Skocz do zawartości

Raczej oczywisty

Użytkownik
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Raczej oczywisty

  1. Wku***ają mnie właściciele psów. Myślą, że ich pieskom wszystko wolno i są nietykalne. Najbardziej denerwują mnie ci na wsi. Zostawiają bramy otwarte, a psy rzucają się w pościg za rowerzystami i stwarzają niebezpieczeństwo na drodze. Publiczna droga jest dla WSZYSTKICH, którzy w prawidłowy sposób się po niej poruszają, ale panowie na włościach chyba tego nie rozumieją. Bo przecież cała ulica jest jego, tylko jego. Cała wieś w ogóle do niego należy. Jak chce sobie bramę rozpiździć na całą szerokość, to sobie rozpiździ. Pieski na posesji, przed posesją, kręcą się w pobliżu ulicy, albo gdzieś po wsi latają. Taka sytuacja: Przejeżdżam obok bramy wieczorem. Oczywiście otwarta. Wyskakuje z mroku jakaś bestia wielkości mojego roweru i zaczyna gonić. Sukinsyn już mnie w zasadzie miał, ale na całe szczęście z naprzeciwka coś nadjechało. Prawie go przejechał. I tak sobie myślę: Jeśli mają w piździe bezpieczeństwo rowerzystów i pieszych, to nie mogą chociaż zatroszczyć się o bezpieczeństwo tych swoich pieprzonych piesków i zamykać bramy? Są sytuacje, że pies biegnie 20 cm od koła, wystarczy jakiś zakręt czy dziura i katastrofa gotowa. Jak jakiś mały kurdupel biegnie to w ogóle trzeba uważać, żeby na niego przypadkiem nie najechać, ale oczywiście wina będzie rowerzysty. A wsadźcie se w dupę te wasze pieski.
  2. Ale w sensie problemem jest, że są w tym samym wieku, czy że zna ją od dzieciństwa?
  3. "Kolega" pisze do mnie z Tworek, czy co? Bo ja nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć. To już drugi taki wątek.
  4. Czyli zamiast spróbować szczęścia w zakładaniu rodziny i postarać się o normalne warunki rozwoju dla dzieci, lepiej od razu się poddać i z miejsca załatwić potomstwu śmietnik z psychiki, który będą przepracowywać później u psychoterapeutów? To nie jest jest jeszcze gorsza "spie***lina"? Jeśli największą obawą w życiu jest dla kogoś wizja płacenia alimentów, a nie przyszłość swoich dzieci, to ja nie mam pytań.
  5. W punkt. Krótka piłka: Jeśli już teraz wiesz, że nie wytrzymasz z jedną kobietą chociaż tego okresu czasu potrzebnego na wychowanie dziecka i jego pełne usamodzielnienie się, to po prostu nie jesteś gotowy na posiadanie dziecka. A dobro dziecka jest tutaj najważniejsze. Albo skaczesz z kwiatka na kwiatek, albo ustatkowujesz się i wspólnie z żoną dbasz o przyszłość swojego dziecka. Nie możesz mieć ciastko i zjeść ciastko, wielu by tak chciało, ale to tak po prostu nie działa. I co, uważasz że jest to normalne, że jakaś kobieta godzi się na zostanie lochą rozpłodową dla kogoś? Kuźwa, co się dzieje z tym światem.
  6. Dobra, teraz otworzyłem tę całą stronę i chyba rozumiem, co Ty chcesz zrobić. "Coparenting to w skrócie wspólne wychowanie zaplanowanego dziecka przez parę, którą poza wspólnym dzieckiem nic nie łączy" - To jest taki syf, że gęba opada. Uwierz mi, że dla dobra dziecka najlepiej jest, żeby jego rodziców łączyło jak najwięcej. Piszę to jako osoba wychowana w większości przez jednego rodzica, i to nie od początku swojego życia, ale właśnie po pewnym początkowym etapie. Tworząc taki chory "układ" dziecko zauważy, że między wami nie ma uczucia i coś jest nie tak. To nie jest normalne. Pomyśl sobie w ten sposób - gdyby nie było takich portali i w ogóle internetu, wpadłbyś na pomysł, żeby powiedzieć jakiejś kobiecie na ulicy "Zróbmy ze sobą dziecko, ale nie licz na to, że będziemy parą czy coś, a tak w ogóle to ja je będę wychowywał bez ciebie. Wchodzisz?" I druga sprawa. ŻADNA kobieta na świecie nie pójdzie na taki układ, że urodzi ci dziecko, a ty za kilka lat sobie pójdziesz z nim w pizdu. Nie licz na coś takiego.
  7. Nie bądź tego taki pewny. Dziecko potrzebuje obojga rodziców, a na wczesnym etapie rozwoju szczególnie matki. To już przed ślubem planujesz sobie rozwód, czy o co Ci chodzi? Po co się żenić, jeśli z góry nastawiasz się na rozwód i jakieś samotne wychowywanie dzieciaka?
  8. Mężczyzna ma umieć podejmować ryzyko i stawiać czoło wyzwaniom. Jeśli nie nauczy się tego w procesie wychowania, to potem może mieć z tym poważny problem. Tu nie chodzi o "robienie czego się chce" i na dodatek tylko fizycznie - to chyba oczywiste, że dzieci mają czasem bardzo głupie pomysły pod tym względem i lepiej niektóre działania ukrócić zawczasu. Chodzi o to, by zachęcać do brania odpowiedzialności za swoje czyny, pozwolić uczyć się na swoich błędach i porażkach - zamiast odsuwać od wszelkiego ryzyka, które może sprawić chłopakowi jakąś trudność czy dyskomfort. Czasami trzeba się czymś sparzyć, żeby się czegoś nauczyć. Bo przecież to nie jest tak, że tylko matki chcą bezpieczeństwa dla swoich synów, a ojcowie już nie - po prostu ojcowie mają większą tendencje do wystawiania chłopaków na próbę, testowania ich możliwości, hartowania. Pilnują przy tym, żeby się przypadkiem nie zabili, ale uczą, że czasami warto zaryzykować, podjąć się czegoś trudnego dla jakiejś korzyści. Kwestia mądrego przesuwania granic. A matki, jak już mówiłem mają tendencję do opiekowania się kimś (co wynika z ich biologii), czyli do podejmowania decyzji i załatwiania wszystkiego za tę osobę, którą się opiekują - nie hartując jej. Ostatnie zdanie ciężko skomentować. Mam to rozumieć w ten sposób, że każdy syn samotnej matki, który zauważa negatywne skutki takiego modelu rodziny nie docenia jej trudu i poświęcenia? Ma to wzbudzić jakieś poczucie winy?
  9. Też wychowany przez samotną matkę, odcinanie jaj to chyba najlepsze określenie. Wynika to moim zdaniem z tego, że kobiety mają potrzebę opieki nad kimś - nie chcą rzucać dzieciaka na głęboką wodę, pozwalać mu na przekraczanie granic, bo to ryzyko i coś się może stać, a przecież jak się kimś opiekujesz, to ma mu być wygodnie i ma się czuć bezpiecznie. A jak ma się czuć bezpiecznie i ma nie ryzykować, to zamiast stać się mężczyzną, zostaje wiecznym chłopcem. Na całe szczęście ja jakoś wychodzę z tego, nie wiem czy to zasługa mojej inteligencji i wyciągania racjonalnych wniosków z obserwacji otoczenia, czy kwestia genów. Coś, co autor wątku pominął, to zagadnienie rodzeństwa, szczególnie w przypadku np. dwóch albo trzech chłopaków. Myślę, że trochę inaczej wygląda wychowywanie przez samotną matkę jedynaka, a inaczej braci, bo oni jakoś sami się "wychowują" nawzajem, przez rywalizację ze sobą itd - generalnie inna sytuacja.
  10. A czy podobnie nie jest w pełnych, bogatych rodzinach, kiedy rodzice rozpieszczają swoją jedyną córeczkę? Co zmienia obecność matki w tej kwestii?
  11. W sensie ma większe szanse na zostanie starą panną, bo ojciec wpoi jej zbyt ostrożne podejście do związków?
  12. Kryzys męskości bierze się m. in. stąd, że żyjemy w systemie niewolniczym, którego elity tępią możliwie każdy przejaw niezależnej i wolnej myśli. Najbardziej nienawidzą w masach pierwiastka męskiego, organizującego te masy, dającego społeczeństwu poczucie stabilizacji i rozwoju. Kiedyś do mężczyzn trzeba było strzelać, dzisiaj za pomocą socjotechniki łatwiej ich feminizować. Elity systemu zainteresowane są chaosem i atomizacją wszelakich stosunków społecznych, które prowadzą do współpracy między wolnymi ludźmi - począwszy od rodzin, a kończąc na narodach, bo wymaga tego ich ohydny sposób sprawowania władzy. Będąc mężczyzną w dzisiejszych czasach, masz tylko dwie opcje do wyboru: 1. Być mężczyzną, którego elity tego świata, ich kultura i media przerobią na grzecznego niewolnika. 2. Być mężczyzną, do którego będą chcieli strzelać, ale na razie jeszcze nie mogą - niezależnie myślącego, chcącego organizować po swojemu przestrzeń, w której żyje. Pierwsza opcja ma być tą "defaultową". Na drugą opcję w świecie zachodnim już wynaleźli określenie "toxic masculinity" i generalnie ma to być opcja ukryta dla każdego młodego mężczyzny, chyba że gra na kodach i jakoś obejdzie system. Do każdego, kto to czyta: Bądź mężczyzną, do którego będą chcieli strzelać. I myśl o tym z dumą.
  13. Przyciągnie kobiecym wyglądem, niekoniecznie kobiecością. Polecam poczytać ten wątek:
  14. Mam własny styl pisania, jeśli jest podobny do czyjegoś to nic nie poradzę. To moje pierwsze posty na tym forum. Chodziło mi o to, że takie różnice nie są wielkim szokiem - czy jakiś moderator może to poprawić? Nie mogę już edytować postu.
  15. Chyba nie będzie odkryciem na tym forum jeśli napiszę, że feminizm jest co najmniej szkodliwy i to na wielu płaszczyznach. Jednak chciałbym podzielić się pewnymi przemyśleniami na ten temat. Żadna feministka nie zdaje sobie sprawy z tego, że z każdym ruchem w kierunku jej wymarzonego "równouprawnienia" strzela sobie w stopę. A przy okazji całemu społeczeństwu. Ostatnio popularne jest stwierdzenie, również wśród mężczyzn, że tylko ta IV fala feminizmu jest upośledzona, a dla przykładu ta I jeszcze nie była taka zła, bo wtedy naprawdę chodziło o równość i to było w porządku. Otóż nie. Feminizm to od początku do końca (którego chyba jeszcze nie widać, bo ciągle przed nami) taran równający naszą cywilizację z ziemią. I trzeba to szybko zatrzymać, zanim będzie za późno. Mam wrażenie, że temat jest trywializowany przez wielu mężczyzn, bo przecież z feministką wiązać się nie trzeba, tego kwiatu pół światu, jakieś idiotki pokrzyczą czasem na wiecu i w sumie tyle - ale jest czym się martwić. Stawką są mózgi przyszłych pokoleń. Wbija się nam do głów, poprzez media i popkulturę, że kobieta to w zasadzie taki mężczyzna z możliwością rodzenia i statystycznie mniejszą siłą fizyczną, a tak poza tym to istotnych różnic nie ma. Wiele kobiet na zachodzie, a także już u nas zdaje się faktycznie w to wierzyć. No bo jeśli kobieta też może być kierowcą autobusu, no to o co chodzi tym męskim szowinistom, że kobiety są inne? Na szczęście istnieje sobie taki człowiek - Simon Baron-Cohen, psychopatolog z Uniwersytetu w Cambridge, zajmujący się neuropsychologią autyzmu. I on ma coś do powiedzenia na ten temat. Zapytacie o co chodzi, co autyzm ma z tym wszystkim wspólnego? Otóż okazuje się, że na autyzm chorują przede wszystkim mężczyźni, a chore na autyzm kobiety wyróżniają się takimi cechami, które na ogół nie są kojarzone z płcią żeńską. Baron-Cohen zawarł takie wnioski w swojej teorii Extreme Male Brain (EMB) o przyczynach powstawania autyzmu na etapie rozwoju płodowego. Teoria ta jest zaś rozszerzeniem teorii Empathizing–Systemizing (E–S) o różnicach psychologicznych między płciami. Ta druga teoria jest tutaj najważniejsza. Teoria E–S zakłada istnienie gruntownych różnic pomiędzy płciami na podłożu psychologicznym u populacji zdrowej, podczas gdy populacja cierpiących na autyzm bez względu na płeć ma być powiązana z cechami typowo męskimi (Extreme Male Brain) obserwowanymi u zdrowej populacji mężczyzn. Różnice w populacji zdrowej rozkładają się według badań w taki sposób: Mężczyźni: Na ogół bardziej od kobiet zainteresowani poznawaniem systemów i schematów, logicznych zależności w sposobie ich działania (Systemizing) Kobiety: Na ogół lepsze od mężczyzn w odczytywaniu emocji i posługiwaniu się nimi, a także w rozpoznawaniu twarzy, zainteresowane bardziej tzw. naukami społecznymi (Empathizing) Badania potwierdzają także odmienną strukturę fizyczną mózgu (na ogół mężczyźni mają najwięcej połączeń w mózgu w obrębie półkul, a kobiety pomiędzy półkulami) – mowa o tym w drugim linku z podanych poniżej. Linki do artykułów i sprawozdań z badań: https://pdfs.semanticscholar.org/d2db/1cbb2b6a0f752e27bfa695ec579b4e9c8b82.pdf (akapit „The Extreme Male Brain: Psychology”) https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5868797/#pone.0194515 https://www.pnas.org/content/115/48/12152 (przeprowadzone na pół milionie ludzi) Oczywiście dla kogoś, kto jest trochę spostrzegawczy, takie różnice są wielkim szokiem – ale w dobie powszechnego zakłamania w kwestii ludzkiej płciowości takie badania są bardzo cenne, a nie jednej bojowej feministce czy innemu aktywiście LGBTQWERTYXYZ+ wbije ćwieka w głowę. Jakie wnioski jeszcze można wysunąć z teorii EMB i E–S? Niektórym automatycznie może nasuwać się pytanie: Czy u kobiet posiadających męskie cechy psychologiczne ryzyko urodzenia dziecka z autyzmem jest większe? Baron-Cohen w swojej teorii EMB sugeruje, że na powstawanie autyzmu u dzieci wpływ może mieć nadmierny poziom męskich hormonów w organizmie kobiety (pierwszy link, akapit „The Role of Sex Steroid Hormones in Autism Spectrum Disorders or Autistic Traits”). A jak wiemy, hormony istotnie wpływają na nasze zachowanie i postrzeganie świata. Nie wiem, czy wszystkie kobiety przejawiające cechy męskie posiadają podwyższony poziom męskich hormonów, ale jest to bardzo ciekawe zagadnienie, biorąc pod uwagę zalew feministycznych bab na zachodzie, które zachowaniem (i wyglądem) zaczynają przypominać coraz bardziej facetów. Jakiś czas temu prowadziłem internetową dyskusję z bardzo urodziwą niewiastą, ale niestety przeoraną przez różne feministyczne pomysły. Pierwsze co odczułem to oczywiście żal, a nie gniew, bo ciężko ją w dzisiejszych czasach obwiniać o to. Twierdziła, że typowy podział ról płciowych nie istnieje i nie powinien nigdy wrócić, bo ogranicza mentalnie kobiety, a także że instynkt macierzyński nie istnieje, bo u siebie i swoich koleżanek go nie obserwuje, natomiast mężczyzna jest tak samo zielony w obchodzeniu się z dzieckiem, co kobieta. Matka "uczy się dziecka" metodą prób i błędów... ewentualnie pyta się swojej matki lub babci, co ma robić. Podałem jej linki do badań związanych z teorią E–S („później przejrzę” – i dalej szła do mnie z przekazem emocjonalnym, potwierdzając tylko teorię Cohena). Chyba nie była w stanie wywnioskować, że jeżeli są badania potwierdzające u kobiet umiejętność lepszego odczytywania emocji, to z macierzyństwem, wychowywaniem dzieci i pozycją w społeczeństwie musi mieć to coś wspólnego. Kolejny wniosek dotyczy patriarchatu i systemu społeczno-ekonomicznego, w którym żyjemy. Jeśli kobiety są bardziej empatyczne, lepsze w odczytywaniu emocji i rozpoznawaniu twarzy, to pokazuje to wyraźnie, że ich psychologia jest przystosowana do zajmowania się dziećmi (empatia i odczytywanie emocji - wykrywanie potrzeb dziecka, budowanie zaufania dziecka do matki, rozpoznawanie twarzy - rozpoznawanie swojego dziecka w większej grupie dzieci, rozpoznawanie konkretnych dzieci z rodzeństwa etc.). Jeśli od zarania dziejów ojcowie pełnili rolę głowy rodziny, która podejmowała decyzje, to też nie mógł to być przypadek, a ich męskie właściwości psychologiczne świetnie to tłumaczą (umiejętność rozpoznawania zależności w działaniu danego systemu czy układu, jakim niewątpliwie jest rodzina i społeczeństwo). A zatem: jeśli kobiety nie chciałyby rodzić dzieci, a mężczyźni nie chcieliby zajmować pozycji głowy rodziny (lub ekonomia by to istotnie utrudniała) to żadna z płci nie realizowałaby tak naprawdę tego, do czego została stworzona (te cechy najwyraźniej nie bez przyczyny są tak nam przypisane, a nie odwrotnie) i byłaby to przecież sytuacja alarmująca. Jak jest teraz? Dzieci rodzi się coraz mniej. Przyrost naturalny znajduje się poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. Coraz więcej rozwodów i samotnych matek. Należałoby coś z tym zrobić, a mianowicie stworzyć takie warunki społeczno-ekonomiczne, w których: 1. z jednej przeciętnej pensji da się utrzymać średniej wielkości rodzinę 2. przywróci się autorytet ojca jako głowy rodziny 3. kobiety nie będą zniechęcane do posiadania dzieci A w demokracji jest to niemożliwe. Ja to widzę tak: Demokracja liberalna -> Przekaz emocjonalny w mediach, odrzucenie logiki -> Kobiety kształtujące system emocjami -> Socjalizm i odrzucenie patriarchatu -> Niewydolność systemu -> Degradacja cywilizacji i upadek Ciekawe, co wy o tym myślicie.
  16. Co prawda ja wielu krajów nie zwiedziłem, ale jak oglądam różne filmy z Japonii, to na widok tych kobiet na sercu robi się cieplej. Największą słabość mam do blondynek, więc niby Japonia zupełnie nie w tych klimatach, ale jednak Japonki coś mają w sobie. Taka młoda Japonka, elegancka, delikatna, z gładką cerą... coś cudownego.
  17. Z imienia nie przedstawiam się, bo w internecie nie mam zwyczaju tego robić - Facebooka i innych takich pierdół nie posiadam. Jestem młodym mężczyzną i sporo przede mną. Wychowany przez samotną matkę, dopiero odkrywam swoje męskie ścieżki - i choć idę po omacku, to jakiś zmysł zdaje się mną kierować. Na forum natrafiłem jakiś czas temu i od razu wzbudziło ono moje zainteresowanie. Dobrze widzieć jeszcze takie miejsce w internecie, gdzie feminizm i inne pochodne lewactwa traktowane są z politowaniem. Chyba coraz mniej takich miejsc. Choć niestety widzę po niektórych wypowiadających się, że nieświadomie uczestniczą w tej chorej "wojnie płci", to mam nadzieję, że jako ultrakonserwatysta znajdę tu jakieś pole do dyskusji. Sekcja z polityką zapowiada się ciekawie. Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.