Skocz do zawartości

Apocalypse

Samice
  • Postów

    250
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Apocalypse

  1. @Normalny Anathema też jest w moim TOP 5 Uwielbiam.
  2. @Normalny Tiamat jest w moim absolutnym TOP 5 Odbijam, choć już nie coverem
  3. @Normalny uwielbiam Paradise Lost Covery - jeśli dobre - mogę lubić Jeden z moich ulubionych to ten, zdecydowanie wolę go od oryginału (cover Portishead):
  4. Sądzę, że dla każdego kto ma choćby szczątkowe pojęcie o higienie ;)
  5. @Nefertiti zmień dealera Miałam taki samiutki nastój kilka dni temu. Na szczęście - mija.
  6. A ja uważam, że wiele kobiet jest zwyczajnie głupich. Nie są popsute, bo sądzę że zwyczajnie takie wyszły z domów, takimi je "wyprodukowano". Panie, które spotkałam na drodze zawodowej (i w sumie nie tylko), były bezduszne, bezczelne, zapatrzone w czubek własnego nosa i czerpały ewidentną satysfakcję z wyżywania się na podległych osobach. I nie piszę tego z perspektywy osoby przez nie pokrzywdzonej, a więc chcącej ponarzekać - jak mówiła, w sam raz moja przełożona w owej firmie była bardzo fajną, równą dziewczyną. Zapewniam Cię, że tak. Męskie kible są zawsze czystsze od damskich. I nie chodzi o żadne "tampony", panowie zwyczajnie potrafią trafić do sedesu i mają też tę niezwykłą umiejętność spuszczenia wody po załatwieniu potrzeby. Wielu księżniczek nikt tego nie nauczył.
  7. Ja właśnie też się nigdy nie mogłam dogadać z dziewczynami, nie rozumiałam ich i niestety wówczas myślałam o sobie, że to ze mną jest coś nie tak. Myślałam: dziewczyny są takie, jakie widzę wokół, a ja jestem inna, nie pasuję do nich, nie umiem być taka sama. Jedną tylko dziewczynę mogłam nazwać moją przyjaciółką, byłyśmy jak siostry przez osiem klas podstawówki, spędzonych w jednej klasie, potem znajomość zaczęła trochę stygnąć i na studiach było już po wszystkim - ona w LO zaprzyjaźniła się z koleżanką z klasy, a ja w swojej klasie takiej osoby już nie znalazłam, miałam bliską koleżankę (było nas w klasie tylko kilka, z przewagą chłopców) ale to nie było "to". Ta koleżanka też była "dziwna", też nie umiała znaleźć języka z resztą dziewczyn nie byłyśmy w żadnym razie jakimiś odludkami, ale nie brałyśmy udziału w obgadywaniu i plotkowaniu, które odchodziły na każdej przerwie. W mojej ostatniej pracy etatowej również pracowałam w środowisku obnażającym okropne i okrutne cechy kobiet. Bardzo duża firma, typowe korpo, praca w open space. Zaczęłam na stanowisku szeregowym, miałam 22 lata, nie miałam w tej sytuacji szansy nawet na odwzajemnienie "dzień dobry" przez o kilka lat starsze "koleżanki" z wyższych stanowisk. Nosy zadarte, ton opryskliwy, same hrabianki. Czar pryskał, gdy wchodziło się do damskiej toalety: w kabinach zasikane podłogi (mimo iż pani sprzątająca "odbijała kartę" w łazience co godzinę), w klopie notorycznie niespuszczona woda i to wcale nie po sikaniu, walające się wszędzie podpaski, tampony - pomysły z gatunku "wrzucę podpaskę do kibla" to chyba myśl przewodnia każdej pracującej tam pani. Po prostu totalny syf. Między sobą pyskate, bardzo mocno nadużywały "władzy" wynikającej z pozycji w pracy wobec podległych osób. Ja w sam raz trafiłam na bardzo fajną przełożoną, równą babkę z poukładaną głową. Ale ona też się tam męczyła, odstawała od tej bandy kretynek i wiem, że kiedy ja odeszłam z pracy (po kilku miesiącach), ona zrezygnowała niedługo później. Nigdy nie wrócę do żadnej korpo-podobnej pracy Baby są głupie. Ale wiem, że są wśród nich Perełki, które widać i tu na forum.
  8. Wiem wiem, stąd też i zastosowałam cudzysłów wokół słowa "uczepiłeś" Zgadzam się z Twoim spojrzeniem na ten temat. Haha chyba tak i bardzo dobrze jest ją mieć. Zawsze uważałam siebie za trochę inną niż koleżanki, zawsze chętniej trzymałam z chłopakami niż z dziewczynami (kompletnie bez podtekstów, zwyczajne koleżeńskie relacje chętniej nawiązywałam z płcią przeciwną). Dziewczyny wokól mnie ciągle "obgadywały" się nawzajem, plotkowały, snuły intrygi. Mnie to nigdy nie interesowało i długi czas zastanawiałam się, co właściwie jest ze mną nie tak. Nie czułam się od nich w żadnym razie lepsza, raczej niepasująca, nie taka jak reszta, inna sprawa że jako młoda dziewczyna byłam też raczej wycofana i nieśmiała. Z wiekiem to przerobiłam i stałam się raczej wyszczekana Ale zaczęłam jeszcze uważniej obserwować ludzi - mężczyzn i kobiety, i zauważać pewne schematy. Zaczęłam umieć nazywać zachowania i cechy, jakie dotychczas wyłącznie gdzieś w podświadomości notowałam. Całkiem niedawno trafiłam tu i zaciekawiło mnie, co Panowie piszą o swoich doświadczeniach z przedstawicielkami mojej płci. Co do wyłażenia emocji na pierwszy plan - uważam, że bardzo dużo w sobie zmieniłam, odkąd mam świadomość tego, że faceci "mają inaczej" i że tak jest w sumie lepiej Na pewno przede mną jeszcze długa droga do okiełznania "potwora", ale dzięki temu, że jestem "wiedząca", na wiele spraw, również we własnym związku, patrzę inaczej. Mam więcej zrozumienia dla potrzeb mężczyzny, bo już wiem, że on widzi świat inaczej niż ja i ma do tego prawo. Ja oczywiście mam prawo do własnej wizji ale ona wcale nie musi być "obiektywnie" lepsza. Nigdy nie starałam się narzucać nikomu swoich poglądów i racji, nigdy nie było we mnie męczącej hetery, próbującej usadzić drugą stronę pod obcasem. Ale mimo tego biję się w piersi i wiem, że wiele sytuacji całkiem niesłusznie widziałam tylko ze swojej perspektywy i nie miałam nawet pojęcia (choć teraz wydaje mi się to śmieszne), że mężczyzna może nie umieć, nie mieć powodu i nie chcieć zobaczyć problemu moimi oczami. A przecież nie tylko o to chodzi. Historie damsko-męskie z tego forum przerażają mnie. Na szczęście ludzi, w tym przypadku kobiet nie można wrzucić do jednego wora. Jego źródło pochodzenia faktycznie zdaje się być tylko jedno Miałam na myśli różny stopień intensywności, różne doznania zależnie od wielu czynników jak siła bodźców czy zmęczenie. Ale to Wy to wiecie lepiej Dla Was fajne (bo sami nie macie ) są nasze zderzaki, a dla nas obiektem westchnień jest to, czego nam anatomicznie brak... @Hippie trochę mamy chyba wspólnego, choć latek mam trochę więcej na karku
  9. Przecież męskie orgazmy też są ponoć różne tego to Wam serio zawsze zazdroszczę! Wierz mi, że z naszej, a w każdym razie mojej perspektywy to działa tak samo Słusznie "uczepiłeś" się tego słowa, może dość niefortunnie go użyłam - w dalszej części mojego postu wyjaśniłam chyba, co miałam na myśli. Nie chodzi mi o wartościowanie, kto lepsze a kto gorszy, tylko o spojrzenie przez pryzmat własnych, "babskich" limitów O to, że naprawdę czasami zazdroszczę (czyli: uważam coś za lepsze niż to, co mam sama) facetom - na przykładzie mojego Mężczyzny - umiejętności mniej emocjonalnej oceny sytuacji, mniej intensywnego angażowania się w to, co emocjonalnego angażu nie wymaga i tak dalej. Nie zasze wymyka mi się to spod kontroli Ale bywa, że komputer pokładowy się przywiesi i naprawdę trudno wznieść się ponad to, co zaoferowała Matka Natura.
  10. Feministkami i ich zrytymi opowiastkami zawsze pogardzałam, a mężczyzn uważam za - z założenia - lepszych od nas Lepszych, to znaczy mających potencjalnie większe możliwości przez posiadanie większej siły fizycznej i umiejętność odstawienia emocji na dalszy plan w sytuacjach tego wymagających. Na forum trafiłam "z gugla", już nie pamiętam jakim tropem.
  11. A myślałam, że nasza "narodowa" kiełbaska to biała kiełbasa Dobra, a fe, mam niesmaczne skojarzenia kulinarne.
  12. Oj, na pewno nie wszystkie Człowiek powinien umieć sam sobie dostarczyć emocji i sam wiedzieć, gdzie leżą granice zarówno jego własnej, jak i cudzej przyzwoitości.
  13. No niestety, niektóre panie ostro dążą do celu i tym celem bywa ubezwłasnowolnienie mężczyzny. Jak napisałam wyżej, dla mnie to strzał w kolano takiego faceta, wchodzi "diabłu w dupę" i może nieświadomie, ale - cóż, life is brutal - sam jest sobie winien. Inna sprawa, że takie kobitki to powinni gdzieś w odosobnieniu zamykać. Tak, i to jest dopiero tragedia. Taki gość kręci na siebie bicz i daje się nim okładać, a na końcu jest rozpacz, bo ona nie daje mu dojść do słowa, bo musi się podporządkować w każdej kwestii, bo nie ma głosu w wychowaniu dzieci. A jak pójdzie "jeszcze gorzej", to dzieci są "listonosza" i każdy o tym wie, tylko jemu maleńkiemu nikt o tym nie powiedział. To wszystko to chyba konsekwencje wychowania - kobiet na "hitlerów" i mężczyzn na kompletne ciapy. Na szczęście, żeby nie było całkiem dramatycznie, są jeszcze Prawdziwi Mężczyźni I oni sobie wejść na głowę nie dadzą, ale też - czego sobie i innym Paniom życzę - szanują nas.
  14. Nie do mnie te pytania, ale odpowiem na jedno. To, czy kobieta uważa się za "mądrzejszą" od mężczyzny zależy w prostej linii od tego, czy ów mężczyzna jej na to pozwoli. I to jest cała tajemnica. Jeśli facet trzyma mocną ramę, to nie pozwoli. Jeśli zaś pozwoli, to będzie na przegranej pozycji i prawdopodobnie już tego nie odwróci. Kobiety są różne, są takie z natury uległe, ale są też i takie przemądrzałe baby, które chcą trzymać "męża" pod butem, bo im tak wygodniej, bo zostały tak wychowane, bo coś tam. Wiem, że są również na świecie - o dziwo - mężczyźni, którym taki układ odpowiada. I kiedy tak jest, to faktycznie kobieta jest chyba wówczas od tego swojego mężczyzny mądrzejsza
  15. Oho, widzę że nie wszyscy umieją kulturalnie rozmawiać - szkoda... W większości Twoich wypowiedzi na forum się z Tobą zgadzam, więc nie sądzę aby konieczne tu było starcie między nami :) Ja mogę tylko powtórzyć, co już w tym temacie napisałam - dla mnie na 1. miejscu jest wzajemny szacunek, a tak się składa, że dla osób ze starszych pokoleń jest go we mnie dużo. I nie, nie lubię i nie praktykuję wchodzenia w rolę darmowego robola ;) Ale widzę coś pozytywnego we wzajemnym pomaganiu sobie. Czyli: pomogę ci i skopię ci ogródek / skoszę trawę / whatever, bo ty mnie ugościłeś i cieszę się z tego, jestem ci za to wdzięczna - tak bym to widziała. naprawdę otworzyłam szeroko oczy czytając ten wątek, nie pojmuję jak można mówić w stylu, że zrobię coś w czyimś domu, jeśli będę mieć widoki na spadek. Gościna proszona czy nie proszona, fakt jest taki że człowiek korzysta z "dachu nad głową", więc za kilka tygodni takiego korzystania zwyczajnie wypada mu się odwzajemnić. Toteż dlatego "wyrównanie rachunków" było w cudzysłowie, mnie się takie hasło i tak bardziej kryminalnie kojarzy ;) Ludzki odruch, no właśnie, o to mi od początku chodzi. Oczywiście że na urlop najlepiej jechać w miejsce do tego przeznaczone, czyli nie do rodziny :) ale skoro już się stało, to - no właśnie - zwyczajny ludzki odruch. Nie radzisz sobie z czymś, to ja ci w tym pomogę. I tyle. O to mi chodzi. Widzę dużo racji w Twojej wypowiedzi. Ale: 5. sądzę, że przekopanie (niewielkich rozmiarów!) ogródka to "podarunek" porównywalny z uzupełnianiem lodówki czy kupieniem czegoś do domu. To nie jest żadne oranie ryjem przez wiele godzin, nie róbmy z tego - mimo upałów - wydarzenia na miarę pełnego etatu w kopalni. 6. I słusznie :) Pełna zgoda. Ale to nie jest to samo, tu nie chodzi o posprzątanie po imprezie tylko o - jak sądzę, o ile chodzi tylko o to nieszczęsne kopanie, dość drobną - pomoc starszej osobie, która z uwagi na nie wiem, wiek, płeć czy cokolwiek innego sobie z tym nie radzi. Tak jak napisałeś - wypada napełnić lodówkę. A jeśli gospodarze poproszą w zamian o inną formę "rewanżu"?
  16. Nie wiem, dla mnie takie pojęcia jak uprzejmość, honor czy szacunek stoją na pierwszym miejscu. Jeśli jadę do kogoś, to tak, liczę się z tym, że będę mogła coś dla tej osoby zrobić - bez kalkulacji, bez oczekiwania czegoś w zamian. Tak samo, jeśli oferuję komuś gościnę, nie kalkuluję sobie nigdy, że o, a może Zenek coś dla mnie zrobi, skoro przyjedzie. Zupełnie z innej strony na to patrzę. Znam dobrze sytuację, w której gości mnie osoba z bliskiej rodziny partnera, oferując również, jak Twój wujek, @Ragnar1777 - na "lody". Skoro więc ta osoba mnie gości, chce nawet płacić za moje żarcie, choć niedługo będę wiekiem "podwójnie pełnoletnia", czemu ja mam jej nie "skopać ogródka"? Coś mnie pokręci, kiedy to zrobię? Mój przyjazd i pobyt tam stanie się nagle koszmarem? No nie, tak tego nie widzę. I zupełnie nie myślę o tym, ile mi "skapnie" za te moje jazdy kosiarką po nie moim trawniku. Jeśli się rozstaniemy, to nie będę sobie nagle myśleć, o rany, spędziłam łącznie 23 i pół godziny na robieniu czegoś dla jego rodziny, matkobosko kto mi teraz za to zapłaci? To jest "tu i teraz", mam ochotę coś dla kogoś zrobić, bo czuję wdzęczność i sympatię. To takie proste, nic więcej i nic mniej.
  17. Widzę, że trudno mi wyjaśnić pewne proste dla mnie sprawy Jeszcze raz zatem: nie, nie stawiam równości między domem rodzinnym a hotelem. Ale mam świadomość tego, że mój pobyt w domu powoduje dodatkowe (różne, ale jednak zawsze jakieś) koszty dla gospodarza. Skoro więc mój pobyt generuje jakieś obciążenia dla gospodarza, ja nie widzę problemu abyśmy "wyrównali rachunki" - celowo w cudzysłowie. Nie wiemy, a w każdym razie ja tego nie wyczytałam, na jakiej zasadzie odbył się przyjazd na urlop do domu rodzinnego autorki tematu. Bo mogło to być "zapraszamy, chcemy was ugościć" (wtedy również nie widzę problemu z życzliwym udzieleniem pomocy), a mogło być też "mamo / babciu, przyjeżdżamy i posiedzimy sobie trochę". A to też nie jest to samo. Jeżeli kogoś zapraszam (opcja pierwsza), a potem podejmuję próby wysługiwania się tą osobą, no to słabiutko. Ale jeżeli w jakimś sensie ten ktoś "robi najazd" (opcja druga) na mój dom, na przykład rozumiejąc to jako "tańszy sposób na wakacje", to dla mnie to nie jest taka sama sytuacja. Mówię to z doświadczenia.
  18. Ale tu nie chodzi o to, że chłopak przyjechał na urlop a tu zonk, każą mu zapitalać za darmo na budowie od rana do wieczora. On został poproszony, o ile dobrze pamiętam, o przekopanie ogródka. Jeżeli rozumiemy ogródek jako "grządkę", a nie kawał ziemi typu "całe podwórko", to zakłada raczej, jak i @abigail napisała, pewnie godzinę czy max dwie pracy. Cóż za poświęcenie Chwilowo tam "mieszka", patrząc bardzo pragmatycznie, podnosi więc wysokość rachunków, które zapłaci mama / babcia jego dziewczyny. Osoba niepozbawiona kultury osobistej czy względnego choćby obycia z pewnością dostrzeże tę zależność. To jedno, a drugie to jak dla mnie zwyczajny szacunek. Czy naprawdę żeby okazać uprzejmóść goszczącej nas osobie, świadcząc jej jakąś przysługę, musimy mieć w perspektywie uwzględnienie w testamancie? Ciekawe, jaki procent własności nieruchomości powinien przypaść "naszemu samcowi alfa" za skopanie tego nieszczęsnego ogródka, żeby mu się opłacało. Były czasy, że robiłam 4 razy w tygodniu zakupy sąsiadce, bardzo niemłodej pani, która nie bardzo była na siłach sama wychodzić do sklepu. Nie przyjmowałam w zamian nic - ani złotówki. Nie oczekiwałam też, że zarobię sobie tą drogą na jakiekolwiek inne profity. Nic mnie z tą panią nie łączyło, oprócz obustronnej sympatii. Nic mi to nie ujęło. Czy się sfrajerzyłam? No też nie sądzę. Ja rozumiem, urlop, rzecz święta, znam wielkość tego pojęcia. Ale jeżeli już wybieram urlopowy wyjazd w takie a nie inne miejsce, to jadę tam z "ludzką gębą".
  19. No i o to się "rozchodzi". Dla mnie temat jest o tyle delikatny, że "co rodzina", to inne relacje, inne oczekiwania. Obstaję twardo przy swoim stanowisku ;) i powiem, że osobiście miałabym żal do partnera, gdyby w Waszej - jeśli dobrze ją rozumiem - sytuacji odmówiłby pomocy, zakładając oczywiście, że "ogródek" nie ma stu hektarów :) I równorzędnie partner miałby wszelkie prawo mieć żal do mnie, że ja nie chcę, urlopując się w domu jego rodziców, na przykład pomóc jego mamie przy innej pracy, przy której ona potrzebuje mojej pomocy. To są ludzkie rzeczy. Jeśli wybieram wyjazd na urlop "do kogoś", w domyśle - nie płatny pobyt w hotelu, a "rezydowanie" u rodziny, to tak, jestem zdania że kategorycznie nie wypada mi leżeć do góry wentylem, jeśli gospodarz potrzebuje pomocy (trzymając sie założenia że to jest pomoc, a nie POMOC).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.