Skocz do zawartości

Nomorepanic

Starszy Użytkownik
  • Postów

    310
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Nomorepanic

  1. Resztę już opisali bracia. Ja mam tylko jeszcze jedno pytanie. Naprawdę chcesz świadomie z własnej nie przymuszonej woli zostać alkoholikiem? Twoje życie nie przedstawia dla Ciebie żadnej wartości? Nie masz żadnych innych marzeń czy aspiracji oprócz znalezienia kochającej kobiety? Zastanów się nad tym. Jesteś dojrzałym mężczyzną, właśnie osiągasz maksymalną wartość swojego SMV. I utrzyma się ona przez kolejne 5-7 lat. Jesteś niezależny finansowo. Zapewne nie masz żadnych większych zobowiązań poza pracą. Zrób sobie prezent. Zadbaj o siebie - dla siebie, nie po to aby wyrwać nową dupę, ale po to abyś ty sam poczuł się z sobą dobrze. Zrealizuj marzenia. Wyjedź na drugi koniec świata na miesiąc jeśli chcesz. Ja bym pojechał do Nowej Zelandii - takie mam marzenie. Po co? Nie wiem. Jak kiedyś pojadę to się dowiem. Wystarczy mi, że jest tam pięknie. Zacznij latać na lotni jeśli chcesz. Doświadczaj życia. Po upadku trzeba wstać a nie kłaść się do trumny. Nawet jeżeli nie jesteś do tego przekonany, zrób coś na co nigdy się nie zdecydowałeś, bo drogo, bo co ludzie powiedzą, bo to dziecinne. Masz jeszcze sporo lat przed sobą. Jak o siebie zadbasz to drugie tyle co już przeżyłeś w dobrym zdrowiu. Świadome niszczenie siebie to droga do nikąd. Sabotowanie siebie doprowadzi Cię do nienawiści do samego siebie. Jeżeli to zrobisz to z 5/10/15 lat obudzisz się pewnego dnia z myślą, że przejebałeś swoje życie i nie będzie już drogi odwrotu, bo alkoholizm bierze wszystko. Zabierze Ci zdrowie, zabierze Ci pieniądze, zabierze Ci relacje z innymi ludźmi, a co najważniejsze zabierze Ci szacunek do samego siebie, poczucie własnej wartości. Tylko skrajny masochista mógłby sobie coś takiego zrobić świadomie. Jak już poukładasz sam siebie.,to wtedy możesz myśleć o poszukiwaniach kobiety. Nie w roli wielkiego pucharu - trofeum zwięczającego Twojego życie, ale w roli ładnej ramki do gablotki, w której będą spoczywać wszystkie Twoje życiowe sukcesy i, zrealizowane marzenia. Tak jeszcze w ramach pocieszenia, mam dobrą koleżankę (25l), jedną z normalniejszych samic jakie znam, niezależną finansowo (pracuje w IT), ładną (nie piękna, ale łądna), wysportowaną (ćwiczy pole dance), z poczuciem humoru, która niedawno związała się z mężczyzną mającym 39 lat. Jak będziesz miał 55 lat na karku, to wtedy zacząłbym się ewentualnie martwić. Teraz jest czas dla Ciebie. Powodzenia.
  2. Po co chcesz wogóle spędzać czas z byłą? Z tego co czytałem z relacji innych braci to nigdy nie kończyło się dobrze. W końcu z jakiegoś powodu się rozstaliście. Nie ważne, że nie nalegałeś, zaproponowałeś - w jej główce pewnie zalęgła się myśl, że nie straciła jeszcze zupełnie kontroli nad Tobą, bo nadal chcesz z nią spędzać czas. Dlaczego generuje to u Ciebie frustrację? Zależy Ci na tym, żeby ona z Tobą pojechała? Czekasz tydzień bo chcesz, gdybyś nie chciał, to byś nie czekał. Pewnie że manipulacja. Moim zdaniem zwyczajnie sprawdza do jakich rzeczy się posuniesz, aby ją zachęcić do wspólnego wyjazdu. Innymi słowy jaką wciąż ma wartość w Twoich oczach. Olać temat i sprzedać. Będziesz czekał aż łaskawie się odezwie i pozwoli Ci zabrać się na koncert? Nic jej nie zaświta. Zjeba tylko pokaże, że jest w stanie wzbudzić w Tobie emocje, czyli, że w pewnym stopniu nadal Ci zależy, i tylko diabeł wie jak postanowi z tego skorzystać w przyszłości. Skoro się rozstaliście ona nie jest Twoją kobietą. Jaki jest sens w naprawianiu nie Twojego "samochodu" którego prawdopodobnie nie da się naprawić?
  3. Zgadzam się z kolegą. Ja nie łączę tego odczucia z tylko religią bezpośrednio, bardziej jest to dla mnie wypadkowa wielu skutecznie utrwalanych wzorców, powiedziałbym lewackich, socjalistycznych. O równości ludzi, o potrzebie odczuwania empatii, dzielenia się z innymi. Też czasem mi się zdarza to irracjonalne odczucie, że robię coś niestosownego wydając 150 zł w restauracji za obiad dla dwojga raz na jakiś czas. Bo może ktoś w rodzinie potrzebuje tych pieniędzy bardziej, a przecież mogę zjeść kebaba za 15 zł. Bo dzieci w domu dziecka jedzą obiad za 6 zł. Bo ... można wyliczać w nieskończoność. Dużo czasu już poświęciłem i zapewne dużo jeszcze poświęce aby zwalczyć to poczucie winy za życie własnym życiem.
  4. Nomorepanic

    Jakie auto wybrać ?

    Trochę spoza zestawienia, ale ja kupiłem na początku czerwca Opla Astrę G 1.8 i póki co jestem zadowolony. Wczoraj przeszedł przegląd bez problemu, dwóch mechaników potwierdziło, że w najbliższym czasie raczej nie będę miał wydatków pod względem mechanicznym, bo wszystko jest dobrze. Dałem za niego 4700 od prywatnej osoby. Samochód jest zadbany mechanicznie, ale w zamian zaakceptowałem drobne ubytki wizualne, jak lekkie otarcie na zderzaku, lekkie otarcie na drzwiach, odbarwione plastki i kilka innych pierdół, które można ogarnąć samemu za niewielkie pieniądze. Ogólnie wystrzegałem się tylko tego, aby nie miał rdzy. Rozrząd, który będę wymieniał w przyszłym miesiącu to kwestia 700-800 zł, więc tragedii nie ma. Do tego planuję wmontować mu gaz, co stanowi koszt szacuję około 3000 zł. Plusem założenia świerzej instalacji jest to , że dostanę na nią gwarancję, no i silnik w benzynie nie powinien być tak zajeżdżony jak np. w samochodzie który od 7 lat śmgia już w LPG. LPG powinno mi się zwrócić w 8-12 miesięcy. Aktualnie w jeździe tylko i wyłącznie miejskiej (Poznań) pali mi niestety około 10l/100km (kalkulacji dokonałem po przejechaniu 300 km). Jeżeli masz 10 tys. na samochód rozważyłbym poszukanie benzyny w cenie około 6-7 tys. i zamontowanie gazu na własną rękę.
  5. Czytam to i się cieszę. Wprawiłeś mnie w "bojowy" nastrój. Przypomniał mi się jeden utwór, którym chciałbym się z Tobą podzielić: Polecam zwłaszcza ostatnią zwrotkę Hansa: Powodzenia.
  6. Powiem tak, jest taka zasada, że szanuje się zasady gospodarza pod jego dachem. Już na wstępie puszczasz focha, bo ktoś Ci kazał się przywitać? Poważnie?
  7. Ona prawdopodobnie jest za młoda. Jeżeli jest ładna, inteligentna i ma 18-19 lat to właśnie teraz ona zaczyna osiągać swój szczyt SMV. Ty dopiero postawiłeś nogę na pierwszy szczebelek w tej drabince i o ile nie wyglądasz jak młody bóg, nie masz masy kasy (własnej lub rodziców) to nie jesteś atrakcyjnym partnerem na długofalowy związek, ponieważ posiadasz tylko potencjał. Potencjał jest dla mężczyzn bardzo ważny, ale kobiety zazwyczaj wolą konsumpcję tu i teraz, niż obietnicę nawet lepszej uczty w przyszłości, ponieważ czas działa na ich niekorzyść. To co teraz się dzieje (czyli związki z młodymi kobietami) potraktuj jako zbieranie doświadczenia. Potrzebują go zarówno kobiety jak i mężczyźni, aby móc lepiej rozegrać kolejną partię. A co do wyrzucenia byłej z głowy nic nie działa tak dobrze jak zmiana środowiska. I tutaj los się do Ciebie uśmiechnął, bo pójście na studia to idealna okazja. Zajmiesz się nowymi sprawami i nawet nie zauważysz kiedy przestaniesz o niej wogóle wpominać. Powodzenia
  8. Hmm, o to Ci chodziło Krytyka może pomóc. Sam dostałem sporo krytyki od rodziny, kiedy postanowiłem zamienić pokój w akademiku na wynajęcie pokoju z dziewczyną jakieś 5 lat temu. Nasłuchałem się mnóstwa ciotek, które mówiły, że zmarnuje sobie życie, że to nie czas na to, bo pojawią się dzieci, bo to, bo tamto. Mi właśnie wtedy włączył się tryb "ja im pokażę, jeszcze zobaczycie". Oczywiście decyzja była podjęta już wczęśniej (akurat podejmowanie ważnych decyzji w wyniku takiego zacietrzewienia byłoby średnio mądrym pomysłem), ale dało mi to energię na przypilnowanie wszelakich spraw, aby absolutnie nie dać nikomu satysfakcji, że miał rację. I faktycznie, wtedy mocno uzależniałem swoje samopoczucie od zdania innych, ale to było 5 lat temu. Teraz jestem niezależny, pracuję i nie mam czasu na to aby przejmować się zdaniem innych osób. Co do ideałów - takich nie ma. Zawsze znajdzie się ktoś, komu nie spodoba się coś. Co do tego się zgodzę, ale dodałbym, że tylko przez osoby, które postrzegają jako "lepsze" od siebie. Brzydka kobieta wychwalająca brzydką kobietę nie zdaje egzaminu. Pewnie dlatego często ładne kobiety kumplują się z tymi nieco mniej ładnymi. Dokładnie. Nie można się całe życie przejmować innymi. Ludzie na ogół boją się innych, którzy spełniają swoje marzenia i są szczęśliwi, bo tacy ludzie uświadamiają im w jakiej dupie sami są. A raczej jak sami zamknęli się w klatkach.
  9. @Krogulec troszkę nie wiem jak mam odczytać Twoją wypowiedź pod moim adresem, bo w cytowanym fragmencie nie piszę o krytykowaniu kobiety tylko o ludziach żyjących pod publikę. Jeżeli chodzi Ci o krytykowanie kobiety, to moja reaguje na nią dosyć dobrze. Ostatnio na stwierdzenie, że trochę zapuściła się z kilogramami odpowiedziała "Wiem" wstydząc się tego trochę. Oczywiście nastąpił kontratak w postaci "Ty też się trochę spasłeś", ale akurat miała w tym rację, więc dalsza rozmowa zeszła na temat co zamierzamy "z tym" zrobić. Ogólnie moim zdaniem teraz mam wyższe SMV od niej (kiedyś startowaliśmy z tego samego mniej więcej poziomu), zwłaszcza ze względu na finanse, więc być może dlatego ewentualną krytykę znosi dosyć dobrze. Inna sprawa, że staramy się rozmawiać ze sobą regularnie, ale rozmawiać tak naprawdę, o tym czego chcemy, co nam się nie podoba, co planujemy. Czasem jak to kobieta za cholerę nie przyzna mi racji, bo jakby nie patrzeć krytyka, jeżeli jest uzasadniona implikuje najczęściej konieczność wprowadzenia zmian i pracy nad sobą. Ale potrafię już rozróżnić kiedy mówi do mnie że "mnie pogrzało", ale wie, że mam rację. Ja nie traktuję krytyki jako zło i nie odbieram jej jako krzywdy na moim wizerunku. Jeżeli jest konstruktywna to ją przemyślę i być może coś zmienię, jeżeli uznam, że faktycznie mi się to kalkuluje. Jeżeli krytyka jest z dupy, to traktuję ją jako drogowskaz, że to co robię jest słuszne i dobre, bo kogoś boli to co robię - jeżeli nie potrafi podać argumentów - z zawiści.
  10. @Młoda masz zgrzyt ponieważ na bazie jednostkowych zachowań dokonałaś nieuzasadnionej projekcji na inne obszary życia. To że ktoś komuś pomógł z własnej inicjatywy nie oznacza, że musi pomóc innej osobie w innej sytuacji. Ba, nawet w podobnej sytuacji nie musi pomagać. Jeżeli ktoś decyduje się komuś pomóc, robi to na bazie aktualnej sytuacji, czyli szacuje ile będzie go to kosztować (pieniędzy, czasu, siły, nerwów, czegokolwiek), ale również doświadczeń (np. negatywna reakcja na pomoc). Może to robić z różnych pobudek: tak jak mówiłaś -aby podbudować swoje ego, ale również np. normy obyczajowe (pomoc niewidomemu na pasach), albo wzorce (pomoc kobiecie z wózkiem w tramwaju), albo po prostu tak mu się zachciało. Natomiast to że pomogę inwalidzie na wózku wjechać do tramwaju nie oznacza, że pomogę też staruszkowi, który w tramwaju chce mi opowiedzieć historię swojego życia. Osoba o której piszesz może np. pomóc z czystej przyzwoitości albo przez wzgląd na znajomość, albo z jakiegokolwiek innego powodu, ale nie chce z Tobą rozmawiać bo 1)nie uwarza Cię za interesującego rozmówcę 2)nie macie wspólnych tematów 3)nie lubi z Tobą rozmawiać 4,5,6..100) cokolwiek. Jest takie ponoć chińskie przysłowie: "Jeśli uratujesz komuś życie, jesteś za nie odpowiedzialny". Parafrazując "Jeżeli komuś pomożesz, jesteś zobowiązany do dalszej pomocy" - ogólnie ludzie mają tendencję do prezentowania takiego podejścia. Możesz kogoś podwieźć samochodem 50 razy, ale jak odmówisz komuś kolejnego razu, to nie dość, że poprzednia pomoc pójdzie w niepamięć, to jeszcze zostaniesz określony mianem buraka, chama, czy czegoś innego. Chyba każdy z nas ma takie doświadczenia. Ogólnie taka postawa jest błędna i należy na to zwracać uwagę. Nie wszyscy tak robią, ale śmiem twierdzić, że większość ludzi ma takie zapędy. Osobiście staram się być na to wyczulony, czy ktoś faktycznie mnie o coś prosi, czy jednak żąda czegoś olewając semantykę słów. Miło oglądać to zmieszanie na twarzy kiedy poprawiam delikwenta/delikwentkę "Ty mnie nie prosisz, tylko żądasz, skoro nie akceptujesz odmowy, a nie masz prawa niczego ode mnie żądać".
  11. Twój ojciec nadal pracuje tam na czarno? Nie jestem znawcą tematu, ale słyszałem, że dziecko może posądzić rodziców o alimenty jeżeli się uczy. Jeżeli matka ma dobrze płatną pracę w Polsce a nie daje Ci pieniędzy na utrzymanie, a wręcz wysysa ją jeszcze od Twojego ojca, to może pomyśl, czy nie warto byłoby to przebiegunować. Z tego co piszesz, to matka jest tak pewna siebie, że nawet nie próbuje niczego ukrywać, więc nie powinno być problemu z udowodnieniem wieloletnich zdrad. Powinno się to zakończyć sprawą o rozwód z jej winy. Najważniejsze to w tym momencie chyba uświadomić ojcu, że powinien zerwać z tą chorą sytuacją. Nie ma już dzieci, które by cierpniały. Wszyscy jesteście już dorośli i nie musicie na to pozwalać. Powodzenia
  12. Moim zdaniem wszystko trzeba wyważyć, jak ze wszystkim w życiu. Każdemu sprawia radość, gdy jego praca (w rozumieniu aktywności) jest doceniana przez innych, i nikt mi nie powie, że tak nie jest. Problem zaczyna się w momencie, gdy zdanie innych zaczyna warunkować dalsze podtrzymywanie tejże aktywności. Tutaj właśnie znajduje się istotna granica, czy to co robimy jest od początku do końca na pokaz, czy po prostu robimy to co lubimy/uważamy za słuszne/jesteśmy w tym dobrzy, zgarniając przy okazji odrobinę poklasku lub hejtu. Z piedestału spadną Ci, których działanie jest kalkulowane na fejm. Na przykład jeżeli ktoś zaczyna biegać tylko po to, aby pochwalić się na endomondo/facebooku/twiterze/instagramie/czymkolwiek, to faktycznie słowa krytyki z powodu np. "nieprofesjonalnego stroju" może spowodować, że ta osoba przestanie biegać w ogóle. Jeżeli ktoś robi to dla siebie, to słowa krytyki albo po prostu osłabią radość z biegania (po prostu w skali szczęścia bieganie da nam +2 zamiast +4), albo spowodują zupełnie odwrotny efekt pt. "ja wam jeszcze pokażę". Konkludując żyjąc i działając tylko w celu zdobycia atencji i fejmu od innych ludzi jest niebezpieczne, bo tak jak Rysiek napisał keżdy upadek z piedestału może być tym ostatnim. Natomiast nie ma nic złego w chwaleniu się swoimi osiągnięciami, aby podładować swoje ego pozytywną energią, jeżeli to co robimy jest przede wszystkim wartościowe dla nas, nie dla innych.
  13. Jedna drobna uwaga, moim zdaniem o sex to akurat chodzi jej najmniej. Gdyby tak było, to po prostu pieprzyliby się przy każdej okazji. Sex nie jest celem całej tej szopki tylko narzędzie, to jest takie największe działo w jej arsenale. Paradoksalnie w całej te swojej manipulacji laska przekombinowała, jak się ma takie "działo" to trzeba też wiedzieć kiedy z niego wystrzelić. Ona na szczęście dla polskipolak nie użyła go we właściwym momencie, tylko zostawiła do wykorzystania na później. Sukcesywnie budowała napięcie seksualne, podsycając je ciągłymi pieszczotami, nie pozwalając jednak na jego rozładowanie. Pewnie chciała za pomocą kumulacji tego napięcia mieć lepszą kontrolę nad kolegą, tylko nie zauważyła momentu, w którym nie rozładowane napięcie zaczęło przedadzać się we frustrację, która spowodowała powstanie wątpliwości, na szczęście dla polskipolak. Jestem przekonany, że gdyby ta kobieta pozwoliła na sex, to polskipolak nie zjawiłby się ze swoim tematem teraz, kiedy brodzi po kolana w gównie, tylko dopiero wtedy, kiedy poziom gówna podniósłby się po samą szyję.
  14. Prawidłowa odpowiedź na "chyba ci dziś popsuje plany na wieczór" to "WYPIERDALAJ". Jakbym ja prowadził grę wstępną z kobietą, ona na nią odpowiadała, a następnie powiedziała coś takiego to bym się wkurwił niemiłosiernie. Przecież ona dobrze wie czego chcesz, świadomie Cię podpuszcza i judzi. Karą za tak jawną manipulację powinno być natychmiastowe wyjebanie jej ze swojego życia. Pisząc z nią dajesz jej sygnał, że może Tobą dalej poniewierać, wystawiasz się na dalsze manipulacje na które pewnie się złapiesz. Przejdziesz do porządku dziennego nad jej zachowaniem? I co dalej? Dajmy na to, że zadzwoni do Ciebie zapłakana, że potrzebuje pomocy, bo jej się nie układa z jej misiem. Co zrobisz? Bo jestem przekonany, że spotkasz się z nią w przeciągu kolejnych 30 minut.
  15. @red wyjaśnił chyba wszystko. Zamiast poruchać dostaniesz ciążę/wpierdol/psychiczne jazdy. Wybierz co najmniej jedno. Ona Cię rozgrywa, jesteś jej pionkiem, ona kontroluje sytuację a Ty się dajesz rozgrywać jak mała dziewczynka. Na ruchanie znajdź sobie laskę z mniej więcej czystą sytuacją i bez aż tak rażących ciągot do manipulacji. Zdaje się, że ta jest akurat w tym dobra (albo Ty tak nieświadomy!).
  16. To może trochę ode mnie. Jestem w związku od 6 lat, od 5 mieszkamy razem, mam 26 lat, moja kobieta 24. Związek jeszcze nie zalegalizowany, ponieważ obojgu nam zależy na dużym weselu, ale priorytet ma kupno mieszkania, dopiero potem będziemy wydawać na wesele. Tak jak pisał Subiektywny, kobietę brałem z podobnego kręgu (oboje jesteśmy z rodzin zastępczych, mamy podobne doświadczenia). Aczkolwiek teraz przewyższam ją mocno pod względem finansowym (zaczynałem od tego samego poziomu dochodów co ona, dziś zarabiam 4 razy więcej), no i pozycja społeczna też mocno mi urosła. Też jeszcze rok temu zastanawiałem się czy szczęśliwie żyję z kobietą. Dopiero jakiś czas temu zrozumiałem, że pytanie jest złe i powinno raczej brzmieć "czy jestem szczęśliwy". Pojęcie szczęśliwego związku dla mnie nie ma sensu, ponieważ zawsze w związku jest on i ona. Nie stanowią wcale jedności jak to pokazują w telewizji czy mówią w kościele. Gdzie tak jest? Widzieliście kiedyś 100% zgodną parę, która po 2-3 latach nadal jest ze sobą? Bo ja nie. Zawsze będzie występować jakiś konflikt interesów, ja wolę ściany niebieskie, moja kobieta miętowe. Aby związek był "szczęśliwy" zarówno mężczyzna jak i kobieta muszą być szczęśliwi, ale swoim własnym szczęściem. Jasne, fajnie jak czasem się zdarzy, że znajdujecie źródło szczęścia w tej samej rzeczy, ale robienie z tego reguły jest błędne. Wobec tego ja głównie zajmuję się swoimi aspiracjami, planem na siebie. Szczęście mojej kobiety pozostawiam w jej rękach, ewentualnie pomagając jej, jeżeli mnie o to poprosi i potrafi dokładnie określić czego ode mnie chce, ale pod warunkiem, że pomoc nie oznacza zrobienia czegoś za nią. Jeszcze co do związku to polecam jasne ustalenie zasad. Moja kobieta wie dobrze, że ślub tylko z intercyzą i rozdzielnością majątkową. Oboje chcemy mieć dzieci ale dopiero po zakupie mieszkania. No i najważniejsze, albo mamy zaplanowane wspólne spędzanie czasu, albo możemy nim swobodnie dysponować. Chodzi mi tutaj głównie o to, że jeżeli nie planujemy czegoś konkretnego na któryś wieczór, to z założenia mogę umówić się z kolegami na piwo/gry planszowe/cokolwiek. Tylko to musi działać w dwie strony, więc nie można być "zazdrosnym kutasem". Wychodzę z założenia, że jak będzie chciała to i tak pójdzie z kimś w tango, zbyt wiele tutaj było historii opisanych aby w to nie wierzyć - wobec tego szkoda tracić czas i nerwy na ciągłym kontrolowaniu. Z własnych obserwacji otoczenia, najgorsze co można zrobić w związku to zrezygnować z własnego życia, zajęć tylko i wyłącznie Twoich na rzecz "wspólnych". Ja muszę mieć odskocznię, czas kiedy jestem tylko dla siebie. Czasem słyszę, że ktoś sprzedaje motor bo dzieci dużo kosztują, albo wyprzedaje kolekcję kart do gry bo nie ma czasu, a trzeba zrobić remont. Taka mentalna kastracja szczęścia.
  17. Tyle rzeczy wiesz a nic z tym nie robisz. Trzymasz w ręku granat ale brak Ci odwagi by go rzucić. Jak będziesz robić to samo to dostaniesz to samo. Pozwoliłeś jej znowu wziąć Cię na smycz, bo tak to wygląda jeżeli po ponownym zejściu się nadal robi to samo, fochy, pilnowanie telefonu. Ona wie, że ma nad Tobą kontrolę. Dlatego "przyznała że nie umie przestać mnie kochać". Bo ma Cię w garści, widocznie inni orbiterzy nie zapewnią jej takich korzyści jak Ty, albo wymagają dużo więcej pracy od Ciebie. Ciebie już ma ułożonego, gdyby autentycznie jej "zależało" to przynajmniej na jakiś czas odpuściłąby sobie fochy, pilnowała by się aby nie wzbudzać w Tobie negatywnych odczuć. A z tego co piszesz to ona jest tak pewna siebie, że nawet jej się nie chce stwarzać pozorów, że cokolwiek przemyślała. Ona się nie zmieni, wasz "nowy" związek nie będzie lepszy ani nawet inny od poprzedniego, bo Ty się jeszcze nie zmieniłeś. Masz już wiedzę, ale to za mało. Musisz rzucić ten granat, nie czekaj aż sam wypadnie Ci z ręki prosto pod nogi.
  18. To się nie dodaje Spędzając cały swój wolny czas z kobietą automatycznie zaniedbujesz rozwój No chyba że macie podobne zainteresowania, chociaż ja akurat jak chcę się nad czymś naprawdę skupić to niestety muszę oddelegować swoją kobietę. Kiedyś nawet chodziliśmy razem na siłownię, ale potem z tego zrezygnowałem, bo idę tam poćwiczyć a nie pogadać. Poza tym nie chcę spędzać całego mojego wolnego czasu z kobietą, chociaż mieszkany razem już chyba od 5 lat. Potrzebuję czasem aby ona pojechała do babci na weekend, albo żebym ja wyszedł na piwo bez niej. Żeby ona zajęła się sobą i dała mi 2-3h spokoju, gdzie mogę sobie poogarniać swoje rzeczy. Zdrady się nie boję bo moja taka nie jest. Żartowałem Po prostu jasno wyjaśniliśmy sobie co się dzieje z nami gdy ktoś zdradzi, czyli że nie będzie już żadnych "nas". Kobieta to kobieta, chciałbym wierzyć, że mojej akurat nikt nie przepali styków, że poleci jak mucha do gówna, no ale jak forum pokazuje - różnie bywa. To czego ja natomiast nie chcę, to kontrolować jej non-stop, bo zwyczajnie mam ciekawsze rzeczy do roboty.
  19. W IT jest potężne zapotrzebowanie, tylko musisz zwyczajnie sprawdzić czy Ci to leży i w jakim kierunku chciałbyś podążać: web, aplki desktopowe, mobilne? Możliwości jest mnóstwo. Może to Cię zainteresuje: https://www.codeschool.com/
  20. To zalaży od poziomu poufności (np. czy DB zawiera dane wrażliwe), jaki musi zostać zachowany przy realizacji projektu. Jeżeli developer nie ma prawa poznać danych zawartych w bazach danych to masz rację. Jeżeli baza produkcyjna ma klikadziesiąt, kilkaset GB danych to też nikt nie będzie jej kopiował w całości, bo to zbyt dużo zachodu. Ale dla mniejszych aplikacji może się okazać, że szkoda zachodu z selekcją danych, tworzeniem przykładowych wpisów itp. Wtedy można sobie pozwolić na pełną kopię DB aby nie mieszać w danych produkcyjnych podczas samego developmentu jak i testowania. Mam nadzieję, że się ze mną zgodzisz I tak prawie zawsze devowie podpisują papierek zobowiązcujący do zachowania poufności, a w razie złamania tej zasady może skończyć w sądzie.
  21. U mnie to wygląda tak, że najpierw witam się ze znajomymi. Później z resztą, po kolei, tak jak mi jest wygodniej podejść bez jakichś dziwnych figur. Jeżeli część paczki jest niedostępna, np. w ciasnym pubie to osobom poza zasiegiem rzucam głośne "hej wam".
  22. Normalna porcedura to tak jak pisał @Ancalagon, testowanie nowej funkcji na testowej wersji programu, bez dostępu do danych produkcyjnych. Robi się to w ten sposób, że zazwyczaj kopiuje się bazę danych i stawia drugą wersję aplikacji korzystającą tylko ze skopiowanych danych. Dopiero po przejściu testów kod jest wrzucany na "produkcję". Po testach wersja testowa jest usuwana. Dodatkowo podobne sytuacje mogłyby zostać wykryte przez testy funkcjonalne. Pracując nad projektem programiści powinni pisać testy, które automatycznie sprawdzają czy czegoś nie zepsuli dodając dalsze funkcje do systemu. Niestety takie podejście wymaga pewnego nakładu pracy i czasu, czyli kasy i "biznes" nie zawsze to rozumie, zwłaszcza przy mniejszych projektach. W Twoim przypadku na pewno powinieneś mieć podpisaną jakąś specyfikację, gdzie masz szczegółowo wypisane zmiany, które powinny zostać wprowadzone jako efekt pracy + punkt który mówi o tym, że dotychczasowa funkcjonalność forum musi pozostać niezmieniona za wyjątkiem zmian opisanych w tej specyfikacji. Mając specyfikację umawiasz się na konkretną pracę, masz prawo jej nie przyjąć, jeżeli nie jest ona zgodna ze specyfikacją, masz prawo reklamować błędy. Dodatkowo pamiętaj aby okresowo wykonywać kopię zapasową bazy danych oraz aplikacji forum i koniecznie składować ją w innym miejscu niż serwery produkcyjne.
  23. Cytat został żywcem wzięty stąd: http://www.fakt.pl/kobieta/seks-i-emocje/zwiazek-kobiety-z-gejem/zcbwq0v
  24. Jeszcze jedna sprawa, gdybyś znalazł gdzieś wirusa to nie zapomnij przeskanować wszystkich pamięci zewnętrznych, które podpinasz do komputera (pendrive, dyski zewnętrzne).
  25. Z obserwacji mojej kobiety "domyśl się" występuje najczęściej, kiedy ona sama nie wie o co jej chodzi. To taki sygnał: "jestem na Ciebie wkurwiona, nie wiem sama co takiego w Twoich słowach mnie zdenerwowało, więc nie mogę Ci tego powiedzieć, ale to Twoja wina". Zdarza się w takich sytuacjach, że czasem wiem co ją dotknęło lepiej niż ona sama. Uwielbiam jej minę kiedy po kolei jak dziecku tłumaczę jej co wywołało w niej takie emocje - mieszanina wkurwienia, zdumienia i podziwu, że znam jej reakcje lepiej niż ona sama. Oczywiście nigdy nie przytaknie, ale jej mina mówi wszystko. Natomiast z doświadczenia wiem, że na wytłumaczeniu jej własnej reakcji najlepiej zakończyć. Najgorsze co można zrobić to zacząć dociekać, drążyć a nie daj boże przepraszać. To dla niej taki sygnał "odkryłem twoją gierkę, ale absolutnie nie zamierzam w niej uczestniczyć". Takie podejście u mnie zaskutkowało drastycznym spadkiem fochów i stosowania tekstu typu "domyśl się".
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.