Skocz do zawartości

deleteduser175

Użytkownik
  • Postów

    131
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser175

  1. Chodzić oczywiście możesz i na pewno na skutek oswojenia się z nagością i intymnym dotykiem będziesz trochę pewniejszy siebie przed pierwszym organicznym zbliżeniem. Jednak po tym co piszesz nie uważam, żebyś tego potrzebował. Studia z półki wyższego prestiżu, jednocześnie niezłe zarobki, zaradność, ponadprzeciętne obycie społeczne, wspierające otoczenie, na 100% neurotypowość i brak fobii społecznej - masz odpowiednie fundamenty i pulę pozytywnych doświadczeń życiowych wystarczającą do utrzymania pewności siebie, dlatego ten krok nie jest Ci niezbędny. Żeby było jasne, nie odradzam bo sam pierwsze doświadczenia intymne zdobyłem właśnie w wieku chrystusowym u masażystki nuru. Ten krótki moment, gdy po raz pierwszy stanąłem przed nią nago więcej uczynił dla mojej samooceny niż ~2 lata prób psychoterapii, jednak ja byłem wtedy 10 lat starszym, zdziczałym autystą. Przed tym pierwszym razem podjąłem też dobrą decyzję w postaci chodzenia przez kilka tygodni na 100% legitne masaże sportowe czy relaksacyjne, bo serio - na samym początku wzdrygałem się w momencie dotknięcia przez drugiego człowieka. Nie traktuj tego jako oskarżenie, zazdrość czy gatekeeping, ale jeśli ktoś (Ty) jest w stanie robić imprezy alkoholowe z kilkoma kobietami bez wychodzenia w ich trakcie na creepa, to nie musi oswajać się z intymnością u profesjonalistek. Po prostu wejście na ten etap bliskości nie będzie wymagało pokonania takiej przepaści, jak u "gorszych przypadków".
  2. No niezbyt. 1. Nie ignoruję, ale chwilowo pominę fakt, że w trakcie całego cyklu aktywności zawodowej człowieka współczynnik dzietności w społeczeństwie może kilkukrotnie się odmienić. 2. W mikroskali nikt z empatią większą niż 0 nie będzie chciał, żeby rodziły się dzieci ledwo chciane, tylko do zbicia wieku emerytalnego matki. 3. W makroskali więcej populacji na pierwszy rzut oka wydaje się korzystne dla społeczeństwa/państwa (więcej rąk do generowania PKB, dup do ściągania podatków i mięsa pod armaty), ale w krótkiej i średniej perspektywie skokowy wzrost urodzeń to różne problemy: a) niewystarczająca jakość i przepustowość publicznego systemu żłobkowego, przedszkolnego, szkolnego. Zwróć uwagę na zarobki nauczycieli, a następnie sprawdź, ilu jest w kraju psychiatrów dziecięcych. b) wyżej wymienione dzieci ledwo chciane, wychowywane w różnym spektrum zaniedbania, w napiętych warunkach bytowych bądź przez samotnych rodziców c) moja prywatna opinia, że większość ludzi raczej nie nadaje się/nie ma warunków, niż nadaje się/ma warunki, do wychowania drugiego człowieka od zera: zdrowego fizycznie, psychicznie i relatywnie gotowego do samodzielnego życia d) skokowe pojawienie się puli ~55 letnich emerytek, gdzie "ich" dzieci nie zaczęły jeszcze generować konkretniejszych podatków do sfinansowania tych świadczeń e) rynek mieszkaniowy miałby ~25 lat na ogarnięcie się, bo nowe pokolenie gdzieś musi mieszkać. Biorąc pod uwagę realizm ekonomiczny oraz postępującą centralizację, nie jestem tu optymistą. f) i pewnie mnóstwo innych, podałem kilka przykładów z wierzchu W rezultacie będziemy mieć pokolenie większe liczebnie niż obecne, ale w gorszym stanie ogólnym, co odczuje całe społeczeństwo. Zdaję sobie sprawę, że ja chcę "grać w SimCity jako perfekcjonista", a w tym kartonie takie sprawy załatwia się poprawką do ustawy przepchniętą o 3 w nocy, ale serio, "poprawa" demografii przez skokowy wzrost urodzeń w zamian za przywileje emerytalne to nie ten kierunek. Znowu - zdaję sobie sprawę jakie są realia, ale dzietność nie powinna zależeć, tak jak piszesz, wyłącznie od kobiety.
  3. Mam wrażenie, że sytuacja OPa jest coraz mniej rozumiana. Panowie @Gorączka, @Leniwiec i @DOHC - dajecie dobre rady, ale ich targetem jest ktoś w rodzaju nadal dynamicznego 45-latka który ma już nastoletnie dzieci, ale właśnie wredna żona bardzo mocno rucha go w procesie rozwodowym po nieudanym małżeńśtwie. Ktoś taki może sobie pozwolić na MGTOW do końca życia. 30-latek który nigdy nie doświadczył bliskości emocjonalnej, akceptacji otoczenia i szczerego zainteresowania ze strony płci przeciwnej nie ma takiego luksusu. Nie mam wątpliwości, że OP ma swoje problemy a ten temat powstał z impulsu desperacji na dnie emocjonalnego dołka. Sam miałem wiele takich chwil, moja historia wisi w Świażakowni. Jeśli chcecie mu pomóc, to doradźcie jak może zrealizować nigdy niezaspokojone potrzeby nie mając warsztatu do ich realizacji - w miarę możliwości nim skończy mu się czas i do reszty nie utraci nadziei. To też nie jest kwestia intro czy ekstrawertyzmu. Po prostu jeśli ktoś przez 30+ lat funkcjonował jako jednostka zero-dynamiczna, na którą otoczenie się zamykało i która w reakcji obronnej zamykała się sama, to jego osobowość została uformowana przez żelazne ramy wyobcowania. Teoria kuli śnieżnej - wygrywi wygrywają coraz bardziej, przegrywi przegrywają coraz mocniej. Oczywiście są wyjątki, koniec końców ma się sprawczość nad sobą. Jednak nawet osobie stabilnej psychicznie i emocjonalnie, generalnie zadowolonej z życia i mającej jakieś tam pozytywne doświadczenia do oparcia i użycia jako fundament, wyjście z takiej pułapki przyszłoby z wielkim trudem. A przypominam, że OP (i ja) tego nie mamy. Wspomniane kiedyś dosiądnięcie się z wódką do stolika obcych ludzi w klubie, albo wspomniany wyżej wylot do kraju trzeciego świata z plecakiem, nocowanie po airbnb i zaglądanie do wszystkich miejscowych dziur brzmią jak wspaniała przygoda, ale niektóre umysły serio nie funkcjonują w zakresie takich koncepcji. Dla nich to będzie działanie abstrakcyjne, porównywane dla większości, no nie wiem, ze zmianą wyznania i wstąpieniem do zgromadzenia zakonnego nowego wierzenia. Niby czasem tak się dzieje... ale jednak rzadko kiedy. PS. @SuperMario dorzucę anegdotkę co do schroniska, bo samemu próbowałem zapisać się do wolontariatu. Usłyszałem, że w ciągu tygodnia nie będzie już żadnego z pracowników do nadzoru o tej godzinie (z powodu pracy i dojazdu nie byłbym w schronisku wcześniej, niż na 17), a na weekendy i tak mają już za dużo chętnych. Tak wygląda rzeczywistość
  4. Co do istoty posta to masz rację, ale kojarzę, że tego konkretnie argumentu używałeś też kilka dni wcześniej w innym temacie, a jest on fatalny. Zarówno od strony logiczno-praktycznej - bo zakładam, że OP nie jest zainteresowany relacją z 5-latkami albo 55-latkami i starszymi, kobietami z krajów niecywilizowanych, kobietami z Afryki Subsaharyjskiej z AIDS i dziesięciorgiem dzieci w wieku 30 lat, kobietami w związkach i po ślubie, kobietami z którymi nie komunikują się w żadnym wspólnym języku i tak dalej. Ale również od strony koncepcyjnej i realizatorskiej - do tanga trzeba dwojga i o ile OP byłby może w stanie związać się z kimś z zupełnie obcej kultury, to również druga strona musi być na coś takiego otwarta i mieć przy tym uczciwe intencje, a następnie potrzeba jeszcze dużo przypadku i szczęścia, żeby na siebie trafili. Napisałeś dobrego i wartościowego posta, ale serio, to "3.5 mld" psuje cały jego efekt. Syty głodnego nie zrozumie. To nie kwestia mindsetu, to kwestia elementarnych ludzkich potrzeb bliskości emocjonalnej, akceptacji, kontaktu fizycznego i dotyku chociażby. Mam tu na myśli zarówno "dawanie" jak i "branie". Partnerka romantyczno-seksualna to optymalna, jeśli nie jedyna, forma ich realizacji. Bo jeśli nie to, to jakie możliwości ma 30-letni samotny mężczyzna? Szukanie bliskości emocjonalnej u 60-letnich rodziców praktykujących tzw. "zimny chów"? Rodzeństwo, które jeśli w ogóle istnieje to ma swoje życie i swoje sprawy? Przyjaciele-mężczyźni których nigdy nie udało mu się znaleźć? Udawanie, że wymiana kilku żartów na siłowni albo 60 minut u divy w pełni zaspokoją jego potrzeby emocjonalne? Piramida potrzeb Masłowa jest krytykowana, ale do tego można ją akurat wykorzystać - daremna jest praca nad potrzebami najwyższego piętra, jeśli zamiast solidnego fundamentu masz czarną dziurę.
  5. Słabo. Jakąkolwiek aktywność fizyczną rozpocząłem niewiele przed trzydziestką, obecnie jestem bardzo sprawny i mam pewne wyniki, ale w sportach, gdzie ten sam ruch wykonuje się albo w cyklach/seriach albo ciągle. Treningi sztuk walki idą już bardzo cieżko, ale jeszcze nie tak jak taniec. Jako dziecko miałem duże problemy z nauczeniem się jazdy na rowerze czy pływania, na plastyce oceny dostawałem z litości czy za starania, prawo jazdy kosztowało mnie więcej niż 10 egzaminów praktycznych i do dzisiaj parkuję fatalnie. Ostatnio wypożyczyłem z ciekawości hulajnogę elektryczną (nigdy nie jeździłem) i gdybym z niej nie zeskoczył, to wywróciłbym się przy pierwszej próbie skrętu. Przy tak chujowych predyspozycjach nie będzie się dobrym tancerzem, ale pewnie można by osiągnąć chociaż niejaką sprawność. Tylko czy będzie to warte wysiłku? Ja uznałem, że na tym etapie lepiej będzie mi te starania skanalizować w innym kierunku, ale jeśli ktoś jest w stanie nauczyć się tańca niższym kosztem - to polecam.
  6. W większości się z Tobą zgodzę, zauważę tylko, że na zajęciach z tańca użytkowego czy towarzyskich ogólnie to facetów jest więcej. Laski zdecydowanie chętniej chodzą na jakieś Ladies Latino, Twerking czy High Heels. A te imprezki czy wyjazdy integracyjne to może jak jest jakaś zaawansowana grupa lub drużyna taneczna, przegryw co wyszedł z piwnicy i poszedł na kurs tańca (bo uwierzył w to, co wyczytał w internecie) to poza zajęciami nie ma co liczyć na jakąkolwiek interakcję między uczestnikami swojego kursu "Taniec użytkowy P0 dla początkujących" No i trzecia gwiazdka - piwniczenie często łączy się z autyzmem, a autyzm z wyraźnym pogorszeniem koordynacji ruchowej. Autysta raczej nie będzie dobry w tańcu. Tak było w moim przypadku, z ogromną trudnością przychodziło mi odtwarzanie kroków pokazywanych przez instruktora, nie byłem w stanie połączyć więcej niż dwóch nawet najprostszych figur w mini-układ, zapominałem krok poznany ~12h wcześniej, rytm dla mnie nie istniał, prawie cały czas musiałem patrzeć się na stopy żeby przesuwać je we właściwej kolejności, we właściwy sposób, na właściwe miejsca. Po niecałym pół roku dałem sobie spokój z tańcem, ale właśnie ta rzecz była ostatnią kroplą, po której zacząłem robić research o ASD. Niemniej nadal uważam, że co do zasady masz rację.
  7. Ja dodam, że wysoka samoocena nie bierze się z powietrza ani z dupy, tylko musi mieć pewne podstawy. Może mi się wydawać że jestem doskonałym kucharzem, ale będą to urojenia dopóki różni ludzie w różnych okazjach nie będą zajadać ze smakiem moich potraw. W podobne urojenia mogę nawet samemu wierzyć, ale tylko do chwili pierwszego poważniejszego sprawdzianu... Chad może mieć słaby mental, jeśli awansował niedawno i po prostu nie zebrał jeszcze dość pozytywnych doświadczeń budujących podstawę samooceny. Gdyby OP był chadem od okresu dorastania to dzisiaj nie zakładałby tego tematu. Kumulacja pozytywnych doświadczeń ze strony otoczenia zgodnie z efektem kuli śnieżnej uczyniłaby go zupełnie innym człowiekiem.
  8. Panowie, update - sytuacja rozwinęła się, chyba nawet doszła do konkluzji. Dałem sobie chwilę na napisanie tego, ale uznałem, że społeczność forum zasługuje na aktualizację choćby ze względu na duży odzew. Generalnie to przemyślałem kwestię związku z divą jako ogólnej koncepcji i uznałem, że moje stanowisko jest następujące: 1. Związek z aktywną divą odpada w 99% przypadków (a to nie jest ten 1%), ale przede wszystkim ze względów praktycznych, a nie etycznych czy hmm... oceniająco-podbijających samoocenę ("związek z divą to brak szacunku dla siebie i simpiarstwo, ja to bym się nigdy tak nie stoczył KROPKA"). 2. Związkowi z byłą divą byłbym gotowy dać szansę, ale owa po odejściu z zawodu musiałaby po pierwsze ustabilizować się psychicznie po okresie gigantycznej atencji, pieniędzy i upominków od klientów oraz spowszednienia sfery seksualnej, a po drugie uzyskać stabilność finansową poza branżą. Co się wydarzyło W trakcie tygodnia sama napisała do mnie ze swojego "drugiego" numeru na mój "służbowy", pytając o wydarzenie sportowe w którym wkrótce biorę udział. W za długą konwersację się nie wdawałem, ale miałem już sformułowane w głowie w/w stanowisko i z mojej inicjatywy ustawiliśmy się na kawę ponieważ rozmówić chciałem się na żywo. W czwartek, bo tak się złożyło, że oboje jesteśmy niewierzący... Ogólnie to doszedłem do wniosku, że na pewnym etapie udawanie kompatybilności zaczyna robić się coraz mniej prawdopodobne i ta kompatybilność może być autentyczna. Ona zachowywała się bardzo naturalnie - ta charakterystyczna dla branży rezerwa i kalkulacja nigdy nie była u niej mocno widoczna, a teraz nie było tego zupełnie. Szczególnie z początku była bardzo sympatyczna, ale ogólnie atmosfera była dość smutna, ponura wręcz. Nie mając lepszego pomysłu powiedziałem wprost, że mi bardzo miło i że chciałbym, żebyśmy mogli spędzać więcej czasu (jedno i drugie uważam za prawdziwe), ale przez jej zajęcie nie mogę. Padło z jej strony kilka racjonalnych uwag, z którymi w gruncie rzeczy sam się zgadzałem, m.in. że nie uprawia seksu z klientami i podała za przykład nasze spotkania, gdzie przez pół roku ani razu tego nie było. Albo że jest w trakcie studiów podyplomowych (o czym nie wiedziałem jak również ona o moich, ale to kolejna rzecz wspólna...) i że chce pracować w zwykłej pracy, a sexwork i te wyszywania jako dodatek. Trudno mi się też było nie zgodzić z tym, że wizyty były przyjemne dla obu stron i bez problemu odwzajemniłem komplement, że jest interesującą osobą. Nie planuje całkiem kończyć z branżą, bo lubi to zajęcie - co również uważam za autentyczne, niezależnie od kasy. Jednak powiedziała w końcu, że jej przykro ale nie chce żebym robił coś wbrew sobie. Co istotne, w żadnym momencie nie próbowała mnie zachęcać czy obiecywać nie wiadomo czego, ani nie było filmowych manipulacji jak rozchylanie dekoltu itp. Ja też nie stawiałem warunków w stylu: jak przestaniesz pracować to wtedy pogadamy, bo uważam, że to bardzo niezdrowe. Nie proponowałem, że ją wyciągnę z branży bo to jest osoba pracująca seksualnie z wyboru i dość zaradna, by wyjść samemu. Nie było też jakiejś głośnej konkluzji, życzenia sobie powodzenia ani choćby wyzwisk. Skończyło się na tym, że zapowiedziałem że lepiej będzie jeśli nie będę więcej przychodził na wizyty, po czym pożegnaliśmy się zwyczajnie i jakoś tak po cichu rozeszliśmy. Czy mam doła? Trochę, ale nie emocjonalnego, tylko takiego na skutek logicznej oceny sytuacji. Racjonalnie oceniłem kompatybilność, charakter, poglądy na życie, wspólny flow, to że mi się podobała i że ja byłem dla niej minimum nie-odrażający czy nie-niewidzialny i na skutek tego racjonalnym wnioskiem było przekonanie, że z kimś takim chciałbym być w związku. Do tego dochodzi trzeźwa ocena, że potencjalnych partnerek z takim flow nie znajduję raz na miesiąc, tylko to był pierwszy raz w życiu (raz miałem coś podobnego, ale z dużo niższą intensywnością) i drugiego równie dobre może nigdy nie być. Póki co jednak nie żałuję takiej decyzji. Robię też rozróżnienie, bo dwukrotnie w życiu byłem zadurzony emocjonalnie i tym razem to nie było to. Myślę, że to dlatego nie pogrążyłem ani w trakcie wizyt, ani teraz. Wychodzi, że bariery które buduję pod kątem wizyt u div są jednak wystarczająco skuteczne, a przy realizowaniu w ten sposób potrzeb emocjonalnych - również konieczne. Jakie finalnie miała intencje? Nadal nie umiem stwierdzić z pewnością, ale powiedziałbym, że legitne. Dlatego trochę mi szkoda. PS. Jeszcze więcej userów się zastanawiało po co do niej chodziłem, ale niech to zostanie moją tajemnicą Nie była to żadna forma seksu, przytulania, terapii ani masażu nuru, nie wychodziłem nawet z obitym tyłkiem. Ale usługa bez wątpienia była seksualna i net pozytywna dla mojego stanu emocjonalnego. Nie wiem, czy będę próbował ją realizować u kogoś innego, bo to nisza nawet na rynek krakowski. A odpowiadając na bezpośrednie pytanie @RENGERS, to na zwykły seks do zwykłej divy czasem chodzę, ale po okresie zaspokojenia pierwszej ciekawości już rzadko - po prostu seks z divami okazał się dla mnie mało satysfakcjonujący. Na masażach nuru bywam częściej, dają trochę tego czego mi brakuje, ale zaczynają mi się zwyczajnie nudzić.
  9. Widzę że wjechał standard. Dlaczego z automatu zakładasz, że OP nic nie robi tylko siedzi i płacze? Równie dobrze mógł do tej pory wykonać więcej tzw. "roboty" samorozwojowej niż Ty wykonasz w całym życiu i tylko dzięki niej się nie wyhuśtał. Serio, ludzie piszący takie tematy niemal nigdy nie znajdują się w punkcie 0 na osi współprzędnych i i nie startują dopiero z pełnymi zasobami, żeby progres był kwestią zwykłego wzięcia się w garść. Czasami zaczynali tak daleko, że nawet po znacznym wysiłku ciągle są na minusie i to dlatego szukają pomocy.
  10. Bardziej boję się tego, niż wątków gangsterskich czy bąbelkowych. Nie mam nic przeciwko pewnej transakcyjności w związku, jak przykłady podaje user poniżej - bo uważam, że miłość bezinteresowna występuje w max 0,1% przypadków. Ale jeśli jedna ze stron nie będzie mieć szczerej intencji i jakiejś formy autentycznego zainteresowania, to również uważam, że nie będzie dobrze. Trochę rzeczy wiem, znam m.in. jej drugi numer telefonu, pod który nie pisałem i nie zamierzam (ona mojego właściwego nr nie zna). Wiem, że zajmuje się też rzemiosłem/rękodziełem dla kobiet, nie na dużą skalę, ale produkty na instagram "firmowy" z ~2k obserwujących (beze mnie) wrzuca regularnie i coś tam klientek ma. Do tego autystycznie wyłapane losowe szczegóły: z jakiego jest miasta, gdzie chodzi grać w kręgle, do jakiego klubu wychodzi na imprezy klimatyczne,itp. Żeby było jasne, każde z tych miejsc omijam. To bardzo ciekawa obserwacja i druga jej część dobrze koresponduje z moim postrzeganiem związków. Tak się składa, że jest to w zasadzie pierwsza kobieta która właśnie okazuje jakąkolwiek formę nietransakcyjnego zainteresowania mną - a przynajmniej nie bezpośrednio transakcyjnego, teoria związków j.w. Szczegóły wyjaśniałem w swoim temacie w Świeżakowni, ale patrzę też realistycznie na siebie i na pulę hipotetycznych partnerek przez lekko redpillowe soczewki. Nie pomijając kwestii mojego SMV/RMV (30-kilkuletni autysta z zablokowanym looksmaxxingiem na 6/10 z powodu średnich genów, ze stanami depresyjnymi, brakiem charyzmy i obycia społecznego oraz związkowego, czego to zarobki jeszcze długo nie zrekompensują), to ja również mam pewne kryteria odcinające: brak dzieci, brak chęci posiadania dzieci w przyszłości, brak otyłości, nie patologia spod bloku, nie układ bezpośrednio sponsorowany... Myślałem o tym nie raz i serio uważam, że kohorta potencjalnych partnerek dla mnie jest niewielka, a najbardziej przycina ją childfree - ale to nie podlega kompromisowi. A tak się składa, że ona raz czy dwa stwierdziła, że nie lubi dzieci. Ofc wiem, zegar... Nikogo nie chcę zmieniać. Mam poważne wątpliwości i ten temat jest ich manifestacją, ale ten kawałek jej który poznałem lub który przede mną wykreowała wystarczył, żebym całej sprawy z miejsca nie odrzucił.
  11. Jeśli znasz nr Księgi Wieczystej budynku, to możesz to sprawdzić samemu.
  12. Dzięki za wszystkie odpowiedzi. Sporo emocji wzbudziła kwestia tego co robiliśmy - nie napiszę dokładnie bo to dość niszowe rzeczy, ale są to usługi bez wątpienia seksualne, choć bez seksu zwykłego czy oralnego (ani analnego w żadną ze stron - uprzedzając pytania). To też nie terapia ani przytulanie, choć odnosiłem pewne emocjonalne korzyści z chodzenia do niej. W każdym razie ma ogłoszenie na escort i zaznaczone w nim, że nie uprawia seksu. Oczywiście rozumiem, że może robić wyjątki, ale mi wyjątku nie proponowała ani ja nie pytałem. Powinienem też napisać o jednym - obiektywnie jest atrakcyjna i inteligentna, a wobec mnie zachowywała się miło i sympatycznie, jednak na szczęście się w niej nie zadurzyłem. Gdybym to ja był zakochany to już dawno bym leciał na kolejne spotkanie z wywieszonym ozorem, a zamiast tego jestem pełen wątpliwości i każdą interakcję z nią którą pamiętam, analizuję teraz po trzykroć. Chyba też trochę bardziej skłaniam się ku "nie". Motyw "słodkiego klienta" @Zdzichu_Wawa Nie byłem ani problematycznym, ani roszczeniowym klientem, jednak ona i tak usługę wykonywała rzetelnie i zdecydowanie zarabiała na swoją stawkę. Poza tym, regularnie przedłużała wizyty, czasem nawet o 50% opłaconego czasu. Raz czy drugi można by zrozumieć jako "marchewkę" na słodkiego klienta, ale nie aż tak często. Motyw gangstersko-szantażowy @spacemarine, @Scorsky i inni Ja serio nie jestem aż tak wartościowy czy sławny, nie mam z nikim powiązań. Nie pracuję również w ambasadzie we wrogim kraju ani nawet nie jestem oficerem kontr/wywiadu. Do tego może się domyślać, że nie mam zbyt bliskiego kontaktu z rodziną (zapytała przy okazji jednych świąt, czy jadę w odwiedziny do krewnych. Odpowiedziałem, że nie) i że z nikim się nie spotykam (o tym nie mówiliśmy, ale może mieć intuicję i radar). W teorii mogła kogoś wysłać za mną, żeby wyśledzić gdzie mieszkam... ale przecież nie gramy w filmie szpiegowskim. Motyw genetyczno-bąbelkowy @slusa i inni Mocno wątpię, choćby dlatego, że ona jest wyższa ode mnie Przy moich 168 cm to nie wyzwanie. Motyw alimentacyjno-finansowy @Kespert (dzięki za bardzo ciekawego posta) i inni Tu prędzej, ale to byłaby naprawdę dalekosiężna intryga i jeśli by już ją knuć, to raczej wobec lepszego celu. A pewnie niejeden z klientów ostentacyjnie przyjeżdża do niej nową beemką czy merolem. Do tego nie wiadomo, czy się uda - a bez knucia to miałaby chociaż kasę ode mnie za regularne wizyty. To może być jakiś trop, ja ogólnie usługi seksualne traktuję jak nie przymierzając wizyty u dentysty i być może odbiega to od traktującego ją przedmiotowo typowego klienta. Z takim zawodowo aktywnym to nie biorę pod uwagę. Ale z laską, która karierę zakończyła, przeszłość poukładała sobie w głowie i obecnie radzi sobie poza branżą (wliczając w to utrzymywanie się)... to nie wiem. Jednak trochę już chodzę do div i na ile poznałem je, to aż tak bardzo nie różnią się od zwykłych ludzi. Chyba mam na tyle otwarty umysł, żeby w takiej sytuacji chociaż spróbować. Jako ciekawostkę dodam, że z samotną matką związek wykluczam na 99% niezależnie od okoliczności. 1% rezerwuję na hipotetyczną himalajkę na sterydach, przeznaczoną mi na mocy starożytnych przepowiedni - jeśli takowa istnieje i do tego jeszcze ją spotkam.
  13. W ramach wyjaśnienia - seks był gdzie indziej, u niej co innego.
  14. Panowie, Pozwoliłem sobie założyć nowy temat i to w dziale "Manipulacje...", bo sytuacja przerasta moje możliwości jej zrozumienia. Kim jestem? Swój przypadek opisałem w Świeżakowni, tak pokrótce to na skutek wielu czynników sfera socjalna, a później również romantyczno-seksualna nigdy w moim życiu nie istniały. Stanowi to dla mnie fundamentalny problem, ale brakuje mi warsztatu by to zmienić. W celu choć minimalnego zmniejszenia przygniatającego ciężaru od ok. roku korzystam z usług div ze zmienną częstotliwością. Kim jest druga strona? Diva o kilka lat młodsza ode mnie, znam ją od pół roku w trakcie nastu spotkań. Na spotkaniach sympatyczna, z czasem nawiązywaliśmy coraz to lepszy kontakt i z terminami dla mnie nie było problemu, a i czas spotkania robił się coraz bardziej elastyczny. Konwersacja w trakcie naturalna, wymiana doświadczeń, opinii i drobnych informacji bez konkretnych szczegółów. Co istotne - oboje utrzymywaliśmy formalność i poza spotkaniami jedynym kontaktem była wymiana krótkich, wręcz suchych wiadomości w celu umówienia się. Co jeszcze istotniejsze - zero spermiarstwa z mojej strony. Jeśli jakieś spotkanie bardziej mi się spodobało o tym mówiłem, ale przez pół roku mogłem jej dać ze dwa czy trzy komplementy, z czego jeden za choinkę. Co się stało? Wczoraj - po wizycie, która była po prostu dobra ale nie wyjątkowo dobra, diva powiedziała, że na dzisiaj już kończy i czy bym nie poszedł z nią coś zjeść. Poszedłem... Siedzieliśmy w sumie z 1,5h i atmosfera była mocno koleżeńska. Ona była trochę bardziej autentyczna i naturalna niż w trakcie wizyt, ja trochę mniej z powodu zaskoczenia i wątpliwości. Mówiła trochę więcej o swoim życiu prywatnym, ja bez zmian - żadnych konkretów. Chciała zapłacić za mnie bo stwierdziła, że wzięła już dość mojej kasy, ale ja nie chciałem i zapłaciliśmy każdy za siebie. Po wszystkim poszliśmy w swoje strony, bez propozycji pojechania razem. Na sam koniec powiedziała, że bardzo chętnie wyszłaby następnym razem na dłużej, za co podziękowałem i odpowiedziałem, że sytuacja jest dla mnie zaskoczeniem i muszę pomyśleć. Sprawiła wrażenie ucieszonej brakiem odmowy z miejsca i miło mnie pożegnała. Od tego czasu cisza radiowa z obu stron. Czego ona może chcieć? Nie wiem. Być może się zakochała, ale nie jestem ani chadem, ani charyzmatyczną duszą towarzystwa, więc znikome prawdopodobieństwo. Raczej też nie zachowuje się jak zakochana. Wiem, że ma dość rozbudowane życie towarzyskie, więc raczej nie potrzebuje kolejnego kolegi. Seks? W tym cała ironia, bo usługi które ona świadczy (przynajmniej w "głównej karcie menu") nie obejmują żadnej formy seksu I ja również przychodziłem po co innego. W trakcie wyjścia też taka propozycja nie padła. Kasa? Raczej nie dałem jej żadnych podstaw do przypuszczeń, że mam jej jakoś dużo, Wspomniałem raz, że pracuję w IT, ale nie podałem żadnego szczegółu więcej. Nie wspominałem o podróżach ani drogich hobby, bo nie robię ani jednego ani drugiego. Zakładałem estetyczną odzież dobrej jakości, ale bez emblematów marek popularnie uznawanych za statusowe - nie mam ani jednego ciucha z widocznym logo czy napisem. Tak samo nie zakładałem zegarków, a przyjeżdżając samochodem parkowałem bardzo daleko. Dodatkowo nawet nie wspomniała o żadnej potrzebie czy problemie, który miałaby do rozwiązania za nią. Z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że na ten moment ona niczego ode mnie nie chce, może poza towarzystwem? Ale w takim razie po co ta propozycja zapłacenia i pytanie o umówienie się na dłużej? Czego chcę ja? Znam swój endgame: chciałbym poznać miłą i czułą kobietę, z którą stworzę wspierający się zespół. W teorii ona może mieć ku temu potencjał... Seks jest dalej w kolejności, a tzw. rodziny nigdy zakładać nie chcę. Jest atrakcyjna, ale nie zależy mi na przeleceniu jej - jak chce mi się "zaruchać", to sobie idę na "zwykłą" divę. Co mam zrobić? Jedno wiem na pewno, na płatną wizytę do niej już się nie umówię. Panowie, prośba o pomoc w interpretacji tego, co się dzieje.
  15. Ciężko mi sobie wyobrazić gorszy rozwój sytuacji, niż taki. Niezależnie od tego czy rzeczywiście ma to spotkanie, czy tylko blefuje chcąc podbić postrzeganie własnej popularności, to sprawa jest przegrana. Nawet jeśli Wasza randka dojdzie do skutku, to spodziewałbym się atmosfery na tyle sztywnej, że spotkanie nie będzie mieć dla Ciebie nawet treningowej wartości. Możesz jednak jeszcze odzyskać resztki godności. Napisz jutro rano, że przemyślałeś to i nie jesteś zainteresowany spotkaniem na takich zasadach, ale życzysz jej powodzenia. Bez focha, jedna emotka na koniec, możesz nawet użyć słowa "rekrutacja" albo "casting".
  16. Polecam jednak divy. Moja historia jest parę tematów niżej, ogólnie dość zbliżona tylko wiek większy. Trudno używać słowa "dobra" [decyzja] w kontekście takiej sytuacji, ale korzystanie z usług bardzo mi pomogło. Oswoiło nagość, dotyk, ruch ciał, paradoksalnie podbiło samoocenę. A jak trafisz na odpowiednią, to namiastka bliskości będzie wystarczająco satysfakcjonująca. PS. Tak ogólnie to skłaniam się ku hipotezie, że ten temat został utworzony przy wydatnej pomocy Chat GPT, który dostał zadanie zagregowania wątków wspólnych z kilku innych wpisów ze Świeżakowni.
  17. W kontekście całej mojej przemiany, to była to sinusoida. Zaczynałem z autentycznie odpychającym wyglądem i to już przy pierwszym rzucie oka, ale później w zależności od rodzaju zmian albo on, albo social skille były bardziej obciążające. Na pytanie zadane dzisiaj wskazałem social skille i autyzm, ale nie oznacza to, że wygląd jest moim atutem. Nie jest, po prostu nie szkodzi mi już bezpośrednio - co oznaczało u mnie awans z ~2/10 na ~6/10 dobrego dnia. Taka wyrównana i neutralna przeciętność, brak choć jednej mocnej strony wyglądowej. Oczywiście to wszystko zależy, czy przejdę w ogóle sito wzrostu. Lista legitna, dzięki. Pewne rzeczy odpadają (mam za słaby refleks i koordynację na moto, zabiłbym się), niektóre nie okazały się tak skuteczne (sztuki walki - grupa się zmieniała bo ludzie chodzili w kratkę, w trakcie wymiana max kilku uwag, po zajęciach każdy wracał do swoich spraw, byle szybciej bo już następna grupa czeka na korytarzu). Trochę tego żałuję, ale w ostatnim czasie nie jestem w wystarczająco dobrym stanie psychicznym do podejmowania nowych aktywności często i na dużą skalę. Typowego dnia robienie wymaganego minimum w pracy i w gospodarstwie domowym zużywa praktycznie całą moją energię. Trenować zasadniczo lubię, ale cały proces pójścia na trening zazwyczaj jest już deficytowy dla mojej energii mentalnej i jeśli się do tego zmuszę, to na dopaminowy kredyt - do przyszłej spłaty. Nie mam tu na myśli depresyjnego przygnębienia, ale raczej konieczność funkcjonowania w warunkach "zbiornika o małej pojemności" i braku czegokolwiek co dawałoby mi "paliwo" (motywację, satysfakcję, cel) do działania. Jako powód wskazałbym samotność i nigdy niedoświadczoną akceptację i zainteresowanie ze strony społeczeństwa - to jest jak czarna dziura która wsysa wszystko, w tym wypadku energię mentalną. Lekko rozważam pomysł pójścia do psychiatry, przedstawienia sytuacji w punktach i poproszenie o zwolnienie na 30/60 dni. Moja praca jest obiektywnie dość lekka i mało frustrująca, ale i tak przy w/w warunkach obciąża mnie psychicznie. Bez tego elementu mógłbym się zdekompresować, wyczyścić całą listę mało priorytetowych zadań do zrobienia, porobić troczę rzeczy o których piszesz i innych. To co mnie powstrzymuje przed tym krokiem to świadomość, że po powrocie byłbym w obecnej firmie skończony, a i w przyszłej mogłyby paść pytania o taką przerwę (świadectwo pracy). Traktując mój przypadek stricte klinicznie masz rację... ale w warunkach rzeczywistych będąc grubym, zaniedbanym, upośledzonym społecznie autystą bez znajomych i bez pieniędzy łatwiej jest zacząć od poprawy ciała czy zarobków niż poznawania ludzi. @SamiecGamma wspominał o nagminnym pomijaniu kosztu psychicznego i emocjonalnego self-improvementu i tu się z nim zgodzę - życie to nie gra Sims 4, gdzie polecenia simowi można wydawać w dowolnej kolejności.
  18. @Alejandro Sosa Na 99% jestem na spektrum autyzmu i choć na niemal każdym kroku generuje to jakieś komplikacje, to prawdziwym killerem było dorastanie w izolacji i nigdy niewykształcone umiejętności społeczne. A raczej połączenie jednego z drugiem. Każdy kamień milowy w typowym rozwoju społecznym człowieka przychodził mi albo z dużym opóźnieniem, albo wcale. Mniej więcej od gimnazjum zaczęło postępować wyobcowanie którego kulminacją były ~3 lata NEETu po studiach, gdzie kontakt miałem w zasadzie tylko z rodzicami i nabawiłem się wtórnej fobii społecznej. Wyjście z niej zajęło mi kilka lat, zbudowanie elementarnych social skilli kilka kolejnych - na poziomie wymiany kilku uwag w windzie. Z dyskusją tematyczno-zadaniową radzę sobie dobrze, rozmowy kwalifikacyjne i prowadzone czasem szkolenia idą mi bez problemów - oczywiście pomijając okazjonalne autystyczne dziwactwa w stylu słowa użytego w złej formie gramatycznej, nie tej końcówki, lekko przestawionego szyku zdania, konieczności świadomego utrzymywania kontaktu wzrokowego, itp. Ogromna trudność pojawia się w sytuacjach stricte socjalnych. Na przykład raz chciałem komuś za coś podziękować, mając świadomość swoich ograniczeń przez tydzień wyuczyłem się na pamięć dwuzdaniowej formułki, jednak w realu z moich ust i tak wyszedł nieskładny bełkot. A gdy zdarza się sytuacja, że jest jakaś grupka znająca się dobrze ale ze mną średnio (typu lunch w pracy), to wtedy idę na dno. Mając 30+ lat jest już coraz mniej okazji do organicznych kontaktów społecznych, ale na to zwraca uwagę praktycznie każdy. U mnie wchodzi jeszcze tryb życia wykształcony przez ostatnie kilkanaście lat, nawyk spędzania czasu samemu, indywidualistyczne hobby, itp. Stąd ten luźny pomysł płatnej surogacji znajomych czy mentorki randkowej w celach szkoleniowych. Może jest to nisza do zagospodarowania biznesowego.
  19. Oraz userzy @Casus Secundus, @Miraculo, @Ewenement: tak generalnie to moim celem było pokazanie, że jeśli ktoś zwraca uwagę na znaczenie cech niezmienialnych dla atrakcyjności to nie oznacza z automatu, że sam jest zapuszczony i nie wykonał nawet kroku w kierunku samodoskonalenia. Przeciwnie, mógł odwalić robotę o rząd wielkości większą od strofujących go i oskarżających o racjonalizowanie bezczynności cwaniaków. Nie znam rozwiązania dla mojej sytuacji i osób mi podobnych, ani nawet tropu w jakich kierunkach go szukać. Jedyny cień pomysłu jaki mi świta, to płatne randki z surogatką czy wyjścia do miejsc rozrywki z grupą znajomych-surogatów za $$$, ale o takich usługach nie słyszałem nawet za oceanem, nie mówiąc o nas. Wynajmowanie div na udawane wyjścia nie jest rozwiązaniem, bo nie usłyszy się od nich legitnego feedbacku co robi się dobrze, a co źle. Mimo tego fajnie by było, jakby ograniczono trochę ten gaslightning i nie robiono z nas wariatów stwierdzeniami, że 187 cm to nie jest wcale super wysoki wzrost.
  20. Moja historia jest opisana w Świeżakowni, ale ten komentarz odebrałem personalnie. Mam 168 cm wzrostu i ważę ok. 75kg, przy widocznym 2, czasem 4 paku na brzuchu. W martwym mój all time best to 237,5x2. Po ~6 latach od początku kariery zawodowej (rozpoczętej ok. dekadę później niż najbardziej zaradne jednostki) moje obecne zarobki to niemal równo 700% pensji na pierwszej umowie. I wiele innych. Po więcej szczegółów zapraszam do tego tematu. Czy tyle wystarczy, żebyś uznał, że wykonałem wystarczającą robotę? Czy może dalej mam grindować ten martwy ciąg, 250x1 starczy? Może wstawać wcześniej i brać zimniejsze prysznice? A nie zaczną się aby wtedy przesuwać goalposty (z ang. zjawisko "moving the goalpost")? Przez lata wykonałem mnóstwo pracy, co kosztowało mnie czas, wysiłek, pieniądze, obciążenie psychiczne niemal ciągłego wychodzenia ze strefy komfortu. Jednakże: a) ani razu nie doświadczyłem autentycznego zainteresowania romantycznego czy seksualnego ze strony kobiet. Nawet kasjerki w Żabkach (świeży przykład z dzisiaj, odbierałem paczkę z KFD) czy recepcjonistki w trakcie obsługi w zasadzie nigdy nawet na mnie nie patrzą. Jakbym był przezroczysty, albo zrobiony ze szkła, niezależnie od pory dnia, kolejki, innych czynników. Nie polecam, to cholernie odczłowieczające odczucie. b) gros facetów wykonało 0% z tej roboty - ale to nic nie szkodzi, bo dobór w pary dzieje im się po prostu naturalnie i bezwysiłkowo. Nie wiem co mam robić dalej, ale niezależnie od "zrobionej roboty" jestem przekonany, że istnieje jakiś czynnik X który decyduje o powodzeniu w związkach. Nie umiem go zdefiniować ani nawet nazwać, wiem jednak, że ja go nie mam. Póki co skupiam się na banalnych i trywialnych aspektach codzienności, o szerszej perspektywie nie myślę, bo jest to zbyt dołujące.
  21. Zapomniałeś dodać, że trzeba jeszcze spełnić Step 2: Don't be unattractive Nie neguję pracy którą ten gość musiał włożyć w siebie, dostał jednak cholernie mocne karty startowe: ponadprzeciętny wzrost, korzystne proporcje ciała: barki vs miednica, nieestrogenowa dystrybucja tkanki tłuszczowej, regularne rysy twarzy, brak przedwczesnego łysienia czy chociażby brak zaburzeń psychicznych - bo nawet z lekkim autyzmem taki spacerek po mieście by nie wyszedł.
  22. Chciałbym jeszcze doprecyzować jedną kwestię, bo pojawiły się przypuszczenia, że pipka jest dla mnie celem życia - nie sądzę. Nigdy nie skomentowałem ani nie polubiłem żadnego zdjęcia kobiety w internecie i nie zamierzam. Nigdy nie kupiłem filmiku na OF, ani nie wchodziłem na twitche baseniarek i nie planuję. Mimo teoretycznej podatności nie zakochałem się w żadnej escortce, bo wizyty traktuję (traktowałem) jak doraźne zaspokojenie potrzeb fizjologiczno-emocjonalnych - oksytocyna, serotonina, zbicie kortyzolu, choć tymczasowe zdjęcie ciężaru z piersi. A samo divovanie zacząłem w wieku 34, mogąc wcześniej Dodatkowo nie interesuje mnie tzw. tradycyjna rodzina. Nigdy nie chcę mieć dzieci, nie chcę ślubu i wesela na 200 gości, nie trzeba mi prać, gotować ani sprzątać. Jak również kupować za mnie ubrań czy prasować koszul. Im więcej nad tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że potrzebuję po prostu bliskości fizycznej i emocjonalnej, a autentycznie mną zainteresowana stała partnerka płci przeciwnej wydaje mi się najodpowiedniejszym sposobem realizacji tej potrzeby - abstrahując od szansy spotkania takiej. Pomijając jakieś losowe achievementy z checklisty, tego jednego braku nie nadrobiłem choć zależy mi na nim najbardziej. A sama pipka? Whatever. Dlatego nie jestem zainteresowany samotnymi matkami z Polski B (choć pewnie jakaś chętnie by sobie pożyła na mój koszt) i jak teraz tu siedzę - nie uważam, żebym miał opory przed rozstaniem jeśli związek zacznie się psuć. Samotność jest ponura i paskudna, ale mam już wprawę w funkcjonowaniu w takim stanie i choć szczerze go nie znoszę, to się nie boję. Chętnie omówiłbym tę nigdy niezrealizowaną potrzebę z jakimś specjalistą, bo to po części manifestacja deficytów aż z dzieciństwa. Jednak na pewno nie w trybie przewlekłej i mało intensywnej terapii, poza tym w przeważającej większości spotykałem się z szarlatanami w tym zawodzie. Nie, kiedyś grałem dużo, ale już od dawna gry mnie nudzą i odpadałem po max 10 min. Od kilku lat nawet nie odpaliłem żadnego tytułu, a wcześniej zanudził mnie m.in. Wiedźmin 3. Choć walory artystyczne (scenografia, widoki, dźwięk, muzyka) były super.
  23. Czołem po pewnej przerwie, jeszcze raz dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Przeczytałem każdą, ale zacytuję jedną, która najbardziej ze mną rezonuje, precyzyjnie podsumowując stan psychiczny i punkt widzenia: AKTUALNA SYTUACJA ŻYCIOWA - bez fundamentalnych, zmian, ale: 1. Zaprzestałem obecnie korzystania z usług escortek, ponieważ wizyty emocjonalnie kosztowały mnie już naprawdę dużo. Podkreślam, że nie chodzi o zakochanie się (m.in. dlatego, że dziewczyn była pula), ale dawkowana w formie wizyt bliskość zaczynała przypominać uzależnienie od narkotyku: apetyt na więcej i coraz gorsze doły pomiędzy "dawkami". Nawet udawana bliskość za pieniądze tak działała, choć być może dostawałem też pewien element wdzięczności za wizytę niewymagającego, a opłacalnego klienta: zadbanego, kulturalnego, który rzadko chce coś więcej niż przytulanie i HJ. 2. Z drugiej strony bez wizyt nie mam powodu do sumiennego pilnowania sylwetki. Z mojego punktu widzenia poziom %BF w praktyce nie ma znaczenia (wahania w obie strony mają zerowy wpływ na samotność i minimalny na samoocenę), a napady jedzenia chociaż dają trochę komfortu i dopaminy. 3. Lekki spadek wydajności w pracy. Pracuję w takim środowisku i już na takim poziomie, że jest potencjał na stopniową ewolucję w eksperta - jednak daję z siebie mało, ograniczam się do codziennej przyziemności, co tylko się da to prokrastynuję jak najdłużej, nie podejmuję inicjatywy. Tak jest od dawna, ostatnio jeszcze lekkie pogorszenie. 4. Jestem aktualnie w trakcie studiów podyplomowych które w teorii miały mi pomóc na ścieżce eksperckiej. W praktyce moje zaangażowanie jest minimalne, w trakcie zajęć jestem skupiony połowicznie, poza zajęciami nie zgłębiam zagadnień. Do pracy dyplomowej naturalnie nie wybrałem nawet jeszcze tematu. 5. Kontakty społeczne - bez zmian. W miejscach gdzie bywam regularnie szanse nawiązania kontaktu są znikome. Na siłowni każdy w słuchawkach, skoncentrowany na sobie. Na sztukach walki to samo + rotacja osób. Każdy przychodzi zrobić trening i wraca do swoich spraw, byle prędzej bo już grupa z następnej godziny chce wchodzić na salę. W miejscach spontanicznych bywam rzadko, bo po prostu nie wiem gdzie mam bywać. Nie przychodzi mi do głowy żadne miejsce w mieście, gdzie chciałbym i mógłbym iść, dodatkowo trwa ta połowa roku, która zniechęca do wychodzenia. 6. Lekki wzrost tendencji do poszukiwania niezdrowej dopaminy. Czasem zarywam sen oglądając głupoty. Mamy dzisiaj 4. dzień miesiąca, a już zdążyłem sobie kupić 3 nowe zegarki - mimo, że nie bardzo mam okazje chodzić w dotychczas posiadanych. Tę sytuację akurat pamiętam dobrze. Ta laska, bez wchodzenia w szczegóły, nie świadczyła usług typowych tylko nietypowe (oczywiście nie jestem na tyle naiwny by sądzić, że dla odpowiedniego klienta nie zrobi wyjątku), więc wiadro jej raczej nie grozi. Dodatkowo była bardzo inteligentna, a także ma partnera oraz własną cywilną działalność z zakresu rękodzieła, sprawiającą wrażenie profesjonalnej i rozchwytywanej, którą ona przedsiębiorczo rozwija. Skąd to wszystko wiem? Bo po kilku wizytach sama dała mi IG. Po tej ostatniej wizycie więcej jednak do niej nie wróciłem, bo pod każdym względem stanowiła dla mnie nieosiągalny wzór i kontakt z nią za bardzo uwydatniał moje deficyty, co bolało.
  24. 1. Takiego hobby które sprawiałoby mi autentyczną radość, to nie mam. Podnoszenie ciężarów jest chyba najbliżej ale na tym etapie to jest bardziej grind niż przyjemność, a ewentualna satysfakcja podszyta jest racjonalną oceną, że to 1 powtórzenie czy 2,5kg więcej de facto nie znaczy nic. Próbowałem też trochę innych sportów, od boulderingu po łucznictwo - nic nie zaiskrzyło. Aktualnie testuję sztuki walki, choć tu nie pomaga zła koordynacja ruchowa, a na cieplejsze miesiące myślałem jeszcze o wyrobieniu patentu żeglarskiego lub sternika motorowodnego. Na liście jest też kurs nurkowania. Moto z kolei trochę się boję, bo o ile lubię szybką i dynamiczną jazdę, to mocno to kontroluję - nie jestem wybitnym kierowcą... 3. Taka ścieżka może oferować pewien potencjał, podobną możliwość wskazał też @Tornado. Na przykład przeprowadzenie w firmie jakiegoś szkolenia czy warsztatów dla naszego klienta zewnętrznego idzie mi dość dobrze (z wyłączeniem pogawędki w przerwie na kawę ) i nawet to lubię. 5. Znam Richa z YT, w ogóle świadomość redpillu mam od kilku lat i netto jest to wiedza korzystna. W pełni się zgadzam. Jak na ironię poznałem taką, bo w tym samym czasie kupowaliśmy mieszkania na kredyt i na tle merytorycznym nawiązaliśmy kooperację. Dwa lata młodsza ode mnie, również wycofana i introwertyczna, bez objawów autyzmu ale przyznawała się do leczonej depresji. Bardzo podobna praca, światopogląd, zainteresowania, również childfree. Nawet wizualnie byliśmy do siebie podobni, może nie jak bliźniacy, ale jak brat i siostra to lekko. Mieliśmy nawet spotkanie w realu w formie lunchu roboczego i stopień porozumienia osiągnął nieznany mi wcześniej, a do dzisiaj nie powtórzony poziom. Jednak przez nieudolność, brak umiejętności i brak know-how nie potrafiłem przenieść relacji z poziomu merytorycznego na jakikolwiek głębszy, a po zakupie kontakt z czasem wygasł. To może nietypowe, ale w kontroli żywienia pomogła mi właśnie eliminacja słodyczy czy smacznych przekąsek. Odżywiam się prosto, schematycznie i na przykład nie przeszkadza mi jedzenie 3 identycznych z 4 łącznie posiłków dziennie. Na tym etapie jest to już bezwysiłkowe. Stopniowo przestałem traktować żarcie jako czynnik i to właśnie dało mi największą poprawę w napadach objadania się. A zupełnie naturalne, lekkie parcie na słodki smak zaspokajają mi galaretki fit czy słodzik do kawy. Zgadza się, nie wymagano ode mnie przestrzegania higieny. Robienie "co trzeba" dotyczyło bardziej ogólnych kwestii: siedzieć w domu, dobrze się uczyć, słuchać rodziców i nauczycieli, być grzecznym, w niedzielę chodzić do kościoła.... dlaczego? Bo tak się robi. W ramach takiego klosza miałem dość dużo swobody, ale te granice nie dawały przestrzeni na wiele więcej niż czytanie książek czy oglądanie telewizji. Zgadzam się z całym postem a ten fragment mogę potwierdzić w 100%. Doskonale pamiętam jak przy którejś zmianie pracy trafiłem po raz pierwszy do środowiska +/- rówieśników, gdzie w teorii powinienem lepiej pasować, ale w praktyce odstawałem jeszcze bardziej nie wiedząc chociażby, jak się mówi na popularną galerię handlową albo który klub na mieście ma opinię tak kiepską, że aż jest regularnym elementem żartów.
  25. Dzięki za dalsze odpowiedzi Panowie, chciałbym odnieść się do jeszcze kilku kwestii: Jestem jedynakiem, a choć jest może z 10 osób w wieku od ~20 do ~45 o stopniu pokrewieństwa "kuzyni", to nie ma między nami żadnej więzi emocjonalnej. Z większością nie kontaktowaliśmy się ani nie widzieliśmy na oczy od ~kilkunastu lat, części z nich prawdopodobnie nie widziałem nigdy. Nasze życia w żaden sposób się nie zazębiają. Funkcjonalnie, to poza rodzicami nie mam rodziny. Mam świadomość, że stanowię niestety łatwiejszy cel dla zdeterminowanej laski. Jedyna korzyść w tym, że brak u mnie skłonności do piedestalizacji kobiet. Trochę się też bałem czy nie zakocham się w divie, ale o dziwo tak się nie stało. Gdy parę razy łapałem lepszy flow z jedną czy drugą to dawałem sobie wtedy kilka dni na ochłonięcie i decyzję czy przestaję do niej chodzić, czy nie ma ryzyka. Być może powinienem to podkreślić w pierwszym poście (choć i tak był już za długi), ale nie chcę własnej rodziny w rozumieniu: mieć dzieci. Jest tylko jeden zbiór okoliczności w których byłbym skłonny przemyśleć to od nowa, ale szansa na ich jednoczesne spełnienie efektywnie wynosi 0%. Rozumiem, że mocno ogranicza to pulę potencjalnych partnerek do poważniejszych LTR, ale tej decyzji jestem pewien. @mac Mogę tylko podpisać się pod perspektywą przedstawioną przez @Zbychu. Choć logicznie zrozumiałem treść Twojego posta, to okazała się dla mnie całkowitą abstrakcją i w żaden sposób nie jestem w stanie odnieść jej do siebie. Choćby takie rzeczy jak poznawanie ludzi na weselach (liczba mnoga) - przez całe życie zostałem zaproszony na jedno, na które poszedłem ofc bez osoby towarzyszącej. Ponieważ nigdy wcześniej w życiu nie tańczyłem (kiedy i z kim miałbym to robić?), to przez kilka miesięcy przygotowywałem się na kursach tańca. Mimo starań i tak wychodziło mi źle przez fatalną koordynację ruchową (kolejny objaw autyzmu). Na szczęście przez całe wesele tańczyłem tylko dwa razy: z panną młodą i świadkową, a przez większość czasu pomagałem po prostu młodym i świadkom w ogarnięciu wszystkiego. Nikogo nowego też nie poznałem, bo wszędzie były sprawiające wrażenie hermetycznych grupki ludzi, raz tylko obca mi ~50 letnia kobieta zapytała czemu tak mało alkoholu piję. Tak wygląda moja rzeczywistość. No ale cóż, mogłem przecież podziękować za zaproszenie i zostać u siebie, a jednak pojechałem. Doceniam wysiłek włożony w podzielenie się uwagami, ale jak Zbychu celnie zauważa, żyjemy w innych światach. Wyjście do klubu, dosiądnięcie się do obcej grupki i wspólne walenie wódy do rana? Stary, równie dobrze mógłbyś wyjąć z kieszeni telefon i kazać mi skonstruować identyczne urządzenia od zera. Może za kilkanaście lat prób i błędów się uda
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.