Skocz do zawartości

(Nie)Typowa

Samice
  • Postów

    55
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez (Nie)Typowa

  1. Nie wiem, jak można w ogóle uważać, że oni są fajni, lubię ciemną karnację u faceta, ale u nich ta skóra ma odcień... no kupy po prostu... Poza tym wszędzie laski się drą, że facet to musi być wysoki i to 180 to minimum. A oni to raczej do takich nie należą, przynajmniej z moich obserwacji. No i ta inteligencja... no kurcze czuć różnicę, nawet jak facet nie czyta książek i nie chodzi do teatru to i tak jest intelektualna przepaść. A najbardziej nie cierpię tej ich natarczywości i udawanej uprzejmości no laski co lecą na te ich "ju bjutiful" to już muszą być naprawdę niespełna rozumu. Poza tym po lekturze paru książek i artykułów o porwaniach dzieci to chyba oni po wyjeździe do swojego kraju jeszcze szybciej się zmieniają na gorsze niż kobiety po ślubie i w bardziej drastyczny sposób.
  2. Trochę chyba przesadzasz że z 90% nic nie będzie. Przynajmniej w moim otoczeniu jest zupełnie inaczej. Dzieci z rodzin wielodzietnych (4-7 rodzeństwa) są bardziej zaradni, owszem pod górkę może mieli bardziej niż jedynacy, ale ostatecznie lepiej sobie poradzili, szybko się nauczyli żeby liczyć na siebie, żeby się uczyć radzić sobie, rozwijać się a nie oglądać na rodziców, żeby mi dali. Są też bardziej otwarci, potrafią łatwiej nawiązywać kontakty.
  3. U mnie potrzeba posiadania dzieci późno się pokazała, prawie że po okresie przydatności jak to się u was mówi, ale u mnie wszystko było późno... Chciałabym mieć jeszcze jedno, ale prócz wygodnego życia, jednak warunki ekonomiczne mnie powstrzymują, w tym fakt że mój partner ma już dzieci, więc na finanse ma to duży wpływ. Nie chcę żeby moje dziecko zostało bez rodzeństwa, ale chyba się nie odważę na drugie, zwłaszcza że umowę o prace mam na czas określony, choć dość długi. Koleżanki przeważnie już przy drugim rozdaniu, u siostry trójka, ale są i bezdzietne, w mniejszości - nie wiem czy z wyboru, czy nieudanych starań. Chciałabym też mieć więcej dzieci, żeby ciapaki nie mieli nad nami druzgocącej przewagi liczebnej, bo stare społeczeństwo będzie miało mniej możliwości i sił, żeby ich pogonić. Dlatego pozwalam dziecku bawić sie pistoletami, na co panie w przedszkolu się krzywią ale jak przyjdą muslimy to będą się oglądać kto je obroni
  4. Tak naprawdę co bym nie napisała to i tak napiszecie swoje wnioski więc nie ma to sensu. Powtórzę ostatni raz. Rozumiem was bo sama tak mówiłam. Ale moje dziecko było takie że pierwsze trzy lata nie bardzo się dało zrobić cokolwiek i gdziekolwiek wyjść. Plus sytuacja zewnętrzna o wiele trudniejsza niż dziś. Dziś jak już pisałam jestem w stanie kilka razy w tygodniu wyjść lub poćwiczyć w domu. Nie mam kasy na basen, rower z przyczepką, karnet na siłkę. O wiele łatwiej wyjść na siłkę czy basen w każda pogodę, a nie być od niej uzależnionym w naszym klimacie. O wiele łatwiej wyjść z domu poćwiczyć, bo nawet jak się zamknę w drugim pokoju (który teraz mam, bo wcześniej w kawalerce mieszkaliśmy) to po 10 minutach jest mamo mamo. O wiele łatwiej iść poćwiczyć ok 22.00 jak w nocy normalnie spałam i znów będę normalnie spała. Nie mam obrączki na palcu i nikt mnie nie utrzymuje. Wy, a zwłaszcza 2 osoby odbieracie to jako jojczenie na macierzyństwo, choć jest inaczej. Wolałam spędzić czas z moim dzieckiem, niż być fit w tym czasie. Wolałam iść na ten plac zabaw bo tam chciał się bawić, niż zostawić go z kimś obcym, bo ja muszę ćwiczyć. A mnie irytuje wasza gówniana logika, sami nie wiecie do czego nie przypierdzielić. Zaklinanie rzeczywistości nic nie da, dziecko do ok. 3 roku życia jest bardzo bardzo absorbujące i wyczerpujące. Dla was to narzekanie. Może i tak. Ale nie zamieniłabym swego dziecka na fit ciało i święty spokój. I nie będę udawać że przyszło mi to łatwo, że to nic takiego, szczególnie, że byłam cały tydzień sama i pracowałam zawodowo, praktycznie bez pomocy z zewnątrz. I nie sadzałam dziecka przed tabletem żeby mieć czas dla siebie. Może jestem nieogarnięta, wy za to tak zajebiści. Tylko że się o tym nie przekonamy bo z góry zakładacie, że dzieci nie chcecie mieć. Ok. macie prawo się wypowiadać ale jest to słabe. Ja nie pracowałam na wywrotce więc nie będę mówić, że praca w biurze jest tak samo męcząca. Ale ja tak samo z pracy wracałam zmęczona po nieprzespanej nocy. Co mam mówić? Ze byłam wypoczęta i radosna? Nie byłam. A że odczytujecie to jako żale na macierzyństwo to już nie mój problem. Może wy nie potrzebujecie snu i na nic nie narzekacie.
  5. Nie twierdzę, że to przyczyny wewnętrzne. Ale też każdy ma od urodzenia jakiś charakter, osobowość, jakiś zespół cech, które go określają. Mam w rodzinie bliźniaki więc w tych samych warunkach chowane w tym samym czasie a każdy z nich jest inny. Moje dziecko jest raczej zamknięte, nieśmiałe, nie lubi obcych. Z tymi ćwiczeniami to myślę, że po prostu był zazdrosny o czas, którego mu nie poświęcam. Wiadomo cały dzień w placówce, po powrocie ogarnianie obiadu, jakieś zakupy i mało jest tego czasu żeby się po prostu pobawić. Nie wiem, z drugiej strony ja też nie jestem jakoś mega otwarta, może też nie umiałam tego zamienić w wystarczająco atrakcyjną zabawę W sumie nie dziwię się że się dziwisz, ja też miałam kontakty z dziećmi wcześniej, jak wspomniani siostrzeńcy, i chrześniacy i jakoś nigdy takich jazd nie obserwowałam (choć widziałam inne). Ale właśnie matka tych bliźniaków naparzała Chodakowską z nimi dwoma w domu, wiec myślałam że ja też tak mogę, tylko że ona nie pracowała, więc choćby na drzemce mogła mieć czas dla siebie. No ewentualnie jestem jeszcze złą matką, bo że złą kobietą to już wiem...
  6. Ależ oczywiście że nie umiem. Ale przepraszam cie bardzo nie wmawiaj mi czegoś czego nie napisałam bo nigdzie nie robię męczeństwa z macierzyństwa, tylko pisze jak u mnie było. Ale przede wszystkim to pomyłka w ogóle coś tu pisać bo dyskusji to nie przypomina tylko ciągłe ataki... Czy z samego faktu bycia kobietą od razu jestem leniem, męczennicą, sama sobie winna i trzeba było myśleć przed zapłodnieniem? Wiesz jakby człowiek wiedział że upadnie to by usiadł, więc twoja rada to trochę od czapy. Gdybym wiedziała że moje dziecko nie da się zapakować w chustę to może bym go nie miała. Ale myślałam że będzie jak z filmu, te co cały dzień jedzą i śpią, a potem grzecznie się bawią i nic nie chcą. Wy natomiast jesteście świetnymi opiekunami, tylko skąd te tematy, że godzina opieki nad dzieckiem dziennie to dla ojca za dużo i co by tu zrobić żeby się od tego wyłgać.
  7. Haha, ja te wszystkie filmiki widziałam, ale się mają tak do rzeczywistości, jak perfekcyjna pani domu sprzątająca w szpilkach i balowej sukni w nieswoim domu. Nie wiem gdzie są takie dzieci, ale mojego bym na bank tak nie wsadziła a gdyby nawet to wytrzymałby tam 15 sek. Poza tym dziecko na filmiku twoim to ma 4-5 lat albo i więcej, z takim to już idzie się dogadać nawet bez wsadzania na barana, a aj pisałam o okresie 1-2,5 roku. Mój był taki, że sam się prawie nie bawił, a nawet jak włączyłam bajkę i chciałam poćwiczyć to mi nie pozwalał z tekstem: "Mamo! Nie wolno robić przysiady!". Wiec jak widziałam te wszystkie filmiki zwłaszcza te z małymi dziećmi to tylko się frustrowałam. Mój nawet w chuście nie chciał siedzieć tylko się darł... Także te opowieści i nawet filmiki jak to wszystko można z dzieckiem trzeba przepuścić przez filtr własnego dziecka. Bo czasem z trójką zrobisz więcej niż z jednym. Ale dopóki tego nie przeżyjesz to będziesz uważać że to głupie szukanie wymówek dla leniwych tłustych bab. Wiem bo sama tak myślałam
  8. @Eleanor No jak wcześniej pisałam, po roku jak wróciłam do pracy to i się skończyły spacery wózkiem, że mogłam sobie godzinkę pochodzić. Wyjście na dwór z dzieckiem oznaczało pójście na plac zabaw i tam dreptanie w kółko. Do wózka nie chciał, chciał chodzić sam. A że nie bardzo potrafił to wygięta w pół żółwim tempem za nim podążałam. Sytuacja była taka, że nie bardzo miałam kogo poprosić o pomoc. Ojciec dziecka w pracy wyjazdowej od poniedziałku do piątku. Jego rodzice w wieku takim, ze w mocno awaryjnej sytuacji mogłabym prosić o pomoc, ale nie 2x w tygodniu żeby sobie iść na siłkę. Z moimi wtedy słaby kontakt i brak akceptacji moich wyborów życiowych. Bo bez ślubu i nie po bożemu. Siostra swoich gromadę ma więc wciskać jej kolejne na łeb.. nie mam aż takiej siły przebicia. Zresztą dziecko bardzo nie lubiło i nie chciało z kimkolwiek innym zostawać. Nie miałam też aż takiej presji, żeby dziecko w spazmach zostawiać, byle wyjść. Na basen, rower i przyczepkę do niego nie bardzo miałam kasę, no i mieszkając w bloku jest trochę zachodu z trzymaniem tego, wyciąganiem na każdym razem... No oczywiście mogłam się zadłużyć i kupić ale raczej jestem przeciw wszelkim kredytom i ratom, no zwłaszcza że artykuł pierwszej potrzeby to nie jest. Biorąc sytuację teraz - wszystko jest zupełnie inaczej, ojciec już pracuje na miejscu, babcia się jakoś przekonała, przynajmniej do spędzania czasu z wnukiem, dzieciak zostaje bez problemu z (prawie) każdym. Także zgadzam się z tym zdaniem, na pewno mogłam zrobić więcej i już wtedy się ogarnąć, niemniej jednak teraz warunki są o niebo lepsze
  9. No ok, mnie też obrzydzają, ale przytyć 7 kg to nie 25... także jeszcze długo wytrzymałaś Faktycznie w wieku 14 lat odżywianie było słabe, może dlatego rozstępów już nie miałam, bo potem wiele złych nawyków żywieniowych wypleniłam. Nigdzie nie napisałam że moje dziecko nie jest zajebiste i że się nim nie cieszę - jest dokładnie odwrotnie cieszyłam się nim nie stając na głowie żeby przede wszystkim schudnąć. Dzieci są rożne. Moje wstawało kilka razy w nocy przez 3 lata. Nie wiem czy mogłabym ćwiczyć gdyby to była najważniejsza dla mnie sprawa w życiu. Pewnie tak ale wolałam się wyspać jak akurat miałam chwilę. Jak was to i tak nie przekona to ok, macie prawo, ale gadanie o tym że coś jest proste a zrobienie tego to dwie różne sprawy. Nie twierdzę też że praca z papierkami jest ciężka, tylko że od siedzenia cały dzień za biurkiem raczej się nie chudnie... A jak dziecko nie chciało siedzieć w wózku to nie miałam możliwości się ruszać. I tyle. Widzę że znacie mnie lepiej niż ja sama i na pewno odpowiecie gdzie i kiedy miałam to robić ale cóż. Nie ogarnęłam. Nie mam zamiaru udowadniać że nie jestem wielbłądem, nie jest też tak że tak bardzo chciałam tylko nie mogłam. Miałam tyle na głowie że nie byłam w stanie zajmować się jeszcze fikaniem. Może to usprawiedliwienia, może nie, ale teraz jestem w stanie iść pobiegać 2-3 razy w tygodniu, poćwiczyć i ogarnąć dietę, a wtedy nie byłam w stanie. Tyle.
  10. Sory ale wy wyprowadzacie ludzi z matrixa a w jakieś kremy wierzycie? Serio? Krem i chłodny prysznic? Mam żylaki od 14 r.ż. ważyłam wtedy 56 kg... Smarowałam się wszystkim co tylko było na rynku wtedy i nic. Za to w ciąży się niczym nie smarowałam nawet 1 razu i ani jednego rozstępu nie miałam. @Selqet nie chcę żeby to zabrzmiało protekcjonalnie ale możemy porozmawiać jak chociaż 1 dziecko urodzisz, bo jak ciebie czytam to jakbym siebie słyszała sprzed ciąży. Jakie to wszystko proste w teorii... Tylko że teoria i praktyka to 2 różne światy. Ciąża to nie choroba, ale dolegliwości i odczuć nie jest w stanie sobie wyobrazić ktoś kto tego nie przeżył. Nie jeść syfu? Jak najbardziej, zgadzam się ale w ciąży tak się zmienia smak, jest to tak silne że nie do opanowania. I wiem że powiecie że to szukanie wymówek, ale tak jest. Żeby nie było w ciąży nie zajmowałam się tylko jedzeniem i spaniem, normalnie pracowałam do 8 miesiąca i przytyłam 8 kg. Ale wiem że to nie jest spacerek, zwykle normalny dzień pracy był jak everest jak szłam do szkoły rodzenia to wracając nie zachodziłam do sklepu bo nie dałam rady. Raz 200 m do bankomatu jechałam taksówką, bo bym nie doszła. Wiem że jest wiele przypadków usprawiedliwiania się tarczycą ale nie wszystko jest zależne od nas, częściowo określają nas też warunki. Po ciąży schudłam 12 kg, karmiłam i dużo chodziłam na spacery. Ale wróciłam do pracy za biurkiem i +10 w dwa miesiące, przestałam spacerować, bo dzieciak nie chciał już siedzieć w wózku, chodziłam 20m na plac zabaw i tam w kółko żółwim tempem. Gdzie i kiedy miałam ćwiczyć? Przez 3 lata nie przespałam nocy. Dopiero jak był już większy, poszedł do przedszkola mogłam zacząć coś ogarniać. Wiem mogłam jeszcze mniej żreć, ale na to też trzeba czasu i trochę zachodu, żeby przygotować coś zdrowego niż kupić gotowca. Dlatego teraz trochę bardziej rozumiem (choć nie usprawiedliwiam) to zapuszczenie niektórych we wczesnej fazie rodzicielstwa.
  11. Bo "moda" jest stworzona, żeby wyciągać kasę - dziś modne kropki i pudrowy róż - wszyscy się obkupią w te wzory, nie zdążysz ponosić nowej mini - już niemodne, teraz maksi, kupuj nowe chociaż kupione w poprzednim sezonie trudno nawet nazwać starymi. Jak kupujesz rzeczy proste, bez udziwnień, zawsze jesteś na czasie, nie musisz sprawdzać czy bufki jeszcze można nosić, czy kupić coś z dziurami... (tak btw płacić 120-170 za porwane spodnie... marketing poziom hard ). Ja zauważyłam że w niektórych sieciówkach jest w kółko to samo, te same kroje sukienek, spodni, bluzek, zmienia się tylko kolor, czasem materiał na taki, który jest teraz "trendy". Kiedyś szukałam zwykłe, proste granatowe dżinsy bez ćwieków, dziur, naszywek i innego badziewia - nie ma, chyba że za 300 zł.
  12. Taa... nie musi być ładna... Już widzę jak się uganiacie za łatwymi pasztetami
  13. Ale wy mało pozytywne reakcje macie... Taki problem, a wy oceniacie I przez takie oto osoby mamy opinię jaką mamy... Jak czytam tu czasem opinie na temat kobiet, to się gotuję, a potem czytam takie coś i muszę stwierdzić że mają rację ci co pisali, że dla baby liczy się tylko żeby jej opinia nie ucierpiała i ewentualnie mąż się nie dowiedział, a nie to co robi... W dupie się ci poprzewracało, jakbyś harowała jak on, nie miałabyś czasu na takie spotkania.
  14. @Smerfetka Dzięki spróbuję z tą solą. Ktoś mi powiedział że pokruszone skorupki jajek można dookoła wysypać więc to zrobiłam, a na drugi dzień ulewa i zalało działkę, więc jak nazbieram to może też jeszcze raz spróbuję. No a co do ptaszków jak tak samo się wyleczyłam z sentymentów. Wczesną wiosną w pustej doniczce gołąb zrobił gniazdo z zniósł jajka... Nie pozwoliłam ich wyrzucić, bo przecież to takie okrutne no jak to A potem... najpierw dawały czadu odgłosami, na balkon oczywiście nie dało się wejść... Wyrzuciłam wszystko jak młode odleciały i szorując go z gówniaków (zapomniałam że tu tak mówicie na dzieci) na całej powierzchni szybko doszłam do wniosku że wcale nie były takie słodkie i nigdy więcej litości dla ptaszków
  15. Mam pomidorki koktajlowe na balkonie już trzeci rok, bardzo fajnie rosną. Wysadzam z nasion potem do małych doniczek i do większych w 2 połowie maja. To tak w nawiązaniu do postu powyżej, a mam takie pytanie czy macie jakieś sprawdzone sposoby na ślimaki, najlepiej nie chemiczne? Mam na działce pełno tego, wyżerają mi truskawki i rzodkiewki, i zostawiają te oślizłe ślady
  16. Śliwki w boczku Na pewno znacie, ale moje ulubione na imprezę lub małą kolacyjkę do wina. - boczek surowy w plastrach (np. z Lidla kroję na 4 raz wszerz i raz wzdłuż) - śliwki suszone owijam boczkiem i na wykałaczkę - piec ok 10 -15 min w 180 (zależy jaki piekarnik, aż boczek będzie chrupiący lub jak kto lubi)
  17. Nie zawsze tak jest. Są ojcowie, którzy nie interesują się własnymi dziećmi, przykład z mojego otoczenia: ojciec wraca z pracy, je obiad i siada do kompa, 3-latka na spacer zabiera tylko matka, on zapytany czy nie poszedłby z małym mówi "nie". Innym razem w większym towarzystwie na grilu: na 5 czy 6 par z dziećmi tylko jeden ojciec się z nimi bawi, reszta patrzy jak dopaść po piwku, za dziećmi ganiają matki, które jeszcze ogarniają stoły i grila. Sytuacje są różne, ale ja uważam że dziecko jest obojga rodziców, czy są razem czy nie, a ojciec ma się tym dzieckiem współzajmować, a nie "pomagać". Pomagać to może babcia czy ciocia, a ojciec, tak jak matka ma być tak samo zaangażowany. Wiadomo, że w pierwszym roku, dwóch, to matka ma główną rolę, ale z czasem coraz większe możliwości ma ojciec. Są kobiety, które odrzucają dziecko w wyniku depresji poporodowej, jak i są faceci (bo nie mężczyźni), którzy swoje małe dzieci porzucają bez słowa, albo jeszcze przed narodzinami. I nie zawsze jest to w wyniku "wrobienia" w dziecko. Ale wyciąganie takich przypadków jest bez sensu, dziecko potrzebuje i ojca, i matki, a zgadywanie, czy lepiej sobie poradzi dziecko samotnej matki czy samotnego ojca to wróżenie z fusów. Zależy jakiej matki lub jakiego ojca, i zależy co kto rozumie pod hasłem "poradzi sobie". Dzieci Ronaldo nie będą musiały się dorabiać, ale za to pewnie będą sobie musiały radzić z dużą presją jako znane dzieci znanego ojca i bez matki. Podobnie jak dziecięce gwiazdy, jedni sobie radzą bardziej inni mniej. Moim zdaniem tak samo bez sensu są banki spermy dla kobiet, jak i takie akcje z surogatkami. Jak już ktoś powiedział, natury nie oszukasz, a w naturze dziecko jest ojca i matki, nie dwóch matek czy ojców, czy pojedynczych osób. I oczywiście może się zdarzyć sytuacja losowa, że jeden z rodziców odejdzie, ale zakładanie z góry samotnego rodzicielstwa jest głupie i krzywdzące dla dziecka.
  18. No jeśli taki szczegół, jak to czyje było mieszkanie to "formalność" to ciekawa jestem, jak wyglądało to "kupiliśmy". Autorko wbrew pozorom to może mieć znaczenie, nie wiedzieć czemu unikasz odpowiedzi. I mimo że nie rozmawiamy o seksie tylko o terapii oczami faceta, to obraz tego może dużo powiedzieć o związku. To trochę jak rozmawiać o chorobach i skupiać się że mam katar, zamiast zastanowić się co jest przyczyną - może alergia, może przeziębienie, może jeszcze coś. Nie chcesz podać żadnych informacji, więc można tylko sobie pogadać ogólnikami że faceci to są tacy, a kobiety to takie... i nic się nie zmieni. Prawda jest taka, jak już ktoś napisał, nie można zmienić kogoś, tylko siebie. A jeśli ktoś już raz czy dwa postąpił tak a nie inaczej, to taki ma schemat, znów tak postąpi, jedynie zmiana twojego postępowania może zmienić jego reakcję, choć nie na pewno.
  19. No masz rację, te twoje jeszcze ok, bardziej chodziło mi o takie. No nie mogę się przekonać, coś mi nie pasuje w takim wyglądzie. Dla mnie mały chłopiec który odgarnia pukle z czoła to jakiś taki.. zgrzyt Tak mnie ciekawiło czym się kieruje ktoś kto dziecku włosy zapuszcza, bo trochę nie wierzę, że 2 czy 3 latek wie czego chce i świadomie wybiera długie włosy... Oj nie wkleiło mi zdjęć, a już zamknęłam, może potem poszukam jeszcze raz, chodziło mi o takie bardziej do ramienia, które już gumką można związać.
  20. No wiem, myślałam o pierdołach ale te dzieciaki tak się kręciły przede mną że skutecznie zwróciły moja uwagę Tak jak pisałam, w wieku około liceum jest taki etap, że chłopaki hodują włosy a dziewczynom się podobają, sama taki moment miałam, że podobał mi się chłopak z długimi włosami i gitarą ale wraz z liceum mi przeszło i o ile ktoś ma naprawdę fajne, zadbane, kręcone jak @18TillIDie, to owszem, może to wyglądać fajnie, ale mi się już takie włosy u mężczyzny nie podobają. Fakt że 90% słabo o nie dba i wiszą tłuste strąki to już pominę. Ale dorośli (lub prawie) faceci to już ich sprawa, niech sobie noszą na głowie co chcą. Ale w tym przypadku chodzi mi o mniejsze dzieci, takie właśnie okołokomunijne i przedszkolaki. Długie włosy to u chłopca jak dla mnie takie za ucho, ci w kościele mieli do ramienia, jeden kręcone i nawet ładne, a drugi coś co wyglądało jak stóg siana... No nie wiem, dla mnie to takie genderowe mieszanie w głowach, robienie z chłopców dziewczynek albo jakichś właśnie nieokreślonej płci obojniaków, "jak dorośnie to zdecyduje czy chce być chłopcem czy dziewczynką". Ja wiem co to znaczy 3 latkowi ściąć włosy. Mój synek nie cierpi tego, więc nie prowadzam do fryzjera co miesiąc, tylko raz na 4 miesiące nastawiam się na wieczór krzyków i płaczów, bierzemy się za niego i maszynką ścinamy włosy na 0.5 mm. Mycia długich włosów u niego nie wyobrażam sobie, bo tego też nie cierpi... jak i suszarki. Trochę nie wyobrażam sobie jak można mieć to gdzieś jak dziecko wygląda... mogę odpuścić i go nie wykąpać któregoś dnia jak nie chce, mogę pozwolić ubrać buty cieplejsze niż trzeba bo tak sobie wymyślił, ale nieuczesaną kopę siana na głowie oglądać to nie dałabym rady. Wiem, Jezus miał podobno długie włosy, tak przynajmniej jest na obrazach, ale co innego jak to jest przyjęte w kulturze, a u nas to chyba jakieś takie wymysły, silenie się na oryginalność. I jeszcze nadawanie imion w opozycji do dzesik i brajanków odjechanych w drugą stronę, typu Zachariasz, Gniewko i Bożydar.
  21. Może temat z dupy, jak to w rezerwacie, ale wy piszecie o balerinach i tatuażach, to ośmielę się zapytać: O co chodzi z tymi długimi włosami u małych chłopców? Czy ktoś z was miał długie włosy jak był mały, ewentualnie teraz hoduje takie gówniaki? Czym się kieruje osoba zostawiając takie za przeproszeniem kudły u chłopca? Rozumiem że w pewnym wieku ok. liceum każdy to przechodzi, miałam kolegów, którzy ten etap zaliczali, ale potem ścinali, ale to już jako prawie dorośli ludzie... A to? Jakiś koszmar normalnie... Takie przemyślenia z niedzielnej mszy, gdzie na 5 chłopców w niewielkiej odległości przede mną było 2 z długimi włosami, wyglądało to strasznie...
  22. Hahaha. Geniusz You made my day. A co do tematu. Nie wiem jakiego rodzaju to problemy z cerą ale chyba za kimś powtórzę - dieta naprawdę czyni cuda. A ja jestem tego żyjącym dowodem. Miałam okropną cerę, wypryski, jakieś takie kaszaki pod skórą, takie jakby wrzody. Były podejrzenia że lamblie, że coś tam, chodziłam po dermatologach, łykałam syfiaste tabletki łącznie z hormonalnymi, smarowałam różnościami, myłam tylko przegotowana wodą i rumiankiem i nic. No jak brałam tabsy to jeszcze ok, ale nie chciałam się truć nimi i jak odstawiałam wracało wszystko. Pomogła mi dopiero dieta i zasady profilaktyki prozdrowotnej Józefa Słoneckiego. Cera się poprawiła i nigdy nie wróciły aż takie problemy, mimo że do diety zaczęły się wkradać coraz większe i większe odstępstwa. Zresztą cała ta filozofia jest jak dla mnie spójna - jedzenie bez wydziwiania, bez głupawek na suplementy, odżywki i inne "super zdrowe nowe metody" a bardziej powrót do natury.
  23. Ja sama się dopiero uczę, ale jakieś tam jaśki z kwadratu i torbę z prostokątów już szyję . Z maszyn mogę polecić Silvercresta z Lidla, mam ją i jest spoko jak na początek. Miałam wcześniej Łucznik Anna, ale poszłam na kurs podstaw szycia i tam były te Lidlowe, spodobała mi się i wymieniłam. Na pewno lepsza jest od tego Łucznika, chociaż bez kwiatków ;). Teraz w Lidlu będą Singery, tylko że są trochę droższe. No i właśnie ja zaczęłam od kursu, bo akurat były w moim mieście, ale jest dużo stron i blogów poświęconych szyciu, na których jest dość dobrze wszystko wytłumaczone. Nie wiem czy mogę tu nazwy podawać... Jeszcze na Łuczniku udało mi się wymienić wypustkę w pokrowcu do fotelika samochodowego, bo kupowałam używany, machnęłam trochę nieudane tipi, ale na działce będzie stało może się przyda, no i jakieś firanki podkładam i taśmę przyszywam, pościel i torbę na zakupy dwustronną sobie i koleżankom bo odgapily . Ubrań jako takich nie szyłam jeszcze od podstaw, ale jakieś rozprucia, łatki na dresach i małe przeróbki robię i naprawdę nie wiem jak mogłam żyć bez szycia na maszynie .
  24. No i tu się zgadzam, nie jestem pewna co prawda jak taka opieka naprzemienna wpłynęłaby na małe dziecko, ale alimenty to wg mnie powinny być faktycznie poniesione koszty utrzymania dziecka podzielone na pół. A alimenty na żonę, to już naprawdę, jak po 20 latach małżeństwa (i wychowywania chociaż 4 dzieci) maż postanowi odejść do młodszej a wcześniej np. nie pozwalał żonie iść do pracy (teraz już rzadko ale zdarzają się tacy) no albo po prosu tak zdecydowali. Ale 30-40 latka która całe życie nie pracowała, bo przecież "zajmuje się dzieckiem" - jedynakiem w wieku szkolnym lub gimnazjalnym... to sory ale jakaś porażka, dostałabym szału gdybym miała na taką płacić... A w drugą stronę, gdyby maż zażyczyłby sobie alimenty od żony, bo ona dobrze zarabia i go zdradziła, rozwiedli się a jemu obniżył się standard życia to wszyscy by orzekli że jak tak można, a do kobiety w tej sytuacji - walcz, bo ci sie należy przecież, to tak oczywiste jakby to ona na tą kasę pracowała..
  25. A mi podoba się takie podejście, jakie znam z filmów hamerykańskich że jest taki kontrakt przedślubny, że np. za każdy rok małżeństwa druga strona otrzymuje coraz większe prawa do majątku i profity, każda kwestia jest z góry ustalona i każdy wie co go czeka. Bo czasem jest tak, że kobieta nie ma jak zrobić kariery zajmując się dziećmi, bo nie oszukujmy się, z tym się wiążą wyjazdy, szkolenia, nauka języków itp i oboje nie są w stanie tego robić przy dzieciach. A czasem to facet nie chce by żona pracowała a dzieciaki były w placówkach... Wtedy ona jest niejako poszkodowana, bo np. zrezygnowała z pracy, wypadła z obiegu, by zająć się dziećmi, a potem przy rozwodzie zostaje z niczym. Różne są sytuacje, faceci też zdradzają, odchodzą, wykorzystują. Zajęcie się dziećmi to praca na pełen etat, przy 2 to praktycznie 5-6 lat, do wieku przedszkolnego. Gdybym po takim czasie miała się rozwodzić, uważałabym że jednak coś mi się należy, bo w tym czasie też mogłabym pracować, zbierać na emeryturę, rozwijać się zawodowo. A tak mam "pusty" okres, za który należy się jakaś rekompensata, nie mówię że 50% majątku, tak jak mówiłam powinno to być wcześniej ustalone, jeśli decydujemy się na coś, to z góry określonymi opcjami na wypadki jak coś będzie nie tak.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.