Skocz do zawartości

maria

Użytkownik
  • Postów

    130
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    25.00 PLN 

Treść opublikowana przez maria

  1. Nie wiem czemu tak to odebrałeś, nie miałam na celu ośmieszenia Cię ani jakiegoś umniejszenia. Przepraszam, jeśli tak się poczułeś, to w ogóle nie było moim celem. Nie znam, ale kobiety też nie. Pisząc o nadużywaniu silniejszej pozycji nie miałam na myśli też żadnych patologii jak przemoc fizyczna czy itp. Chodzi mi o normalne małżeństwa, gdzie po prostu tak jest że na pewnym etapie, gdy rodzą się dzieci i/lub są one małe to pozycja mężczyzny jest silniejsza. W tym sensie, że on może zachowywać się jak chce, a ona będzie to akceptować/znosić bo jest od niego zależna wraz z dziećmi. To jest taki etap, że on może dyktować warunki i ona się będzie dostosowywać tak długo jak długo dzieci będą bezpieczne. Dla mnie osobiście to jest ten etap kiedy widać jak na dłoni jaki mężczyzna jest naprawdę i jaki ma stosunek do swojej kobiety. Wg mnie kluczowy dla przyszłości związku. Dlatego tak bulwersuje mnie ten wątek. Bo tutaj mąż ewidentnie nawala od samego początku. To, że po ciąży ona nie zrzuciła chociaż części kilogramów, a jeszcze przytyła to jest skutek, a nie przyczyna. Ja w tym temacie czytam: "Mąż zaczął robić uniki, nie chciał się zajmować dzieckiem, nie pomagał w niczym. Gdyby mógł to pracowałby po 20 godzin na dobę." "Ciagle koledzy, siłownia, basen, praca. To mnie dobija i sprawia, że jestem sfrustrowana." "Tak ale rodzicielstwo to mama i tata. Ja byłam samotną matką, chociaż tata był formalnie. Ale tylko formalnie" "mąż był tylko z boku. Nigdy nie pomagał przy dziecku i może teraz jest trochę lepiej ale pierwszy rok niestety, syn płakał jak tata go brał na ręce. Nie znał go, był jak obcy człowiek." "dziecko jest ultra wymagające i nikt nie chce się nim zajmować. Oczywiscie, nie dziwie się mężowi, sama często mam dosyć, ale zapomina, że oboje jesteśmy rodzicami. " "Pomocy brak, od wielkiego dzwona coś się uda żeby wyjść do urzędu albo lekarza. Mąż sam chodzi 3 x w tyg na basen" "Nie robię NIC dla siebie. Przerażajace to jest, cały czas żyje tak by zadowolić innych ludzi… To mnie rozbraja na łopatki " "Chcialam isc do pracy to nie mogę, bo on dziecka nie będzie odbierać z placówki, bo jego praca jest ważniejsza" "Chce isc na siłownie to nie mogę bo on chodzi, a ja mam chwilowy odpał i szkoda żeby on rezygnował z siebie dla chwili „fsiu bździu w mojej głowie” . " "Jest dokładnie tak jak piszesz. Gdy tylko odczuwam złe emocje, a już najgorzej smutek i żal - pojawia się napad jedzenia pod korek." "Problem jest bardziej złożony, oczywiście waga jest ogromnym problemem, ale to obżarstwo tez zaczęło się kiedy pojawił się ostry epizod depresji. " "I tu właśnie największe rozgoryczenie czuje… Bo ja rozumiem, że nie jestem atrakcyjna dla męża, ale jego zachowania i braku zrozumienia niestety nie. Nabija się ze mnie nawet na imprezach rodzinnych, a gdy tylko mówię o tym, ze biorę się za siebie to rzuca „weź mnie nie rozśmieszaj”. " "Zawsze słyszę, że tylko narzekam i szukam dziury w całym. Jakby był wyprany z empatii i uczuć wyższych. Nie potrafię znaleźć sposobu na tą akurat strefę rozmowy. Zawsze kończy się tak samo. " "[Psychiatra] Zalecił mi żeby iść z mężem do psychologa na terapie. Mąż się nie zgadza. "
  2. @crazymary ale o Ci chodziło z tymi pompkami tak właściwie? Czytam 3 raz ostatnią stronę i nie rozumiem czemu tak naskoczyłaś na niego i brniesz w to dalej?
  3. Nie, to nie jest myślenie życzeniowe. Ale jeśli chcesz aby tak było to sam postępuj w ten sposób i szukaj partnerki, która też wyznaje takie wartości. Jeśli ludzie przestają wierzyć w sens rodziny właśnie jako ostoi/oparcia na dobre i na złe, a zaczynają traktować partnera jak obrazek, który zawsze ma być idealny i jak przestaje taki być, nawet chwilowo, to "next". To powoduje, że sami przestają być lojalni, aby uprzedzić zdradę partnera i w ten sposób sami niszczą te wartości. Trochę zawile to napisałam, ale mam nadzieję, że wiadomo o co chodzi. Jeśli chcemy mieć w świecie jakieś wartości to sami żyjmy wg nich. Oczywiście, że tak. I przyjmuję do wiadomości, że są kobiety które zostawią męża, bo ciężko zachorował lub poniżają go bo stracił pracę (choć osobiście nigdy czegoś takiego nie widziałam) i potępiam je równie mocno. Moje wypowiedzi dotyczą zarówno mężów jak i żon. W moim życiu jednak znacznie częściej obserwuje stawianie wymagań żonom i nadużywanie swojej silniejszej pozycji w związku przez mężów niż odwrotnie. Może to kwestia wieku, bo obracam się głównie w towarzystwie 40-latków, a może po prostu tego, że o ile kobiety mogą wybrzydzać, wybierać i testować kandydatów do związku, o tyle po założeniu rodziny siły się odwracają i to mężczyźni rozdają karty. Nawet w tym wątku widać, że ona się boi, że on ją zostawi. Sama nawet nie rozważa zostawienia jego. Dlaczego? Bo on mógłby po prostu się wyprowadzić. Ewentualnie spakować się i zniknąć na tydzień. Ona nie. Ona teraz i przez najbliższe kilka lat jest od niego zależna i cokolwiek on nie zrobi, jak podle nie będzie się wobec niej zachowywał ona nie ma wyjścia, będzie trwać i starać się by on był milszy, bardziej z niej zadowolony. Przecież tu gołym okiem widać kto ma władzę w tym związku i w każdym tak naprawdę z małymi dziećmi.
  4. Chyba nigdy nie byłeś na żadnej terapii, więc dopowiem. Terapeuta na żadnej terapii ani par ani indywidualnej nie robi wykładów, nie ocenia i nie szuka ani nie interpretuje problemów. Jeśli jakiś tak robi to trzeba sprawdzić jego papiery i być może gdzieś zgłosić. Jeśłi zaś chodzi typowo o terapię par to pacjentem w tym przypadku jest RELACJA a nie żona czy mąż. Działania terapeuty są skierowane na poprawę relacji, tak aby była ona satysfakcjonująca dla obojga partnerów. Terapeuta zasadniczo jest tu moderatorem, a rozmowa odbywa się między partnerami. Rolą terapeuty jest tak poprowadzić sesję, aby obie strony mogły nadać swój komunikat i aby został on odebrany przez partnera oraz aby odbierający zrozumiał treść nadającego. Nic więcej. Jeśli ludzie się kochają, darzą szacunkiem to zazwyczaj to wystarczy.
  5. Nie zwalam winy, to nie jego wina że ona ma zjazd psychiczny i że jej się życie wywróciło do góry nogami czego skutkiem jest NAGŁY ZNACZNY wzrost wagi. Ale on jest do cholery jej mężem, towarzyszem "na dobre i na złe", najbliższą i najważniejszą osobą i tak ciąży na nim pewna odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność polega na tym, że jeśli Twoja żona/mąż popada w depresję i emocje koi jedzeniem/alkoholem/czymkolwiek innym to WSPIERASZ, TROSZCZYSZ SIĘ I POMAGASZ, a nie dołujesz, wyśmiewasz i grozisz odejściem. A Ty wgl nie rozumiesz psychiki ludzkiej. Tak, jak człowiek ma epizod depresyjny (lub inny - np lękowy/maniakalny) to nie jest łatwiej "przestać żreć", ani "przestać pić" ani nawet "po prostu wstać i robić". Najpierw musi się pozbierać emocjonalnie. I moje zdanie tutaj jest twarde jak skała - w takich sytuacjach mąż/żona ma być wsparciem i ciągnąć w górę, a nie dowalać dodatkowo od siebie. Ale nie dla kobiety karmiącej! Dieta REDUKCYJNA dla matki karmiącej to jest 2000kcal. Dziecko autorki jest już na rozszerzonej diecie, więc pewnie może być te 1800kcal, ale nie 1500! Tak, zgadza się otyłość to jest choroba, którą trzeba leczyć, ale nie w tym przypadku. Czym innym jest otyłość wypracowana latami złych nawyków i/lub nierównowagą hormonalną itd, a czym innym szczupła całe życie dziewczyna, która w 2 lata tyje 30kg, jest totalnie rozchwiana emocjonalnie i niezdolna fizycznie (z powodu bycia w praktyce samotną matką dwulatka) do szukania pomocy poza swoim najbliższym otoczeniem i zmiany trybu życia. Jeśli ktoś zawsze bardzo szczupły (58kg przy 172cm wzrostu do dolne widełki prawidłowej wagi) w 2 lata wchodzi w widełki otyłości to coś zdecydowanie nie gra z psychiką, a objadanie się i wzrost masy ciała nie jest spowodowane brakiem zdrowych nawyków, tylko ma podłoże psychiczne. Psychikę leczy się u psychoterapeuty. I dlatego uważam, że w tym konkretnym wypadku dobrą radą jest psychoterapia, a nie dietetyk i liczenie kalorii. Tak, skoro dziecko ma 2 lata to ona powinna już robić w życiu inne rzeczy niż opieka nad nim. Ale z tego co pisała chciała wrócić do pracy, tylko mąż nie zgodził się na współodpowiedzialność za odbieranie dziecka ze żłobka. Chciała chodzić na siłownię/basen, ale mąż nie zgodził się zostawać z dzieckiem w domu i stwierdził, że jego wyjścia 3xtyg mają wyższy priorytet. Niestety dziecko 2 letnie, a nawet 5 letnie musi być cały czas pod opieką dorosłego. Jeśli tylko matka poczuwa się do tej opieki to siłą rzeczy zajmuje się tym 24/7. Jeśli chodzi o pracę męża to nigdzie nie było wzmianki o tym jaką prace wykonuje i czy jest ona ciężka czy nie. Było natomiast o siłowni 3xtyg, basenie, przesiadywaniem do późna w pracy (dopiero po urodzeniu dziecka!) i wyjściach z kolegami. Zatem nie mam wrażenia, by on był jakiś bardzo przemęczony pracą. Raczej męczy go dziecko i ewentualnie żona.
  6. Najprawdopodobniej to, że nie odróżniasz warunku od rezultatu oraz nie rozumiesz kierunku implikacji. Jest tu wielu użytkowników, których szanuję i/lub podziwiam. Jest też bardzo wielu, którzy budzą we mnie uczucia matczyne i z całego serca jest mi ich żal i chciałabym pomóc im uwierzyć w siebie, ale nie mogę. To w połączeniu z radami/teoriami jakie są im tu sprzedawane faktycznie budzi moją frustrację. Choć jest też wielu, którzy radzą z sensem, ale niestety zazwyczaj giną w tłumie. Poczucie wyższości mam wobec osób, które nie rozumieją czym jest twierdzenie, hipoteza, warunek, czym przyczyna, czym skutek, na czym polega dowód lub jego zaprzeczenie, czym są wiarygodne dane i metoda naukowa, nie rozróżniają badań/danych jakościowych od ilościowych lub stosują je w błędny sposób, ale sami w moją stronę czy innych kobiet szafują bez umiaru tekstami o robieniu z logiki kurtyzany, hipokryzji i manipulacji. Takie osoby są dla mnie z bardzo wysokim prawdopodobieństwem po prostu mało inteligentne. Inna opcja, znacznie mniej prawdopodobna, ale możliwa to że są po bardzo cyniczne. W jednym i drugim wypadku nie widzę sensu dyskusji i pola do porozumienia. Czy to jest poczucie wyższości? Możliwe. Nie wiem co dokładnie rozumiesz pod pojęciem "podobne wypierdy", ale z grubsza taki sam był sens mojej wypowiedzi. Nie wystarczy, że żona jest zakochana w mężu, podziwia go, dba o dziecko i dom, wniosła w posagu mieszkanie, jest wierna, lojalna i ma dobrze ustawione wartości. Musi do tego być szczupła, a jeśli nie będzie to niech wie jak bardzo zawiodła i jak bardzo mąż nią gardzi z tego powodu. A że ma depresję i bierze leki? Niech najlepiej odstawi bo też mogą tuczyć. Jak zrobi krzywdę sobie lub dziecku to najwyżej powiemy, że wariatka. Najważniejsze, żeby nie była gruba, bo z grubej mąż nie będzie zadowolony. Autorka napisała w pierwszym wpisie, że czuje się samotna, nic nie warta, że depresja zjadła część jej osobowości i że chce ratować swoje małżeństwo które wisi na włosku, ale mąż nie chce zgodzić się na wspólną terapię oraz unika przebywania w domu, a wobec niej jest oschły i uszczypliwy, do tego nie ma żadnych koleżanek, zastanawia się czy mąż znowu się w niej zakocha jak schudnie. Ja bym poradziła kontynuować wizyty u psychiatry, ale przede wszystkim u psychoterapeuty. Najlepiej z mężem, ale jeśli kategorycznie odmówi to samej. Odnowić kontakt ze znajomymi - oni nie odsunęli się po urodzeniu dziecka, najpewniej sama się odsunęła, bo tak to działa. Niekończące próby rozmowy z mężem i próba uświadomienia mu że go potrzebuje jako najbliższej, najważniejszej osoby w życiu. Myślę, że mąż może nie rozumieć jej stanu i nie wie jak jej pomóc więc robi unik, bo mężczyźni nienawidzą czuć się bezsilni. Kobiety też nie, ale jednak u mężczyzn jest to silniejsze. Więc powiedziałabym mu wprost jak może pomóc jej stanąć na nogi. Jeśli ona sama tego nie wie to terapia par. I przede wszystkim rada podstawowa - stawiać swoje granice! To, co Panowie tu nazywają trzymaniem ramy. Musi wyraźnie uświadomić męzowi i otoczeniu że na pewne zachowania zgody nie ma. To jest najtrudniejsze, szczególnie że już te granice dała przekroczyć znacząco. Ale to podstawa.
  7. Jeśli już to otrzymała porady jak ma schudnąć choć też uważam, że rady aby zapisała się na siłownię (gdzie pisze, że jest non stop z dzieckiem, bo nikt jej nie pomaga) lub aby zeszła z 1800kcal na 1500kcal czy stosowała okno żywieniowe 8 czy nawet 10h (matka karmiąca!) są wg mnie średnio konstruktywne. Wbijają ją tylko w większe poczucie winy. Nie mam pretensji do Panów o takie rady, bo dla zdrowego faceta bez większych zobowiązań to są bardzo dobre rady, ale nie dla karmiącej praktycznie samotnej matki z wymagającym niespełna dwulatkiem. Żaden Pan tutaj nie karmił piersią, więc nie musi tego widzieć, ale skoro Pani karmi 2x dziennie to na 99% jest to do snu i z samego rana. Do tego dziecko budzi się w nacy i trzeba je nosić/usypiać/bujać. To oznacza, że w czasie poza oknem żywieniowym wydatkuje nieporównywalnie więcej kalorii niż "zwykła" osoba, która o 23 kładzie się spać i wstaje rano z lekkim ssaniem w żołądku. Do tego powszechnie wiadomo, że przy redukcji masy ciała kluczową jest regularność posiłków. Różne diety mają różne podejście do kaloryczności czy składu posiłków, ale to jedno jest wspólne dla każdej metody - regularność i swiadome spożywanie posiłków. A regularność i spokojny posiłek to jest właśnie to na co taka młoda mama nie ma przestrzeni. I tak naprawdę w większości przypadków właśnie to jest powodem tycia w czasie pozostawania mamy w domu z małym dzieckiem. Mogłabym tu jeszcze dużo pisać na ten temat, ale wiem, że i tak Panowie teoretycy wiedzą lepiej... Zresztą dla mnie tutaj problem wagi autorki jest drugorzędny. To po prostu nie jest czas kiedy od kobiety ktokolwiek powinien wymagać nienagannej figury i bycia fit seksowną kochanką. To tak jakby od żona od męża po wszczepieniu rozrusznika wymagała biegania maratonów. W życiu są różne etapy i to czego brakuje dziś młodemu pokoleniu to akceptacja tego faktu. Ktoś tu pisał, że od czasów prehistorycznych mężczyznom podobały się szczupłe kobiety bo gwarantowały zdrowe potomstwo. Co za bzdura! Wystarczy zapytać dziadka lub pradziadka jaka kobieta jest wg niego atrakcyjna i urodzi zdrowe dzieci. Gwarantuję, że wybór będzie totalnie odmienny od tego jaki tu lansujecie. To nie ma nic wspólnego z biologią czy rodzeniem zdrowych dzieci. Szerokie biodra i warstwa tkanki tłuszczowej są najlepszymi warunkami do rozwoju płodu i później bezproblemowego porodu. Ale przecież nie o to chodzi... Można też zapytać dziadka czy od babci oczekiwał po urodzeniu dzieci powrotu do dawnej figury, płaskiego brzucha i codziennych ćwiczeń w celu utrzymania formy. Po prostu mamy dziś za dużo, za łatwo i w głowach się nam wszystkim poprzewracało od tych obrazków w social mediach. Każdy chciałby być wiecznie młody, piękny i bogaty, a przede wszystkim wymaga tego od partnera/partnerki. W takim świecie nie ma miejsca na miłość, wsparcie, akceptację, pomoc, zaufanie. Ja nie mam potrzeby dzielenia się swoim prywatnym życiem, ale pytałam np o to co waszym zdaniem sprawia, że niektóre związki są szczęśliwe i trwałe. Otrzymałam w większości odpowiedzi w stylu, że takie związki nie istnieją. Nie pytam więcej, bo już mniej więcej wiem co przeczytam w odpowiedziach niezależnie od pytania. Lubię natomiast czytać niektóre wątki, to poszerza moje horyzonty i mogę spojrzeć na sprawy z innego punktu widzenia. Tu np jedyne ciekawe wpisy Panów dla mnie to te od Panów, którzy mają grube żony po dzieciach i jak to wygląda z ich perspektywy. To akurat daje do myślenia.
  8. @Adri słabe miejsce wybrałaś na takie pytania. Wiadomo, że Panowie tutaj nie akceptują błędów ani słabości u kobiet, a nadwaga i otyłość to grzech najcięższy. Możesz być najlepszą żoną i matką, ale jeśli przytyłaś to nic innego tego nie wyrówna. Twój mąż ma prawo być oschły, nieobecny, niezaangażowany w opiekę nad dzieckiem, ma prawo wyśmiewać Cię przy rodzinie i znajomych a także poniżać Cię w domu. Ma prawo nie wspierać Cię w chorobie, ignorować Twoje fatalne samopoczucie i ekstremalne huśtawki nastroju, które widać nawet tu w Twoich postach. Ma do tego wszystkiego prawo, bo... ważysz prawie 90kg. Że Panowie tutaj rozumują w ten sposób to jasne, ale czemu Ty chcesz to czytać i w to wierzyć? Z tego co piszesz jesteś w miarę niezależna, masz mieszkanie, zawód, jakieś hobby. Teraz przeżywasz najtrudniejszy czas w życiu kobiety - urodziłaś dziecko, Twoje życie zmieniło się o 180 stopni, musiałaś zrezygnować ze wszystkich swoich rozrywek na rzecz opieki nad synkiem i zostałaś w tym sama. A Twoĵ mąż nie tylko nie wspiera Cię w codzienności, ale jeszcze dołuje Cię psychicznie i wbija w poczucie winy. Doskonale rozumiem Twoje poczucie bezsilności i rozstrój emocjonalny, doświadcza go bardzo, bardzo wiele kobiet. Ale to forum to nie jest miejsce gdzie otrzymasz zrozumienie. Radzę Ci rozmawiać o tym z innymi kobietami lub z terapeutą. Mężczyźni w zdecydowanej większości tego nie rozumieją i nie zrozumieją. A co do Twojej nadziei, że schudniesz i "będzie tak jak przedtem" to myślę, że ten okres pozostanie na zawsze w Twojej głowie. Także tak jak kiedyś już nie będzie nigdy. Albo tak bardzo jesteś uzależniona od aprobaty męża, że spędzisz życie na próbach zadowolenia go, w strachu przed porzuceniem albo w którymś momencie, gdy odbudujesz siebie, a dziecko podrośnie Ty sama go zostawisz. I będziemy mieli tu kolejną odsłonę pt "niewdzięczna żona zostawiła porządnego męża". Fakt, że ten mąż okazał się ujem w czasie, gdy byłaś od niego zależną w 100% i potrzebowałaś go najbardziej oczywiście za te 5-10 lat zostanie przemilczane.
  9. @Lalka jeśli ten proceder trwa już długo to pamiętaj, że jest coś takiego jak zasiedzenie. Jeśli ta osoba uprawia ziemię i płaci podatek za nią i trwa to 15/20/25 lat (do sprawdzenia) to może wystąpić do sądu o nabycie prawa własności na podstawie zasiedzenia i najprawdopodobniej to wygra!
  10. @pumcia1982 To czym się zajmujesz i Twój stan posiadania na pewno nie pomaga w znalezieniu partnera. Mężczyźni bardzo lubią używać argumentu "ja na to pracuję, więc ja decyduję", "skoro ja zarabiam więcej to Ty przynajmniej dom ogarnij (po pracy)", Ja nie mogę wziąć zwolnienia na chore dziecko, bo moja praca jest ważniejsza (bo więcej zarabiam)" itp. Jeśli masz majątek, własną działalność i spory dochód te te wszystkie argumenty tracą rację bytu. I wtedy jest "sprawdzam" dla tego słynnego "ta praca jest ważniejsza, gdzie są większe pieniądze". A przy dzieciach jeszcze "ja bym chętnie siedział z dzieckiem w domu. Pranie, gotowanie, sprzątanie to zajmuje 30min dziennie i bym to z palcem w nosie ogarnął, a potem sobie seriale oglądał. Bardzo chętnie się zamienię, tylko NIE MOGĘ, bo przecież muszę ciężko pracować na nasze utrzymanie". Masz dwa wyjścia: 1. Mężczyżni, którzy są mało ogarnięci życiowo i pasuje im taka druga mama, co wszystko załatwi, ogranie, rachunki zapłaci. To może być spoko opcja jeśli lubisz różnego rodzaju artystów. Taki mężczyzna może imponować swoim wyjątkowym talentem i pasją, do tego umie być romantyczny, wzbudzić emocje. Ale życie za niego ogarniać będziesz Ty i to Ty będziesz jedyną odpowiedzialną dorosłą w takim domu. Wariant tej opcji to jakiś obcokrajowiec, który się chętnie zaczepi z dobrze ustawioną i ogarniętą Polką No ale tu oczywiście nie ma co liczyć na jakieś wielkie uczucie. Raczej układ, z którego obie strony coś mają. 2. Szukać takiego, który Ci dotrzyma kroku, a najlepiej będzie pół kroku przed Tobą. Ale to wysoka poprzeczka jak pewnie sama wiesz. Takich mężczyzn jest mało, a Ci którzy są nie będą patrzeć na Twój majątek i umiejętności techniczne tylko na figurę i rok urodzenia. Taka smutna prawda.
  11. Ja mojej córce dałabym takie same rady jakie mi dał kiedyś mój tata i które mi pomogły: - bądź niezależna finansowo. Związek nie ma prawa być satysfakcjonujący dla obu stron jeśli ktoś jest od kogoś zależny egzystencjalnie. - miej swój zawód, swoich przyjaciół, jakieś swoje życie. - bądź pewna że mężczyzna z którym się wiążesz Cię szanuje i liczy się z Twoim zdaniem i Twoimi uczuciami - mężczyzna powinien mieć plan na swoją przyszłość zarówno pod względem osobistym jak i zawodowym. Upewnij się, że on widzi Ciebie w tym planie oraz że Ty widzisz tam dobre miejsce dla siebie - upewnij się, że macie zbliżone wizje podziału ról i obowiązków, oprócz pieniędzy to najczęstsza przyczyna rozczarowań i konfliktów.
  12. Fajny temat. Jestem zaskoczona, że wszyscy tu piszą tylko o zawodzie/pracy. Dla mnie zawsze celem była zgrana i kochająca się rodzina oraz przyjaciele. Ogólnie można powiedzieć że relacje z bliskimi ludźmi zawsze były i są nadal dla mnie największą wartością. Jak czuję, że dla kogoś bliskiego jestem wsparciem i jak wiem że sama mogę na liczyć na innych to jestem spełniona. Gdy coś mi się w relacjach psuje to całą życiową energię wkładam w to by je naprawić, tracę siły na wszystko inne. Zdecydowanie moim sensem jest moja rodzina. Nigdy nie przykładam tak wielkiej wagi do życia zawodowego i może dlatego paradoksalnie zawsze szło mi ono gładko. Mam przyjemną pracę, robię to w czym jestem dobra i w bardzo elastycznej formule, kasa się zgadza, a przede wszystkim mój zawód pozwolił mi mieć 3 dzieci bez większego uszczerbku dla mojej ścieżki zawodowej. Jak łatwo zgadnąć, pracuję w IT Co do pojawiającego się tu wątku wypalenia w tym zawodzie - myślę, że ta praca nie może być sensem po prostu, tu nie ma jakiejś misji, jakiegoś poczucia spełnienia. To jest zawód, który jest przyjemny, daje duże możliwości podróży czy właśnie zaangażowania w życie rodzinne i daje bardzo dobre pieniądze, które mogą zaspokoić wydatki związane z realizacją swoich celów życiowych. Ale sama w sobie nie da spełnienia, bo tu nic realnego się nie tworzy. Jest złudzenie tworzenia, ale to są tylko "dzieła" wirtualne.
  13. @Iceman84PL to ja przypomnę tylko chronologię wpisów, nie podważając oczywiście niczyich decyzji, tak aby każdy mógł zobaczyć kto komu okazał brak szacunku i w jakim stopniu. @meghan vs @JudgeMe I tutaj wkracza moderator @Krugerrand delikatnie upominając @meghan by się pohamowała W OFICJALNEJ CZĘŚCI FORUM, a wcześniej smarując taką torpedę pod adresem @JudgeMe Ta odpowiada I wtedy już: Na moje nie da się tego interpretować inaczej jak osobistą niechęcią i antypatią. @JudgeMe została zupełnie bez potrzeby i związku z tematem zjechana przez @meghan, a potem @Krugerrand jeszcze jej dowalił, że jej "najwiekszym, życiowym sukcesem jest dawanie dupy mężowi w drogich hotelach". Jej pytanie dlaczego jego komentarz atakujący jest w porządku, a jej nie pozostało bez odpowiedzi za to z banem... Serio to jest w porządku wg Was?
  14. @SzatanK wyznaję teorię, że łatwiej wzmacniać pozytywne cechy/zachowania niż pozbyć się tych słabych. Dlatego nie widzę sensu w wytykaniu braków i błędów. Są ludzie, którzy mówią, że lubią jak im się mówi prosto w twarz "co jest z nimi nie tak", ale ja osobiście nie widzę w tym sensu. Nie rozumiem jak taki komunikat miałby być motywujący. Dla mnie jest tylko dołujący. Dlatego tego unikam wobec innych. Inna sprawa, że akurat tutaj - jak sam zauważyłeś - by nas zjedzono żywcem za jakąkolwiek uwagę wobec naszych mężczyzn 😉
  15. Za jaką konjretnie wypowiedź @JudgeMe dostała tego bana? Bo mi to wygląda na to, że faktycznie po prostu jej nie lubisz i nic więcej...
  16. @Iceman84PL Tak, wiem że ta definicja RP, którą napisałam jest płytka, krzywdząca i zwyczajnie nieprawdziwa. Podałam ją by pokazać jak płytka, krzywdząca i nieprawdziwa jest definicja feminizmu jako "Nienawiść brzydkich kobiet do mężczyzn i chęć zdobycia władzy nad nimi", którą podałeś kilka wpisów wcześniej. @Krugerrand tak, wiem co to jest budżet Państwa i skąd się bierze. Wiem też jak wyliczane są składki do ZUS oraz jakie podatki płaci się od różnego typu dochodów. Użyłam skrótu "opłacane przez Państwo", bo wydaje mi się że jest on dla wszystkich zrozumiały, a nie było moim celem wchodzenie w szczegóły z jakiej puli te zasiłki są wypłacane. @Kiroviets jeśli chodzi o strukturę urlopów po urodzeniu dziecka to w przypadku urodzenia 1 dziecka wygląda to następująco: - Pierwsze 20 tygodni to urlop macierzyński przeznaczony dla matki. Jest on opłacany z ZUS na podobnych zasadach jak zasiłek chorobowy o wynosi z grubsza 80% pensji z umowy o pracę lub 80% liczone od postawy składek w przypadku działalności gospodarczej. Budżet Państwa opłaca w tym czasie również składkę zdrowotną i emerytalną. - w tym samym czasie jest niezależnie 2 tygodnie urlopu ojcowskiego przeznaczonego dla ojca dziecka i jest on płatny na tych samych zasadach co urlop macierzyński. - po urlopie macierzyńskim przysługuje prawo do ok 40 tygodni urlopu rodzicielskiego. Jest on płatny tak samo jak macierzyński i ojcowski, ale przysługuje dowolnemu z rodziców. - po tych wszystkich urlopach, czyli gdy dziecko ma ok 1 roku przysługuje jeszcze do 36 miesięcy urlopu wychowawczego, który jest bezpłatny, ale budżet Państwa pokrywa w tym czasie składkę zdrowotną i emerytalną. Wczoraj czytałam statystyki na temat tych urlopów. - z urlopu macierzyńskiego korzysta blisko 100% matek - z urlopu ojcowskiego ok 62% ojców (te statystyki z roku na rok się poprawiają) - z urlopu rodzicielskiego skorzystało w 2022 roku niespełna 1% ojców, choć jest on płatny i mają do niego prawo takie same jak matki. Jeśli chodzi o bezpłatny urlop wychowawczy to korzysta z niego ok 30% matek, zazwyczaj w niepełnym wymiarze 3-6 miesięcy (dane z ZUS). Odsetek ojców jest bliski zeru. I jeszcze garść danych o żłobkach, czyli alternatywie dla bezpłatnego pozostania poza rynkiem pracy po ukończeniu przez dziecko 1 roku życia. W Polsce w 2023 roku w ponad 44% gmin nie było ani jednej takiej placówki. Z tych, które są prawie 75% jest prywatne. W państwowych żłobkach również trzeba płacić za pobyt dziecka (przedszkola i szkoły publiczne są bezpłatne). Nie oceniam, mówię tylko jaka jest sytuacja, żebyś sam mógł ocenić jakie opcje ma para młodych rodziców.
  17. Bo coś o konserwatystach wspomniałaś a pis ma tyle wspólnego z konserwatyzmem co balsam Nivea z balsamem szostakowskiego Jeśli chodzi o gospodarkę to faktycznie bliżej im do socjalistów, ale tu pisałam o sprawach światopoglądowych a w tym temacie jak najbardziej zaliczyłabym ich do konserwatystów. Później to jeszcze raz opiszę, bo to ważne, a teraz już nie mam czasu
  18. Jedno wielkie xD. Zgodziłabym się z Tobą gdyby dostęp do żłobków i przedszkoli był zapewniony dla każdego dziecka i w każdej gminie. Niestety tak nie jest i ktoś tymi dziećmi musi się zająć. "Ktoś" w 99% przypadków oznacza matkę, która po roku urlopu macierzyńskiego (20 tygodni) i rodzicielskiego (41 tygodni) pozostaje kolejne 2-3 lata w domu bez żadnej "wypłaty". Te lata (urlop wychowawczy trwa do 36 miesięcy) liczą się natomiast do okresu składkowego, czyli te lata liczą się jako lata przepracowane w kontekście emerytury, a Państwo opłaca Ci w tym czasie składkę zdrowotną i składkę emerytalną w wysokości 60% prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia. Urlop macierzyński jest zarezerwowany dla matki. Na urlop rodzicielski oraz wychowawczy może pójść dowolne z rodziców, ale w praktyce prawie zawsze jest to matka. Środowiska feministyczne od lat lobbują na rzecz podziału urlopu rodzicielskiego pomiędzy dwoje rodziców (czyli np że 10 tyg urlopu przysługuje ojcu i nie można go przenieść na matkę), ale jest to torpedowane właśnie przez środowiska konserwatywne, które widzą w tym zagrożenie dla tradycyjnego podziału ról. Możesz coś więcej, bo ja nie na bieżąco? W 2012 roku za rządów PO-PSL zostało uchwalone podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat dla obu płci. Czyli dla mężczyzn z 65 na 67, a dla kobiet z 60 na 67. Zmiany miały wchodzić stopniowo podnosząc granicę wieku emerytalnego o 4 miesiące każdego roku. Dojście do 67 lat dla kobiet nastąpiłoby w 2040 roku. Ta ustawa była gwoździem do trumny dla pierwszego rządu Tuska i siłą napędową dla PiS w wyborach w 2015 roku, gdyż ich sztandarową obietnicą było (oprócz 500+) właśnie odwrócenie tej reformy. I tak właśnie zrobili po wygranych wyborach. Dziwi mnie że tego nie wiesz, nawet w ostatnich wyborach ten temat był wałkowany i PiS straszył że Tusk=wyższy wiek emerytalny dla kobiet, a Tusk na każdym spotkaniu obiecywał że nie podniesie wieku emerytalnego i bił się w piersi że to był błąd. Teraz przez kolejne 30 lat nikt w Polsce nie odważy się podnieść wieku emerytalnego ani go wyrównać (bo wiadomo że trzeba by równać w górę).
  19. @Druid ja rozumiem, że ta definicja RP, którą napisałam nie jest prawdziwa. Ale tak samo dokładnie jest z definiowaniem feminizmu jako nienawiści brzydkich kobiet do mężczyzn.
  20. Ta definicja jest równie głęboka i prawdziwa jak: "RedPill to w skrócie nienawiść brzydkich mężczyzn do kobiet i chęć zdobycia władzy nad nimi." To akurat jest pomieszanie z poplątaniem. Wychowanie dzieci powinno się liczyć do lat składkowych, ale nie rozumiem dlaczego miałoby wpływać na wiek przechodzenia na emeryturę. Paradoksem jest jednak to, że to konserwatywni anty-feminiści cofnęli reformę emerytalną wyrównującą ten wiek i to oni właśnie najbardziej krytykują pomysły urlopu rodzicielskiego w miejsce macierzyńskiego, czyli de facto czegoś co wyrównuje przywileje, prawa i obowiązki w kontekście prawa do emerytury. Środowiska feministyczne nie postulują wcale utrzymywania niższego wieku emerytalnego dla kobiet, jeśli już to mówią o godnej emeryturze co jest dokładnym przeciwieństwem skracania czasu pracy. Wcześniejsza emerytura, tak samo jak długie urlopy macierzyńskie + wychowawcze i inne zachęty do pozostania poza rynkiem pracy i szybkim z niego wyjściu są sprzeczne z ideą równouprawnienia.
  21. Hej, pomyślałam żeby dla równowagi i do wglądu dla Panów zapytać Pań tutaj obecnych co cenicie w swoich mężach, chłopakach, partnerach. Może uda się rzucić jakieś światło na ten temat z naszej kobiecej perspektywy w imię lepszego zrozumienia między płciami. Ja od siebie mogę napisać, że w moim mężu bardzo cenię: - umiejętności - on po prostu bardzo dużo potrafi zrobić takich rzeczy, o których ja nie mam pojęcia. Od wszystkich technicznych rzeczy w domu poczynając na naprawie dziecięcych zabawek kończąc - poza tym że ma umiejętności to jest niezwykle opanowany i zaradny w sytuacjach kryzysowych. O ile ja potrafię świetnie wszystko zaplanować i zrealizować o tyle tracę grunt pod nogami kiedy niespodziewanie wydarzy się coś czego nie przewidziałam. W takich sytuacjach on jest niezawodny i zawsze znajduje rozwiązanie. - jest opanowany również w sytuacjach konfliktowych, potrafi "mnie ogarnąć", nie wchodzi w przepychanki słowne gdy ja jestem w silnych emocjach. Po rzeczowym wyjaśnieniu sprawy jeśli ja zaczynam się nakręcać to on ucina rozmowę, co wszystkim wychodzi na dobre. - potrafi mówić o swoich oczekiwaniach i emocjach - nie ma problemu z przeproszeniem gdy wie że sprawił mi przykrość, ale jednocześnie nigdy się nie "płaszczy", nie przeprasza w nieskończoność, co sprawia że ja wiem, że nie mogę przeciągać struny. - jest zaangażowanym ojcem od momentu narodzin naszych dzieci. Nigdy nie byłam samotna w macierzyństwie. W opiece nad dziećmi w niczym mi nie ustępuje, a nasze dzieci mają dwoje równoprawnych rodziców. - mamy sprawiedliwy podział obowiązków domowych Liczę, że inne Panie się wypowiedzą i może jakaś fajna wiedzą się z tego wyłoni.
  22. Nie wiem ile masz lat, ale ogólnie z doświadczenia polecam bliżej 30 i to bez względu na płeć. Po prostu im jest się starszym tym ciężej organizm znosi niewyspanie, zmęczenie, noszenie itd. a przy dzieciach to niestety codzienność przez kilka ładnych lat. Polecam zamiast myśleć "ile chcę mieć lat gdy urodzi się moje dziecko" zastanowić się bardziej "ile lat chcę mieć gdy moje dziecko będzie w miarę samodzielne (samo się umyje, ubierze, uśnie, zrobi sobie kanapkę)". Ten etap przychodzi jakieś 7-8 lat po narodzinach To jest ogólnie trudny wybór - bo czas między 20 a 30 rokiem życia to zazwyczaj najbardziej produktywny okres rozwojowo, towarzysko, podróżniczo, a czas między 30 a 40 zawodowo, finansowo. Z kolei po 40 wyobrażam sobie, że to czas na lekkie zwolnienie tempa i korzystanie z owoców swojej pracy. A dziecko zabiera sporo z tych lat i coś trzeba poświęcić w imię posiadania potomstwa - albo rozrywki młodości, albo karierę w kwiecie wieku, albo wygodę wieku średniego.
  23. Wiem, że nie wolno mi tu pisać, ale mam nadzieję, że wybaczycie, bo ten wpis @PrzekletyOdmieniec nie może tak długo pozostawać bez komentarza.... @PrzekletyOdmieniec - takie myśli jakie masz są sygnałem do natychmiastowej interwencji. Skontaktuj się ze swoją psychiatrą, może za bardzo lub zbyt szybko schodzisz z leków. Z tego co piszesz, Twoim prawdziwym obszarem do pracy musi być odbudowanie, a może nawet zbudowanie od zera Twojego poczucia własnej wartości i odzyskanie kontaktu ze swoimi prawdziwymi potrzebami i emocjami. Wyzbycie się wstydu za to kim jesteś. Jesteś człowiekiem i jak każdy człowiek zasługujesz na szacunek od innych, ale przede wszystkim od siebie samego. To przekonanie, że ktoś Ci wpoił od dziecka, ale to nie było społeczeństwo. Niestety, ale takie przekonania dostajemy w rodzinie, od najbliższych i tylko takie zostają z nami głęboko i długo. Najlepiej gdybyś mógł zmienić otoczenie, szczególnie jeśli wciąż mieszkasz z rodzicami, ale rozumiem, że w obecnym stanie może to być dla Ciebie zbyt trudne. Nerwica, alkoholizm i depresja to czarna triada, która toczy się jak błędne koło i trudno się z niego wyzwolić, ale jest to możliwe. Jeśli stać Cię na to to rozważ terapię zamkniętą w jakimś miłym ośrodku. To trwa zazwyczaj ok 6 tygodni i osobiście znam osobę, której odmieniło to życie. Otworzyło w głowie pewne "klapki", uruchomiło proces zmian i ta osoba jest dzisiaj w 100% normalnie funkcjonująca, otwarta na ludzi, szczęśliwa mimo że też była na krawędzi z podobnymi problemami i przekonaniem, że nie warto żyć. Pomóż sobie, bo tylko Ty sam możesz to zrobić. Na takiej terapii poznasz inne osoby, które borykają się z problemami podobnymi do Twoich i to też pomaga - zobaczysz że nie jesteś w tym sam, zrozumiesz innych i dzięki temu zrozumiesz lepiej siebie. Ostatnie czego Ci teraz trzeba to szukanie dziewczyny - Ty obecnie nie nadajesz się do związku, ale wcale nie dlatego że jesteś od kogokolwiek gorszy, ale zwyczajnnie dlatego że Twoja dusza jest obecnie chora i musisz ją uleczyć zanim zaczniesz budować relacje z innymi. Teraz będziesz spotykał się z odrzuceniem i tylko pogłębi to Twoją chorobę. Rady na już: - odstaw alkohol jeśli do niego wróciłeś. Jeśli już nie pijesz to gratuluję, to wielki sukces i powinieneś być z siebie dumny bo to najważniejszy pierwszy krok. - bierz leki zgodnie z zaleceniami lekarza psychiatry i nie kombinuj z dawkami na własną rękę. - w momentach kryzysowych, kiedy masz myśli takie jak te powyżej od razu dzwoń do swojej psychiatry, jeśli jesteś jej pacjentem to powinieneś mieć do niej numer awaryjny. Jeśli go nie masz to poproś o niego na najbliższej wizycie. Życzę Ci wszystkiego dobrego, nie pogrążaj się w tych smutnych myślach. Twoje złe przekonania o Tobie samym to są "tylko" Twoje przekonania i możesz je zmienić. Wtedy i tylko wtedy zmieni się odbiór Twojej osoby przez innych. Obecnie i tak dla 99% ludzi jesteś zwyczajnie obojętny, naprawdę nikt nie rozmyśla jak Ci dopiec czy sprawić przykrość. Czy masz w swoim otoczeniu choć jedną naprawdę przychylną Ci osobę przy której możesz być szczery? Jeśli tak to poproś tą osobę o pomoc. Jeśli nie to tym bardziej poszukaj pomocy na terapii zamkniętej. Trzymaj się i pamiętaj że jesteś w porządku i zasługujesz na miłość, przede wszystkim miłość własną.
  24. @JudgeMe myślę że wiele z nas dotyka taka refleksja. Doskonale Cię rozumiem. Panom trudno pojąć, że nam te emocje są potrzebne jak powietrze i bez nich się dusimy i tracimy radość życia. Panowie, niby wiecie że emocje, czas i atencja są tym czego szukamy, a jednak jak zdarta płyta wciąż powtarzacie to samo - szuka bolca itp. Proponuję eksperyment myślowy: zastąpcie sobie w tym poście męża żoną i na odwrót a słowo emocje słowem seks i przeczytajcie wszystko raz jeszcze.
  25. Jestem w temacie, bo akurat mam dziecko w zerówce i jeszcze dwójkę młodszych, dla których tez będzie trzeba wybrać drogę edukacyjną. I powiem tak - nie ma jednego dobrego wyboru dla każdej rodziny, niestety, nawet dzieci z jednego domu mogą być różne i czego innego potrzebować. Dla jednego presja, oceny będą działać motywująco a innemu mogą złamać psychikę. Obecnie szkoła publiczna to dramat - oczekiwanie że dziecko wpasuje się w wąskie ramy przygotowane dla niego przez System. Ma być karne, posłuszne, nie musi za dużo myśleć, powinno nauczyć się wykonywać przez długi czas nudne zadania i wykonywać polecenia bez pytania o ich sens. W większości szkól prywatnych "systemowych" jest podobnie, tylko zazwyczaj trochę ładniej jest to opakowane i dzieciaki dostają w pakiecie więcej materiału i nudnych zadań do zrobienia. Edukacja domowa to fajny pomysł, ale po pierwsze dobry dla bardzo wąskiej grupy rodziców - którzy mają czas, ale przede wszystkim kompetencje, żeby dziecko wszystkiego nauczyć. Po drugie wadą takiego rozwiązania jest jednak to że dziecko dostaje tylko jeden przekaz - ten od rodzica, zatem ciężko wykształcić zdolność krytycznego myślenia, wyrabiania własnego zdania. Po trzecie oczywiście aspekt społeczny jest tu bardzo trudny - dzieci w wieku 7-12 lat zaczynają definować się z grupą i potrzebują rówieśników, aby kształtować swoją osobowość. Osobiście za najlepsze rozwiązanie, gdzieś pomiędzy tymi dwoma skrajnościami uważam szkoły alternatywne, których niestety wciąż jest bardzo mało, ale jednak są (przynajmniej w dużych miastach). Ja moje dziecko posłałam do szkoły Montessori i uważam to za świetny wybór jak na razie. Fajne jest też to że np szkoły Montessori są naprawdę różne - od mega katolickich po totalnie neutralne światopoglądowo. Od bardzo zasadniczych do bardzo wolnościowych. Idea edukacji jest jednak wszędzie taka sama i opiera się na naturalnej ciekawości i chęci do rozwoju u człowieka. Z tych szkól wychodzą dzieci naprawdę bardzo świadome, pewne siebie i umiejące sobie radzić z wyzwaniami. Jednocześnie nie ma tam ocen, prac domowych ani lekcji w pruskim rozumieniu tego słowa. Nie siedzi się w ławkach, nie ma kartkówek i sprawdzianów, a nauczyciel jest mentorem, prezentuje treści, zasiewa ziarno informacji i służy pomocą, ale nie wkłada do głowy tego co dziecko ma wiedzieć i myśleć. To naprawdę fascynujące patrzeć jak te dzieciaki funkcjonują i jeśli ktoś tutaj szuka miejsca dla swojego dziecka to gorąco polecam rozejrzeć się za tego typu szkołą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.