Jump to content

Współczynnik dzietności w Polsce zanurkował do historycznego minimum poniżej 1,2


Recommended Posts

W 2023 r. urodziło się w Polsce najmniej dzieci nie tylko od II wojny światowej, ale w ogóle od początku prowadzenia pomiarów.

 

Pod koniec stycznia GUS opublikował dane, z których wynika, że w zeszłym roku urodziło się ok. 270 tys. dzieci. 

Tym samym w naszym kraju po raz pierwszy od wojny w okresie 12 miesięcy urodziło się mniej niż 300 tys. maluchów. 

Jednocześnie liczba zgonów była o około 130 tys. większa niż urodzeń.

 

 

A jak wyglądało to we wcześniejszych latach?

 

  • W 2022 r. żywych urodzeń było około 305 tyś.
  • W 2021 r. - 332 tyś.
  • W 2020 r. - 355 tyś.

 

A jeszcze w 2017 r. przybyło 400 tyś. dzieci. W zaledwie sześć lat zjechaliśmy z liczbą urodzeń o ponad 100 tyś.

Forsal.pl pokazał niedawno, jak ten trend wyglądał w poprzednich dekadach:

 

  • w pierwszym dziesięcioleciu XXI w. rodziło się ok. 380 tyś. dzieci (średniorocznie)
  • w latach 90. - prawie 450 tys.
  • w latach 80. (stan wojenny) - około 650 tyś.
  • w latach 70. ("epoka Gierka") - 640 tyś.
  • w latach 60. - 560 tyś.
  • w powojennym dziesięcioleciu - 770 tyś.

 

Tak niski obecny odczyt wynika więc między innymi z tego, że w ostatnich latach mamy po prostu coraz mniej kobiet

w wieku rozrodczym. Roczniki z wyżu demograficznego lat 80. wypadają z grona osób, które mogłyby mieć kolejne dzieci.

Dzisiejsza sytuacja jest więc częściowo konsekwencją tego, co już się wydarzyło.

 

 

Ale to nie jest jedyne wytłumaczenie. Poza tym, że jest coraz mniej kobiet, które mogłyby rodzić dzieci, a te, które mogłyby

to robić, rodzą mniej chętnie niż pokolenia wcześniejsze.

 

Widać to w tzw. współczynniku dzietności, który w 2023 r. również zanurkował do historycznego minimum

- prawdopodobnie poniżej 1,2.

 

Współczynnik dzietności w wielkim uproszczeniu mówi nam o tym, ile dzieci rodziłaby przeciętna kobieta w całym życiu,

jeśli robiłaby to z taką intensywnością, z jaką rodzą kobiety w wieku rozrodczym w danym roku.

 

Dzieci nie ma i nie będzie. "Brutalna prawda" [OPINIA] (plusujemy.pl)

 

Dzieci nie ma i nie będzie. "Brutalna prawda" [OPINIA]

  • Like 8
  • Thanks 2
Link to comment
Share on other sites

20 hours ago, Druid said:

Z takimi tezami to ja się nie mogę zgodzić: "Większość Polaków nie ma dziś wyboru pomiędzy rudą, brunetką i blondynką. Przygarnie jakąkolwiek kobietę."

Nie. Mężczyzna to nie jest coś, co zwiąże się z czymkolwiek co ma waginę.

 

"Kiedy przeciętny Polak musi dwoić się i troić miesiącami, żeby umówić się z dziewczyną na zwykłą kawę..." Po co?

"Za darmo" to często najdroższa opcja - są inne.

 

On 4/16/2024 at 12:05 PM, Iceman84PL said:

Ale to nie jest jedyne wytłumaczenie.

Jakieś 120 lat temu, Kipling napisał wiersz, który do dziś rozwala większość czołowych postulatów socjalizmu... i sumuje meritum problemu "dzietności", w mej skromnej opinii.

https://www.kiplingsociety.co.uk/poem/poems_copybook.htm

 

On the first Feminian Sandstones we were promised the Fuller Life
(Which started by loving our neighbour and ended by loving his wife)
Till our women had no more children and the men lost reason and faith,
And the Gods of the Copybook Headings said: "The Wages of Sin is Death." 

 

W pierwszej epoce Wolnej Miłości, obiecano nam Spełnione Życie
(Zaczęło się od "miłości do bliźniego", a zakończyło na pieprzeniu jego żony)
Dopóki nasze kobiety nie miały już dzieci, a mężczyźni nie stracili sensu i wiary,
A Bogowie Prawd Oczywistych powiedzieli: „Zapłatą za grzech jest śmierć”.

 

  • Like 4
Link to comment
Share on other sites

W dniu 17.04.2024 o 17:57, Kespert napisał(a):

"Kiedy przeciętny Polak musi dwoić się i troić miesiącami, żeby umówić się z dziewczyną na zwykłą kawę..." Po co?

Wynik głosowania na socjalistów, wiele kobiet gardzi Polskimi mężczyznami, woli alwaro, mokebe, achmeda czy tam kogoś innego, a wiele nie widzi, że dzięki tym boomersom, incelom, dziadersom nie mieszka w kraju 4 świata, nie wali kloca w toalecie za domem tzw. Sławojce, zero szacunku, a co robi dużo mężczyzn, głosuje na socjalistów, którzy plują im w twarz i ubóstwiają kobiety, któr również nimi gardzą. Żenua

  • Like 6
Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

Dziś mi algorytm na fb podrzucił jakiś gówno tekst z onetu o dzieciach krzyczących w samolocie. Pod tekstem dyskusja i powiem szczerze że mnie to zmroziło. Myślę, że grubo ponad połowa osób ma do dzieci w ogóle stosunek bardzo negatywny, po prostu ich nie lubi, nie chce w przestrzeni publicznej itd. Rodzicom się nie pomaga tylko piętnuje, bo dziecko płącze = rodzice do bani, nie umieją wychować, albo im się nie chce. Dla mnie to jest przerażające. Szunuję wybory innych ludzi - jeśli ktoś dzieci mieć nie chce to jego sprawa, ale ta nagonka na dzieci i ich rodziców przybiera już naprawdę ogromne rozmiary. Myślę, że paradoksalnie 500/800+ zamiast zachęcić do rodzenia dzieci to zniechęciło, a przynajmniej wytworzyło jakis taki okropny podział my vs oni - my bezdzietni płacimy, oni z bachorami dostają nasze pieniądze za nic. Wizerunek rodziny, czy matki z dzieckiem z niemal sakralnego stał się obecnie głownie powodem do kpin, przytyków i patrzenia z góry.

Każda dorosła osoba wie, ze posiadanie dziecka wiąże się ze zmęczeniem, niewyspaniem, rezygnacją z własnego komfortu, zastojem w rozwoju zawodowym, ograniczeniem kontaktów towarzyskich, zainteresowań, z ogromnym uszczerbkiem dla budżetu domowego. Tyle że kiedyś chociaż figura matki wiązała się z jakimś uznaniem, szacunkiem społecznym. Dziś to raczej synonim przegrywa(przegrywki?) lub cwaniary, która wydziera innym pieniądze. Z takim obrazem rodzicielstwa nie ma się co dziwić, że młodzi nie chcą mieć dzieci.... 

Ogólnie przybija mnie to strasznie, bo bez dzieci społeczeństwo umiera i naprawdę nie rozumiem jak można te dzieci, które są traktować per "bachory", "gówniaki", "kaszojady" itd. One są naszą przyszłością, a alternatywa wiadomo jaka - zaleją nas inne kultury. 

  • Like 11
  • Thanks 2
Link to comment
Share on other sites

Godzinę temu, maria napisał(a):

One są naszą przyszłością, a alternatywa wiadomo jaka - zaleją nas inne kultury. 

Nie ma alternatywy. Traktuj to jakby już się stało. Z resztą zobaczy się po wojnie.

A bachory niewychowane są dokuczliwe. A kapitan państwo bachora wychować w dyscyplinie nie pozwala (pewnie właśnie dlatego żeby te dzieci obrzydzac).

  • Like 7
  • Sad 1
Link to comment
Share on other sites

1 godzinę temu, maria napisał(a):

) lub cwaniary, która wydziera innym pieniądze

No bo tak jest pewnie w 90% przypadków.

 

 

1 godzinę temu, maria napisał(a):

. Myślę, że grubo ponad połowa osób ma do dzieci w ogóle stosunek bardzo negatywny, po prostu ich nie lubi, nie chce w przestrzeni publicznej itd. Rodzicom się nie pomaga tylko piętnuje, bo dziecko płącze = rodzice do bani, nie umieją wychować, albo im się nie chce. Dla mnie to jest przerażające. Szunuję wybory innych ludzi - jeśli ktoś dzieci mieć nie chce to jego sprawa, ale ta nagonka na dzieci i ich rodziców przybiera już naprawdę ogromne rozmiary

Dziwisz się patrząc na zachowanie maDek p0lek 24/7- zawód maDka?

 

 

1 godzinę temu, maria napisał(a):

Każda dorosła osoba wie, ze posiadanie dziecka wiąże się ze zmęczeniem, niewyspaniem, rezygnacją z własnego komfortu, zastojem w rozwoju zawodowym, ograniczeniem kontaktów towarzyskich,

No większość chyba nie do końca, skoro  jest podejście takie, o którym piszesz.🤔

 

1 godzinę temu, maria napisał(a):

traktować per "bachory", "gówniaki", "kaszojady" itd. One są naszą przyszłością, a alternatywa wiadomo jaka - zaleją nas inne kultury. 

" No tak średnio bym powiedział". To właśnie to pokolenie wyżu demograficznego wybrało partie, które na to przyzwalają.

1 godzinę temu, maria napisał(a):

obecnie głownie powodem do kpin, przytyków i patrzenia z góry.

Przesadzasz.😉

1 godzinę temu, maria napisał(a):

bezdzietni płacimy, oni z bachorami dostają nasze pieniądze za nic.

No bo tak jest, więc skąd to zdziwienie.🤔😉

  • Like 2
  • Thanks 1
  • Sad 1
Link to comment
Share on other sites

2 godziny temu, maria napisał(a):

Rodzicom się nie pomaga tylko piętnuje, bo dziecko płącze = rodzice do bani, nie umieją wychować, albo im się nie chce.

Dlaczego niektóre dzieci są grzeczne, nie płaczą, zachowują się poprawnie i są dobrze wychowane?
Dlaczego niektóre dzieci drą ryja, rodzice nie reagują, nie poświęcają im czasu, nie zajmują się nimi tylko chodują je, dają im telefony by karmily się gówno treściami, kontakt z dzieckiem uważają za przymus lub zło konieczne, odzywają się do dzieci w sposób wulgarny. Dlaczego tak wielu rodziców nie lubi swoich dzieci?

Dziecko reaguje płaczem i krzykiem bo w ten sposób próbuje zwrócić uwagę rodzica. Jak 2 letnie dziecko ma wyjaśnić rodzicowi o co mu chodzi i czego oczekuje od matki i ojca oraz jakie ma potrzeby? 

Problemem nie są dzieci ale rodzice nie do końca spełniający się w roli rodzica. Bez względu na wykształcenie, status społeczny czy IQ.

PS. wejdź na portale randkowe i zaloguj się jako mężczyzna i sprawdź co mają wpisane kobiety. Myślę, że ok 30-40% ma zaznaczone, że nie chce dzieci. Drugie 50-60% posiada już dziecko. 

To skąd mają się brać te dzieci jak związki obecnie to tylko nazwa.


 

Edited by Dowódca plutonu
  • Like 4
Link to comment
Share on other sites

Powiedziałbym, że jednym z najistotniejszych czynników jest tutaj naznaczenie rodzicielstwa jako czegoś niezwykle trudnego, ryzykownego i społecznie wymagającego. Po pierwsze dzieci mają być swego rodzaju przedłużeniem naszego JA - mają się wyróżniać, podobnie jak my chcemy się wyróżniać. Po drugie istnieje przewrażliwienie na punkcie zdrowia i psychiki dziecka, co jest głównie spowodowane przejęciem autorytetu w rodzinie przez kobietę, ale także przez fakt, że kiedyś - choćby przez wzgląd na wyższą śmiertelność - w wychowaniu dzieci przyzwalano na większą ilość błędów (paradoksalnie). Po trzecie wszystkie powyższe generują presję i aby sobie z nią poradzić potrzeba wyjątkowych warunków i psychicznych i materialnych. W sytuacji, gdy każdy chce być wyjątkowy dodatkowa praca nad wyjątkowością i dobrobytem swojego dziecka zaczyna być postrzegana jako kierat. Do tego dochodzi oczywiście pragnienie kobiety, aby być jak mężczyzna, co uniwersalnie będzie szło w kolizji z jej pragnieniem dziecka.

 

Edited by I1ariusz
  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

4 godziny temu, maria napisał(a):

Rodzicom się nie pomaga tylko piętnuje

Oj tam, mi pomagają. Sąsiedzi i inni. Zakupy wniosą czy coś.

 

4 godziny temu, maria napisał(a):

Rodzicom się nie pomaga tylko piętnuje, bo dziecko płącze = rodzice do bani, nie umieją wychować

No i Ci sami ludzi narzekają, że nie mogli okazywać emocji i uczuć jak byli dziećmi, a jest to spoko. 😆

2 godziny temu, Dowódca plutonu napisał(a):

Dlaczego niektóre dzieci są grzeczne, nie płaczą, zachowują się poprawnie i są dobrze wychowane?

Nie ma takich dzieci, a jak są, to bym się zastanowiła, czemu dziecko nie okazuje emocji? Z resztą

vs

2 godziny temu, Dowódca plutonu napisał(a):

Dziecko reaguje płaczem i krzykiem bo w ten sposób próbuje zwrócić uwagę rodzica. Jak 2 letnie dziecko ma wyjaśnić rodzicowi o co mu chodzi i czego oczekuje od matki i ojca oraz jakie ma potrzeby? 

 

2 godziny temu, Dowódca plutonu napisał(a):

Dlaczego niektóre dzieci drą ryja

Bo nie rozumieją swoich emocji. Proszę Cię. xD

 

2 godziny temu, Dowódca plutonu napisał(a):

Myślę, że ok 30-40% ma zaznaczone, że nie chce dzieci. Drugie 50-60% posiada już dziecko. 

Ale wiesz, że tak samo jest z mężczyznami?

 

 

Link to comment
Share on other sites

Zmiany cywilizacyjne pozwoliły Nam gratyfikować inne postawy u kobiet.

To tyle. 

 

To warunki determinują hierarchię wartości wszelakich. 

Gdyby dzieci (zasięg nowego pokolenia) byłyby potrzebne, to rodziłyby się w satysfakcjonującym przyroście. 

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

stock-photo-too-many-people-in-the-same-

Tam mają dużo ludzi. Chcielibyście w takich warunkach funkcjonować? Ja nigdy w życiu. Wolę mniej ludzi, większą przestrzeń, wyższe pensje, zachowanie lokalnej kultury. Emeryturka nie musi pochodzić z wymiany pokoleniowej, ale z inwestycji, z automatyzacji, innowacji, przez preferencje podatkowe rosnące wraz z wiekiem. Męczę się w większych miastach, tyle ludzkich mrówek zapierdala, że ciężko się połapać. Wszędzie miejsca zajęte, gdzie nie pójdziesz. I tak za dużo dzieci się rodzi. Dla mnie nie ma problemu, wręcz kibicuję, żeby było nas mniej i to znacznie.

  • Like 1
  • Confused 2
Link to comment
Share on other sites

6 godzin temu, maria napisał(a):

Myślę, że grubo ponad połowa osób ma do dzieci w ogóle stosunek bardzo negatywny, po prostu ich nie lubi, nie chce w przestrzeni publicznej itd.

Ja akurat mieszkając na północy, codziennie obserwuję w przestrzeni publicznej zachowania dzieci niepilnowanych przez rodziców. Wbieganie na ścieżki rowerowe, na plaży bieganie blisko osób które wypoczywają, i przez to sypanie piachem na leżących ludzi. W pociągach, tramwajach, hałasowanie, krzyczenie. Jak chcę np. odpocząć na plaży, lub gdzieś zjeść, to siadam tam, gdzie nie ma rodzin z dziećmi. 

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

Co podkreśla @Iceman84PLwiele kobiet wyjechało i teraz rodzą cudzoziemcom. Ciekaw jestem, czy ta i tak niska statystyka, nie jest nieco podwyższona przez kobiety i ich "wyniki" przebywający na emigracji, a złapane w PL w kreatywną księgowość?

 

Wg mnie istotne powody złej sytuacji to:

 

Dawniej rodziło się dużo dzieci na wsi, bo dzieci to byli tani robotnicy zwiększający dochód gospodarstwa i dający zabezpieczenie na starość. Nie było takiej opieki medycznej i emerytur jak obecnie, to zmieniało punkt widzenia. Dziś rolnicze rodziny zniknęły, bo jest nowoczesne rolnictwo, które i tak zwija się w PL. No i są socjale.

 

System światowy stwierdził, że za dużo ludzi jest i wszystko się robi, żeby ograniczyć rozród. To jest wielka operacja. Darmowe studia dla kobiet są po to, żeby zmarnowały najlepsze lata życia, kiedy mogą mieć dzieci. Od 16 do 28 roku życia realnie mają czas na dzieci, potem jest ciężko i częściej komplikacje. A średnia zamążpójścia dziś jest powyżej 28 roku życia dla Polek.

 

Różne socjale i wzrost zamożności wg badań zmniejszają dzietność, dlatego to funkcjonuje.

 

Dochodzi rozbuchana hipergamia, wpływ mediów, social mediów, szukanie ideału, rozwiązłość.

 

Mamy też wiele kobiet po latach antykoncepcji, które zniszczyły organizm i nie mogą mieć dzieci. Może są dumne, że sprawiły wiele przyjemności samcom, którzy z nich korzystali?

 

Faceci też mają coraz gorsze nasienie przez używki, tryb życia i środowisko. No i są niechciani. Dziś panny nie chcą przeciętniaków. Wolą być same jeśli nie znajdą swojego księcia i wiele mi to otwarcie mówi.

 

Nie lubi się dzieci tak jak napisała @maria, potwierdzam, wiele znajomych ma jakąś awersję do dzieci. Przeszkadzają im w środkach transportu, na imprezach, na mieście. Nie ogarniam tego, robi się imprezy z zaznaczeniem, że bez dzieci, wakacje bez dzieci. Drażni je pisk, rozmowa, bieganie. Nie wiem o co z tym chodzi, czy to może zazdrość, że same nie mają?

Edited by Śnieżnobiały
zmiana wyrazu na poprawny;)
  • Like 5
Link to comment
Share on other sites

6 godzin temu, Dowódca plutonu napisał(a):

Dlaczego niektóre dzieci są grzeczne, nie płaczą, zachowują się poprawnie i są dobrze wychowane?
Dlaczego niektóre dzieci drą ryja,

Po pierwsze dlatego że dzieci są różne, jedne spokojniejsze, a inne rozpiera energia, mają różny temperament tak samo jak dorośli. Po drugie to że w danej chwili widzisz jedno dziecko "grzeczne", a drugie "niegrzeczne" nie oznacza że one takie są zawsze, a tylko to że są takie w tym momencie. Każde dziecko czasami zachowuje się poprawnie, a czasami nie. Po prostu jedne częściej, a inne rzadziej. Sama mam jedno dziecko, które jest aniołem, wszyscy chcą z nią przebywać, bo jest słodka, rozkoszna, uśmiechnięta i naturalnie potrafi dostosować się do otoczenia. Ale nawet ona ma momenty, kiedy jest rozdrażniona, zmęczona i wtedy krzyczy i jest nieznośna. Mam też drugą córkę, która bardzo często gdy miała 4-5 lat "darła się" na ulicy, w sklepie, nie wspominając o scenach które robiła w domu. Do dziś się jej to zdarza, a ma już 7 lat. I zaręczam że nie ma to wiele wspólnego z wychowaniem takim czy innym - po prostu jej układ nerwowy działa inaczej, jest mega wrażliwa na dźwięki, zapachy, mega łatwo się irytuje, wpada w panikę, lęk, złość. I szczerze, jeśli dziś zdarzy się taka sytuacja to nie będę jej publicznie "dyscyplinować" żeby osoby postronne w duchu pomyślały sobie, że "wychowuję" dziecko. Niech sobie myślą co chcą, ja moje dziecko znam, wiem jaką pracę wielką wykonała i codziennie wykonuję by nad sobą panować w 90% sytuacji. I wiem że z czasem nauczy się tej sztuki w 99%. To co widzi przypadkowa osoba to jest jakiś mikro wycinek rzeczywistości i arogancją jest ocenianie zarówno dziecka jak i jego rodziców na podstawie takiego wycinka.

Rzeczywiście kiedyś w latach 80, 90 było tego mniej, bo dla takich dzieci był pas, kary i "dyscyplina", a dziś większość rodziców takich metod nie stosuje. Wiedza o rozwoju dziecka, o różnych uwarunkowaniach jest dziś znacznie większa niż te 30 lat temu.

6 godzin temu, Dowódca plutonu napisał(a):

Dziecko reaguje płaczem i krzykiem bo w ten sposób próbuje zwrócić uwagę rodzica

Czasami tak, ale często powód jest inny. Np jesteśmy w supermarkecie na zakupach, jest dużo ludzi, gwar, a dziecko jest zmęczone i to wystarczy. A zakupy zrobić trzeba i nie zawsze jest możliwość aby zrobić je bez dzieci.

@I1ariusz zgadzam się z Tobą w dużej mierze, ale jednak ta niechęć do dzieci wynika z czegoś innego. Przecież ta pogardliwa, oceniająca postawa wobec rodziców nie wynika z postrzegania ich rodzicielstwa jako czegoś bardzo wymagającego. Wręcz przeciwnie - madka p0lka, rodzice którym nic się nie chce i tym podobne oceny są raczej wyrazem przekonania, że "ogarnianie" dziecka to bułka z masłem i w domyśle "ja zrobiłbym/zrobiłabym to lepiej". Ale faktem jest że oczekiwania względem rodzicielstwa są dziś wielokrotnie wyższe niż dawniej. To może wg mnie tłumaczyć - wraz z dostępnością antykoncepcji - ograniczenie liczby potomstwa, ale nie niechęć do dzieci i rodzin w ogóle. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że dawniej, mimo iż warunki były trudniejsze, a dzieci więcej to jednak wychowywała je "całą wioska" - babcie, dziadkowie, ciocie, sąsiadki, żłobki i przedszkola przy zakładach pracy. Dużą część przejmowała szkoła, zarówno pod względem "wychowania" jak i np dbanka o zdrowie, rozwój kulturalny itd. Dziś całość opieki i wychowania jest właściwie w 100% na rodzicach. Szkoła już nie tylko nie wychowuje, ale nawet nie bardzo uczy. To rodzice siedzą wieczorami i douczają dzieci, bo szkoła tylko ocenia. Kiedyś tego nie było. Nie pamiętam by moi rodzice odrabiali ze mną kiedykolwiek lekcje. Tata przygotowywał mnie kiedyś do konkursu matematycznego, ale poza tym całą naukę robiłam sama. Dziś to jest niemożliwe w systemowej edukacji. 

@mac mogłabym się z Tobą zgodzić, gdyby na całym świecie rodziło się tak mało dzieci. Ale tak nie jest. Jeśli nie będzie naszych dzieci to nie będzie więcej przestrzeni. Tą przestrzeń wypełnią dzieci napływowe. 

@Śnieżnobiały nie tylko kobiety nie chcą mieć dzisiaj dzieci. Mężczyźni również. To jest trend ponad podziałami płci. Po prostu ludzie chcą żyć wygodnie, a dzieci to jednak duże poświęcenie własnego czasu, energii, zasobów, zdrowia. Dla mnie oczywiste było, że taka jest kolej rzeczy, że przekazanie swoich genów, wartości, a nawet majątku swoim potomkom to główny cel naszego życia. Dziś prawie nikt z pokolenia 20-25latków nie myśli w ten sposób - ani kobiety ani mężczyźni. I to jest wg mnie smutne, a wręcz przerażające. 

  • Like 5
Link to comment
Share on other sites

9 godzin temu, maria napisał(a):

Wiedza o rozwoju dziecka, o różnych uwarunkowaniach jest dziś znacznie większa niż te 30 lat temu.

Czasami tak, ale często powód jest inny. Np jesteśmy w supermarkecie na zakupach, jest dużo ludzi, gwar, a dziecko jest zmęczone i to wystarczy. (...) 

Do tego dochodzi jeszcze fakt, że dawniej, mimo iż warunki były trudniejsze, a dzieci więcej to jednak wychowywała je "całą wioska" - babcie, dziadkowie, ciocie, sąsiadki, żłobki i przedszkola przy zakładach pracy. Dużą część przejmowała szkoła, zarówno pod względem "wychowania" jak i np dbanka o zdrowie, rozwój kulturalny itd. Dziś całość opieki i wychowania jest właściwie w 100% na rodzicach. Szkoła już nie tylko nie wychowuje, ale nawet nie bardzo uczy. To rodzice siedzą wieczorami i douczają dzieci, bo szkoła tylko ocenia. Kiedyś tego nie było. Nie pamiętam by moi rodzice odrabiali ze mną kiedykolwiek lekcje. Tata przygotowywał mnie kiedyś do konkursu matematycznego, ale poza tym całą naukę robiłam sama. Dziś to jest niemożliwe w systemowej edukacji. 

Masz sporo racji, ale moim zdaniem najbardziej destrukcyjnie na dzieciaki działa teraz postęp technologiczny. Maluszek w wózku z telefonem w łapce to teraz widok częstszy niż maluszek z jakąś zabawką. Tutaj bym upatrywała źródła problemu. Przez wiele lat udzielałam dzieciakom korepetycji i z moich obserwacji wynika, że: 

- każdy kolejny rocznik ma większy problem z ogarnięciem podstawowego materiału, mimo że ten od lat jest taki sam 

- coraz większy problem ze skupieniem i utrzymaniem uwagi, do tego zawsze telefon w zasięgu ręki 

- wielu rodziców, zamiast spędzić czas z dzieckiem, woli dać mu nielimitowany dostęp do telewizora czy laptopa, a w razie problemów w szkole załatwić korepetytora 

- dzieciaki wolnego czasu nie spędzają już na powietrzu ze znajomymi, ale właśnie w domu przyklejone do tiktoka czy innego Instagrama

 

Wnioski nasuwają się same.

Raz, że dzieciaki są przebodźcowane, dlatego bardziej nerwowe, roszczeniowe, niecierpliwe.

Dwa, że siedzenie w socjalach daje im kolosalne zastrzyki dopaminy bez żadnego wysiłku. A wiadomo, że po pewnym czasie przyzwyczajenia trzeba zwiększyć bodziec, dla tego samego efektu. A cała reszta staje się nudna.

Trzy, że dla rodziców to jest ogromna wygoda, dać dziecku telefon i zapomnieć o nim, gdy sami w tym telefonie ciągle siedzą. 

Cztery, nuda sprzyja kreatywnemu myśleniu i rozwijaniu umiejętności poznawczych. Dziecko, które czasem się nudzi, żeby zorganizować sobie czas musi sobie wymyślić jakąś zabawę. Musi pomyśleć, pokombinować. Kiedy dostaje do ręki telefon, nie musi. 

 

Można by tutaj napisać elaborat o tym, jak destrukcyjnie technologia działa na rozwój dzieci i to praktycznie w każdym aspekcie życia. 

Na YT jest mnóstwo filmów jak histerycznie dzieci reagują, kiedy zabierze im się telefon czy konsolę. 

W mojej rodzinie jedna z moich bratanic reaguje histerią na zabranie telefonu. Z kolei kiedy ogląda bajkę jest zupełnie nieobecna, można do niej mówić, wołać, nie ma dziecka. A ma dopiero cztery lata.

Przerażające to jest. Ale z drugiej strony, znak naszych czasów. Dzisiaj ciężko jest zupełnie odciąć dziecko od nowinek technologicznych. Zwłaszcza, że rodzice sami większość wolnego czasu spędzają w socjalach. Żeby uchronić przed tym dziecko, trzeba najpierw zrezygnować samemu. A wiadomo, dopaminka. 

 

9 godzin temu, maria napisał(a):

Po pierwsze dlatego że dzieci są różne, jedne spokojniejsze, a inne rozpiera energia, mają różny temperament tak samo jak dorośli.

(...)

Wiedza o rozwoju dziecka, o różnych uwarunkowaniach jest dziś znacznie większa niż te 30 lat temu.

 

Tu poruszyłaś temat, który od pewnego czasu mnie bardzo męczy. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że każde dziecko jest inne, ma swój niepowtarzalny charakter i osobowość i to jest super. Tylko odnoszę wrażenie, że współczesna psychologia dziecięca tak bardzo próbuje diagnozować na siłę, że każdy przejaw odstępstwa od jakiejś "normy" już jest uznawany za dysfunkcję. A sama "norma" jest niejednoznaczna i ma bardzo płynne granice. Przykład?

Dziecko bawi się samo ze sobą, mało płacze, lubi przebywać z dorosłymi. Kiedyś byś powiedziała, że jest po prostu spokojne. Teraz mu przykleją autyzm. 

Drugie dziecko ma więcej energii, jest hałaśliwe, momentami nieznośne, szybko się nudzi. Kiedyś byś powiedziała, że jest energiczne. Teraz ma ADHD. 

Trzecie dziecko jest uparte, ma swoje zdanie, czasem pyskuje, czasem się kłóci. Kiedyś byś powiedziała, że mały charakternik. Teraz ma zaburzenia opozycyjno-buntownicze. 

Przykłady można mnożyć. I teraz każde z powyższych dzieci po wizycie u psychologa/psychiatry ma wystawioną diagnozę, zaproponowaną terapię, nierzadko także farmakologiczną. Faszerują maluchy psychotropami od najmłodszych lat. Dla mnie to jest straszne. 

Zastanawiam się, w którym miejscu jest granica, bo chwilami odnoszę wrażenie, że gdyby każde dziecko poddać diagnozie, to każdemu wyjdzie jakaś nieprawidłowość. Ale na ile to nieprawidłowość a na ile cecha charakteru? I czy wszystkie muszą być leczone terapią lub lekami, żeby zachowywały się tak a nie inaczej? Zależy nam na armii małych klonów? Gdzie kończy się indywidualność a zaczyna nieprawidłowość? I gdzie jest słonko, kiedy śpi?

  • Like 2
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

20 godzin temu, mac napisał(a):

Dla mnie nie ma problemu, wręcz kibicuję, żeby było nas mniej i to znacznie.

I tak jest nas mniej niż Bengalczyków na km/kwadratowy ? Więc dlaczego chcesz, żeby Polaków było jeszcze mniej ? Skoro ponieśliśmy gigantyczne straty ludnościowe podczas II wś, I wś, darmowej aborcji za komuny, nie mówiąc o powstaniach, okupacji, germanizacji, rusyfikacji, białorutenizacji, dla mnie to co napisałeś to czysty absurd.

23 godziny temu, Dowódca plutonu napisał(a):

Myślę, że ok 30-40% ma zaznaczone, że nie chce dzieci.

Powinien być podatek bykowy dla kobiet, nie urodzisz do 40 roku życia dziecka, pracujesz do 70 roku na swoją emeryturę, pracujesz na swój własny garnuszek.

  • Like 4
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

7 godzin temu, Summer napisał(a):

Masz sporo racji, ale moim zdaniem najbardziej destrukcyjnie na dzieciaki działa teraz postęp technologiczny

100% racji. Też tak myślę. I to nie tylko na dzieci, ale na społeczeństwo w ogóle. Przyznaję, że 20 lat temu gdy "starzy" mówili że internet to dzieło szatana i doprowadzi do upadku ludzkości to śmiałam się z tego. Dziś już się nie śmieję 😞 

7 godzin temu, Summer napisał(a):

wielu rodziców, zamiast spędzić czas z dzieckiem, woli dać mu nielimitowany dostęp do telewizora czy laptopa,

Tu właśnie nie jestem tak krytyczna wobec rodziców. Sama próbowałam wychować dzieci bez bajek, gier, telefonów itd. Udało mi się 2 lata z hakiem z najstarszą córką. (Paradoksalnie dziś to ona ma największy problem z odcięciem od bajek, mimo że jako jedyna z moich dzieci nie miała ich prawie w ogóle we wczesnym dzieciństwie). A jak dasz choć trochę to potem naprawdę ciężko z tym konkurować. To niekoniecznie jest tak, że rodzicom się nie chce usiąść z dzieckiem i np poczytać mu książkę albo pograć w planszówke. Po prostu dzieci dziś często tego nie chcą bo np bajki są bardziej atrakcyjne. Tak jak pisałaś - szybką i łatwa dopomina bez wysiłku. To jest jakieś błędne koło i ja nie wiem jak się z tego wyrwać.

 

7 godzin temu, Summer napisał(a):

odnoszę wrażenie, że współczesna psychologia dziecięca tak bardzo próbuje diagnozować na siłę, że każdy przejaw odstępstwa od jakiejś "normy" już jest uznawany za dysfunkcję. A sama "norma" jest niejednoznaczna i ma bardzo płynne granice. Przykład?

Dziecko bawi się samo ze sobą, mało płacze, lubi przebywać z dorosłymi. Kiedyś byś powiedziała, że jest po prostu spokojne. Teraz mu przykleją autyzm. 

Drugie dziecko ma więcej energii, jest hałaśliwe, momentami nieznośne, szybko się nudzi. Kiedyś byś powiedziała, że jest energiczne. Teraz ma ADHD. 

Trzecie dziecko jest uparte, ma swoje zdanie, czasem pyskuje, czasem się kłóci. Kiedyś byś powiedziała, że mały charakternik. Teraz ma zaburzenia opozycyjno-buntownicze. 

Nie sądzę aby ktoś diagnozował na siłę. Raz, że jest to wynagające, czasochłonne i drogie. Dwa, że ktoś musi na taką diagnozę skierować, zazwyczaj psycholog szkolny lub np terapeuta SI, czyli dziecko już wcześniej musiało sygnalizować jakieś trudności skoro do takiej osoby trafiło. Trzy, nie wydaje mi się aby kryteria diagnozy były jakieś płynne i niejasne. Przynajmniej jeśli chodzi o spektrum to jest tam taki test punktowy, psycholog siada z dzieckiem I robi z nim konkretne ćwiczenia. Dziecko albo je wykonuję albo nie. Zlicza się punkty i wychodzi - albo jest spektrum albo nie. Nie wiem jak się diagnozuje inne zaburzenia, ale na pewno robi to psychiatra, czyli osoba umiejąca chyba ocenić czy pacjent cierpi na jakieś zaburzenie czy nie. Nie kwestionujemy raczej diagnozy wady serca dlatego że na "nasze oko" komuś nic nie dolega. Dlaczego mamy zatem kwestionować diagnozy psychiatryczne?

Na pewno dziecko nie dostanie diagnozy spektrum z tego powodu że jest spokojne i lubi się bawić samo lub z dorosłymi. Ale jeśli nie będzie w ogóle nawiązywało kontaktu ani odpowiadało na próby nawiązania kontaktu to chyba zgodzisz się, że to nie jest kwestia spokojnego usposobienia, a jakiś poważniejszy problem. To nie jest też tak że rodzice od razu uderzają po diagnozę spektrum, ADHD czy czegoś tam innego. Zazwyczaj najpierw przez x lat próbują sobie radzić sami i nie rozumieją dlaczego ich dziecko jest inne, nie zachowuje się adekwatnie do sytuacji, często obwiniaja siebie i watpią w swoje kompetencje do wychowania dziecka. Szukają pomocy. Trafiają na terapię SI, do neurologa, badają słuch, wzrok, sprawdzają alergie, pasożyty. W końcu idą po pomóc do psychologa, wdrażają jakieś modyfikacje swojego zachowania, bo skoro fizycznie dziecku nic nie jest to tym bardziej szukają przyczyny w swoim sposobie wychowywania. Od rodziny slysza że powinni robić to lub tamto (bo ktoś tak robił i nie miał problemów). Niektorzy mowią żeby czekać, bo wyrośnie. Dziecko ma juz na tym etapie zazwyczaj ponad 6 lat. I nie wyrasta, lekarze nic już nie pomogą, bo wszystkie fizyczne problemy dawno zostały wykluczone, rady od rodziny, przyjaciół i psychologów na Twoje dziecko nie działają. Aż ktoś w końcu gdzieś wspomina o spektrum. I wtedy robi się diagnozę. To nie jest ani łatwa ani szybka droga. 

To że takich dzieci jest coraz więcej wynika z tego że kiedyś się tego nie diagnozowało, a nie z tego że diagnozę dostają zdrowe dzieci.

7 godzin temu, Summer napisał(a):

Zastanawiam się, w którym miejscu jest granica, bo chwilami odnoszę wrażenie, że gdyby każde dziecko poddać diagnozie, to każdemu wyjdzie jakaś nieprawidłowość. Ale na ile to nieprawidłowość a na ile cecha charakteru? I czy wszystkie muszą być leczone terapią lub lekami, żeby zachowywały się tak a nie inaczej? Zależy nam na armii małych klonów? Gdzie kończy się indywidualność a zaczyna nieprawidłowość?

Wg mnie granica jest tam gdzie ta "nieprawidłowość" czy "inność" znacząco utrudnia temu dziecku funkcjonowanie w rodzinie/szkole/społeczeństwie. Nikt nie będzie "leczył" dziecka z żywiołowości czy introwertyzmu, ale jeśli dziecko ma trudność, która uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie - np wyjscie z domu budzi w nim taki lęk, że wpada w panikę - to rozumiem podawanie leków. Tak samo postępujemy z ludźmi dorosłymi. Terapia tym bardziej nikomu nie zaszkodzi. Nie chodzi o to, by dzieci zachowywały się wg jakiejś linijki, a o to by zrozumiały jak działają inni ludzie (wiekszość) oraz aby otoczenie - rodzina, szkoła - zrozumiało jak funkcjonuje dane dziecko (inaczej niż większość).

 

Tak na marginesie - spektrum autyzmu się nie leczy. Diagnoza pomaga jedynie lepiej zrozumieć dziecko i czego można się po nim spodziewać. Z punktu widzenia dziecka czy rodziców w oczach otoczenia zamienia łatkę dziecka "niewychowanego" na "nienormalne". Nie wiem czy to taki dobry deal. Uważam że rodzice robią to dla swoich dzieci i siebie a nie po to by cokolwiek na tym zyskać. 

Edited by maria
  • Like 1
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

19 minut temu, maria napisał(a):

 Sama próbowałam wychować dzieci bez bajek, gier, telefonów itd. Udało mi się 2 lata z hakiem z najstarszą córką. (Paradoksalnie dziś to ona ma największy problem z odcięciem od bajek, mimo że jako jedyna z moich dzieci nie miała ich prawie w ogóle we wczesnym dzieciństwie). A jak dasz choć trochę to potem naprawdę ciężko z tym konkurować. To niekoniecznie jest tak, że rodzicom się nie chce usiąść z dzieckiem i np poczytać mu książkę albo pograć w planszówke. Po prostu dzieci dziś często tego nie chcą bo np bajki są bardziej atrakcyjne. Tak jak pisałaś - szybką i łatwa dopomina bez wysiłku. To jest jakieś błędne koło i ja nie wiem jak się z tego wyrwać.

 

Gdzieś czytałam, ale już nie pamiętam gdzie, że dzisiejsze bajki (Psi patrol, Bing, Blue etc.) są tak zrobione, że zostawiają w dziecku jakiś niedosyt. Działają bardziej uzależniająco niż Rumcajsy czy Smerfy naszych czasów. Nie wiem, czy ma na to wpływ ścieżka dźwiękowa, czy efekty wizualne (nie znam się na tym za bardzo). Ale często dziecko po obejrzeniu jednego odcinka od razu chce obejrzeć następny. My wyłączaliśmy telewizor i szliśmy na zewnątrz (chociaż w naszym przypadku przesądzał też o tym fakt, że bajki leciały tylko wieczorem o 19 xD) 

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Nie sądzę aby ktoś diagnozował na siłę. Raz, że jest to wynagające, czasochłonne i drogie. Dwa, że ktoś musi na taką diagnozę skierować, zazwyczaj psycholog szkolny lub np terapeuta SI, czyli dziecko już wcześniej musiało sygnalizować jakieś trudności skoro do takiej osoby trafiło.

 

Mam w rodzinie kobietę, która pracuje właśnie przy takich diagnozach. Mega wykształcona i oczytana babeczka. Ale zostaliśmy dzięki temu wszyscy zdiagnozowani 🤣 u mnie też podejrzewa zaburzenia ze spektrum autyzmu, a mam prawie 30 lat i nigdy nie miałam problemów czy w szkole czy z rówieśnikami. 

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Trzy, nie wydaje mi się aby kryteria diagnozy były jakieś płynne i niejasne. Przynajmniej jeśli chodzi o spektrum to jest tam taki test punktowy, psycholog siada z dzieckiem I robi z nim konkretne ćwiczenia. Dziecko albo je wykonuję albo nie. Zlicza się punkty i wychodzi - albo jest spektrum albo nie.

 

Według mnie są płynne i niejasne, nawet ten test punktowy. Jedno dziecko "nazbiera" punktów za jakieś zachowania a drugie za inne. 

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Nie wiem jak się diagnozuje inne zaburzenia, ale na pewno robi to psychiatra, czyli osoba umiejąca chyba ocenić czy pacjent cierpi na jakieś zaburzenie czy nie.

 

Tutaj też dużo zależy od psychiatry. Czy ma na tyle empatii i wrażliwości, żeby "wgryźć" się w przypadek, czy po prostu pacjent jest dla niego listą punktów do odhaczenia. No i podejrzewam, że na jednej wizycie nie powinno się to kończyć.

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Nie kwestionujemy raczej diagnozy wady serca dlatego że na "nasze oko" komuś nic nie dolega. Dlaczego mamy zatem kwestionować diagnozy psychiatryczne?

Na pewno dziecko nie dostanie diagnozy spektrum z tego powodu że jest spokojne i lubi się bawić samo lub z dorosłymi. Ale jeśli nie będzie w ogóle nawiązywało kontaktu ani odpowiadało na próby nawiązania kontaktu to chyba zgodzisz się, że to nie jest kwestia spokojnego usposobienia, a jakiś poważniejszy problem.

 

Oczywiście, że się zgodzę. Są przypadki, w których interwencja psychiatry jest konieczna. Jednak wydaje mi się, że jest też dużo przypadków, gdzie diagnozy takie są wystawiane pochopnie, bo "piniondze". I mówię to na podstawie obserwacji mojego otoczenia.

 

19 minut temu, maria napisał(a):

To nie jest też tak że rodzice od razu uderzają po diagnozę spektrum, ADHD czy czegoś tam innego.

 

A mi się wydaje, że zwłaszcza w dużych miastach jest to coraz częstsze. Na tyle, że przybiera postać niepokojącej "mody".

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Zazwyczaj najpierw przez x lat próbują sobie radzić sami i nie rozumieją dlaczego ich dziecko jest inne, nie zachowuje się adekwatnie do sytuacji, często obwiniaja siebie i watpią w swoje kompetencje do wychowania dziecka.

 

Myślę, że jeszcze kilka lat temu tak było. Rodzice wstydzili się tego, że dziecko jest nadpobudliwe i nie umieją sobie z tym poradzić. A wizyta u psychologa czy psychiatry z dzieckiem to już w ogóle masakra.

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Wg mnie granica jest tam gdzie ta "nieprawidłowość" czy "inność" znacząco utrudnia temu dziecku funkcjonowanie w rodzinie/szkole/społeczeństwie.

 

Tu się zgadzam, tutaj granica powinna być.

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Nikt nie będzie "leczył" dziecka z żywiołowości czy introwertyzmu, ale jeśli dziecko ma trudność, która uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie - np wyjscie z domu budzi w nim taki lęk, że wpada w panikę - to rozumiem podawanie leków.

 

Tylko skąd bierze się taki lęk? Wydaje mi się, że tak drastyczna reakcja nie będzie jedynym objawem problemów wtedy. 

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Terapia tym bardziej nikomu nie zaszkodzi. Nie chodzi o to, by dzieci zachowywały się wg jakiejś linijki, a o to by zrozumiały jak działają inni ludzie (wiekszość) oraz aby otoczenie - rodzina, szkoła - zrozumiało jak funkcjonuje dane dziecko (inaczej niż większość).

 

Jeżeli jest faktycznie wskazanie do terapii, to jak najbardziej. Tylko według mnie trzeba się liczyć z faktem, że jeśli dziecko chodzi na terapię, a dzieci w szkole się o tym dowiedzą, to na pewno zostanie napiętnowane w jakiś sposób. Jest ryzyko, że będzie jeszcze bardziej wycofane. Ważne, żeby terapia przynosiła więcej plusów niż minusów.

 

19 minut temu, maria napisał(a):

Tak na marginesie - spektrum autyzmu się nie leczy. Diagnoza pomaga jedynie lepiej zrozumieć dziecko i czego można się po nim spodziewać. Z punktu widzenia dziecka czy rodziców w oczach otoczenia zamienia łatkę dziecka "niewychowanego" na "nienormalne". Nie wiem czy to taki dobry deal. Uważam że rodzice robią to dla swoich dzieci i siebie a nie po to by cokolwiek na tym zyskać. 

 

Wiesz, mogą być też rodzice, dla których diagnoza autyzmu czy ADHD jest swoistym usprawiedliwieniem. Typu "To nie moja wina, to przez spektrum on tak ma". A niektóre zaburzenia przy ADHD leczy się farmakologicznie. I z tym bym bardzo uważała. 

 

 

Nie mniej rozumiem i szanuję Twój punkt widzenia ☺️♥️ 

Link to comment
Share on other sites

W dniu 12.07.2024 o 21:14, Śnieżnobiały napisał(a):

Nie lubi się dzieci tak jak napisała @maria, potwierdzam, wiele znajomych ma jakąś awersję do dzieci. Przeszkadzają im w środkach transportu, na imprezach, na mieście. Nie ogarniam tego, robi się imprezy z zaznaczeniem, że bez dzieci, wakacje bez dzieci. Drażni je pisk, rozmowa, bieganie. Nie wiem o co z tym chodzi, czy to może zazdrość, że same nie mają?

Ja nie lubię dzieci odkąd skończyłem 5-6 lat, nawet nie rozumiem jak można je lubić czy cieszyć się z posiadania potomstwa. Nie wiem co w tym fajnego żadnej satysfakcji by mi to nie sprawiało wręcz przeciwnie. No i jak bym chciał to bym miał świętą polską rodzinę, ale nie ma głupich. Dla mnie dzieciak to zwykły balast, musiałbym robić coś na co nie mam ochoty i nie oszukujmy się to też kosztuje, a ja kasę wolę wydawać na własne przyjemności.

  • Confused 1
Link to comment
Share on other sites

12 godzin temu, Imiennik napisał(a):

Ja nie lubię dzieci odkąd skończyłem 5-6 lat, nawet nie rozumiem jak można je lubić czy cieszyć się z posiadania potomstwa. Nie wiem co w tym fajnego żadnej satysfakcji by mi to nie sprawiało wręcz przeciwnie. No i jak bym chciał to bym miał świętą polską rodzinę, ale nie ma głupich. Dla mnie dzieciak to zwykły balast, musiałbym robić coś na co nie mam ochoty i nie oszukujmy się to też kosztuje, a ja kasę wolę wydawać na własne przyjemności.

Ok, fajnie że znasz siebie i świadomie podjąłeś taką decyzję. Ja to szanuję i jestem daleka od zmuszania kogokolwiek do posiadania dzieci jeśli tego nie chce. Mi chodziło o to, że dzieci są częścią społeczeństwa tak samo jak wszyscy inni i wkurza mnie że dużo osób daje sobie prawo by obużać się na ich obecność w przestrzeni publicznej. Mi np nie podoba się że na obiedzie nad morzem muszę patrzeć na gołe klaty brzuchatych i podstarzałych facetów, ale nie rzucam w ich kierunku złośliwych uwag i nie przewracam oczami. Najwyżej wybieram nastepnym razem miejsca gdzie obowiązuje jakiś dresscode zamiast iść do smażalni przy plaży. Jest już całkiem sporo miejsc adults only i jeśli ktoś ma tak wielką awersję do dzieci że nie może znieść ich w otoczeniu to powinien wybierać takie właśnie miejsca a nie jojczyć że mu dzieci bignac sypnęły piaskiem na ręcznik na plaży gdzie między ręcznikami jest po 30cm

Edited by maria
  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

@maria

Jeśli ktoś ma rozwydrzone dzieci to moim zdaniem powinien unikać takich miejsc jak chociażby restauracje. Nie chciałbym jeść w miejscu gdzie bachory wrzeszczą i biegają a mamusia siedzi w smartfonie bo to jest patologia. Tacy ludzie najpierw powinni ogarnąć swoje dzieci. Co jeśli będę miał spotkanie biznesowe w takim miejscu? 

Brzuchacze nie dra się i nie sypią na wszystkich dookoła piaskiem, mi na przykład nie podobają się grube baby ale muszę je tolerować. Kwestia wyglądu to jedno, a zachowania to drugie. Również nie chciałbym słyszeć w restauracji kibolskich przyśpiewek. 

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

Godzinę temu, Imiennik napisał(a):

mamusia siedzi w smartfonie bo to jest patologia.

Najgorsze, że to się rozmnaża i decyduje o przyszłości tego kraju.

  • Like 4
Link to comment
Share on other sites

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.