Skocz do zawartości

Elfii

Użytkownik
  • Postów

    121
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Elfii

  1. Nie doszukiwałabym się chorób psychicznych w guście filmowym. Często czytam o historiach kryminalnych, mam "ulubionego" seryjnego mordercę, znam na pamięć historię Sylvii Likens, a w rzeczywistości nawet krzyknąć dobrze nie potrafię, nie mówiąc o wykazywaniu przemocy.
  2. Ehhh. Rób te uprawnienia i nie pytaj o zdanie. Chyba, że robisz je za jej pieniądze - jeśli tak, to faktycznie wypadałoby liczyć się z jej opinia, ale wątpię, że tak jest. Jak zrobisz odpowiednie kursy i wypalą Ci plany związane z dodatkowymi uprawnieniami to będziesz miał możliwość (i powinieneś) jej wypomnieć i udowodnić swoją rację. O ile do tego czasu się nie rozstaniecie. Może wtedy zrobi jej się głupio i weźmie się za siebie i swój rozwój. Co do jej hobby - większość bab nie ma zainteresowań. Odkąd jestem zaręczona, z wielu swoich zrezygnowałam, może ona ma podobnie? Kwestia priorytetów, ja przeżyje czytając jedną książkę tygodniowo, a nie pięć jak wcześniej, jeśli tylko zaowocuje to większą ilością czasu, który mogę poświęcić na upieczenie mojemu Mężczyźnie serniczka, czy na co tam Pan Piękny ma dziś ochotę. Nie tłumaczy to oczywiście tego, że Twoja z lubością obgaduje innych znajomych, próbowałeś powiedzieć jej, że to durne i niepotrzebnie traci czas i energię? Może nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, jak bardzo jest zaangażowana w obrabianie dup koleżankom? Najprawdopodobniej Twoja partnerka była w dzieciństwie krytykowana (pewnie przez rodziców) przy odkrywaniu własnych zainteresowań. Przerabiałam to z własną matką, która jest okropnie toksyczna. Wszystkie moje zainteresowania (gitara, śpiew, harcerstwo, pisarstwo) były krytykowane i jakoś znoszone pod warunkiem, że nie prosiłam o dołożenie grosza do ich rozwoju. Na wszystko było szkoda pieniędzy, bo i tak się znudze i to bez sensu. Nie wiem skąd ten wniosek, skoro nie było okazji przekonać się, czy faktycznie mam słomiany zapał, skoro nic nie było wspierane, ergo nie mogłam tego rozwijać. Jak dorosłam kupiłam dzienniki, gitary, maszynę do szycia i jakoś żadnym z powyższych się jeszcze nie znudziłam. Nie cierpię mojej matki xD Ale może Twoją kobietę podobnie traktowano i ona teraz przelewa te zachowania na Ciebie pod względem samolotów, uprawnień czy łuku? Generalnie do tego zamierzałam, przepraszam za prywatną dygresję xD
  3. Jasne, że jeśli się czymś zainteresujesz to będziesz miała więcej tematów do rozmów, zwłaszcza z fanatykami tej dziedziny, którą wybierzesz. Wspólne zainteresowania dużo ułatwiają, ale sądzę, że Bardzo ważnym jest, by nie interesować się czymś na siłę, tylko po to, by kogoś zdobyć/utrzymać przy sobie. Po prostu, jeśli nie poczujesz, że ta wspinaczka/gry/muzyka/cokolwiek jest fajne i że to "to" to po dłuższym czasie się znudzisz i Cię to zmęczy. Poza tym często mężczyźni interesują się tańcem czy kuchnią, znam kilku tajnych zawodowych, ale i amatorskich kucharzy, więc nie powiedziałabym, że gary są typowo babskim zajęciem, zdarzają się zapaleńcy i w tym temacie ? Z moim partnerem mam dużo wspólnych zainteresowań, ale niektóre też skrajnie odmienne - trudno mi z nim porozmawiać o tworzeniu rękodzieła (robię biżuterię) itp, ale to dobrze, bo jednak wolę mieć kilka tylko swoich spraw, żeby mi się nie wcinał z dobrymi radami ?
  4. Lubię owłosienie u mężczyzn, niekoniecznie musi być ono zadbane i wytrymerowane na długość idealną. To męskie. Kobietom rosną piersi, a mężczyznom włosy na klacie czy pośladkach, natura. Nie lubię golenia kilku partii ciała, np. pach i klaty, ale dupy to już nie. Kojarzy mi się to z łysieniem plackowatym albo z żyrafą, bo takie łatki ciemne/jasne, ciemne/jasne. Wygląda to komicznie. Golenia nóg czy przedramion u mężczyzn to nie zrozumiem nigdy i bardzo mnie to brzydzi. Okej, jak ktoś jest sportowcem i ma takie zalecenia to niech mu będzie, ale nie zmienia to faktu, że bym nie dotknęła, bo mnie brzydzi. Uwielbiam brody i długie włosy u mężczyzn, ale to chyba mało popularny pogląd - mnie się podobają "kuce", ale poza bujnym zarostem i kłakami do pasa są jeszcze inne wytyczne. Poprzednicy pisali o tym, że nie ma uniwersalnej rady w tym aspekcie i zgadzam się z tym. Co kobieta, to obyczaj. Podobaj się samemu sobie i swojej wybrance ?
  5. Nie radzę sobie, mam podobnie jak Ty. Ostatnio próbowałam załatwić jedną rzecz urzędową - wymagają świstka od ubezpieczyciela, więc telefon do ubezpieczyciela. Nie da się przez telefon, proszę mailowo. Brew mi drgnęła, ale okej. Piszę maila, za chwilę dzwonią w odpowiedzi na maila. Aha, czyli jednak da się telefonicznie? Da się, ale dokument będzie na za tydzień. Okej, choć niechętnie tyle czekać. Telefon do urzędu, żeby poinformować - nie odbierają przez kilka godzin. Dodzwaniam się, przedstawiam sprawę, okej, to proszę zrobić przelew taki i taki i wysłać potwierdzenie. Dobrze. Dodatkowo okazuje się, że potrzebuje peselu ojca. Nie mam, bo nie żyje. To proszę znaleźć w dokumentacji. Dokumenty w domu rodzinnym, jakieś 200km ode mnie. Dzwonię do matki, ona nie ma, nie wie, nie będzie szukać. Kurwa mać. Próbuje zrobić przelew i przypadkowo blokuje sobie konto, bo wpisuję numer klienta z innego banku. Mój błąd. Dzwonię na infolinię celem odblokowania dostępu. Nie da się, rodo, proszę wysłać formularz, czas realizacji 7-14 dni. Kurwa. Dobra, wyśle, ale proszę zlecić taki a taki przelew z mojego konta. Nie da się, zapraszamy do oddziału. Okazuje się, że oddział nieczynny z powodu epidemii. Kurwa x2. Dzwonię jeszcze raz, trafiam na ogarniętą osobę, okej, dostęp odblokowany. Szkoda tylko, że już jest po 14 i urząd już nieczynny. Ja pierdole. Tak się wściekłam, że wzięłam w pracy urlop na żądanie, bo nie mogłam się pół dnia uspokoić. Głupie myśli o tym, jak to proste rzeczy mnie przerastają, nic nie potrafię i Jestem do dupy, płacz i "nie umiem, nie potrafię". Jeśli ktoś może ma jakiś dobry sposób na radzenie sobie ze stresem to poproszę o podpowiedź.
  6. Aha, ok. Przepraszam, jakoś mi trybiki nie załapały. No, właśnie, a powinno być to dla takiej przyszłej matki problemem. Każdy prawdopodobnie zna co najmniej kilka osób, które prześladowano przez nazwisko, bo niektóre nazwiska naprawdę są beznadziejne: Ruchała, Fiutowski to tylko pewnie wierzchołek góry lodowej. Nie ma się moim zdaniem co obruszać, że głupia baba gardzi nazwiskiem, skoro jest to nazwisko tego typu. Gdyby branie nazwiska żony było popularniejsze i faceci mogliby przełknąć urażoną dumę i wybrać nazwisko żony w przypadku, gdy nie jest ono tak paskudne to za kilkadziesiąt lat być może nie byłoby krzywdzących nazwisk wcale. Bardzo cieszę się, że nie muszę się obawiać o psychikę moich dzieci, bo będą się normalnie nazywać, ale szczerze współczuję i dziwię się ludziom świadomie skazujących następne pokolenia na szyderstwa.
  7. W temacie nazwisk to moje jest bardzo pospolite, a mój narzeczony ma rzadziej spotykane, ładne nazwisko, więc jak najbardziej przyjęcie jego nazwiska mi odpowiada, ale gdyby nosił bardzo głupie nazwisko typu Fiut czy Kiełbasa to nie miałabym wyrzutów sumienia i pozostałabym przy swoim. Dziwię się kobietom świadomie przyjmującym po prostu brzydkie nazwiska, zwłaszcza kiedy ich rodowe jest ładne lub neutralne. I nie widzę tutaj żadnej złośliwości w kierunku partnera, po prostu praktyczne, logiczne myślenie. Jak jest do wyboru coś ładnego lub brzydkiego to każdy wybiera to ładniejsze, po co doszukiwać się tutaj jakichś ukrytych teorii spiskowych typu "robię z Tobą co chce"? Przewrażliwione gadanie. Skoro dzieciaki w podstawówce śmiały się z Mojego nazwiska to pewnie, zafundujmy taką samą traumę naszym dzieciom, super pomysł.
  8. Jako posiadaczka cycków dużych, a nawet bardzo dużych trochę bojkotuję pogląd, że jak duże to niewygodne i trudniejsze w życiu codziennym. Odpowiednio dobrana bielizna i ani kręgosłup nie boli, ani innych dolegliwości nie mam. Od wczesnego wieku dojrzewania stawałam się typową "klepsydrą", więc nawet rozstępy mnie szczęśliwie ominęły. Jedyny problem jaki mam to górne części garderoby jest trudniej dobrać, bluzki kupuję ze 2 rozmiary większe, niż powinnam wg. wymiarów np. w talii. A dobór przylegającej sukienki graniczy z cudem, często szyję takowe na miarę, bo nie mam cierpliwości biegać po sklepach. Rób te cycki. Samoocena podskoczy do góry bardzo. Samoakceptacja jest bardzo ważna.
  9. Mój wymarzony układ to 2 synów i córka, ale co bym nie miała to będę kochać. Genetyka w mojej rodzinie mówi, że czekają mnie bliźnięta, też fajnie. Z synem uważam, że chętniej bym się bawiła, herbatki dla pluszaków i ubieranie lalek wydaje mi się nudne, a klocki lego i dinozaury dużo bardziej mi się podobają. Dodatkowo chłopcy są fajniejsi raczej, córki moich koleżanek często to rozpieszczone, dumne księżniczki, synowie za to Pogodni, rozbrykani i weselsi. A odnośnie dorosłych relacji z kobietami to przyznaję, nie lubię nowych znajomości. Baby są nudne i nie ma z nimi o czym dyskutować. Dodatkowo wszystko oceniają, walą jakieś głupie docinki między wierszami, a jak gościsz np. znajomą parę to chłopakowi wystarczy, że jest żarcie na stole, a laska ocenia, że salaterka nie taka, zasłony do dywanu nie pasują, a kotlet to ma za grubą panierkę. Faceci są fajniejsi, mniej problematyczni.
  10. Myśle, że sporo z nich ma polskie obywatelstwo, często mam u siebie klientów niby Aleksiej czy inna Kateryna, ale Pesel posiadają. Więc tacy raczej dostaną.
  11. Nie uważam, że za wszystkie niepowodzenia pracownika odpowiada bezpośrednio pracodawca, jednak zgadzam się z częścią Twojej wypowiedzi "pracodawcy nie dbają o interes pracownika". Pracuję w korpo. Mam owocowe środy, kubeczki z nadrukiem logo firmy, firmowe bluzy w prezencie, dyplomy za uznanie, kartę Multisport i tysiąc innych pierdół - wszystko, byle tylko nie dać pieniędzy w formie pieniądza. Gdyby to wszystko przeznaczyć na jedyna słuszną motywację w postaci właśnie pieniądza to myślę, że rotacja w firmie byłaby dużo mniejsza. Sorry, nikt nie pracuje po to, by na przerwie między zleceniami pograć w piłkarzyki w pokoju socjalnym, to glupota. Pracodawcy doją, niestety. Sami też są dojeni, ale wydaje mi się, że jeśli mnie ktoś Okrada to mimo wszystko nie staje się automatycznie upoważniona do okradania innych, a pracodawcy często tak uważają. Skoro ZUS robi im źle, to oni pracownikom też źle. Chore myślenie.
  12. W zasadzie, dlaczego? Z tego, co udało mi się wyczytać to pracodawca ma dorzucać do tego zaledwie 100zł.
  13. Nie no, oczywiście, że tak. Ale skoro już te podatki płacę i uczciwie zarabiam, nie pobieram kompletnie żadnych dodatków od państwa, grzecznie łożę co miesiąc na 500+ dla samotnych mamuś to nie uważam, że skorzystanie z takiej okazji jest czymś złym i niedopuszczalnym. Myślę, że (o ile to faktycznie zostanie wprowadzone) Jarkowi Kaczyńskiemu nie zrobi się przykro dlatego, że dumny Pan taki i taki odmówił przyjęcia tego dodatku, więc też nie widzę sensu takiego zapierania się. W tym chorym kraju wszystko należy się patologii, bezrobotnym i "mamuniom", więc szczerze mówiąc to nawet spoko, że chociaż jeden jedyny raz pracujący też mieliby dostać jakiś ochłap. Nie miałabym oporów w przyjęciu darmowej kasy, gdybym jednak mogła z tego skorzystać.
  14. Cześć! Pewnie część z Was słyszała o pracy nad programem wakacje+ lub czegoś w tym rodzaju, jeśli nie to załączam artykuł na ten temat: https://polskatimes.pl/dla-kogo-bon-1000-plus-na-wakacje-szczegoly-programu-kto-dostanie-pieniadze-na-urlop-od-rzadu-1000-zl-dla-zatrudnionych-na/ar/c1-14964070 Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Jeśli dojdzie to do skutku to zamierzacie skorzystać? Dzisiaj podczas mało istotnej wymiany informacji z partnerem wymieniliśmy poglądy na ten temat. Ja niestety na program się nie załapię najprawdopodobniej, jednak mój narzeczony już tak. Nie zamierza z tego korzystać, ponieważ nie jest zwolennikiem partii rządzącej i "nie, bo nie". Osobiście również daleko mi do zwolenniczki PiS, jednak jego podejście kojarzy mi się z "na złość babci odmrożę sobie uszy". Co myślicie o tym pomyśle rządu? Uważacie, że w ogóle dojdzie on do skutku?
  15. A mnie zastanawia, co da Ci posiadanie racji? Będziesz wszystkie przytyki i krytykę odbijać tekstem "ja mam rację?". Po co Ci ta racja i to, że ktoś z internetu Ci ją przyzna? Nawet jeśli w jakiejś części ją faktycznie masz to i tak rodziny nie zmienisz, ani ich podejścia. Pogódź się z tym. Masz 25 lat a rozpamiętujesz to zabawy z koleżankami w wieku lat 5 czy 6? Przepraszam, ale to niepoważne i zupełnie niepotrzebne. Zmień nastawienie, nie można ciągle żyć przeszłością, zwłaszcza tak odległą. I przepraszam, bo naprawdę nie chcę być chamska, ale: 1. Adnotacja o tym, że dziewczyny z obozu Cię nie lubiły, bo mówisz podniesionym tonem - miały rację. Mało kto jest w stanie znieść uporczywe krzyczenie, nawet jeśli nie byłaś dla nich niemiła. To po prostu męczące, miały prawo się na to nie godzić. 2. Pracujesz? Wykonujesz jakiekolwiek zajęcie zarobkowe? Jeśli nie to uczysz się, studiujesz jeszcze? Myślę, że relacje z braćmi masz jakie masz w dużej mierze dlatego, że cóż (powtarzam, nie chcę być chamska) mogą uważać Cię za naciągaczkę i ehhh... no darmozjada mówiąc wprost. Jeśli bracia dokładają się choć odrobinę do budżetu domowego lub mieszkają na swoim, a Ty u mamy na garniszku "bo niepełnosprawna", to sory, ale mają solidny powód do nielubienia Ciebie. Znam wiele pracujących niepełnosprawnych osób, na pewno mogłabyś np. pracować biurowo. A że z Tobą nie gadają? Jeśli im też opowiadasz o tym, jak Ci było głupio w gimnazjum czy liceum, jak koleżanka rzuciła w Ciebie długopisem, albo opowiadasz im co ciekawego dzieje się na czacie to wybacz, ale jesteś cholernie słabym partnerem w rozmowie, bo większość społeczeństwa po prostu to nie interesuje i mogą nie mieć z Tobą wspólnych tematów. Podsumowując przykro mi, ale po kilku Twoich postach uważam Cię za bardzo męczącą osobę ?? jednak powodzenia w rehabilitacji, szczerze! ❤
  16. Dziękuję ❤ Ogród zimowy? Brzmi ciekawie, ale nie wiem czy w naszym mieście byłoby gdzie to zorganizować. Musiałabym przyjrzeć się tematowi. Nawet nie chodzi o nudę, ale biel mi się nie podoba, a do kościoła i tak nie idę, więc generalnie to nawet w dresie mogę się hajtnąć, bo żaden facet w sukience mi nie powie, że to nieodpowiedni dress code. Chcę być sobą na swoim ślubie, bo tylko wtedy będę zadowolona. Nie będę udawać. Poza tym nie ma dla kogo, skoro zarówno narzeczony jak i jego rodzice i nasi świadkowie wiedzą jaki mamy gust xD
  17. Bardzo chcę ślubu, obecnie jestem narzeczoną. Oświadczyny były ogromnym zaskoczeniem, ale oboje się cieszyliśmy i płakaliśmy jak dzieci. Ślub ma być cywilny, jako że oboje jesteśmy po apostazji. Najprawdopodobniej w urzędzie, gdyż chcemy zimowy ślub, ale jeśli plany by się zmieniły to będę chciała zaproponować ślub plenerowy, choć nie wiem ile z tym zachodu, bo jak za dużo to odpuścimy. Na ślubie: rodzice mojego i świadkowie (mój ojciec nie żyje, z matką nie utrzymuje kontaktu). Teściowa na nasze plany zacietrzewiła się, że jak to bez dalszej rodziny - i nie chodziło o świętowanie, a "koperty", niestety taki typ człowieka. Szybko jednak teściu ustawił ją do pionu, bo jemu nasz pomysł bardzo odpowiada. Będę miała ciemną (czarna lub bordową) kieckę, a mój planuje "bolo" zamiast muchy i kowbojki na nogach. Ślub w naszym stylu ? Chcę ślubu, bo kocham tego człowieka i chcę, autentycznie chcę mu przysięgać. Poza tym: mam zamiar się z nim zestarzeć i jeśli cokolwiek mnie lub jemu się sranie to wg szpitala "konkubina nie rodzina". Przeraża mnie to. Poza tym on bardzo chce dzieci (ja nie mam parcia, ale uważam, że stać nas i będziemy fajnymi rodzicami), a ja nie mam zamiaru być w świetle prawa samotną matką, bo to dla mnie uwłaczające. Dzieci tylko po ślubie.
  18. Nie bardzo podoba mi się, że rozmowy tutaj i argumenty schodzą głównie na finanse. Mam pieniądze, mój partner również nieźle zarabia. Teściowie nie narzekają, mają 2 firmy i jakbym tylko pisnęła, że chce to czy tamto to po 5 minutach mogę zamawiać najdroższe dania z karty - i nie ma dla mnie znaczenia, czy na swój czy na ich koszt, naprawdę. Bardziej chodziło mi o to, że obiadek dla teścioow, który dotychczas zawsze robiłam był pracochłonny, a mnie po prostu chciało się wyłożyć na kanapie i zamówić maka, bo na nic więcej nie mam zazwyczaj ochoty i siły po 10h w biurze. I to mnie wkurza, bo z jednej strony mi się nie chce i psioczę pod nosem, a z drugiej strony tak mnie wychowano, że jestem kobietą i stanie w garach nie powinno być mi straszne. W zasadzie nie jest, lubię pichcić dla siebie i mojego partnera. Ale nie lubię robić wystawnych obiadów dla 4 osób, na których gadka średnio się klei, a ja marzę tylko o wygodnej wannie z hydromasażem, która Woła mnie z łazienki.
  19. Nie mam parcia na dzieci (mam 26lat), ale zakładam, że kiedyś mogę chcieć być mamą. Mój partner bardzo chce mieć dzieci i jest to dla niego ważne. Gdybym dziś zaszła, na pewno nie byłoby to dla mnie żadna osobista tragedia, bo standard życia mamy dość dobry i moglibyśmy sobie pozwolić na dziecko. Choć nie ukrywam, że jeszcze chcę się porozwijać, zobaczyć trochę świata i przede wszystkim nacieszyć partnerem i życiem we dwoje. Zgadzam się, że nie każdy powinien mieć dzieci, a rodziny potrafią być bardzo toksyczne i wymuszać robienie dzieciaka, bo "powinnaś". Nie, kurła, nie powinnaś i nie daj Sobie tego wmówić. Bardzo nie lubię starszych ciotek, zwłaszcza w okresie około menopauzy, które zdają Sobie sprawę, że same już nie zajdą w ciążę, więc zaczynają prowadzić krucjaty rozpłodowe w okolicy. Jednocześnie te same baby mało się za przeproszeniem nie chcą zesrać pod siebie z radości na widok dziecka jakiegokolwiek i mamom tych dzieci zaczynają "dawać dobre rady" a najchętniej to by zabrały dzieciaka całkowicie i wychowały po swojemu. Jestem wręcz uczulona na takie kobiety.
  20. Też Jestem zupełnie nierodzinna! Dla mnie rodzinę powinno się widywać na ślubach i potrzebach, chyba, że z kimś np. z kuzynostwa wyjątkowo się lubię i utrzymujemy serdeczniejsze relacje. Jestem kompletnie nieprzyzwyczajona do odwiedzin i chyba nigdy ich nie polubię. Zobaczę jak sytuacja rozwinie się, kiedy skończy się szał na siedzenie w domu, ale na pewno będę chciała ustalić inne granice, niż były wcześniej.
  21. 2-3 razy na miesiąc (zawsze w weekendy, kiedy marzę tylko o odpoczynku) się zapowiadają na obiad. Do tego wszystkie spotkania "byliśmy w okolicy i postanowiliśmy zajrzeć", których raz jest więcej, raz mniej, ale są jednak bardzo częste. Fakt, nieprecyzyjnie się wyraziłam.
  22. Wiesz, uważam podobnie, zgadzam się z Tobą. Ja poznając rodzinę mojego narzeczonego i wcześniej, kiedy rozmawialiśmy o niej tylko byłam zdziwiona, że utrzymuje z rodzicami tak zażyły kontakt - to samo w sobie oczywiście nie jest niczym złym, jednak on sam nie ma za bardzo o czym z nimi rozmawiać, wszystko na zasadzie "byle odbębnić" i mieć spokój na tydzień czy dwa. Natomiast jego rodzice wpraszają się co najmniej kilka razy w tygodniu do nas na obiadki, które oczywiście ja muszę przygotować, bo partner ma dwie lewe ręce do gotowania i to jakby naturalne według wszystkich, że to ja stoję w garach dla zadowolenia jego mamy. Męczy mnie to, bo naprawdę nie uważam się za osobę szczególnie rodzinną - odcięłam pępowinę bardzo dawno temu, do własnej matki dzwonię z życzeniami na święta/urodziny i na tym kontakt się kończy, mama czasem do mnie zadzwoni jak np. coś się stanie i chce coś ważnego powiedzieć, ale to żadne "co porabiasz" czy inne bzdety, w mojej rodzinie takie rozmowy po prostu nie istnieją i tak właśnie jest, każdy żyje swoim życiem i nikt się nikomu nie wtrąca. A tu nagle dostaję mamusię i odwiedziny co kilka dni w pakiecie do partnera i przyznaje, że jestem tym zmęczona. Raz w kłótni wypomniałam mojemu tę częstotliwość. Przyznał mi rację i podkreślił zgodnie z prawdą, że ich nie zaprasza, ale oni nie potrzebują zaproszenia - uważają, że mogą do syna przyjeżdżać kiedy dusza zapragnie. Nie chcę być kością niezgody, ale prawdopodobnie po jednym, góra dwóch obiadkach po zakończeniu kwarantanny zacznę tupać nóżką ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.