Skocz do zawartości

maria

Użytkownik
  • Postów

    130
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    25.00 PLN 

Treść opublikowana przez maria

  1. Może to trochę pesymistyczne co napiszę, ale myslę, że to po prostu nie jest możliwe. Szczególnie samodzielnie. Aby zmieniać styl przywiązania musi być relacja, w której to przywiązanie występuje. Do tego ta druga osoba musiałby być tak naprawdę drugą matką i sama być w 100% "bezpieczna", aby w ogóle była w stanie podjąć się takiej "terapii". No i jeszcze musiałby chcieć, a raczej nikt nie będzie chciał poświęcić swojego życia na objaśnianie świata i relacji dorosłemu człowiekowi. to jest możliwe tylko w dzieciństwie między rodzicem a dzieckiem, kiedy powinna pojawić się ta bezwarunkowa miłość która jest do tego potrzebna. Niestety nie zawsze się pojawia i stąd później mamy takich dorosłych. Pół biedy jeśli odchył w stronę lękową lub unikającą jest nieduży i to można pomalutku zmieniać, ale jeśli ktoś jest na ekstremum to naprawdę ciężko to zmienić. Jedyne co można robić to wypracować sobie jakieś mechanizmy reagowania w sytuacjach, które już znasz i takie małe zmiany czynią życie nieco mniej rozczarowującym, ale w pełni to chyba nie da się dojść do stylu bezpiecznego. To siedzi zbyt głęboko. W twoim mózgu są autostrady, którymi pędziłeś całe życie bez zastanowienia. Terapia, praca nad sobą pokazują Ci inne ścieżki, które mozolnie sobie wydeptujesz w gęstym lesie. Świdomie wybierasz chodzenie tymi ścieżkami, bo wiesz, że są zdrowsze, a na ich końcu jest fajniejsze życie. Ale wciąż, chwila nieuwagi i instynkt, przyzwyczajenie, zmęczenie wrzuca Cię na autostradę, bo to jest znana, pewna, szybka i wygodna droga. I nie obawiasz się co wychyli się zza drzewa. To tak działa. Mam własne doświadczenia z czymś takim, tyle że nie w kontekście stylu przywiązania, ale innych złych nawyków i to niestety tak jest, że wydaje się że jest dobrze, że już się zmieniłam, chwila nieuwagi, odpuszczenia kontroli i bach! jestem znów na autostradzie... Dasz radę! Polecam ćwiczenie wdzięczności za to co masz Skup się na tych pozytywnych rzeczach, które w życiu osiągnąłeś, które trafiły Ci się fartem, które ktoś Ci ofiarował. Doceń to i zobacz że ten Twój wysiłek się opłaca, bo gdyby nie on może nie miałbyś tego co już masz. Trzymaj się!
  2. Rada bardzo dobra, większość komentarzy jak widziałam zdecydowanie pozytywnych, te tutaj zacytowane to jakiś ułamek. Ja stosowałam podobną zasadę rano, takie 3min po obudzeniu oraz zawsze buziak, "miłego dnia" I "kocham Cię" przed wyjściem z domu. Bardzo fajnie to działa, oczywiście pod warunkiem że obie strony to praktykują. Gorzej jak się pracuje zdalnie i nie ma ani wyjścia do pracy ani powrotu z niej... wtedy trudno znaleźć taki moment rytualny. A jeśli chodzi o te negatywne komentarze to raczej są one od Pań, które również pracują i nikt ich nie wita uśmiechem po przyjściu. Być może prosto z pracy, niezależnie od sytuacji muszą w pośpiechu jechać po dzieci do szkoły, zrobić zakupy i stanąć przy kuchni. I wymaganie aby po powrocie męża 3h później witały go radosnym uśmiechem to jest jednak dużo.
  3. Albo nie czytasz ze zrozumieniem albo celowo przeinaczasz. Autorka nie założyła tego posta z powodu wydarzenia w barze. Ta sytuacja została wspomniana gdzieś na drugiej stronie tematu, po tym jak ktoś zapytał się czy mąż broni ją "na zewnątrz". Wcześniej autorka opisywała sytuację w domu i tylko na tym się skupiała. Nawet gdy wspomniała o barze, to też nie opisywała ze szczegółami tylko dopiero po kilku postach dopytujących opisała co się wydarzyło. Także na pewno nie było tak, że założyła temat z tego powodu.
  4. O to mi dokładnie chodziło - każda cecha może być fajna, ale dopóki jej nie ma to się nie widzi tych gorszych stron. Panowie, czy Wy tak nie macie, serio? Że myślicie sobie "chcę mieć ładną i młodą", a jak taką znajdujecie to myślicie sobie "chciałbym jednak mądrą i zaradną", bo wcześniej na to nie zwracaliście uwagi. Jak się znajdzie mądra i zaradna to "fajnie jakby była bardziej uległa" itd.. Nie chce mi się wierzyć, że tylko kobiety tak mają. Zawsze chcielibyśmy coś poprawić, dodać coś czego brakuje. Jedyna różnica to, że mężczyzna w takiej sytuacji jest może bardziej skłonny wymienić partnerkę na inną, a kobieta będzie próbowała zmienić coś w związku, w którym jest. Pamiętajmy tez o tym, że jednak bardziej akceptowane społecznie jest zmienianie partnerek przez mężczyznę niż partnerów przez kobietę i stąd ta inna strategia pewnie. Ale myślę, że każdy ma w sobie taką chęć by było "lepiej", nawet jak jest bardzo dobrze to może być przecież jeszcze lepiej. Trzeba umieć powiedzieć "dość, jest dobrze tak jak jest", ale to przychodzi z wiekiem i doświadczeniem. Piszecie dużo, że kobieta powinna się szanować, mieć najlepiej jednego partnera, znaleźć go w młodym wieku i go szanować, ale jednocześnie wymagacie, żeby to był wybór doskonały. Czy Wasze pierwsze dziewczyny były doskonałe? Nie miały wad? Też je sobie wybraliście, a jednak coś najprawdopodobniej przeoczyliście. Trzeba albo się docierać, dopasowywać albo szukać kogoś innego. Autorka nie chce szukać nikogo innego. ===== Nie zrobiłaś nic strasznego. Coś Cię uwiera i próbujesz to zrozumieć i bardzo dobrze. Na pewno możesz wpłynąć trochę na większą decyzyjność męża, tylko po prostu w pierwszym poście przedstawiłaś to jakbyś chciała zupełnie zmienić jego usposobienie, co nie jest ani możliwe ani dobre. Jeśli chodzi o decyzyjność to u mnie było dość podobnie i trudno mi było to uchwycić, pomogła mi lektura tego forum Powiedziałam o tym mężowi, ale nie w formie "bądź bardziej męski i decyzyjny" tylko powiedziałam mu, że chciałbym aby on podejmował więcej decyzji, bo uważam że jego decyzje są lepsze. Jak ja wybieram wakacje to poświęcę na to minimum tydzień, przejrzę milion ofert a potem i tak cos mi nie będzie pasowało, a on będzie marudził, że za drogo. Więc teraz jak planowaliśmy ferie to znalazłam kilka ofert, które mi się podobają i przedstawiłam mu plusy i minusy każdej i powiedziałam wybierz Ty, bo ja nie potrafię. Wybrał i oboje jesteśmy zadowoleni. To samo z innymi rzeczami - powiedziałam mu wprost, że jak widzi że się robię taka niezdecydowana i zaczynam marudzić to znaczy, że mnie ta decyzja przerasta i żeby po prostu zdecydował zamiast próbować mnie zadowolić za wszelką cenę bo to niemożliwe. Na razie to działa super, choć zbyt krótki czas by wyciągać długoterminowe wnioski, ale widzę, że on jest zdecydowanie bardziej pewny siebie, zadowolony i ja też. Inna sprawa, że jak mu to powiedziałam to był zdziwiony i powiedział, że skoro ja zawsze to robiłam to uznał, że lubię to robić i jestem w tym dobra, więc się nie chciał wtrącać i było mu wygodnie. Ja się teraz też pilnuję mocno, żeby zahamować moje zapędy decyzyjne, bo ja mam od razu mnóstwo pomysłów i przez to nadaję ton większości tematów. On potrzebuje więcej czasu, musi sobie dany temat przemyśleć zanim wyjdzie z propozycjami. Więc teraz musze się niejako powstrzymać, żeby od razu nie zacząć rzucać propozycjami tylko poczekać na jego. Może to u Ciebie też jest jakiś trop, żebyś Ty zrobiła mu więcej przestrzeni. Po prostu przestań podejmować decyzje, wtedy on będzie musiał wejść w ta rolę.
  5. @Oliwia Masz najlepszy możliwy wariant mężczyzny, doceń to i dbaj o niego. Ja rozumiem, że fajnie by było czasami poczuć się jak mała dziewczynka, wszystkie tak mamy, ale w praktyce to się sprowadza do WYBORU, albo chcesz szacunek, stabilność i świadomość że masz na kogo liczyć w codziennym życiu albo masz emocje, które czasami są ekscytujące, ale zazwyczaj kończy się to płaczem i poczuciem bycia wykorzystaną. Zrób sobie taką analizę jakie cechy chciałabyś zobaczyć u swojego męża, a potem wyobraź sobie mężczyznę, który ma te cechy i zobacz z czym to się wiąże. Kiedyś mój tata mi taką wizualizację zrobił jak się mu żaliłam, że ten mój taki skąpy, wszystko przelicza, zero spontanicznych wyjazdów/zakupów, bo zawsze "ile to będzie kosztować?". No i ten mój mądry tata tak mi mówi, że to wspaniała cecha, że z takim facetem można się czegoś wżyciu dorobić, a jakby był taki jak ja sobie myślę, że chcę to byśmy tak od 1 do pierwszego żyli i kredytówki spłacali tak jak ja robiłam całe życie wcześniej mimo że źle nie zarabiałam. I tak mi to ładnie zwizualizował jak on kupuje sobie nowe gadżety co chwila, chodzi po drogich knajpach, a jak coś się wydarzy to na koncie pusto. I jakoś mi się odechciało tej spontaniczności i nie żałuję. Wiem np że gdyby był inny to nie wybudowalibyśmy domu, nie mielibyśmy oszczędności itd. To inna sprawa od Twojej, ale chodzi mi o to, że to co wydaje Ci się fajne, bo tego nie masz tak naprawdę w rzeczywistości fajne nie jest tylko w obecnym stanie nie widzisz tych ciemnych stron. Jakaś równowaga musi być i trochę emocji, ale jeśli jest tak jak mówisz, że w łóżku masz to co lubisz to to naprawdę jest bardzo dużo i więcej do szczęścia nie potrzeba. Uważaj o czym marzysz, bo jeszcze to dostaniesz 😉
  6. W sumie brak ślubu też może być na plus, bo nie można "osiąść na laurach"... To chyba zależy od charakteru i na ile oboje mają taki sam stosunek do tego. Ja ze swoim partnerem żyliśmy bez ślubu 10 lat, dorobiliśmy się dzieci, domu i wspólnego kredytu Ślub wzięliśmy niedawno i choć gdyby to ode mnie zależało wolałabym dużo wcześniej to faktycznie dostrzegam zalety takiego długiego związku nieformalnego. Ta świadomość, że można się w każdej chwili po prostu wyprowadzić (ja lub partner) bez żadnych formalności daje to, że dość często podejmuje się decyzję o pozostaniu i to w jakiś sposób umacnia.
  7. Nie ominęłam, czytałam i przyjęłam do wiadomości, że Ty nie znasz "dobrych i trwałych" związków, a jedyne trwałe jakie znasz to te, w których trwałość wynika z konieczności. Nie wiem co miałabym tu komentować. Moje pytanie dotyczyło tego czym charakteryzują się partnerzy w satysfakcjonujących związkach, a Ty oraz kilka innych osób napisało, że nie zna takich związków lub wręcz, że takie nie istnieją. OK, masz takie doświadczenie, fajnie, że się podzieliłeś, ale co ja mogę tu skomentować, żebyś nie poczuł się zlekceważony? Ja lubię dostawać odpowiedzi na zadane pytanie, niekoniecznie muszą się zgadzać z moimi przekonaniami. Po to je zadaję, żeby poznać inny punkt widzenia. I tak na przykład niektórzy tu pisali, że w związku powinna być różnica wieku 8-10lat albo że kobieta powinna być cudzoziemką albo że stosunek zasobów powinien być 1:2 aby związek miał szanse być udany. Ja bym tak nie powiedziała i instynktownie nie zgadzam się z tymi stwierdzeniami, ale cieszę się, że tu padły bo mogę się nad tym zastanowić. Natomiast na tekst w stylu "Dobre związki nie istnieją, bo kobiety gnębią i gardzą mężczyznami" i dalej "kobiety są takie i owakie" nie jest po prostu na temat. Nie oburza mnie wcale, że nie wierzysz w udane związki, Twoje prawo, ale mnie to nie interesuje po prostu i dlatego ładnie poprosiłam o trzymanie się tematu i odpuszczenie sobie tych uogólnień. Gdybym zapytała kto widział kolibra i jakie to doświadczenie, a Ty pisałbyś o tym jak gołębie zasrały cały rynek w Krakowie to też bym Cię grzecznie poprosiła aby trzymać się kolibrów. To nawet zabawne, bo pomijając jak bardzo ten materiał jest robiony pod tezę to akurat w przypadku tej naszej dyskusji tutaj to raczej nie ja stosuję obronę przez atak, odpowiadam emocjami na argumenty i robię osobiste wycieczki...
  8. Czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze @SzatanK - wierzę, że pokorne kobiety mogą Ci się podobać. Problemem jest, że nikomu to już nie jest przedstawiane jako wartość, więc ta cecha wymiera. Choć na pocieszenie powiem, że można się tego nauczyć, a uczy nas życie i doświadczenia. Z drugiej strony jak ze wszystkim, tu też trzeba zachować balans, bo od pokory do bierności i postawy "nic ode mnie nie zależy" już niedaleko, a to jednak nie jest fajne. @Pater Belli Też tak to widzę mniej więcej. Bardzo lubię Twoje posty. Też tak uważam. Zazwyczaj ten stan intymności to jest właśnie cel na końcu drogi, tylko że po drodze jest seks
  9. Nie wiem czemu ale Ci nie wierzę A ja wierzę i gratuluję @Brat Jan że wytrwaliście! To powiedz proszę jako osoba z największym stażem tutaj jaki jest ten sekret, że Wam się udało i po 24 latach wciąż jesteś zadowolony ze swojej decyzji? Jakie cechy/zachowania Twoje i Twojej żony były kluczowe? @Obliteraror - Twojego zdania też jestem bardzo ciekawa. Lojalność, wsparcie? =========== Misiaczku, nie pytałam o za i przeciw żadnego zagadnienia, ani o to "jak jest w rzeczywistości" ani o to "jak panie funkcjonują i czego się można po nich spodziewać". Od tym jest cała masa innych tematów na tym forum. Przypomnę zatem o co pytałam: Czy macie zatem jakieś doświadczenie lub obserwacje z bliskiego otoczenia gdzie te dobre związki i dobre kobiety jednak występują? Jeśli tak to czym się one charakteryzują, jakie cechy partnerów lub środowiska sprzyjają trwałości i satysfakcji w związku według Was? Chciałabym tu zebrać jakieś pozytywne aspekty trwałych związków, o ile w ogóle takie widzicie i powody, które sprawiają że danej parze udało się taki związek zbudować. Jeśli nie masz takich doświadczeń ani obserwacji to znaczy, że to pytanie nie było do Ciebie.
  10. W takim rozumieniu pełna zgoda. Chodzi mi o to, że budowanie związku na pożądaniu seksualnym jest wg mnie zbyt kruchym fundamentem. Nie mówię, że pożądanie nie jest ważne, ale że to zdecydowanie za mało. Z Twojej wypowiedzi zrozumiałam, że jeśli ona podoba się jemu (seksualnie), a on jej to właściwie wystarczy, bo wiele można wybaczyć. Nie zgadzam się z tym, bo siła tego przyciągania seksualnego w czasie będzie malała jeśli mówimy o stabilnych, bezpiecznych związkach. Tak jak pisał mac - pożądanie to niepewność, zagadka, czyli odwrotność tego co dostajemy w długim związku, stabilności, spokoju, pewnej przewidywalności. Nie wiem czy dobrze rozumiem co masz na myśli, ale jeśli chodzi Ci o rezygnację z seksu to nawet by mi to do głowy nie przyszło. Oczywiście, że seks musi być i jest jedną z podstawowych funkcji związku - regularny i bezpieczny seks. Ale to nie jest i raczej nie może być taki seks pełen pożądania i namiętności po 10, 20 czy więcej latach razem jak na początku. Partnerzy też nie będą już tak atrakcyjni, bo jeden wyłysieje, drugi przytyje, trzeci trzeci się pomarszczy itd. Jeśli to atrakcyjność fizyczna/seksualna jest traktowana jako najważniejszy filar to taki związek nie ma prawa przetrwać próby czasu. Zawsze nowe będzie bardziej pociągające od starego.
  11. Pięknie to opisałeś i szczerze mówiąc ja dokładnie to samo powiedziałabym o związku/małżeństwie/miłości. Że tylko tego typu relacja ma sens na dłuższą metę. Zgadzam się w 100%. Moim zdaniem pożądanie musi być, ale w kontekście związków "na życie" jego rola jest przeceniana. To może być punkt startu, ale jednak nie fundament. Pożądanie zawsze prędzej czy później mija, fundamentem musi być coś trwałego, jakaś wspólna wizja/cel, wartości i prawdziwa przyjaźń, taka jaką pięknie opisał @mac. Często zamiast tego mamy konieczność ekonomiczna/społeczna, ale wtedy zamiast "trwałego i udanego" związku mamy "trwały i nieszczęśliwy". Bardzo proszę, aby ten jeden wątek chociaż w Rezerwacie zostawić bez takich uogólnień. Akceptuję, że masz takie przekonania (choć wg mnie błędne), ale ten temat jest zupełnie o czymś innym. Jest o tym co sprawia, że NIEKTÓRE związki/małżeństwa są udane, trwałe i satysfakcjonujące dla obu stron, a nie o tym że to występuje rzadko. A ten filmik bardzo smutny To swoją drogą też mnie zastanawia dlaczego ludzie nie stawiają swoich granic, dlaczego nie bronią się, nie odchodzą gdy spotyka ich taka przemoc. Może założę o tym osobny wątek A znasz jakiś nieformalny związek, który trwa 24 lata? Może właśnie to dał Ci ślub JA wiem, że dziś jest modnie mówić, że ślub to tylko kawałek papieru, ale jednak coś się w głowie przestawia po takiej ceremonii i publicznym złożeniu przysięgi. Ale szanuję Twoje prawo do odmiennej opinii. @Obliteraror @bassfreak Też coraz częściej widzę jak ogromny wpływ mają rodzice, i to nie w sensie co przekazują opowiadając o tym, tylko właśnie jak się naprawdę zachowują wobec siebie i wobec dziecka. Jeśli tu są jakieś słabe wzorce to bardzo ciężko coś z tym zrobić. Wtedy naprawdę potrzebna wysoka świadomość i chęć pracy nad sobą po stronie takiej osoby i duża cierpliwość u partnera/partnerki. Bardzo trafne spostrzeżenie. Chociaż wydaje mi się, że to działa dobrze nie tylko w przypadku kobiet. W ogóle komunikacja w stylu "nie rób tak, bo ja tak mówię" jest ofensywna i powoduje chęć obrony lub oddania ataku, a taka w stylu "kiedy postępujesz tak i tak, to ja odbieram to/czuję się ...." powoduję chęć zrozumienia i kompromisu.
  12. Czy myślisz, że ta harmonia między nimi jest właśnie dlatego, że mają ten trud czy raczej mimo niego? Taka moja pierwsza myśl dlaczego kiedyś ludzie częściej byli w stanie wytrwać w małżeństwie i być przy tym zadowoleni że swoich wyborów to właśnie ten wspólny trud i wspólne pokonywanie problemów. Jasne, tylko co to jest to "dobranie się". Ja raczej nie wierzę w dwie połówki pomarańczy. Wydaje mi się, że są jakieś cechy które sprawiają że konkretne osoby są po prostu bardziej nadające się do związku na życie i zastanawiam się co to według Was są za cechy. Ja typuję pokorę (co słusznie podkreślił @SzatanK), wyrozumiałość, inteligencję. Ale nie wiem, dlatego pytam Was o zdanie Rozumiem, że Twoje małżeństwo nie jest dla Ciebie satysfakcjonujące, tak? Co w takim razie skłania Cię do trwania w nim? @Zdzichu_Wawa chciałabym uniknąć takich teorii i uogólnień, chodzi mi bardziej o doświadczenia/obserwacje "z życia". Jak myślisz dlaczego Twój obecny związek jest udany? Jakie cechy ma Twoja kobieta, które temu sprzyjają i jakie swoje cechy widzisz jako najbardziej umacniające ten związek? Czy uważasz swoje małżeństwo za udane? Masz zniego satysfakcję? Czy dziś podjąłbyś ponownie taką decyzję? Ja również podziwiam takie małżeństwa. Mam taką ciocię i wujka, dziś już staruszkowie, obchodzili niedawno 50lecie ślubu i nie mogę się na nich napatrzeć jak są wobec siebie życzliwi, pomocni i jak wciąż bardzo się lubią. Też bym tak chciała 😀
  13. Mam na myśli taki po odfrunięciu motyli, ze wspólną codziennością, czyli co najmniej kilka lat. Małżeństwa ze stażem lub związki nieformalne, ale żyjące razem wiele lat i z perspektywą "na zawsze".
  14. @JudgeMe Daj szansę mężowi też to opanować. Za pierwszym razem będzie cięzko, dziecko będzie płakać i wołać mamę jeśli będzie wiedziało, że jesteś gdzieś za ścianą dlatego najlepiej jak gdzieś naprawdę wyjdziesz. Porozmawiaj z mężem, bo pytanie podstawowe jest czy on chce się włączyć w opiekę nad dziećmi, ale Ty go nie dopuszczasz czy on nie chce po prostu. Jeśli on chce to daj sobie pomóc to raz, a dwa daj jemu też poczuć się pełnoprawnym rodzicem. On własnemu dziecku krzywdy nie zrobi, jeśli się tego boisz to raczej masz problem z akceptacją tego, że on może coś zrobić inaczej niż Ty. Ale to nic złego, wręcz przeciwnie. Dziecko potrzebuje wielu wzorców, to nic złego że mama da brokuły na talerzyku do samodzielnego jedzenia, a tata nakarmi kaszką wkładając łyżeczkę do buzi a babcia np da kawałek czekolady, choć Ty jesteś przeciwna podawaniu cukru do 2 roku życia. Serio, dziecko od tego nie ucierpi, a jedynie zyska umiejętność odnalezienia się w różnych sytuacjach, z różnymi osobami. A Ty dzieki temu zyskasz trochę przestrzeni dla siebie i to też jest ważne. Skupiając się w 100% na dzieciach i nie dopuszczając do nich męża ani nikogo innego tak naprawdę zaniedbujesz siebie i swoje małżeństwo, co w rezultacie jest dla dzieci gorsze niż gdyby raz w tygodniu zostały z kimś kto da im smoczek i kaszkę z butelki. Piszę z własnego doświadczenia, bo przy pierwszym dziecku miałam tak jak Ty - chciałam tak super wszystkiego przypilnować, bez smoczka, tylko woda do picia, mleko tylko z piersi itd. Frustrowałam się strasznie gdy teściowa dała dziecku np. zupę z solą, bo przecież do 2 roku życia nie powinno się dawać soli albo herbatkę do picia z miodem itp. Dopiero przy kolejnych dzieciach potrafiłam odpuścić i wiesz co? Kolejne dzieci były znacznie mniej "problemowe", ja byłam mniej zestresowana, sfrustrowana, a do tego mają lepszą więź z babcią, z tatą, łatwiej się odnajdują w nowym towarzystwie i przede wszystkim żadna krzywda im się nie stała od tego że raz na dwa tygodnie zjadły słoną zupkę i popiły słodką herbatką.
  15. Po dwóch miesiącach czytania forum wiem już że większość Panów ma tu bardzo negatywne doświadczenia i/lub wyobrażenia o związkach z kobietami, ale jednocześnie dostrzegam często taką tęsknotę czy pragnienie "normalnej kobiety" i "normalnego związku". Czy macie zatem jakieś doświadczenie lub obserwacje z bliskiego otoczenia gdzie te dobre związki i dobre kobiety jednak występują? Jeśli tak to czym się one charakteryzują, jakie cechy partnerów lub środowiska sprzyjają trwałości i satysfakcji w związku według Was? Chciałabym tu zebrać jakieś pozytywne aspekty trwałych związków, o ile w ogóle takie widzicie i powody, które sprawiają że danej parze udało się taki związek zbudować.
  16. To ja widzę dwa światełka w tunelu 1. Żłobek 2. Terapia Jeśli ona wychowała się w takim domu to na bank ma jakieś traumy/złe wzorce i to powinna przepracować. Rozumiem, że może być ciężko ją do tego nakłonić, może się nawet nie udać. U mnie była podobna sytuacja, tylko że mąż miał swoje dzieciństwo do ogarnięcia i też moje sugestie o terapii przez długi czas powodowały reakcje w stylu "jest dobrze tak jak jest" lub takie zrywy "tak, ogarnę terapię" i żadne działanie z tego nie wynikało. Realne działania podjął dopiero wtedy gdy zauważył, że to ma wpływ nie tylko nasz związek, ale również na relacje z dziećmi oraz na sprawy zawodowe. Może możesz jakoś przekierować jej uwagę na ten aspekt, że nie tylko Wasza relacja jest problematyczna z racji jej przekonań/uprzedzeń ale także inne sfery jej życia na tym cierpią? Łatwiejsza wydaje się terapia dla par, tym bardziej, że ona sama o tym wspomina. Zamiast ją pytać czy jej odpowiada ten dzień i ten terapeuta po prostu znajdź takiego, który wydaje Ci się dobry, umów Was na konkretny dzień i załatw opiekę dla dziecka. Ona nie pracuje, więc co może mieć innego w tym czasie jeśli opieka dla syna będzie? Zrób to z jakimś wyprzedzeniem, ale niezbyt odległym - np 1-2 tygodnie, żeby mogła się psychicznie przygotować, ale żeby nie było to zbyt odległe w czasie. Druga sprawa to żłobek dla dziecka. Tak jak pisałam wcześniej takie przebywanie z małym dzieckiem 24h zmienia sposób funkcjonowania. Kobieta funkcjonuje cały czas w trybie "mama" i nie ma się kiedy przełączyć na tryb "kobieta". Jak syn pójdzie do żłobka to naprawdę po 2-3 tygodniach adaptacji, kiedy wszyscy się przyzwyczają i zaklimatyzują w nowej rzeczywistości będzie lepiej. Btw. montessori świetny wybór, szukajcie takiego żłobka! Syn też nabierze umiejętności społecznych, zaspokoi swoją ciekawość. To naprawdę żadna krzywda dla dziecka
  17. Nie wiem @Lambert co Ci doradzić. Trudno ocenić czy problem w niej faktycznie istnieje i ona nie chce/nie umie sobie z nim poradzić czy może jednak problemu nie ma lub jest minimalny, ale rozdmuchaliście go do takich rozmiarów, że teraz nie wiadomo co z tym zrobić. Czy ona nie ma przypadkiem jakiś złych wzorców/doświadczeń ze swojego domu rodzinnego? W niektórych rodzinach tak jest, że kobiecie po dzieciach "nie wypadało" myślec o seksie i może ona ma taki wzorzec gdzieś głęboko zakorzeniony. Ten czas z małym dzieckiem to jest potężny sprawdzian dla związku, nikt nie jest na to w 100% przygotowany. Dziecko nas zmienia i nie da się przewidzieć jak zmieni konkretną jednostkę. Wizyta u psychologa/seksuologa na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. Nie możesz jej "kazać", ale przypominaj co jakiś czas. Może bardziej w stylu "widzę, że się męczysz, że źle się z tym czujesz, idź porozmawiaj, zależy mi żebyś Ty się lepiej czuła" etc. Czyli nie w formie, że ma to zrobić dla Ciebie, bo Tobie czegoś brakuje tylko bardziej, że Ci zależy na jej samopoczuciu. Trzymam za Was kciuki! EDIT: Czy syn chodzi do żłobka czy jest cały czas z mamą w domu? Czy ona karmi go jeszcze piersią lub odciąga pokarm? Jeśli nie karmi i dziecko chodzi do żłobka, nie macie jakiś jazd w nocy w stylu że ona musi co godzinę iść do dziecka, a Ty jesteś zaangażowanym tatą tak jak to wynika z Twoich postów to jej libido powinno już się unormować. Próbowaliście terapii dla par?
  18. Chyba nie, bo zgadzam się prawie ze wszystkim co napisałeś Różnica między wyobrażeniami a rzeczywistością jest jednak spora Oczywiście, że wiemy, że będziemy mamami, ale ta wizja jest raczej cukierkowa. Można sobie wyobrazić, że trzeba będzie np budzić się co godzinę w nocy i uznać że to nie takie straszne, ale w praktyce dopiero wychodzi że to ma wpływ na całość funkcjonowania psychicznego i fizycznego. Myślę, że to jest już sprawa indywidualna. Ja miałam cały czas w głowie te słowa położnej ze szkoły rodzenia i nigdy mi mąż nie musiał o tym przypominać. Ale znam przypadki gdzie faktycznie dziewczyny zostały "pochłonięte" przez macierzyństwo do tego stopnia, że zapomniały o innych rolach. Widzę jednak dużą zbieżność z tym, że mężczyźni w tych związkach odsunęli się właśnie w pracę i inne zajęcia, których nagle zaczęli mieć więcej niż przed dzieckiem. Nie wiem co jest tu przyczyną, a co skutkiem, ale te zjawiska współistnieją ze sobą praktycznie zawsze. U nas było tak samo i właśnie dlatego ja powtarzam wszędzie że rola ojca jest konieczna od samych narodzin. Potrzebuje go zarówno dziecko jak i partnerka. Jeśli ona jest zdenerwowana to dziecko się nie uspokoi i spirala się nakręca. Mężczyzna ze swoim opanowaniem i spokojem jest kluczem do ogarnięcia sytuacji. To akurat jest według mnie właśnie szkodliwy dla wszystkich mit matki-polki ogarniającej wszystko wokół dziecka i rozumiejącej dziecko poprzez jakąś kosmiczną nić. To jest BULLSHIT. To przekonanie, że powinna ogarnąć lepiej bo jest matką i że czuje się gorsza bo ogarnął ojciec to jest fatalne i do przepracowania przez nią. jw. Oczywiście masz rację. To, że płacze bez powodu to był mój skrót myślowy na "płacze z powodu, którego nie znam i nie potrafię się znaleźć" I szacunek dla Ciebie @Miszka, bo jesteś fajnym tatą, a ja żadnych mężczyzn nie szanuje bardziej niż dobrych ojców dla swoich dzieci i wspierających partnerów dla swoich kobiet w wychowywaniu potomstwa
  19. Zaraz, zaraz- bo nie kleję Czego nie rozumiesz? Dziecko ma DWOJE rodziców i oni powinni OBOJE wziąć na siebie odpowiedzialność za opiekę nad nim. Jeśli ojciec będzie tego unikał i "popłynie" w pracę to matka będzie się czuła zostawiona bez wsparcia. To chyba logiczne i oczywiste, czy nie? Często w takim układzie w rolę ojca wchodzi któraś babcia, ale to zaburza funkcjonowanie rodziny, a przede wszystkim małżeństwa. To miałam na myśli. Ale w tym konkretnym przypadku to raczej nie ma miejsca (doczytałam wypowiedzi @Lambert w innym wątku), więc nie ma sensu brnąć w ten temat. Oczywiście, że nie znajdę teraz konkretnego cytatu, bo nie będę teraz chodzić po forum w poszukiwaniu wszystkich Twoich wypowiedzi. Ale wypowiadasz się w wielu wątkach i za każdym razem, w każdej historii widzisz jedynie "zło" w kobiecie. Nie widziałam żadnej Twojej wypowiedzi, w której napisałbyś, że kobieta w relacji była w porządku.
  20. @Kiroviets lubię Cię, ale to jest naprawdę wkurzające, że Ty z każdego tekstu wychwycisz jakieś jedno zdanie, żeby podbudować swoją tezę o masowym obwinianiu facetów przez kobiety. Nie napisałam, że to wina faceta ani że tak jest u nich tylko że MOŻE TAK BYĆ i żeby się nad tym zastanowił. Bo tak też czasami, a nawet całkiem często bywa. I w takich przypadkach tez nie chodzi o winę mężczyzny, ale o milion różnych powodów, przekonań, wzorców itd. Mężczyźni chcą robić to w czym są dobrzy, szczególnie w obecności swojej kobiety i to jest trudne, żeby np. zająć się dzieckiem, które płacze bez powodu. To powoduje bezsilność, czyli stan okrutnie nieprzyjemny. Mężczyzna nie chce czuć się bezsilny i to na oczach swojej kobiety. Dlatego często ojcowie unikają tego i np coraz więcej czasu spędzają w pracy albo jeśli są w domu to izolują się np. majsterkując w garażu czy kosząc trawę w ogródku. Można to racjonalizować, że on w ten sposób dba o rodzinę, zapewnia byt itd i po części to jest prawda, ale w takim układzie to kobieta będzie się czuła bezsilna przez większość czasu i zostawiona sama sobie bez wsparcia. Jest to jeden z możliwych scenariuszy, a nie jedyny możliwy. Ale rozumiem, że według Ciebie mężczyźni zawsze w 100% postępują kryształowo, nie istnieje scenariusz, w którym oni ponoszą choć częściową odpowiedzialność za sytuacje i to tylko te głupie baby są niewdzięczne i niewystarczająco się starają... Masakra.
  21. @Lambert Jak rozwija się sytuacja? Czy coś się poprawiło u Was? Powiem Ci, że to jest normalne i nieuniknione, że życie seksualne pary zmienia się po pojawieniu się dziecka i to z wielu powodów. Po pierwsze, tak jak zauważyłeś, żona weszła w rolę "Matka". Tej roli wcześniej nie było i musiała zrobić na nią miejsce. Tym samym wszystkie inne role jak "żona", "kochanka", "córka", "pracownik", "przyjaciółka" itd musiały się "skurczyć". Oczywiście to od żony przekonań, wartości itd zależy, które role ucierpią bardziej, a które mniej, ale każda z nich ucierpi. Hormony i natura dbają o to, by "matka" była dominująca i to dobrze, bo macie dziecko, które wymaga ogromnej uwagi, troski, uczucia i zwykłej fizycznej opieki. Musicie tu znaleźć jakiś balans, bo może być tak, ze u niej "Matka" zdominowała wszystko inne i żona powinna trochę rozumowo i na siłę ograniczyć jej zapędy i zrobić więcej miejsca na "żonę" i "kochankę". Ale równie dobrze może być tak, że Ty również nie przyjąłeś nowej roli "Ojciec", co powoduje, że powstaje między Wami dysproporcja, bo Ty wciąż jesteś tylko "mężem" i "kochankiem", a dodatkowo jej "Matka" musi zmieścić także "Ojca". Nie mówię, że tak jest u Was, ale może tak być, zastanów się nad tym. Po drugie pamiętaj i przypomnij o tym żonie, że to Wy jako para jesteście fundamentem tej rodziny i Wasza więź jest dla dziecka równie istotna jak zaopiekowanie dziecka, a na pewno bardziej istotna niż to jaką butelkę i jakiego misia mu kupicie. Mi bardzo zapadły słowa, które usłyszeliśmy na szkole rodzenia gdy byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem. To w sumie było najbardziej wartościowe z całej szkoły rodzenia dla nas: "Mąż i żona byli przed narodzeniem dziecka i będą po jego dorośnięciu, nie zapominajcie o tym, niemowlę, małe dziecko to tylko etap i owoc Waszego wspólnego życia. Nie zapomnijcie o sobie nawzajem" (to bardziej do mnie) oraz "Pomoc od rodziców i teściów przyjmujcie głównie finansowo jeśli Wam oferują, ale do opieki dziecko ma DWOJE rodziców a nie babcie i ciocie. Żona nigdy nie zapomni, że byłeś w tym czasie razem z nią, a nie odsunąłeś się na bok. Żona ma dziecko z Tobą, a nie ze swoją lub Twoją matką ani nie z opiekunką" (to dla męża). Te dwie rady przyświecały nam przy trójce naszych dzieci i uważam, że były takim złotym drogowskazem dla nas. Jeśli u Was ten balans jest i ani Ty nie czujesz się odsunięty na bok przez żonę, ani sam się nie odsuwasz, a Twój problem dotyczy tylko seksu w tym kontekście, że ona go uprawia chętnie, ale nie ma w niej takiego pożądania do Ciebie jak wcześniej to może być po prostu tak, że to jest zmiana naturalna i ani nic tu nie wskórasz ani nawet nie ma takiej potrzeby. A już na pewno nie zaczynaj podkopywać fundamentów Waszej rodziny z tego powodu. Ona chce uprawiać z Tobą seks i myśli o Tobie i Twoich potrzebach. Co jeszcze ma zrobić skoro jej organizm jest teraz i może być jeszcze kilka lat w trybie opieki nad potomstwem? To nie jest jej zła wola ani żadne zaburzenie, tylko czysta natura. Życie seksualne kobiety i jej libido działa w cyklach - miesięcznych i "życiowych". Bardzo dużo zależy też od diety, od ilości snu (przy dziecku zawsze jest jego niedobór), od ilości czasu "na przyjemności". Jeśli ona cała dobę działa w trybie "Matka", czyli na ciągłym stand-by to nawet jak dziecko uśnie może być jej ciężko się wyluzować i zrelaksować, a bez tego seks nie będzie jakiś super pociągający dla niej. I nie chodzi mi o to, że ona musi być jakaś strasznie zarobiona przy dziecku, chodzi o stan umysłu kiedy funkcjonujesz w ciągłej czujności, to jest najbardziej męczące w opiece nad dzieckiem, a nie ilośc czynności, które trzeba wykonać. Dodam jeszcze, że u mnie w 3 ciążach i po urodzeniu dziecka za każdym razem było inaczej. W pierwszej ciąży miałam mega libido, po urodzeniu dziecka minimalne, ale po kilku miesiącach znowu w górę. W drugiej ciąży od połowy nie miałam w ogóle ochoty na seks, a po urodzeniu dziecka to w ogóle dramat i seks był tylko ze względu na męża. W 3 ciąży i po urodzeniu dziecka jakoś wszystko wróciło do normy, chociaż dopóki karmiłam piersią też nie było jakoś super, bo miałam mega wrażliwe piersi i one praktycznie "odpadały" z użytku w czasie seksu. Dopiero jak skończyłam karmić to po miesiącu, dwóch tak naprawdę wróciłam do stanu sprzed dzieci. To w sumie było ponad 5 lat Nigdy seksu nie odmawiałam i zawsze sprawiał mi przyjemność jako forma bliskości, ale jeśli chodzi o pożądanie stricte seksualne to to była totalna sinusoida i tu nie ma się co obrażać, bo to nie jest niczyja wina ani złośliwość. Najważniejsze dla Was to żebyś Ty starał się zaspokoić jej potrzeby poczucia bezpieczeństwa, stabilności, wsparcia emocjonalnego, bo w żadnym innym okresie życia ona tego tak nie potrzebuje od Ciebie jak teraz oraz aby ona starała się najlepiej zaspokoić Twoje potrzeby seksualne i emocjonalne (w sensie poczucia bycia chcianym i potrzebnym). Jeśli to jest to wszystko inne, w tym seks też się ułoży i tego Wam życzę!
  22. Równie dobrze może znaczyć, że: 1. Miała 1 chłopaka, który to lubił i przyjęła to jako "standard" 2. Widziała to oglądając porno i ją to podnieca (lub założyła, że podnieci Ciebie) 3. Koleżanki jej powiedziały, że to "faceci lubią najbardziej" 4. Lubi męską dominację w seksie i w ten sposób Ci to okazuje 5. Może Ty sam coś wspomniałeś lub dałeś jej odczuć, że taki finisz Cię kręci i się po prostu stara cię zadowolić. Możliwości jest wiele i nie dowiesz się jaka jest prawda jeśli po prostu jej o to nie zapytasz. Jak zapytasz to masz szansę się dowiedzieć, choć pewności i tak nie będziesz mieć bo przecież może powiedzieć nieprawdę lub niecałą prawdę. Pytanie po co Ci ta wiedza potrzeba skoro: Czyli znalazłeś świetną partnerkę, która lubi to co Ty lub przynajmniej nie ma oporów, żeby realizować Twoje pragnienia. Musisz się zdecydować czy chcesz dziewczynę pruderyjną, aby zminimalizować Twoje obawy co do jej przeszłości seksualnej, ale która za to będzie gaścić światło przed zdjęciem ubrania czy chcesz dziewczynę, lubiącą seks i otwartą na eksperymenty. Według mnie jeśli nie chcesz chodzić sfrustrowany i narzekać, że Twoja kobieta tylko leży jak kłoda i to z łaską raz na dwa tygodnie to musisz przepracować swoje obawy, które w rzeczywistości dotyczą Twojego poczucia własnej wartości. Bo to się do tego sprowadza, że Ty się boisz, że skoro ona ma wysokie libido i jest skłonna do ostrego seksu to boisz się, że możesz jej nie wystarczyć. A tak jak pisałam wyżej, równie dobrze ona może się tak zachowywać, bo właśnie ma małe doświadczenie i myśli że tak powinna się zachować, bo porno i taki scenariusz z klęczącą kobieta połykającą spermę są wszędzie dookoła. Jeśli chodzi o doświadczenia własne, to ja nie lubię spermy w ustach bo powoduje u mnie odruch wymiotny. Sama sytuacja i jej wizualizacja nie jest dla mnie odrzucająca, wręcz przeciwnie podnieca mnie i "w głowie" lubię to robić. W praktyce niespecjalnie. Ale kiedy poznałam swojego obecnego męża to dość szybko taki scenariusz zrealizowaliśmy i to z mojej inicjatywy, mimo że wcześniej tego nie robiłam nigdy. Po prostu on bardzo mi się podobał, ufałam mu i chciałam to z nim zrobić. Nie potrafię sobie wyobrazić, że jakaś kobieta to lubi ze względu na siebie, raczej chodzi o to, żeby sprawić przyjemność partnerowi i w związku z tym uważam, że należy to docenić.
  23. Hej, musiałam sobie zrobić małą przerwę od tego wątku, bo przyznam szczerze, że to wszystko co tu napisaliście spowodowało huragan w mojej głowie. Dodatkowo przeczytałam @Pater Belli twój wątek, który uaktualniasz od 2018 roku o relacji z Twoją żoną i to też mi dało dużo do myślenia. "Do myślenia" to za mało powiedziane, cały weekend po nocach spać nie mogłam z tego wszystkiego... W tamtym wątku jako kobieta nie mogę się wypowiadać, ale napiszę tylko to, że zarówno Ty jak i Twoja żona jesteście wyjątkowi i zwyczajni jednocześnie. Nie ma osób "innych niż wszystkie". To tylko relacja może być wyjątkowa i Wy z pewnością taką macie. Jeśli Twoim partnerem/partnerką w relacji jest osoba o niskiej samoocenie, z lękiem przed odrzuceniem lub lękiem przed bliskością lub jakimś innym rodzajem leku to te wszystkie rady, które są tu tak popularne w stylu "nie poczuje się zagrożony/a, niech wie że może Cię stracić, pokaż mu/jej że sobie świetnie bez niego/jej poradzisz" są tak naprawdę gwoździem do trumny dla relacji. Bo taka osoba poczuje się odrzucona jak tylko poczuje że może być i sama zdystansuje się jeszcze bardziej, wcale nie dlatego że ją to nie obchodzi, ale właśnie dlatego że ten ból jest tak wielki że wybiera minimalizowanie go i zmniejsza zaangażowanie przy najmniejszych objawach niepewności. Zarówno osoby unikające jak i lękliwe to czego potrzebują to niezachwianej pewności, że są bezpieczne, a nie testów i szantaży. W ogóle według mnie i tutaj też pasuje to napisać praca nad sobą jest niemożliwa lub prawie niemożliwa w pojedynkę. Do pracy nad sobą potrzebujemy innych ludzi. Największą pracę dlatego wykonujemy chcąc nie chcąc w długich związkach oraz wychowując dzieci. Szczególnie praca nad stylem przywiązania, czyli czymś co w swej istocie dotyczy relacji. Ja wiem, że to jest trochę wbrew temu co słyszy się u psychoterapeutów: "najpierw napraw relacje ze soba, pokochaj siebie, jak będziesz szczęśliwy sam ze sobą to dopiero możesz być szczęśliwy z drugą osobą", ale moje doświadczenie jest zupełnie inne. Jak może osoba unikająca nauczyć się akceptować siebie jeśli nikt jej nigdy nie akceptował, ani nigdy nie widziała co to jest akceptacja? To trochę tak jakby dorosłego człowieka, który nigdy nie pływał wrzucić na środku oceanu do wody i powiedzieć mu naucz się pływać. Dla mnie jedyna droga to niejako odtworzenie tych bezpiecznych warunków z dzieciństwa i uczenie się krok po kroku. Aby unikający był w stanie cieszyć się bliskością i zaufaniem to najpierw ktoś musi mu tą bezpieczną bliskość pokazać i zaufać mu na tyle, by on się poczuł bezpiecznie i przekonał że nie musi się bać. W "normalnych" warunkach ludzie nie są tak wyrozumiali, zaangażowani i przede wszystkim tak dobrze poinformowani by móc pomóc uzdrowić taką osobę. Podobnie jest z osobami lękliwymi @SzatanK - przypuszczam, że Twoi przyjaciele nie "olewają cię" dlatego że ich nie obchodzisz tylko po prostu nie zdają sobie sprawy jak bardzo jest to dla Ciebie ważne, żeby np dostać tego smsa "wszystko jest ok". Oni pewnie nie przeżywają tak mocno i nie czekają z niepokojem na takie informacje, więc nie wiedzą, że dla Ciebie jest to tak ważne i że tak bardzo się martwisz. Zazwyczaj ludzie reagują w ten sposób w jaki sami chcieliby aby wobec nich zareagowano. Np jak ja mówię, że mi smutno to chciałabym żeby mnie ktoś mocno przytulił, więc kiedy mój mąż mówi, że mu smutno (on akurat nigdy tak nie mówi oczywiście, ale załóżmy, że tak powiedział) to bym go przytuliła. A on pewnie oczekiwałby żebym powiedziała "aha" i zostawiła go samego, aby mógł to w sobie przetrawić. Skąd to wiem, mimo, że on nigdy tak nie mówi? Bo on tak reagował dopóki nie powiedziałam mu 100 razy, że ja tak nie lubię i we mnie to tylko potęguje smutek zamiast cokolwiek poprawić. To już nie dotyczy stricte typu przywiązania, a raczej różnych języków miłości, czy ogólniej różnych języków okazywania wsparcia/sympatii itp. @SzatanK - ogromną masz wiedzę i bardzo dużą pracę wykonałeś i brawa dla Ciebie za to! Nie bądź jednak tak wymagający wobec siebie i też wobec innych. Spróbuj założyć pozytywne intencje, a raczej nie zakładać negatywnych. Jeśli czekasz na odpowiedź, a ktoś się nie odzywa to sam napisz lub zadzwoń i powiedz że się martwisz. Nie zadręczaj się też, że musisz wszystko zrobić sam, sam się naprawić, sam się wyleczyć, sam, sam, sam. Daj sobie prawo do bycia takim jakim jesteś, a proces "leczenia duszy" przejdź z bliską osobą jeśli taką masz, a jeśli nie to z terapeutą, a najlepiej z obojgiem. To oczywiście tylko moja zdanie, więc mogę się mylić. Ja jestem w 90% pewna, że mam bezpieczny styl przywiązania, a jednak związałam się z unikającym i nie mam "w pompce" Bezpieczni mogą mieć inne deficyty, które sprawiają, że wcale tak szybko nie znikają Ja nigdy nie miała powodzenia u płci przeciwnej, mimo że charakter mam raczej znośny i chyba miło się ze mną żyje, ale moja atrakcyjność fizyczna jest dostrzegana przez nielicznych Także różne ludzie mają problemy i niedoskonałości, niekoniecznie związane ze stylem przywiązania. Ps. Odebrałam dziś dwie książki. Niestety "Przytul mnie. 7 rozmów..." nie przyszła, okazało się że nie była dostępna. Zaczynam dziś od "Partnerstwa bliskości".
  24. @SzatanK @Pater Belli Pięknie piszecie, bardzo mądrze. Ja też napiszę jakiś dłuższy post, ale teraz nie mam czasu, bo mam dużo pracy. Mam nadzieję, że wieczorem się uda lub w weekend. Tak na szybko tylko - kupiłam te dwie książki, które polecałeś @Pater Belli oraz jedną, która była dostępna Pani Pii Mellody. W przyszłym tygodniu przyjdą to się wezmę za lekturę. Jeśli chodzi o mnie i mojego męża to między nami obecnie jest naprawdę dobrze, często rozmawiamy o tym jak dużo mieliśmy szczęścia, że na siebie trafiliśmy. Mamy za sobą 3 spotkania terapii par - to było dawno temu, ale bardzo nam pomogło. Właściwie jedno, pierwsze spotkanie odniosło niesamowity skutek. Mąż chodził też na terapię własną, choć nie dokończył jej, do czego wciąż bardzo go namawiam, ale to już nie ode mnie zależy. Te kilka miesięcy jego terapii też dały wspaniałe rezultaty. My jesteśmy w dobrym punkcie, ogromnie dużo przepracowaliśmy wspólnie i ja nie mam wątpliwości, że on mi ufa, kocha i że ma bardzo wysoką samoświadomość. Ja jego również, więc tu nie ma absolutnie żadnych myśli o rozstaniu, bo ktoś kogoś rani. Teraz to już jest takie bardziej naprawianie jakiś pozostałości niż praca od podstaw. Trzymajcie się, napiszę więcej póżniej!
  25. @Iceman84PL Dzięki za odpowiedź. Rozumiem Twój punkt widzenia, ale uważam, że pisząc np: masz na myśli "wszystkie kobiety" lub "większość kobiet", gdy tak naprawdę dotyczy to niewielkiej ich części. Szacuję że populacja takich kobiet jest równia mniej więcej populacji tzw "chadów". Nie wszystkie kobiety mają atencję, pomoc i wsparcie od mężczyzn. Jest bardzo dużo takich, które tego nie mają nawet w tym mitycznym wieku 20-27 lat, nie wspominając nawet o tych starszych. Wsród moich znajomych kobiet takich które miały powodzenie w tym wieku była może połowa. A przypominam, że w wieku 27 czy nawet 30 lat nie przestaje się być kobietą. W tym wieku atencję, pomoc i wsparcie ze strony mężczyzn ma może 1 na 4. Itd... Próbuję przekazać, że perspektywa wielu kobiet nie różni się bardzo od Waszej. Sam spójrz na te wymagania, które tu są w wielu wątkach listowane. Jaki odsetek kobiet wg Ciebie je spełnia? To są właśnie te, które mogą liczyć na setki lajków i dziesiątki propozycji spotkania, ale to nie jest "większość kobiet". A jednak ludzie wchodzą w związki, zawierają małżeństwa, niektórzy na całe życie i nie ma tu jakiejś prostej korelacji, że szansę na taki związek mają tylko piękne architektki wnętrz o nienagannej figurze oraz bogaci, wysocy, silni i władczy mężczyźni. W moim otoczeniu akurat zauważam coś wręcz odwrotnego - im bardziej "nieskazitelna" para tym większe prawdopodobieństwo, że ich związek się posypie przy pierwszych problemach. Najbardziej trwałe i zgodne związki tworzą ludzie niedoskonali, którzy potrafią akceptować wady i słabości partnera. Tak było kiedyś, ale dziś jest inaczej. Te instynkty na pewno w nas nadal są, ja tego nie kwestionuję, ale mamy rozum i wolną wolę, człowiek w toku ewolucji właśnie wykształcił również uczucia wyższe etc. Zatem mimo że instynkty wciąż w nas są, to nie można mówić, że nami rządzą i determinują całe nasze postępowanie w życiu. Są różne jednostki, zarówno wśród kobiet jak i wsród mężczyzn - jedni będą działać bardziej instynktownie, a i inni w większym stopniu będą kierować się rozumem, moralnością. Akceptuję, że Ty możesz mieć na tę sprawę inny pogląd. Każdy w pierwszym odruchu wyrabia sobie opinie na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji. Jeśli znajdzie się grupa osób, która ma takie same obserwacje i opinie to łatwo uznać że jest to prawda obiektywna, bo przecież "wiele osób to widzi". Ale to wciąż jest tylko wycinek rzeczywistości. Moje poglądy też poparte są moimi doświadczeniami i obserwacjami i też znam dużo osób, które widzą rzeczywistość w ten sam sposób co ja. Ale to również nie oznacza, że tak właśnie jest w całym społeczeństwie. Po to są metody naukowe, badania, statystyki, żeby te swoje indywidualne i grupowe doświadczenia konfrontować. Piszesz np. że WHO to nie jest wiarygodne źródło - ale jakie źródło w takim razie jest wg Ciebie wiarygodne? Ten Pan z filmu z pierwszego posta jest bardziej wiarygodny niż statystyka WHO, GUS, badania opinii publicznej etc? Zdaję sobie sprawę, że taka wymiana poglądów między nami niewiele zmieni, bo ani ja nie przekonam Ciebie ani Ty mnie. Dlatego chciałam po prostu odnieść się do tych wszystkich punktów z Twojej listy stricte merytorycznie analizując dostępne dane na każdy z tych tematów, nie wchodząc w dyskusje filozoficzne. Nie udało mi się Chciałabym wrócić do tego, ale muszę trochę ochłonąć, bo widzę już że za bardzo się zaangażowałam emocjonalnie. Pozdrawiam! Film był fatalny, też nie wytrwałam do końca, ale książka dawała radę A Sekretarka była super, jedyny chyba film o takiej tematyce, w którym udało się autorom oddać emocje bohaterów i fajnie zarysować postaci
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.