Skocz do zawartości

Sc@neR

Użytkownik
  • Postów

    58
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Sc@neR

  1. @BigDaddy Pasków nie chcę stosować. Jak już chodzę na siłkę to lubię się zatyrać. Dzięki za radę. @GluX Dlaczego nie mieszany? Nie, nie jest dużo, śmiesznie mało dla mnie. Osiągnąłem to na śmiesznych warunkach, bez diety i domieszką alko, tylko z regularnym treningiem Po 3 miechach. Jedynki mi są potrzebne tylko do odmierzenia 70% moich maksymalnych możliwości do MC, przysiadów i klaty na płaskiej.
  2. Skoro jest taki temat to ja chciałbym się zapytać jakie ćwiczenie poleciłbyś mi do treningu chwytu. Przy martwym ciągu powyżej 150kg siada mi chwyt i sztanga się wyślizguje, choć jestem w pełni przekonany, że wyciągnę więcej. Stosowałem chwyt mieszany by wyciągnąć miarodajną "jedynkę" - bezskutecznie. Podobno jednym ze skutecznych ćwiczeń jest wiszenie jak najdłużej na drążku. Co o tym sądzisz?
  3. Gratulacje, panie doktorze. (re)Habilitację przewidujesz?
  4. Odbiegając trochę od głównego tematu nie rozumiem jaka jest korzyść dla Polski z bratania się z Ukrainą? Tylko jedna: tania siła robocza, zastępująca tych, którzy wyemigrowali na Zachód w tym samym celu. Sam ten fakt powoduje, że kolonializm wciąż postępuje. Gdyby, podkreślam: GDYBY ktoś rządził w trosce wyłącznie o polskie interesy to zamiast zwrócić się w stronę Ukrainy zrobiłby to w stosunku do Białorusi. Polaków w bród, neutralne lub umiarkowanie przyjazne stosunki do nas są faktem. A i sam tyran i dyktator jakieś gesty sam pokazuje w naszą stronę(brak wiz do Grodna, jedno z największych skupisk Polaków). Tymczasem prawdopodobnie wpuszczamy w swoje granice bombę z opóźnionym zapłonem, zamiast ciapatych. W internetach jest tego dużo więcej. Od studentów, przez zwykłych robotników po właśnie takie marsze. Abstrahując od tego czy Ukraina to naród czy zlepek przypadkowych ludzi: mamy sporną historię do dzisiaj nierozstrzygniętą, do tego frajersko, bo bezinteresownie im pomagamy, a oni w zamian wysuwają coraz chętniej swoje roszczenia i wychodzą na ulicę ze swoją prawdziwą flagą, zachwalają morderców Polaków, jeszcze uważają, że ludobójstwo nie było ludobójstwem. Sami sobie odrąbywali kończyny i wbijali się na pal? Balcerowicz doradcą prezydenta Ukrainy. Chyba każdy domyśla się po co on tam jest. Dla przypomnienia: prywatyzacja jak u nas w latach 90. Efekt będzie ten sam, schemat jest ten sam, przecież już wszystko przenosi się na Zachód, tak jak my przedtem, po wejściu do Unii, ci sprytniejsi już wcześniej. Kurwa no, jak można tego nie dostrzegać?! Straszak rosyjski: Tak, to my jesteśmy tym pieskiem. Pieskiem na smyczy USA. Właśnie tak się skończy to machanie szabelką. Wydaje mi się, że forum sugeruje by dbać o swój interes, a w polityce własnego narodu już niekoniecznie? No cóż, bywa. Skandalem jest by Ukraina pluła nam w twarz i doiła nas z hajsu, a rządzący mówią, że to deszcz pada.
  5. Odpowiedziałeś już sobie: Plus wyjątkowe zasługi opiekunki. Powtarzam się w postach, znasz już wszystkie odpowiedzi. Działaj!
  6. Te same schematy przerabiałem. ZAWSZE była to moja wina. Solidarność jajników, hę? Tak, tak i jak strąciłeś łokciem kubek w kuchni 10 listopada 2005 roku jak "Wiadomości" na TVP 1 leciały też doskonale pamięta. Też tak się zaczynała moja droga do wyzwolenia. Brawo Ty. Właśnie udzieliłeś sobie odpowiedzi. Ciężko kogoś przekonać by zmienił stosunek do Ciebie. Błagać, prosić, przekonywać? Nie poskutkuje. Szmacić? No chyba nie. Ograniczyć kontakty do minimum i w ten sposób ewentualnie możesz sprawdzić czy wykażą się sami jakąś próbą zmiany. Szkoda życia i nerwów na to. PS. Pierwsze dwa akapity mógłbym wkleić do swojego życia, identyczne puzzle życiowe.
  7. Na razie do swojego życia trochę ich powinieneś wprowadzić i bezwzględnie przestrzegać ich tak samo jak życzyłbyś sobie tego od późniejszej lubej. Chyba żartujesz, szmaci Cię i jeszcze chcesz z nią coś tworzyć? Ewakuuj się w trybie natychmiastowym i zajmij się sobą, masz nad czym pracować.
  8. Ostatnie tango w Paryżu 1972 Sokół Maltański 1941 Casablanca 1942 Chinatown 1974 Kasyno 1995 Nie spoileruję, w "Ostatnie..." jeden z mocniejszych filmów tego typu. W pozostałych występują typowe role kobiece generujące mnóstwo kłopotów facetom.
  9. Głównym celem chodzenia do ów psycholożki było zdiagnozowanie problemów. Cel osiągnęła, bardzo szybko co już zaznaczyłem wyżej. Inna sprawa, że go nie przyjąłem do wiadomości, ale ziarno zostało zasiane, wykiełkowało kilka miesięcy później. Sposób wyleczenia, czyli poczucie wolności, pozabycie się poczucia winy i wzrost samooceny to jest już tylko i wyłącznie indywidualna sprawa. Wyjaśniłem tylko wyżej jak to oddziałuje na Ciebie i co ja w podobnej sytuacji zrobiłem, a co zrobisz - musisz się zastanowić i podjąć tą decyzję SAM. Żeby było lepiej najpierw musi być gorzej. Chyba nie sądzisz, że ktoś odda Ci mieszkanie w wojewódzkim mieście pod wynajem 500 zł taniej? Ja jak poszedłem na studia wynająłem swoje mieszkanie i zamieszkałem w akademiku, w tym roku robię tak samo(oszczędzam na generalny remont). Nawet w akademiku w pokoju 2-3 osobowym będzie Ci lepiej niż z rodziną, która Cię tyra psychicznie. Sam się dobrze o tym przekonałem. Na budowie pracując 8h dziennie(pn-so) nie zejdziesz poniżej 1800zł przy 10/h. O to czego faktycznie nie może zrobić sama, a nie to czego jej się nie chce, bo wymaga trochę większego wysiłku, przykładowo wyjazd za granicę lub na południe Polski w celu załatwienia interesu. Drobne obowiązki wokół domu robię sam z siebie, jeśli już przyjeżdżam w odwiedziny, nie zachowuję się jak pasożyt, ale nie daję się też znowu zakuć w kajdany niewolnika. Znalazłem cytat w "Piątym poziomie" Volanta, który zdaje się dobrze obrazuje postawę jaką obecnie przedstawiasz. Swojego czasu mocne wrażenie na mnie wywarł jak i cała książka. Nazywa to Syndromem Supermena. "Twoim celem stało się zbawianie świata, ratowanie ludzkich istnień i przyjmowanie na swoje barki tak dużo nieszczęścia jak tylko się da.(...) Po co chcesz to robić? Będąc nieszczęśliwym wcale nie sprawiasz, że świat staje się lepszy. Po prostu dajesz mu jedną nieszczęśliwą osobę więcej.(..)" Lektura może Ci się mocno przydać. I na koniec: żeby dzielić się szczęściem najpierw sam musisz je odnaleźć. Na razie wydaje mi się, że nie bardzo masz czym(bez urazy). edit: W ogóle wkurwia mnie takie myślenie, że kogoś opuszczasz z rodziny myśląc tylko o własnej dupie, że nie masz ochoty się kimś zajmować. Zupełnie jak z kobietami w związku, które zamiast Cię wesprzeć na co dzień, bo wtedy i im się w życiu polepszy, to Cię pikują w dół. Z tą różnicą, że laska Cię kopnie w dupę jak wszystko wydoi i znajdzie lepszego, a toksyczna rodzinka będzie Cię doić dopóki sama nie kopnie w kalendarz, niejednokrotnie stawiając również większe wymagania wobec Ciebie gówno w zamian dając. Nie sądzę by ktokolwiek, kto dostał wsparcie od bliskich, którzy nawet mając świadomość, że przez jakiś czas będzie im samym trudniej, to się w późniejszym czasie nie odwdzięczy.
  10. Punktem wyjścia jest to czy to, co wspomniałeś kiedykolwiek wykorzystała/wykorzystuje przeciwko Tobie by coś osiągnąć(zapewne to było wymuszenie posłuszeństwa): Jeśli odpowiedź brzmi twierdząco(a sądzę, że bez powodu nie napisałeś tego zdania) to jest to jedno z największych skurwysyństw jakie można powiedzieć dziecku albo dorosłemu o którym się wie to i owo, i z pełną świadomością stosuje ten cios, nawet nie poniżej pasa, to wręcz kastracja. Wywlekanie brudów na które się nie miało wpływu w dzieciństwie jest zbrodnią nie do usprawiedliwienia. Podobne też słyszałem od swoich: jesteś taki sam jak matka/ojciec(zależnie u kogo wtedy byłem), maminsynek, nigdy nic nie osiągniesz i inne zwroty o ładunku w pełni negatywnej energii. Z tego powodu nie powinieneś mieć żadnego moralnego dylematu, uciekasz z chałupy jak poparzony by do reszty nie zwariować. Jest bardzo mało prawdopodobne, że osoba wykorzystująca(zwłaszcza kobieta) kiedykolwiek zrozumie Twoje powody i zawsze będzie miała za złe, że to zrobiłeś. Na dodatek więź jaka jest między Wami nie ma takiego spoiwa jakie ma relacja syn-matka. Z tego też powodu rodziny zastępcze są dla mnie picem na wodę. Z racji tego, że masz znacznie wyższy stan świadomości niż ja, gdy ten proces się rozpoczynał(ok. 3 lata wstecz) powinno Ci pójść dużo lżej. Postęp jest spory, rozmawiamy ze sobą przez telefon raz na dwa tygodnie po maks 10 minut jak jest faktycznie o czym, żadnych jazd emocjonalnych nie ma, jeżeli jest jakakolwiek tego typu próba to dzisiaj mówię tylko, że nie podoba mi się sposób rozmowy, sayounara i spokój. Rzadko tak się zdarza, bo po prostu do utraty kontroli nad moją osobą się już w pewien sposób przyzwyczaiła czy to matka czy ojciec. Tak jak wspomniałem wyżej, mi to zajęło bardzo dużo czasu i to była droga przez piekło. W 2015 roku byłem u psychologa 7 razy to na 4 spotkaniu mi powiedziała rozwiązanie tego równania. Oczywiście nie uwierzyłem. Kwestię finansową pozwolę sobie pominąć, ja miałem szczęście, że dostałem w spadku mieszkanie(zasługa ojca, tak wynika z rodzinnych opowieści) co prawda z zadłużeniem(zasługa matki, fakt), ale mieszkać miałem/mam gdzie. Pierwsza lepsza robota na budowie 10zł/h i tak do czasu rozpoczęcia studiów, jakoś się żyło. Na dobry początek jeśli Cię nie stać na wynajem mieszkania zacznij od pokoju. 600-700 zł kosztuje przeciętny(czasem średni) w Trójmieście i mając nawet tą najniższą stawkę na budowie będziesz w stanie po odliczeniu wszystkich kosztów odłożyć parę stówek. Lekko na pewno nie będzie. Czuję się całkowicie wolny, choć z początku było poczucie samotności i wątpliwości czy dobrze zrobiłem(stąd też mój post by się w pełni upewnić co do moich czynów). Do tego znacznie wzrosła samoocena. Ja zwiałem do Trójmiasta i nawet będąc 130km od miejsca zamieszkania matki takie telefony miałem, mam do teraz, ale o znacznie wyższym priorytecie i maksymalnie dwa razy w miesiącu. Ale na początku możesz się takiego scenariusza spodziewać. Masz mocno wbite poczucie obowiązku zajmowania się babcią, jeżeli robiła takie jazdy jak na początku zaznaczyłem to nie jesteś jej nic kurwa winien i każdą taką akcją skutecznie podcina Ci skrzydła, bo nie chce utracić nad Tobą kontroli! Uderza w najczulszy punkt, przed którym nie możesz się obronić i nie miałeś żadnego realnego wpływu w swoim życiu na to. Dostałeś dach nad głową i mentalność niewolnika. Możesz co najwyżej się odwdzięczyć finansowo i dopiero wtedy, gdy staniesz na nogi. Do tego czasu możesz co najwyżej pomóc kupując herbatniki do niedzielnego podwieczorku. PS. Swoją drogą, gdzie jest jej rodzina? Czy to nie jest tak, że im jest wygodnie, że Ty się nią zajmujesz?
  11. No to jak o mnie co pisałem miesiąc temu, z tą różnicą, że wychowywany przez matkę. Zamiast apodyktyczna - "wpędzająca poczucie winy". Niemal wszystko co opisałeś się zgadza. Dla przypomnienia: Sam odpowiedziałeś mi miesiąc temu, jednocześnie będąc wtedy(zdaje się) w identycznej sytuacji. Dzisiaj właściwie pytasz o to samo. Złośliwie bym przekopiował wszystko co mi wtedy napisałeś, a szczerze - również, bo miałeś rację. Schemat jest ten sam, z tą różnicą, że moja matka jest po 50tce i już słyszę od co najmniej kilku lat jak to jest jej ciężko, za byle jaką rzeczą mnie woła by pomóc(ostatnio jestem w domu to butelkę wody odkręcić, oczywiście jak sama jest to bez problemu to zrobi ). Tyle, że gdy mnie zabrakło to nagle "ozdrowiała" i zaczęła wszystko sama robić, bo w końcu NIKT jej nie mógł wyręczyć. Nie widzę różnicy, poza wiekiem. Dla kontrastu moja babcia w wieku 85 lat ma 100m2 dom z ogrodem i wszystkim się zajmuje sama włącznie z koszeniem trawników, przycinaniem gałęzi i innych tego typu rzeczy. Porządek wokół jakiego żaden facet by się nie powstydził. Oczywiście, że się wyprowadzić, jak najszybciej. Wypadałoby sprawdzić jak się czujesz mieszkając samemu bez kata znęcającego się nad umysłem. Nieważne czy to by była siostra, babcia czy zombie. No i znowu ten sam schemat. Dopiero, gdy to sobie uświadomiłem zrozumiałem dlaczego moja siostra zawinęła manatki i zamieszkała 750km dalej. W żadnym razie tego błędu nie popełniaj i nie mieszkaj bliżej niż w około godzinę drogi od niej, oczywiście jeśli chcesz się psychicznie uwolnić. Jestem niemal przekonany, że będzie ostra wrzawa ze strony babci, gdy wspomnisz o tym pomyśle. Wpędzanie w poczucie winy będzie jeszcze większe, a jak dojdzie do skutku wyprowadzka to będzie dzwonić i mówić Ci jaki to Ty okropny i nieczuły jesteś, bo chciałeś wreszcie zadbać o siebie. Bez wojny się raczej nie obejdzie. A nie zdziwi mnie jak po rodzinie też pójdzie opinia jaki to Ty potwór jesteś, bo samą 80letnią babcię zostawiłeś. No i znowu to samo. Czy to Twoja wina, że się zasiedziała? Moja matka robi to samo odkąd 50tka na liczniku wybiła. Czy byłeś taką okropną kulą u nogi, że wszystko za Ciebie musiała robić? Byłeś przez ponad połowę swojego dotychczasowego życia tak pochorowany, że musiała Cię karmić, siedzieć przy Twoim łóżku? Z tego co czytam to jest zgoła odwrotnie. Wydaje mi się, że dochodzi do pewnej prawidłowości, że jak matka(tutaj babcia) straci męża(rozwód, śmierć) i nie znajdzie sobie następcy, to syn będzie nim, a przynajmniej do tego będzie dążyła(zapewne nieświadomie). Stąd jest to zalewanie żalami, swoimi emocjami, rozterkami, jak to ciężko jej jest, a do tego pomóż w domu, zajmij się mną i jeszcze zarób, a na koniec jeszcze pytanie: czemu Ty nie masz żadnej dziewczyny? Weź tak żyj. Idąc tym tokiem rozumowania ja dożywotnio powinienem siedzieć w domu z matką i się nią zajmować, zastępować jej byłego męża, a mojego ojca, bo się poświęcała co jest kompletnie niedorzeczne. Pół życia sobie człowiek spierdoli w ten sposób nie z własnej winy, frustracja będzie na poziomie sufitu, a później jeszcze nie daj Boże wpadnie na pomysł spłodzić dzieciaki i zrobić im to samo. Dla przykładu z rodziny: przedwcześnie zmarł ojciec mojego chrzestnego, miał wtedy kilkanaście lat. Teraz ma przeszło 40 i dalej mieszka z matką, jest sędzią. Żadnej dziewczyny, związku, zero. Swojej domowej sprawy zdaje się nie rozwiązał i wcale się na to nie zanosi. Zastępuje matce własnego ojca. Dla mnie(dopiero teraz) czymś naturalnym jest odcięcie pępowiny co w mojej opinii powinieneś zrobić. Szantażu emocjonalnego, który stosuje wobec Ciebie jest aż nadto. Nie wydaje mi się czymś złym mieszkać z rodzicami, dziadkami czy kimkolwiek z rodziny pod warunkiem, że z własnej woli i że rodzice/dziadkowie nie zmuszają do zrezygnowania z własnego życia, przyjemności, celów na rzecz zajmowania się nimi. Na zdrowych zasadach musi się to odbywać. Sam piszesz, że jest Ci źle i chcesz to zmienić, tylko wiecznie to poczucie winy... Z mojej perspektywy decyzja mogła by być tylko jedna. Tak jak @Drizzt podsumował to tak samo uważam. Przemyśl, poukładaj w głowie i podejmij samodzielną decyzję.
  12. "Piąty poziom", "Sex catcher" - Volant. Książki te przeczytałem zanim na forum trafiłem, solidny fundament.
  13. Przestaniesz zwracać na to uwagę to i sami przestaną "hejtować"(co za durne słowo z angielszczyzny). Szczerze zainteresowani albo tylko ciekawscy sami zapytają co robisz i dlaczego. Dla mnie to tak zwana oszczędność energii. Poza tym zgadzam się z Bratem wyżej.
  14. Jest popyt - jest podaż. Zobaczcie na bilans "łapek" + ilość wyświetleń. Opłaci się? Oczywiście, że tak ma z tego gość przychód. Do tego kontrowersyjne, o to przecież chodzi. Bycie znanym poszło poziom w górę. Wydaje mi się, że jakby został zlinczowany w komentarzach to jest stosunkowo spore prawdopodobieństwo, że by takich zabaw ze swojej strony by zaniechał, a przy dobrych powiewach film by był usunięty. Inna droga to tylko srogi wpierdol tylko i wyłącznie pod warunkiem, że doskonale wiedziałby, że za to. Eugenika jest coraz bardziej powszechna(patrz: Europa Zachodnia), jest na to przyzwolenie społeczne i mnie osobiście to nie dziwi. Na ulicy spotykając ludzi z Zespołem Downa, porażeniem mózgowym czy innymi schorzeniami są obiektami drwin(nieczęsto, ale do rzadkich zjawisk to również nie należy), głównie ze strony takich osobników jak ten tu przedstawiony. Ciąże na Zachodzie z najmniejszym PODEJRZENIEM uszkodzenia płodu(a tym się charakteryzują te schorzenia również) jest w znacznej większości przecież usuwana, między innymi właśnie z tego powodu. Nie wierzę w resocjalizację, jeśli na tego typu zachowania jest akceptacja większości społeczeństwa. Tak samo z kobietami, które skaczą z jednego faceta na drugiego, jest przyzwolenie, a przynajmniej brak ostrego sprzeciwu(ostracyzm społeczny?) - to tak będzie. Jak mój ulubiony raper Sokół opowiada w jednym ze swoich tracków: "(...) przez to coraz więcej żywych trupów ich życie składa się już tylko z odruchów czy Ty kiedykolwiek sobą byłeś choć przez chwile jesteś produktem ubocznym świata, w którym żyjesz mentalny rak pożera, wzorem są debile ponownie witam was w rzeczywistości tyle."
  15. Jako facet chcąc nie chcąc wychowywany przez matkę w sumie prawie całe życie, od dziecka do dorosłego, postaram się wyjaśnić to z mojej perspektywy i odnosząc się do głównego postu. Zacznę od tego, że rozwód miał miejsce, gdy miałem 8-9 lat, ale mimo tego już wcześniej zostałem przyzwyczajony przede wszystkim do matki. Ojciec jest fachowcem od wykończenia, budowlanki, hydrauliki, elektryki i co tylko wymyślisz, pracując w Dojczlandach. Matka? W sumie nic nie wiem o wykształceniu jako takim. Na przykładzie z autopsji matka moja przynajmniej do pewnego czasu miała wpisane, że dobro dzieci najważniejsze, kosztem mojego dobra. Powiedziałbym, że to typ Matki Teresy, zresztą nie tylko w stosunku do nas, ale i wszystkich. To miało miejsce i u mnie i mocno akcentowane ze względu na to, że mam 8 lat starszą siostrę. Zgadza się. Miałem jako taki kontakt, ale to było na zasadzie interesu, nie interesowało go zbytnio co robię i czym się interesuję, chodziło bardziej o to co u byłej małżonki słychać, taki uraz. Zgadza się, zabiła całkowicie w pewnym momencie, natomiast gdy osiągnąłem pewien poziom, nadal próbowała(próbuje jak jestem?) to zrobić. To mnie nie dotyczy, ale miałem już z tym styczność kilka razy w swoim życiu, gdy obserwowałem rodziców, nierzadko spotykana postawa. I tu kurwa jest właśnie clue, i ja sam dostaję takiej wyjątkowej myśli: "what the fuck?", bo u mnie było to od strony matki, a potem(przy mojej próbie odnowy kontaktu), ze strony ojca. Pełna zgoda, spotykałem się już z tym. Znowu autopsja, wszystko się zgadza. Wielokrotne wypominanie jakichkolwiek pieniędzy, choćby najmniejszych, mimo tego, że większość łożył ojciec. Widzę to na codzień jak wracam niechętnie w rodzinne strony. Małżeństwo, 8 lat staż, dwójka małych chłopaków, 2 i 5 lat. Tylko tam jest troszeczkę inaczej: ojciec pracuje często od rana do 22, matka ma wyjebane, plus do tego pijąca, plus córeczka mamusi, niby się zajmuje, ale się nie zajmuje. Wkurwienie mnie bierze jak widzę, że robi wszystko, by mieć święty spokój: komputer, telefon i inne bzdury. No i zombie rośnie. Nie wiem kto bardziej na wpierdol zasługuje matka czy ojciec, który na to przymyka oko. Wiem tylko tyle, że naprawdę będzie przejebanie w ich życiu. To prawda, emocjonalne podejście. Wkurwi się to było przejebanie, odwrotny stan - niczym euforia i to u niej tak trwa. Podsumuję na mojej osobie zanim zacząłem sam z siebie budzić coś niecoś: Stan emocjonalny rozpierdolony kompletnie, raz zajebiście, raz chujowo, stany pośrednie czasem istniały. Do tego wbite poczucie winy kilkoma gwoździami w okolice serca, ja jestem wiele winien, tyle dla mnie poświęciła, a ja taki skurwiel, powinienem dla niej tyrać i dbać o nią. Doszukiwanie się wszędzie spisków, żadnych bliskich relacji, w przypadku poszukiwania i dążenia do pracy poziom Rowu Mariańskiego albo i niżej. Żadnych zasad i żadnych świętości w życiu. Brak umiejętności nawiązania kontaktu(nie mylić z relacją) na jakimkolwiek poziomie. Nie miałem i nie chciałem mieć zainteresowań, niczego nowego nie próbowałem, ciekawości świata - zero. "Wszyscy są źli, tylko ja dobra, uwzięli się na mnie i chcą mnie zniszczyć". Ocenianie i obgadywanie za plecami, plus inne bzdury. Do tego stały dopływ używek, za przyzwoleniem. Szczerze współczuję każdemu, kto ma lub miał taką sytuacją, bo wyjść z tego burdelu jest naprawdę ciężko. I szczerze: widząc po sąsiedzku, podobny scenariusz, prawie identyczny jak u mnie, nóż się w kieszeni otwiera, tylko dylemat: matka czy ojciec albo oboje, że coś takiego robią najważniejszym osobom w swoim życiu, przynajmniej tak się o dzieciach mówi albo już wyszło może z mody.
  16. Jako, że mówisz o tym z czym się jakiś czas temu mocno zmagałem(nadal zmagam, w dużo mniejszym stopniu) i prawie doprowadziło do tragedii postaram się opowiedzieć w telegraficznym skrócie. DDA jest u mnie w rodzinie obecne, z dwóch stron, wiele osób z rodziny ma z tym problem i ja też miałem w wieku 18-21 lat, ale do meritum. To w końcu Twój temat. A i jeszcze na koniec wstępu: tak, też starałem się wszystkich rozśmieszać, błaznowałem, i tak dalej. Najprostszym rozwiązaniem jest zmiana tego dogmatu. Czujesz się nieważny, mało kto zabiega o znajomość? Oczywiście dlatego, bo nikt nie ma w tym interesu. Jesteś ważny to wszyscy skaczą wokół Ciebie. Ważna osoba o wyższym statusie nigdy nie zabiega o znajomości tylko odwrotnie. Bo jest świetnym adwokatem/lekarzem, ma dobrze rozbudowane ciało i duże ciężary nosi, więc ma jakiś respekt na siłowni i ktoś niżej albo podobnie sytuowany sam rozpoczyna znajomość. Też mam poczucie bycia ważnym, ale je zmieniłem. Bądź ważny dla SIEBIE, czyli zdrowy egoizm. W końcu to z samym sobą całe życie spędzisz czy jest ktoś wokół Ciebie ważniejszy od Twojej, własnej osoby? Pewnie, że nie, tylko to trzeba niestety wypracować. W tym momencie znowu wracamy do samooceny, widzisz, że laski lecą na Twojego kumpla a nie Ciebie i się tym przejąłeś(wesele i Twoja partnerka). Odrzucenia - to samo, było kilka takich przypadków i dałem się złapać na robaka, byłem dymany na 4 strony świata przez te piękne istoty z myślą, że jakąś nagrodę dostanę, chuja tam, nic nie dostałem. Szukałem poczucia ważności wśród płci przeciwnej. Tak, starałem się, poświęcałem się i nic nie dostałem, coś przeciwnego, oczywiście dzisiaj mając taką wiedzę jak dzisiaj, dzięki książkom, które przeczytałem, forum, które od miesiąca temat po temacie studiuje i książkom Marka, które dopiero będę dokładnie studiował nigdy bym nie zrobił z siebie więcej takiego błazna. Po zmianie mnie samego role się powoli odwracają i chcą wskakiwać na mnie tak, jak ja kiedyś chciałem na nie. Mogę Ci przytoczyć kilka rzeczy, które w swoim życiu wprowadziłem, parę miesięcy temu i czuję się dzięki temu znacznie lepiej, nie mam parcia na bycie koniecznie z kimś, u kogoś i poczucia ważnym. Efekty same przychodzą. Może coś sam wykorzystasz, bo wydaje mi się, że dla wielu z nas schemat działania może być podobny. 1. Zacząłem dbać o siebie fizycznie, siłownia+pewne nawyki żywieniowe do zmiany. Z początku dlatego, że widziałem, że gość dobrze zbudowany ma więcej i lepsze laski, teraz mi ten powód zwisa i powiewa. Teraz tylko i wyłącznie dla siebie, widzę postępy, to mnie nakręca i z uśmiechem idę dalej. Laski same przyjdą. 2. Zlikwidowałem wszystkie możliwe do usunięcia kontakty, gdzie byłem traktowany jako dostawca rozrywki, ewentualnie byłem ważny wtedy, gdy ten ktoś miał TYLKO i WYŁĄCZNIE interes i nie dawał nic w zamian, nawet pierdolonego: dziękuję. W skrócie: negatywni ludzie w życiu już nie istnieją dla mnie. 3. Często zadaję sobie pytania. Co chcę w SOBIE zmienić? Co MI przeszkadza? Czy ktoś MNĄ zmanipulował? Jak JA się z tym czuję/czułem? Jak JA mogę to zmienić? Co powinienem zrobić by to u MNIE się nie powtórzyło? Co sprawia MI radość? 4. Czytam, czytam i jeszcze raz czytam. W pół roku 20 pozycji przeczytałem, głównie w tych tematach, gdzie chciałem coś zmienić. I zmieniłem to i owo, ale to dopiero jest początek początków. 5. Doceniam ludzi, u których byłem po prośbie i pomogli mi, szczerze z uśmiechem im dziękuję i wyraźnie w ten sposób daję im też do zrozumienia, że to, co dla mnie zrobili było dla mnie ważne i gdy będę w stanie to i im pomogę w razie potrzeby. Zasada wzajemności. 6. Znajomi, którzy są dla mnie ważni, dbam o to by tak się czuli, w sposób naturalny. Też tego się musiałem nauczyć po latach życia z matką - manipulantką. 7. Rodzina, skoro wiesz, że działa na Ciebie odwrotnie niż powinna to każdego dnia dążysz do tego by się od niej całkowicie uniezależnić. U mnie było wszystkiego wypominanie co ja dla Ciebie nie zrobiłam, czego to nie poświęciłam i oczywiście jak zrobiłem sam podsumowanie zysków i strat wychodziło nie 50/50 tylko coś koło 80% mojego wkładu, czasu, zaangażowania emocjonalnego. A z wiekiem u mnie będzie gorzej, rodzice "zrobili nas" by się nimi opiekować na stare lata, jak każdy, ale oni jasno to deklarują i mają do tego wyraźne oczekiwania, dlatego dla mnie jakiekolwiek spotkanie z nimi jest udręką. 8. Asertywność. Jedna z najistotniejszych rzeczy. Czy zawsze, gdy byłeś traktowany nie tak jak powinieneś, w zdrowych relacjach wyrażałeś wyraźnie swoje zdanie? Czy gdy byłeś proszony o coś czego w najmniejszej ochocie nie chciałeś robić w tej chwili, bo byłeś czymś zajęty potrafiłeś odmówić? 9. Zasady, bardzo ważna rzecz, której dzisiaj znacznej części społeczeństwa brakuje. To dopiero zaczynam wprowadzać, ale już ma swoje efekty. Stwórz własne, wyraziste, którymi chcesz się kierować w życiu i które nie będą czymś ot, chorągiewką na wietrze, tylko drzewem nie do złamania. Zacznij od siebie, potem relacje, związki, nawet co do ewentualnego małżeństwa. Wydaje mi się, że większość z tego co wypisałem jest uniwersalna i każdy facet powinien o to zadbać by czuć się lepiej w swoim ciele i obecności siebie samego. Bądź ważny dla siebie i dbaj o tych co są ważni dla Ciebie, będą tak samo Ciebie nagradzali przez co Twoja wartość, samopoczucie i samoocena będzie wzrastać. Negatywnych eliminuj jak najszybciej, rodzinę szanuj, ale nie rzucaj swoich zajęć dla niej. Tak to u mnie wygląda, bo nigdy dziękuję nie zaznałem, to się im należy, bo mnie spłodzili, ale czegokolwiek nauczyć już zapomnieli, w szczególności życia. Toksyczna rodzina zawsze będzie chciała mieć na Ciebie wpływ. Ci, co są zdrowi będą się cieszyć słysząc o Twoich osiągnięciach i wyganiać Cię z chałupy jak tylko uznają, że za długo w niej siedzisz, bo tracisz czas. i mógłbyś wtedy coś osiągnąć. Jeśli jest ktoś zdrowy na umyśle w rodzinie i masz jakiś kontakt, dbaj o to by były to zdrowe relacje, może nawet zadbaj by były bliższe, bez negatywnych emocji, zresztą takie osoby same nie pozwalają by je tworzyć wokół siebie. U mnie jest to... babcia w wieku 85 lat, jedyna osoba, która nie robi wyrzutów negatywnych emocji, nie uważa, że jej się coś należy ode mnie ani odwrotnie, nie ocenia, nie daje rad, póki o to nie prosisz, zna słowa: dziękuję, proszę, przepraszam. W mojej opinii to jest stara szkoła, którą muszę jeszcze przestudiować. Zdrowa relacja i wydaje mi się, że takie masz również u siebie w rodzinie, nie zawsze najbliższej, ale na pewno występuje. O relację z nimi warto dbać, z pozostałymi jak to się mówi? Dobrze wyglądaj na zdjęciu i staw się na świętach w 2-3 dni i wracaj do swojego życia póki znowu nie zaczną Cię wykorzystywać. Trochę temat rozszerzyłem, ale wydaje mi się, że to wszystko zbiera się do kupy razem. Dużo odnalazłbym siebie z poprzednich lat w Twoich postach, zwłaszcza ten krótki zwrot: "ja się osunę w cień, nie jestem ważny" mówi prawie wszystko. Aż przeszłość wraca, ale dzisiaj bardziej z uśmiechem niż silnym poczuciem winy. Dzisiaj mogę Ci szczerze powiedzieć: pierdol to na każdy możliwy sposób, bo możesz osiągnąć dużo więcej niż Ci się wydaje, ale tylko i wyłącznie jeśli tego sam chcesz. Dzisiaj wracam do miejscowości, gdzie byłem uznawany za jakiś ewentualny dodatek(czasy gimnazjum, szkoła średnia), widzę jak stoją oni wszyscy w miejscu nie robiąc nic ze swoim życiem od lat. Nie wydaje Ci się już świetną nagrodą to, że widujesz te twarze, które Cię być może kiedyś gnębiły, a teraz zmieniły stosunek? Albo te cudne laski ze szkoły średniej, za którymi wzdychałeś dzisiaj roztyły się albo mają dziecko "bad boya" i szukają frajera? Przecież ich życie już się skończyło, a Twoje dopiero zaczyna wchodzić na właściwe obroty! Ile osób, które znałeś ze szkoły zmieniły coś w swoim życiu na lepsze? Kto zajmuje się tematami poruszanymi tutaj na forum wokół Ciebie? Jedna? Pewnie licząc z Tobą. Właśnie to jest największa nagroda. Dzięki temu ja się czuję dobrze ze sobą i nie potrzebuję być ważnym dla kogoś. Jeśli dobrze wyczytałem jesteś w tym samym wieku co ja i zrobiłeś coś, czego znaczna większość społeczeństwa nie robi w całym swoim życiu. Nie zmienia go na lepsze, nie dla kogoś, a dla siebie.
  17. Powiem jak księgowy: dbaj o to żeby Twój bilans nie wynosił ujemnego salda. Jeżeli leci mocno na Ciebie, to możesz to wykorzystać w swoją stronę ujawniając swoje zasady w związku albo czymś więcej, jeśli ich nie masz nie myślałeś nad tym, nie polecam Ci, bo standardowy schemat znasz, ładujesz flotę, zaangażowanie, emocje, a w zamian no właśnie, co w zamian? Jeżeli masz wątpliwości emocjonalne, bo ma ogromną ochotę wskoczyć na to, co masz między nogami to nie rób tego. Z niewiadomej przyczyny masz poczucie winy, że ona ostro leci na Ciebie, dopóki nie pogodzisz się z tym, że tak po prostu jest i że trzeba wykorzystywać okazje, jeśli je dostajesz. Ważne jest to by z pełną świadomością mówić to, co czujesz, uważasz za słuszne w tym momencie: tj. nie szukam poważnego związku, itp, itd. To pozwala Ci wyjść z twarzą i choć wiem, że jeżeli laska ma taką chcicę to nawet nie zwróci uwagi na to co mówiłeś. Chce tylko jednego. Miałem taką samą sytuację i bym to zrobił bez skrupułów, gdyby nie obecność całej rodziny wokół( to była jakaś impreza okolicznościowa u sąsiadów, gdzie wszyscy się zjechali), wyobraź sobie jak co najmniej 10 członków bliskiej rodziny widzi jak samica skacze nade mną. Możesz wysłać bezdomnego by jej dał 3 tulipany od Ciebie to ona uzna, że to jest romantyczne. Tak to właśnie działa. Dłuższa relacja: jeżeli ma zadatki takie, nie ma tornada emocjonalnego, zobowiązań, ex nie dzwoni po nocach, jest uległa i nie podważa Twojego zdania, spełnia żądania to w skrócie: masz 2 lata by ją wychować tak jak tego pragniesz. Adolf ma całkowitą rację, szybko rozgryzł i wyjaśnił wszystko.
  18. Witaj, Przeczytałem wszystkie posty, ale właściwie wystarczał mi pierwszy post, avatar i odpowiedź. Masz problem taki sam jak ja jaki ja miałem niespełna 2 lata temu, tylko wtedy mój problem był na tym poziomie czy w ogóle egzystować. Ten problem się nazywa samoocena, samoakceptacja i inne synonimy. Czułem się jak gówno spuszczone w kiblu nie nadające się do oczyszczalni ścieków. Wciąż mam takie przebłyski, ale niezwykle rzadko. Uważasz się za samotnika, masz smutną minę w ciągu dnia pracy, głowa, wzrok gdzieś bliżej okopów niż chmur albo chociaż poziomu oczu innych osób, jak ktoś Ci cokolwiek powie miłego to masz ochotę dla tej osoby góry przenosić(oczywiście!). Drugim problemem, który wyłania mi się z postów to to, że byłeś wychowywany przez samotną matkę albo też była osobą dominującą we wciąż trwającym związku małżeńskim rodziców. Wjebali Ci poczucie winy, które do dzisiaj Cię prześladuje, że jesteś beznadziejny i do niczego się nie nadajesz. Jestem pewien, że ktokolwiek to jest, czy rodzina czy inne osoby mają albo miały na Ciebie znaczący wpływ i to trwa do dnia dzisiejszego. To może mieć korzenie w okresie dorastania tylko kompletnie nie zdawałeś o tym sobie sprawy. Znam to z autopsji. Trzecia rzecz, która mnie nakierowała na kompletny problem z SAMYM SOBĄ jest: Wiesz co napisałby facet o chociaż trochę ponad przeciętnej samoocenie? To skrót tego co bym mógł napisać w lepszym świetle o Tobie, ale Ty wolałeś obniżyć wszystkie swoje wartości. Jak może jakaś laska do Ciebie wskakiwać na kutasa, jak sam czujesz się jak cipa? Dwa lata temu nigdy bym nie napisał takiego tekstu, czułem się podobnie albo gorzej. Ty się zastanawiasz co one pomyślą? Chuj Cię to obchodzi, ale zanim do tego dojdziesz musisz zacząć siebie traktować z uśmiechem i dystansem, a nie z miną niewinnego człowieka, który idzie właśnie na szubienicę. W tym celu słuchaj Marka na yt, przeczytaj forum, dokładnie i przeanalizuj ile problemów sobie zaoszczędziłeś tym, że laski „kompletnym przypadkiem” nie wpadały na Twoje przyrodzenie. PS. Książka o której wspomniałeś jest zajebista, ale musisz spełniać powyższe warunki, chociaż w części. Bez tego jest bezwartościowa. Bliżej Ci wtedy będzie do manipulanta niż fajnego kumpla.
  19. W związku z tym, że jestem aktualnie studentem finansów i rachunkowości w Trójmieście na UG mogę Ci szczerze powiedzieć, że na ekonomię chodzą ludzie po to... by postudiować, ewentualnie z pasji. Znam kilka osób, które skończyły ekonomię 10 lat temu i pracują po prostu w banku przy obsłudze klienta za marną kasę(jak na lata, które włożyli w studia), jedna osoba, z tych bardziej angażujących się pracuje w ubezpieczeniach i też bez szału pieniężnego(nieco powyżej średniej krajowej), podobnie mój znajomy, kończy właśnie pisać pracę magisterską. W ubiegłym roku, gdy składałem papiery na uczelnię na FiR ledwo się dostałem, na ekonomię do listopada były wolne miejsca. Boom wielki na ten kierunek był ponad 10 lat temu i jest mocno nasycony po dziś dzień, także perspektyw zbytnio nie widzę. Jeżeli ekonomia jest Twoją pasją, to nie zastanawiałbym się, jeśli liczysz na pracę po nim lub wzrost Twojej wartości na rynku pracy - już niekoniecznie. Bardzo teoretyczny kierunek, dużo bardziej mógłbym Ci polecić właśnie to, co ja studiuję. Przedmioty pokrywają się w 70%(przynajmniej na Uniwersytecie Gdańskim w pierwszych 3 latach), a perspektywa po skończeniu tego kierunku jest bardziej optymistyczna na rynku pracy. Sam zresztą będę tego doświadczał w najbliższym roku akademickim. Jestem jednak przekonany, że gdy jakikolwiek pracodawca będzie miał wybór między absolwentem ekonomii, a finansów i rachunkowości wybierze tego drugiego. Nie wiem też co dokładnie chcesz osiągnąć poprzez studia? Wiedzy na temat prowadzenia firmy, mechanizmów jakie panują na rynku? Fajnie gdybyś to dokładniej określił jakie są Twoje oczekiwania.
  20. Prolog brzmi mniej/więcej w ten sposób: nie jestem frajerem, ale jednak nim jestem. Złamałem wszystkie zasady i liczyłem na nie wiadomo co. Nagiąłem je dla niej, bo jest inna. Nie jestem ekspertem, ale to brzmi jak moje frajerstwo, którego dokonałem kilka razy i też przyjdzie czas, gdy tym się podzielę z resztą braci. Wiem, że fajnie udawać mędrca po fakcie, ale uważam, że gdybyś zachował zimną krew i nie przeniósł ośrodka myślenia między nogi to ów 11/10 niewiasta by Ci się oddawała każdego dnia stażu tak, że po dniach roboczych pierwszego tygodnia jej stażu miałbyś jej dosyć albo Twoje przyrodzenie wymagało regeneracji. Byłeś wyżej pod każdym względem od niej, ale dałeś się zrównać, wnioski wyciągnąłeś szybko, nie ma sensu tego piłować. Dbaj by się to nie powtórzyło i inne w podobie. Wspominasz, że 2 tygodnie? Pikuś, to naprawdę bardzo szybka lekcja i na Twoim miejscu bym jej jeszcze podziękował za to, że nie rozpierdalała Ci łba, jak wiele kobiet to potrafi. Dzięki za to, że podzieliłeś się historią.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.