Skocz do zawartości

Ziomisław

Emerytura
  • Postów

    204
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Ziomisław

  1. @Guliver nie chciałbym żebyś odbierał moją wypowiedź jako atak. Ja też uważam, że najważniejszym celem człowieka jest poznanie sensu istnienia swojego, tudzież całej reszty. Różnimy się co do środków, cel pozostaje ten sam. To, że mi akurat ezoteryka wydaje się ślepą uliczką wcale nie oznacza, że chcę Cię zniechęcić do jej wyboru. Wręcz przeciwnie - z ciekawością prześledzę Twoją podróż tą ścieżką żeby sprawdzić, dokąd Cię ona zaprowadzi. Każdy ma własną drogę. Co będzie po śmierci to nie wiem, kiedyś się przekonamy Chciałbym zaproponować pewien eksperyment. Czy mógłbyś polecić mi jakąś instrukcję/wprowadzenie dot. numerologii, dzięki której mógłbym sprawdzić w sposób prosty, szybki i praktyczny, czy jej wykorzystanie może mi dać cokolwiek w temacie poznania siebie? Moje wyniki testów osobowości znasz, może (nie znam się, pytam) da się to też np. przełożyć na jakieś liczby? Uprzedzam, że jestem świadom iż po uważnej lekturze moich postów na forum da się wydedukować przybliżoną datę urodzenia
  2. Pan Stasiu zawsze na propsie, ale... Co to, przecinek, bracie, tutaj ma do rzeczy? Jakbym chciał wymieniać fałszywe przekonania poliytczne to internetów by nie wystarczyło, zatem uprzejmie poproszę o nie trollowanie tematu...
  3. @Guliver Po tym jak dałeś znać w innym temacie że przygotujesz ten tekst, przyznam że byłem ciekaw i dużo sobie po nim obiecywałem. Przeczytałem go w całości dwa razy (teraz będzie trzeci) i mam mieszane uczucia, tudzież kilka uwag. Lećmy po kolei: 1. Z wysłaniem dziecka daleko na studia, ew. wyjechaniem gdzieś w pizdiec do roboty - zgadzam się w 100%. To uczy życia, daje pewność siebie i podbija samoocenę. Sam studiowałem w miejscu zamieszkania i wiem, że zrobiło mi to krzywdę na całe życie: przede wszystkim cierpi na tym wiara w siebie i samoocena. Dopiero wyjazd za granicę i praca w oddalonym mieście pomogły mi jako tako ogarnąć swoje emocje i całą resztę życia. Co więcej, w świetle mojej obecnej wiedzy wiele rzeczy, które niegdyś przeklinałem, są dzisiaj raczej powodem aby dziękować Stwórcy i Opatrzności: Jeżeli uda mi się kiedyś poradzić ze swoim istnieniem na tyle, że poczuję sens w powołaniu kogoś nowego do życia w tym naszym universum, to jak najwcześniej wyślę go z domu w szeroki świat. Bardzo mocnym przykładem na skrajną szkodliwość długotrwałej (i wielopostaciowej!) zależności od rodziców jest moim skromnym zdaniem los Tomasza Beksińskiego. Warto poczytać o tej rodzinie lub choćby obejrzeć film, to niezmiernie ciekawa i pouczająca historia. 2. Zgadzam się, że dobrze jest odrzucić autorytety (w dzisiejszych zdegenerowanych czasach kiedy za takie robią c(w)elebryci i ludzie pokroju Frasyniuka, Baumana czy Kijowskiego to naprawdę nietrudne!) i myśleć samodzielnie: starać się nie przyjmować niczego bezrefleksyjnie, nie działać automatycznie, tylko przed każdą decyzją wykonać pracę myślową. 3. Warto też poznać samego siebie: testy osobowości, szukanie i odkrywanie swoich talentów i szczerych zainteresowań. Mi w testach osobowości wychodzi INTJ-T i 5w4. Ciekawie się o tym czyta i wiele rzeczy się zgadza, dzięki temu nieco lepiej rozumiem motywy swoich zachowań. 4. Widocznie jestem Januszem (nie widzę w tym imieniu nic obciachowego btw.), bo tutaj kończy się u mnie zrozumienie dla Twoich argumentów. Jeżeli tym sformułowaniem chciałeś obrazić ludzi myślących podobnie jak ja, to jest to tylko Twój problem. Dalsza część Twojego postu jest po prostu skierowana do osób, które weszły głeboko w ezoteryczne klimaty. Pokrótce wyłożę, co o tym myślę: 5. Po pierwsze nie wierzę w reinkarnację, sceptycznie podchodzę również do ezoteryki. Dla mnie osobiście są to rzeczy niesprawdzalne, mój umysł został ukształtowany w taki sposób, że jest na takie rzeczy w dużym stopniu zamknięty. Miewałem świadome sny, paraliż przysenny, spełnione modlitwy i coś w rodzaju oobe. Być może rzeczywiście coś tu jest na rzeczy. Tym niemniej sądzę że człowiek doświadczający takich fenomenów nie jest i nigdy nie będzie w stanie odróżnić, czy są to zjawiska duchowe, czy może objawy choroby nerwowej albo psychicznej. Istnieje we mnie obawa, że silna wiara i koncentracja uwagi na tego typu "wiedzy" - z całym szacunkiem dla wierzących w nią, ale dla mnie to jest właśnie wiara i osobiste odczucia, a nie dowiedzione fakty - może doprowadzić do choroby psychicznej lub wejścia w rzeczywisty świat duchowy, którego skutki będą takie same. To taka uwaga ogólna. 6. Patrząc z tej pozycji wszelkie ezoteryczne systemy uważam za ludzką próbę stworzenia takiego złożonego z "ezoterycznych" pojęć interfejsu, nakładanego na codzienną rzeczywistość. Zapewne ułatwia to wierzącym poruszanie się w niej i daje wytłumaczenie różnych zagadkowych zjawisk. 7. Systemy, które wymieniasz są wszystkie bardzo złożone i wejście w nie wymaga mnóstwa czasu i pacy. Z tego powodu zasadne wydaje się pytanie o celowość wchodzenia w ten temat. Dla ułatwienia załóżmy, że np. numerologia i horoskopy rzeczywiście coś dają. Że pozwalają przewidzieć pewne rzeczy od nas niezależne i się np. na nie lepiej przygotować. Czy w takiej sytuacji mimo wszystko nie lepiej skoncentrować się raczej na swej wewnętrznej postawie: systemie przekonań i pojęć, pracy nad emocjami i samooceną. Dla mnie osobiście ideałem jest niezależność emocjonalna i pełna wewnątrzsterowność. Wyjście z autopilota i porzucenie automatyzmów, czy raczej świadome z nich korzystanie. Kiedy będę gotowy, napiszę o tym więcej. Tymczasem poobserwuję ten wątek i może się czegoś nauczę. Pozdrawiam wszystkich Januszy, tudzież i Grażyny
  4. Dzięki za podpowiedź. Szczerze, to nie rozumiem tego języka i muszę iść po pomoc do wujka googla. Póki co biorę w kapsułkach magnez i zn+mg, jak się skończą to poeksperymentuję. Co do konsultacji z lekarzem, to na spokojnie przeczytam o co chodzi z tymi grupami leków i go zapytam. Estazmolam biorę tylko w ekstremalnych sytuacjach i bardzo mało zużyłem. W tej chwili jest nieco lepiej niż kiedy zaczynałem wątek. Najpierw o tym czego nie zrobiłem: 1)badań (zapomniałem) 2)nie znalazłem też starych wyników 3)nie pozbyłem się z diety płatków z mlekiem, rano nie mogę nic innego przełknąć. Jak widać, idzie mi kiepsko. Kupiłem to asha..., biorę od paru dni. Różnicy nie widzę. Święta dały mi trochę oddechu, ale też rozregulowały mój tryb życia. W ostatnią nd np., jeśli to kogo obchodzi wstałem po 11. W rezultacie tej nocy spałem ok 3h, bo obudziwszy się o 2.43 nie byłem już w stanie zasnąć - tak mnie ten budzik stresuje. Zobaczymy jak będzie w tym tyg...
  5. Dodatkowo jeśli nie ma się patologii fizycznej - np choroby oraz zarabia się więcej niż średnia krajowa - można zaczynać zaliczać laski w ilościach satysfakcjonujących Bracia już napisali swoje, ja tylko dodam, że przekonanie iż każdy powinien być taki jak w poście powyżej, bardzo pasuje do listy z mojego tematu: Wmawianie ludziom, że muszą coś mieć (kobiety, pieniądze, władzę i skodę na gaz) aby dobrze się czuć z samym sobą jest w ostatecznym rozrachunku destrukcyjne i służy jedynie dysponentom tych fikcyjnych dóbr i miejsc w fikcyjnej hierarchii. Czyli np. banksterom kontrolującym obieg wirtualnego pieniądza i atencyjnym księżniczkom łowiącym jeleni. Z całym szacunkiem, ale tego typu poglądy - a i moja podświadomość nie jest od nich wolna - robią z ludzi frajerów zależnych od otoczenia, opinii innych, banków i korporacji. Słowem - to czysty matrix! A z tym przecież walczymy. Dla równowagi i sprowadzenia dyskusji na właściwsze tory, przytoczę bardzo dobry cytat z tematu: @Drizzt napisał: Jak możesz nie lubić czegoś, na co nie masz wpływu i nie jest pochodną Twoich działań. Więc to wina Boga? Nie wiem jakie masz podejście do takich rzeczy, ale w tym momencie go obrażasz. Ta Boskość stworzyła wszystko takie jakie ma być i należy to z pokorą przyjąć, zrozumieć, zaakceptować. Bóg nie jest sadystą i na pewno wszystko dzieje się zgodnie z jego planem. (przepraszam, ale w trybie edycji mam problem z dodaniem cytatu) To jest bardzo ważne, żeby pogodzić się z istnieniem swoim i świata w danej obecnie formie i nie robić niczego po złości. Sam jeszcze tak nie potrafię, ale już wiem że chciałbym.
  6. Ok, to jest po prostu nielogiczny ale bardzo wygodny chwyt retoryczny. Ale przy tym że człowiek jest istotą społeczną będę się upierał. Bez innych ludzi i choćby najprostszej organizacji społecznej nie jesteśmy w stanie przetrwać jako jednostki, ani tym bardziej jako gatunek. Co oczywiście nie oznacza, żebym z tego powodu miał kogokolwiek namawiać do podążania za stadem...
  7. Temat ładnie rośnie, pora trochę przystrzyc @Asceta ad. 35: człowiek jest istotą społeczną - moim zdaniem to jest prawdziwe przekonanie. To jak je rozumiesz zależy od kontekstu. Wiadomo, że jeśli chcesz sobie poczytać albo pograć w Wieśka a ktoś Ci z takim tekstem wyskakuje - to jest to tania manipulacja. Ale jeśli popatrzeć na to z wyższego poziomu, to ludzie żeby przetrwać muszą żyć w społeczności. Pustelnicy albo traperzy to raczej wyjątki potwierdzające regułę, zresztą nawet większość z nich potrzebuje datków, jałmużny, ew. zbytu na swoje towary od jakichś lokalsów. Fajna i długa lista, ale jak dla mnie częściowo do odchudzenia. Po pierwsze niektóre rzeczy są nie do końca na temat, a raczej w stylu tego co napisał @TestosteroneBoy. Ty możesz oczywiście uważać te przekonania za fałszywe i jednocześnie ważne gdyż sport i odżywianie to Twoja pasja. Dla mnie część z nich jest dyskusyjna, ale nawet nie o to chodzi. Ważne, że generalnie to nie na nich opiera się cały matrix. Chodziło mi o wyłapanie fałszywych przekonań na tematy bardziej ogólne, takie jak podejście do życia, świata i ludzi. Tak czy owak lista fałszerstw światopoglądowych, które trafnie wytypowałeś jest długa. Zostawiłbym na niej 52-59, 63-79, 81-86. Co do 80 nijak się nie zgadzam (co nie znaczy że nie ściągałem ). @jaro670, @Endeg: Gites i cymes, zwłaszcza nr 92: wykształcenie jest jak nobilitacja jest godny wyróżnienia. Nie ma nic śmieszniejszego niż świnka z licencjatem częstochowskiego marketingu, która nie umówi się z "robolem", bo czuje się lepsza od niego. Przy okazji ten prosty mechanizm pokazuje dlaczego edukacja kobiet jest najlepszym sposobem na ograniczenie dzietności społeczeństwa: nie chodzi o to, że mądrzejsza woli nie rodzić ani nawet o lata poświęcone na studia, tylko o hipergamiczność. Tym "wykształconym" samiczkom trudniej znaleźć partnera, bo znaczącą część kandydatów odrzucają już na starcie jako "gorszych" od siebie - a wszystko z powodu jednego bzdurnego przekonania @Eredin: o proszę, przypominają mi się audycje Bossa @Artem, @Przemek1991: to wszystko już tutaj było, ale powtarzania pewnych rzeczy nigdy dosyć. Jesteśmy na co dzień bombardowani propagandą (milion gwoździ w milion desek), więc utrwalajmy sobie pozytywne wzorce. Szczególnie godne podkreślenia przykłady fałszywek: @Herbu Mizogin: dokładnie, kurwa, w punkt! Więcej takich postów Co do nowego roku, postanowień i sylwestrowej histerii - zgadzam się w pełni. To tylko umowna data, równie dobrze mogłaby być kiedykolwiek indziej. Z drugiej strony jeśli niektórym pomaga w planowaniu i wyznaczaniu celów - to wszystko jest ok. Ważne, żeby służyło - sylwester jest dla ludzi a nie odwrotnie @Rnext: Spoko, a więc off-topu nie będzie Kto ma rozum ten może sobie wyobrazić albo sięgnąć po analogie z historii.
  8. To trochę offtopic, ale jestem bardzo ciekaw jak wygląda świat po drugiej stronie druta (kolczastego) @Subiektywny: Z niecierpliwością czekam na Twoją relację i podsumowanie korzyści jakie odniosłeś z forum i pracy nad sobą. Motywacji nigdy dość! @Asceta: dzięki za policzenie i dobre nowe punkty! 32-33, 40 - mega! 41, 43 też. Twierdzenie 42 jest niestety prawdziwe dla większości ludzi. Niektórym cipa zasłania wszystko, a mało kto umiałby nie dać się okręcić wokół palca ostrej i profesjonalnej zawodniczce. Mimo to, jeśli ktoś się przejmie tym przekonaniem i przyjmie je jako własne - to będzie spalony na starcie. Kult zakochania i romantyzm=samo zło. To jest akurat właściwe przekonanie, o tych prawdziwych założę kiedyś osobny temat
  9. @Subiektywny: Dokładnie tak. To dlatego prymusi pracują później u trójkowych: pierwsi nauczyli się dobrze wykonywać polecenia, a drudzy tak kombinować żeby się nie narobić Tradycyjny model monogamicznej rodziny (o tym gdzieś już czytałem, chyba też na forum) działał także na korzyść masy samców beta i całych społeczeństw. Dzięki temu zwykły chłop też mógł poruchać i chciało mu się robić na siebie i swoich. Wtedy gospodarka szybciej się kręciła, czyli nie tylko więcej podatków trafiało do elit, ale też ogólnie rozwój i dobrobyt całego społeczeństwa. Dodatkowo rodziło się i przeżywało więcej dzieci, dzięki czemu było więcej wojowników i w ten sposób kultury monogamiczne opanowały świat. Ja uważam siebie za konserwatystę i popieram tradycyjny model. On nie jest doskonały i stąd nie jest dla wszystkich, ale przez wieki jakoś działa i zapewnia ludziom poprawne funkcjonowanie. Sceptyków odsyłam do wątku o żonie-Chince i zdegenerowanych mentalnie Polkach. Problem zaczyna się wtedy kiedy tradycyjny model jest celowo psuty i się degeneruje. Degeneracja kapitalizmu=konsumpcjonizm, degeneracja tradycyjnej rodziny=feminizm. To wszystko cofa ludzkość do etapu kiedy dobre samice brał dla siebie alfa, jego przydupasom dostawały się odpady, a cała reszta miała swą łapkę lub kozę. Dzisiaj oczywiście można się pocieszyć pornuskiem z internetów lub (w kulturze europejskiej) profesjonalistką. Na tych zmianach korzystają oczywiście wyłącznie elity. Zwykły człowiek natomiast zostanie z chujem w ręce... i (sądząc po równoczesnej promocji homosexualizmu) w dupie! Być może jest to nieuchronny i konieczny proces: w końcu mamy postępującą automatyzację i praca tylu ludzi przestaje być potrzebna. W takim układzie masy samców beta trzeba w końcu zniechęcić do jej wykonywania: historia zatoczy koło i w zrobotyzowanym sztucznym raju znów będzie siedział alfa wśród gromadki samic Czy warto się tym przejmować? Oczywiście że nie! Przypominam o fałszywym przekonaniu nr 1: dom+dzieci+ładna żona=szczęście
  10. Panowie, schodzimy z tematu. To, że samice wykorzystują i podtrzymują fałszywe przekonania, z których mają korzyści - to chyba oczywiste Głupio by je było za to hejtować, sam bym chciał wspólne konto jakbym był kobietą Wróćmy do fałszywych przekonań. Mam tu jeszcze jedno: Miłość=haj hormonalny=szczęście=sens życia Z tym się wiąże cały romantyzm, kultura wiecznego adorowania samicy i robienia z niej bogini, stawiania pizdy na piedestale. To jest po prostu trucizna wsączana mężczyznom do łbów i bardzo perfidnie ich szmaci. Efektem - biali rycerze...
  11. Prosiłbym z numerami, bo Ordnung muss sein 12. Łzy kobiety są największą porażką mężczyzny
  12. Panowie, dzisiaj trochę dłużej. Czymś, o co stale zahacza się w dyskusjach na tym forum jest tzw. matrix. O niego się wszystko rozbija, na niego wszędzie trafiamy. A co to w ogóle za zwierzę? Najkrócej powiedziawszy, jest to panująca w społeczeństwie powszechna ideologia, stworzona przez elity na potrzeby przeciętnych "Januszy". Oczywiście nie służy ona potrzebom zwykłych ludzi, tylko nadzorców stada. Owieczki mają być nieszczęśliwe, mnożyć się i kupować - panowie je golą i strzygą. Tutaj dochodzi jeszcze specyfika naszego kraju, który jako kolonia zachodniego kapitału, jak słusznie mówi Marek - taki ekonomiczny obóz koncentracyjny, jest miejscem rabunkowej gospodarki zasobami ludzkimi. Z tego powodu owieczki goli się u nas do kości, a i z mnożeniem pogłowia przy pustym korycie jest dosyć nietęgo. To jednak problem naszych pastuchów, a my się tymczasem przyjrzyjmy jak zarządzają stadem. Propaganda, prawo, religie, doktryny. To wszystko istnieje już od głębokiej starożytności, a chyba nawet początku człowieka jako gatunku. Podział na masy i elity też jest czymś naturalnym i nie ma w nim nic złego. To wszystko utrzymuje ludzkie stado w kupie i pozwala mu przetrwać we wrogim środowisku i pośród innych stad. Pewien zasób wspólnych wartości i ogólnie uznawanych pojęć jest po prostu niezbędny, żeby społeczeństwo mogło funkcjonować. W normalnej sytuacji i w zdrowych społecznościach tę rolę pełniła tradycja, religia i prawo zwyczajowe. Dzięki temu jednostka miała wystarczający margines swobody, a jednocześnie mogła spokojnie żyć w ramach tradycyjnych struktur: rodu, plemienia, państwa, miasta, cechu, gildii, gminy itp. Im wyższa cywilizacja, tym sprawy się bardziej komplikują. Dzisiaj technologia i stopień złożoności struktury społecznej wyprzedziły naturę o wiele długości: jesteśmy jaskiniowcami z bronią nuklearną. Jak to się ma do tematu? W czym problem w ogóle? Problem polega na tym, że dzięki rozwojowi cywilizacyjnemu elity dostały do rąk takie narzędzia do kontroli mas, o których w dawnych czasach nie mogły nawet marzyć. Rozwój massmediów, reklamy i nauk społecznych doprowadził do tego, że zwykły człowiek jest dzisiaj całkowicie bezbronny. Pierwsze próby hodowli nowego człowieka, a więc idealnego niewolnika Systemu, były prymitywne. Nazizm, faszyzm, komunizm, co widać po naszej historii, pomimo ogromnych nakładów i pozorów potęgi okazały się niewystarczające i zbyt niewydolne. Dopiero rozwój marksizmu kulturowego wg recepty Gramsciego pozwolił zaprząc dosłownie całą kulturę w rydwan propagandy elit i zmienić świadomość mas. To dzięki niemu panuje dzisiaj feminizm i terror politycznej poprawności. W ten sposób powstał matrix. Z czego on się składa i jak go rozmontować? Oczywiście, jak słusznie prawi nasz Boss, z pozycji zwykłego szaraczka Systemu nie obalisz. Nawet myślenie o tym nie ma żadnego sensu, bo gdybyś miał tak wielkie możliwości żeby cokolwiek zmienić, to jakakolwiek zmiana na korzyść prostych ludzi godziłaby bezpośrednio w Twoje interesy. Jedyne co możemy, to pracować nad sobą, spróbować uciec od stada albo odejść gdzieś na bok, gdzie jest więcej miejsca dla niesfornych owieczek Dobra wiadomość jest taka, że to w zupełności wystarczy: jeśli tylko skutecznie zmienimy swój świat, to tak jakbyśmy zmienili cały świat w ogóle! Jak się do tego zabrać? Zmienić przekonania. Dlaczego to takie ważne? W oparciu o przekonania nasz umysł tworzy emocje. Emocje natomiast trafiają wprost do podświadomości. Nikomu kto słuchał Marka i czytał jego książki nie trzeba tego wyjaśniać. O podstawowym znaczeniu przekonań dla naszej jakości życia wiedziano już w starożytności. Świat i wszystko co na nim się dzieje nie jest tak naprawdę ani zły ani dobry. To nasze przekonania nadają takie znaczenie wszystkiemu z osobna. Tworzymy sobie jakieś wyobrażenia o szczęściu i nieszczęściu i zgodnie z tym odczuwamy. Marek (przypadek? ) Aureliusz pisał: Usuń wyobrażenie, a usunie się i poczucie krzywdy, usuń poczucie krzywdy, a usunie się i krzywda. Dzisiaj te wyobrażenia wtłacza nam do głów reklama, komiksy, filmy i telewizja, szkoła i w ogóle cała szeroko pojęta popkultura. Zaraza szerzy się nawet oddolnie, bo zindoktrynowane jednostki z rozkoszą robią za pożytecznych idiotów: zob. np. memy. Wszystkim tym zarządzają spece od inżynierii społecznej, takie pieski pasterskie na smyczy u właścicieli stada. Jedyne co można z tym zrobić, to te fałszywe przekonania wyłapać, zrozumieć ich właściwą funkcję i przeciwstawić im własne - które będą nas wspierać. Po tym przydługim wstępie chciałbym otworzyć listę. Dodawajcie od siebie, co sami wyłapaliście. 1. Dom+dzieci+ładna żona=szczęście (ew. wariant o domu, drzewie i synu, w tym wszystkie pokrewne), 2. Kto nie ma tego przed 30. ten jest frajer i przegryw (szczególnie w polskich realiach to bardzo destrukcyjne przekonanie, perfidnie dołujące większość młodych samców), 3. Im kto ma więcej hajsu i ładniejszą kobietę tym lepszym i bardziej wartościowym jest człowiekiem, 4. Sex to najlepsza rzecz, która istnieje, sens życia, 5. Sex=szczęście, 6. Hajs=szczęście, 7. Twoje życie jest warte tyle ile zarabiasz, 8. To facet musi się starać, kobieta wystarczy że jest, 9. Musisz być miły dla pań, 10. Dzieci=szczęście=sens życia (niepotrzebne skreślić)...
  13. Ziomisław

    28 Grudnia

    Wszystkiego, czego sam byś sobie życzył.
  14. Zainspirowaliście mnie i zanim @Długowłosy wykopie nas stąd za off-topic, dorzucę swoje 3 grosze. Jestem dzisiaj w słabej formie psychicznej i nie mam jeszcze mocnego mindsetu, dlatego przeczytawszy posty @Mariuszsoq z miejsca poczułem się fatalnie. Nie jest niczym oryginalnym, że kwestie związane z finansami (jak i ruchaniem drogich samic) potrafią wstrząsnąć moją samooceną i w jednej chwili zniszczyć resztki dobrego samopoczucia. Znając jednak forum i audycje Marka, tudzież chcąc zmienić negatywne wzorce, postanowiłem nie poddawać się cierpieniu i wykonać pewną pracę myślową. Sądzę że ja i może jeszcze parę osób odniesie korzyść, jeśli je tu wrzucę. Nie będzie cenzury: Kurwa, po co żyć? Bez sensu wszystko, zabij się!>chuj kurwa, znowu wróciło. Ile ja już razy musiałem to przerabiać?!>zabić się zawsze zdążysz, spróbuj się pozbyć tej myśli: zanim nie przeczytałeś, było w miarę ok!>chuj wie czy ten gość pisze prawdę. A może po prostu jest trollem? Może w tej chwili gimbaza ma niezłe używanie!>a nawet jeśli pisze prawdę i rzeczywiście ma wszystko, to co to dla mnie zmienia? Mój problem to nie to że jakiś kolo z internetów ma full kasy, tylko moja zazdrość (eureka!) >jak z tym kurestwem walczyć? W jednej z audycji mówił o tym Boss!>dla mnie też hajsu wystarczy na ziemi, tej ziemi!>W tej chwili mam tyle ile dla siebie potrzebuję!>Jak będę potrzebował więcej to znajdę sposób żeby zarobić>Mam teraz swoje cele, moje życie ma sens>Z sobą samym z przeszłości raczej się porównuj!>wartość człowieka nie zależy od tego ile zarabia!>Twoja wartość nie zależy od tego ile zarabia kto inny!>Poza tym, ostatecznie: na szczęście kiedyś umrę i najpóźniej wtedy będę miał na to wszystko doskonale wyjebane! Jak widzisz, @Mariuszsoq, lans bardzo silnie przemawia do podświadomości. Ja oczywiście mogę być jakimś chorym, nadwrażliwym przypadkiem... albo po prostu bardziej szczerym niż inni . Mam w każdym razie dość tych męczarni i kiedy będę znowu miał problem ze swoją zazdrością, to sobie tu zajrzę. P.S. Przepraszam za off-topic
  15. Ja mam pytanie w temacie, podam też pewien przykład. Otóż od czasu jak czytam Marka próbuję pracować nad samooceną i pewnością siebie. Czytam, słucham, staram się wykraczać poza swoją strefę komfortu i, jak pisali stoicy, nie być nigdy przeszkodą dla samego siebie: podejdę, zadzwonię, spróbuję załatwić, jak nie no to trudno, ja zrobiłem co mogłem. To mi dość dużo daje. Poza tym powtarzam w myślach afirmacje. Dlaczego nie na głos? Kiedyś próbowałem tego, tudzież Markowego boggingu, ale strasznie mnie to rozbija. Czuję niezmierne zażenowanie, a w dodatku boję się że ktoś usłyszy. W pracy i w życiu staram się jak najlepiej wykonywać co co mnie należy, dbam też w miarę możliwości o sprawność i kondycję. Mam swoje pasje i osiągnięcia, z których mogę być dumny. To są właśnie rzeczy, na których próbuję budować samoocenę. Teraz będzie przykład tego, z czym miałem ostatnio problem. Ostatnio zacząłem chodzić na siłkę. Niby wszystko fajnie, bo zawsze coś tam robiłem i nigdy nie byłem spasiony ani jakoś skrajnie zapuszczony. Niestety, wychodzi że mam straszne kompleksy: jak widzę tych wszystkich koxów, nie tylko zresztą o barach jak szafa, ale po prostu zwykłych wysportowanych chłopaków, to czuję się jak gówno. Aż mi głupio zagadać czy np. maszyna jest wolna, co rusz wydaje mi się że wszystko robię źle. Patrzę na siebie w lustrze i czuję zażenowanie: zgarbiony i pokraczny facet z pijacką gębą, w dresiku. W stosunku do wzrostu ważę za mało, ale i tak ciągle mi się wydaje że mam lekki brzuszek i jestem wkurwiony. Wiem, muszę pochodzić, pozapierdalać, oswoić się z miejscem i ludźmi i się ogólnie wyrobić. Wiem, ale pomimo to przeraża mnie ta negatywna reakcja na swój obraz w lustrze, którą u siebie zaobserwowałem. To dziwne, bo np. kiedy patrzę w lustro w domu to zwykle się sobie podobam. Generalnie uważam się za przystojnego, w odpowiednich ciuchach dałbym sobie 7, a w gajerku na miarę może nawet 8 . To odrzucenie siebie i skrajne obrzydzenie było dla mnie szokiem. W oczy nawet nie mogłem samemu sobie spojrzeć! Niby świadomie pracuję, a podświadomość wie swoje i wybija jak szambo... Konkluzja? Nie wierzę że to piszę, ale muszę tu zadać pytanie, które bardziej pasuje do singielki 35 i 135+: Czy macie jakiś sposób na to żeby zaakceptować wygląd swojego ciała? P.S. Nie wiem czy to właściwy wątek, jeśli trzeba to wieczorem założę nowy. Panowie, aktualizacja. Jest 29 stycznia, za mną ponad miesiąc chodzenia na siłownie dwa razy w tygodniu. Postęp w wykonywaniu ćwiczeń widać gołym okiem, nawet tak krytycznym jak moje. Zmieniło się też postrzeganie samego siebie w lustrze, miast pokracznego pokurcza (wzrostu mam tyle ile trzeba, co tylko pokazuje jak oderwane od rzeczywistości potrafią być myśli o sobie ) jest całkiem spoko ziom. Zwłaszcza pod koniec treningu aż przyjemnie popatrzeć, nie wstydzę się już wychodzić w podkoszulku bez rękawów ani krótkich spodniach. Jednym słowem - zaaklimatyzowałem się. Oczywiście wahania nastrojów dalej występują, jednakże na innych polach i pod innymi pretekstami. Przynajmniej jednak jeden powód do smutku mniej. Ostatnio naszły mnie myśli z gatunku "filozoficznych": jak to jest, że niektórzy rodzą się przystojni i bogaci - a ja i większość braci musimy na to pracować. Konieczność tej pracy można oczywiście obejść, zniszczyć i unieważnić jeżeli tylko nauczymy się czerpać przyjemność z samego faktu istnienia, ze świata, z samooceny i poczucia własnej wartości. Są ludzie, którzy mają to jako naturalną cechę, odruchowy sposób życia i nastawienie do świata. Oni są podobni do tych urodzonych milionerów lub mega przystojnych miśków, którzy dostali wszystko już na starcie i nie muszą o nic się ścigać. Ludzie z pozytywnym spojrzeniem na świat i dobrą samooceną są nawet lepsi, bo wewnętrznego poczucia wartości nikt im nie odbierze. Ja niestety nie należę do nich. Muszę wypracować sobie wszystko: zarówno dobra, jak wygląd, tudzież i najważniejsze - poczucie własnej wartości. Myślę nawet, że to jest moja życiowa misja - żeby pogodzić się z sobą i istnieniem świata. Każdy ma takie chwile, że najchętniej wcisnąłby jakiś atomowy guzik i to wszystko rozpierdolił w najdrobniejszy mak. Ja wyrobiłem w sobie nawyk takiego myślenia. Kiedy w Ostatniej rodzinie zobaczyłem Tomka Beksińskiego, który mówił o tym że chciałby się za to wszystko zemścić jako jakiś komendant obozu koncentracyjnego - to odnalazłem tam swoje najgłębsze przekonanie. Nie chodzę do kościoła, ale wychowałem się w religijnej rodzinie i dlatego mam opory przed dosłownym napisaniem tego co czuję do Boga i co miewam ochotę Mu zrobić gdy mnie nachodzi ten nastrój. Tego rodzaju dziecinne wygrażanie słońcu zardzewiałą motyką nie miałoby zresztą sensu i nic tu nikomu nie da. Tak wielka nienawiść mnie niszczy, prowadzi w najgorszym kierunku i muszę jej się pozbyć. Wybaczyć Bogu i sobie, pogodzić się z istnieniem świata i tym jaki jest, nauczyć się wdzięczności. Dlatego też przy najbliższej okazji zaktualizuję listę rzeczy, za które dziękuję Bogu oraz sporządzę listę swoich sukcesów. To tyle wniosków na dzisiaj w temacie samooceny.
  16. Ja do mojego colta navy sheriffa .44 na mosiężnej ramie, używki zresztą, nie mam zastrzeżeń. Mosiądz jest ok, z celnością nie ma problemu. Wiadomo, że to nie jest współczesna broń i chodzi raczej o trafienie w punktowane miejsce na tarczy niż walenie dziesiątek. Do tego colt jest względnie mały i lekki. Wygląd - kwestia gustu. Z kolei remika trzeba ponoć w całości rozkręcać do mycia. Sprężyny, mechanizm spustowy itp. To może zniechęcić początkującego, zwłaszcza że z colta wyjmujesz klin, myjesz lufę i bęben (wykręcasz kominki), a ramę czyścisz osobno i nie musisz rozkręcać kolby ani jej wrzucać do wody. Ja strzelam 1,5 roku. Nie mam ambicji sportowych, po pierwszej fascynacji robię to czysto rekreacyjnie raz na 2-3 mies., częściej w lecie. Po otrzaskaniu z CP zacząłem też chodzić na strzelnicę do instruktora na współczesną i spodobało mi się. Z tego też warto popukać, odstresować się Reasumując, na początek polecałbym coś taniego i możliwie prostego w obsłudze.
  17. Z lajków się wyprztykałem, ale - lubię to! Obchodzenie się z bronią to świetny sposób na wykształcenie w sobie męskiego charakteru. Musisz się skoncentrować, bo rewolwer nie wybacza błędów. Po każdym strzelaniu czarnoprochówkę rozkładasz i myjesz - tutaj nie ma zmiłuj. O broń musisz umieć systematycznie zadbać, bez żadnych kompromisów. Samo strzelanie (tylko na strzelnicy!) uczy Cię cierpliwości, skupienia i zdrowej pokory, inaczej zwanej czasami także realizmem. No i zabawa jest świetna, bo jest huk, mnóstwo dymu i zdrowe pierdolnięcie! Kasy trochę trzeba włożyć, ale też bez przesady: to nie są limuzyny ani jakieś harleye, każdy może uzbierać. No i każdemu polecam... @jaro670 A może lepiej na początek colta? Jest chyba łatwiejszy w obsłudze (mycie), poza tym tańszy i mniejszy.
  18. U siebie też zaobserwowałem coś takiego. Najmniej pracy pisałem w okresie jesienno-zimowym. W tym roku jest lepiej: abstrahując od problemu niewyspania, udało mi się jakoś to opanować. Klin klinem. Narzuciłem sobie tyle obowiązków po pracy (nauka języka, basen, siłka, sauna, pisanie, rysunek itp.), że nie ma bata - spadek produktywności nie jest już tak widoczny bo cały czas jednak coś robię. Niby to wiele srok za ogon, ale w zimie nie o to chodzi żeby złapać króliczka, ale by gonić go... Bo o spadku motywacji i chęci do życia myśleć nie ma już czasu! Polecam tą metodę wyjścia z zimowego marazmu. Zresztą nie oszukujmy się: wczoraj zauważyłem że jeśli tylko się wyśpię to mam mnóstwo energii i bardzo chce mi się robić. im więcej dajesz od siebie - tym więcej dostajesz. Druga sprawa to problem z zimą. Uwielbiam tę porę roku, lubię śnieg i mrozy, najlepiej takie ostre - jak nielegalny spirytus. Nie ma jak wyjść wtedy z domu i ruszyć prosto przed siebie: słońce iskrzy na śniegu, a biel po sam horyzont pobudza wyobraźnię. Od razu krew lepiej krąży i bardziej chce się żyć. Pamiętaj tylko o ruskiej czapce z demobilu i porządnych butach. Opcjonalnie, biegówki. Ja - urodzony (białym) w grudniu! Problem polega na tym że w ostatnich kilkunastu latach zima rzadko kiedy wyglądała jak trzeba. Zamiast tego mamy przedłużony najsmętniejszy etap jesieni, względnie usrane przedwiośnie. Najgorsza jest pogoda: lekko powyżej zera, plucha, chlapa i ciemno. Oby wreszcie spadł śnieg... @Rnext Pisz śmiało i dokładnie! Jakie żarówki kupić? Niestety nie znam się na tym, a zawsze mnie to wkurwiało, że mam za ciemno na chacie...
  19. Potwierdzam! Kilka ostatnich audycji to jest jakiś kosmos. Nie wiem czy podpatrywałeś jakichś mówców, poczytałeś teksty o pracy prezenterów radiowych, albo po prostu zajebiście się wczułeś: Twój styl nagle się zmienił. Modulacja głosu, intonacja, płynność. Coraz bardziej radiowo i profesjonalnie, jednym słowem - lepiej. Wcześniej słuchałem tylko ze względu na treść, no ale teraz forma też już trzyma poziom. I to jest właśnie klasa, idziesz w dobrą stronę! Ode mnie pozdro 600! - plus jeszcze dwie szóstki
  20. Jest kilka tendencji, o których gościu pisał w artykule. Z punktu widzenia społeczeństwa ciężko je nazwać dobrymi. To raczej coś z gatunku im gorzej tym lepiej, bo dzięki temu System musi kiedyś upaść. 1. Coraz więcej mężczyzn widzi, że dzisiaj wchodzenie w małżeństwo i rodzinę nic dobrego chłopu nie daje. O tym już Korwin pisał w Vademecum ojca. 2. Coraz więcej mężczyzn nawet jakby chciało, to nie potrafi się zająć samicą i założyć normalnej rodziny. Przyczyny? Pizdowata popkultura, uzależnienie od pornografii, feministyczna propaganda, brak męskich wzorców z domu, ogólne zniewieścienie. Dzięki temu zadziała prawo popytu-podaży: samiec stanie się towarem deficytowym. Role się odwrócą, to panie zaczną się starać. Nie będę powtarzał tego co w artykule, bo gość słusznie pisze. Ale droga jest długa, a jazda będzie ostra. Problem polega na tym, że zanim dojdzie do naprawy sytuacji i pęknięcia bańki, to z ww. przyczyn czeka nas katastrofa demograficzna. Za tym idzie załamanie systemu ubezpieczeń społecznych i generalnie katastrofa humanitarna. Epoka przejściowa to będzie upadek cywilizacji, inwazje z obcych krajów (na zachodzie muslimy, u nas Ukraina), chaos i rozpierdol. Śmierć, qtas i zniszczenie Kto przetrwa, ten będzie żył w lepszym świecie. Już się nie mogę doczekać lat 80.
  21. Ożywię trochę temat, bo szkoda żeby taki zajebisty tekst zleciał do piwnicy. Dekada o której pisał autor ma się ku końcowi. Zostały jeszcze 3 lata, a rewolucji nie widać. A może po prostu jest cicha i się rozgrywa stopniowo? Suma małych procesów, o których nikt nie mówi, a które przyniosą zmianę? W każdym razie ta spekulacyjna bańka mizoandrii, z której obecnie korzystają chyba wyłącznie elity, to dla mnie raczej balon powoli wypuszczający powietrze, niż coś co ma pierdolnąć z gigantycznym hukiem. A Wy jak myślicie? Po mojemu, to gościu jest zbyt wielkim optymistą. Myślę, że to wszystko potrwa o wiele dłużej niż do lat 20. i największe szkody jakie przyniesie naszej cywilizacji dopiero nadejdą. Dlaczego? 1. Wzorce kulturowe mają długie życie, propaganda wciskana dzisiaj młodym pokoleniom większość psuje na zawsze. Dzisiejsze spierdolenie będzie odbijać się czkawką przez dziesięciolecia. 2. Pęknięcie mizoandrycznej bańki spekulacyjnej na krótszą metę może raczej pogrążyć Zachód niż go uzdrowić: 3. Ucieczka milionów beta-niewolników z systemu (obojętnie czy w samoświadome życie czy w wirtualny sex) spowoduje, że zachodnie struktury gospodarcze i polityczne stracą na znaczeniu albo nawet upadną. 4. I z jednej strony pies je jebał, bo są niesprawiedliwe i niech zdychają. 5. Z drugiej jednak zastąpi je islam i Zachód zamieni się w trzeci świat. A więc zginie. Nie jestem pewien czy będzie to dotyczyć USA, ale Europy na pewno. A teraz parę plusów: 1. Mając świadomość jaka jest sytuacja, możemy na niej skorzystać już dzisiaj. Zarobić na kryzysie Wyjście z matrixa daje gigantyczną przewagę nad rzeszą niewolników, a zresztą samo w sobie jest wartością i nagrodą. 2. Polska jest na uboczu tego całego syfu. Później zachorowała i wcześniej zaczyna się leczyć. Ja zdaję sobie sprawę że wśród naszych drogich pań też panuje niewyobrażalne kurestwo a polska kultura jest tradycyjnie rycerska i sfeminizowana. Ale tak źle jak na Zachodzie u nas jeszcze nie ma i wszelkie lewactwo nad Wisłą znajduje się w odwrocie. 3. Dobra wiadomość jest taka, że w XXI w. powróci normalność, i nie musi to wcale oznaczać nawrócenia białego człowieka na islam Reasumując: w 2017 r. wydaje się, że wyjście z feministycznego spierdolenia będzie dla świata trudniejsze i dłuższe niż to się autorowi zdawało. Ale mamy internet tudzież nasze forum i ten kto tylko chce, może to zrobić już dzisiaj
  22. @Przemek1991 dzisiaj zachowujemy się jak pizdy bo nie mamy luzu. Spinamy się o wszystko, bo propaganda tzw. równouprawnienia i feminizmu, cała kultura i prawo działa na niekorzyść białego heterosexualnego mężczyzny. Kurestwo i zdrada kiedyś było dla kobiety wstydem, dzisiaj są wilnością. Dzisiaj się facet boi "stracić" resztki tego co ma, a ma tylko łaskawy dostęp do cipy i więcej żadnych praw. Dlatego się boimy traktować kobiety z pozycji dominującej. I musimy się tego uczyć. To co dawniej było naturalne dzisiaj przychodzi nam z najwyższym trudem. Nie znamy już zasad gry. Nie mamy właściwej samooceny ani podejścia do kobiet, wszystko musimy świadomie poznać i w sobie wyrobić. @Brat JanTo znam z doświadczenia u siebie w rodzinie. Ojciec tak sobie radzi z matką i rzeczywiście wkurwiało mnie to nieraz kiedy byłem młodym, białym i zielonym w sprawach damsko-męskich rycerzem. Czasami nawet ojciec tłumaczył że tak trzeba, bo kobiety lubią się kłócić dla sportu. Ja wtedy nie rozumiałem i mu nie wierzyłem. Dopiero jak zacząłem czytać o uwo, a dużo później posłuchałem Marka i trafiłem na forum, to zacząłem jarzyć. Myślałem że jest dziwny, a jest po prostu mądry. Nie mówię tu oczywiście o awanturach w stylu darcie ryja, bluzganie, bicie i rzucanie meblami. Żadnej patologii i przemocy. Wszystko wśród kulturalnych, wykształconych ludzi. A co właściwie? Ot - droczenie się, przedrzeźnianie, celne riposty w stylu "sąsiad ma ładny samochód? - to idź do sąsiada" , dziecinne zaczepki jak w podstawówce, czasem jakieś fochy z jego strony, "obrażanie się" z byle powodu. W cięższych przypadkach wyjście bez słowa na cały dzień (hobby). Oto arsenał środków, z którego można korzystać. Oczywiście dzieciom to trochę mąci w głowie, ale jak widać rodzina istnieje, jest po swojemu szczęśliwa na ile to możliwe, nikt nie ma z nikim kosy, wszyscy jesteśmy normalni. Na pewno lepsze to niż rozwód, zdrada albo alkoholizm. No ale rzecz dotyczy pokolenia rodziców, i ja nie gearantuje że takie niewinne sposoby dadzą dzisiaj efekt. Na pewno nie na zjebane księżniczki i nie na laski o smv większym lyb równym naszemu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.