Skocz do zawartości

Bonzo

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2374
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    31
  • Donations

    100.00 PLN 

Treść opublikowana przez Bonzo

  1. No tak ! Ale to nie była zdrada w rozumieniu definicji zdrady. Bo zdrada jest złamaniem danego słowa ! A takowego przecież nie było Oczywiście. Bo gdybym sobie skoczył w bok pozostając w związku małzenskim - to jako zywo wyczerpałbym wszelkie przesłanki klasyfikujące moje działanie jako zdradę. Wtedy nie mógłbym na siebie w lustrze popatrzeć. Gdyż zawierając związek małzeński zadeklarowałem tak oto: "Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny...." - zadeklarowałem, iż znam prawa i obowiązki gdyż jestem tego świadomy. A owe prawa i obowiązki zawarte są w ustawie Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy z 25 lutego 1964 roku ( Dz.U.2015.0.2082 ) Zatem - złożyłem uroczystą deklarację (i potem nawet pisemnie to potwierdziłem) - że znam te ustawę. W niej stoi między innymi tak oto, cytuję: Art. 23. Zasada równych praw i obowiązków małżonków Małżonkowie mają równe prawa i obowiązki w małżeństwie. Są obowiązani do wspólnego pożycia, do wzajemnej pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli. Koniec cytatu. Jak więc widzisz - musiałem dotrzymać wierności aż do momentu rozwiązania umowy, którą jest małzeństwo, a co z kolei nastepuje z chwilą uprawomocnienia się wyroku rozwiązującego małzeństwo przez rozwód.
  2. Ja też Mam podobnie Wybaczyłbym. Spokojnie. Z jednego podstawowego powodu - mogłoby się to kiedyś przydać. Jesli było - oczywiście tak ! To kluczowe ! Dlatego też w małzeństwie - jak już wspomniałem - jak mnich. 100% wierność. Bo było dane słowo By słowa dotrzymać - najpierw trzeba je dać. Tu nie ma miejsca na żadne "dorozumienie" czy "domyślanie sie". Chyba mi wolno. Albo - chyba mi jednak nie wolno. Umowa musi być jasna. Jesli nie będzie jasna - to nie było żadnej umowy.
  3. Mnie nigdy żadna nie złapała. Bo w małzeństwie byłem w 100% wierny i to zdeklarowałem wchodząc w ten dil. Więc nie było opcji jak się zżymać ale strzymać niecierpliwie czekając na uprawomocnienie się wyroku rozwodowego. Uprawomocnienie ! Nie sam wyrok ! Zaś w tzw "związkach LTR nieformalnych" wierny nie byłem. Ale i żadnej deklaracji w tym zakresie nigdy nie składałem. I w wiernosc partnerek nie wnikałem. Zastanawiałem się nie raz co by było gdyby mnie złapała. Zawsze dochodziłem do tych samych wniosków wyobrażając sobie dialog z przyłapującą mnie kobietą w taki oto sposób: - Jak mogłeś, zdradziłeś mnie !!!! - A nie mogłem ? - Przecież jestesmy w związku !!!! - No, i ? - Musisz być mi wierny. Zdeklarowałeś ! - Kiedy ? Przypomnij bo mam pamięć niezłą ale mimo wszystko mogłem coś przeoczyć. Więc - kiedy i w jakich słowach powiedziałem, że deklaruję ci wierność ? - Ale to chyba jasne, że jak się jest w związku to obowiązuje nas wierność !!! - Więc - zdeklarowałem czy nie zdeklarowałem ? Bo przed chwilą powiedziałaś, że zdeklarowałem. - Odchodzę !!! - To odchodź, własnością moją nie byłaś, nie jestes ani nawet gdybym się z Tobą ożenił - nie będziesz. - Nie zamierzasz walczyć ? !!! - O co ? Przecież jesli dorosła kobieta mówi, że odchodzi - to nie będę jej robił trudności bo mnie jeszcze znienawidzi. A to mi potrzebne jak psu piąta noga Nigdy do takich dyskusyj nie doszło. Może dlatego, że zanim powziąłem decyzję o skoku w bok - przypomniałem sobie to co mówił Kwinto w Vabanku - "trzeba było uważać" Więc - uważałem zanim się zabrałem za działanie Moim zdaniem to jest typowo babskie podejście do sprawy. Nigdy żaden samiec w taki sposób nie powinien się tłumaczyć ze zdrady. Chciałem - to zdradziłem. Proste. A skoro będą tego konsekwencje - cóż, trzeba wziąć je na klatę a nie szukac zawiłych tłumaczen podpierając się emocjonalnym i romantycznym pierdololo. Wygasać to może mokry papieros, albo palenisko w kotle centralnego ogrzewania.
  4. Oczywiście, że nie wzrasta. Takie wahania (20 tysiecy) to były już za czasów Donalda Tuska kiedy 500+ nie było. Warte jest co innego - koszty. 25 miliardów złotych/ 20 tysiecy dzieci. Uwaga - jesli 500+ ma za cel poprawę urodzeń dzieci - to jasno widac, że koszt urodzenia jednego dziecka wynosi ponad milion złotych. Pisałem o tym u siebie na FB w kwietniu b/r składając rządowi PBS następującą propozycję: " Szanowny gabinecie Pani Premier Beaty Szydło: Dajcie mi milion złotych. Za ten milion zrobię dziecko dowolnej kobiecie. Po skutecznym wykonaniu zadania, kiedy to na teście ciążowym pojawi się druga kreska, albo pozytywnie wyjdzie wynik badania na obecność hormonu beta-HCG - czyli nawet zanim to dziecko się urodzi - zdeklaruję się bez koniecznosci sądowego postępowania zapłacić alimenty z tytułu ojcostwa na kwotę 2.000 złotych miesięcznie. I kwotę tę wypłacać przyrzekam od momentu poczęcia dziecka aż do chwili kiedy to ukończy 25 rok życia. Sądzę, że za takie alimenty ze znalezieniem chętnej - nie tylko nie będę miał problemów, ale moja sypialnia zamieni się w harem, ktorego nie powstydziłby się znany z mocno mnogiej liczby żon afrykański kacyk Mswati III, monarcha takiego państwa jak Suazi. Biznes to dla mnie jest doskonały. Jak łatwo policzyć 2 tysiące złotych razy 12 miesięcy w roku i to razy jeszcze 25 lat - daje równiutkie i okrąglutkie 600 tysięcy złotych tytułem obowiązku alimentacyjnego. Zostaje mi zatem 400 tysięcy złotych czystego zysku za wykonanie nomen omen - stosunkowo nieskomplikowanej i przyjemnej czynności. Nie wymaga ona ani specjalnego wykształcenia, ani znacznego doświadczenia zawodowego, ani żadnych uprawnień czy certyfikatów. Sądzę, że nie jest także wymagana spec-edukacja seksualna. Nawiasem mówiąc - najbardziej luksusowa prostytutka aby zarobić takie pieniądze - musiałaby się rzetelnie namachać wszystkimi możliwymi częściami ciała i proces ten trwać musiałby pewnie dosyć długo. Propozycja moja jest jak najbardziej poważna. I naprawdę godna rozważenia gdyż ma aż cztery przewagi nad rządowym programem 500+. A to dlatego że: 1. Rząd wypłaca 500 złotych na drugie i kolejne dziecko, chyba że dochód w rodzinie jest niski. Ja takich obostrzeń nie stawiam - płacę za zrobionego potomka bezwarunkowo. 2. Rząd proponuje 500 złotych na dziecko. Ja natomiast oferuję dwa tysiace. Cztery razy tyle. 3. Rzad wypłaca 500 złotych od momentu urodzenia dziecka do chwili ukończenia przez nie 18 roku życia. Ja proponuję świadczenie od chwili poczęcia aż do ukończenia przez dziecko 25 roku życia - czyli jak łatwo policzyć o siedem lat i dziewięć miesięcy dłużej. 4. Z uwagi na fakt, że jedynym warunkiem w mojej propozycji jest skuteczne wywołanie ciąży - nie jest potrzebna nadbudowa administracyjna, która sprawdza komu płacić, komu nie płacić, komu na pierwsze dziecko, komu dopiero na drugie i kolejne. A to przeciez niebagatelne koszty. U mnie jest prosto - robię i płacę. Rządzie - dajcie mi milion od dziecka. A porzucę zawód inżynierski i zostanę reproduktorem z wykształceniem wyższym technicznym. Licząc na zainteresowanie ofertą - łączę wyrazy szacunku." Jak się pewnie domyślacie - propozycja podjęta nie została
  5. Kilka postów dalej pokazałem zabezpieczenie p/t "nie opłaca się". Niech szuka. Bo zawsze szuka. Pytanie czy jesli znajdzie - skorzysta. Jesli się jej to nie będzie opłacało (a opisałem jak najprościej zrobić by się nie opłacało) - to nie skorzysta. Baba to - jak to ujął minister Pilchen w Karierze Nikodema Dyzmy - "niebywalutki interesancik"
  6. Również polecam Całkiem fajne są te mniej chude Jako człowiek wesoły - dałem znać o powyższym spostrzeżeniu w sekretariacie oddziału pewnej dużej spółki giełdowej. Wspolpracowałem z tą firmą dośc intensywnie. Firma płaciła z zegarkiem w ręku całkiem przyzwoite pieniądze. Dostarczyłem więc faktury z terminem płatności 21 dni i przekazałem z takim oto komentarzem: "I pomysleć, że już za trzy tygodnie pieścić mógł będę nową kochankę. Oby tylko nie była za chuda "
  7. Prawda. A dlaczego są łatwe ? Zadaj sobie to proste pytanie No trudno. Nie wzbudza to nie wzbudza. Jego problem, a ściślej - jego żony bo to u niej te emocje chyba mają być. Tzw "haj" zapewne juz dawno temu minał. Nienowe to spostrzeżenie A nie wolno mu ? Wolno. Karalne to nie jest. Szkolony ? Przez kogo ? Mój Boże. gdybym to ja wiedział, że sa szkoły podrywania dam (nawet zamężnych bo na bezrybiu i tak dalej) - to 25 lat temu bym się do takiej szkoły zapisał i sluchał z rosnącą uwagą nawet kurew woźnego Bo wtedy to ja kosze na bieżąco pobierałem od dam i zachodziłem w głowę dlaczego innym się udaje a ja ciągle jestem w dupie. Potem przywykłem i zwiększyłem ilość prób do zakresu liczb wielkich. No a żałośnie niski współczynnik trafień (hit ratio) pomnożony przez znaczną ilosć prób - w końcu zaczął dawac jakieś efekty. A teraz to same do mnie przychodzą Mimo, że z mordy straszę niczym Bazyliszek No pewnie, że bierze. Ale co w związku z tym ? Jesli ktoś zostanie nałogowym alkoholikiem - kto jest temu winien ? On sam czy Polmos ? Naprawdę Panowie - pomyślcie trochę na chłodno. Ja rozumiem, że w tzw "nowoczesnym świecie" modne jest pozywanie makdonalna za to, że jakiś lebiega gorącą kawą się oblał, czy pozywanie producenta samochodów za to, że w wyprodukowanym przezeń samochodzie była zapalniczka i facio się palić nauczył przez co narażony jest na choroby - ale naprawdę - nie pogłębiajmy tej spierdoliny, ktora sprowadza ludzi do roli jakichś półgłowków, za ktorych zawsze musi myśleć ktoś starszy i mądrzejszy. A kobiety do roli dzieci, ktore same nie są w stanie się wysrać - bo wszyscy są winni dookoła a nie ona. Kobieta MUSI, po prostu MUSI mieć swój rozum jesli ma być doceniana przez faceta. A że często nie ma - cóż, takie życie, taka konstrukcja. I to facet musi wiedzieć. I nie rozpaczać, że "ona mnie zdradziła". Chcesz żonę ? Licz się z tym, ze Cię zdradzi. To jest całkowicie normalne zjawisko, na ktorego uniknięcie masz tylko jeden sposób. Podałem jaki - tak masz z nią postępować by jej się zdradzać Cię nie opłacało. Dosłownie - nie opłacało ! Żadne inne przełożenie na człowieka nie działa. Żadne pierdolimento o miłości, wartości, zasadach, dobrym wychowaniu. Nic. To nie jest, nie było i nie będzie skuteczne. Dobrym dowodem na to jest fakt, że zagorzałe katoliczki niekoniecznie są bardziej wierne niż rozwiązłe ateistki. Dlatego koncepcja faceta, ktory do 50-tki żył sobie w pojedynkę, zgromadził poważny majątek, ma stałe dochody, własny biznes i w takim stanie bierze sobie młodą 20-tkę za żonę - jest sensowna. Bo taka na dzień dobry podpisuje intercyzę. Następnie żyje z tym facetem i jest mu wierna bo jeden mały skoczek w bok - i wychodzi z tego dilu w skarpetkach. Dziurawych Bo jak odejdzie od niego - to co dostanie ? Alimenty na dziecko i to nie jakieś milionowe. Wyższe niż jej koleżanki otrzymują od łachmytów, ale nie jakies kokosy. Więcej nic nie dostanie - bo wszystko należy do jej męża. A jeśli dziecka nie będzie - to w ogóle wyjdzie całkowicie goła - bo na siebie alimentów nie dostanie, gdyż to ona a nie on jest winny rozkładowi małzeństwa. A zgodnie z KRiO - tylko wtedy żona może zostać alimenty na siebie od bogatego męża - jesli to z jego jedynej winy byłby rozwód pociągający za sobą znaczne pogorszenie warunków materialnych małżonka niewinnego. Ona wie też jedno - że jej mąż, obecnie 50 letni - zapewne kiedyś umrze. Znacznie wczesniej niż ona. Na przykład - za 30 lat. Ona wtedy będzie miała 50, on zaś 80. No i wtedy, po śmierci (dopiero po jego śmierci) - ona może otrzymac całkiem sporo z jego majątku. Więc grzecznie będzie czekać - bo jej się to opłaca. Gdyż trudno jest w takiej sytuacji znaleźć lepszą gałąź. Gdyż po śmierci męża (ktorym do ostatnich dni będzie się zajmowała) - np połowę majątku dostanie ona, a drugą połowę - dzieci. Uczciwe postawienie sprawy. Dzieci mają za co zyć, a ona ma wiecej niż dobrą emeryturę. Już w wieku 50 lat. Argument finansowy działał zawsze. Wielki Szu już to zauważył - "najlepszym hakiem jest zawsze forsa" A prości ludzie na wsi powiadali - "łatwiej przeżyć śmierć ojca niż przeżyć utratę ojcowizny"
  8. Racja ! Problem najczęsciej w tym, że to raczej odosobniony przypadek by mężatka pojawiała się na randkach z kochankiem razem ze swym dzieckiem Ja wiem, że baby mogą nie ogarniać intelektualnie prostych kwestii - ale ta jest zbyt prosta by najbardziej tępa strzała tego nie zrozumiała Wręcz przeciwnie - jesli dama na spotkanko ze mną przybyłaby wraz ze swoim dzieckiem w samochodzie - to raczej byłbym pewny, że to samotna matka. Co prawda miałbym zagadkę - co popchnęło tę niewiastę do tak prędkiego okazywania latorośli kandydata na tatusia, ale taktownie spuśćmy zasłonę milczenia na meandry damskiej logiki . Oczywiście. Z tym, że zwróc uwagę, że o ile cięzko jest w wywiadzie środowiskowym ustalić czy dana kobieta ma męża - to jeszcze cieżej jest ustalić czy coś się rozpierdala. A może to już jest rozpierdolone ? Tak też może być. Ginekolog nie zaproponuje brzemiennej kobiecie antykoncepcji. Ona już bardziej w ciąży nie będzie
  9. Wszędzie. O takie całkiem łatwo. Mało to kobiet, ktore narzekają na brak męskiej ręki w domu ? Od cholery Ma jedna z drugą do naprawy kawałek instalacji elektrycznej, zlew do udrożnienia czy jak w moim przypadku (wiejski mechanik samochodowy) - samochód. Proste - misiu z mordą zakazaną (czyli ja) - naprawi to i tamto, a przecudnej urody księżniczka zrobi kolacyjkę dwudaniową, a na deser przedłoży siebie :). Jak widać - deser jest łatwy do przygotowania i może stanowić częśc najsmaczniejszą Rozliczymy sie barterem bejbe A jak Ci się spodoba, a mi zasmakuje Twoja kuchnia i desery w szczególności - to spokojnie możemy dokonać zawarcia układu o przyjaźni i współpracy oraz wymianie doświadczeń - tworząc kieszonkowe RWPG
  10. Jak więc widzisz - ustalenie jakie są okoliczności - jest zadaniem trudnym. Dlatego słuszne danie w ryj kochankowi obarczone jest sporym ryzykiem. Bo chłop mógł nie wiedzieć. Prawda. Z tym, że aby kumpel zaliczył dziewczynę - dochodzą jeszcze dwa aspekty o charakterze utrudniającym: 1. Ona musi przemóc dodatkowy strach, że to kumpel więc może sie szybciej wydać (aczkolwiek najciemniej pod latarnią, ale tak daleko to ona nie analizuje) 2. Kumpel, nawet ruchacz - ma dodatkową blokadę, ktorą też musi pokonać. Bo mam ruchać kobietę przyjaciela. Stąd też takich przypadków jest dosć mało. Znam Fakt No i tak zawsze jest. Zawsze przechodzi się do nowej roboty - uprzednio zakończywszy starą. Trudno bowiem posiąść dar bilokacji i pracować w tym samym czasie w dwóch firmach. A co w tym złego ? A jesli Biedronka podkupuje klientów Lidlowi niższa ceną - jest to etyczne czy nie jest ? Dla mnie nie ma problemu. A jesli Lidl podkupuje kasjerki z Biedronki wyższą wypłatą ? Jest to etyczne czy nie jest ? Właśnie Skoro można walczyć o klienta (konkurencja) - to tak samo można walczyć o pracownika (konkurencja) Konkurencja jest zawsze zdrowa ! Zarówno dla pracownika jak i konsumenta. I zakładu pracy również. Bo tylko wtedy on się rozwija. Zarówno jako producent dóbr (klienci), jak i pracodawca (pracownicy). Kiedyś pracowałem z pewnym bardzo porządnym zleceniodawcą. Ten ustalił pewne warunki, i dołożył mi roboty za dodatkowe, dobre pieniądze. Powiedział tak: Tylko nie mów mi, że to jest niezgodne z przepisami Zapytałem - a jest zgodne ? Odpowiedział - Nie. Nie jest zgodne. Ale lubię wokół siebie zadowolonych ludzi. Konkurencja ! - to jest clou Kobieta będzie tak długo facetowi wierna - jesli spełnione będa kumulatywnie dwa warunki: 1. Będzie się jej to opłacało, bo nie widać innej perspektywy (lepsza gałąź) 2. Będzie miała świadomość, że facetowi zależy na niej mniej niż jej na facecie. I że gdy zdrada wyjdzie na jaw - gość chętnie jej się pozbędzie jako piątego koła u wozu. Powiem Wam wszystkim w ten sposób: Ja nigdy nie miałem żadnego problemu z niewiernością tzw "mojej kobiety". Fakt, nigdy w to nie wnikałem, ale sądzę że gdybym wnikał - wiele wiecej bym się nie dowiedział. Natomiast nigdy nie uzyskałem informacji, że moja mnie gdzies zdradza. Dlaczego ? Bo wszystkie moje kobiety dla mnie były raczej obciążeniem niż zyskiem. I one doskonale o tym wiedziały, że jesli się będziemy rozstawać - to zawsze, ale to zawsze nastąpi to bez żalu z mojej strony. Miały całkowitą świadomość tego, że jesli jedna z drugą tu i teraz wyszłaby ode mnie jak stoi - to ja poradziłbym sobie bez niej dalej lepiej niż z nią u boku. I dlatego prawdopodobnie mnie nie zdradzały, choć pewności nie mam. Wisiało mi to zamiennie - w dni parzyste starym sznurowadłem, w dni nieparzyste - zwiędłym kalafiorem, zaś w niedziele i święta - nacią pietruszki. Sam w małzenstwie byłem w 100% wierny. Pełne dwa lata. Niecierpliwie czekałem aż się uprawomocni mój wyrok rozwodowy. Bo złożyłem przyrzeczenie - musiałem się tego trzymać. Ale w związkach tzw "nieformalnych" - nigdy i żadnej kobiecie w takiej relacji nie deklarowałem, że będe wierny. A co ona sobie "dorozumiała" - to jej problem. Dorozumieć to ja sobie mogę własności krateru na księżycu czy też tego, że jestem prezesem kiosku ruchu. I w takich relacjach wierny nie byłem. To tu romansik, to tam jakaś urocza kolacyjka ze sniadaniem i życie płynie :). Jak to powtarza młode pokolenie - luzik-arbuzik Po 40-tce problem znikł bowiem nie wchodze w żadne sztywne relacje z kobietami i sobie to ogromnie chwalę I polecam. Zdrowszy człowiek i spokojniejszy. A jak to ujął trafnie Wincenty Witek w "Człowieku z marmuru" Wajdy - "kto spokojny, ten przystojny" Problem polega na tym, że z kim jak z kim, ale z kochankiem rzadko kiedy mąż współpracuje Bo to nie ma związku. Słusznie A ja polecam Z tym, że nie w relacji głębszej. I to niezależnie czy z nimfomanką czy z cnotką
  11. I co to dało ? Spowodowało powszechną wiernosć ? Mam wątpliwości To forum pełne jest potwierdzeń, że tak nie jest. A czasy nowożytne trwają już całkiem długo. Zrozum jedno. To nie kochanek Twojej żony nóz Ci w plecy wbije, ale Twoja żona. To ona, nikt inny jest odpowiedzialna za dochowanie wierności - bo to ona Tobie składała przysięgę. I tylko ona jest stroną do wyciągania konsekwencji z tego tytułu. Kochanek jest zawsze niewinny lub co najwyżej winny tego, że zdradził własną żonę (jesli jest mężem) a nie tego, że zabierał się za Twoją. Inaczej nie da się tego zagadnienia rozwiązac w cywilizowany sposób. Nie ma takiej możliwości. Prosty przykład: Poderwałeś damę. Ona siedzi w pracy i pisze z Tobą na jakimś komunikatorze. Zamiast pracować. Do kogo przełożony będzie miał pretensje za to, że ta kobieta romansuje w godzinach pracy ? Do Ciebie czy do niej ? Dla mnie odpowiedź jest oczywista Tak samo nie do niej a do Ciebie będzie miał pretensje za flirtowanie w robocie Twój zwierzchnik, a nie do niej. Analogia do wierności w małzenstwie jest pełna. Bo Ty swojemu przełożonemu, podpisując umowę o pracę - obiecałeś pracować. Podrywana przez Ciebie kobieta - swojemu. Ludzie, którzy nie szanują wartości zawsze na tym świecie będą i nie ma takiej możliwości by się ich pozbyc. Bo za brak poszanowania wartości żadne prawo nie przewiduje karania. Prostactwo, głupota, hedonizm, rozluźnienie moralne - nie jest w żaden sposób penalizowane prawnie. Bo nie ma takiej możliwości. Jedyne rozwiazanie to taka żona, ktora doskonale wie jak ten świat wygląda i na podrywcze zagrywki ochotnych ją bzyknąć - pozostaje całkowicie impregnowana. Ja naprawdę jestem zdziwiony, że na tym forum, dla samców (a wiec wydawałoby się, że ludzi myślących logicznie, a nie emocjonalnie) - zrozumienie tak prostej i żelaznej logiki jest trudne.
  12. Niestety nie posiadam źródła. Opieram się na podstawie tego co kiedyś czytałem w jakiejś książce, więc to było w formie papierowej. Teraz nie pamiętam dokładnie co to za ksiązka była. W kazdym razie - badania były prowadzone w latach 50-tych kiedy była znana jedyna metoda wykluczania ojcostwa (bo przecież nie potwierdzania) - to grupy krwi. No więc trend jak wspomniałem - jest stały. Twoje źródła podają, że aż 39% może zdradzić partnera. Izdebski uzyskał 30% potwierdzeń. I jak piszesz - gdzie te ktore się nie przyznały ? Co ciekawe - bardzo rozległą wiedzę statystyczną na ten temat może mieć Watykan. Przeciez każdy ksiądz, gdziekolwiek na świecie - to pracownik instytucji Kościoła Katolickiego. No i oni przecież spowiadają. Obowiązuje ich tajemnica spowiedzi (czyli nie może ksiądz wyjawić że Jolka Kowalczyk zdradza męża), ale może powiedzieć co innego. Gdzie tajemnicy spowiedzi nie naruszy. No i na pewno może powiedzieć to przełożonym. Czyli - na przykład aż 5 na 10 spowiadanych kobiet spowiadało się ze zdrady męża. Co oznacza, że az 5 na 10 kobiet zdradziło męża od ostatniej spowiedzi !
  13. Mylisz pojęcia. Nie da się ubrac w żadne prawne ramy zakazu bzykania cudzych żon. Z prostej przyczyny - wyjasnie na postawie konia. Otóż - konia wziąc sobie nie możesz dlatego, że nie jest on Twoj. Możesz go kupić, ale ot tak z pastwiska zabrać nie wolno. Bo jedno zawsze można powiedzieć z całą pewnością - koń nie jest mój. Nie kupiłem go, nie dostałem w podarunku, nie wygrałem na loterii. Więc wiem od samego poczatku, że nie wszedłem w jego posiadanie. No chyba, że to dziki koń (jak na przykład panna) - wtedy możesz sobie go próbowac złapać i okiełznać. Ale taki osiodłany, przywiązany przez "saloon'em" - na pewno jest czyjś. To widać z daleka i jest to tzw "oczywista oczywistość" Spotykasz kobietę. Ona nie ma na czole napisane, że jest mężatką. Jedyne czego możesz się dowiedzieć (zakładając, że jej nie znasz) - to tylko tyle ile ona sama Ci powie. Więc jesli wyjdzie na jaw, że ruchałeś mężatkę - to sąd nie będzie miał pewności, że wiedziałeś o tym, iż łamiesz zakaz. A w cywilizowanym prawie domniemanie niewinności jest podstawą tego prawa. Zatem - dopóki nie będzie niezbitych dowodów na to, że w chwili posuwania miałeś pewnośc, że to czyjaś żona - jesteś niewinny. I dlatego nie ma takich przepisów. Stąd też jedyne zabezpieczenie przed ruchaniem czyjejś żony - to wyegzekwowanie tego od niej samej. By sama nie dopuściła do siebie innego faceta. Co jest o tyle proste, że przecież wychodząc za mąż - składa konkretne zobowiazanie, ktorego powinna się trzymać. I tu nie ma żadnych niepewności, ktorych pełno przy stawianiu zarzutów ruchaczowi mężatki, ktory przeciez mógł nie wiedzieć, że to cudza żona.
  14. 100% nigdy nie ma. Ale myślę, że spokojnie 75% będzie. W długofalowej perspektywie na pewno. Małzeństwa trwają po kilkadziesiąt lat. Więc okazji do zdrad jest cała masa. A aby zdrada wystąpiła - wystarczy przecież krotkotrwała jednorazówka i już pojęcie "zdrada" jest wyczerpane. Ot choćby wizyta w burdelu. Podawałem tu przykład, że wskutek badań krwi stwierdzono, że 30% urodzonych dzieci nie mogło być ich prawowitych ojców. Oznacza to, że znacznie wiecej niż 30% musiało być skoków w bok gdyż: - kochanek mogł miec taką sama grupę krwi jak mąż (bo grup jest tylko cztery) - nie kazdy skok w bok równa się poczeciu dziecka, rzekłbym nawet że mało ktory skok w bok skutkuje poczęciem. Podobne statystyki uzyskał prof. Izdebski w raporcie n/t seksualności Polaków. Tam aż 30% respondentów przyznało się do co najmniej jednej zdrady w trakcie trwania jakiejkolwiek formy LTR (małzeństwo, związek stały itp). Zatem - ile osób się nie przyznało ? Przecież do zdrad się zazwyczaj nikt nie przyznaje, nawet anonimowo - bo nawet na tym forum widac, że to jest działanie potępiane.
  15. Nie żebym popierał takie działanie, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Czy tak nie jest ? Przecież tak własnie jest ! Jesli mężatka zamierza skoczyć w bok i da "światu" o tym sygnał (np wejdzie na jakis portal randkowy) - to chętny ją bzyknąć nie tylko się znajdzie, ale i ona będzie mogła w tych chętnych przebierać jak w ulęgałkach. Tak było, jest i będzie. Nic tego nie zmieni - bo taka jest biologia. Można się zrzymać, pisac górnolotne odezwy, wzywać do naprawy świata obowiązkowo prokuratorskim tonem - ale świat będzie miał to w dupie. Zapewniam :). Z biologią się nie wygra. I jesli się ktoś powstrzyma przed wyruchaniem czyjejś żony (szlachetne), to nic to nie zmieni. Natychmiast znajdzie sie kilku innych chetnych zastępców męża. I podkreślam ponownie - nie popieram posuwania mężatek. Ale to nie powód by twierdzić, że jest inaczej niż napisałem. I proszę nie porównywać "jak ja nie wyrucham to wyrucha inny" do złodziejstwa "jak ja nie ukradnę to ukradnie inny". Bo kradzież jest spenalizowana w kodeksie karnym w sposób wyraźny i zawsze grozą za to określone konsekwencje. A tymczasem ruchanie mężatki jest procesem całkowicie legalnym, niezagrożonym żadną karą poza ewentualnym "w ryj" od męża. Nawiasem mówiąc - nielegalnym. Bo jakby nie brać - mąż ktory da w ryj kochankowi - będzie mógł zostać całkowicie podstawnie pozwany przez kochanka za pobicie. I istnieje wysoka szansa, że zostać moze za to ukarany. No własnie No tak, zgoda :). Sądzę, że po mężatki sięgają głownie inni mężowie. Bo to, że jest mężatką - daje znacznie większą gwarancję braku problemów niż przy pannie. Panna bowiem nie ma nic do stracenia i może chcieć zająć miejsce żony (częste). Mężatka zaś - do stracenia ma więcej. I dlatego będzie trzymać język za zębami we własnym interesie. A baby są niezłe interesanciki Oj są
  16. A czy jest gdzieś zapis zakazujący żonie rozwodu z mężem z powodu zamiaru wyjścia za kogoś bogatszego ? Nie słyszałem. Co więcej - taka praktyka często jest spotykana Taaa. Juz widzę Ciebie jak prowadzisz z jej kochankiem dwa warianty dialogu: Wariant "A" - Pan posuwał moją żonę ? - Tak, posuwałem - A wiedział pan, że to moja żona ? - Tak, wiedziałem Sądzisz, że dopiero teraz byłoby słynne "jeb w ryj" ? Bo ja myslę, że chyba jeszcze przed dialogiem Wariant "B" - Pan posuwał moją żonę ? - Tak, posuwałem - A wiedział pan, że to moja żona ? - Skądże. Własnie teraz się dowiedziałem, że to pańska żona. - Szanowny pan wybaczy, chciałem panu dać w ryj, ale właśnie dotarło do mnie, że nie mam podstaw. Jest też wariant "C". O taki: - Pan posuwał moją żonę ? - Tak, posuwałem - A wiedział pan, że to moja żona ? - Skądże. Własnie teraz się dowiedziałem, że to pańska żona. - A to dziwne. Ona mi powiedziała, że panu mówiła. - Skądże, nie mówiła mi o tym. Jak wspomniałem - dopiero teraz się dowiedziałem, że to pańska żona, a nabrałem pewności, że to prawda - widząc, że rozmawiam z panem wyraźnie wkurwionym. - Wie pan, mam mętlik. Chciałem dac panu w ryj. Ale widzę, że są wątpliwości. I doprawdy nie wiem komu wierzyć - z całą pewnoscią niewiernej żonie (do ktorej straciłem zaufanie bo mnie zdradziła, wiec nie wiem czy i w pańskiej sprawie nie kłamie), czy też wierzyć panu, ktory twierdzi, że moja żona nie powiedziała panu że jest mężatką. Zasada jest taka - normalny, zdrowy i myślący samiec dac w ryj może i nawet czasami powinien. Ale musi spełnić jeden warunek - być pewnym, że daje w ryj słusznie. Inaczej się ośmieszy. Doprawdy - ciężko jest ustalić czy słusznie dajesz w ryj kochankowi żony. Oczywiście - jesli to Twoj kumpel lub znajomy, ktory od zawsze wie, że to Twoja żona - to tak. Ale w większości przypadkow tak nie jest. Kochanek to najczęściej ktoś nieznany. I trudno jest ustalić czy wiedział czy nie wiedział że posuwana przezeń kobieta jest mężatką.
  17. Twierdzę, że to co napisał brat @von.hayek jest po prostu całkowicie logiczne !. W stu procentach. W co drugim swoim poście piszę jedno - jesli chcesz zrozumieć dlaczego coś tak a nie inaczej działa - ostrugaj to do żywego z całego romantycznego pierdololo i pozostałego ideolo i dopiero wtedy, używając całkowicie czystej, inżynierskiej logiki - rozpatruj problem. Dlatego twierdze, że jesli bzykniesz mężatkę - to winna SWEJ zdradzie jest wyłacznie ona ! Ty albo jestes winny SWEJ zdradzie (jesli jestes mężem), albo jesteś całkowicie niewinny - bo żadnego przyrzeczenia nie złamałeś. Oczywiscie - do bzykacza mężatek można mieć pretensje natury moralnej, natury "przyzwoitościowej", natury typu "brak kultury" (nawet się rymuje) Ale to nie jest żadne złamanie zasad. Z bzykaniem mężatek to jak z pierdzeniem w towarzystwie na salonach. Jesli ktos zasadzi bąka w salonie - to najwyżej go wyrzucą z przyjęcia. Ale nikt nie postawi mu zarzutu złamania przysięgi (no chyba, że sam oświadczył, że nie będzie sadził pierdów w towarzystwie), czy złamania prawa. Pisałem kiedys w innym wątku, że z bzykaniem mężatek jest jak z korupcją. O tu: Kazdy pilnowac powinien swego. Tak samo jak urzędnik - "szanowny panie, ja nie mogę robić takich rzeczy" Zarzuty do kochanka, że namówił żonę do zdrady - sa niepoważne. Zarzuty męża zaś, że żona go zdradziła - jak najbardziej. I żeby było jasne - bzykania mężatek nie popieram, tak samo jak nie popieram korupcji. Ale na Boga - facet musi być logiczny i wiedzieć kto i jakie powziął zobowiazania. I tylko za to rozliczać.
  18. No własnie. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy mędrcami (co nam szkodzi sobie wyobrazić) i próbujemy znaleźć odpowiedź na jedno pytanie. O takie - dlaczego zdrada to zło ? To jest pytanie z gatunku głupich. Bo niby kazdy wie, że jest to zło i koniec. Niby sprawa jest oczywista. No ale kiedyś dawno temu ktoś zadał podobnie głupie pytanie - dlaczego w nocy jest ciemno ? No i ludzie, by odpowiedzieć dlaczego - potrzebowali aż 200 lat. Przeto - warto sobie takie "głupie pytanie" rozebrać logicznie idąc coraz dalej i dalej, aż dojdziemy do źródła. Odzieramy wszystko do żywego z romantycznego pierdololo i analizujemy. Źródłem będzie bardzo dawno ustalone założenie - "musisz być monogamiczny". Pisałem już kiedyś o tym. Ktoś nałożył taki obowiazek na ludzi. W związku z powyższym pojawiają się pytania. Pierwsze jest takie - czy ma to sens i dlaczego ? I wcale nie musimy odpowiadać na drugą częśc tego pytania - by automatycznie nasunęło się drugie, równie ważne pytanie. Brzmiące tak - jesli ma to sens - to dlaczego nakaz monogamii nigdy nie był, nie jest i nie będzie przestrzegany ? Odpowiedź na drugie pytanie wydaje się łatwiejsza. Bowiem nietrudno zauwazyć, że z punktu widzenia biologicznego - brak monogamii powoduje lepszą "wydajnośc rozrodczości" gatunku. A biologii własnie o to chodzi. Nieważne szczęście, nieważne zadowolenie - ma się pojawić dziecko - bo dziecko podtrzymuje dany gatunek. I to jest konieczne i u ludzi i u zwierzat. Nawet u bakterii. Róznic tu nie ma. To wyjaśnia dlaczego mimo zakazów, przyrzeczeń, zobowiazań oraz istniejących konsekwencji prawnych (rozwód, utrata majątku, alimentacja) - nakaz monogamii nie jest przestrzegany. A dodatku - w religiach złamanie zasady monogamii jest cięzkim grzechem. Wracamy zatem do pytania pierwszego - czy monogamia ma sens ? Czy ma sens czy nie ma - to dalsza dyskusja. Ale w tym momencie można powiedzieć jedno - monogamia z biologią jest sprzeczna. Zatem - dlaczego ktoś wprowadził niezgodne z biologią zasady ? Ja wiem, że tu się zaraz zerwie czereda humanistów i zacznie uprawiac ideologiczne pierdololo - "bo my jestesmy ludźmi, jestesmy inni niż zwierzeta, bo są uczucia, bo miłość" i tak dalej. Taka argumentacja, jakkolwiek chwytliwa (matrix) - jest na etapie inżynierskiej rozkminy zjawiska - co najmniej niepoważna. Moje wyjasnienie jest jedno. I o tym już kiedyś pisałem. Ten kto ustalił, iż monogamia ma być przestrzegana - wiedział znakomicie, że nic z tego nie będzie. Zatem - tylko pozornie działał wbrew biologii. Tylko pozornie ryzykował zmniejszenie zdolności rozrodczych gatunku. Bo ten ktoś wiedział, że i tak ludzie będą robić swoje - napędzani biologicznymi instynktami. Wiedząc, że nic z tego nie będzie - nie stanął przeciw biologii. Ale wprowadził nakaz monogamii z podstawowego powodu - by zaistniało pojęcie grzechu, pojęcie złamania zasad, pojęcie złamania przepisu. By ten, kto zdradzi żonę wiedział, że źle uczynił. By miał wyrzuty sumienia. By zdawał sobie sprawę z tego, że jest na niego hak u starszego i mądrzejszego, ktory w kazdej chwili mozna wyciagnąć na takiej samej zasadzie, na jakiej śp. p. generał Kiszczak wyciągnąc mógł w każdej chwili teczkę Bolka. I postraszyć - "noooo, Bolek - bo powiem" - Ale panie generale, pan mi tego nie zrobi... - Noo, nie, ale wie pan.... (i tu sobie wstaw cokolwiek czego generał oczekuje) To jest jedno z podstawowych narzędzi władzy. Metoda kija i marchewki. Człowiek, ktory ma poczucie grzechu - jednoczesnie ma poczucie mniejszej własnej wartości. On jest łatwiej sterowalny i mniej skłonny do buntów. Jest stłamszony. Krótko mówiac - ludzie i tak będą robili swoje (skakali w bok co zawsze poprawi dzietność - vide dzieci wychowywane nie przez swoich ojców) a pojawi się jednocześnie za darmo dodatkowe i skuteczne narzędzie władzy nad nimi. Czegóż chcieć więcej ?
  19. Ja również jestem nacjonalistą i dobrze mi z tym. Przy okazji trzeba co nieco naprawić pojęcia. Co to jest nacjonalizm ? Bo kojarzony jest z czymś bardzo złym. Otóz definicja nacjonalizmu jest taka: "Nacjonalizm to pogląd, ktory stwierdza, że każda wspólnota etniczna ma prawo do zorganizowania się w państwo". Koniec definicji. I proszę sobie teraz popatrzeć na świat. Co w tym złego, że takie etniczne wspólnoty jak na przykład Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy, Włosi, Polacy, Czesi - mają swoje państwa ? Widzą Bracia coś w tym nie halo ? Bo ja nie.
  20. I dlatego zawsze polecam chłodne, pozbawione romatycznego pierdololo analizy. Przykładowa analiza logiczna - po co mi miałzeństwo ? Ano małzenstwo ma jeden cel - spowodować powołanie na świat dzieci. Innych celów małzeństwo nie ma. Powtarzany niczym zdarta do talerza płyta gramofonowa argument o szklance wody na starość - jest niepoważny. Z na przykład takich powodów: 1. Skąd wiem, że żona nie umrze pierwsza ? Bo jesli umrze - to na starośc dostanę to samo jakbym nigdy jej nie miał. 2. Jesli mi nikt szklanki z wodą nie poda - najwyżej odrobinkę wczesniej umrę. Więc gwarancji nie ma żadnej w zakresie szklanki wody. Natomiast jest inna gwarancja - koszty posiadania żony ponosił będę od chwili ślubu. Bezapelacyjnie. To jest gwarantowane ustawowo, w odróżnieniu od szklanki z wodą. Zatem kolejna kwestia - skoro małzeństwo - to dzieci. Zatem kolejne ciekawe pytanie - po co mi dzieci ? Otóz w dawnych czasach ludzie płodzili dzieci z zasadniczych trzech powodów: 1. Na wsi była to siła robocza uzyskiwana dośc tanio. Robiło się dzieciaka, inwestowało przez kilka lat, a następnie jako już kilkuletnie dziecko - otrzymywało się pomoc w gospodarstwie. Rokrocznie rosnącą. 2. Była to jedyna emerytura na starość 3. Bogaci nie mieli problemów z p. 1-2, ale płodzili dzieci by ktoś obcy po ich śmierci im majątku nie rozdrapał. No i była też kwestia nazwiska. W obecnych realiach co najwyżej p. 3 ma zastosowanie. Ale bogatych jest mało. Płodząc dziecko - przez minimum ćwierć wieku mamy je na głowie. Kosztuje to jakieś worki kasy a nawet kiedy dziecko zdobędzie wykształcenie - nie ma gwarancji, że będzie całkiem samodzielne. Przypadkiem nie tak rzadkim jest bycie na utrzymaniu rodziców nawet po 30-tce. A i czesto tak bywa, że rodzice pomagają już pożenionym dzieciom. W dodatku - dzieciak może zauwazyć, że aż trzech na dziesięciu Polaków zyje w ciągłym stresie, zaś pozostałych siedmiu jest w Londynie. I się spakować po czym wybyć. Na stałe. Natomiast podobnie jak w wypadku małzeństwa - płacić trzeba. I to grubo. Sam dzieci nie mam, ale sądzę, że miesieczny koszt utrzymania dziecka nie jest mniejszy niż 1000 złotych. 1000 złotych razy 12 miesiecy i razy 25 lat to jest 300 tysiecy złotych. Całkiem niezły kapitalik emerytalny. Przy dwójce dzieci - zapewne dwa razy tyle. A za to da się gdzieniegdzie kupić dom. A z racji że pieniądz robi pieniądz - zapewne na starośc (i to wcale nie taką póżną) - zasobów będzie jeszcze więcej. No i można zadac pytanie bardzo brutalne. Mianowicie - skoro wsadzam w dziecko przez życie 300 tysiecy złotych - to czy kiedykolwiek to dziecko zwróci mi zainwestowany szmal ? Ja sobie zdaję sprawę, że to co piszę nie jest politycznie poprawne. Ale niech mi ktoś wykaże gdzie popełniam logiczne błędy - to być może zmienie zdanie
  21. Zasada jest taka - jesli w związku cokolwiek nie pasuje, a zarazem nie bardzo widać możliwości zmiany danej kwestii - to ze związku trzeba się ewakuować. Im szybciej - tym lepiej. Bo po pierwsze - to co dziś przeszkadza będzie się nasilać z kwadratem upływającego czasu. Po drugie - im dłuższy zwiazek - tym wiecej upierdliwości by go zakończyć. A po które to będzie ? A po trzecie - im dłużej tkwisz w niepasującym ci układzie - tym więcej potem żalu do samej siebie "ile to ja lat niepotrzebnie straciłam" Pisałem o tym już w innym wątku - związek, jak sama nazwa wskazuje - związuje. To są konkretne problemy, wyrzeczenia oraz niewątpliwy ciężar. Zawsze, ale to zawsze korzystnie jest przekalkulować czy ponoszenie cieżaru się zwraca z konkretnym zyskiem. Nie mówię tu o zyskach materialnych li tylko. Wszelkie problemy można skutecznie rozwiazać zadając najbardziej oczywiste pytania. Począwszy od "po co mi w życiu druga osoba ?" I trzeba to rozebrać na atomy. Bardzo często wraca wtedy trzeźwy umysł.
  22. Myślę, że tak by się dało, z tym zastrzeżeniem, że nie wiem czy aż tak ochotnie pozbyłabys się babskich a nietanich didaskaliów: A w aucie podczas tej operacji ta piosenka: Więcej nie doradzę bo nie uciekałem od baby w nieznane. A jesli nawet bym uciekał - to od baby zapewne inaczej się ucieka niż od faceta.
  23. To nigdy nie zalezy od zachowania faceta. Gdyby było inaczej - to żony chorobliwie zazdrosnych mężów nie zdradzałyby. A przecież zdradzają. Akurat puszczalstwo żadnego zielonego światła nie wymaga. Bo przecież takiego zielonego światła nigdy nie ma. Sprawa wygląda inaczej. Jesli jako mąż powiesz zonie, że ma zielone światło na puszczalstwo - to będzie tym tak szalenie zaskoczona - że zwyczajnie w to nie uwierzy. Zrobi natomiast co innego - zacznie się zastanawiać dlaczego dałeś jej zielone swiatło ? Relacja męsko - damska to ciągła gra. Ciągłe przepychanki miedzy facetem a kobietą. Powiem wam Bracia w ten sposób - jest pewien element tej gry, ktory może być niesamowitym i bardzo skutecznym sprzymierzeńcem faceta. Tym elementem jest coś czego kobieta boi się najbardziej. A każda kobieta zawsze boi się jednego - niepewności ! Więc dopóki ona jest niepewna - to będzie ostrożna. Bo nie wie co zrobi facet. A skoro to wszystko jest jedną wielką grą w pokera (a jest) - to należy jak najdłużej trzymać karty przy orderach. By przeciwnik nie wiedział ile masz asów i jakiego koloru :).
  24. No jak to co ? Dokładnie to samo co w sytuacji kiedy facet jest chorobliwie zazdrosny a baba robi skok w bok, który nie wychodzi na jaw
  25. Kluczowe w tym jest, jak sama nazwa wskazuje - słowo klucz - chyba. Właśnie o to chodzi Może. Oczywiście. Ale w kazdym innym wariancie - tak samo może. Przecież nie zamkniesz jej w wiezy i nie zaplombujesz pasem cnoty No więc tu dochodzimy do ciekawej kwestii. Rozumujesz jak facet. Czyli - słusznie i mądrze zakładasz, że skoro jest rama i granice na ktore się umawiamy - to się tego trzymamy. Popełniasz jeden mały błąd. A może nawet nie taki mały - zakładasz, że kobieta będzie używała takiej logiki jak Twoja. A tak wcale być nie musi. Kobiety sa jak dzieci. Bardzo lubią ustawicznie testować nałożone odgórnie granice, umowy, zakazy i badać jakie są tego konsekwencje. A może on nie zauważy, a może się nie wyda, a może mi wybaczy, a może zapomni. Słowem - kobiety lubią łamać zakazy. Mają to w genach. To facet jest honorowy. Jeśli się umówi - to się sztywno trzyma umowy. U kobiety tak to nie wygląda. To zjawisko jest tak stare jak ludzkosć. W biblijnym raju Bóg pozwalał na wszystko poza jednym. Zakazał zrywania owoców z drzewa wiadomości dobrego i złego. Zakaz, mimo, że pochodził od samego Boga i miał moc największą z możliwych - został złamany. Kto ten wszechmocny zakaz złamał ? Facet ? Nie, nie facet - baba Skutki powyższego odczuwamy do dzisiejszego dnia
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.