Skocz do zawartości

Obserwator Stada

Użytkownik
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Obserwator Stada

  1. W ostatnich latach również obserwuję jakieś stado klonów, które niczym się specjalnie nie wyróżnia, a bycie klonem uważa wręcz za coś poprawnego. Spójrzcie na młodych facetów, fryzurki wykrojone jak od szablonu, ta sama maniera czesania, upinania i cholera wie co jeszcze, brakuje jeszcze kokardek we włosach, jak idę przez miasto i mijam z 10-20 takich delikwentów to mam deja vu, to samo w zakresie ubierania, jak kilka dni temu byłem w centrum handlowym, czego cholernie nie lubię, oglądając przy okazji te szmaty z odzysku, bo trudno to ubraniami nazwać to nic dziwnego, że każdy wygląda tak samo skoro na 4 duże stoiska różnych producentów, ubrania różnią się tylko metką, a szyte są w tych samych fabrykach za parę centów. To samo obserwuję w AGD, dajmy na to takie wyciskarki do soków na które przyszła moda. Bzdurny marketing, a że to produkt Niemiecki, a że to ma tyle mocy, a że to taka i owaka technologia (bzdury w 98%), a urządzenia 4 różnych firm określających się mianem producentów, wyglądają identycznie, różniąc się naniesionym logiem, obudowa taka sama, mechanizm i części takie same. Klepane jest to w tej samej fabryce w Chinach albo innym skośnookim kraju. Rurki na chuderlawych nogach (zapałkach), które nigdy roweru nie widziały i nie wiedzą co to pot też wyglądają żałośnie. Zdefasonowane Nju Balansy wyglądające jak przeżute przez nosorożca, albo jakieś gumowe trampki, które wieki temu uchodziły za taniochę w cenie 5,00 zł w przeliczeniu na obecny układ zer, które nosiło się do szkoły, a teraz ich ceny są na poziomie 200 i więcej zł i jak capiły gumą i nie oddychały oraz byłe niewygodne, tak robią to dalej. Zabawnie wygląda 2-3 facetów idących obok siebie i wyglądających tak samo Jeśli chodzi o kobiety to mnie osobiście najbardziej krew zalewa jak widzę kolczyk w pępku. Jak ta durna moda przyszła to nagle praktycznie każda miała jakiś wisior dyndający w pękpu. Nie wiem czy to wynik kompleksów czy podatności na programowanie. Pewnie jedno i drugie. Po prostu wyżyny kiczu, tandety i braku smaku. Moda mija, a ślad po tym żelastwie i przekłuciu zostaje. Tatuaży też nie lubię. Większe wrażenie na mnie robi kobieta z zadbanymi włosami i zadbanym ciałem, bez makijażu ze zdrową cerą, jeśli chodzi o walory wizualne, niż cała ta zmałpowana pseudo moda, czy durnowaty trend na upodobnianie się do półproduktów zwanych "gwiazdami", zwłaszcza namiętne lansowanie tej co to zasłynęła z absurdalnie dużej dupy i arktycznej pasji związanej z lodami, zwłaszcza kakaowymi, która jest wręcz wzorcem dla młodych dziewczyn. U kobiet rozchodzi się to jak ebola, jak jedna coś podłapie na jakimś kretyńskim serwisie plotkarskim, to nagle wszystkie mają to samo. To parcie na bycie kobietą światową, kawa w kubku i inne idiotyzmy mnie po prostu rozwala. Ale z drugiej strony ten kolczyk w pępku to dobra rzecz, od razu wiadomo z czym się ma do czynienia i jest to wyraźny sygnał do ewakuacji. W okresie zimowym przydałoby się, żeby ta manifestacja banału, kompleksów, nizin intelektu była bardziej widoczna, może jakiś napis na czole. Ale to jest właśnie esencja Zachodu, większość tego bagna przyszła właśnie od nich. Zamiast czerpać z dokonań wartościowych to się przenosi do nas odpady z każdej dziedziny. A podsycany kompleks polskości jeszcze napędza to wszystko.
  2. Już któryś raz z kolei mnie to potwornie uwiera pod kątem wyrazistości i komfortu czytania treści na forum. Mam problem z odróżnieniem treści cytowanej od odpowiedzi pod cytatem gdyż oddziela je raptem niewyraźna linia zwłaszcza jeśli ktoś nie zrobi odstępu miedzy odpowiedzią a cytatem. Moim zdaniem cytat powinien mieć dodatkowo tło, na przykład lekko szare. Jeśli u mnie na monitorze graficznym są takie problemy z rozróżnieniem co jest cytatem a co odpowiedzią, to na notebookach z kiepskimi matrycami jest tragedia pod względem czytelności. Oczywiście gdy się przyjrzymy bliżej widać, co jest cytatem a co nie, gdyż jest to stosownie opisane, jednak oko ludzkie pracuje trochę inaczej i wymaga wówczas większej uwagi by się połapać. Jeśli jeszcze ktoś nie zrobi odstępu pod cytatem to się to wszystko zlewa. Zatem moja propozycja jest taka by treść cytowanego fragmentu postu miała dodatkowo tło, na przykład szare, które pozwoli szybko, bez zastanawiania się co jest co, odróżnić cytat od odpowiedzi. Jest to najbardziej uciążliwe gdy jest multicytowanie i wielowierszowe cytowanie i odpowiedzi pod tym, wówczas robi się to wszystko po prostu nieczytelne i się zlewa.
  3. W związku ze śmiercią mam bardzo częste przemyślenia. Bywa, że zahaczające o depresję. Ale nie chodzi nawet o mnie tylko otoczenie, ogólnie o przemijanie, upływ czasu, to, że kuzynów z którymi się wychowałem częściej spotykam na cmentarzu niż na co dzień gdyż każdy pędzi za pieniędzmi i lepszym samochodem. Nie dlatego, że się nie da inaczej spotkać, ale dlatego, za każdy goni za tym by mieć więcej, by mieć lepiej. A jak już ma więcej i lepiej, to chce mieć jeszcze więcej i jeszcze lepiej... Swego czasu miałem taką fazę, że po refleksji, przemyśleniach, które kołatały mi się po głowie, i co tu dużo mówić pewnej depresji nimi wywołanej, wsiadłem na rower i objechałem całą rodzinę wokół, ku ich wielkiemu zaskoczeniu. Było to ponad 10 lat temu. Teraz staram się z niektórymi utrzymywać kontakt, ale i tak zazwyczaj zależy to od mojej inicjatywy. Ci co ewidentnie tego kontaktu utrzymywać nie chcą cóż, nie to nie. Ale to nie ja stawiałem barierę. Jak jeszcze kuzyni się ożenili to żonki ten dystans wymuszały i odcinały mężusiów od rodzinnych korzeni i powiązań. Ten mechanizm zaczynam dostrzegać u młodszego ode mnie kuzyna, który obecnie jest na etapie "mam wszystkich gdzieś, chodzę stale nabzdyczony na cały świat", a jego wkrótce żona przyczynia się powoli do tworzenia konfliktów w rodzinie, tworząc nieprzyjemną atmosferę, czemu on się poddaje. Widzę tych ludzi biegnących do fabryki, do korporacji, tych spędzających większą część życia siedząc w sklepie za ladą, tych karmionych reklamami i pragnieniem posiadania coraz to nowszych zabawek i gadżetów, a zarazem będącymi niewolnikami z kredytami na 40 lat, którzy niszczą sobie zdrowie w nadziei, że w końcu dostaną awans w korporacji, która ich przeżuje i wypluje. Czemu to w praktyce służy? Te schematy i zaprogramowanie rodem z Matrixa mnie przerażają bo mam wrażenie, że obserwuję jakieś bezmyślne, bezrefleksyjne roboty, które wszystkie wykonują te same zadania, a po wyeksploatowaniu lądują na stercie złomu. Ale przemijanie wkurwia mnie w szczególności. To przedwczesne również. Gdzieś czytałem, że człowiek powinien żyć około 800-900 lat, lecz nasz gatunek ma uszkodzone dna, nie mówiąc o syfie w jakim żyjemy i jakim się odżywiamy, do tego syfiaste powietrze, przetworzona żywność z domieszką połowy tablicy Mendelejewa, czy o tym, ze farmacja stała się biznesem na zasadzie "są chorzy jest kasa, by było więcej kasy trzeba więcej chorych" i z pomocą to niewiele ma wspólnego zważywszy po procentowym wskaźniku umieralności na obecnie funkcjonujące choroby, których pewnie część jest stworzona w celu uskutecznienia planu depopulacji. Sytuacja w której ktoś choruje i umiera jest absurdem bo za kilka lat okaże się, że były to choroby banalne i uleczalne na poziomie kataru, a medycyna po prostu wyrządzała ludziom krzywdę szkodząc zamiast leczyć bo nie potrafili zrozumieć, że człowieka nie da dzielić się na kawałki i że człowiek to również energia. Moja rodzina należy jednak do długowiecznych, nigdy nie było u nas jakichś poważniejszych chorób i śmierci z zaskoczenia. Jeśli już to były one wynikiem skrajnego niedbania o siebie, ignorancji lub alkoholizmu, to dotyczy dalszej rodziny. Czas dziwnie szybko ucieka. Zauważają to nawet dość młodzi ludzie. Pstryknięcie palcami i już kolejnego roku nie ma. Dla mnie już dawno przestały być istotne takie rzeczy jak pieniądze, których wcale za wiele nie mam, dobry samochód itd. bo to są banały na tle egzystencji i tego czemu ona faktycznie służyć powinna. Oczywiście świat ten jest tak skonstruowany, że bez pieniędzy nie da się funkcjonować, jak również życie tzw. pełnią życia też jest beż pewnych zasobów mocno utrudnione. W pułapkę wpadają jednak ci dla których kasa stała się celem, a nie środkiem. Niektórym biadolącym o pierdołach dosłownie pierdołach, czasami mówię ,że jak chcą zobaczyć dramaty ludzi i zrozumieć jak ich problemy są debilne i płytkie, a zazwyczaj oparte właśnie o materializm, niech ruszą dupę na onkologię albo do domów opieki, gdzie starsi ludzie mający często po kilkoro dzieci są sami i od lat przez nikogo nieodwiedzani, traktowani jak zło konieczne. Uderzył mnie ten obraz. Ja śmierci jako takiej się nie obawiam, kościół uwielbia straszyć ludzi śmiercią i Bogiem, w ten sposób uzyskuje co chce, czyli zniewolenie, ja się od tego wyzwoliłem, wyzwoliłem się od religii jeszcze w wieku 17 lat, obawiam się raczej tego, że nie zrobię tego co zrobić powinienem, ze nie wypracuję tego co wypracować mam za zadanie ale na poziomie energii, a nie materii. Że nie uda mi się wznieść wyżej w zakresie rozwoju wewnętrznego, odpracowania tego co odpracować mam w tym życiu. Że na takim cmentarzu przy moim przekroczeniu mety, będzie tylko garstka ludzi co chyba definiuje jak byliśmy odbierani. Często widzę na pogrzebach jednej osoby ogromne ilości ludzi i każdy o tym człowieku mówił dobrze, bo był dobrym człowiekiem, bo był szanowany, ceniony, pomocny, otwarty. Pogrzeby nadal źle na mnie działają i ja nadal jednak nie potrafię przejść do porządku dziennego i przyjąć, że taka kolej rzeczy. Po prostu nie jest to dla mnie takie oczywiste i nie przyjmuję wszystkiego na zasadzie bo tak i już. Wiem, że to zaowocuje zderzeniem się ze ścianą w pewnym momencie ale cóż... Dla mnie będzie to bolesne przeżycie w zakresie emocjonalnym, tak jak każdy pogrzeb, ale jak powiedziałem nie chodzi o mnie raczej o moich rodziców, kuzynów, kuzynki, ciotki, wujków, z których część już odeszła, czy znajomych. To znaczy nie jestem przywiązany do materii, nie o to chodzi, raczej o cały ten proces, przebieg i stosunkowo krótki czas życia oraz to jak to życie wygląda.
  4. Kurcze to widzę, że to nie takie rzadkie refleksje u wujków. Mój wujek w wieku około 68 lat. Dwójka dorosłych dzieci, córka i syn, mieszka na prowincji, dom, ogród, sporo ziemi zarówno wokół domu jak i uprawnej. Ciotka też w sumie w porządku przynajmniej z perspektywy mojej jak pojawiałem się tam od dziecka. Ale jakieś dwa lata temu usiedliśmy razem na zewnątrz na ławce i tak po chwili analizy tematyki rozwodów, małżeństw ze względu na bardzo trudną sytuację jego syna, który wozi się po sądach w sprawie właśnie rozwodu, po chwilę trwającej ciszy w zadumie, wujek wypalił, że gdyby teraz miał taką możliwość to za żadne skarby by się nie ożenił. Wujek nigdy się z takich rzeczy nie uzewnętrzniał zwłaszcza do mnie.
  5. U mnie nie było przełomu, zawsze obserwowałem różne procesy i poddawałem je rozbiciu na atomy, to jak kształtują się zachowania ludzi, dlaczego tak, co jest przyczyną, jeśli czegoś nie rozumiałem to chciałem zrozumieć, ale nie było łatwo gdyż nie przyjmowałem wytłumaczeń na zasadzie "a bo tak już jest". Jeśli mi coś nie odpowiadało to miałem problem by się dostosować tylko dlatego, że taką presję wywiera otoczenie owczym pędem. Niestety taka postawa owocuje wieloma kopniakami. W szkole podstawowej w pewnym momencie też miałem dość mocno wyidealizowany obraz dziewczyn. Tylko w tamtym okresie dziewczyny nie były jeszcze tak obrzydliwie wulgarne i wyrafinowane jak obecnie, nie miały tony tapety w wieku 15-18 lat i nie ubierały się jak tanie kurtyzany. Choć pewne kwestie nie uległy zmianie jak intencje kobiety i cel, zmieniła się trochę forma i metody, oraz wzrósł poziom roszczeniowości. Obserwując rówieśniczki i proces polowania na facetów nie pozostawiało to złudzeń. Jednej nawet zamarzyło się złapanie kogoś na dziecko, totalna desperacja mimo młodego wieku. Oczywiście istniałoby duże prawdopodobieństwo, że mógłbym wpakować się w jakieś bagno, naprawdę niewiele trzeba, ale nigdy nie chciałem się żenić, od dziecka wiedziałem, ze ta forma mi nie pasuje, dla mnie jest to na równi z założeniem obroży, smyczy i puzdra zważywszy też na to jak działa sądownictwo w Polsce i jak traktowani są mężczyźni w sądach. Mężczyzna z faktu zakucia się w obrączkę nie mają żadnych korzyści nic ich nie chroni, a wielu robi to tylko po to by mieć od czasu do czasu co przelecieć, że się tak wyrażę. Jednak cena jest nieproporcjonalnie zbyt wysoka i nie adekwatna do tych marketingowo podkręconych korzyści. Patrząc na związki kuzynów, kuzynek, znajomych, nigdy nie było tak, że to co na wierzchu jest prawdziwe i ukazuje faktyczne relacje i to tzw. mityczne szczęście w związku, że aż wokół jednorożce biegają, ba unoszą się nad ziemią, zawsze trzeba mieć to na uwadze, że co innego jest na wierzchu, a co innego pod spodem, wyłapywać to co między wierszami. Pisałem już o aktorzeniu, czyli tuszowaniu prawdziwej sytuacji w związku w oczach znajomych i rodziny, a za zamkniętymi drzwiami ukazywała się prawdziwa sytuacja, po pewnym czasie już nie da się tego trzymać w tajemnicy i wychodzi na jaw jak sprawy wyglądają faktycznie. Kiedy kuzyni i znajomi zaczęli się żenić kilkanaście lat temu, jeden po drugim, dość szybko widać było jak niknęli w oczach w zastraszającym tempie. Tak jakby człowiekowi podawać systematycznie trutkę stopniowo go wykańczając i obserwując jak gaśnie. Zdrowie siadało, psychika siadała, frustracja, ucieczka w pracę, nałogi, rozdrażnienie. Nic gdyby to były przypadki jednostkowe ale praktycznie w każdym przypadku dało się zaobserwować ten mechanizm. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego faceci tak namiętnie jeżdżą na ryby. Doszedłem do wniosku, że ryby same w sobie nie są celem w większości przypadków, owszem dla niektórych to sposób na relaks, może i pasja ale dla sporej części to również pretekst by wyrwać się z domu, chcą trochę normalności i wolą moczyć kij nad wodą niż siedzieć we własnym domu z żoną.
  6. W mojej ocenie niemożliwe lub mało prawdopodobne jest wyciągnięcie kogoś z matrixu jeśli nie pojawi się sytuacja, która wyzwoli u delikwenta jakieś refleksje, czyli dostanie kilkukrotnie pod rząd "kopa w twarz" i to zrzuci mu klapki z oczu. Jedynie w przypadkach gdy ktoś nie jest zabetonowany mentalnie, da sobie zaszczepić myśl, że faktycznie coś jest nie tak ale i tak musi doświadczyć kopa, bo zdanie otoczenia będzie traktowane jako wrogość. Presja społeczna, schemat, indoktrynacja, programowanie wzorców zrobiło swoje. Przerabiam to na przykładzie mojego "znajomego" z którym mam częsty kontakt i bywam u niego dość często z powodu powiązań rodzinnych. Choć po tym co widzę moje wizyty będą coraz rzadsze bo da się wyczuć, że moja obecność jest niemile widziana, a zgodnie z nickiem jestem wnikliwym obserwatorem i widzę wszystko z dużym wyprzedzeniem, ot taka intuicja . W przeszłości wpadał do mnie dość często teraz już praktycznie wcale. Oboje nie mają za wiele jeśli chodzi o stan posiadania, przy czym ona nie ma nic, i nie mam tutaj tylko na myśli sfery materialnej, ale również intelektualnej, a nawet estetycznej. On jednak ma dom z ogrodem i trochę ziemi, które odziedziczy, a w momencie gdy będzie zagospodarowanie przestrzenne tych gruntów, ziemia nabierze wartości, no i oczywiście syndrom białego rycerza, plus waginalne embargo. Już na tym etapie nie mają o czym ze sobą rozmawiać, dosłownie pustka, nie chcę używać określenia tępa strzała ale tak należałoby ją zdefiniować zważywszy, że intelektualnie są to niziny, a każdego przelicza przez pryzmat $. Ale cóż, ślub już wkrótce. Widzę w co się chłopak pakuje i dołuje mnie fakt, że nic z tym nie można zrobić bo sygnały są już tak oczywiste, że trzeba być ślepcem by nie widzieć ustalonego scenariusza, ona już tak wiele razy się odsłoniła, że nie ma wątpliwości co do intencji i kalkulacji. Ale on tego nie dostrzega gdyż ma tak mocno schemat wbity do makówki, że nie dostrzega, że jest wadliwy. Ona bardzo często się obraża o nic, na zasadzie foch celem wymuszenia, ostrych konfliktów nie widziałem, ale poczekajmy do momentu aż otrzyma "dyplom" zawarcia związku. Wówczas maska spadnie, lub spadnie dopiero jak uzyska to o co gra czyli dziecko. Jakiekolwiek rady, czy sugestie ostrożności, owocują tym, że obecnie "znajomy" się do mnie zdystansował i chyba jestem traktowany jako nieudacznik, gdyż on ma wpojony bardzo mocno schemat, a ja kompletnie jestem poza schematem w wielu dziedzinach, co powoduje, że wydaje mu się iż to w co brnie wiąże się z definicją szeroko pojętej "dorosłości". Schemat ten też nakręca fakt, że wszyscy jego kuzyni są w związkach i ma wyidealizowany obraz tych związków bo widzi ich powierzchowność, a nie wie jak to wygląda faktycznie od zaplecza bo każdy się maskuje. Z racji tego, że jestem kawalerem i być zamierzam, traktuje mnie jako kogoś kto nie ma pojęcia o tematyce związków (przecież nie trzeba się żenić by wiedzieć jak sprawy wyglądają), a dystans pojawił się w momencie gdy wykazałem mu szaleństwo w podejmowanej decyzji i zagłuszaniu oczywistych sygnałów, wykazałem mu w punktach, łopatologicznie w jakiej jest sytuacji. Efekt jest taki jak pisałem, czyli mocne zdystansowanie się i postawienie bariery co w konsekwencji ma formę lekkiej niechęci. Ale cóż, prawda boli, a była podana w bardzo wyważonej i delikatnej formie gdyż nie mam w zwyczaju angażować się w czyjeś decyzje. Aktualnie ów "znajomy" odciął się od wszelkich swoich znajomych, ona w miejsce jego znajomych wcisnęła swoich, cały dzień podporządkowany jest temu co ona chce, wszelkie plany są takie jak ona chce, zadziwiające jak szybko facet może stracić jaja i nie być tego świadomym. Sytuacja innego znajomego któremu żonka przyprawiła rogi. Jedno dziecko, rozeszli się, rozwód, sprzedaż majątku. Pamiętam jak czuł się gdy się wyzwolił, usta mu się nie zamykały gdy mówił jakim był głupcem i że w końcu ma to za sobą, 10 lat męczarni. Ale co zrobił po jakimś czasie (około roku)? Znowu wszedł w to samo bagno z tą samą kobietą, pojawiło się drugie dziecko i teraz na swoich plecach buduje dom smarkając krwią od pyłu i zaharowując się w imię złudzeń. Ma świadomość manipulacji przez kobietę, ma świadomość pewnych spraw, ale jak widać wygodniej jest się unieszczęśliwiać niż wyjść z matrixu. I jak nazwać taką sytuację? Więc tak jak jeden z kolegów wyżej napisał, podejmowane prób uświadomienia go nic Ci nie da oprócz tego, że będziesz traktowany jak ktoś kto się wtrynia w nie swoje sprawy, albo ktoś kto nie ma pojęcia o "dorosłych poważnych związkach" rodem z filmów i seriali i finalnie będziesz intruzem. po prostu tacy ludzie oszukują samych siebie bez względu na wszystko.
  7. Mam to samo. Mało tego zostałem odcięty od imprez rodzinnych, nie jestem zapraszany na wesela co jest niesmaczne zważywszy na formę jaką to przybrało. Dotyczy to tylko jednej strony rodziny bo druga nie ma z tym problemu i paradoksalnie zaczynam się z nimi lepiej dogadywać niż z tymi z którymi się wychowywałem za dziecka. Kilkanaście lat temu, zdaje się około 13 lat była taka sytuacja, że kuzyn z którym w zasadzie się wychowałem, przyszedł ze swoją wybranką do mojego domu, wręczył zaproszenia rodzicom, a mnie i brata olał sikiem prostym, było to dla mnie tak cholernie nie na miejscu, że do dzisiaj nie rozumiem o co chodzi, zwłaszcza, że z kuzynem utrzymuję dość dobre aczkolwiek rzadkie kontakty. Nigdy tego tematu nie poruszałem w rozmowach, ale nie potrafiłem zrozumieć tego olania. Taka sytuacja miała miejsce dwukrotnie, drugi kuzyn odstawił ten sam numer (brat tego pierwszego). Co ciekawe nigdy nie byłem w złych stosunkach z rodziną. Inny (trzeci z kolei) kuzyn oczywiście zaproszony został ale zapewne został przeliczony na to ile jest wart zważywszy, że żyje na dalekim Zachodzie i dość dobrze mu się powodzi, nie licząc sporego baniaka przed sobą. Niezmiernie prymitywna kalkulacja. Dziwi mnie ta wybiórczość w określaniu kogo warto zaprosić, a kogo nie, bo nie chodzi o samo zaproszenie lecz po prostu gest. Odnoszę wrażenie, ze jest to jednak jakiś brak szacunku. Gdyby pomyśleli, to wręczyliby to zaproszenie by nie popełnić skrajnego nietaktu, a ja grzecznie bym odmówił bo wesela traktuję jako spełnienie zachcianki kobiety na które wydaje się absurdalne kwoty, by ta udając dziewicę przemaszerowała w białej sukni (bo taki scenariusz ma wpojony od dziecka przez babki, matki, seriale i filmy) , a goście mieli materiał do plotkowania obżerając się do granic możliwości. Jednemu małżeństwo się rozsypało i przyprawione zostały mu rogi, a drugi zapierdziela w Niemczech na zachcianki żonki, która wyleguje się na leżaczku wraz z koleżankami, które zaprasza serwując sobie drinki i zastanawiając się na co wydać kolejne zarobione pieniądze męża. Już da się dostrzec aspiracje do klasy wyższej, broda coraz wyżej. Wracając do sedna, ogólnie jestem traktowany jako egzemplarz gorszej jakości tylko dlatego, że nie wszedłem w utarty schemat postępowania. Nie dociera do otoczenia, że jest to mój świadomy wybór, a nie kwestia nieumiejętności znalezienia kogoś. Pewnego razu szlag mnie trafił gdy jedna z ciotek robiła mi przytyki, że się nie żenię, że nie chodzę do kościoła, że jak to tak, jak się słyszy jej wynurzenia na temat religii to idzie się pociąć. A jej syn mało, że ma dzieciaka na boku z konkubinatu, cała sprawa skończyła się u niego załamaniem nerwowym, to teraz ma dwójkę bez ślubu z inną kobietą, a kontakt z tamtym dzieckiem odcięty, hipokryzja niesamowita. Tak więc również zostałem zakwalifikowany albo do kategorii gej, albo nieudacznik i cała paleta innych określeń... Zauważam też mechanizm w którym w sytuacji gdzie mając kilka lat temu znajomych kawalerów, po ich ślubie momentalnie kontakty zostają mocno ograniczone, zwłaszcza gdy ich żonki mnie poznają i dowiadują się, że jestem kawalerem, prawdopodobnie ma tu miejsce poczucie zagrożenia. Wówczas zaczyna się patrzenie spode łba i ograniczanie kontaktu, oraz zmuszanie swojego wybranka by przy mnie wyznawał jej miłość. Ale ogólnie da się wyczuć niechęć. Teraz mam z kolei sytuację gdzie obserwuję cały proces pacyfikowania faceta przez 26 letnią kobietę. Doskonały przykład białego rycerza, który wpadł w sidła gdzie ona decyduje o wszystkim zamiast niego dając mu złudne poczucie wpływania na cokolwiek, a systematycznie dąży do realizacji swojego planu wraz z przejęciem zasobów. Wkrótce ślub, już teraz da się zauważyć, że moje wnikliwe oko jej nie pasuje bo widzę co rozgrywa. Nagle ów znajomy zmienił nastawienie, uciął kontakt, brak odpowiedzi na e-maile, zero telefonów. Widzę, że zaczyna się szemranie pod nosem, spojrzenia (cała paleta znaków sugerująca, że coś jest nie tak) moje wizyty nie do końca są mile widziane głównie ze strony kobiet tych osobników. A skoro one czegoś sobie nie życzą to facet jest infekowany tym samym. Niesamowite jest to jak faceci potrafią w ułamku sekundy stracić jaja. Mając świadomość wielu mechanizmów, zależności, obserwuje się to i widzi natychmiast jak to wszystko działa. Jednak dla człowieka nieświadomego jest to wykańczające psychicznie, gigantyczna presja społeczna, aż w pewnym momencie ulega.
  8. Zajmuję się dźwiękiem hobbystycznie więc dlatego też jestem wrażliwy na dźwięki pozbawione harmonii, melodii i rytmu . Słuchawki rzecz jasna mam i pozwalają się odciąć. Stopery oczywiście również mam, całą szufladę, te piankowe bo nie lubię woskowych, zbyt mocno uszczelniają uszy, choć ich skuteczność jest wyśmienita. Piankowe mają tendencję do wypadania akurat rano. Wyciszenie pomieszczenia wiele nie da, gdyż hałas idzie po ścianach więc musiałyby być wyciszone pomieszczenia z których dobiega hałas. Marzy mi się oczywiście dom, bo blokami już rzygam. Mam dość słuchania awantur innych ludzi. I nawet te kosiarki jestem w stanie znieść bo dźwięk kosiarek nie dociera do domu, a mając odpowiednio duże otoczenie w postaci ogrodu odległość od sąsiednich domów jest na tyle wystarczająca by ten hałas nie był uciążliwy. Ważne, że mając dom nikt nie skacze po głowie. Całe życie mieszkam w bloku, brakuje mi przestrzeni. Bloki to wykańczalnie. Mieszkałem chwilę w Warszawie na Widawskiej, w sumie stare bloki, ale jedyny hałas jaki tam był to dźwięk windy. Kompletnie hałas generowany przez ludzi nie przedostawał się przez ściany, zadziwiająco ciche mieszkanie, ale to też są wyższe budynki więc nie dociera dźwięk spod klatki, a że wyższe to i solidniejsze materiały. W bloku w którym mieszkam słychać dosłownie wszystko, w dodatku piony od ogrzewania idą przez sufit i podłogę co powoduje, ze tamtędy też dźwięk dochodzi. Ogólnie z prywatnością niewiele te bloki mają wspólnego. Dużo zależy od typu budownictwa i tutaj faktycznie to, że coś nowego wybudowano nie oznacza, że akustycznie będzie znośnie gdyż są uskuteczniane brutalne oszczędności na materiałach. Rzadko narzekam ale hałas jest tym elementem, który wyprowadza mnie z równowagi bo nie mam na jego źródło wpływu. Jeśli pracując słucham muzyki, a zza okna dociera ze sporym natężeniem dźwięk "betoniarek" to mnie to potwornie drażni bo nie mogę się skupić na pracy. Jak pojadę od czasu do czasu w Bieszczady na jakieś skrajnie nieuczęszczane szlaki to jest to dla mnie ulga, a jeszcze jak wyjdę na górę i strzelę się na trawę to już odpływam. Remont oczywiście już robiłem hehe Specjalnie zaplanowałem go w ramach zemsty, mogłem go zrobić cicho ale stwierdziłem, że czas odreagować. Co ciekawe od momentu remontu sąsiad się znacznie uspokoił W stoperach w dzień nie jestem w stanie chodzić, bo albo ktoś zadzwoni, albo ktoś zapuka. Przydałaby się taka moc jak w Bruce Wszechmogący, ściszyłbym otoczenie Nurkowanie jest sposobem na wyłączenie się, jest cicho tak jak lubię. Temat traktuję raczej jako wyrzucenie z siebie wkurwienia na ten czynnik sprawiający dyskomfort, gdyż rozwiązania skutecznego i trwałego nie ma na ten problem. Taki urok cholernych bloków. Ale jakby nie patrzeć, to jednak jazda skuterem po chodnikach, czy otwieranie warsztatu samochodowego w takiej odległości to jakiś absurd. Możesz mi podrzucić linka na google maps z satelity?
  9. Skrajnie drażni mnie hałas. Ludzie to najbardziej hałaśliwe istoty na tej planecie w dodatku mające gdzieś fakt, że są uciążliwi dla innych. Mieszkam w bloku (stare budownictwo) i niestety już krew mnie zalewa. Stałe remonty, jeden skończy drugi zaczyna i tak się to ciągnie tygodniami, miesiącami. Pobudka przez wiertarkę udarową sąsiada (dzisiaj o 7) bo uznał, że rankiem wywierci sobie pierdyliard dziur w ścianie. Jeśli chodzi o remonty to wymiana drzwi wejściowych do mieszkań, a to zdzieranie wylewki, a to usuwanie ściany, a to kucie instalacji elektrycznej, a to wymiana okien. Dzieci jeżdżące po kostce na cholernych samochodzikach z plastikowymi kołami (jakaś chora moda na tego typu idiotyczne zabawki!) co wydaje dźwięk jakby pod oknami pracowały trzy betoniarki w których przewala się żwir. Ten hałas frustruje mnie najbardziej, bo powoduje to taki poziom decybeli jakbym mieszkał na cholernej budowie! Przez długi czas, 2 lata, był problem z sąsiadem z dołu, który dwójce dzieci o 5:30(!) dawał rowerek, albo hulajnogę, na której dzieciak szalał po całym mieszkaniu z płytkami i panelami z v-fugą. Objawiało się to tym, że niosło tak potworny hałas z dołu, coś w rodzaju terkotania, że słyszała to znajoma mieszkająca nade mną i budziła się o tej 5:30, a u mnie wręcz ściany drżały gdy się ich dotknęło. Nie wiem jak można być pozbawionym elementarnego wyczucia. Sąsiadka z parteru wymięka już psychicznie. Na zwrócenie im uwagi oczywiście żonka zareagowała agresją, a facet jest tak potwornie przez nią zdominowany, że boi się własnego cienia, usiłowałem na początku gdy się wprowadził nawiązać z nim kontakt, ale człowiek jest tak dziwny i zdystansowany, że odpuściłem. Ale wypadałoby mieć choć odrobinę wyczucia w pewnych kwestiach. Dzieci wypuszczane przez tego samego sąsiada o 6 rano na balkon i walące w barierki balkonu zabawkami co niesie się po całym bloku generując potworny hałas. Bieganie tam i z powrotem waląc z pięty, początkowo sądziłem że to u góry, a to oczywiście dźwięk z dołu. Moda na panele z najtańszym podkładem daje taki efekt, że podłogi nie tłumią, a wręcz eksponują dźwięki biegania, które lecą po ścianach. Dawniej ludzie mieli dywany, wykładziny, nie było problemu. No i oczywiście przez 3 lata spłuczka w kiblu, którą sobie zamontował ten sam sąsiad powodowała, że spadało ciśnienie wody w całym pionie, a hałas jaki generował zawór wpięty bezpośrednio w rurę oznajmiał całemu pionowi, że właśnie zakończył procedurę wypróżniania. Zbieganie po schodach po 4 stopnie. Ekipa sprzątająca, która nie potrafi wysprzątać klatki schodowej nie waląc przy każdym ruchu miotłą po poręczach. Koszenie trawy gdy tylko urośnie 2 mm, podejrzewam jakieś powiązania kogoś ze spółdzielni z ekipą koszącą. Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. Nie ma to jak koszenie gigantycznej powierzchni zwykłą podkaszarką, zupełnie jak w Dniu Świra. Ale płacone od godziny więc kosiarką wózkową szło by za szybko. Warsztat, który znajduje się 25 metrów od bloku (nie wiem jakim cudem uzyskał pozwolenie) i napieprza od samego rana kluczem pneumatycznym. Przy otwartych drzwiach warsztatu skierowanych w stronę okien garaż działa jak pudło rezonansowe instrumentu kierując dźwięk w stronę okien. Jeżdżenie skuterami pod oknami. Gazowanie silnikami samochodów. Ogólnie jestem na granicy wytrzymałości jeśli chodzi o hałas ale nie tyle ja jestem nadwrażliwy co ilość hałasu jaki atakuje moje bębenki przekracza wszelkie normy. Mam taki przesyt niekontrolowanych dźwięków, że funkcjonowanie w takim blokowisku jest dla mnie przykrością. Ale by nie było, że jestem przewrażliwiony to kilka osób, które znam ma ten sam problem mieszkając w tym lub w pobliskim bloku. Te cholerne bunkry nie nadają się do funkcjonowania. teraz gdy połączy się te wszystkie źródła hałasu, to można zwariować. Nawet wyjazd na wieś owocuje frustracją w wyniku rytuału koszenia trawy kosiarkami spalinowymi. Jeden skończy, drugi zaczyna. Albo cięcia drewna zwiezionych palet piłą łańcuchową przez 2 tygodnie na opał. Wkurza mnie hałas.
  10. Bo każdemu wydaje się, że jego problem nie dotyczy, że on trafił na diament, że reszta to frajerzy, że on będzie miał inaczej, że.................. (tutaj wpisać dowolne uzasadnienie typowe dla Białorycerstwa). Nawet gdy częściowo jest świadomy problemu to i tak go neguje i zagłusza tłumacząc sobie, że to przejściowe, że to ulegnie zmianie jak tylko dostarczy księżniczce to czego ona od niego oczekuje. A co trzyma? Pranie umysłu przez schematy społeczne, schematy funkcjonujące wokół niego, które uważa za normalne, obawy przed bycia samemu, dostosowanie się, indoktrynacja, programowanie od dziecka, biologia, niski poziom rozwoju duchowego, (nie mylić z religiami) itd. itp. Cały ten proces jest złożony jeśli chodzi o "prasowanie" umysłu, bo z której strony by nie popatrzeć, to nasz umysł jest atakowany schematami, a wyjście poza schemat owocuje atakiem otoczenia, próbą ośmieszenia, grania na emocjach, poczuciu winy. Jest jeszcze jeden problem, "aktorstwo". Ludzie zazwyczaj nie pokazują, że w ich związkach coś się nie układa, że tkwią w bagnie po uszy, więc aktorzą w kontaktach z otoczeniem. Gdy taki młody człowiek widzi to aktorstwo, nie zdając sobie sprawy jak jest faktycznie to jest przekonany, że wszystko jest ok, że to takie fajne, bycie z kimś, życie z kimś blabla, a za zamkniętymi drzwiami okazuje się, że tak kolorowo nie jest jak to usiłują prezentować niektórzy w towarzystwie. No i młody człowiek się na to nabiera. Po jakimś czasie dostrzega się to aktorstwo, trzeba czytać między wierszami ale wymaga to pewnej świadomości jak jest faktycznie.
  11. Kilka osób poruszyło kwestię zdrowia. Powszechnie funkcjonuje przekonanie, że seks = się zdrowie, ale to bzdura zasadzana zazwyczaj w mediach. Owszem następuje rozładowanie seksualne ale na tym koniec. Organizm faceta jest tak zbudowany, że za ejakulację płaci się wysoką cenę. Niektórzy piszą wręcz o codziennej masturbacji. To powoduje, że doprowadza się organizm do skrajnej degradacji, stopniowo aczkolwiek systematycznie. Organizm nie jest w stanie uzupełnić tego czego się pozbywacie w trakcie wytrysku. Dodatkowo obciążana jest prostata, destabilizowany układ hormonalny. Pogorszenie stanu zdrowia i wpływu masturbacji na zdrowie najszybciej uwidacznia się na włosach i paznokciach. Włosy zaczynają być coraz cieńsze, tracą pigment, stają się przezroczyste i szorstkie, wypadają, zaczyna się stopniowa miniaturyzacja mieszków włosowych czyli to co nazywa się łysieniem androgenowym, co powiązane jest również z pogorszeniem krążenia krwi w skórze głowy, a to jest odpowiedzialne za transport składników odżywczych dla włosów. Jest to proces ściśle związany z ejakulacją, czyli m.in. pozbywaniem się ważnych składników, w uproszczeniu pisząc. Mechanizm związany z tym procesem jest opisywany różnie, nie wnikam w szczegóły raczej analizuje to pod kątem efektu końcowego i konsekwencji oraz tego jak reaguje organizm. Do tego dochodzi stałe przetłuszczanie się skóry głowy i twarzy, co wraca do normy po jakimś czasie abstynencji. Wytracamy z organizmu kluczowe minerały, których nie da się uzupełnić samą dietą zwłaszcza dość ubogą, zważywszy na nasz klimat. Facet płaci wysoką cenę za seks, bo płaci swoim zdrowiem, swoją witalnością. W tym wypadku sytuacja, w której niektórzy płacą kobietom za seks jest absurdem bo to facet traci najwięcej. W kulturze Wschodu tą wiedzą dysponowali od dawna. To też powoduje, że sytuacja w której facet płaci za seks jest niepoważna, bo największą cenę jaką można zapłacić to swoje zdrowie i stopniowa degradacja organizmu i utrata witalności. Również jest to powiązane jest ze stanami depresyjnymi. Z własnych obserwacji wiem, że ejakulacja, nie ważne czy w wyniku masturbacji czy seksu z kobietą, wpływa na spadek sił witalnych, obniżenie kreatywności, pojawia się irytacja, nerwowość, destabilizuje gospodarkę hormonalną, w dłuższym okresie czasu pojawiają się stany depresyjne itd. Przy dłuższej abstynencji nie jestem wkurwiony na cały świat, czystość umysłu powoduje, że załącza się tryb kreatywności i dobrego samopoczucia. Ciekawe jest też obserwowanie różnych gatunków żyjących na naszej planecie gdzie samiec po stosunku ginie, zazwyczaj jest zjadany Podsumowując to zagadnienie, masturbacja, czy seks, nie ważne, efekt końcowy jest ten sam, doprowadza organizm do degradacji. Im tego więcej tym szybciej. Jeśli z umiarem, to jeszcze organizm przy odpowiedniej diecie jest w stanie szybciej się regenerować, ale uzupełnienie takich pierwiastków jak chociażby krzem, nie jest takie proste, a jest on cholernie ważny. Natura tak zaprogramowała cały proces, że liczy się rozmnażanie. Przyjemność to bodziec, który pcha obie strony do prokreacji. Tak jak wiele istot na naszej planecie. Natomiast kwestia uzależnienia to również poważny problem zwłaszcza gdy z każdej strony jesteśmy atakowani nagością, seksualnością itd. N niestety trzeba mieć silną wolę i świadomość co się dzieje z organizmem. Może to uzmysłowi wielu, że w zakresie zdrowia to nie są żarty. Uzależnienie często pojawia się gdy brakuje pasji, gdy brakuje czegoś co można rozwijać i doskonalić. Uprzedzając, masturbacja pasją nie jest I jeszcze ciekawostka. Przeciwna strona wyczuwa, czy facet jest "wyładowany". Działają prawdopodobnie feromony lub jeszcze jakiś czynnik. Po dłuższej abstynencji jesteście "wyraźniejsi" dla płci przeciwnej, dostrzegani.
  12. Z tego co zdążyłem zaobserwować on się dostosował. Nigdy nie wykazywał specjalnego parcia w tą stronę na tym etapie życia, zwłaszcza, że rysuje stale plany w zakresie zdobycia lepszego wykształcenia. Jej cel stał się jego celem, na zasadzie, że skoro luba chce to rycerz stanie na wysokości zadania bez względu na całą paletę sygnałów. Zważywszy na to, że chce kontynuować naukę to raczej się to trochę kłóci jedno z drugim bo zarówno finansowo jak i czasowo nie da rady. Ale jest też wygodny i trochę leniwy. Liczy być może na to, że ona będzie pełnić rolę służby, a wydaje mi się, że po około miesiącu może trzech po ślubie spadnie maska. Sęk w tym, że ona w ogóle się z intencjami nie kryje, ugryzienie w język było w odniesieniu do mnie bo doskonale wie, że ja się na te gierki nie nabieram, kreuje się na wielce pokrzywdzoną przez ojca, ma roszczeniową postawę, sama sytuacja z pytaniem odnośnie przepisania domu i ziemi mówi sporo o intencjach. Zwłaszcza, że on jako jedynak dziedziczy wszystko tak czy siak. Ale po ewentualnym rozwodzie nie dojdzie to do puli do podziału jeśli nie zostanie to teraz przepisane. Więc być może ona doskonale wie, że ten scenariusz może nie wypalić. Chłopka dobrze zbudowany ze 177 cm wzrostu, ćwiczy, rusza się, ma ambicje w zakresie zrobienia czegoś ze swoim życiem zawodowo. W zasadzie masz rację, ale należy, zważywszy na bliską znajomość, uwidocznić pewne zagrożenie. Później pozostaje tylko obserwować i czekać na moment gdy się powie "a nie mówiłem". Dlatego ja już w to nie ingeruję, ale aż przykro się robi gdy się to widzi z z boku. Większość takich przypadków nie chce pomocy bo uważa, że wie lepiej. Można próbować nakierować uwidocznić pewne sprawy, ale jeśli opór jest zbyt duży to nic nie da się zrobić. Nawet na forum było wiele przypadków gdy ktoś prosił o pomoc, a gdy ją otrzymywał usilnie negował wszystko bo nie było po jego myśli, a w praktyce oczekiwał poparcia swojego postępowania Co ciekawe kilka przypadków w rodzinie też nie jest zachęcająca, powinien się w takiej sytuacji wyczulić. Jeden z kuzynów miał przyprawione rogi, rozeszli się, rozwód, po czasie wrócili do siebie i facet na swoich plecach buduje teraz dom zaharowując się na śmierć. Absurdalna sytuacja. Kolejny przykład to jeszcze inny kuzyn, który doszedł do takiego stanu, że przeszedł załamanie nerwowe, nie wiele brakowało by skończył ze sobą. No i jeszcze jeden, który z dwójką dzieci obecnie jest na etapie sprawy w sądzie, historia masakryczna. Każda z tych spraw ma swoje źródło w postępowaniu kobiet, znam te sytuacje doskonale, kobiety ich przeżuły i wypluły. Ale wszystko doskonale wpisuje się w schemat właśnie wielokrotnie na forum opisywany.
  13. Tak odnośnie strony finansowej i nie tylko. Właśnie obserwuję sytuację jak jedna z osób, facet, którego doskonale znam i bywa, że pozwalam sobie czasami na wyważone uwagi odnośnie tego w co brnie, licząc, że przejrzy na oczy, jest strzyżony i programowany na użytek samicy w sposób wręcz ordynarny. Facet w wieku około 28 lat, ona około 26-27 lat. Niezbyt atrakcyjna fizycznie (ja to nazywam atrakcyjnością pozorowaną, na pierwszy rzut oka komuś może się wydać ok, jak ktoś wrócił z bezludnej wyspy po 10 latach na głodzie, ale za chwilę leci kubeł zimnej wody na głowę), skrajnie szczupła, zero biustu, intelektualnie 2 w skali od 0-10. Nie ma z nią żadnego tematu oprócz dzieci. Ma wręcz pierdolca na punkcie dzieci. Rozmowa jałowa, żadnej wiedzy na tematy różne, życiowe jakiekolwiek, w towarzystwie cisza bo nie ma nic do powiedzenia, brak pasji, o przepraszam, jest... dzieci. Ona pochodzi z rodziny biednej, jej ojciec się ewakuował dawno temu, zapewne nie wytrzymał, a po tym jak miałem nieprzyjemność poznać jej matkę to się nie dziwię tej ewakuacji. By było ciekawiej, to gdy jej matka w weekendy robi nalot na dom znajomego (bywam tam często) to oni sami nie chcą w swoim domu przebywać. Oczywiście wieszane są na ojcu tejże 26 latki psy, wylewane pomyje i obrabia mu się dupę wyzywając od najgorszych. Na tle tego co widziałem i słyszałem, uważam, ze najbardziej pokrzywdzony to jest właśnie on. Z kolei "znajomy" też z rodziny bogatej nie pochodzi, ale ma dom i ziemię, czyli pewne zasoby. Źle też nie wygląda, dba o siebie. A to już w oczach tej samicy są zasoby godne przejęcia. To jest coś czego ona nie ma mieszkając w bloku i mieć nie będzie ze swojej pracy, więc wygodniej jest się wpisać w układ z kimś kto ma, a gdy posmakowała przestrzeni to błysk w oku się pojawił. Już zdążyła zrobić rekonesans jakie tereny są jego. By nakreślić z jakim typem samicy mamy do czynienia wystarczy, że napiszę, że jakiś czas temu z pretensjami i obrzydliwą roszczeniowością pozwalała sobie na chamskie uwagi do przyszłej teściowej lub za jej plecami do znajomego dlaczego jeszcze na niego nie przepisała ziemi i domu na niego (nie musi, jest jedynakiem w razie czego i tak dziedziczy on). Pewnego razu gdy przyparta została do muru na jednej z imprez rodzinnych, w trakcie rozmowy, z głupawym uśmieszkiem stwierdziła, ze ona też musi zadbać o swoje interesy. Po czym ugryzła się w język gdyż zrozumiała, że chlapnęła. W trakcie tej rozmowy pogrążyła się kilkakrotnie zdradzając prawdziwe intencje. Dla mnie całokształt, zachowania, słowa, czyny jasno pokazują, że należy się z tego układu ewakuować i to jak najszybciej, a nie brnąc w idiotyczny ślub z którego facet nie ma w zasadzie żadnej korzyści. On niestety jest do tego stopnia omamiony, że wkrótce ten ślub ma się odbyć, zdaje się po wakacjach. Facet mając 28 lat spieprzy sobie życie, bo nie widzi i nie daje sobie przegadać tego co z perspektywy widać więcej. Ona związek zabetonuje dzieckiem, by mieć pewnego rodzaju kotwę finansową. Pierwszy związek z kobietą, która brak urody usiłuje rekompensować sobie strojąc się w leginsy i podkreślając anorektyczny tyłek z niezdrową skórą. Fakty są takie, że w tej sytuacji jestem kompletnie bezradny. Widzę jak samiec tonie i nie mogę nic zrobić bo on sobie ubzdurał wielką miłość nie dostrzegając, że tak naprawdę jest owijany wokół palca i zwyczajnie przejmowane są jego zasoby, a on sam jest podporządkowywany jej scenariuszowi jaki sobie założyła. Powoli zabija u niego poczucie własnej wartości i męskości. Już teraz ma miejsce odcięcie od znajomym, wciągnięcie go w środowisko jej znajomych. Obserwuję z jej strony systematyczne przytyki w jego stronę w celu wyeksponowania i wywołania u niego kompleksów, podkreślania głośno jego niedoskonałości, by obniżyć jego poczucie wartości. Został potwornie zdominowany. Szczytem rozrywki są zakupy i przebieranie w szmatach całymi dniami marnując w ten sposób weekendy, stwierdził, że to lubi, cóż wcześniej jakoś za tym nie przepadał. Dom stopniowo jest dostosowywany do jej widzi mi się, meble, wystrój itd. Szokuje mnie to jak można stracić w takim stopniu czujność. On brak związków w przeszłości z kobietami, skakanie na każde zawołanie zgodnie z mentalnością rycerzyka. Podejrzewam też, że wspólnym mianownikiem tego związku, tego co go zapoczątkowało, są problemy z ojcem. Oboje mają w tej kwestii złe doświadczenia, ona ze swoim , on ze swoim, którego przez wiele lat nie znał gdyż była to jednorazowa przygoda jego matki. Myślę, że to zostawiło jakiś ślad i brakuje mu wzorców. By jeszcze przyprawić to co powyżej, dodam, ze pierwszy mój kontakt z nią kilka lat temu, zaowocował pytaniem z jej strony, czy my (jako rodzina) jesteśmy bogaci. No i oczywiście nie mogło zabraknąć jeszcze jednego elementu układanki, pobożna, rozmodlona katoliczka. Podejrzewam, że mogła go nawet krótko trzymać w zakresie seksu zważywszy na reakcję na różne żarty z mojej strony, które wypuszczam w celu obserwacji reakcji. Przecież to jest tak czytelne, tak klarowne, jak można nie dostrzegać, że jest to pułapka z ukierunkowaniem materialnym. Ja rozumiałbym jeszcze otumanienie w tym wieku gdyby porażała urodą, dosłownie porażała, ale i tego tutaj nie ma. Więc jaki czynnik decyduje o takim stopniu zniewolenia i ogłupienia?
  14. Witam Panowie. Długo przeglądałem forum, aż w końcu postanowiłem się zarejestrować. Trafiłem tutaj przez przypadek wpisując w wyszukiwarkę coś co doprowadziło mnie tutaj. W życiu nie miałem traumatycznych przeżyć z zakresu związków (nie licząc jednego nieprzyjemnego w wieku 17 lat ale to było dość dawno temu) w zakresie tematyki poruszanej na forum ale tylko dlatego, że jestem na tyle wnikliwym obserwatorem, że podświadomie wyczuwałem zagrożenie . To co tutaj przeczytałem potwierdziło moje dość wnikliwe wieeeeeeeeloletnie obserwacje i pozwoliło sprecyzować mechanizm powstawania tego typu "zjawisk" międzyludzkich. Tak więc jeszcze raz witam, od czasu do czasu postaram się coś wtrącić od siebie. Oczywiście uzupełnienie avatar tylko coś sensownego znajdę :>
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.