Skocz do zawartości

Lęk


Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy poczułem strach przed wyzwaniem, poczułem takze coś innego mianowicie czułem jakis zew w sercu, adrenaline i mimo wszystko wielka ochote aby temu sprostac mimo że świadomie sie bałem...Tak jakby cos wewnątrz mnie tylko czekało na wyzwania...Aras, pewnie że tam pojadę jeszcze raz sam i dam do pieca! :) Teraz postaram się iść na jakiś balet SAM! :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zracjonalizować lęk... ciężko zrozumieć niektórym ludziom, że inni ludzie bezustannie żyją w strachu i wstydzie, poczuciu winy. Te emocje wybijają cały czas, od obudzenia się do zaśnięcia. I nie ma znaczenia co kto przeżył, bo i ja byłem w kilku naprawdę niebezpiecznych sytuacjach gdzie potrafiłem się zmobilizować, ale lęk był cały czas. Okropny, odbierający siły i spokój, bezustanny. A ktoś nagle się pojawia i mówi przestać się bać - albo żeby wyluzować, czy racjonalizować. NIE DA SIĘ. Praca z lękami jeśli nie ma nagłej zmiany świadomości (przebudzenie, wizja Boga itd.) to lata ciężkiej pracy, nurzania się w bagnie które ciągle w nas jest, trudno opisywalny koszmar.

 

Ale im większy lęk, tym większy potencjał się za nim kryje. Kto sobie z nim poradzi przemieni tę energię, zyskuje siłę i wiedzę której nawet nie zna ktoś, kto nigdy nie doświadczył koszmaru życia pełnego lęków. Coś za coś.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to czytam, to żałuję że zlikwidowali obowiązkową służbę wojskową. Ja się pozbyłem takich lęków w wojsku. I nabrałem czegoś co się nazywa odwaga cywilna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saint uważasz że w wojsku pozbywasz się leków? Bo z tego co widzę większość znajomych po wojsku to plaga alkoholizmu i kompletnego lenistwa:) Nie wiem może Ty obracasz sie wśród innych ludzi :) Ale gratuluje odwagi cywilnej :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zaobserwowałem że wojsko w niektórych przypadkach nie leczyło lęków, a zamieniało je w gniew, który też jest ukrytym lękiem. I później tacy goście co to nie pękają przed życiem, śmieją się z lękowców i lalusiów, wypełnieni są od rana do wieczora frustracją i gniewem - wojsko tak lubi, bo ten gniew wykorzystuje się by zrobić z człowieka mięso armatnie na front.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chociaż nie byłem w wojsku, to lęk zamienia mi się właśnie w gniew i o tyle jest to lepsze, że to energia do działania, a będąc zalęknionym to tylko się gdzieś schować. Ja taką odwagę cywilną wyrobiłem sobie chodząc po klubach na pierwszy trening za darmo, bo kasy nie było, a poruszać się chciało, trochę sekcji zrobiłem w ten sposób ;)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Innych oceniać nie mogę, patrzę przez swoje doświadczenie. Zawodowym żołnierzem nie mógłbym raczej być, bo aż tak mnie to nie pociąga. Ale chłopaków w kompanii miałem wyborowych i to co nawywijaliśmy przez te 18 miesięcy to nasze :) Były poligony, zimo, upały, nocne akcje, warty (i to na ostro, bo 2km obok nas dwa gangi walczyły o wpływy), wypady na miasto i czasem bójki też :) Biegi, małpi gaj, siłownia bez limitu.  Dodatkowo nauczyłem się porządku, dyscypliny, gotowania, prasowania, szycia itp co czyni mnie samowystarczalnym w prowadzeniu domu, bez proszenia się. Umiem obsługiwać większość typów broni ręcznej z granatnikami włącznie. Podstawy walki bagnetem także. Owszem, było trochę imprez i nudy czasem. Cobyście nie powiedzieli, dla 19letniego chłopaka jakim byłem, to mega przygoda.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gniew jest o tyle lepszy, że pcha do działania, a lęk zamyka i unieruchamia - ale zobacz ilu gniewnych siedzi w pace, ilu nie ma zębów, oka czy są kalekami bo trafili na lepszego, albo kogoś kto szybciej walnął sztachetą. Gniew powoduje że człowiek od rana się wpienia, a to na partie polityczne, a to na klechów, każdy cel dobry - to ma być życie? To syf na równi z lękiem.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ostatnio się u mnie pojawiło i raczej jako instynkt, obrona i to mi odpowiada i na ten czas to działa. Raczej cieszę się z wielu rzeczy, czasem melancholia, ale też się cieszę, jest ok, jak jest. Wolę się gniwać, a gniewam się jak trzeba.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gniew ok, ale moim zdaniem ważniejsza jest agresja...Jezeli mowi sie że agresja świadsczy o kompleksach i nie powinno sie byc agresywnym tgo sie z tym nie zgadzam. Nie chodzi mi o agresje ze mam obrażać wszstkich, rzucać czym sie da ale agresja zdrowa która wyplywa wprost z naszej meskiej natury...Jesli zabijemy agresje to tym samym powoli sie kastrujemy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem, jak twierdzi sam JKM, w UE od lat panuje powszechny terror tolerancji i oducza się młodych chłopców bycia agresywnym.

 

Efekty nie każą na siebie z pewnością długo czekać. Już w zasadzie są widoczne. Nie będzie komu bronić Europy przed Islamem. Agresywniejszy i lepiej przystosowany wygra, zgodnie z koncepcją darwinowską.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od początku świata była cywilizacja silna, która dochodziła do szczytu swoich mozliwosci po czym zaczeło jej odpierdalać i przychodziła silniejsza bardziej agresywna i przejmowała wszystko do cna..Tak jak Vincent zauważyłeś to dziś dzieje sie w Europie, nasza cywilizacji to szczyt osiągnięć, rozwoju i tak dalej. Wszystko co najlepsze powstało w Europie i co? Zaczeło sie propagowanie dziwactw, odeszli od fundamentów i giniemy, przychodzi Islam i niszczy Europe na jej własne życzenie...Co do agresji, jak pisałem to nie chamstwo i fałszywa odwaga bądz chęc pokazania jaki ja agresywny, tacy ludzie maja kłopoty z głowa...Agresja moim zdaniem to własne zasady i bronienie ich za wszelką cene do krwi... Stare ludowe powiedzenie ''Nie da sobie w kasze dmuchać'' Jak legendarni konkwistadorzy; Szarmanccy, mili, uprzejmi ale w razie czego potrafili przypierdolic i sie obronić ';)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem, jak twierdzi sam JKM, w UE od lat panuje powszechny terror tolerancji i oducza się młodych chłopców bycia agresywnym.

 

Walka z agresją poszła na tyle daleko, że próbuje się w ogóle przedefiniować to pojęcie na coś obiektywnie złego. Popatrzmy, co mamy pod odnośnikiem http://sjp.pwn.pl/szukaj/agresja.html :

 

1. «wrogie, zaczepne zachowanie się; też: silne negatywne emocje wywołujące takie zachowanie»
2. «zbrojna napaść jednego państwa na drugie»
 
A przecież wszyscy wiemy, że - w zależności od sytuacji - agresja może być czymś zarówno złym, jak i dobrym.

 

Nie będzie komu bronić Europy przed Islamem.

 

Myślisz, że w ogóle warto bronić współczesnych "wartości europejskich"? Chrześcijaństwa przed islamem być może byłoby warto... ale nie tego, co europejscy przywódcy proponują w miejsce chrześcijaństwa.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko co najlepsze w Europie zostało zbudowane na wartościach Chrześcijańskich...To nie ulega wątpliwości, teraz Europa odeszła od tego na czym wyrosła i efekty widzimy...Co do agresji; Pytanie jaka jest prawdziwa definicja agresji? Bo to co nam podaja to rynsztok, ja mam swoje zdanie na temat agresji jakie jest wasze?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Assasyn,

 

Wydaje mi się, że wiem doskonale o czym piszesz. Z dobre 20 lat temu, a nawet więcej, gdy studiowałem - strasznie wstydziłem się obcych ludzi. Sytuacji, gdy muszę gdziejś wejść a nagle oczy wszystkich patrzą się na mnie. Dochodziło nawet do tego, że wchodziłem na dworzec PKP i słysząc chochot jakichś obcych dla mnie niuń z tyłu pociłem się z lęku, że na pewno ze mnie się śmieją lub mnie obmawiają. Sama myśl, że mam wejść do pubu czy pizzerni samemu i czekać na resztę znajomych - to był koszmar. Jak już siedział ktoś znajomy - przysiadałem się ale żeby SAMEMU zająć miejsce i siedzieć - budziło lęk. Ile raz umawiałem się na piwo, po czym zaglądałem przez szybę do pubu i nie widząc nikogo znajomego - po prostu wracałem do domu. Irracjonalne co? Oczywiście że tak. Później przez lata udało mi się to utrzymywać w ryzach a nawet zapomnieć o problemie. Ale od jakiegoś roku ... No właśnie, wróciło.

 

Teraz dobiegam do czterdziestki. Nie jestem już zapłoszonym studencikiem. Pracuję jako prawnik za wielokrotność średniej krajowej, na barkach noszę garnitury Zegny czy Lantier, drogiego szwajcara na nadgarstku a w etui kilka kubańskich cygar. Teoretycznie więc sprawiam pozory człowieka, który odniósł sukces. I o dziwo, od roku ten lęk zaczął powoli znów wybijać - jak szambo!  Czasami po pracy zachodzę w czwartki czy piątki w drodze do domu do kawiarni na espresso czy jednego Jacka Danielsa, wyciągam sobie z teczki hobbistyczny miesięcznik, zasiadam przy stoliku i czytam. Taka godzina dla mnie, bo później, po prowrocie do domu to wiadomo - obowiązki (żona dużo pracuje a mamy przeuroczą trzyletnią córeczkę, która wymaga uwagi i tego, by z nią spędzać czas - poczytać już nie poczytam...). No i znowu, ni z tąd ni z owąd się zaczęło.

Wchodzę, siedzi jakichś trzech młodzieńców i się gapi i coś szepcze, goście w stylu 'ludzi z miasta' ale porządniej ubrani, tacy co doszli już do czegoś. Zaczynam czuć się nieswojo. Cholera, nic mnie oni nie obchodzą, logika podpowiada, że również oni do mnie nic nie mają - przecież się nie znamy ale LĘK się sączy. Zamawiam, siadam, czytam. Nagle stolik obok, pół metra ode mnie niespodziewania przysiada się znajomy żony ze swoją partnerką. Witamy się standardowo ale poczuwam się wybity z równowagi, bo jakby siedząc pół metra ode mnie naruszył moją bezpieczną strefę. Jakiś dziwny irracjonalny lęk - pot na plecach, koszula lepi się do ciała - 'czuję się nieswojo do kwadratu'. Człowiek dla mnie obcy, znajomy piątej kategorii ale tu reakcja jak prawie przed egzekucją! Kiedy dopada mnie wylew tego LĘKU idąc po ulicy nie patrzę na ludzi, mijam ich, jakby przemykam! Nie patrzę na twarze, wręcz się wstydzę/boję. Ile razy wychodzę na tzw. 'chama' bo idąc jak 'ślepiec' nie zauważam znajomych osób czy sąsiadów. I nie witam się czy nie kłaniam. A potem wstyd. Nie wbijam wzroku pod nogi ale idąc - patrzę się gdzieć daleko w punkt.

W swoim włsnym gronie przyjaciół mogę śmiało odgrywać duszę towarzystwa, wręcz włoski temperament, koleżanki żony (większość) wręcz przepadają za mną a przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Gdy do grona przyjaciół nagle dojdzie kilka obcych osób - wylatuje ze mnie powietrze jak z przekutego balonu, siedzę i milczę i znowu pojawia się to 'nieswoje uczucie' I zaczyna sączyć się LĘK. Prawie jak dwubiegunówka, dwie osobowości w jednym.

Męczy mnie to, nie ukrywam. Jednego dnia potrafię szarmancką rozmową 'oczarować' trzy ekspedientki w trzech kolejnych sklepach, elokwencja na poziomie mistrzowskim, aż skrzy. Gdy najdzie faza 'sączenia się lęku' ledwo wydukam z siebie standardowe 'dzień dobry' po wejściu do sklepu. A żeby samemu gdzieś pójść i usiąść w kawiarnii, bez gazety, bez zajęcia - tak żeby patrzeć się na 'kawiarniane życia' - broń Boże, na samą myśl robi mi się słabo.

Ważę 90kg, jestem wysportowany, wysoki, normalny z urody - więc nie mam się czego wstydzić od strony fizycznej.

Męczy mnie to czasami jak cholera. I co Ty powiesz na to ?
Pozdrawiam, S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PIkaczu, a żebym jak to jeszcze wiedział :) To tkwi gdzieś w podświadomości. Generalnie poukładałem swoje problemy z samym sobą i trzymam je w ryzach, a przynajmniej tak mi się wydaje. Co powoduje to 'przesączanie lęku i poczycie bycia zapłoszonym nastolatkiem' - nie wiem do końca. Co zabawne, gdy jestem z kimś - np. zachodzę do kawiarni na ciacho razem z coreczką - niegdy się nie pojawił, nawet jak siedzi masa ludzi i się gapi. Bo wówczas tak jakby 'odgrywam rolę' - rolę ojca zajmującego się dzieckiem, rozmawiam z nim, przekomarzam się, siadamy, bierzemy coś do rysowania, bawimy się, jemy to ciacho. I podświadomie czuję, że automatycznie jestem odbierany i szufladkowany przez ludzi jako 'taka z córką na ciastku'. Dziwne to.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przypominam sobie, bym był źle oceniany. Może jakieś epizodyczne wypadki, których nawet teraz nie mogę sobie przypomnieć więc pewnie nieistotne. Zapłoszony owszem byłem, to niejako pochodna wychowania jakie odebrałem w domu. Modelu grzecznego, uprzejmego, raczej biernego (później miało to swoje odzwierciedlenie w moich pierwszych poważniejszych związkach z kobietami ale to temat na inny wpis). Zapłoszenie - całe liceum, pierwszy rok studiów. Dopiero później się 'rozruszałem'. I pomyśleć, że kwestia o której myślałem, że zamknąłem ją na dobre 20 lat temu znowu się pojawiła i teraz się 'przesącza'. Oczywiście nie jest tym czym była kiedyś ani z taka mocą ale ... jest. Przezabawne. Garniturem tego przecieku nie zatamujesz, zegarkiem nie trzaśniesz, dymem z Romeo 'y' Julietty nie odpędzisz :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.