Skocz do zawartości

Złamanie samego siebie poprzez bieganie.


Rekomendowane odpowiedzi

Panowie,

 

Od wczoraj wprowadzam reżim treningowo-kondycyjno-mentalny związany z nadejściem wiosny. Rzut beretem od domu mam las, po którym mam wytyczoną ok. 11 kilometrową trasę do biegania (leśne ścieżki, żwirowe drogi - w sam raz).

 

Założenie jest takie, by tą trasę przebiegać z poczatku minimum 2 razy w tygodniu. Zajmuje to jakąś godzinkę z kwadransem, biegam truchtem. Tempo ustalone na zwiększenie kondycji, wyszczuplenie sylwetki i zbicie jakichś nadprogramowych 5 kg. Oprócz tego dochodzi kwestia 'złamania samego siebie'. Bo jak większość (tak przypuszczam) zapalam się słomianym ogniem, przez początkowy okres robię coś sumiennie a później ... sami domyślacie się co później. I tą cechę charakteru chcę w sobie złamać. Wyrobić nowy nawyk, podświadomie, że jak mam coś zrobić - robię to. Bez wymówek jak zmęczenie, nie taka pogoda itd. Wręcz napiszę - zaprogramować się.

 

Bieganie ma dla mnie także znaczenie terapeutyczne. Wczoram wróciłem z pracy nabuzowany i zły - ostatnie trzy tygodnie dostałem solidnie w kość, zdarza się. Tą złość skumulowałem w sobie i zaczynała już 'przebijać' na zawnątrz - mocno niezdrowa sytuacja. Chcąc spożytkować ją jako paliwo (a na wnerwie najlepiej się ćwiczy fizycznie!) od razu pobiegłem. Uwierzcie mi, ze po 7ym kilometrze nie myślałem już o niczym. Reset w mózgu. Tylko czarna, żwirowa droga, dwa szpalery drzew obok i przede mną oraz różowoblade Słońce powoli zachodzące na mlecznym niebie.

 

Magia. Prawie jak medytacja.

 

Później, jak się trochę rozkręcę, zamierzam budzić się o pół godziny wcześniej i spożytkować ten czas na poranną 3 km przebieżkę interwałową przed wyjściem do pracy. Półtora kilometra rozgrzewki, powtorne półtora - interwałami, prysznic/śniadanie/praca. Też z dwa razy tygodniowo. Ale najpierw muszę się wdrożyć ponownie w bieganie, zimowa przerwa zrobiła swoje. Przesadzenie z intensywnością może skończyć się bólem kolan - a to eliminuje na jakiś czas.

 

Pozdrawiam,

S.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super, ale po co pisać o łamaniu? Chcesz wytworzyć nowy korzystny dla Ciebie nawyk, to wszystko - zakładanie że coś trzeba łamać, walczyć, sprawia że podświadomość nie pozwoli Ci na osiągnięcie celu, tylko będziesz ciągle walczył - co w praktyce oznacza, że nie będzie Ci się chciało biegać. Nastaw się że robisz coś dla ciała i umysłu, że coś dajesz - a broń Boże walka jakakolwiek.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj w klubie. Ja trenuję do wrześniowego maratonu w Warszawie.

 

A propos przełamywania siebie.....u mnie to jest tak, że biegam dla przyjemności. Ale, ale! Nie zawsze jest ochota na trening i trzeba się niejako zmusić do wyjścia, nawet gdy zimno i pada. I wtedy właśnie dużą rolę gra psychika, trzeba się przełamać. Nie zawsze się udaje, czasem też lepiej odpuścić i posłuchać własnego organizmu.

Jeśli trzymamy się ustalonego planu treningowego lub nawet jeśli biegamy bez planu, ale z głową to z czasem biegamy więcej i dłużej. Wtedy właśnie pokonujemy siebie samego. Pamiętam jak całkiem niedawno męczyłem się z dystansem 10 km ,a półmaraton był dla mnie wyzwaniem. Dziś półmaraton mogę zrobić ot tak i to przy temperaturze nawet -1. :)   Treningi 10-15 km robię na luzie i z uśmiechem na ustach regularnie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przytałem to na poczatku tak  "Od wczoraj wprowadzam reżim treningowo-kondycyjno-mentalny związany z nadejściem wojny" i już pomyślałem, że ktoś wziął sobie do serca zamieszczony tutaj kiedyś przeze mnie kawałek "Ty bądź gotowy chodź w połowie tak jak oni, znaj okolicę nigdy nie daj sie zaskoczyć, gadaj z kumplami co robić w razie gdyby, lepiej dobrze się naszykuj bo zło nie umiera nigdy"  :D

 

1) Postaw sobie jakiś cel. Jeżeli jesteś w stanie przebiec te około 11 km, to najlepiej półmaraton na początek. Obadaj kalendarz okolicznych imprez biegowych, daj sobie odpowiedni czas na przygotowanie przynajmniej te trzy miesiące, zawsze szacunek do przeciwnika B)  Ewentualnie możesz połączyć przyjemne z pożytecznym, i wybrać sobie za miejsce startu całkowicie oddaloną od Ciebie miejscówkę. Wtedy wyjazd z rodziną na weekend gdzieś w inny zakątek kraju i przy okazji start, albo start i przy okazji wyjazd z rodziną gdzieś w inny zakątek kraju  ;) Mniejsza już z tym, co przyjemne, a co pożyteczne  :lol: Zmierzam tutaj do tego, że taka wyznaczona data swoistego dnia próby powinna zmobilizować Cię do treningów.

 

2) Daj sobie spokój z jakimiś 3 km wybieganiami z rana. Tak krótki trening biegowy to strata czasu, bo to niemal tak jakby go nie było. Generalnie polecam truchtanie sobie na czas, a nie na kilometry, wtedy minimum pół godziny. Łatwo się wkręcić w jakieś niepotrzebne schematy, bo będziesz biegał tą samo trasą, żeby wiedzieć ile mniej więcej przebiegłeś. Potem zainwestujesz w jakiś sprzęt z gps, a i tak będzie Cię 8==D strzelał, bo sprzęt będzie przekłamywał dystans, wiem co piszę  :P

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Quizas,

 

3 km interwały to oszczędność czasu a efekt powinien być mocny - podobno bardzo podkręcają metabolizm. Nie mam zbyt wiele czasu na te 11km truchty, choć nie ukrywam ze je wolę bardziej od interwałów.

A truchtam z endomondo w komórce.

 

S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Staraj się układać trening, o ile nie jest to swobodne wybieganie w stylu tej Twojej 11, na zasadzie działania pieca - rozpalanie/ogień/wygaszanie. Brakuje tego ostatniego w Twojej porannej koncepcji. Jeżeli już tak bardzo zależy Ci na tych krótkich treningach z rana, to lepiej zrób sobie coś na zasadzie:

- 10 minut truchtu;

- krótkie rozciąganie 

- 5x100 metrów przebieżki (względnie szybko, ale też nie na maksa)

- 10 minut truchtu;

 

Nie wiem jak wyglądają u Ciebie te interwały tempowo, ale przed takim czymś generalnie rozciąganie jest bardzo wskazane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Wczoraj miałem zrobić dychę.

Szło mi wyjątkowo opornie - za długa przerwa była.

Więc zrobiłem siedem. Ale skoro siedem to po przetruchtaniu połowy stwierdziłem że w drugiej zafunduje sobie interwały. Takie po mniej-więcej 150-200 metrów. Na około 90% możliwości. Wyszło ich z 7-8-9, nie liczyłem dokładnie. Później ostatni kilometr biegłem wyjątkowo wolno ale z mocnym napięciem mięśni brzucha, przesadnymi ruchami ramionami (mięśnie klatki piersiowej) itd. Dobiegłem, wziąłem prysznic, pokręciłem się po domu, ogarnąłem dzieciarnię do kąpieli oraz łóżek i spokojnie poszedłem spać.

 

Dziś ledwo się obudziłem, prawie nie usłuszałem budzika (twardy sen jak diabli! dawno tak nie spałem!). Ssanie w żoładku jak cholera już chwilę po przebudzeniu. Mięśnie skośne brzucha - wyraźnie wyczuwalne bo z lekka pieką. Gapię się w lustro w łazience i co widzę - zaczynają się z lekka zarysowywać mięśnie brzucha, no nieźle. Zjadłem lekkie śniadanie o 7ej, teraz jest 9:30 a już jestem głodny - wyraźnie ssie w żołądku. Znaczy się interwały musiały nieźle podkręcić metabolizm i zapotrzebowanie energetyczne.

 

Podsumowując - interwały to jest to. Ale ze względu na ich obciążenie dla organizmu (oj czuje je, czuje...) - do mojego truchtania dołącze je maksymalnie dwa razy w tygodniu.

 

A teraz śmieszna wisienka na torcie. Pięć lat temu, w trakcie jakiejść durnej diety Dukana kupiłem sobie spodnie-motywatorki. Motywatorki bo dwa rozmiary za małe - z 8-10cm mniej w pasie niż normalnie noszę. W trakcie diety wbijałem się w nie 'na styk' ale uśiąść-już było stach ;) Jak uda mi się w tą wiosnę założyć te spodnie, a co więcej, normalnie w nich chodzić, siadać itd - uznam to za duży sukces. Daję sobie czas do końca maja, przy utrzymaniu regularności biegania i grania w squasha + ograniczenie węglowodanów oraz smażeniny na rzecz warzyw na parze i gotowanych mięs - wydaje się to być do zrobienia :)

 

Spodnie-motywatorki... Heh :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polecam robienie swoich rekordów w bieganiu na zawodach. Byłem na biegu na 10 km, na początku utrzymywałem tempo innych biegaczy z przodu stawki, a potem zaczęło się i biegacz po biegaczu mnie wyprzedzał.  Po 1,5 okrążeniu (1okr - 2,5km) już mi się nie chciało, ale ostatni nie byłem ale tak myślę, że jak przebiegnę 3 okr to już będzie łatwiej do końca. Nie było widać nikogo kto rezygnował więc jakoś biegłem.  Na ostatnim okrążeniu nawet zachciało mi się przyspieszyć, ale niewystarczająco i przekroczyłem 1h - limit czasowy o minutę. Oprócz tego pomagało to co mówił komentator ;p i też dziadek, który bił brawo i mówił, że za twardość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saint,

 

Racja, już kiedyś dawno temu napisałem że węglowodany to mój wróg nr 1. Białe pieczywo, chleb, makarony, cukier (również ten w gazowanych napojach i sokach).

Od dziś - minimum węgli tj. tyle co w porannym jogurcie greckim 400-440 gram na śniadanie (alternatywa - dwie dość cienkie kromki chleba żytniego razowego) + tyle co wbije się węgli na obiad z warzyw na parze (mieszkanka mrożona 450g + dołożone brokuły i papryka czerwona).

 

Dziś też idę potruchtać i pointerwałować, pewnie koło 18ej-19ej, wcześniej nie mam szans. I ponownie skończę kilometrem z ultra napięciem mięśni brzucha i ruchami a'la kosmonatura z ISS.

 

Daje sobie czas do końca maja. Liczę na -5kg, to rozsądne założenie, plus mocne optyczne wyszczuplenie sylwetki - często przy bieganiu na początku zauważałem że waga z zasady 'drgnie mało w dół' ale ewidentnie dotychczasowe ciuchy robię się delikatnie za duże - czyli następuje wyszczuplenie sylwetki. Więcej niż -5kg schodzić nie chcę, bo nie muszę. Jestem wysoki, mocno zbudowany w barkach i klatce piersiowej, nawet jak biorę garnitury to wszystkie od razu lecą do krawca bo jak pasują w klatce piersiowej to i tak trzeba je taliować w pasie bo są za szerokie. Swoją drogą Bytom czy Vistula/Lantier oferują w zasadzie tylko dwa rodzaje kroju garniturów: typowe A czyli od razu lecę do krawca je wyszczuplać w pasie bo z założenia są na faceta-beczkę czy faceta-prostokąt. Albo cholerne slimy czy ultra-cholerne super slimy a'la italiano, gdzie za cholerę nie mogę nic na siebie dopasować w barkach i klatce - bo wąskie i trzeszczą w szwach po założeniu. Ot idealny krój dla chłopaka-ołówka. Mniejsza o więszość, koniec offu.

 

Później zdam relację jak poszło a w dalszym terminie - co tam wskazuje szklana waga zasilona dwiema bateriami AA.

 

S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.