Skocz do zawartości

Sceptyczny

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Sceptyczny

  1. Znam go. 4 lata uczył w moim technikum. Prawdziwy ekspert w swojej dziedzinie.
  2. Z Podświadomością. Cały 4 punkt jej dotyczy. Sugeruję poćwiczyć czytanie ze zrozumieniem.
  3. Na 18 urodziny dostałem gitarę elektryczną. Na naukę poświęcałem 90% wolnego czasu, dzięki czemu już po tygodniu potrafiłem perfekcyjnie zagrać Marylin Manson – Sweet Dreams. Po miesiącu byłem w stanie zagrać Nirvana – Come As You Are, Marylin Manson – The Fight Song, KoRn – Y'all Want A Single oraz In Flames – Cloud Connected. W międzyczasie grałem także w Rocksmith. Techniki gry, jak np. Hummer On, banding, czy natural harmonics nie sprawiały większego problemu. Szło dobrze, lecz do dziś nie potrafię grać akordami. Po roku sprzedałem elektryka i kupiłem bass, lecz zanim jeszcze go kupiłem, kumpel zaproponował, by iść na salkę pograć. Wcześniej z basem nie miałem w ogóle styczności, lecz po kilku minutach byłem już w stanie zagrać Black Sabbath – Paranoid. Nawet udało mi się coś zaimprowizować gdy graliśmy Iron Maiden i Slayer'a. Pod koniec kumpel i perkusista jednogłośnie stwierdzili, że jestem lepszy od ich poprzedniego basisty, który podobno grał już od 3 lat oraz że mam lepsze wyczucie rytmu. Ziomek robił beatbox a ja leciałem freestyle. Co prawda rymy czasownikowe i przymiotnikowe przeważały nad rzeczownikowymi, ale nawijałem znaczenie dłużej niż wcześniej. I tylko raz nie trafiłem w bit. Mała rzecz a cieszy. Zacząłem medytować. Z początku tylko 10-15 minut. Potem 20, a teraz norma to pół godziny. Mój rekord to godzina. Dzięki medytacji stałem się znacznie spokojniejszy. Już nie wkurwia mnie wszystko i wszyscy. Zniknęły stany depresyjne i myśli samobójcze. Patrzę na świat bardziej optymistycznie. Kiedyś po wstaniu z łóżka byłem smutny lub wkurwiony. Teraz wstaję z neutralnym nastawieniem. W sumie dzięki medytacji nawet lepiej mi się śpi. Udało mi się nawiązać kontakt z podświadomością. Przeprosiłem ją za to, że nie poświęcałem jej uwagi i podziękowałem za wszystko co dla mnie zrobiła. Następnie zacząłem zasypywać ją komplementami i wychwalać bez powodu kiedy tylko się dało. To co dostałem w zamian było po prostu niesamowite. Byłem spokojny jak nigdy dotąd i jakoś tak sam z siebie, bez powodu odczuwałem radość. Zniknęła nawałnica myśli, świetnie się czułem we własnym ciele, miałem więcej niż zwykle energii, morda cieszyła się bez powodu... I to przyjemnie ciepło w klatce piersiowej. Ten stan utrzymywał się 2 dni. Potem zniknął. Dzięki kumplom z technikum oraz gadaniu do lustra samoocena podskoczyła ostro do góry. Co prawda Mount Everest to jeszcze nie jest, ale pracuję nad tym. Kiedyś uważałem, że jestem głupi. Dziś twierdzę, że jestem inteligenty bo do mądrości jeszcze trochę mi brakuje. To, co kiedyś sprawiało, że szybko się zniechęcałem, teraz zaczyna dawać mi motywację. Sporo czasu spędzam na świeżym powietrzu, bo nie potrafię zbyt długo siedzieć w domu. Potrafię gadać z ludźmi. Nawet z samicami potrafię się dogadać. Znalazłem robotę, która daje mi satysfakcję, dość dobre pieniądze oraz szanse na rozwój.
  4. Ten filmik idealnie pokazuje schematy, według których działają samice. Standardowo: robienie z siebie ofiary, rzucanie bezpodstawnych oskarżeń, wykręcanie kota ogonem, wyciąganie brudów z przeszłości itp. Zachęcam do obejrzenia i komentowania. W 1:57 radzę przyciszyć.
  5. @Aumakua Pracuję nad samooceną już jakieś półtora roku. Efekty może nie są powalające, ale jednak są. I tak jest dużo lepiej niż jeszcze 2 lata temu. Jako tako poskładałem psychikę, ale jeszcze sporo roboty przede mną. Kiedy tylko jest okazja, to idę pobiegać, dzięki czemu zrzuciłem 14 kg smalcu (nie żebym się chwalił ). Ps. Co byś sugerował ? Utrzymywać sporadyczny kontakt czy uciąć go na zawsze ?
  6. Sceptyczny

    Męskie gry.

    Jeśli ktoś lubi strategie ekonomiczną, to polecam Fallout Shelter. Free to play.
  7. Sceptyczny

    Patologie

    Przykłady z mojej dzielnicy: 1. Jakaś staruszka wyleciała przez balkon z powodu ataku padaczki. 2. Robotnik oberwał maczetą po głowie. 3. Dziadek zabił nożem swojego wnuka. 4. Jednego chłopaka odwieźli do szpitala w stanie ciężkim, ponieważ nie miał papierosów. 5. W środku dnia policja znalazła zwłoki na trawniku (zawał lub samobójstwo). 6. Podpalony kiosk, a raczej jego nierozebrane resztki. 7. 3 spalone samochody. 8. Z piwnicy zniknęło parę rowerów. Poza tym standardowo - chlanie, ćpanie, ruchanie i darcie mordy o 2 w nocy. Parafrazując Piłsudskiego: "Okolica ładna ale ludzie kurwy".
  8. Czy kobiety potrafią szczerze kochać ? Moim zdaniem nie. Szantaż emocjonalny i manipulacje to dla nich chleb powszedni. Mówi że kocha, ale gdy przestaniesz przynosić zyski lub wzbudzać emocje, szybko przeskoczy na inną gałąź. To co samica mówi jest nic nie warte. Powie wszystko co przedstawi ją w korzystnym świetle i pozwoli utrzymać mit, który od dziecka jest nam wtłaczany do głów na temat kobiet. Całe to gadania w stylu "nie jestem taka jak inne" to zwykłe brednie.
  9. Kolejna creepypasta dla białych rycerzy i wiecznie niezadowolonych księżniczek. Cały czas ten sam schemat - ty się staraj, a pani będzie leżeć, pachnieć i zgarniać profity.
  10. @Lukas robotę już mam, pracuję prawie 2 miesiące więc kasa jakaś jest. Mieszkanie wynajmę małe, bo na większe na razie mnie nie stać. Współlokatorzy odpadają. Chcę mieć spokój.
  11. Tyle jest dzieciaków w domu dziecka, ale ona chce mieć swoje, mimo że sama mówi że nie ważne kto zrobił, tylko kto wychował. Hipokryzja level expert.
  12. Jeśli wybrałem niewłaściwy dział, to proszę Moderatorów o przeniesienie. Napisałem tą historię w ramach autoterapii oraz by pokazać jak wygląda rozwód i proces go poprzedzający z perspektywy dziecka. Mam nadzieję że mój wpis na coś się przyda. Kilka słów na temat rodziców: Mama wychowała się w patologicznej rodzinie. Dziadek (ojciec mamy) regularnie chlał i urządzał awantury. W domu bieda, bo dziadek prawie całą wypłatę przepijał. Babcia musiała pracować po 12 godzin, żeby wyżywić i ubrać piątkę dzieci. U taty podobna sytuacja, jednak alkoholizmu nie było (podobno). Z zewnątrz wyglądali na normalną rodzinę, lecz w domu co chwila kłótnie. Na brak pieniędzy nie mogli narzekać. Dziadek potrafił robić na kopalni nawet po 16 godzin dziennie, żeby kupić samochód. Długo nim jednak nie pojeździli, bo doszło do wypadku w którym zginął brat taty. To tyle jeśli chodzi o wstęp. Jedziemy z tematem. Pierwsze 10 lat mojego życia można by nazwać sielanką. Wyglądaliśmy na szczęśliwą rodzinę. Była kasa, nowe auto i wyjazdy nad morze lub w góry. Wszyscy uważali nas za wzór do naśladowania. W podstawówce byłem chwalony przez wszystkie nauczycielki a nawet samą dyrektorkę. Miałem sporo kolegów i koleżanek, dobrze się uczyłem, przez oba semestry wzorowe zachowanie. Miałem wszystko o czym mogłem marzyć. Nowy rower, piłka, klocki lego i komputer, który w tamtych latach był monstrum wydajności. Na zewnątrz wyglądaliśmy na ideał. Jednak powszechnie wiadomo, że ideał nie istnieje. Przyjrzyjmy się jak to wyglądało od wewnątrz. Krótko mówiąc – było schematycznie. Od poniedziałku do czwartku robota, jedzenie, tv i spanie. Gdy przychodził piątek, zaczynało się picie. Browary lub drinki, czasem wino. W sobotę sprzątanie, zakupy i chlania ciąg dalszy. W niedzielę do kościoła (bo co ludzie powiedzą ?) i jeszcze po piwie. Pragnę nadmienić, że nie pili aż do zgonu, ale wystarczyło na nich spojrzeć i już było wiadomo, że są pod wpływem. Pierwsze poważniejsze pęknięcie w tej strukturze pojawiło się gdy byłem w pierwszej klasie podstawówki (o ile mnie pamięć nie myli). Była zima, śnieg sypał tak, że świata nie było widać. Mama pracowała wtedy w gabinecie dentystycznym, około 30 km od naszego miasta. Pewnego dnia zadzwoniła i powiedziała, że nie da rady wrócić do domu, bo akumulator w aucie się rozładował, a autobusy nie jeżdżą bo drogi są tak zasypane, że nie da się przejechać. Wróciła następnego dnia koło południa. Ledwo weszła do domu i zaczęła się awantura. Twierdziła, że spała w hotelu, w jednym pokoju z kolegą z pracy, ale w osobnych łóżkach, że niby do niczego nie doszło. Kłócili się przez dobre 3 godziny, a następnego dnia... pieprzyli się jak zwierzęta. Po tej akcji wszystko przycichło na jakiś czas. Ale to była cisza przed kolejną burzą. Mama zatrudniła się w firmie transportowej. Zarabiała więcej niż w poprzedniej robocie, z czasem zaczęła zarabiać więcej niż tata. Pozorny spokój skończył się pewnego sierpniowego popołudnia. Razem z mamą pojechałem na zakupy. Gdy wróciliśmy, na stole stały 3 puszki po piwie, a tata momentalnie zaczął się awanturować. Leciały takie określenia jak: ty tępa pizdo, zakłamana kurwo, pierdolona dziwko, dupodajko itp. I od tamtego momentu chlanie i awantury stały się normą. Nie było dnia bez wrzasków czy szarpaniny. Kilka razy przyjechała policja, ale tylko spisywali raport i odjeżdżali. Mama przestała się kryć z tym, że kogoś ma. Non stop wisiała na telefonie i pisała sms'y. Ta czynność tak absorbowała jej uwagę, że absolutnie nic do niej nie docierało. „Gadał dziad do obrazu...”. A jak na mnie to wszystko wpłynęło ? Stałem się totalnym outsider'em. Przestałem wychodzić na dwór, zamknąłem się w sobie, zrobiłem się małomówny, uzależniłem się od komputera i jedzenia słodyczy. Totalnie opuściłem się w nauce i pojawiła się nadwaga przez którą stałem się pośmiewiskiem w klasie. Nie wyrabiałem psychicznie, miałem tego dość. Podczas jednej z awantur wyjąłem z szafki nóż i chciałem wbić go sobie w klatkę piersiową, jednak tata zdążył mi go wyrwać z ręki. Po jakiś 2 latach ciągłych awantur w końcu nastąpił rozwód bez orzekania o winie i z podziałem majątku. Od pierwszej awantury do dnia dzisiejszego 3 razy zmieniałem strony konfliktu. W sumie było to wybieranie między złem a złem. Początkowo byłem po stronie matki, ponieważ naiwnie wierzyłem, że nic nie zrobiła (młody i głupi). Rybie łuski opadły z oczu, kiedy przedstawiła mi swojego chłopaka. Na początku traktował mnie jak powietrze, potem otwarcie mnie poniżał i wyśmiewał. Mówiłem to matce, ale zawsze zlewała mnie ciepłym moczem. Nie potrafiłem tam wytrzymać, więc zdecydowałem, że stanę po stronie taty. I znów wykazałem się ponadprzeciętną naiwnością, wierząc że będzie lepiej. Tonący brzytwy się chwyta. Ojciec dalej chlał. Trzeźwy był tylko rano. Gdy wracałem ze szkoły, on już był porobiony. 4 piwa w dni robocze, 6 w weekend. To była norma. Dopóki był trzeźwy to był spokój. Jak tylko się napił to zaraz leciały w moją stronę wyzwiska w stylu – ty gnoju, pasożycie jebany, jesteś taki sam jak matka itp. Nie pamiętam już ile to trwało, ale któregoś dnia zadzwoniła matka i spytała czy nie chciałbym do niej przyjechać na weekend, bo wynajęła sobie mieszkanie. Zgodziłem się i gdy przyjechałem, zaczęła mnie przekonywać, żebym zamieszkał z nią. Na 100% chodziło o hajs z alimentów, ale skąd ja to mogłem wtedy wiedzieć ? Ściemniała jak platforma podczas kampanii wyborczej, obiecywała cuda wianki. Miałem zryty łeb kompletnie. Przeczuwałem że to ściema, ale miałem już dość mieszkania z ojcem więc zgodziłem się. No i skończyło się tak, że byłem traktowany jak pies, strzeliłem kibla w pierwszej gimnazjum i miałem w planach skoczyć z 9 piętra. Tym razem zadziałał instynkt samozachowawczy. Z ojcem nie miałem żadnego kontaktu. Dowiedziałem się sporo później, że wszystkie sms'y były kasowane, a lista połączeń regularnie czyszczona. Mogłem sam zadzwonić, ale nie zrobiłem tego. Dlaczego ? Bo się bałem. Bałem się, że znów usłyszę od niego to samo, co gadał po pijaku. Poza tym, byłem przekonany, że ojciec mnie znienawidził i już nie chce mnie znać. Do spotkania z ojcem doszło jednak dzięki babci. Wtedy powiedział mi, że ciągle do mnie wydzwaniał i pisał sms'y, ale nie było odpowiedzi. Odnowiliśmy kontakt i po jakimś czasie zamieszkałem z nim. Dalej pije, nawet zabrali mu na 3 miesiące prawo jazdy. Jednak tym razem zamiast wyzwisk słyszę pretensje i żale o to, że nie robię tego co on chce. Zupełnie nie dociera do niego, że mam inne cele w życiu. Nauczyłem się mieć wyjebane. We wrześniu wynajmę sobie jakieś mieszkanie, pakuję walizki i arrivederci.
  13. Temat chyba trochę martwy, ale dorzucę swoje 3 grosze. Podczas wakacji pracowałem miesiąc na magazynie. Robota prosta - przywieź paletę, przepakuj, przyklej co trzeba, ofoliuj i wywieź. Akurat tak się trafiło, że na tym stanowisku były prawie same samice. Przedział wiekowy 25-38 (gorzej chyba trafić nie mogłem). Ja 19 lat, jeden gościu 25, drugi rok młodszy ode mnie. Dopóki robiłem z nimi, było w miarę spoko. Ale po tygodniu koordynatorka tak namieszała w grafiku, żebyśmy nie robili razem. Jestem w 99% pewny, że "koleżanki" ze zmiany doniosły jej, że mam na chłopaków zły wpływ Gdy jedna usłyszała jak gadam o intercyzie i testach DNA, to spojrzała na mnie z taką wściekłością w oczach, jakby chciała dać mi w mordę. Już po tygodniu roboty w takim kórniku miałem dość. Byłem totalnie wyczerpany, zarówno psychicznie jak i fizycznie. I wściekły. Chociaż wściekły to trochę niewystarczające określenie. Byłem wkurwiony. Gdy już kończyłem robotę i szedłem do szatni, kląłem w myślach na czym świat stoi, starannie odmieniając każdy bluzg przez wszystkie przypadki, z takim zaangażowaniem, że sam Jan Miodek by mi przyklasnął. Po wyjściu poza teren firmy potrafiłem wypalić 3 fajki pod rząd (setki). Gdybym jeszcze pił na uspokojenie, to chyba nabawiłbym się marskości wątroby. Na podstawie moich obserwacji mogę podzielić pracujące tam kobiety na 4 kategorie: 1. Wyzwolone feministki - non stop gadka o równouprawnieniu, że pomijane przy awansach, że kierownicy to szowinistyczne świnie itp. Jednak gdy trzeba było wziąść paleciaka i przewieźć paletę, to zaraz wykręty w stylu - ale ja jestem kobietą, to mężczyźni powinni to robić, ja nie dam rady, za ciężka jest. Co prawda w kodeksie pracy jest przepis, który zabrania kobietom dźwigać ciężarów powyżej iluś tam kilo, ale kierownictwo przymykało na to oko. Inne dziewczyny jakoś potrafiły przewieść paletę, ale one nic nie zrobią, bo za ciężkie, bo dyskryminacja itp. Logika mocno. 2. Księżniczki z rozdętym ego - ciągłe narzekanie na swojego chłopaka/narzeczonego/orbitera. On mało zarabia, ma za małe mieszkanie, jeździ starym autem, nie kupił mi tego, nie zrobił tamtego itp. Po tej serii gorzkich żali zazwyczaj następowała litania przechwałek w stylu - ten kupił mi kolczyki, tamten zabrał mnie tu i tam. Wycisnęłam z niego tyle i tyle hajsu, kazałam mu zrobić to i tamto. I tak ciągle przez 8 godzin. Pęka łeb. 3. Typowe mamuśki - czyli laski po 30, które złapały pierwszego lepszego bętę na dzieciaka. Na przemian gadanie o swoich dzieciakach i wyśmiewanie singielek i bezdzietnych. 4. Atencyjne kurwy (nie obrażając pań do towarzystwa) - w sumie była tylko jedna, chociaż nie wykluczam, że mogło być ich więcej. Magazyn był dość spory, a ja pracowałem tylko w jednej części.Chodziła po całym magazynie razem ze swoją koleżanką. Oprócz darcia mordy nie robiła praktycznie nic. Mentalność na poziomie gimnazjum. Słownictwo - patologia level expert. Codziennie musiała przejść się po całym magazynie i pochwalić przed wszystkimi i każdym z osobna, że dostała kamizelkę z numerem 1 i napisem Team Leader. Obowiązkowo co chwilę okrzyk - I am number one ! Teoretycznie można by to przetłumaczyć jako - ciągnęłam wajchę kierownikowi ! Obgadywanie za plecami i zwalanie winy na innych to była norma. Jednak solidarność płciowa była widoczna gołym okiem Przykład - gdy koordynatorka przychodziła się spytać, kto chce na jaką zmianę robić, to ja miałem do wyboru tylko popołudnia i czasem nocki. Gdy mówiłem, że chcę na rano, to zawsze twierdziła, że już nie ma miejsc. Natomiast gdy jakaś laska chciała przyjść na rano, to nagle w magiczny sposób miejsce się robiło. Gdy szukała kogoś, kto przyjdzie robić w weekend, to w pierwszej kolejności przychodziła do mnie i nawet kilka minut próbowała mnie "przekonać". A do swoich - krótka piłka. Któraś chce przyjść w weekend ? Nie ? Popytam gdzie indziej. Podsumowując - 3 mnie otwarcie nienawidziły, 2 były w miarę przyjazne, 3 pozostałe były neutralne. Nie wiem jak to przetrwałem, ale gdy tylko umowa się skończyła, zniknąłem stamtąd szybciej niż wypłata z mojego portfela. Taki survival to raczej nie dla mnie.
  14. Sceptyczny

    Powitac

    Witajcie Mam 20 lat, we wrześniu skończę 21. Jestem ze Śląska. Z twórczością Marka zetknąłem się na początku 3 klasy technikum. Pamiętam, że pierwsze 3-4 felietony (losowo wybrane) o tym, że kobieta, związek,rodzina i dzieci nie dają szczęścia, miłość to utopijna ideologia dorobiona do hormonalnego haju, a małżeństwo to wyrok śmierci na samego siebie, nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Ja już to wiedziałem. Postanowiłem jednak czytać dalej, bo i tak nie miałem co robić. Z każdym kolejnym felietonem uświadamiałem sobie jak mało jeszcze wiem. Czytałem codziennie, po 5, czasem 6 felietonów. Wiedza błyskawicznie wchodziła do głowy i szybko zaprocentowała. Dostrzegłem kłamstwa i manipulację, których wcześniej w ogóle nie byłem świadomy. Chyba nie muszę wspominać, że wielu "normalnym" ludziom się to bardzo nie spodobało. Gdy już przeczytałem samczeruno od deski do deski, trafiłem na Forum. Przez ponad rok czytałem i uczyłem się od najlepszych Rejestrację odwlekałem do momentu aż przeczytam Stosunkowo Dobry i Kobietopedię. Dlaczego ? Ponieważ stwierdziłem, że nie ma sensu pytać o coś, na co odpowiedź można znaleźć w książce. Dziś nadszedł ten długo wyczekiwany moment. Wreszcie na Forum Pozdro i Miłego wieczoru
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.