Cześć Bracia.
Muszę się wygadać.
Wplątałem się w chory układ. Ona rocznikowo taka sama, mieszkająca sama z 5 letnim dzieckiem. Poznana totalnie przypadkiem. Z takim luźnym poznawaniem okazała się bardzo spoko, te same profesje, zainteresowania. Nawet charaktery podobne. Cały czas podchodziłem z dystansem w myśl zasady nie bierz się za babe z dzieckiem. Dni sobie mijały, zaproszenia na kawkę herbatkę. W międzyczasie pojawił się niezły dil, na którym oboje dość dobrze zarobiliśmy, ale że robiliśmy to do późna to pojawiła się prośba o zostanie na noc, wiadomo jako samiec nie odmówiłem. Przypływ emocji i krótka piłka, poszło dobrze. Cały czas miałem z tyłu głowy zasadę, w międzyczasie dowiedziałem się jej przeszłości, depresja z powodu śmierci tego jedynego. I to był mocny sygnał żeby uciekać. A ja głupi nie wiem dlaczego, zrobiłem tego. Dowiedziałem się też o lekach na depresję, ale lekceważyłem to, nie wiedząc czym tak naprawdę jest depresja. Teraz już wiem, ale o tym później. Kwitło to coraz bardziej, przychodziłem częściej, dziecko zachwycone, ona zachwycona. Myślałem trudno, może akurat. Nawet wręcz przy mnie wykosiła innych adoratorów, mówiąc im że już ma kogoś i żeby dali spokój. Zostawałem coraz częściej na noc. W pewnym momencie oboje uznaliśmy że to tak trochę od dupy strony wszystko no i była chwila wyciszenia. Kolejna okazja do odpuszczenia, znów tego nie zrobiłem. Później już zaproszenia na obiadek na stole, kolacja na stole, w łóżku czasami normalnie po prostu spaliśmy. Tydzień temu przed spaniem poszło nie tak i mocno obawiam się kinder niespodzianki. Generalnie spoko, wziąłbym to na klatę, w dotychczasowym modelu udało by się wprowadzić normalność.
W poniedziałek zostałem, wieczorem rozmawialiśmy właśnie o tym, że chyba coś może wyniknąć z wczoraj (kinder niespodzianka), po czym zapaliła mi się lampka. No cóż, usnęliśmy, we wtorek wstałem poszedłem do pracy, ona na urlopie więc została sobie. Nie wzięła leków, i zaczęła się dziwnie zachowywać, wycofywać ze wszystkiego, gadać że jak będzie ciąża to ona załatwi że jej nie będzie itd. Wyszedłem więc. W środę przyszedłem zajrzeć, powiedziała że nie będzie się truła tymi lekami, a ja jeszcze przypadkowo dałem jej do zrozumienia że zaczęło mi zależeć, i poszedłem. W czwartek rano tylko sms że chce przestać oszukiwać siebie i mnie, że jestem bardzo dobrym, idealnym materiałem na męża ale nie jest w stanie mi tego zrobić i być ze mną, po prostu nie może. I od tego czasu już się nawet nie widzieliśmy, nie mogę się dostać żeby pogadać. Nadmienię tylko, że ok, jak nie chce to spoko, nie drążyłbym tematu. Ale żyję teraz w niepewności, co jeśli z tego wyjdzie dzieciak i tak się obróciły sprawy? Powtarzam jej ciągle o spotkaniu twarzą w twarz, bo na nim chcę zapytać co z tym fantem. Tylko o to. Jak to rozegrać?