby nie obrosnąć w cynizm. Co planuję dalej? I właściwie jaki jest mój stosunek do kobiet? To może uda mi się szerzej zaadresować w innym poście. Nie chcę jednak nastawiać się na: na pewno nie, na pewno tak. Trudno powiedzieć jak będzie. W obecnej sytuacji, patrząc na to probalistycznie poznanie kogoś odpowiedniego wydaje się raczej loterią. Ktoś poetycko powiedziałby jak Tom Petty, że "good love is hard to find", widzimy jednak często na ulicach takich, co nigdy albo rzadko są sami. Może nie potrafią oni docenić już tego, co im tak spowszedniało. Albo może ja uważam, że jest to tak cenne, gdy tego nie mam. W każdym razie na tym skończę. Nie chcę, żeby ta historyjka została odebrana jako coś nihilistycznego. Bynajmniej zawsze dostrzegam nadzieję w swoim życiu, choć może niekoniecznie tam, gdzie teraz bym ją widział
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.