Hej!
Mam trochę podobnie. Jestem na etapie zmiany swoich przekonań i też mam 33 lata. Jeden poważny związek za sobą (6 lat), na szczęście ulotniłem się z niego i nie było żadnego ślubu/dzieci. Do tego 2-3 krótsze relacje. Doskonale Cię rozumiem i Twoje rozterki. Czy zauważyłeś u siebie, że teraz każdy kosz czy porażką z kobietą boli Cię znacznie mniej niż kiedyś albo prawie w ogóle? Zaczynam mieć to w nosie i nabywać taki cudowny stan, że mogę i nie muszę. Lubię mieć kogoś na oku/zaatakować jak każdy samiec, ale z tyłu głowy mam wyryte, że jeśli nie Ty to jutro mogę poznać inną. I mowa tu też o ładnych i mądrych dziewczynach, nie tylko tych brzydkich. Naprawdę ładnych kobiet jest na pęczki, to one po przekroczeniu magicznego wieku mają straszne ciśnienie. Gdy miałem dwadzieścia kilka lat wydawało mi się, że po 30-tce to już się życie kończy, muszę mieć dziewczynę/żonę, bo jakże inaczej? A teraz? Teraz mam poczucie, że zaczynam najlepszy etap życia. Robię coraz ciekawsze rzeczy, wyszedłem z mentalnego bezruchu, być może za rok, za dwa osiągnę sukces w pewnej dziedzinie i panny same zaczną się jeszcze bardziej mną interesować. Pełen luz, mam tego świadomość.
Moim zdaniem najtrudniejsze jest przełamanie w sobie tego zgubnego myślenia, że Twoje życie zależy od kogoś innego. Fajnie być z kimś, nie powiem. Mnie tego trochę brakuje (seks, wyjścia na miasto, podróże, rozmowy etc.). Nie wiem czy chcesz mieć dzieci. Trzymam kciuki! Dawaj znać o postępach