Skocz do zawartości

Obiecuję nigdy... (czyżby?)


Brzytwa

Rekomendowane odpowiedzi

Długo się nosiłem z tym żeby cokolwiek tu napisać.
To co dalej będzie jedni odbiorą jako skrzętne tłumaczenie i lawiranctwo się a drudzy w milczeniu pokiwają głowami. Ten tekst jest dla tych drugich.

Doskonale rozumiem zasadę przysięgania i konieczność wywiązania się z obietnicy która idzie za daniem własnego słowa. Przekonałem się o tym na własnej skórze, portfelu i przysłowiowych 4 literach nie raz i nie dwa. Byłbym idiotą gdybym na tym etapie nie zauważył jakie konsekwencje niesie danie słowa.

Od bardzo dawna obserwuje u siebie tendencję, że im mocniej coś obiecuję i przysięgam to tym częściej to łamię, tym częściej czuję się skrępowany własnym słowem - coś jak stale nad głową wiszący fortepian z napisem 'Pamiętaj!'. Przysięga działa na mnie jak ciężar, garb i brzemię sprawiając że dotrzymanie obietnicy pomimo oczywistych zysków staje się dla mnie katorgą i drogą przez mękę.
Przykład - nagminnie nie dotrzymuję terminów - o ile je komuś lub sobie obiecam. Co ciekawe - jeżeli WIEM, że sprawa leży w moim interesie i termin jest podany swobodnie w przestrzeni, jako informacja, to wstanę 3 godziny przed, na czas będę świeży i pachnący a potrzebne mi rzeczy będę miał ułożone wg kolorów, kształtów i kolejności alfabetycznej. 
Ale jeżeli zdarzy się tak, że obiecam, to przepadłem z kretesem. Mogę wtedy nagle zerwać się z wyra o 11 i KU.....WA - temat zamieciony. 

 

Powoli poznaję siebie i wiem, że ta zależność jest czymś z czym nie mogę dyskutować. Jeżeli któryś z was ma podobnie to żadne obietnice Wam nie pomogą i nic nie dadzą prócz frustracji, cierpienia i tego że tylko stracicie we własnych oczach. 

Cyt: "Na tym etapie nie jestem gotowy nawet przysiąc tego, że nigdy nie będę przysięgał."

Powodem takiego stanu rzeczy jest wg mnie to, że przysięga bardzo mocno ingeruje w poczucie wolności niektórych ludzi, a wolność jest dla nich dużo ważniejsza od jakichkolwiek zysków.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie Brzytwa, słowo/ obietnica powinno padać w bardzo ograniczonych przypadkach i powinno się go dotrzymywać. To jest coś co powinno dodawać powagi / pieczętować bardzo poważne sprawy.

 

Jak się obiecuje wszystko i wszystkim naokoło to się czuje właśnie takie ograniczenie wolności na dodatek na własne życzenie co tylko pogłębia frustrację. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie, jestem typem co każdemu chciał by pomóc i przez to jest wiele nie spełnionych deklaracji za które się później po zastanowieniu wstydzę.

 

Często te deklaracje nie wymagają z mojej strony dużego wysiłku aby je zrealizować. Czasami wystarczy jeden telefon aby załatwić sprawę. Jednak mi 

 

ciężko nawet to zrobić.

 

Zastanawiam się czy to nie prokrastnacja?

Może podświadomość mi mówi: To nie twoja sprawa olej to.

 

Ale później wychodzi na to że jestem dupkiem bo coś obiecałem a nie pomogłem. A sumienie trzyma mnie za grdykę długi czas i to z mojej winy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzecz w tym red, że ja w takich rzadkich i 'ograniczonych przypadkach' tak czy siak podświadomie wjebię się na minę jak obiecam. 'Bardzo poważne sprawy' - srali muchi będzie wiosna.

Jeżeli dotrzymujesz obietnic to chwała Ci za to. Ale ja mówię o przypadkach gdzie nie tyle boisz się złamać obietnicy, tylko intuicyjnie WIESZ, że jej nie dotrzymasz - czegokolwiek by ona nie dotyczyła.
To nie jest podświadomy program który możesz sobie przeinstalować jak Ci nie pasuje, czy zasada wg której możesz zacząć nagle postępować jak logicznie stwierdzisz, że Ci pasuje.

Adolf - moja skromna rada - nie obiecuj, nie deklaruj - ani sobie ani innym. Chcesz pomóc to to zrób i daj komuś coś, ale bez słów i wcześniejszego ględzenia. 

Powoli dojrzewam, żeby przestać ganić siebie za ten stan rzeczy. Przez ostatnie 10 lat dużo pracowałem na zlecenie co wiąże się z dotrzymaniem jakiś warunków i umów i czuję, że mnie to wykańcza. Dochodzę do wniosku że największą satysfakcję mam kiedy zrobię coś dla siebie a ktoś mi mówi, że chce to kupić. I w takim kierunku będę szedł - "Albo bierzesz co już zrobiłem, albo spadaj. Nie kupisz mnie, ani mojej umiejętności, ani mojego czasu - możesz mieć tylko rzecz którą wykonałem."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak wiem że nie dotrzymam lub wynik końcowy nie zależy wyłącznie od moich działań to nie obiecuję.

 

Kminie Brzytwa o co chodzi, nieraz ulega się presji chwili i się coś obieca wbrew sobie (czujesz że nie dotrzymasz) często laski wymuszają takie obietnice na facetach, taka moja mała obserwacja. Jest to bardzo trudny do przełamania schemat, szczególnie jak chce się zadowolić cały świat....

 

Prosta rada nie obiecuj. Albo zostaw "obiecywanie" jedynie w zakresie pracy zawodowej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zostaw "obiecywanie" jedynie w zakresie pracy zawodowej.

Niezły żart. Wiesz ile terminów i deadline'ów zawaliłem? W chuj, by nie powiedzieć - wszystkie. Robota z tymi ludźmi się nadal kręci, a ja prócz jakiś papierków z umarłym królikiem mam tylko złe samo-postrzeganie.

Szkoda życia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Asertywność  nie jest nasza mocną stroną panowie, w połączeniu z prokastynacją jawi się jako syndrom hiszpański :rolleyes: MANIANA  :huh:

 

W mojej poprzedniej firmie pewien zwyczaj mnie częściowo uratował - to co zajmie mniej niż 2 minuty zrób natychmiast. Gorzej było z tymi dłuższymi pracami

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.