Skocz do zawartości

Nodofski

Użytkownik
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Nodofski

  1. @Denis A że tak się zapytam jaka była atrakcyjność tych pań? I ogólnie ile osób zaznaczyłeś na tak?
  2. W końcu zostałem zdiagnozowany - borderline. Wyszło z testu MMPI-2, potwierdzonego wywiadem z psychologiem, więc wydaje się dosyć wiarygodnie. Tyle dobrego, że mimo wszystko trochę się u mnie polepszyło w czym dużo pomogła pregabalina. Dobrze, że przynajmniej mogłem wrócić do aktywności fizycznej i pojawiła się jakaś tam chęć działania.
  3. Byłem kiedyś w podobnej sytuacji i nie mając lepszego pomysłu zacząłem ćwiczyć według tego planu: https://www.podciaganie.pl/ Nie wiem czy jest najbardziej efektywny, ale bardzo łopatologiczny i fajnie można śledzić progres. Na początek zaczyna się od dużej ilości opuszczeń, po przejściu których bez problemu powinno się zrobić te 2-3 bazowe pełne podciągnięcia. Jeśli tylko masz przestrzeń to idealnym rozwiązaniem byłaby inwestycja w drążek ścienny, bo na rozporowym w drzwiach może nie być zbyt wygodnie, a na publicznej siłowni zostają tylko gumy.
  4. Co tam gruba klątwa, niech ktoś ze mnie zdejmie klątwę anorektyczek. Grubaski da się jeszcze namierzyć, natomiast każda szczupła laska na zdjęciach ma idealnie wyeksponowany tyłek, a później okazuje się, że figura dziewczynki z podstawówki. Ciekawe czy wobec mnie są podobne rozczarowania, bo zdjęcia mam jednak dosyć wyselekcjonowane. Ale żeby nie było tak negatywnie, to rzadko, bo rzadko, ale jednak zdarzało się, że dziewczyna była bardziej w moim guście niż się spodziewałem.
  5. Trochę sytuację rozjaśniła mi psycholog, że sygnały, które dostawałem w dzieciństwie mogły wpłynąć na obecny stan i lęki. Pomogły mi też materiały z Twojej grupy NMMNG i tu wydaje mi się, że poczyniłem duże postępy, przestałem przepraszać, że żyję, przejmować się wszystkim, fobia społeczna znacznie odpuściła, co nie oznacza, że czuję się już przy ludziach całkowicie swobodnie. Z drugiej strony ja naprawdę nie rozumiem powyższego języka, co to znaczy być autentycznym i się zintegrować. Co do kobiet to wiadomo, że sam nie dam sobie tego dotyku i odczuć zmysłowych, które są po prostu fizycznie przyjemne, więc co w tym dziwnego, że do tego dążę?
  6. Dzięki, o takie właśnie rady mi chodziło. Wiem, że dla większości to mogą wydawać się oczywistości, ale ja właśnie muszę zacząć od takich łopatologicznych podstaw i próbować je wdrażać. Alkohol nie pomaga, bo jestem takim przypadkiem, że podbija mi lęki i obniża zdolności intelektualne, więc pustka w głowie jest jeszcze większa. Ale już znalazłem sposób, biorę pół xanaxu, na którym jestem w stanie się spotkać na względnym spokoju, tylko teraz potrzebuję technik werbalnych. Siłka leży, to przyznaję. Nie mam na nic siły, a 3 lata machania żelastwem, bez efektów w podrywaniu mocno mnie zdemotywowały. Spróbuję wrócić jak najszybciej, ale muszę to ogarnąć razem z dietą. A z tą małolatą to daj spokój. Nie chciałem już tego pisać, ale była chwila akcji, podniecenie spadło i już nie wróciło. Ani mi się za bardzo nie podobała, ani nie czułem się komfortowo jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Kolega Pater miał trochę racji, że mi potrzeba tej bliskości i satysfakcji z dobrowolności oddania kobiety. Poza tym seks bez całowania się, pieszczot oralnych i zastanawiania się co można, a czego nie można zrobić jest dla mnie niesatysfakcjonujący. Inna sprawa, że libido fizyczne poleciało mi masakrycznie, dosłownie czuję się jak wykastrowany przez tą pannę, którą ciągle mam na myśli, bo żadna nie jest w stanie spodobać mi się w chociaż podobnym stopniu Ogólnie dużo rad z wątku jest wartych wdrożenia, być może warto by się było też przebadać. Problem w tym, że jest u mnie naprawdę źle psychicznie i nie panuję nad tymi napadami. W każdym razie jutro mam wizytę u specjalisty, żeby spróbował mi zmienić leki na coś co chociaż trochę by mnie ustabilizowało, żebym mógł w stanie działać.
  7. Ogarnąłem chyba w miarę dobrego psychologa, który wydaje się ma całkiem trafne spostrzeżenia. Będę natomiast rozmawiał z psychiatrą o zmianie leków, bo chyba niewiele pomagają na nerwicowe napady, a w dodatku fizyczne libido poleciało, chociaż tu mogą być różne przyczyny. Spektrum autyzmu wychodzi mi z wstępnych testów online, ale czuję, że mam jakąś barierę w rozumieniu ludzi i nawiązywaniu więzi. Z randkowania nie mogę zrezygnować, bo to jedyna rzecz, która na chwilę pomaga mi zapomnieć o nieszczęśliwym zakochaniu, którego nijak nie mogę się pozbyć. Wydaje mi się, że nie ma z mojej strony desperacji, bo raczej dostaje odwrotne sygnały, że jest miło, kulturalnie, ale brakuje tego czegoś. Co do lookmaxingu, to jak wspominałem są ogarniane zęby, ale też myślę o wolumetrii twarzy, żeby zrobić coś z wąska żuchwą. O byciu sobą nie chcę już słyszeć, bo doprowadziło mnie to do stanu w jakim jestem. Wszystkie ograniczenia jakie do tej pory pokonałem wynikają właśnie z próby zmian i robienia coś wbrew sobie. Dlatego właśnie proszę o rady w tym konkretnym przypadku, w czymś co jest dla mnie największą barierą i co mógłbym wdrożyć w życie.
  8. Wracam do was w przypływie desperacji z prośbą o poradę. Ostatnio staram się zbierać opinie po randkach i ciągle te same odpowiedzi, że było miło, koleżeńsko, ale nie ma chemii, nie iskrzy i wiadomo o co chodzi. I ogólnie wrażenie są takie same niezależnie od tego czy laska mi się podoba czy nie. Wytłumaczcie jak autystykowi, w jaki sposób przebić ten mur. Trzeba wrócić do czasów PUA i pisać na kartce ciekawe historyjki z podtekstem i się ich nauczyć? Czy może wykuć się listy dwuznacznych słówek i je wplatać do rozmowy? No i w jaki sposób eskalować dotyk spotykając się po raz pierwszy. Mogę walić już każdą ściemę, tylko proszę dajcie jakieś konkretne przykłady i rady, bo naprawdę dostaję już szaleństwa.
  9. Nodofski

    Team cycki czy team dupa

    Ja mam ten problem, że podobają mi się tylko dobrze zbudowane klepsydry ze szczególną uwagą na dolne rejony ciała. Krótko mówiąc może prawie nie mieć cyców, nie musi być bardzo ładna, ale szerokie biodra, spory tyłek i proporcjonalna talia (nie oznacza, że super szczuplutka) musi być. Niestety znacznie ogranicza mi to pulę kobiet, ale nie jestem w stanie przeskoczyć tego, że nawet piękna, ale wąska kobieta jest dla mnie aseksualna i żadne nofap i noporn nie pomaga. Jak się dostanę do seksuologa będę o tym gadał, bo załamuje mnie to, biorąc pod i tak nie mam jakiegoś dużego brania, że jestem tak ograniczony pod tym względem.
  10. Ogólnie dużo zgody co do socjali i chłopów trzeba uświadamiać, że simpiarstwem i spermiarstwem w sieci i tak nic nie osiągną. Z drugiej strony widzimy to co chcemy widzieć, a w tym przypadku są to laski z gigantycznymi zasięgami, które albo są skrajnie niedowartościowane, albo po prostu z tego żyją. Ja zauważam lekki trend w drugą stronę tzn. zaczyna pojawiać się coraz większe rozczarowanie wirtualnym życiem i w miarę normalne osoby, nie tylko dziewczyny powoli wycofują się z tego wyścigu. Ja przynajmniej widzę coraz więcej kont prywatnych, co nawet trochę mnie denerwuje, gdy chcę dokładniej wybadać grunt i chyba ta tendencja jest silniejsza wśród zetek. Inna sprawa, że taka szara myszka i tak ma w życiu wystarczająco atencji. Tu niestety największym złem jest tinder, gdzie z założenia chcąc czy nie musimy wykonać reakcję, nie wiedząc czy nie pójdzie ona tylko i wyłącznie na podbicie atencji. Tylko jeśli ty nie dasz żadnej reakcji koleżance, nawet bez simpienia, to ona też raczej nic Ci nie polubi, nie skomentuje, a jednak ta cała atencja w sieci działa na zasadzie transakcyjności. Oczywiście jak ktoś nie potrzebuje tego kanału do życia i budowania swojej atrakcyjności to szczerze gratuluję, że potrafi się odciąć. A z tym, żeby nie pomóc drugiemu człowiekowi jak potrzebuje przenieść coś ciężkiego, albo zdjąć z najwyższej półki to nie przeginajmy w drugą stronę, bo łatwo wyjść na zakompleksionego gbura, zamiast pewnego siebie faceta. Myślę, że najlepiej taką sytuację obrócić w żart, albo trochę się podroczyć. Ja zawsze byłem wycofany, nikomu nie nadskakiwałem i myślicie, że zyskiwałem tym szacunek? Myślę, że już prędzej byłem brany za aspołecznego dziwaka niż niezależnego sigmę, co niestety jest kolejną pułapką społeczną.
  11. Nie wiem co to za leki, ale jeśli antydepresanty plus stres to najgorsze combo, a wiem co mówię, bo ostatnio w podobnej sytuacji zadziałały na mnie tak, że bym się po sobie tego nie spodziewał. A gumki robią swoje, wiadomo, że nie poprawiają doznań. Może po prostu nie jesteś typem jednorazowego ruchacza i potrzebujesz więcej komfortu, bo widzę, że sama wizja złapania czegoś mocno Cię schizuje (tak jak mnie).
  12. Z mojego doświadczenia wynika, że młode, wykształcone kobiety z dużych miast lubią manifestować swoją niezależność i częściej wolą płacić same za siebie. Ja jeszcze nie wyzbyłem się w tej kwestii białorycerstwa i jednak zawsze pierwszy proponuję, że postawię. W sumie lubię ten test, żeby sprawdzić jak kobieta reaguje w takiej sytuacji. Najbardziej podoba mi się, jak grzecznościowo proponuje podział kosztów, ale nie jest w tym natarczywa - wtedy mam poczucie, że dziewczyna nie jest przegięta w jedną albo drugą stronę w tej kwestii. Oczywiście z góry wkalkulowuję stratę tych 20 zł na kawę czy piwo, dlatego unikam droższych restauracji czy innych snobistycznych miejsc.
  13. Beckham to nie jest 1%, tylko jakieś 0,0001%. Genetyczny chad w połączeniu z charyzmą i statusem - w pewnym okresie być może najbardziej pożądany mężczyzna na świecie. Ronaldo musiał dużo więcej pracy włożyć w swój wizerunek, a i tak gdyby nie kasa i status zaryzykuję stwierdzenie, że do tego 1% sporo by mu brakowało.
  14. Trochę brzmisz jakbyś potrzebował jednak poklepania po plecach, a z drugiej strony mocno czuć rozgoryczenie życiem. Co do trudnego startu to ciężko mi postawić się w takiej sytuacji, ale mimo, że pochodzisz z dysfunkcyjnej rodziny to jednak z wpisu wynika, że nie dorastałeś w jakiejś patologii, chociaż było dosyć biednie. Na pewno masz braki męskiego wzorca, ale możesz idealizować tę rolę i myśleć, że pomogłyby Ci ona w lepszej socjalizacji. Ja jedyną radę jaką otrzymałem od ojca w kwestiach matrymonialnych to taka, żebym mówił komplementy, więc widzisz jaka jest jakość tego wsparcia i wiedza na temat współczesnego świata. I pewnie tak to powszechnie wygląda, że zdecydowana większość milenialsów raczej nie miała w domu prywatnego PUA. Ja nie pochodzę z jakiegoś bogatego domu, ale jednak wiele razy słyszałem jaki mam dobry start, bo może i na początku studiów tak to obiektywnie wyglądało. Tylko co z tego skoro społeczeństwo, oczywiście z głównym naciskiem na jego żeńską cześć brutalnie weryfikuje niedostatki społeczne, emocjonalne i seksualne. Jeśli miałbym doszukać się pozytywów w Twojej młodości, to dosyć szybko musiałeś ogarnąć się jak brutalnie wygląda świat i relacje międzyludzkie, chociaż oczywiście szkoda, że straciłeś radość życia w teoretycznie najlepszym jego okresie. Mimo wszystko może to lepiej ukształtować charakter niż wieloletnie bluepillowanie najpierw przez rodzinę, a później samego siebie. Z Twojego wpisu bije jednak smutek i rozgoryczenie z powodu braku kobiety. Co do tych relacji to coś mi tu jednak nie pasuje, bo 5/10 kłóci mi się z kilkoma randkami tygodniowo z tindera. Albo rynek był dużo lepszy, albo zupełnie nie wybrzydzałeś, albo masz jednak wyższy potencjał. Wiem, że wiek może u Ciebie ograniczać opcje, ale po pierwsze na apkach można to delikatnie oszukać, tak ze dwa lata w dół, a po drugie może i wygląd jak i same zdjęcia da się jeszcze wymaksować. Widać, że zęby zjadłeś na randkach, więc pewnie świetnie się w tych tematach orientujesz, ale moim zdaniem hierarchia statusu lasek, ale też ich wymagań to Bumble > Tinder > randki FB > Badoo. Życiowo wydajesz się ogarniętym facetem ze sprecyzowanymi potrzebami, więc pewnie kwestia na ile jesteś w stanie obniżyć wymagania, żeby zrealizować się rodzinnie. Ale może nie musi być tak, że będziesz łapać co popadnie, bo możesz celować w kobiety, które dobijają do ściany i chcą w ostatniej chwili się ogarnąć. Wiem, że to wygląda jak nurkowanie w szambie, ale może w końcu coś wyłowisz, jeśli będziesz aktywnie działał. Nie podejrzewam Cię, żebyś był specjalnie religijny, ale podsuwam kontrowersyjny pomysł, że może na randkowych portalach katolickich (tak, jest coś takiego) mógłbyś spotkać kogoś o podobnych wartościach. No i może w Twoim przypadku zadziałałby speedating, bo spodziewam się, że tam też mogą chodzić babki, które nie szukają tylko szybkiej przygody.
  15. A z Twoją atrakcyjnością czy tam SMV jak to się teraz mówi? Bo widzę w tej historii wiele swoich problemów i wiem, że w takim stanie ciężko rozwijać realne kontakty towarzyskie. I niestety wtedy pozostają te obrzydliwe apki randkowe.
  16. Również mam 31 lat i właśnie wróciłem z konsultacji ortodontycznej. Też niby nie jest u mnie tragicznie, a mimo to leczenie ma planowo potrwać 1,5 roku, więc jest co robić. Jeśli Ci siedzi to na głowie to zrób sobie ten aparat i nie patrz na wiek. Z tego co widzę to ładny uśmiech zaczyna być standardem, bo niestety w takim pustym świecie żyjemy. Ja zdecydowałem się na nakładki, bo w teorii ułatwia to higienę, nie jest tak widoczne, nie wymaga tylu wizyt i ogólnie mam nadzieję, powinno być wygodniejsze i mniej bolesne. Tyle tylko, że dodatkowymi zabiegami jak wybielanie czy bonding trzeba na lekko liczyć 20k, z czego znaczną cześć za sam system płaci się z góry. U mnie to ma być sam aparat na noc bez stałego łuku. Nie jestem z tego powodu zbyt szczęśliwy, ale czego się nie robi dla podbicia atrakcyjności.
  17. Byłem kiedyś na konsultacji u jednego z lepszych specjalistów w Europie i nawet on stwierdził, że nie podejmie się zabiegu bez farmakologicznego zatrzymania procesu. Po prostu łysienie zaczęło iść po całości i nie byłoby skąd pobrać tych włosów. Widziałem relacje desperatów, którzy próbują takie sytuacje ratować przeszczepami włosów z ciała, tylko że po wydaniu ponad 100k nadal mają efekt zapałek wbitych w gówno. Z drugiej strony łysina przy mojej czaszce to byłby onkologia vibe i koniec jakichkolwiek szans na brutalnym rynku tinderowym. Przewalona sytuacja, ale ogólnie jestem zadowolony z efektów i nie czuję jakichś efektów ubocznych, bo przed lekami byłem tak samo zaburzony. Jutro mam wizytę i jestem pewien, że idę w nakładki, bo poza kasą widzę same plusy. Zobaczymy jeszcze co specjalista powie i mam nadzieję, że nie będzie mi robił wielkich rewolucji ze szczęką. Kreatyny nie ruszam ze względu na włosy, białko staram, a właściwie do niedawna starałem się trzymać, był nawet czas regularnego liczenia kalorii. Sporo ćwiczeń mi odpada, ze względu na pokrzywiony kręgosłup, brak mobilności i początek żylaków (genetyczny). Ale ogólnie staram się rzeźbić w tym co mam i dostosowywać ćwiczenia pod siebie. Nastawiam się na długoterminowy proces, chociaż bardzo polne postępy są demotywujące. W tym tygodniu umówiłem się przez jeden z portali randkowo-erotycznych na noc z małolatą. Twierdzi, że wydałem jej się spoko i po czasie nie wyklucza, że byśmy się mogli spotykać dla obopólnej przyjemności za darmo. Może to ściema, ale przynajmniej jakaś iluzja, że to nie pierwsza lepsza diva, która nawet nie wiem jak wyglądam. Tylko w moim stanie nie wiem jak udźwignę to spotkanie, czy po jednym razie nie będę chciał uciec. Już włączają mi się lęki czy się nie zarażę skoro mam mocno osłabiony organizm, nie ośmieszę i ogólnie, że robię cos złego. Trochę wóz, albo przewóz, albo lekko się uspokoję, albo pogrążę. Trochę trafiłeś, bo miałem w wieku 6 lat jak urodził mi się jedyny brat, którego chyba nigdy do końca nie zaakceptowałem. Ogólnie jako dziecko byłem dla niego podły, a sytuacja gdy chciałem go sprzedać jest jedną z większych anegdotek rodzinnych Czyli niby jest sytuacja, która mogła mi namieszać, ale znowu nie chcę swojej pizdowatości zrzucać na takie czynniki. Ogólnie sytuacja jest kiepska. Obsesja nie przechodzi, derealizacja wjechała na pełnej, lecę z wagi i czuję jakbym miał gorączkę, a wszystko potęguje najgorszy dla mnie okres świąteczno-sylwestrowy. Chciałbym, żeby ten koszmar się skończył, bo wykańczam siebie i innych. Niestety cały czas czuję, że nie odciąłem pępowiny od domu, ciągle wracam jak pies z podkulonym ogonem, po kolejnych niepowodzeniach społecznych, ale to i tak trochę lepsza alternatywa, niż siedzenie w mieście w czterech ścianach i wariowanie w samotności. Strasznie się pogubiłem, straciłem wszystkie wartości i nie wiem już czego chcę od życia. Z jednej strony zawsze marzyłem o cieple domowym, a z drugiej strony o aktywnym trybie życia i ciągłych podróżach z daną osobą. Już pomijając wygląd, to właśnie takiej partnerki desperacko poszukuję i stąd też ta rozpacz i poczucie, że uciekła mi życiowa szansa, tylko dlatego, że w ciągu jednego spotkania nie potrafiłem w niej wzbudzić pożądania. Chwilowo nachodzi mnie motywacja, żeby coś zrobić np. - zapisać się na kursy językowe, kurs wspinaczki wysokogórskiej, ale po chwili wraca rozpacz i depresja, bo wiem, że tak jak przez całe życie nie byłbym w stanie przebywać sam wśród obcych ludzi. K***a, o co chodzi z tym wszystkim, czy to są jakieś potężne konflikty wewnętrzne, poczucie pewności siebie, te niepowodzenia z kobietami czy po prostu tak zostało zapisane w genach. Oczywiście wiele waszych rad odnośnie red pilla, rozwoju i pomysłów co ze sobą zrobić jest sensownych, ale do tego potrzeba chociaż minimalnego poziomu stabilności, którego potrzebuje za wszelką cenę.
  18. Czy to ma być facet, dlatego, że nawet świetna specjalistka nie zrozumie męskiego punktu widzenia? Właśnie z tym mam problem, że paradoksalnie o wiele łatwiej otworzyć mi się przed kobietami, nawet jeśli chodzi o sprawy seksualne. Generalnie w życiu nie lubię facetów, traktuję ich jak konkurentów, do których ciągle musze się porównywać i którzy wywołują u mnie kompleksy. Ale rozumiem, że to ma pomóc, a nie być miłą rozmową z poklepaniem po pleckach. Już od jakiegoś czasu zgłębiam te teorie łącznie z black pillem, ale chyba rzeczywiście nie potrafię tego do końca przyjąć. Owszem, w ciągu tych ok. 15 lat przebojów emocjonalnych z kobietami przestałem już wierzyć w bezinteresowną miłość, zaczynam rozumiem transakcyjność potrzeb i zasobów, tylko boję się, że pogrążanie w red pillu całkowicie zabije we mnie chęć do działania i tylko pogłębi depresję. Odpowiedź jest oczywista, że siebie nienawidzę. Tylko, że bardziej dotyczy to ograniczeń wyglądu, głosu, poruszania się i bycia, może jeszcze ograniczeń intelektualnych. Na poziomie psychiki ego cały czas broni trudnego charakterku i nie pozwala na ruszenie osobowości. Co do programowania społecznego, na pewno ma jakiś wpływ, ale myślę, że nie decydujący, bo jednak patrzę na świat dosyć egocentrycznie. Natomiast na poziomie osobistym jednak brakuje mi tej bliskości, już nawet w sensie praktycznym np. takim, że uwielbiam podróżować, ale pod warunkiem, że robię to kimś bliskim. Znajomi się wykruszają lub są zajęci swoimi rodzinami i tak się zostaje samym ze sobą, albo wraca do emocjonalnej więzi z rodziną, co też nie wydaje mi się zdrowe w moim przypadku.
  19. Z tym ideałem to w ogóle ciekawe, bo kiedyś podobały mi się wysokie blondyny, a teraz bardziej niższe brunetki. Jedynym co się nie zmienia jest to, że podobają mi się krągłości i dobrze zbudowane sylwetki (w granicach rozsądku). Natomiast odrzuca mnie od wychudzonych modelek i fitnesiar, które w powszechnym mniemaniu są topem atrakcyjności kobiecej. Właśnie to maksowanie wyglądu jest dla mnie największą zmorą, bo czuję, że niewiele mogę zrobić: - niedawno zapisałem się do ortodonty i żałuję, że tak późno, ale może dlatego, że jakiegoś dramatu z moimi zębami nie ma - twarz chuda, trójkątna, wąska szczęka, ze spiczastą brodą, która na dodatek ma głęboki dołek. Niby są jakieś implanty, ale nie widzę żeby się ktoś w tym specjalizował w Polsce czy nawet Europie. poza tym boję się skończyć jak bracia Bogdanoff - zarost kiepski i niepełny, więc broda maskująca niedoskonałości odpada. Może po części wynika to z tego, że leczę łysienie obniżając męskie hormony. Przynajmniej tyle, że wygrana z łysieniem to chyba mój największy sukces na tym polu, chociaż lekkie zakola i struktura włosów też ograniczają możliwość poszalenia z fryzurami. W każdym razie bez włosów byłby o wiele większy dramat - orli nos, tu w grę wchodzi tylko droga, bolesna i niedająca gwarancji sukcesu operacja. Na spotkania zakładam soczewki, ale nie wiem już czy już nie lepsze są okulary trochę maskujące ten nos - mam pokrzywiona sylwetkę - odstającą klatę i tyłek. Ogólnie struktura kostna, z którą też tylko operacyjnie dałoby się coś zrobić, - siłownię praktykuję regularnie, chociaż nie super intensywnie już jakieś 2-3 lata i efekt jest taki, że widać jakiś zarys mięśni i próbuję schodzić do niskiego poziomu BF. Tylko, że wrzucenie większej ilości mięśni też jest chyba poza moim zasięgiem, bo mimo siłowni teraz ważę niewiele ponad 65 kg przy ok 177 cm wzrostu - żeby nie było, że jestem totalną ofiarą losu to jestem dosyć wysportowany - głównie tenis, rower, wspinaczka górska no i ta siłownia. Tylko co z tego, skoro nie wpływa to na ogólną atrakcyjność. Jeśli masz jakieś sugestię co do maksowania wyglądu to chętnie przyjmę sugestie, ale i tak dzięki za odpowiedź i wsparcie @Pater Belli Twój post daje do myślenia, chociaż nie wiem do końca jak się do niego odnieść. Po pierwsze nie chciałbym wyciągać na wierzch brudów rodzinnych, które nie są tak drastyczne jak je przedstawiłeś. Co do ojca to dodam tylko, że prawdopodobnie po nim odziedziczyłem całą masę paskudztw typu fobia społeczna, strach przed wszystkim, oschłość emocjonalna. I to nie jest tak, że chcę zwalić winę na wychowanie, bo tak jest łatwiej, chociaż mówiąc wprost nie lubię swojego ojca. Kocham go, ale nie lubię przez swoje cechy, które w nim widzę. Chciałbym tylko wiedzieć, czy jestem w stanie pokonać zestaw genów, które dostałem, czy jednak świat jest deterministyczny i walka nie ma już sensu. Owszem w przypadku gdy mi zależy może walić desperacją, ale powiedzmy, że będę w stanie to ukryć. Tylko co ze spinaniem się, skoro jest to dla mnie właściwie stały stan niezależnie z kim przebywam, a nawet gdy jestem sam. Być może to co piszesz o maskach i konfliktach wewnętrznych ma sens, ale rozumiem z tego tyle samo co z porady "bądź sobą". Tylko jak się do tego odnieść, skoro ja nie umiem określić swojej tożsamości, jaki jest mój naturalny stan, skoro lęki towarzyszą mi od dzieciństwa i nie wiem jak to jest być "normalnym". Wiem, że moje przekonania są jakąś wypadkową przeżyć, mam pule zainteresowań, których nie zmieniam, ale mój analityczny umysł nie rozumie tych zawiłości psychologicznych. Owszem też lubię sobie pofiilozofować, ale kompletnie nie umiem nic z tego wyciągnąć w praktyce, zostaje tylko mętlik w głowie. Oczywiście są od tego specjaliści i podjąłbym się każdej próby, gdybym tylko wiedział, że zakończy się powodzeniem, tylko z dotychczasowych doświadczeń jestem sceptycznie nastawiony do tych wszystkich terapii, a wiadomo, że nie jest to też tania zabawa, żeby sobie chodzić hobbystycznie po psychoterapeutach, aż może trafi się jakiś odpowiedni dla mnie, którego skuteczność i tak będzie można pewnie określić po paru latach. Słowa, że można z tym wygrać są bardzo budujące, ale ja naprawdę nie wiem w jaki sposób to zrobić. No i co do tej samotności i potrzeby bliskości to tak, na pewno jest u mnie upośledzona, tylko też nie bardzo rozumiem jak jak można osiągnąć harmonię z samym sobą, skoro w zdecydowanej większości nie jesteśmy mnichami buddyjskimi i potrzebujemy jednak tych relacji. Mi nawet przez długi czas wydawało się, że jestem wyjątkowym indywidualistą (pewnie w jakimś stopniu rzeczywiście nim jestem), czym nawet się szczyciłem, tylko, że to rzeczywiście była/jest jedna z tych masek i przy nadarzającej się okazji pękam. No i nie lekceważyłbym sfery seksualnej. Nawet jeśli będę będę brał tony antydepresantów i stanę się impotentem, to w psychice tego nie wyłączę. Właściwie gdyby seks nie istniał mógłbym się z wszystkim pogodzić i prowadzić życie pustelnika. Tylko że to właśnie satysfakcja seksualna innych osób, oczywiście sprzężona z wzajemnym pożądaniem, a nie tylko mechanicznym zaspokojeniem budzi u mnie tak potężną zazdrość i wprowadza w jakąś otchłań.
  20. Cześć, Postanowiłem w skrócie opisać swoją historię, bo nie ukrywam, że dramatycznie potrzebuję nawet nie tyle pomocy, ale jakiegoś światełka w tunelu, kogoś kto może w jakimś stopniu zmagał, albo zmaga się z podobnymi stanami jak ja. Nie będę chronologicznie opisywał całego życia, więc od razu przejdę do rzeczy. Mam 31 lat i zakochałem się beznadziejnie po jednym spotkaniu i odrzuceniu przez pewną dziewczynę. Ogólnie, mam poczucie, że to niemal mój ideał pod względem wyglądu, zainteresowań, sposobu bycia. Dostałem kompletnej obsesji na jej punkcie, ciągłe stalkuję ją w sieci i z dużym prawdopodobieństwem wiem, że z kimś się spotyka nie tylko na kawę. Ogólnie nie mogę znieść tego stanu, dosłownie czuję się jakby ktoś mi walnął młotem w głowę, zupełnie nie widzę żadnego sensu życia bez tej osoby. Dobrze chociaż, że jest benzo, bo nie wyobrażałem sobie, że ból psychiczny może być aż tak nie do zniesienia. Ogólnie mówiąc sam jestem sobą zażenowany do jakiego stanu się doprowadziłem. Tak, wiem, można chwilowo zwariować na czyimś punkcie, można mieć gorszy okres w życiu, tylko u mnie nie jest to pierwsza taka sytuacja. Pierwsza z nich miała miejsce pod koniec liceum, druga na studiach. Nie wchodząc w szczegóły, każda z nich trwała ok 2 lat i śmiało mogę powiedzieć, że zmarnowała mi młodość. Jedyny plus tego z tego taki, że w drugiej sytuacji udało mi się nawiązać namiastkę jakiejś nieudolnej relacji i zrzucić ciężar prawictwa. Niby teraz jestem życiowo bogatszy w doświadczenia, wiem mniej więcej z czego biorą się takie emocje, wszystkie blackpille, teorie relacji damsko-meskich w małym palcu, a mimo to nie uchroniło mnie od ponownej psychozy. Po prostu znowu wróciłem do puntu wyjścia, a tak naprawdę emocjonalnie nigdy nie wyszedłem z etapu nastolatka, chociaż pewnie i oni są bardziej ogarnięci w na tym polu. Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta, przez całe życie dramatycznie brakuje mi relacji z kobietami, a moja pewność siebie, w tym zakresie jest poniżej jakiegokolwiek poziomu. Oczywiście w pierwszej kolejności doszukuję się problemów w wyglądzie. Nietrudno się domyślić, że do chada trochę mi brakuje i mam potężne kompleksy na tym punkcie. Pewnie jakbym wysłał zdjęcie usłyszałbym, że nie jest aż tak źle. O ile obiektywnie w stanie jestem to określić to może łapię się pod 6/10, ale wyglądam młodo (akurat to z wiekiem staje się plusem) i mam dosyć słabo wykształcone androgeniczne cechy i mimo iż robię co mogę, to czuję, że bez operacji plastycznych, zresztą nad którymi coraz mocniej się zastanawiam, czuję, że niewiele mogę zrobić w tej kwestii. Mimo powyższych braków udało mi się stworzyć na tyle ciekawy profil tinderowy, że trochę tych par wpada, a przynajmniej na tyle, żeby chociaż raz na miesiąc umówić się z jakąś dziewczyną nie odstraszającą wyglądem. I tu zaczyna się kolejny problem jak wyglądają te randki. Ogólnie raczej jest miło, sympatycznie, ale przeważnie nudno, pomimo okazjonalnego wprowadzenia udanego żartu, czy nawet podtekstu seksualnego. Zupełnie nie potrafię przebić do etapu tak zwanego zaiskrzenia, poczucia chemii i tego wszystkiego o co chodzi w tym wszystkim. Oczywiście jestem małomówny i introwertyczny, z tym, że to już nawet nie jest zwykła małomówność, ile brak umiejętności prowadzenia rozmowy i wywoływania odpowiednich emocji. Wiem też, że widać po mnie zdenerwowanie i sztywność w poruszaniu (stwierdzone nawet przez bliskiego kolegę w sytuacjach nierandkowych). W sumie to zaczynam u siebie podejrzewać nie tylko zwykłą nerwicę i zaburzenia lękowe, które towarzyszyły mi od zawsze, ale jakieś spektrum autyzmu. A wracając do odczuć randkowych to im mniej mi się dziewczyna podoba, tym gorzej to wygląda. Czasami już na siłę próbuję się zmusić do nawiązania bliższego kontaktu, żeby zdobyć jakieś doświadczenie z kobietami, ale w takich sytuacjach nie dość, że nie czuję możliwości nawiązania emocjonalnej więzi, to wprost odrzuca mnie fizycznie, do tego stopnia, że nawet pocałunek byłby dla mnie problemem. W ogóle tego nie rozumiem, czuję się w tym momencie podle, że przez ten pryzmat oceniam być może wartościowe osoby i nie panuję nad swoim gadzim mózgiem. Dosłownie potrafi mi się w takim momencie zrobić prawie czarno przed oczami. Tak, oczywiście jest problem nawet nie tyle z porno, co z erotyką, chociaż w moim mniemaniu jest to skutek, a nie przyczyna relacji z kobietami (a może się mylę?). No ale powiedzmy, że raz na ruski rok, przychodzi do spotkania, gdzie dziewczyna mi się spodoba (i wcale nie są to osoby z topowego kanonu kobiecej atrakcyjności, tylko raczej słodkie szare myszki), po czym zachodzi reakcja odwrotnie proporcjonalna do powyższej, a więc wchodzi niekontrolowane pożądanie fizyczne i psychiczne. Co się dalej dzieje można przeczytać w drugim akapicie. Nie wiem czy to istotne w powyższym kontekście, ale podam jeszcze kilka informacji o sobie: grzeczny, kulturalny chłopiec z dobrego, ale zdecydowanie nadopiekuńczego domu, wychowywany głównie przez kobiety (z ojcem do dzisiaj nie nawiązałem prawdziwie dobrej relacji). Jak już wcześniej wspomniałem wiecznie zestresowany i nie bardzo radzący sobie w towarzystwie, im większym tym gorzej. Mimo tego, przy odrobinie inteligencji, szczątkowego poczucia humoru i jakiejś tam determinacji potrafiłem ogarniać skromne życie towarzyskie (przeważnie tych bardziej ekstrawertycznych, a przynajmniej wygadanych) oraz pracę, w której pokonałem domniemaną fobie społeczną na tyle, że skończyłem jako normik w korpo. Lifestyle w teorii też ciekawy, chociaż w praktyce większość czasu przecieka mi przez palce. Bracia, nie wiem już gdzie szukać pomocy wyjścia z tego błędnego koła i amoku. Nie mam totalnie o co się oprzeć w życiu, skoro wszystko straciło dla mnie sens. Może tylko tyle, że wiara, a właściwie już bardziej strach związany z nią oraz rodzina skutecznie blokują mnie przed samobójem (także proszę nigdzie nie zgłaszać), ale naprawdę teraz czuję się tak, że wolałbym się nie urodzić. Wiem, że brzmi to trochę dramatycznie i wiem, że po czasie emocje pewnie trochę się wyciszą, ale nie chcę, żeby ten proces miał trwać znowu dwa lata, tym bardziej, że po 30. czuję coraz większą presję odjeżdżającego życiowego pociągu. Wiem, że nikt od tak nie rozwiąże tych problemów, ale może jest ktoś kto doczytał do końca i borykał się z podobnym stanem, szczególnie mam na myśli tę fiksację na punkcie jednej osoby oraz binarne myślenie - wszystko albo nic.
  21. Nodofski

    Cześć

    Jako nałogowy użytkownik internetu dziwię się, że dopiero teraz trafiłem na to miejsce, a drugie zdziwienie, to że w 2023 prężnie działające, merytoryczne fora jeszcze istnieją. Jeśli chodzi o mnie to mam 31 lat i jak łatwo się domyśleć, decydując się na dołączenie do was nie zrobiłem tego z nudów, ale więcej o sobie w odpowiednim dziale. Witajcie!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.