Skocz do zawartości

Długie powitanie!


Gość leviatan

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich forumowiczów!

 

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że chyba pierwszy raz w życiu przedstawiam się na jakimś forum. Ma to być wyraz zmiany mojego podejścia życiowego - z osoby mającej na wszystko wyjebane do osobnika zaangażowanego i dążącego do własnych celów. 

 

Może zaczynając od początku. Jestem Darek, 26 lat. Obecnie na wielkim rozdrożu życiowym i w poszukiwaniu własnej drogi. W chwili obecnej kończę jedne studia (budownictwo) i jestem na początku drugich. (Informatyka). Teraz po krótce z moim problemem:

 

Generalnie problem zaczyna się w okresie dojrzewania i zaowocował tym co jest teraz - główne jego przyczyny to:

1) Moje cechy - "zdolny leń" - nauka przychodzi mi bardzo łatwo, jednak bardzo trudno mi o motywację - teraz jest odrobinę łatwiej ale i tak potwornie brak mi nawyku systematycznej pracy

2) Otoczenie - bardzo zdolne rodzeństwo - do tego bracia wyżsi i silniejsi ode mnie - (co nie znaczy, że jestem niski -1,88). Wychowany na wsi, w rodzinie chłopo-robotniczej. W okresie mojego dojrzewania bardzo biednie, teraz stosunkowo dobrze. Dziś rodzeństwo zarabia grube pieniądze, ja bez pracy a studia nie skończone.

3) Moja choroba - bardzo ciężka odmiana trądziku. Blizny na twarzy do dzisiaj, ogólna kicha z dziewczynami.  Leczenie bardzo drogie, opcja pojawiła się dopiero po 1,5 roku. 

 

W tych warunkach wytworzył się u mnie zajebisty dysonans poznawczy - na lata wkroczyłem w ciemności i dopiero teraz nieśmiało próbuję z nich wyjść.Oto objawy:

1) Myślałem, że główną przyczyną moich problemów jest brak kasy. No więc wybrałem sobie takie studia, o których mówiło się, że po tym są pieniądze - budownictwo. Nie jarałem się tym nigdy ale poszedłem. Dostałem się z z łatwością. Wszyscy klepali mnie po plecach - ten to mądrze wybrał zawód - no i wybrałem. Dodatkowa motywacja - ojciec mógł mi załatwić robotę w firmie w której pracował ( dobra fucha). No i niestety jak to w życiu bywa wszystkich oszukasz, ale nie siebie. Na studiach męczyłem się potwornie: nie dlatego, że były mi jakoś szczególnie ciężkie. Nie. Męczyłem się ponieważ wcale mnie to nie interesowało. Wyrobiłem sobie straszne nawyki: odkładałem pracę na później, umykałem. Nie to, że poszedłem sobie na imprezę czy poczytałem książkę. Nie - oglądałem głupoty na necie aż mnie bolała głowa i zaczynałem naukę na kolokwium o 3-4 rano. Kolokwium o 10 tej i zdawałem. Coraz jałowiej. W między czasie włączyła mi się jakaś tam godność osobista i powiedziałem ojcu, że za chuja nie pójdę do roboty do niego do firmy, bo nie chcę słyszeć w życiu, że ktoś mi coś załatwił. Generalnie jałowe płynięcie przez życie. Czas wypełniany chujowymi imprezami w akademiku, piciem i jaraniem szlugów i pracą jakąkolwiek kiedy się dało. No i doprowadziło mnie to w pewnym momencie do pierwszego upadku na studiach - zawaliłem pewien projekt i oddałem dopiero po egzaminie. Egzamin zdałem ale jak egzaminator zobaczył przy wpisie, że projekt zaliczony po egzaminie to stwierdził, że przystąpiłem do egzaminu nielegalnie i pizda - nie wpisze mi. Następny semestr był już z inżynierką więc nie było jak tego poprawić. W tym czasie chodziłem do pracy i stwierdziłem, że nie zaczynam pracy inżynierskiej dopóki się nie dowiem, ze mogę jednak pisać - no i pisda. Pan egzaminator nie udzielił zgody na poprawę w semestrze bieżacym i poleciałem rok. i tu dochodzimy do do drugiego dysonansu>

2) Myślałem że jestem brzydki i słaby i ogólnie żadna mnie nie pokocha. Taki total beta. Nawet pamiętam, że miałem takie beta marzenie: że dziewucha w której się podkochiwałem w gimnazjum jeszcze (oczywiście nic nie zrobiłem) jak będzie ze mną i mnie zdradzi, to ja poczekam i po latach jak do mnie przyjdzie to jej wybaczę. No kurwa nie mogę się nadziwić jakim byłem wtedy frajerem. Żadnego ruchania w liceum i przez pierwsze 3/4 studiów. Pierwszy raz z kurwą. Akurat tego nie żałuję wcale. Oczywiście starałem się zawsze być miły i przyjacielski wobec dziewczyn (laski z polibudy, albo gruba locha w liceum) i jak można podejrzewać nie zakisiłem. No i upierdoliłem studia - jednocześnie podziękowali mi w biurze projektowym (kryzys w budowlance się zaczął i cięcia). Pamietam, że zrobiłem wtedy jeszcze jakąś chujową robotę dorywczą i zaległem na tydzień w wyrze. Po prostu wszystko miałem w chuju i nic mi się nie chciało. I gdzieś tam urodził mi się w głowie plan. Tu muszę zaznaczyć, że patrząc wstecz nie byłem do tamtej pory świadom takiego konceptu, że mogę się zmienić. Że systematyczną pracą mogę poprawić to co we mnie słabe. Plan był pizdowaty, za to jego realizacja przez pierwsze trzy miechy wyśmienita. Nagle z kolesia bez podejścia do kobiet stałem się rozchwytywany przez dziewczyny. Oczywiście zaznaczę, że wiele akcji jebałem, bo przez brak obycia gubiłem się tam gdzie wszystko powinno być proste. Piękny okres. Za piękny - niestety poniosło mnie. Chwilowa popularność i poklepywanie po plecach doprowadziły mnie do sromotnego upadku. Skupiłem się na imprezach, zaniedbałem pracę, ćwiczenia oraz naukę. Upadłem bardzo nisko ale o tym zaraz. Teraz skończę z tymi wyobrażeniami. Gdy zrobiłem sobie sześciopak, modną fryzurę, i dobre wdzianko oraz zacząłem ćwiczyć boks nagle dziewuchy zaczęły mnie rozchwytywać. Kiedyś jak odwiedziłem matkę w szpitalu, kobiety na sali orzekły, że jestem zdecydowanie najprzystojniejszy ze swoich braci. 

3) Co można w życiu osiągnąć. Generalnie do pierwszego upadku myślałem, ze tak trzeba - nie studiuję tego co chcę ale w przyszłości będę miał lepiej. Studia ujebane po raz drugi przed inżynierem. Teraz było ciężko - strasznie kiepsko z robotą w budowlance. Podłapałem coś jako pomocnik cieśli (bardzo fajna praca) na 1,5 miecha i potem miałem nagraną robotę w norwegii. Skończyłem pracę z cieślą i już mam lecieć, a tu chuj się wysrało. Do cieśli już nie ma powrotu, więc zaległem w chacie. Z nudów zacząłem sobie programować i jakoś całkiem ładnie mi to szło. Oczywiście w miedzy czasie prace w rolnictwie - żniwa itepe. Potem podłapałem roboty w mieście, wróciłem na studia i zrobiłem tego inżyniera. w między czasie zacząłem studiować informatykę, która jakoś mnie tam nęciła życiowo. W miedzy czasie pierwsza laska na stałe. Przyznam szczerze to było złe - bo raz, żeby dobrze wyglądać starałem się skończyć to budownictwo ( nie czarujmy się - człowiek musi skupić się na jednym) a dwa, że rozleniwiło mnie to całkowicie ( tzn pracowałem wtedy dużo, bo za wszystko płaciłem sam, ale nie ćwiczyłem i mi brzuch się pojawił), No i jak to w życiu bywa w pewnym momencie pojawiły się problemy - studia/kasa/praca. Zaraz po tym usłyszałem od dziewczyny po tym jak spracowany zasnąłem w teatrze, że nie potrafię docenić sztuki i w ogóle jestem be. Rozstałem się z nią z godnością (dzięki Marek za lekcje!) ale nie będę ściemniał - rozstanie z laską, kłopoty finansowe, rozpasanie wagowe, przedłużona w chuj sesja mocno mnie nadwyrężyły. No i popadłem w jakiś tam letarg. Potem spotkałem anastazję. Było fajnie ale nie wyrobiłem sie z magisterką i ona jakoś już się do mnie nie odezwała (choć nie wiedizała) ja do nie zresztą też. 

 

 

Dziś powoli staję na nogi, jednak bardzo brak mi jasno określonej drogi. Ostatnio wróciłem do ćwiczeń i widzę już pierwsze efekty (fizyczne i duchowe). Robię też tą nieszczęsną magisterkę z budownictwa. Czas jednak wybrać jakąś drogę życiową - a moje doświadczenia z budowalanką wyglądają tak, że chyba nie bardzo chce to robić (najbardziej podobały mi się prace fizyczne). Zresztą patrząc po znajomych nie widzę tam jakiś zajebistych prespektyw. Z drugiej strony, żeby zbudować swoją pozycję w informatyce potrzebował bym trochę czasu na naukę i zrobienia jakiegoś portfolio. A to oznacza brak przychodów  

 

Generalnie teraz zjechałem do bunkra: staram się dużo pracować na sobą, ćwiczyć i nie angażuję się w panny/balety itepe.

 

Jak sami widzicie - problem nie lichy. 

 

A tak poza : historia, muzyka, sport, gitara.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Studiowanie budownictwa fajne nie jest. Mnie też to nie interesowało, zajęcia nijak mają się do codzienności na budowach. Ale jak juz to się skończy, to pracować można nie koniecznie na budowie czy w biurze projektów. Więc może tutaj jest światło w tunelu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co jest z tobą grane, więc jesteś dużo dalej niż większość społeczeństwa. Ja bym się tymi studiami za specjalnie nie zarzynała na twoim miejscu. Skoro jesteś zdolny a informatyka cie kręci, samodzielnie opanujesz zagadnienia, które cię interesują, Wiedza jest ogólnodostępna, a ucząc się sam, nie musisz ogarniać tony mało przydatnego shitu. Sama mam za sobą nieprzydatne studia i kursy, bo miało być fajnie na państwowej posadzie. Nie że mnie nie chcieli, chcieli, prezydent miasta zapraszał a jedna partia się upominała po zakończeniu nauki, ale ja nawet nie raczyłam spróbować :) Prowadzę swój biznes i dobrze mi z tym.

 

Obierz własną drogę, która cię będzie autentycznie bawić i świat się dopasuje :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Mocno zakrecona historia... Nie zebym byl w stanie sie wczuc i zrozumiec - ale - po pierwsze - w Twoim wieku w ogole nie potrzebujesz kobiety na stale! To blad ktory popelniamy bo tak nas nauczyly mamy i ojcowie. Ciebie nauczylo zycie ze najpierw musisz nad soba popracowac a pozniej kobiety przyjda same, mam nadzieje ze to juz rozumiesz? Rzuc palenie - nie chodzi nawet o to ile miesiecznie przepalasz (policz sobie) ale o to jaki ma ono wplyw na Twoje zdrowie i samopoczucie, ogranicz picie i na razie siedz w bunkrze, ograniczaj wydadki, akumuluj kapital i pracuj nad soba jednoczesnie poszukujac lepszej pracy. To tyle na start z mojej strony. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 miesięcy temu...
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.