Skocz do zawartości

Pablo85

Użytkownik
  • Postów

    87
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Pablo85

  1. A możesz Ty spróbować odezwać przez priv? Chętnie z Tobą pogadam, tylko jak próboje wyslać Ci wiadomość to widzę takie coś:
  2. Panowie panowie! Dziękuję jak zawsze bardzo za celne uwagi... ale kilka komentarzy...: Ok "Sam wspieram ją jak mogę", źle to trochę napisałem - raczej obserwuje jak sobie z tym radzi, wspieram mam na myśli czekam cierpliwie i jak rozmawiamy na te jej tematy to dziele się swoim własnym doświadczeniem... Nic poza tym. Sam jestem ciekaw czy dziewczyna sobie poradzi z problemami. Nie zamierzam znów nieść kogoś przez życie na garbie... No tak... o tym była gadka, tj. że kiedyś chce mieć normalną rodzinę w tym dziecko... Ja szczerze powiedziawszy... nie widze tego. Nie ma opcji żebym jako 37 latek (bo pewnie ze 2 lata by mineły jakby nawet) miał siłe i chęć znów to przechodzić to raz.... a dwa... wolę uniknąć sytuacji, że gdzie jej odjebie po dziecku coś w stylu "mamy bobaska to teraz mogę robić co chcę...". Więc zapewne szykuje się taki scenariusz: ;))) Taaaa Swoją drogą.... wygląda na to, że pańciom nie specjalnie przeszkadza status "w trakcie rozwodu...". Zgadzam się oczywiście z tym, że do rozwodu "czysty jak łza" toteż kontakt raczej sporadyczny, bez zdjęć na FB, wszystko top secret... Hahah ok dzieki! No tak... właśnie... włażąc w to samo co miałem, głupim byłoby spodziewać się innego efektu... Racja! Pani nie jest rozwiedziona, byli zaręczeni. Co dalej zrobie... poczekam sobie. Faktem jest że akurat mi absolutnie nigdzie sie nie spieszy! Zobaczymy jak sie sytuacja rozwinie, narazie jest sympatycznie wiec dlaczego nie korzystać... Ale jeszcze jedno pytanie... sąsiedztwo tez stwierdziło, że można by mi poszukać dziewczyny (hahaha), mam dobrą znajomą/sąsiadkę która ma znajomą.... rozwiedziona 40stka z 10 letnią córką... Owa kobieta rozeszła się z mężem bo robił ją w balona do tego stopnia, że udawał przez 2 lata, że jest ciężko chory. W tym czasie nie pracował, leżał w domu a laska ciorała na dwa etaty. Jak się pokapowała o co chodzi to szybko zamknęła temat. Facet oczywiście rozwodzić się nie chciał (ciekawe dlaczego). Dziewczyna zaradna, wysokie stanowisko (zarobki 10k+), służbowy Superb (status materialny podobny do mojego jednym zdaniem), do tego mała firma z tą moją znajomą w spółce... i w planach kolejna. Jako, że nie miała się gdzie podziać z córką, kupiła działkę i wystawiła dom. W między czasie weszła w związek na odległość z jakimś kolegą z pracy, ale z relacji wynika, że sytuacja była bez wyjścia bo facet mieszkał 400 km od niej i żadne nie chce się przeprowadzać. Do tego do złudzenia przypominał poprzedniego mężusia z lewymi rękami do czegokolwiek.... Wlazła w to samo co miała... Miałem okazję zamienić kilka słów z dziewczyną jak była u znajomej... ok ma 40 lat ale więcej niż 35 lat bym jej nie dał... figura jak u modelki, super zadbana, wile pasji (np tresuje psy... bieżę lekcje pilotażu samolotów... na ogrodzie ma qrna nawet ule z pszczołami... dwa psy, kota i papugi....nosz qwa która baba by to sama wszystko ogarnęła?) i mega energie do życia. Na pytanie po co jej facet.... "Chcę trochę lżejszego/łatwiejszego życia. Poczucia, że co by nie było jest obok ktoś na kogo można liczyć. Czasem nie mam siły wszystkim zajmować się sama, czasem przydało by się żeby ktoś zwyczajnie pomógł mi w domu a nie żebym sama musiała np. kran naprawiać...". Pomijając szeroko omawiany temat rozwódek z dziećmi.... (w tym przypadku za 8 lat dziecko pójdzie na studia...), co Wy o tym myślicie?
  3. Cześć Panowie, Opisywałem już na forum moją sytuację ale dla przypomnienia… jestem w trakcie rozwodu, z żoną od października nie mieszkamy razem, pozew złożony, wszystkie szczegóły uzgodnione z przyszłą ex… zapowiada się na 15 min rozprawy. Moje własne początki po rozstaniu były dość trudne bo nie mogłem sobie z nadmiarem emocji poradzić ale powoli krok po kroku się ogarnąłem. Czasem łapią mnie jeszcze doły głowie w związku z faktem, że dzieci nie mieszkają ze mną. Ale porównując ubiegły rok a ten… o niebo lepiej sobie radzę! Kiedyś za namową kumpeli która była w trakcie rozwodu założyłem sobie konto na Badoo i w sumie jakoś nie zamierzałem szukać kogoś na stałe a raczej zacząć z kimś wychodzić i poznawać kobiety, może w jakieś towarzystwo nowe się wkręcić. Nie jestem typem podrywacza i z jedną kobieta byłem w sumie 14 lat toteż nie interesowały mnie przygody na jedną noc itd. Na swoim profilu opisałem co i jak, tj. na jakim jestem etapie w życiu i o co mi chodzi. I ku mojemu zaskoczeniu: Zagadała panna 38 lat która szuka gościa na stałe, chce mieć dziecko itd… ogólnie nie bardzo pasował jej mój status, ale ona też w moim guście nie była. Niemniej jednak spotkaliśmy się na kawie i zaprzyjaźniliśmy. Ogólnie spoko dziewczyna, znalazła teraz jakiegoś kolesia, jak ma jakieś wątpliwości to pisze do mnie z pytaniem jak sprawy wyglądają z męskiego punktu widzenia. Zresztą ja robię to samo. Cały czas się kumplujemy. Odezwała się kolejna koło 38 lat po rozwodzie z 2jką dzieci, po fotkach zobaczyłem że super wysportowana, ogarnięta itd… ale widać mocno wymagająca (wygląd faceta, sporty itd..) chwilę z nią rozmawiałem i mieliśmy w sumie wybrać się na kawę ale… Zagadała trzecia… 32 lata, 2 lata temu zakończyła 10 letni związek. Z opowieści wynika, że facet stawiał mocno na karierę i dziewczynę miał raczej w du**e… Drogi zaczęły im się rozchodzić i koniec końców stwierdziła, że nie chce takiego życia gdzie jest tylko ozdobą. Padła podpozycja kawy i się wybraliśmy. I zrobiłem tak… powiedziałem dziewczynie nr 2 że gadam z kimś jeszcze, że byliśmy na kawie i w sumie było bardzo fajnie i chce sprawdzić co dalej toteż nie będę jej czasu marnował i kombinował na „dwa fronty”. Dziewczyna chyba się wkurzyła bo nic nie napisała… ok nie dziwie się. I teraz co do dziewczyny nr 3… zadbana, wysportowana (wspinaczka – akurat wspólne hobby), kulinaria – w punkt jak i moje… całkiem ładniutka. Będąc z poprzednim kolesiem mieszkali za granicą i stawiali na jego „rozwój” zawodowy toteż sama teraz będąc w Polsce zaczyna od początku (pracuje jako handlowiec, twierdzi że średnio jej idzie i widzę, że trochę się morduje). Zaproponowała, że skoro się wspinam to ona też ma świeżo poznaną ekipę znajomych od wspinania i mogę się dołączyć… Tak też zrobiłem, więc od czasu do czasu jeździmy się razem wspinać. Grałem od początku w otwarte karty więc mój status jest jej znany i w sumie jej to nie przeszkadza. Powiedziała, że jest „zainteresowana” i że rozumie, że trzeba sobie pozamykać pewne tematy. Do tego rozmowa zawsze się „klei” i w sumie wszystko gra i wygląda naprawdę obiecująco. Od czasu do czasu spotykamy się tyko we dwoje……. I jest zajebiście tj. ogień na maxa! Nie ma też problemu finansowego - tj. jeżeli coś robimy to staramy się po równo w kosztach uczestniczyć, więc tematu "szukania frajera z kasą" raczej tu nie wchodzi w grę. Tylko dwie sprawy mnie zastanawiają…: Jej rodzice się rozwiedli jak była w gimnazjum, jej mama dość ciężko przeszła rozwód i wygląda na to, że całość ogarnięcia mieszkania i wychowania młodszego brata spadła na tą dziewczynę. Z ojcem kiedyś miała raczej mały kontakt (podobno wycofał się emocjonalnie z wychowywania dzieci), teraz jest ok i jak słyszę ich rozmowy to wszystko jest ok. Ogólnie bardzo spoko gość. Nie bardzo ok jest natomiast z mamą – widać ze dziewczyna ma do niej pretensje, że zlewała ją i rodzeństwo. Generalnie jest politycznie poprawnie ale widać, że w tle są nadal niezaleczone żale. Zresztą matka żyje trochę w swoim świecie ale generalnie miła, uprzejma kobieta, całkowicie nieszkodliwa. Dziewczyna też chodzi na psychoterapię bo wygląda na to, że temat rozwodu rodziców (i podejścia matki), rozstanie z poprzednim gościem i fakt że mając 32 lata jest sama i musi zaczynać wszystko od nowa wpędził ją w lekką depresję. Wygląda na to natomiast, że krok po kroku z tego wychodzi. Sam też wspieram ją jak mogę. I teraz tak z Waszej perspektywy… czy to obiecujący temat i jak już będę po rozwodzie to iść dalej w ten temat tak na 100%? Czy widzicie jakieś alarmujące sygnały…? Z góry dzięki za wasze jak zawsze trafne i celne rady !!!
  4. Oj stary... jakbym czytał moją własną historię... Ogólnie koledzy mądrze mówią i mają rację ale niestety... zrozumiesz to tak naprawdę dopiero po czasie... Z moją żoną było tak, że zwyczajnie robiła sobie dobrze sama... praktycznie co dziennie! Przyznała się po jakimś czasie jak proponowałem, żebyśmy poszli do seksuologa. Przypuszczam, że w waszym przypadku jest podobnie. To jest taki typ kobiety, która bliskość z facetem (przytulania itd) przelała na dzieci a tematy zadowolenia seksualnego robi sobie sama, bo każda normalna kobieta ma potrzeby! Rozmawiałem na ten temat z wieloma dziewuchami i to jest tak, że: a) one wolą same zrobić sobie dobrze niż robić to na siłe z mężem; b) mają kogoś na boku, żeby od czasu do czasu porządnie je zerżnał, a potem przychodzą do domu i dają buziaka swojemu mężowi, czasem jeszcze świeżo po połknięciu spermy drugiego kolesia... Milion razy zastanawiałem się nad tym dlaczego tak się stało u mnie i powody są tak naprawdę dwa: Gdzieś po drodze w małżeństwie się rozjechaliśmy/ście... przestaliśmy/ście przebywać ze sobą (ja zająłem się budową domu np i spędzałem tam 99% wolnego czasu). Dla mnie sex był czysto fizycznym przeżyciem, dla żony (jak dla każdej kobiety) to nie tak... one potrzebują uwagi, zainteresowania, kwiatów, dotyku (bez podtekstów seksualnych).... i całej reszty tego wszystkiego na co nie ma za bardzo czasu/siły w normalnym życiu (bo robota, bo obowiązki, bo zmęczenie, bo problemy finansowe)... One chcą jak w komediach romantycznych. Tyle, że tego nie da się zrobić w normalnym życiu! Są takie typy kobiet, którym zwyczajnie wystarczy tak forma seksu (tj masturbacja). Ale to wynika z pewnego rodzaju braku empatii i czystego lenistwa! Bo normalnie ludzie w związku zastanawiają się czego wzajemnie potrzebują, tj co mogę dać drugiej osobie, żeby była szczęśliwa i zadowolona w związku ze mną. Co dalej? Dobre pytanie. Jak jesteś takim typem faceta jak ja, że widać po Tobie że coś Cię męczy to to co mówią bracia Ci teraz nie pomoże, bo będziesz sztuczny a Twoja wybranka będzie widzieć, że jesteś tak naprawdę w rozsypce. Moim zdaniem opcja są dwie: Terapia wstrząsowa - obwieszczasz, że podjąłeś decyzję, że się rozchodzicie. Zbierasz rodziców, teściów i wygarniasz co jest powodem. Prosto z mostu. Jeżeli żonie zależy (tak naprawdę tylko dlatego, że będzie się bała co ma dalej uczynić) to będzie zwrot o 180 stopni, ale na jakiś czas tylko (u mnie to pół roku trwało, poźniej dopadły ją koleżanki i zaczęły prać mózg, że ona nic nie musi robić dla faceta i ogolnie faceci to zło konieczne... ale każda z nich to mężatka!). W tym czasie musisz ustalić nowe granice i zasady, ale to będzie kompromis - na pewno finalnie nie dostaniesz tego czego byś chciał. I musisz się z tym pogodzić. Tj. nigdy nie będzie już jak dawniej, zawsze jakiś tam kwas będzie między wami. Może z czasem to zniknie. Ale od tego momentu ostro oboje pracujecie nad związkiem. Niestety jest też taka opcja, że żona na Twoje obwieszczenie o rozwodzie powie... OK... ale wtedy to sprawa jasna. Sama o tym od daaaaawna myślała. Rozchodzicie się na porozumieniu stron, każdy w swoją stronę. Ale o ile sex to jedyny problem to generalnie jest to dla Ciebie słabe rozwiązanie, będziesz patrzył jak przeżywa to dziecko i to w tym wszystkim jest najgorsze. Dajesz sobie czas - może rok, może dwa i faktycznie sie ogarniasz. Odpuszczasz w ogóle temat seku z żoną - nie zagadujesz, nie prosisz nie skamlesz, masz to zwyczajnie w dupie. Jest masa różnych filmików na necie jak poukładać swoje życie żeby być wyluzowanym i radzić sobie z emocjami... Wtedy po jakimś czasie BYĆ MOŻE staniesz się aktrakcyjny dla żonki i zacznie się zwyczajnie bać, że straci zajebistego kolesia a zegarek jej tyka... I tak jak pisano... żeby Cię czasem na żadnym skoku w bok nie nakryła bo wszystko się odwróci i przyjebie w Ciebie i to Ty będziesz ten najgorszy. Tak na szybko jak to u mnie poszło... po dwóch latach szarpania padło jednak na rozwód i: Dogadaliśmy się i czekam na termin rozprawy - bez orzekania o winie, wszystkie kwestie dogadane. Podobno 15 min w sądzie i po temacie. Widzę, że zainteresowanie mną jako facetem jest niezłe (chociaż nie szukam narazie nic na siłe), jest masa dziewczyn, które chcialby się umówić więc świat się na tej jednej nie kończy. Ale sam muszę się rozwieść + poukładać; Dzieciaki w miarę się odnalazły w tym syfie jedyne co mnie gdzieś tam męczy to potencjalny przyszły lover żony... tj żeby krzywdy im nie robił i żeby kiedyś do niego tatusiu nie mówiły... Ale to już zależy od żony i tego czy ma równo pod sufitem czy będzie się mścić w takiej formie... A najlepsze w tym wszystkim... po rozstaniu żonka zaczeła robić się na bóstwo, pod bylem pretekstem przyjeżdża do naszego nadal wspólnego domu odjebana jakby zeszła z wybiegu dla modelek... powody trzy: musi się dowartościować; chyba ma nowego adoratora (w pracy) wiec świeci mu cyckamim; chce mi dojebać tj "patrz co straciłeś dziadu"; Ale jak byłem kiedyś u niej w mieszkaniu po dzieciaki to w łazience leży sobie nowy wibrator wiec nadal jedzie na "ręcznym"... Takie życie, powodzenia kolego
  5. Kolego być może Ci pomogę... poczytaj mój wpis... Byłem w identycznej sytuacji gdy miałem 21 lat... rozstaliśmy się z w zasadzie identycznych powodów jak Wasze... Po kilku miesiącach zeszliśmy się i jakoś ciągnęliśmy... Później był ślub... dwójka dzieci, kredyt hipoteczny... a teraz czekam na termin rozwodu i zastanawiam się jak ogarnąć temat długów które po tym pozostaną i wychować normalnie dwójkę dzieci w tym syfie. Wierz mi, chciałbym być teraz na Twoim miejscu! I mogę się założyć, że Ty nie chciałbyś być na moim. Idź do przodu i zapomnij o niej, znadź sobie nową - jest ich na pęczki. Nie masz zobowiązań, jeżeli jesteś ogarnięty i w miarę wyglądasz możesz przebierać. Przebieraj nawet do 30stki! Widać tak miało być i zapewne z perspektywy czasu będziesz się cieszył, że tak a nie inaczej potoczyło się Twoje życie. Tyko wyciągnij wnioski z tego co było żeby nowy związek zbudował na innych zasadach.
  6. No i tak będzie jakiś czas... to normalne że muszisz przez to przejść. A będzie czasem jeszcze gorzej! Ale w końcu przejdzie całkiem
  7. No o kant dupy potłuc. Prędzej przyzwyczai się, że ktoś za nią i tak zrobi. Albo w ogóle nie wie, że coś trzeba zrobić i zdziwiona jak jej ktoś uwagę zwraca. Coż zrobić Panie kolego hehehe pożyjemy zobaczymy Ogarniecie tematu rozwodu to jedna sprawa...a poukładanie sobie życia na nowo to druga to tak w kontekście jak zrobić na przyszłość żęby było lepiej
  8. Tak mi się właśnie wydaje, że lepiej na spokojnie jak trochę kurz opadnie. Zakładam, że tak jak i w moim życiu na początku uczestniczyła cała zgraja koleżanek żony. W końcu im się znudzi pierdolenie o jednym i tym samym więc żona też straci na pewności siebie. Musisz wytrzymać. Ale nie zapominaj o dziecku. Może akurat u Ciebie to jest inaczej (ja nie osądzam), ale dla mnie dziewczynki są najważniejsze na świecie i szczerze mógłbym cały majątek przesądzić byle mieć z nimi zapewnione kontakty. Moja żona zdaje sobie sprawę z tego więc wie że musi to szanować i zaczęła w końcu odpuszczać. "Zastanawiam się tylko jakim kurwa cudem tak ogarnięci goście jak my trafiają na takie zakały..." - wygląda na to, że to nasza i na ogół tylko i wyłącznie nasza wina tj albo bierzemy sobie taką laskę która sama z siebie jest nieogarnięta bo mamy jakąś dziwną potrzebę dominowania i ogarniania całego świata za nią. Albo tak jak ja miałem zawsze podejście "I see I do", że wyrywałem robotę z ręki żonie... I się przyzwyczaiła że jak ona nie zrobi to ja zrobię A, że do tego ze miała charakter pt "bałagan to problem tego komu przeszkadza..." to cóż zrobić? W każdym razie - nie wiem stary jak to jest. Sam staram się to zrozumieć dokładnie, żeby na przyszłość wiedzieć co i jak robić. I jeszcze jedno co zauważyłem - kobieta, która ma dziecko i się rozwodzi, robi wszystko żeby zabezpieczyć przyszłość dziecka! Logiczne - też bym tak robił. Więc wszystko co robi tak sobie tłumaczy (tj. dla dobra dziecka). Jeżeli będzie widzieć, że nie chcesz się zajmować dzieckiem / nie umiesz - będzie robić wszystko żebyś miał jak najmniej czasu z dzieckiem. Jak nie będziesz uczestniczył w wydatkach - będzie chciała mieć jak najwięcej na "papierze" - więc zobacz czy masz tu wszystko ok. To jest instynkt, jak widzi że jest zagrożenie, będzie robić wszystko żeby "przetrwać" a jej koleżanki i mamusia ją będą nakręcać. Jak będą widzieć, że jesteś dobrym ojcem to odpuszczą (ale zbieraj dowody jakim dobrym ojcem jesteś).
  9. No a jaka sytuacja u Ciebie? Potrzebujesz pogadac?
  10. Witam, witam Panowie! Faktycznie dawno nic nie pisałem. A sprawy mają się tak: Dzieciaki - od kiedy "żoncia" się wyprowadziła, dzieciaki sygnalizowały, że chcą mieszkać ze mną…, a już mus to nocować u mnie za każdym razem gdy mamy wspólne popołudnie. Oczywiście ich mamusi to się bardzo nie podobało i w zasadzie przez te ostatnie 7 miesięcy kombinowała jak tu zrobić, żeby dzieci wracały do niej na noc i wiecie co ugrała... huja ugrała Dziewczynki chcą do taty i koniec. Musiała w końcu odpuść i teraz zamiast telefonu z „ryjem, że dzieciaki miały być o 19” grzecznie pisze do mnie smsa „czy odwiozę je wieczorem czy jednak rano”. Oczywiście za każdym razem wracają rano. Swoją drogą... jakie starsza córka robiła sceny żeby tylko zostać na noc u mnie to szok! Łącznie z tym, że kiedyś żonie wykrzyczała w twarz: "rozumiesz, że nie chce spać u Ciebie, tylko u taty?!!!"… 5 latka.... Nie powiem, byłem z tego cholernie dumny! Oczywiście nie ma z mojej strony nic w stylu „mama zła itd.” Wręcz przeciwnie, jak coś tam na żonę narzekają to zwracam im uwagę, że tak się o mamie nie mówi. I powiem wam, że jestem zadowolony jak to teraz wygląda - fajnie sobie czas organizujemy (rowery, wycieczki, znajomi), jest wesoło, fajnie i na luzie! I najważniejsze - nie muszę w końcu patrzeć na to zarozumiałe babsko której wydaje się, że jest pępkiem świata! I to jest bezcenne Rozwód – hmmm ciekawa sprawa, bo o ile zaraz po wyprowadzce poleciała do prawnika dzielić majątek i się rozwodzić, tak do tej pory nie ma nawet złożonego pozwu… Kiedyś powiedziałem jej, że sam składam bo to śmieszne jest co robi, to stwierdziła że mi zabrania bo to ona się chce ze mną rozwieść…. Hahahahah ? ale miałem bekę ? No ale ok, mi się nie spieszy nigdzie więc patrzę i obserwuję co się dzieje… a mam wrażenie (jak np. w przypadku dzieciaków) że czas działa raczej na moją korzyść… więc jeszcze trochę poczekam, niech działa. Alimenty – od początku przelewałem jej po 750zł na dziecko i tak zostało. Po stronie żony dzieją się natomiast dziwne „podchody”. Jak wspominałem na początku, po wyprowadzce „zażyczyła sobie” 3 000 zł alimentów - jako że koszt utrzymania dwójki dzieciaków wg niej to 6 000 zł na miesiąc (hahahaha…). Obecnie chciałaby już dostać 2 000 zł (chociaż próbowała wytargować 2 200 zł w zamian za to wspólne rozliczenie podatkowe za 2019)… hahaha ?. Jako, że sam kupuję im dużo potrzebnych rzeczy + czas który z nimi spędzam, nie zamierzam zgadzać się na więcej niż te 1 500 zł. Podział majątku – tu się w miarę dogadaliśmy chociaż było trochę awantur. Koniec końców potrzebny był rzeczoznawca. Mina żony, gdy dowiedziała się, że dom jest wart 200 tyś mniej niż liczyła… znów bezcenna ?. Później próbowała mnie zrobić na jakieś 20 tyś na ruchomościach (bo zawyżała ceny mebli, albo policzyła to co już policzył rzeczoznawca jako część nieruchomości) ale też ogarnąłem temat. Finał jest taki, że ja zostałem w domu, planuję ją spłacić. Ona zabiera sobie część mebli i sprzętu. Sytuacja żonci – po kilku miesiącach mieszkania u mamusi, stwierdziła, że czas się ruszyć (zakładam, że nie było tam kolorowo bo raczej nie było im po drodze do tej pory). W każdym razie, rodzice żony mają mieszkanie które teraz remontują, żeby finalnie osiadł tam małż. W sumie jak widzę jacy teściowie są zmęczeni tym wszystkim + remont to trochę mi ich żal, z drugiej strony wychowali co wychowali… Ale sprawa jest taka, że raz - dzieciaki dają popalić czasem, dwa – małży żarełko trzeba przygotować i po małży wciąż się sprząta toteż teściowa napierdala z odkurzaczem i mopem gdy córeczka wybywa na kawki z koleżankami albo biega (no chociaż szok, że zaczęła coś w końcu z sobą robić, nawet trochę kg zrzuciła!) Zakładam, że to też trochę motywacja żeby nowego chłopaka kiedyś poznać. Aczkolwiek od jakiegoś czasu zaczęła wrzucać na FB różne swoje fotki – na ogół, jak robi takie maślane oczy do autora tych fotek. Kilku znajomych odezwało się do mnie, że chyba chce mi pokazać „co straciłem…”. I tak szczerze jak zobaczyłem te fotki… mimo nowej fryzury i make-upu jakoś nadal nie mogę wymazać z pamięci tego co w domu widziałem… Więc powodzenia ale mnie to już nie interesuje (czyt. jebie)! Moja sytuacja – hmm nie powiem, miałem kilka ciężkich miesięcy… musiałem przetrawić to co się stało i przyzwyczaić do nowej rzeczywistości…najgorszy był brak dzieciaków. Ale… zacząłem się dużo ruszać i mniej pracować! Wróciłem do starych pasji i aktywności – np. zacząłem znów się wspinać, chodzić po górach, odgrzebałem stary aparat fotograficzny… Szybko pojawili się nowi znajomi, niektórzy też z „doświadczeniem życiowym” ale i z podobnymi pasjami więc jakoś tak „raźniej” się zrobiło. A z perspektywy czasu… za cholerę bym się nie chciał wrócić do czasu kiedy byliśmy z żoną razem! Tak to wygląda na ten moment Panowie.
  11. Heh... dobre pytanie... myślałem nad tym milion razy... było tak, że jakiś czas podbijałem do innej dziewczyny, która bardzo mi się podobała, ale to tylko w jedną stronę działało... i w końcu odpuściłem. Wiedziałem że podobam się mojej przyszłej żonie więc zaprosiłem ją na wesele kuzynki i tak się to zaczęło... W całej swojej karierze przedślubnej dwa razy się rozchodziliśmy bo były spięcia głównie o moją pracę... potem chwilę się uspokoiło i stwierdziłem... a kogo innego ja poznam....? Typowe myślenie gówniarza... więc mając 22 lata oświadczyłem się i jazda do ołtarza! I tyle... No to to zajmowanie domem wyglądało tak, że po przeprowadzce do nowego domu w starym został armagedon a w nowym zaczął się robić po jakimś pół roku.... Byłem ostatnio u dzieciaków tam gdzie teraz mieszkają z żoną i widzę, że księżna już zaczyna wprowadzać swoją politykę syfu... dobrze, że mamusia jest to podłogi myje i coś tam ogarnia ale jak szybko omiotłem wzrokiem nowe lokum to .... jak kiedyś w domu! Ta dziewucha nigdy się nie zmieni i tyle. To było tak, że zacząłem zdecydowanie za późno... byłem skupiony na pracy i budowie więc przychodząc do poprzedniego mieszkania miałem w dupie jak ono wygląda bo padałem na ryj.... a, że jestem dobrym chłopakiem to niejednokrotnie sam ogarniałem no bo przecież trzeba żonie pomagać.... Dopiero w nowym domu zacząłem ostro brać się za temat... ale to już było pozamiatane... prawie 8 lat nawyków nie da się zmienić od tak i zaczęły się jazdy. A co w tym wszystkim jest najgorsze to, że dzieciaki będą uczyć się od niej jak funkcjonuje kobieta... a taki najlepszy obraz tego dało mi i w sumie moim znajomym/rodzinie to, że jak się wyprowadziła to zaczęła na FB umieszczać różne mądre artykuły.... np jeden pt. "Tylko nie mówcie, że myjecie podłogę raz dziennie, bo umrę"... fajnie tylko nasza młodsza córka dostała rok temu grzybicę stópek i do tej pory nie może się wyleczyć....!!! Więc może wypadłoby zadbać o to żeby podłoga była jednak stale czysta... ok może ja jestem jebnięty ale nie ogarniam tego swoim chłopskim rozumem! W każdym razie jak dzieciaki są u mnie albo u moich rodziców to staramy się je uczyć co i jak... ajjj dramat jakiś!
  12. I dodatkowo... wygląda na to, że wróci dokładnie tam skąd ją "zabrałem" na 50m2 do bloku... (z 200m2 w domu który zbudowałem). Koszty utrzymania siebie i dzieci... minimalne - żadnego odstępnego, kredytu... tylko czynsz... w końcu to mieszkanie "mamusi i tatusia". Z tego co obserwuje to jej życie teraz wygląda tak jak zawsze chciała... imprezki, spotkania ze znajomymi, ciuszki... życie na lajcie! (Kurde, szczerze to chyba zaczynam jej zazdrościć takiego podejścia do życia... tj "mam wyjebane a będzie mi dane" a "bałagan to problem tego komu on przeszkadza"...). Cóż, ja powoli wracam do mojego życia i punktu w którym byłem gdy ją poznałem - pamiętam, że dużo chodziłem po górach, biegałem, pływałem - zanim zamieniłem się w białego rycerza miałem naprawdę fajne życie singla! I chce do tego wrócić... w niedziele pierwszy od lat wypad w góry!
  13. Jestem jestem! Ostatnio spotkaliśmy się żeby przegadać temat rozwodu - dla odmiany w 4oczy a nie przez SMSy... Sam jej zaproponowałem, żebyśmy pogadali jak ludzie w końcu. Temat rozwodu załatwimy na jednej rozprawie za porozumieniem stron - przynajmniej taka jest obecna wersja... Chciałem mieć więcej czasu z dzieciakami bo oprócz co drugiego weekendu i 2x w tygodniu, chciałem, żeby też przynajmniej raz na tydzień nocowały u mnie (nie tylko w weekend). Pańcia "odpuściła", dzieciaki zadowolone bo mamy jeszcze "mini weekend" z czwartku na piątek... Nie ma "porozumienia" co do kasy... z 3000 zł odpuściła 500 zł hahaha! Ale ja zostaje przy swoim - 1500 zł na miesiąc.... Więc tu będzie wojna w sądzie zapewne.... I tak podsumowując to co pisaliście... mam wrażenie, że całe to bycie milutkim z jej strony miało na celu tylko to, żebym zgodził się na te 2500 zł...
  14. Witajcie Panowie! No tak temat gruby i z mojego punktu widzenia .... w sytuacji gdy panienka doskonale wie, że ma się gdzie podziać (rodzice), ma za co (pracuje, 500+, wizja alimentów) nie ma takiej możliwości jak zmiana przyzwyczajeń poprzez środki perswfazji. Nie i chuj! "Ja nie muszę, ja nie będę, a niby dlaczego mam tak robić jak mogę sobie żyć na lajcie, nie pasuje Ci to sam sobie sprzątaj..."? W moim przypadku żona wolała się rozejść niż stanąć na wysokości zadania i ogarnąć siebie, dom i "związek". Do tego nagadywanie koleżanek w stylu "jesteś wolnym człowiekiem, nic nie musisz... jak Cie kocha to nie chcialby żebyś się zmieniała...." i po zawodach! Na finale było, że sexu też nie będzie bo ona czuje się "niechciana"... a Ty chłopie skąd masz to "chcenie" wziąć jak masz zaniedbanego brudasa przed sobą...? Nie pomogło nic, łącznie z terapią. I jaka jest sytuacja - wróciła do rodziców na swoje "stare śmieci" tj mieszkanie w bloku 50m2. Jest teraz typową "matką polką" z dwójką dzieciaków i bez faceta... i biorąc pod uwagę jak dba o samą siebie, nie wróżę jej szybkiego znalezienia sobie nowego frajera. Rodzice jej nadskakują, mamusia będzie przychodzić sprzątać, dziadek wozi dzieciaki do przedszkoli, kasa jest... czyli "mam już wyjebane na maxa, teraz to mogę dopiero żyć na lajcie bo jeszcze o meża nie trzeba dbać". I dla wszystkich który się nie ożenili jeszcze - musicie bardzo uważnie obserwować sygnały na samym początku związku! Bałaganiarstwo, upartość, zarozumiałość... do tego rodzina dziewuszki (imprezy, alco, typowo konsumpcyjno-pasożytniczy tryb życia)... jak coś z tego widzicie u swoich teoretycznie przyszłych drugich połówek.... SPIERDALAJCIE i to daleko! Z takimi ludźmi za dużo nie ogarniecie. Tego nie da się zmienić - wzorce z rodziny będą powielane zawsze, jak do tego paskudny "charakterek" dziewuszki.... zajedziecie się! A gadanie w postaci "jakoś to będzie, nauczy się, będziemy na swoim będzie lepiej" w dupę można sobie wsadzić! Mówi się, że nad związkiem trzeba pracować - nie z takimi ludźmi! Natomiast wygląda na to, że sytuacja jest o niebo lepsza gdy dziewuszka nie ma specjalnych alternatyw - tj. nie ma się gdzie podziać i wie, że jak się nie ogarnie to ma przejebane... znam dwa takie przypadki i dziewczyny działają jak złoto! A chłopaki leżą i korzystają garściami.... Wieć jak już będę po rozwodzie... to taką dziewuszkę wlaśnie zamierzam sobie poszukać! Więc no ... uczcie się na cudzych błędach
  15. Witajcie Panowie Po przerwie prawie 2 miesiące chciałem podzielić się z Wami gdzie jesteśmy… żona nadal nie złożyła pozwu o rozwód i nawet za bardzo nie potrafi się określić na czym stoimy – pytałem ją kilkukrotnie co dalej z tym wszystkim, odpowiedź: zastanawiam się… Nad czym się zastanawiasz?... Brak odpowiedzi… Zauważyłem, że ostatnio spuściła z tonu i zaczęliśmy „normalnie” rozmawiać – głównie w sprawie dzieci… Zdziwiłem się ostatnio bo po wielu miesiącach awantur nagle zadzwoniła do mojej mamy z zapytaniem jak się czuje, co tam słychać i cała rozmowę skwitowała, że „żal jej tego wszystkiego…”. Ale po znajomych rozpuściła wieści ze chce się rozwodzić i jaka to nieszczęśliwa ze mną była.. No i za cholerę nie wiem co o tym myśleć… czy gra na czas czy sama nie wie co robić…? Takie życie w zawieszeniu to masakra ostatnimi czasy. Panowie, jakie wasze doświadczenia i opinie? Poradzicie coś? Z góry dzięki!
  16. Tak oczywiście! Tylko staram się dopytywać o takie konkretne przypadki żeby widzieć na ile aparat sparwiedliwości gra wg regół.
  17. Ale to jak wlepili mu orzeczenie o winie to nie dojebali więcej alimentów? W tym na kuzynkę?
  18. No racje masz bracie... faktycznie te 2 400 mi spokoju nie daje bo jakbym nie liczył to za chuj tyle nie wydawaliśmy! Przyszła ex zapytana jak ludzie utrzymują dwoje dzieci zarabiając po 2 000 zł powiedziała "Twoim dzieciom należy się więcej..." Kurwa a jak zobaczyłem wyliczenie że każda zużywa po 25 t-shirtów na rok to zdębiałem! Pamiętam jak dziś rozmowę z nią kiedyś, jak powiedziałem żeby wyjebała stare dziurawe i przetarte skarpetki dziewczynek i kupiła nowe to odpowiedziała, że będzie cerować.... a sama pojechała sobie sukienki nowe kupić i płaszczyk. Ja pierdole! W każdym bądź razie, dzięki za rady! Nie tylko tu słyszę, że to chore kwoty, bo nawet rodzina i znajomi chórem mówią... "w dupie się pojebało"! No dokładnie tak! Na tych całych mediacjach co się i tak nie dogadaliśmy powiedziała, że szacuje wartość domu na 650-700 tys! To by wychodziło 220 tys spłaty dla niej... No w chuj... Dziś zadzwoniłem do dwóch rzeczoznawców jeden oszacował wstępnie na 490 tyś, drugi na 510 tyś... Umówiłem się z jednym na wycenę i z miłą chęcią zobaczę minę przyszłej ex jak zobaczy dokumencik od rzeczoznawcy.... W takim wypadku "należy jej się" 120 tyś... nie mało ale do łyknięcia jeszcze.
  19. Tak, wyliczyłem z prawnikiem + sprawdziłem ile wydawaliśmy jak kasa szła ze wspólnego konta. Prawie ex-żona zawyżyła co się da żeby dobić do tych 3 000 zł. Np wynajem mieszkania doliczyła... no po chuj jak teraz mieszka u rodziców a jak dostanie spłatę to kupi mieszkanie... to po co to dolicza? Żeby wystartować z wyższej stawki do "negocjacji". Ale widziałem, że tak bedzie. Dlatego sam zacząłem przelewać 1500 zł i liczę spotkać sie w "połwie drogi" czyli około 2 250 zł no max 2 400 zł.
  20. Dokładnie! Pewnie, że tak. Natomiast nie wiem czy jest po do iść do sądu - o ile odpuści temat tych alimentów to nie mam o co się szarpać z nią w sądzie. Jeżeli nie... no też w chuja nie zamierzam dać się zrobić, możemy się sądzić.
  21. I kolejny weekend z dzieciakami za mną... dokładnie taka sama sytuacja jak poprzednio - miło, przyjemnie, bez wrzasków i cyrków. Zasypianie w 10 min... Jest dobrze! W ubiegłym tygodniu mieliśmy spotkanie z prawnikami... oczekiwania żony: - dzieci - bez ograniczania praw rodzicielskich, 3000 zł alimentów (po 1500 zł na dziecko) , - dom - zostaje dla mnie, chce dostać spłatę (połowę tego co zostanie po odliczeniu kredytu), - samochód - będzie płacić sobie sama po spłaceniu leasingu przepisujemy na nią, Wszystko na razie jest ok, oprócz trochę za wysokiej kwoty alimentów - planowałem max 2 400 zł z założeniem, że jeżeli będzie dodatkowy wydatek to chętnie się dołożę. Jak myślicie Panowie?
  22. No smuto ale takie życie... Generalnie mam jeszcze kilka nowych obserwacji - żona na razie spokojna, czekamy na spotkanie z prawnikami... ale co do dzieciaków…: Miałem córeczki kolejny weekend (od 17 w piątek) u siebie - świetnie dajemy radę, żadna przez cały weekend nie wspominała o mamie... szok. Zero „tęsknię”, zero płaczu za mamą. Młodsza raz tylko jak wspominałem, że w poniedziałek będą już u mamy spały to odpowiedziała „mama głupia”… oczywiście zwróciłem uwagę, że tak się nie mówi i mama je bardzo kocha. Nie będę dzieciakom syfu w głowie robił i nastawiał przeciwko żonie. Wypracowałem z nimi fajny rytm dnia, czas zapełniony (puzzle, klocki, trochę bajek, gotowanie obiadu, odwiedziny dziadków, opieka nad papugami (karmienie, sprzątanie) – kupiłem im jakiś czas temu, żeby wyrabiać nawyk opiekowania się i obowiązku… ). Wieczorem o 20-21 obie w łóżkach. Wtedy mam czas ogarnąć dom, robię im pranie i szykuję ciuszki na drugi dzień. Od 21:30 – 22:00 jestem wolny i mogę coś spokojnie w TV obejrzeć. Sam w końcu śpię jak dziecko. Żona zabrała z domu praktycznie wszystkie ich rzeczy, więc ostatnio kupiłem im nowe piżamki, kołdry, świeżutkie pościele i śpią jak susły… Starsza rano przyszła do mnie i mówi, że jak śpi u mnie to nie ma koszmarów… Sam widzę, że wstaje zadowolona, uśmiechnięta i chętna do działania - 4,5 latka sama z siebie pomaga 2 latkę ogarnąć rano (wyrzuca pieluchę np.). Dziś rano zawoziłem je do przedszkoli - zero marudzenia rano, ekipa zorganizowana i wesoła... I to dla mnie kolejny szok, bo jak żona mieszkała w domu to co rano awantury i płacz... nie dało się nad nimi zapanować! Podobnie z zasypianiem - jak żona była w domu to bita godzina marudzenia, że nie chcą spać... a teraz co wieczór kąpanie, jak trzeba to obcinanie paznokci (swoją drogą robię fotki jak dzieci od żony przyjeżdżają z brudnymi, nieobciętymi paznokciami) i do spania bez marudzenia, zasypanie max 10 min, byle tylko tata obok leżał (młodsza, a starsza sama zasypia). Trzeci szok w przedszkolu - przedszkolanka młodszej mówi dziś do mnie, że dziecko lepiej reaguje jak ja odprowadzam - zero płaczu, mniej nerwowa w ciągu dnia... Kurna co jest? Mam zwyczajnie wrażenie, że "łatwiej" dzieci ogarniać bez mojej żony... To w sumie czwarty szok...! I jeszcze jedno – notoryczne „ale” mojej żony, że mnie nie ma w domu (pierdolenie oczywiście) a ona nie ma kiedy zakupów zrobić - a raczej z koleżanką do McDonalda na kawe jechać... (dlatego zgniłe owoce i warzywa w lodówce leżą a kosze zajebane brudnym praniem)… mówiłem że ma wypasione auto to niech pakuje dzieciaki i jedzie z nimi robić zakupy… a ta, że z dzieciakami się nie da…. No da się – zabrałem je w sobotę… obie...(zresztą nie pierwszy raz), ogarnęliśmy Rossmana, Lidla i jeszcze młodszej kurtkę na zimę kupiłem. Da się! Pozdro!
  23. @wrotycz - a jak to w Twoim przypadku było? Sprzedaliście czy spłaciłeś żonę / ona Ciebie?
  24. Panowie! Dzięki jeszcze raz za wasze komentarze i uwagi! Po pierwsze przeczytałem wszystkie książki, które polecaliście (Kobietopedia, Poradnik rozwodowy, Brudna gra, Jak zabezpieczyć majątek...)... no powiem... otwiera to oczy!!! Może też mały update co się dzieje teraz: 1. Dzieciaki całkiem nieźle funkcjonują, mam z nimi dobry kontakt, kupuje im nowe ciuszki, pościele kołdry itd... zbieram rachunki (faktury), zabieram do lekarza, kuleczkowa, gotujemy razem obiady, bawimy się.... jako ojciec nie mam sobie nic do zarzucenia. Żona nie robi na razie żadnych problemów z kontaktem. 2. Żona miała wielce znaleźć nowe mieszkanie (obecnie mieszka u rodziców), jednak porzuciła pomysł... czyli zostaje u rodziców... nie wiadomo jak długo... Mieszkanie miała już prawie dograne ale z jakiegoś powodu zrezygnowała (może prawnik doradził...). Od sąsiadów wiem, że rozpuszcza plotki jaki to jestem zły drań i mam najprawdopodobniej guza na mózgu... Podobno ma jakieś dowody na mnie które zamierza zostawić sobie na później.... Ostatnio dostałem pismo od jej adwokata , że chcą się spotkać w sprawie ustaleń dot. rozwodu (czyli alimenty i podział majątku) - mój adwokat rozumie to jako "chęć dogadania się" ale zobaczymy co będzie faktycznie za jakieś dwa tygodnie... 3. Adwokaci - spotkałem się z dwoma kancelariami w sprawie całego tego majdanu, doradzili co mam robić (m.in. przelewać jakieś sumy typu 1,5k żonie zatytułowane "alimenty - imię i nazwisko dziecka"). Z jednymi dogadałem się w sprawie reprezentacji w sądzie. 4. Koleżanki żony - z tego co wiem jedna koleżanka (ta cała przyjaciółka) odpuściła już wspieranie żony... może ma stracha, że może coś nie do końca dobrze doradza... Pozostała jebnięta siostrunia żony, która od zawsze miała jakieś "ale" do mnie... zakładam, że pakuje jej do głowy "rozwiedź się z nim, oskub go, dasz sobie rade, pomożemy Ci ....". 5. Finanse - jak wspomniałem, 1,5k przelewam jako alimenty co miesiąc. Reszta trafia na moje konto... staram się "zabezpieczyć" co mogę. Czekam na dalszy rozwój sytuacji, wg mnie tak na prawdę spotkanie z żoną i prawnikami powinno dać mi obraz gdzie jestem i na co się szykować (oczywiście zakładam najgorsze). Pozdro!!! @masculum - tak z Twojej perspektywy... czy jest coś co zrobiłbyś lepiej albo inaczej, żeby ograniczyć straty? Mowie o środkach trwałych w firmie, domu, alimentach, oszczędnościach.... Ew. jak to zrobiłeś żeby było dobrze...? Z góry dzięki za info!
  25. Też się szykuje na ostrą jazdę. Jak to u Ciebie wyglądało z pozwem? Ty złożyłeś czy ukochana?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.