Skocz do zawartości

MariuszP

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez MariuszP

  1. Samochody ze Stanow to totolotek, ale wbrew pozorom trudniej sie wpieprzyc na mine w porownaniu do Niemiec, czy Francji, bo masz cos takiego jak Carfax, do tego po VIN w google znajdziesz zdjecia tego samochodu rowniez ze starych aukcji, jesli dzwon byl jeszcze gorszy (tak, nawet tam dobudowuja brakujaca polowe auta i pozniej sprzedaja z "kosmetycznym uszkodzeniem"), ale jak masz ogarnietego importera to bedzie wiedzial od kogo kupowac, a od kogo nie (generalna zasada jest, ze sie nie kupuje od prywatnych osob, tylko od duzych ubezpieczalni typu Geico itp). Jesli chodzi o budzet to zawsze trzeba przyjac co najmniej 20% dodatkowych kosztow w przypadku, gdyby cos jeszcze dodatkowego wyszlo. Ja sciagalem 2 lata temu mustanga (6letni z nalotem 100k) i na gotowo zaoszczedzilem okolo 5tys w porownaniu z cenami na otomoto, zatem szalu w cenie nie bylo w porownaniu z potencjalnym ryzykiem. Na pewno minusem jest to, ze auta fizycznie nie zobaczysz, chyba ze ogledziny sobie zamowisz. U mnie akurat faktycznie wyszlo, ze byl niegroznie uszkodzony, jezdze nim do dzisiaj i jestem mega zadowolony. Jesli chodzi o 50k to pytanie, czy chcesz tyle wylozyc za uszkodzone auto pod domem +akcyza do zaplaty, czy juz tyle chcesz zaplacic za calosc z naprawa. Jedyna sensowana opcja to drozsze auto w tym piewszym wariancie, bo tanszych aut w ogole sie nie oplaca sciagac. Dobra opcja moze byc poszukanie juz na miejscu sciagnietego auta przed naprawa, na pewno trzeba pare groszy doliczyc gosciowi za sciagniecie, ale przynajmniej widzisz na miejscu auto i wiesz, czy chcesz w to wchodzic, czy nie. Jak chcesz to moge Ci dac namiar do goscia, ktory mi sciagnal auto, zobacz tez na grupy na Facebooku typu "Tanie auta Copart Iaai", albo "Autodiscover", tam sa takie ogloszenia aut na miejscu, albo w drodze do PL. i gosci, ktorzy sciagaja. Na pewno rzetelni sa chlopaki z Autodiscover, ale u nich na naprawione auto bedziesz czekal jakies pol roku od wylicytowania, ten moj gosc tez jest ok, bo go na sobie sprawdzilem
  2. Lubię czytać stare gazety tak sprzed kilku lat, gdzie "eksperci" lub amerykańscy naukowcy przepowiadają co będzie w najbliższym czasie i wtedy widać ile się z tego sprawdza, zazwyczaj niewiele. Ten temat też w sumie jest fajną rozrywką, szczególnie, gdy się czyta pierwsze strony
  3. Byłem świadkiem tego, że faktycznie ludzie dokopywali się do dziwnych rzeczy w sobie, inne obce osoby odgrywające kogoś bliskiego (również zmarłych) potrafiły niejako przemówić jego głosem i zachowywać się tak samo, mi np gość, który odgrywał mojego ojca zaczął mówić, że czuje, że z nim rywalizuję. Szczęka mi opadła na podłogę, bo faktycznie jakieś 15 lat temu mój ojciec tak uważał (chociaż niesłusznie). W każdym razie takie ustawienia, czy inne paranormalne zjawiska to coś, z czym powinno się naprawdę z dystansem podchodzić, bo to jak wywoływanie duchów. Nie jestem jakimś przesądnym typem i nie wierzę w zabobony, ale ewidentnie coś jest na rzeczy, problem w tym, że nikt nie potrafi do końca tego nazwać, prowadzący te ustawienia mówią na to "pole", jedni je czują bardziej, drudzy mniej, a trzeci nic nie czują i próbują przyaktorzyć, a na kogo trafisz, kto będzie Ci pokazywał innych i co z tym zrobisz później to już inna para sprawa. Tak jak wspomniałem wcześniej, moja żona wróciła po którymś takim ustawieniu jak rażona piorunem, bo ktoś jej nagadał jakiś głupot "grając" mnie. I tak jak piszesz - sesja się kończy, ludzie po paru godzinach idą do domu lżejsi o 500zł, a prowadzący ma to w dupie co oni przeżywają i przeżywać będą. Mi też się w głowie nie mieści, ale jako tłumaczenie słyszę, że się dzban napełniał, aż przelał, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi i czymkolwiek ten dzban miałby nie być. Tak jak wspomniałem, mój problem był taki, że byłem pewnie za dobrem gościem, który nie odpierdalał w domu scen, tylko spełniał zachcianki uprzednio zasuwając jak wół na nie. Moją żonę to chyba mało obchodzi, czy przeczytają czy nie. A dom... jakiś czas temu powiedziała, że dla niej nasz dom jest "martwy", bo kojarzy jej się ze smutkiem (chociaż miała kilkanaście lat dostatniego i beztroskiego życia). Zastanawiam się czasem ilu facetów usłyszało po latach takie podziękowanie za to, co dla rodziny zrobili.
  4. A ja Ci powiem, że dobrze zrobiłeś. Miałeś po wszystkim potrzebę pogadania, czy nawet dorzucenia jej do pieca to zrobiłeś to i tyle, nie ma co rozkminiać. Przecież nie dałeś jej się tym podejść i nie wplątałeś na nowo w relację, która skończyłaby się kolejnym wyłapaniem przez Ciebie ciosu z półobrotu. Piszesz o złotej zasadzie milczenia - wrzuć na luz i słuchaj się przede wszystkim siebie, w dzisiejszych czasach mamy milion internetowych doradców, którzy instruują krok po kroku co należy zrobić, a relacja to nie pralka automatyczna, czy skrypt w CSS, gdzie wszystko pójdzie wg programu. Każdy przypadek powinno się rozpatrywać indywidualnie pomimo wielu wspólnych mianowników znanych z podobnych sytuacji, dlatego wszelkie "złote zasady", "34 kroki" itd itp należy stosować naprawdę z wielką rozwagą, bo można sobie w życiu narobić jeszcze większego bigosu, niż się miało dotychczas. A DDA... tak samo temat rzeka. Gdy 20 lat temu wybrałem sobie kobietę na dalszą drogę (z którą najprawdopodobniej niedługo się rozstanę) to nie wiedziałem jeszcze, jakie mnie atrakcje będą czekać, ale nawet nie byłem ciekaw, bo dziewczyna wyglądała jak milion dolarów, więc po co sobie zawracać głowę takimi pierdołami. Moja wtedy jeszcze narzeczona zachowywała się mimo tego normalnie, nie miała żadnych dziwnych jazd, chodziliśmy na imprezy, ja czasem wypiłem więcej, ale że nigdy po %% mi nie odbija szajba to i ona się o to do mnie nie czepiała. Mimo wszystko widziałem, że temat jej dzieciństwa ją gdzieś tam ciśnie i postanowiła pójść w końcu na terapię. To było jakieś 18 lat temu. Po tej terapii tak jej się spodobało, że poszła na drugą terapię. A późnij na trzecią, czwartą i dziesiątą. Z wiekiem było tylko gorzej, aż wsiąkła w towarzystwo "wyzwolonych" kobiet, które postanowiły się przebudzić. Skończyło się to na tym, że zaczęła mi opowiadać takie kocopoły, że niejednokrotnie zbierałem szczękę z podłogi, nie będę się na ten temat rozpisywać, trochę wspomniałem w pierwszym wątku. W każdym razie tak jak jeden z braci tu wspomniał "pamiętaj: żadnych zaburzanek (DDA, borderline, daddy issues itp.)".
  5. Jak powiesz, że Ci to nie pasuje to więcej niż na 50% odpalisz jej w głowie program, że ją ograniczasz, po czym po latach zrobi z Ciebie psychola. Jak nie chcesz, żeby latała z koleżankami to zrób jej dziecko. To uziemi kobietę na parę lat Tyle, że gdy dzieci będą starsze, to jak ma taką potrzebę to na nowo będzie i tak znowu wychodzić na babskie wieczory (tak jak Ty chcesz pewnie chodzić na browar z kumplami). Ja mam lat 45 i wielu moich rówieśników ma taki układ ze mną włącznie i nikt przez to nie robi z tego dramy. Każde z nas jest wolnym człowiekiem i jakiekolwiek ograniczania zawsze prowadzą tylko do jednego wyjścia - katastrofy. Wspomniałem wcześniej - bez zaufania nie zbudujesz niczego.
  6. Daj jej wychodzić na babskie wieczory a i Ty rób czasem tak samo, to jest normalny układ. Chore byłoby, gdybyście tylko tak się spotykali z innymi, nigdy razem. Podstawą każdego związku jest zaufanie i jeśli drugiej osobie się nie ufa to trwanie w takim układzie będzie toksyczne coraz bardziej. Gdy jej zabronisz wychodzić i ona zobaczy, że ją kontrolujesz to też kolorowej przyszłości z tego nie zrobisz.
  7. To akurat jest proste - wybiela się po tym wszystkim i przenosi winę na Ciebie. Pewnie mówi swoim psiapsi, w oczekiwaniu na to, żeby powiedziały to co od nich by chciała usłyszeć.
  8. Aż tak źle chyba nie skończę, jeden mocny upadek na ryj już zaliczyłem, ale wstałem, otrzepałem się i liżę rany, choć wiem że jeszcze mnie czeka większa przeprawa życiowa w sądzie, u notariusza itd., w każdym razie poczyniłem pewne kroki zabezpieczając się i opcja, żebym się miał wyłożyć na tacy już mi nie grozi. Jedna rzecz tylko mnie rozpieprza psychicznie, że nie będę z dziećmi mieszkał już pod jednym dachem pomimo tego, że planuję zostać w tym samym mieście i kontakt częsty i tak będzie. @rarek2: nawet nie chcę sobie wyobrażać jaki musiałeś przechodzić hardcore, wyświetlasz mi przyszłość równie tragiczną, mój komentarz przeczytałeś powyżej. Jestem mimo wszystko w tym temacie optymistą, ale Twoje sugestie na pewno wezmę pod uwagę, bo zawsze to lepiej być krok do przodu, niż później w przysłowiowej czarnej dupie.
  9. Krótko: jesteś SZCZĘŚCIARZEM - bo ten diabeł szybko Ci pokazał swoje rogi i nie zdążył narobić Ci zbyt wielkiego spustoszenia w bani. Od kobiet niestabilnych emocjonalnie jak najdalej, wg mnie już w hierarchii dziwka chyba jest wyżej, jeśli idzie konsekwentnie swoją obraną drogą. Pooglądaj sobie na youtube kanał "Musisz Wiedzieć" - są dwa filmy o czerwonych i zielonych flagach, wtedy sam ocenisz ile ta panna ma jednych i drugich. A że widujecie się na uczelni - przemęczysz się, studia nie trwają wieczności.
  10. @rarek2 widać, że piszesz przez pryzmat swoich "przygód", to też ma sens, bo faktycznie dobrze się jest uczyć na błędach innych, a nie swoich, zamiast obudzić się z ręką w nocniku. Ja mam mniej więcej wgląd w jej poczynania i nie szykuje niczego, co by miało mnie zaskoczyć, poza tym w pewien sposób na wszelki wypadek już się pozabezpieczałem. Gdy ona chodziła do liceum to jej rodzice z kolei się rozwodzili i tam absolutnie szła walka na noże, co bardzo mocno się na niej odcisnęło. Powiedziała wielokrotnie, że nie ma ochoty teraz przechodzić podobnego piekła, po prostu rozstajemy się w zgodzie i tyle, co ja pomimo wielu jej dziwnych zarzutów kupuję. U nas w ogóle to chyba nie przebiega typowo, bo nie ma wyzwisk, krzyków czy rzucania talerzami, ona widzi że się ja męczę i ja widzę to samo w drugą stronę, więc sobie już nie dokładamy do pieca. W kwestii dotyczącej dzieci potrafimy rozmawiać normalnie jak kiedyś. Jedynie mnie martwi, że mógłby ktoś z zewnątrz ją nakręcić do walki w sądzie, ale przez tyle miesięcy i to się nie wydarzyło. Ona wielokrotnie mi powtarza, że się mnie boi, bo jak ktoś mi zalezie za skórę to jestem jak tur i tratuję wszystko po drodze (co faktycznie jest prawdą), ale nigdy tej siły przeciwko niej nie użyłem, raczej było to wtedy, gdy to ja ją musiałem przed czymś bronić, choć powodowało to, że była tym później przerażona (też na wyrost, bo przeciwnika, np urzędnika byłem w stanie rozjechać mentalnie na rzeczowe argumenty, nie napieprzałem się fizycznie z nikim przecież).
  11. Też sobie takie pytanie zadałem. Zaraz po Wielkanocy zaczęliśmy spać osobno. Dla mnie to był wtedy właśnie cios z półobrotu. Przez pierwszy 3 dni w ogóle w salonie na dole nie potrafiłem zasnąć. Poszedłem kolejnego dnia i powiedziałem, że się nie wysypiam, więc poszła tam spać ona. Kiedyś byliśmy jako para towarzyskimi ludźmi i często gdzieś chodziliśmy, albo imprezy były u nas. Od tamtego momemtu wszelkie kontakty z innymi ludźmi razem ustały, jak już to spotykaliśmy się osobno, ja ze swoimi i ona ze swoimi znajomymi. W salonie na dole przez miesiąc codziennie leżała jej pościel, bo nie chciało jej się 2x dziennie po domu z tym latać. Dzieciaki to wszystko widziały i swoje kodowały. Generalnie popierdolony widok, wstyd było mi nawet jak przyszedł sąsiad pożyczyć wiertarkę. Pamiętam, że po 2 tygodniach w maju żona miała przebłyski i powiedziała, żebyśmy dali sobie czas do końca roku. Dla mnie to brzmiało jak wyrok, bo wtedy właśnie zmieniałem pracodawcę i przez kolejne kilka miesięcy na morze się nie zamierzałem wybierać, ale stwierdziłem że będę ponad to, zacisnę zęby i się przemęczę właśnie ze względu na dzieci, żeby wciąż miały pełny dom, jakkolwiek on teraz nie wygląda. Po miesiącu jednak nastąpił zwrot akcji, gdy natknąłem się na dziewczynę z młodych lat. Słowo daję, że był to czysty przypadek i tego scenariusza w ogóle nie zakładałem. Nieraz słyszę teorie, że nic nie dzieje się bez powodu, zaczynam w to coraz częściej wierzyć, bo ostatni mój czas to pasmo bardzo wielu dziwnych zbiegów okoliczności. To był ten moment, gdy przestałem w końcu grać jej kartami i zacząłem stawać na nogi. Tak naprawdę była to jedyna kobieta na świecie, która mogła mnie wtedy mentalnie z tego wyciągnąć, na pewno żadna laska z Tindera choćby nie wiem jak wyglądała, nie dałaby rady tego zrobić, skończyłoby się ewentualnie na paru nocach i tyle. Zapytałem niedawno żonę czemu mi tak wtedy powiedziała o tym, żeby dać sobie czas do końca roku, skoro decyzję już miała w głowie podjętą. Oto co usłyszałem: "Nie chciałam, żebyś nagle doznał szoku, że się rozstajemy, chciałam Cię na to przygotować" (pomimo tego, że tydzień wcześniej mi i tak to powiedziała). Komentarz pozostawię Wam.
  12. @Casus Secundus to co piszesz ma sens na pewno, chociaż atrakcji żonie dostarczałem i nie jestem typem nudziarza z browarem przy telewizorze. Tak naprawdę po latach to działa w dwie strony. Sam pewnie masz niejednego kumpla, który puka na boku, oczywiście nie wszyscy tak robią, ale zdarza się. Jest taki kawał: Facet patrzy na swoją żonę po 30 latach i mówi: - Ty to jesteś dalej naprawdę zajebista dupa.. żebyś Ty kurde chociaż trochę obca jeszcze była.. Na rozmontowanie mojego przypadku poświęciłem naprawdę sporo czasu i wiem, że na 99.9% czynnikiem niszczącym była ta sfera duchowa połączona z przebudzeniem/wyzwalaniem kobiecości, czy jak to nazwać. Życzę tej mojej żonie jak najlepiej, ale nie myślę że na tym etapie jest w stanie do stworzenia stabilnej relacji, chociaż oczywiście mogę się zdziwić. W każdym razie, gdy zacznie jakiemuś facetowi zawalać łeb tekstami w stylu takich, jakie przytoczyłem w pierwszym poście, to gościu będzie spieprzał w podskokach i nawet jej uroda go nie zatrzyma. Może się oczywiście też zdarzyć, że trafi na podobnego "guru" i będą nawijać tym samym językiem, tyle że podejście do życia tych ludzi jest zazwyczaj bardzo mocno skoncentrowane na sobie (kocha się przede wszystkim siebie) i prędzej czy później i tak pójdą w swoją stronę. Poznałem już trochę to środowisko i długie związki wśród nich są zdecydowaną rzadkością. A ten papier podpisaliśmy z mojej inicjatywy. Najpierw w liście oddała mi wolność, później ja po miesiącu spotkałem inną i jej powiedziałem, że skoro tak to podpiszmy coś takiego i zgodziła się. Z pewnych względów nie podpisałem jednak wtedy tego (to było ponad pół roku temu), ale stwierdziłem, że podpiszę to teraz i tak miesiąc temu zrobiłem. Ona już tak chętnie tego nie zrobiła, ale że wcześniej słowo się rzekło to dotrzymała obietnicy. Był oczywiście płacz, że przypieczętowaliśmy tym rozstanie, ale tak naprawdę na tym na razie się skończyło. Odpowiedziałem jej, że dla mnie rozstanie zostało przypieczętowane dużo wcześniej jej listem, który mi rozorał banię do reszty.
  13. @rarek2 gdybym miał pracę na miejscu to najchętniej zostałbym w domu z dziećmi, a jej kupił mieszkanie i życzył krzyżyk na drogę, ale tak zrobić na razie nie mogę. Bądź co bądź chcę przez wzgląd na wszystkie naprawdę dobre lata, bo było ich kilkanaście, pójść jej trochę na rękę i być ponad to. Ja nie muszę walczyć o majątek do upadłego, bo mam już dosyć porytą banię i chcę odpocząć, poza tym i tak sobie poradzę, zresztą punkt wyjściowy w sądzie bez orzekania o winie to i tak jest 50/50. Być może będzie jednak jak piszą niektórzy, że kobieta się wtedy zmienia i rzuca na sali z pazurami, ale akurat moja żona nigdy nie była mściwa, wyrachowana i po prostu nie ma w sobie ducha wojowniczki i myślę, że nawet jej "przyjaciółki" wraz z jej mamą nie są w stanie jej nakręcić do tego. U nas zawsze było tak, że wszelkie urzędowe sprawy ogarniałem ja i teraz też na to się zanosi, tzn "wypaliłam się i nie chcę z tobą być, a teraz ty to wszystko załatw w urzędach i sądach". Mam kumpla, który wyprowadził się ze świeżo wybudowanego domu 2 lata temu, podobnie też dwójka dzieci trochę mniejszych. U niego akurat poszło o alko, ale pomimo że gość się ogarnął i od tamtego czasu nie pije to żona zamknęła się na niego na amen. Ona mieszka tam dalej sama z dziećmi, a on ta chatę dalej utrzymuje. W pewnym sensie go rozumiem, bo chodzi mu o dzieci właśnie, żeby miały standard taki sam (mój syn się niedawno zapytał, czy jak odejdę to będą żyli z mamą w biedzie - przyznam, że mega chujowe to było usłyszeć). W każdym razie kumpel zastrzegł, że pozwala jej tam mieszkać w tym domu, ale nie widzi opcji, żeby miał się tam pojawić jakiś obcy facet. Nie wnikałem w tą sytuację dalej, ale wg mnie to trochę bez sensu. Uważam, że lepiej podzielić to Twoje to moje i tyle, nie mam problemu z tym, żeby i ona kogoś poznała, skoro i ja się spotykam. Może wtedy przy innym zobaczy za jakiś czas co straciła, bo wiem, że koleżanki (te normalne z dawnych lat) nieraz jej zazdrościły takiego życia przy mnie. Póki co żona mówi, że woli sprzedać dom i podzielić się połową pieniędzy + resztą majątku, bo wie że nie będzie w stanie go sama utrzymać. My jednak mamy jeszcze inne nieruchomości, które są wynajmowane, i spokojnie mogłaby tam mieszkać, gdyby część z nich jej przypadła, ale rachunki nie są jej najmocniejszą stroną i i tak się boi takiej opcji. Po kilku dniach mówi, że ok, a jeszcze tydzień później, że się jednak boi i koło się zamyka. Papier podpisaliśmy nie tak dawno, ja chciałem jako zabezpieczenie dla siebie, żeby faktycznie mnie nie oskubała w sądzie w razie W grając biedną pokrzywdzoną, a co ona ze swoim zrobi to już mnie to nie interesuje. Jak zapragnie przygód na boku to pójdzie i tak z papierem, czy bez. Przy mojej pracy ma sporo możliwości, chociaż i tak wiem, że z tego nie skorzysta. Przynajmniej jeszcze nie na tym etapie.
  14. @Sarkazm tylko wiesz, można nawet i 5 lat przeżywać tą żałobę i dać sobie czas, żeby ochłonąć, a i tak nie uchroni Cię to od tego, że kobieta, którą spotkasz na swojej drodze nie okaże się po pewnym czasie czortem, jeśli rzeczywiście dane będzie Ci taką spotkać. Ja nie mówię też o desperackim rzucaniu się w celu jak najszybszej stałej relacji, bo to przecież oczywiste, że to prosty przepis na kolejną katastrofę. Mój kumpel kiedyś po rozwodzie zanim poznał nową żonę powiedział, że tyle co sobie podymał w międzyczasie to już mu tego nikt nie zabierze to akurat z punktu widzenia zdrowia psychicznego jest dla wielu ok, mi akurat nie było to dane, żeby co chwilę spotykać się z inną, ale nie myślę żebym tego żałował. Nową/dawną laskę spotkałem przez zupełny przypadek i nie miałem absolutnie w planach nikogo poznawać. Tyle, że w mig wróciły wszystkie tamte wspomnienia i uczucia, które tym razem okazały się x10. Wtedy byliśmy zbyt młodzi i żadne z nas nie myślało poważnie o przyszłości. Dzisiejsza relacja zaczęła się na zasadzie niespodziewanego pociągu, który przyjechał. Miałem bardzo krótki czas do namysłu na to czy wsiąść, czy nie, w przeciwnym razie wylądowalibyśmy we friendzone i dawałbym się dalej mojej żonie rozjeżdżać walcem licząc na cud, że ktoś ją odczaruje.
  15. Oczywiście wyczuwam sarkazm i pewnie wobec kogoś innego też bym tak zareagował W każdym razie nowy związek jak wyjdzie to na pewno będzie inny, czy przetrwa - czas pokaże, ale jakąś nadzieję trzeba mieć, bo tak to zostałoby albo chlanie, albo hobby, typu MTB 24/7 tak żeby już zupełnie na co innego nie było czasu. Ewentualnie nowa laska co 2 miesiące (niejednemu takie coś na pewno pasuje, mi średnio). Zastanawia mnie tylko często sugestia szczególnie na damskich forach, że po rozstaniu trzeba przeżyć w sobie żałobę, bo tak to się będzie miało tylko plaster na kolejny związek. Czy aby na pewno? Życie jest za krótkie na rozkminy w pojedynkę i cieszenie się wolnością na tle niedawnych wkurwów, poza tym żałobę to ja przeszedłem już w trakcie i chcę zacząć funkcjonować normalnie. Nie twierdzę przy tym, że komuś faktycznie płeć przeciwna tak zalazła za skórę, że nabrał obrzydzenia przynajmniej na jakiś czas i chętnie by się zamurował w domu, ja samotności na morzu mam aż pod korek i więcej mi nie potrzeba. @sargon z dziećmi mam kontakt dobry, liczę na to że żona nie robi im wody z mózgu i nie opowiada na mój temat niestworzonych historii. Na razie nie wyczułem w ich zachowaniu niczego dziwnego, zresztą 15 i 12 lat to już wiek, gdzie samemu zaczyna się kojarzyć pewne fakty. @Mariusz 1984 Moja żona zrobiła mi na przestrzeni 2 lat 3 okrutne jazdy, każda następna była większa. Pomiędzy drugą a trzecią było pół roku dobrze i myślałem, że to już się utrzyma. Nie uwierzysz, co wtedy w międzyczasie mi powiedziała: że wie, że mało który facet by to wytrzymał. @Obliterarorja każdemu młodemu zanim zachce jakiejś laski na dłużej poleciłbym dzisiaj taki materiał o zielonych flagach: O czerwonych też jest dobry materiał. Szkoda, że za "moich" czasów nie było takich rzeczy, wszystko się robiło na czuja i teraz pokolenie 40+ po latach zbiera tego zgniłe owoce. Laska, z którą się po latach zacząłem znów spotykać miała kiedyś te zielone flagi i ma je dzisiaj. Może gdybym był wtedy mądrzejszy to nie odpuściłbym jej wtedy i do dzisiaj byśmy mieli szczęśliwe życie. Może.. @Gradhach spoko, odezwę się do Ciebie.
  16. Bardziej chodzi o to, że nie każda laska po przejściach jest pieprznięta, I nie każdy facet to biedny skrzywdzony aniołek. Nie ma co generalizować pomimo tego, że wiemy jakie piekło na ziemi potrafi zgotowac kochana żona. Raczej już nie myślę o odbudowywaniu gruzow, bo jestem mentalnie gdzie indziej, zresztą żona wciąż na swoim FB publikuje podobne teksty typu "Stary dom musi runąć". Rodzina i starzy znajomi są pewnie w szoku, a nieznane mi jej nowe przyjaciółki srają za każdym razem tam lajkami , buziaczkami I serduszkami.
  17. @Moriente: witaj kolego, na pewno dobrze kumasz przez co przechodziłem będąc na morzu latajac z wkurwienia po szotach (ścianach). Jeśli chodzi o moją funkcję to Deck/Management, zatem słusznie zauważyłeś że mogło to się odbić na wykonywaniu moich obowiązków, a miałem 90 osób, za które byłem odpowiedzialny. Myślę, że dotrwałem wtedy dosłownie resztkami sił i nie dałem po sobie znać, że mam w bani odbiezpieczoną strzelbę, chociaż to skończyło się pomyślnie. Później znowu jechałem do roboty w średnim nastroju, ale szok już minął i zdążyłem sobie przynajmniej niektóre rzeczy w głowie poukładać, chociaż nie ogarnąłem jeszcze tej najważniejszej jak tu się zabrać za podział majątku. Jesienią, gdy byłem w domu to zacząłem łapać depresję i wyjazd na morze w gorący klimat był dla mnie dosłownie wybawieniem. @Libertyn: u nas naprawdę grało wszystko jak w zegarku, mieliśmy zarówno wspólne pasje, jak i osobne, i ta jedna osobna pasja związana z duchowością okazała się dynamitem. Poczytajcie sobie np. co to są Ustawienia Hellingerowskie, ja poszedłem na to, żeby poznać "wroga" i byłem świadkiem niesamowitych scen. 20 osób, z tego 4 facetów ze mną + młody chłopak, któremu mama kazała tam przyjść, inny gość też marynarz i jakiś metalowiec, reszta kobiety w różnym wieku. To co się działo podczas seansu było trudne do opisania, np. metalowiec po czymś takim wrzeszczał i tarzał się po podłodze 20 minut, nie szło go uspokoić. Mnie i drugiego marynarza średnio trzepnęło, młody chłopak siedział niewzruszony, laski w większości zaryczane. Ogólnie każdy to inaczej przechodzi, im ktoś bardziej wrażliwi, tym mocniej w to wsiąka, na pewno były tam zjawiska dla mnie niewytłumaczalne, ale to polecam poczytać co to w ogóle jest, na pewno w moją żonę po powrocie z czegoś takiego wstąpił właśnie piorun. Dodam tylko, że w Niemczech te praktyki już są zakazane po tym jak zdarzały się przypadku samobójstw. @Spokojnie: co dalej - no właśnie wydaje się, że życie scenariusz pisze na bieżąco. Chciałem ochłonąć od tego wszystkiego i pobyć chociaż trochę sam, ale raczej zaczynam nowy rozdział. Po ponad 25 latach natknąłem się na dziewczynę, z którą się spotykaliśmy jeszcze przed maturą, ale że byliśmy zbyt młodzi to nasze drogi się rozjechały, bo studiowaliśmy w różnych miastach, nieraz słyszałem tylko o niej przez wspólnych znajomych. Po latach przypadek sprawił, że znów mieszkamy w tym samym mieście (innym). Okazało się, że jest znów wolna po przejściach i zaiskrzyło, jak to się mówi - stara miłość nie rdzewieje. Co będzie dalej - zobaczymy, ale na pewno jest ona jeśli chodzi o charakter zupełnym przeciwieństwem mojej żony (jeśli chodzi o te cechy, które mi przestały odpowiadać właśnie). Gdyby to była jakaś anonimowa laska z Tindera to pewnie bym sobie po jakimś czasie ją odpuścił, ale tą obecną znam i wiem, że jest mega ogarnięta i nie pokazuje mi siebie w wersji demo. Istotna rzecz jeszcze: zdaję sobie sprawę, że mógłbym się pięknie na tym wyłożyć, bo mogłaby zrzucić całą winę na mnie, że mam kochankę, ale wcześniej podpisaliśmy papier, że dajemy sobie przyzwolenie na spotykanie się z innymi partnerami i nie będzie to powodem orzekania o winie. Prawnik powiedział, że takie oświadczenie ma w sądzie moc. @niemlodyja: Nie widać tylko napisu na awatarze, a jest kluczowy: "I co córuś, znalazłaś już swoją drugą połówkę?" Dzięki, naprawdę dużo napisałeś z sensem. Też myślę, że żona przygotowywała się do tego dłużej, tak w ogóle od momentu jak zaczęło się wszystko psuć to popoznawała mnóstwo nowych koleżanek, których ja nie znam, one są z tego jej świata duchowego i pewnie ponad połowa już to "szczęśliwe singielki" Mamy wspólne konto, ona pare miesięcy temu poszła do pracy i też zarabia, oczywiście mniej i oczywiście już na swoje konto, do którego nie ma dostępu (ja teraz zrobiłem to samo - nie ważne, że ona zarabia mniej i jej pieniądze mi nie są potrzebne, chodzi o zasady). Nadal na wspólnym koncie mamy większość oszczędności, idzie to na dzieci, dom i inne bieżące wydatki. Nie wiem, czy ona wydaje swoje pieniądze, myślę że jednak je kitra, a że nigdy nie była rozrzutna to nie widzę nawet i teraz jakiś dziwnych ruchów na koncie, więc jestem o to spokojny. U prawnika byłem i powiedział, że najlepiej w takim układzie wychodzi albo skarpeta, albo konto w jakimś mało znanym banku, typu Bank Żywnościowy w Pierdziszewie - zazwyczaj sądy zwracają się o prześwietlenie konta tylko do najbardziej znanych banków, ale jak wspomniałem - ja na szczęście nie mam takiej potrzeby tego robić. Prawnik nie radzi mi godzenia się, a tym rozwodem tylko to faktycznie jak piszesz, to ona złamała przysięgę, bo ślubowała mi miłość i że mnie nie opuści. Wiem, że będę miał jeszcze trochę pd górkę tym bardziej, że w mojej rodzinie nikt jeszcze nigdy się nie rozwiódł, no ale ktoś w końcu musi być pierwszy. A co do domu - żona w nim nie chce zostać, bo jej się źle kojarzy - jak mówi z samotnością. Ja ją jednak namawiam, żeby w nim została, bo dzieciakom mieszka się tam dobrze i ogólnie miejscówka jest dobra, bo wszędzie blisko, ale jak to baby - ich zachowania dosyć często są irracjonalne, jakieś 10 lat temu pokłóciła się z sąsiadka z naszej ulicy i chciała, żebyśmy się wyprowadzili. Jeszcze o moim zawodzie - ogólna opinia na pewno jest taka, że rozłąki nie sprzyjają związkom, ale to wszystko jest tak naprawdę kwestią indywidualną. Mam wielu pływających kumpli, którzy są w dobrych związkach 30 lat, a mam też kumpli na lądzie, którzy przeszli jeszcze większy horror niż ja, nie ma reguły. Na pewno jedna rzecz jest fajna - gdy wraca się do domu po 6-8 tygodniach to ochota na żonkę jest taka, że najlepiej przez 2 dni by się nie wychodziło z łóżka i za każdym razem jest to miesiąc miodowy. W tej pracy dzięki temu trudno o rutynę i znudzenie się sobą, a jak dzieci nie chodziły do szkoły to w ogóle mieliśmy dużo czasu dla siebie, bo ona nie pracowała i można było dużo podróżować. Dzisiaj mi zarzuca, że to przeze mnie nie poszła do pracy, bo to było wygodnie dla mnie, ale czy na pewno dla mnie? Ja jej nigdy tego nie zabraniałem, bardziej to ona się od pracy wzbraniała, bo mówiła, że samej trudno jej będzie ogarnąć dzieci (nasze rodziny mieszkają gdzie indziej), na pewno miała trochę racji, ale nigdy też nie mówiła mi, żebym zmienił zawód, gdybym wiedział że tak się stanie, jak się stało to zmieniłbym go, choć z drugiej strony czy to by pomogło? Ja miałem właśnie zarzuty, że nie jestem uduchowiony, że mówię do niej z głowy, a nie z serca + milion innych dziwnych zarzutów. @Obliterator: żona jest DDA, w domu miała hardcore, ale jak ojciec nie pił to za komuny był królem życia, a później cały majątek przehulał. Te śpiewki faktycznie są powtarzane jak mantrę, ja usłyszałem: "Bo Ty dawałeś mi nie to co chciałam, ja prosiłam o chleb ze smalcem, a dostawałam szynkę". @rarek2: dom chcę zostawić tak naprawdę dzieciom, a nie jej, zresztą i tak za lat X niezależnie od jakichkolwiek podziałów trafi wszystko do nich. Ostatnio usłyszałem fajne porównanie: Rozwodzi się laska: "No pewnie Kochana, zadbaj o siebie, bądź szczęśliwa, tyle życia przed Tobą" Rozwodzi się facet: "A to skurwysyn, znalazł sobie młodą pindę i zostawia rodzinę, niech go piekło pochłonie" Tak to niestety wygląda. Oczywiście pomijam oczywiste przyczyny rozpadu małżeństwa wywołane np przez alkohol z psycholami w roli głównej, bo jednak duża część facetów faktycznie jest popierdolona, albo ma w krwi jebakę level master i przy jednej nie wytrzyma.
  18. MariuszP

    Cześć

    Cześć, nie wiedziałem wcześniej o istnieniu tego forum, wczoraj tu trafiłem przez przypadek oglądając na YouTube jeden film Marka. Imię jak w nicku, w tej chwili jeszcze w małżeństwie od blisko 20 lat, całą historię opisałem w wątku. Moja droga psychicznego znęcania się przez żonę trwa z przerwami 2 lata (wcześniej było wszystko ok), teraz już jestem na wylocie. Przechodziłem w tym czasie różne stany, aż w końcu odbiłem się od dna (tak myślę) i na nowo zaczynam ogarniać rzeczywistość. W międzyczasie przyswoiłem tyle mądrości internetowych od pseudopsychologów, ale też i od tych profesjonalnych, że w końcu łeb spuchł mi jak wiadro, myślę że spokojnie mógłbym teraz podchodzić do doktoratu ze związków kobieta/mężczyzna. Z tych wszystkich złotych rad myślę, że najcenniejsza jest ta jedna: "Miej wyjebane, a będzie Ci dane". Pozdrawiam wszystkich.
  19. Ok, potem to zrobię na spokojnie. Patrzę, że ucięło mi staż, niedawno mieliśmy 18 rocznicę ślubu i 20 lat znajomości. Bogumił: ja pływam od samego początku, gdy jestem z żoną i nigdy nie był to problem, może też dlatego, że moje kontrakty liczą się w tygodniach, A nie miesiącach. Powiedziała tylko teraz, ze gdybym miał pracę na lądzie, to dawno już by się wszystko między nami rozsypało. Jest to tak naprawdę jedno z wielu jej stwierdzeń od czapy. Konta nie wyczyści, gdyby to miała zrobić, to już dawno by to zrobila, pomimo tego ze opowiada na lewo i prawo jaki to ja jestem ciężki człowiek, bo nie spełniam jej oczekiwań, nawet teściową, która zawsze mnie lubiła, zdołała obrócić przeciwko mnie w ciągu miesiąca. Mówi w każdym razie, że chce się rozstać w zgodzie, podzielić wszystko 50/50 I zacząć nowe życie. Takie okoliczności, gdy nie będziemy się żreć w sądzie, na pewno pomogą przez to przejść, ale póki co moja wyprowadzka I zostawienie tego, co przez 20 lat tworzylem to jakaś abstrakcja. Zaproponowałem jej, żeby została w domu z dziećmi, a ja wezmę resztę z majątku, żeby było po równo.
  20. Albo inaczej Ziemia / Obłoki. Witam nowych kolegów i koleżanki, jeśli tu zaglądają. Postanowiłem, że nie będę Was zanudzał już od samego początku, ale nie wiem, czy to się uda. Na to forum trafiłem w sumie przez przypadek, bo obejrzałem dzisiaj na youtube film o tatuażach na kobietach (pod którym podpisuję się dwoma rękoma z tym, co napisał Marek). Ale do brzegu: Mam lat 45, z żoną już prawie, 2 dzieci w wieku nastoletnim, pracuję na morzu w sektorze offshore, dzięki czemu mamy (mam?) dużo więcej niż statystyczny obywatel naszego kraju. Właściwie nigdy nam niczego nie brakowało, może poza wspólnym czasem, ja wyjeżdżam zazwyczaj na max 2 miesiące i później tyle samo jestem w domu. Żona większość czasu nie pracowała i zajmowała się domem/dziećmi. Taki układ działał dobrze latami, chociaż ja żony nie trzymałem na siłę w domu. Ogólnie uchodziliśmy za zgodne małżeństwo, ja jestem normalnym gościem, który nie ma nałogów i mam naturę spokojnego i pracowitego człowieka idącego często na kompromis. Moja żona bywała czasem kłótliwa, ale też powiedziałbym, że było to w normie, ot jak każda baba miewała humory, ale później jej przechodziło. Odkąd pamiętam zawsze interesowała się szeroko pojęta kulturą wschodu, ezoteryką, medytacjami itp. Mi to nie przeszkadzało, bo przecież każdy powinien mieć swoje hobby. Żyliśmy sobie spokojnie i szczęśliwie, ja wybudowałem dom, jeździliśmy co rok na fajnie wakacje, kupowaliśmy (kupowałem? :D) co chcieliśmy, aż w końcu... aż w końcu przyszedł COVID i najpierw dłużej siedziałem w domu (który był całkiem fajnym czasem dla nas), ale później wyjechałem i nie mogłem do domu wrócić przez 4 miesiące. W końcu wróciłem i można powiedzieć, że na dzień dobry dostałem od mojej ukochanej ni z gruszki, ni z pietruszki po 18 fajnych latach kopa w ryja. "Bo coś we mnie pękło", "Bo ja jestem już pusta", "Bo się wypaliłam i nie chcę żyć w takiej złotej klatce" (do której drzwi zawsze miała otwarte), "Bo Ty jesteś dobrym człowiekiem, ale lepiej będziesz pasował do innej", "Bo Ty jesteś za bardzo przy ziemi, a ja uduchowiona wyżej" (to nawiązanie do tytułu). Było to 2 lata temu i zacząłem grubszą rozkminę, o co w tym wszystkim tutaj chodzi. Najprostszą odpowiedzią jest to, że pewnie podczas mojej nieobecności miałem jakiegoś zastępcę, bo małżonka wygląda bardzo atrakcyjnie, ale wiem że tak nie było. Odkryłem jednak to, że pisała swojej koleżance, że podoba jej się pewien facet. Zapaliła mi się na początku czerwona lampka, ale ustaliłem, że na tym tylko się skończyło i stwierdziłem, że to nic takiego, on nawet o niczym nie wiedział, w końcu i mi się też czasem podobają inne kobiety, chociaż fakt że nie zwierzam się z takich rzeczy kumplom, no ale my jesteśmy inni i może nie mamy takiej potrzeby mówienia. W każdym razie od usłyszenia tej radosnej nowiny rozpoczęło się dla mnie dosłownie piekło na ziemi. Nagle żona zaczęła wytaczać przeróżne dziwne zarzuty, bardzo często nie kleiły się one ze sobą zupełnie. Nawet nie chcę o nich pisać, może za jakiś czas to zrobię jak się temat rozwinie. W każdym razie przeszło jej po 2 miesiącach, ja pojechałem na morze, ale po powrocie wróciło wszystko ze zdwojoną siłą. Później podczas kolejnego wyjazdu wypłakałem dosłownie morze łez, na pewno więcej niż za dzieciaka, bo żona zaczęła mnie straszyć rozwodem mówiąc, że nie pasujemy już do siebie, ale jednocześnie zaczęła pocieszać, że chce się rozstać w zgodzie tak, żeby móc za parę lat usiąść razem przy świątecznym stole. Z nowymi partnerami oczywiście. Kolejne miesiące z normalnego ogarniętego człowieka uczyniły mnie wrakiem psychicznym, który zaczął mieć myśli samobójcze. Wizja rozpieprzenia rodziny i w ogóle wszystkiego, co przez 20 lat budowałem, była dla mnie abstrakcją, a dla mojej żony to jak pstryknięcie palcem. Dla niej nagle priorytetem stało się bycie wolną i niezależną, a ja odczułem, że tylko jej stoję na drodze. W każdym razie ten czas zbiegł się z tym, że zmieniałem pracodawcę i znów dłużej byłem w domu (pół roku). Pojechaliśmy znów na wakacje, na których nagle jej przeszło i wróciła kochająca żona. Taki stan trwał kilka miesięcy, ale jak kolejnym razem wróciłem to dostałem trzeci strzał, po którym już się nie podniosłem. Gwoździem do trumny było dla mnie to, że stwierdziła że musimy spać osobno, po czym dostałem od niej długi list z wieloma absurdalnymi zarzutami kończący się słowami "Oddaję ci wolność i ty mi ją oddaj". Stwierdziłem, że to już ten moment, gdy wystarczy i nie będę robił z siebie dalej błazna i po 2 miesiącach spania osobno powiedziałem jej, że ok to się rozstańmy jak tak chce. Ta nagła zmiana mojego podejścia podziałała na nią jak zimny prysznic i nagle postanowiła, że chce wszystko naprawić. Ja się wtedy poczułem wręcz tragicznie, bo dla mnie sprawy zaszły za daleko i nie mogłem już wrócić przed linię, która została przekroczona. Bardzo długo zastanawiałem się o co w tym wszystkim chodzi i co prawda podejrzewałem to już na samym początku, tyle że potwierdzenie tego zajęło mi trochę czasu. Żona przez ostatnie 2 lata postanowiła intensywnie pracować nad samorozwojem, wyzwalać swoją kobiecość itd. Towarzyszyły temu różne spirytualne seanse z grupami, które dla mnie miały wręcz znamiona sekty. Ponieważ to nie jest faktycznie moja bajka, to uznała że już nie pasuję do jej świata. Poniżej wkleję linka, do artykułu, który niedawno znalazłem i który opisuje całą sytuację (żona mi sukcesywnie zapychała głowę linkami z mądrościami internetowych coachów). Strona ohme to też tak naprawdę niezły rak, ale akurat ten artykuł jest dobry: https://ohme.pl/psychologia/traumy-nie-wyleczysz-pozytywnym-mysleniem-psycholozka-o-szkodliwych-pseudomadrosciach-z-instagrama/?fbclid=IwAR3vtcxMG04WGpNQa6-LrtPe_Ru3HIIFs4t3gMplXqtgVPhoYXf5X-Tf6Lw Tak to mniej więcej się zaczęło. Mamy w necie teraz całą masę specjalistów, którzy wyłapują ludzi słabszych psychicznie (jak moja żona), albo będących przez życie wy***anych z butów i oferują im przeróżne terapie, które kosztują znacznie więcej, niż wizyty u zwykłego psychologa. Zrobił się z tego niestety niezły biznes, a cena jaką się za takie uzdrawianie płaci bywa często okrutna. Żeby jeszcze bardziej szczegółowo opisać moją historię, dlaczego się rozstaję z żoną to najlepiej skwitowałbym to tym oto poniższym tekstem, który dostałem od niej kilka dni temu. Nieraz się tylko zastanawiam ilu facetów zupełnie za darmo znalazło się jak ja w takiej podobnej przysłowiowej czarnej dupie. Dziękuję za uwagę i miłej lektury. Powodzenia życzę sobie. "Czasami jest tak, że ludzie spotykają się we wspólnej intencji np. żeby założyć rodzinę i mieć dzieci. Kiedy ta intencja się wysyci i dzieci przychodzą na świat ta wspólna intencja się wysyca i energia, która była przy parze odchodzi. Obydwoje to czują – coś się skończyło i czasami potrafią to nazwać – ‘wypaliło się’. To co się wypala to moc kreacji czyli intencja czyli to co chcieli razem stworzyć. Moc stworzenia życia jest wielką energią, która przychodzi do pary z poziomu planu Duszy. Czasami dusze umawiają się na wspólne stworzenie życia po to by wyrównać karmę. Co to znaczy? To znaczy, że w innych czasach i przestrzeniach a można to nazwać – w innych wcieleniach zabierali życie czyli np. zabijali się nawzajem lub razem działali na rzecz destrukcji życia i niszczenia. Teraz spotykają się i widzą się po raz pierwszy i wiedzą, że ten mężczyzna da mi dziecko – ta kobieta będzie matką moich dzieci. Dają życie i intencja zrównoważenia karmy się wysyca. Nie ma już nic co mogłoby ich do siebie przyciągać – energia seksualna odchodzi, bo to co miało się wypełnić już się wypełniło. Spotkali się razem po to by dać życie a nie zabrać je. Co się dzieje jeśli taka para pozostaje razem pomimo braku miłości? Energia nienawiści zaczyna podświadomie pracować i niszczyć zarówno ich nawzajem jak i również ich dzieci. Widziałam to nieraz w ustawieniu- kiedy kobieta jest tak wściekła na mężczyznę, że chce go zabić, a mężczyzna jest w takiej pogardzie do kobiety, że na jej widok odwraca wzrok. Energia nienawiści zaczyna niszczyć życie, które dali. Dzieci zaczynają chorować, bo bez światła każdy kwiat usycha. Bez podlewania miłością kobieta nie ma siły do zasilania ogniska domowego i dzieci. Dzieci w takim domu się boją. Boją, się że podświadomie jeden rodzic zabije drugiego i dziecko zostanie samo, więc na poziomie podświadomym dziecko codziennie boi się o swoje życie. Mężczyzna i kobieta zaczynają ze sobą walczyć tak jak walczyli ze sobą wiele wcieleń i zaczynają wchodzić znowu w energię niszczenia niechcący niszcząc również życie, które zasilili z intencji budowania. Na takiej bazie wyrasta następne pokolenie dzieci, które nie znają miłości. Nie wiedzą czym jest, kiedy mężczyzna troszczy się o kobietę i czule przytula w kuchni kiedy ona gotuje zupę z miłością. Takie dzieci nie znają radości między rodzicami i nie mają wzorca zabawy między mężczyzną a kobietą. Takie dzieci podświadomie czują ‘ciężar życia’. Czują się winne za to, że mam jest niezadowolona a tata jest ciągle zdenerwowany i ucieka z domu do kolegów, w gry lub w pracę. Tak wyrasta następne pokolenie ludzi uciemiężonych życiem i myślących, że mają żyć jak inni w ciężkości i myśleniu że miłość jest wtedy kiedy jej nie ma – takich wzorców szukają bo innych nie znają. Na karmę i brak miłości nie ma lekarstwa. Trzeba przyjąć to jak jest. Czasami to wymaga usłyszenia i przyjęcia od mężczyzny słów: - Nigdy Cię nie kochałem – chciałem tylko mieć z Tobą dziecko - Lubię Cię i to wszystko - Nic Ci więcej nie dam, bo nie chcę lub przyjęcia od kobiety: - Nie chcę z Tobą już chodzić do łóżka, bo nie chce więcej dzieci – Chciałam mieć z Tobą dziecko dlatego z Tobą spałam. Dałam Ci dziecko – nic więcej Ci już nie dam. - Nie szanuję Cię jako mężczyzny - Nie czuję się przy Tobie bezpiecznie, bo nie potrafisz zadbać o siebie więc nie potrafisz też zadbać o mnie Stawanie do prawdy jest niepopularne i kosztuje , bo wymaga wyjścia z iluzji: - wzorowej rodziny - idealnego małżeństwa - zgrzeszenia czyli ‘rozwodu’ nieakceptowanego w kościele, środowisku czy społeczności - ‘rozczarowania’ rodziny czy dzieci Jaki jest koszt niestanięcia do tego jak jest czyli do prawdy? - choroba ciała : chodzenie do łózka z kimś kogo się nie kocha: vulvodynia, zapalenia dróg rodnych, zapalenia pęcherza, cysty, narośle na narządach rodnych, ‘bóle głowy’, nowotwory, guzy, choroby autoimmunologiczne, poronienia – jeśli nie chce się dzieci. - choroby dzieci: stany lękowe, depresje u dzieci, zachowania agresywne, dysocjacje, choroby oczu i uszu, niepokoje, bezsenność, koszmary nocne – przeżywanie i doświadczanie emocji jakie wypierają rodzice, Dzwoni kiedyś do mnie kobieta: - K: Chce umówić córkę na sesje. - Ja: Nie ma takiej możliwości - K: Dlaczego? - Ja : Ile córka ma la? Nie pracuję z dziećmi tylko z rodzicami. - K: 17 - Ja: W jakim temacie? -K: Depresja - Ja: Czuję, że to Pani temat. Dzieci pokazują tylko nierozwiązane problemy rodziców. A Pani nie ma depresji? - K: Miałam, ale już nie mam………………. Ja: Aha………… ………………………………………………………………………………………………………… Problemy zamiatane pod dywan nie znikają. One rosną. Dzieci lubią zaglądać pod dywan i wymiotą wszystko to co niezobaczone, nieuznane i niewidziane. - Jak się czujesz? - Dziękuję wyparłam……………….. Kiedyś w ustawieniu pokazało się jak każdy mechanizm obronny służy nam jako dzieciom. Jest natomiast mechanizmem obronnym i kiedy dorastamy sami musimy zacząć sprzątać swój dom. Tak jak jeśli nasi rodzice nie posprzątali to my nieświadomie wzięliśmy."
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.