Skocz do zawartości

pawel87

Użytkownik
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez pawel87

  1. Czyli cecha typowa dla pasożytów. Kobieta szuka faceta z kasą tylko z jednego powodu: aby był hajs do zrealizowania najwazniejszego i często jedynego celu w życiu kobiety - urodzenia dziecka. Nie mowie tu o drobniejszym pasozytowaniu na ubrania, paznokcie, drogie wakacje itd. Przy czym częsty jest układ: facet z grubym portfelem i dziewczyna z marną pracą lub w ogóle nie pracująca. Manipulacje, emocjonalne jazdy, seks jako nagroda itd są tylko elementem wyrachowanej rozgrywki której celem jest żerowanie na bogatym facecie. Zauważyliście że ciężko szukać faceta który byłby z kobietą dla jej pieniędzy? A u kobiet jest to nagminne.
  2. Znalazłem taki artykuł Pana Marka https://samczeruno.pl/dlaczego-kobieta-podla-bywa-bo-moze/# Zastanawiało mnie dlaczego kobiety uważają że im wszystko wolno tylko dlatego że są kobietami. Odpowiedź jest w artykule i jest prosta i przerażająca zarazem. Zachowują się tak ale tylko wtedy gdy wiedzą że nic im za to nie grozi. Nie byłbym sobą gdybym nie chciał rozebrać tego na czynniki pierwsze więc zapraszam na krótką analizę Biali rycerze niech sami sobie podziekuja. Ile to zali choćby na tym forum że ktoś kochał kobietę całym sercem a ona okazała się wedna suka. Niestety ale jakoś tak się złożyło że kobiece przywary w literaturze i sztuce zawsze były przedstawiane tak że mamy jasny przekaz: kobiety takie już są ale za to je kochamy. Przykłady? Proszę bardzo. Cierpienia młodego Wertera. Facet zabiega o względy kobiety a ta ma go gdzieś. Zamiast dać sobie z nią siana to on do oporu się do niej lasi a na końcu strzela samoboja. Czy to dzieło jest uważane za ostrzeżenie przed tym jakie kobiety są i co może się stać jak ktoś się zakocha bez pamięci w lasce która ma go gdzieś? Bynajmniej. Przecież to dzieło o wielkiej miłości! A gdyby powstało dzieło o odwrotnej sytuacji - dobra dziewczyna zakochuje się w przystojnym biznesmenie, który ma ja gdzieś. Ciągle ma nadzieję że on odwzajemni jej uczucie ale nic z tego. W końcu zrozpaczona popełnia samobójstwo. Jak odbierana byłaby taka książka? No jak to jak? Bambrowi odbiło od nadmiaru kasy i nie dostrzegł prawdziwej miłości! Przez niego ta biedna dziewczyna się zabiła! A jaka jest różnica między cierpiącym mężczyzną a kobietą? No? Słucham? Właśnie. Kontekst kulturowy jest niejako wyjaśnieniem tej chorej sytuacji. Dlaczego mężczyźni mieliby kochać zolzy? Kilka lat temu wyszła książka pt "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy". Swoją drogą podziwiam autorkę za genialne wyczucie rynku wśród zaufanych w sobie Karyn które szukają potwierdzenia że bycie pustą locha jest fajne. A z drugiej napędza to tylko kontekst kulturowy usprawiedliwiajacy to że kobietom wszystko wolno. Smutne to. Swoją drogą ciekaw jestem jak by się sprzedała książka pt. "Dlaczego kobiety kochają dupkow"? Pewnie autor nie sprzedalby ani jednego egzemplarza i zostałby zjechany jak bura suka za szowinizm. Ale znowu: czym różni się zadufana w sobie sucz która uważa siebie za pępek świata od buraka który raz opowiada słodkie bajki aby dobrać się do kuciapki a raz robi awanturę o byle co? Życie to gra Gdy kupujemy poleasingowy monitor za kilka stowek to nie dziwimy się jak zaraz coś w nim wysiadzie. Bo co można od takiego szrota oczekiwać? Gdy zmieniamy pracę z dziadowskiej zleceniowki na etat za porządne pieniądze to też każdy uważa to za oczywiste. Bo po co tyrac za grosze jak ma się lepszą możliwość? A gdy spotykasz się z pustą roszczeniowa Karyna która nic sobą nie reprezentuje tylko po to aby poruchac i zostawić to zaraz narazisz się na społeczny ostracyzm. Pomijam tu sytuacje gdy normalna dziewczyna zostanie tak potraktowana. Takim współczuję i na przyszłość radzę uważniej patrzeć komu się ufa. Natomiast jeżeli kobieta jest chamska, zadufana w sobie i oprócz fajnego ciała nic nie ma do zaoferowania to czego się spodziewa? Dostaje tylko to na co zasługuje. Single którym miłość do niczego nie potrzebna Ile to jadu spada w internetach na singielki i singli którym w głowie tylko praca, podróże, różne fanaberie a o zwiazaniu się z kimś nawet nie myślą. Bo może nie potrzebują tego? Patrząc na to jak kobiety i mężczyźni potrafią być okropni w związkach nie dziwię się że niektórzy wolą oddać się pracy i hobby i być samotnymi. Bo jak wygląda większość związków gdy pierwsza chemia się skończy? Nabzdyczona Grażyna i wasaty leniwy Janusz. Co w tym atrakcyjnego zwłaszcza dla kogoś kto swoje w życiu już poruchal na tyle że dla niego/niej seks nie jest już żadną atrakcją a cała reszta rzeczy bycia w związku skutecznie ich odstrasza. Na tyle skutecznie że ten jedyny plus bycia w związku mogą sobie zrekompensować machaniem ręką/zamówieniem panny z Roksy/znalezieniem sobie FF. Zapraszam do dyskusji
  3. Przedmówcy właściwie wszystko już napisali. Od siebie dodam tylko że byłem z rozwodka co miała już dziecko i mieszkała w domu z rodzicami. Na początku super - miła atmosfera, dobre obiadki i bajeczny seks. Po trzech miesiącach ucieklem bo ona i jej starzy coraz bardziej mnie cisneli żebym zajmował się gowniarzem (wprawdzie miała tylko 2 lata ale już była wstretnych bezstresowo chowanym gnojem). Do tej pory nie mam ochoty na żadne związki ani tym bardziej dzieci, co najwyżej przelotny seks i nic więcej. Tak więc kolego, uważaj w co się ladujesz
  4. Spotkałem się z jedną loszka z portalu i cóż, schemat przewidywalny do bólu. Szara myszka ale taka do pukniecia, nie pracuje i szuka "tego jedynego, który pokocha ją prawdziwą miłością" - czytaj będzie dla niej dawcą spermy i bankomatem bo się leniowi dupy nie chce ruszyć do roboty Ech, im człowiek starszy tym życie coraz mniej zaskakuje;)
  5. Witam serdecznie. Nie mam wielkiego doświadczenia w randkach online ale mam trochę spostrzeżeń. Nie wiem czy są one słuszne stąd moje pytanie. Od razu mówię że po prostu chce mi się dupic i nie szukam żadnej prawdziwej miłości czy innych tego typu bzdur. Odnoszę wrażenie że jeśli szuka się dupcingu w serwisie randkowym to nie ma co być za bardzo szczerym. Uwielbiam wolność, góry, sport a kariera zawodowa jest moim priorytetem. Lecz mam wrażenie że jakbym napisał o tym w profilu to raczej nie miałbym wielkich szans na dupcing, bo typowa loszka będzie myślała że jestem jakimś przypakowanym niebieskim ptakiem i zarazem pracoholikiem któremu nie w głowie ślub, rodzina i dzieci (i będzie miała rację xD). Dlatego odnoszę wrażenie że strategicznie lepszym pomysłem będzie opisanie siebie jako typowego Józia który marzy o miłości, rodzinie itd. Dodam że mam 30 lat więc samotnym laskom w moim wieku zegarek bije na alarm że pora ogarnąć sobie w końcu jakiegoś takiego Józia więc będę miał większe szanse na wyrwanie jakiejś maniurki. Jeżeli źle kombinuje to proszę poprawcie mnie. Dzięki:)
  6. Zgadzam się z Wyzwolonym a przy okazji w tym wątku poruszono kilka ważnych kwestii. Ktoś z Panów powiedział że nie wszyscy mają naturalne cechy samców alfa. Ja też nie mam i co więcej choćbym się zesral to ich w sobie nie wyrobie. Jestem typowym nerdem z umysłem ścisłym i "bycie sobą przy kobietach" jest dla mnie mniej więcej tak samo trudne jak ogarniecie rachunku rozniczkowego przez kogoś kto ma same paly z matmy Po drugie co poniekąd wynika z pierwszego, nie czuję jakiejś potrzeby relacji z kobietami. Jasne lubię seks i czasem chciałbym się do kogoś przytulić ale zaraz moja logika i obserwacje sprowadzają mnie na ziemię że te wspaniałe chwile z kobietą są okupione masą wyrzeczeń i ciągłą grą aktorską. Bo dla mnie to jest gra o czym wszyscy tu wiemy. Kobiety kochają emocje. A co jeśli dla mnie mówienie i rozumienie języka emocji wymaga ogromnego wysiłku, żeby uzyskać jakikolwiek efekt? I co jeśli nie daje mi to żadnej satysfakcji? Pod tym względem kobiety z rynku wtórnego (rozwodki z dzieckiem) są o niebo lepsze. O ile te z rynku pierwotnego (bez przychowku) lubią emocje i inne pierdoly o których nie mam bladego pojęcia to te dzieciate wiedzą że ich smv bardzo spadło ze względu na dziecko. U nich jedyne wymagania to abyś miał hajs i żeby dzieciak Ci nie przeszkadzał. Przerabialem to już i chociaż są jak komputer bez antywirusa to trzeba mocno uważać zabierając się za taką. Koniecznie gumowe ubranko i żadnych ślubów, bo inaczej skończysz jako bankomat i nianiek dla nieswojego dziecka (Pan Marek mówił o tym w jednej audycji), a Twoja czarodziejka z Księżyca szybko zmieni się w wiedzme z Blair.
  7. Jeżeli to jest jeszcze aktualne. Mogę pisać o: - udany start w życiu zawodowym, czym się kierować wybierając szkołę a później jak kierować swoją karierą - pewność siebie, jak ją budować a czego lepiej unikać - finanse, co robić żeby kasa nie uciekała przez palce i jak budować powoli i skutecznie napecznialy rachunek bankowy.
  8. Dlatego Panowie trzeba sobie umiejętnie dobierać towarzystwo i eliminować z niego wszelkich cwaniaków a już nie będziecie mieli więcej takich problemów:)
  9. Coś mam wrażenie że jej ex to jakiś socjopata. Tak się normalny człowiek nie zachowuje. Jak ją będzie dalej ciągnęło do tego patusa - odpuść. Normalna dziewczyna zerwała by jakikolwiek kontakt z takim typem. Ty się jej lepiej przyjrzyj czy ona nie ma najebane w głowie tak, że będzie Ci jakieś numery wywijała jak już będziecie ze sobą.
  10. Niestety to prawda co Panowie piszą. Jesteś jej orbiterem, opcją nr 2 jeżeli nie wróci do byłego albo na horyzoncie nie pojawi się nikt kto jej nie da silnych emocji. Odpuść temat bo to nic fajnego być na orbicie i liczyć na wielką miłość której i tak nie dostaniesz. I nie daj się nabrać na grzeczną dziewczynkę. Puki mieszka mamą to będzie grzeczna bo ją mama na smyczy trzyma. Ale jak się wyprowadzi od mamy to na 90% pójdzie w tango a Ty nie będziesz mógł uwierzyć że to ta sama osoba.
  11. Jeśli masz takie problemy to najlepiej zmień towarzystwo. Swego czasu zrobiłem ostrą selekcję pozbywajac się takich tlukow ze swojego otoczenia a z czasem normalni ludzie sami się pojawili. Swoją drogą przyjrzyj się sobie. Być może masz w sobie jakieś cechy które przyciągają takie robactwo do Ciebie.
  12. Dla mnie afirmacje i inne tego typu wynalazki nigdy nie działały a wręcz poglebialy frustrację z powodów które opisałem wyżej zarówno na początku mojej pracy nad sobą jak i teraz kiedy jest już o wiele lepiej ze mną. Zawsze stawiałem na zwykły zdrowy rozsądek i ocenę za i przeciw. Staram się też ograniczać emocje do minimum a najlepiej eliminować je przy podejmowaniu ważnych decyzji, nie porównywać się z innymi, nie szukać drogi na skróty bo kiedyś kilka razy dostałem po dupie od życia za to. Na szczęście nie za mocno ale wystarczająco aby wiedzieć kiedy odpuścić i nie porywac się z motyka na słońce. Dla mnie taka strategia bardzo dobrze działa. I jeszcze jedno, zawsze miałem brzydki zwyczaj kwestionowania autorytetów i sprawdzania faktów, a to bardzo ułatwia życie
  13. Jako że pojawił się tutaj mój "ulubiony" temat pewności siebie i afirmacji to jestem zobowiązany wtrącić swoje 3 grosze i wsadzić kij w mrowisko. Pewność siebie taka prawdziwa jest wtedy gdy nie musisz się nad nią zastanawiać tylko robisz daną rzecz i dobrze Ci to idzie. Jeżeli musisz robić różne afirmacje to sorry ale nie jesteś pewny siebie. Jesteś jak ten ratlerek który drze jape na pół osiedla jak spotka amstafa na spacerze. A co by się stało jakby amstaf złapał w zęby takiego ratlerka - wiadomo. Jednym słowem nic nie zastąpi trenowania i nauki danej umiejętności. Żeby jednak nie jechać aż tak po afirmacjach to one czasami działają ale o tym zaraz. Ludzie dzielą się na 3 kategorie. Pierwsza z nich to ci którzy już osiągnęli sukces materialny, pozycję społeczną itd. Im afirmacje nic nie dadzą bo są taką samą oczywistością jak to że woda jest mokra. Druga kategoria ludzi to ci którzy mają pewność siebie i nie jest to zwykły przerost własnego ego ale jeszcze nie osiągnęli swojego celu. U nich afirmacje najbardziej się sprawdzą bo pozwolą im się trochę lepiej poczuć, dadzą jakąś motywację do działania, więc dlaczego nie? Chociaż osobiście wolę zwykłą codzienną pracę zamiast odprawiania jakichś ezo czarów. I trzecia grupa czyli ta która tych afirmacji najbardziej potrzebuje, czyli ludzie z niską samooceną, kompleksami bez żadnych atutów itd. Tu afirmacje są wręcz szkodliwe bo powodują wewnętrzny konflikt. Jak taki pryszczaty nerd będzie sobie powtarzał "jestem zwycięzcą" czy coś w tym stylu to tylko pogłębi swoją frustrację bo doskonale wie, że taki nie jest. I jeszcze na koniec, jeżeli afirmację zamieni się w pytanie to możemy uzyskać bardzo skuteczne narzędzie do zmiany osobistej. Przypuśćmy że zamiast powtarzać "jestem zwycięzcą" zadamy sobie pytanie "czy jestem zwycięzcą?" a potem kolejne pytania dlaczego nim nie jesteśmy to dojdziemy do źródła problemu i znajdziemy na nie rozwiązanie. A potem trzeba tylko i aż wziąć dupe w troki i zacząć wprowadzać je w życie.
  14. Przeczytałem wpis OPa. Z jednej strony standard biały rycerz i rozpieszczona księżniczka z bogatego domu. Z drugiej współczuję Ci bo wiem co to znaczy zaangażować się w związek i zostać potraktowany jak gowno. Też znam jedną taką pannę z bogatego domu młodszą 7 lat ode mnie, miałem wrażenie że mamy wspólne priorytety, coś może być więcej z tej znajomości ale zauważyłem też że traktuje mnie jak orbitera i opcję nr 2 więc nie mam ochoty w to brnac i fundowac sobie złe emocje na własne życzenie. Swoją drogą mam taki test który warto sobie zrobić jak uganiasz się za rozpieszczoną księżniczką która jest atrakcyjna i przez to sobie wmawiasz że ona jest dobrą dziewczyną. Mianowicie odpowiedz sobie na pytanie czy dalej byś ją tak idealizował jakby miała 20 kg więcej;)
  15. Update: jak się okazało, ta babka którą sobie radośnie pukałem (i zapewne nie tylko ja) okazało się, że... ma faceta z którym planuje ślub (info z raczej sprawdzonego źródła). Wiem, pewnie to nic dziwnego ale jakieś takie obrzydzenie mnie wzięło do niej i nie mam ochoty się z nią więcej spotykać. I weź teraz ufaj kobietom.
  16. Jest fajnie, jest bardzo fajnie, ale cały czas mam tą świadomość, że może to być element jakiejś gry z jej strony. Nie spotkałem się jeszcze, żeby kobieta po prostu lubiła seks i nie była to faktura z odroczonym terminem płatności - w postaci przebąkiwań o ślubie, dziecku itd. Chociaż z drugiej strony laska ma 37 lat, w tym wieku na dzieci to już za późno - zbyt duże ryzyko, że urodzi się z jakąś ciężką wadą genetyczną. Nie mówiła mi też nigdy typowych loszkowych tekstów, że jestem jej jedyny, cudowny i takie tam, prędzej ja parę lat temu jak się poznaliśmy, a ona traktowała to jako takie białorycerzykowanie, którym ewidentnie gardzi. Nie ukrywała też przede mną, że spotykała się z innymi - może w ten sposób chciała wybadać czy jestem zazdrosny ale nigdy nie byłem. Kto wie, czy to właśnie dzięki temu jest tak fajnie, bo wie że nie będę dążył do związku? Ale to by było zbyt piękne. Oczywiście, zawsze jak do niej jadę to mam przy sobie gumowy sweterek, bo skąd mam wiedzieć czy nie ma innych kolegów od seksu i któryś z nich mógł jej sprzedać wenerę? Poza tym postawiłem sprawę jasno, że nie chcę dzieci i wpadki, czym specjalnie się nie zmartwiła.
  17. Straszne, rozumiem rok - 2 lata tak dać się prowadzać za nos, ale aż 20? Matko Boska, toć ja dopiero do podstawówki chodziłem jak on poznał ją. Jeszcze aż takiego patologicznego stanu nie widziałem (jak pewnie większość Forumowiczów) ale domyślam się, że ten kolega Reda sam z tego nie wyjdzie Albo potrzebny będzie dobry psychoterapeuta od uzależnień (bo to co się z nim dzieje już podchodzi pod tą jednostkę chorobową) ale koleś pewnie żyje złudzeniami, że ona taka nie jest, że nie chce się do niej dobrać tylko jest jej przyjacielem i takie tam, więc pewnie się nie zgłosi sam. Albo gościu będzie musiał przeżyć jakiś wstrząs, który go wybije z tego stanu, bo inaczej to zestarzeje się, osiwieje i dalej nic się nie zmieni
  18. Hehe jutro się znowu widzimy, oczywiście na spacerek i miłe spędzenie niedzieli a coś czuję, że skończy się to wiadomo czym
  19. Kilka moich spostrzeżeń o znajomości z pewną MILF. Znamy się już kilka lat, jest moją koleżanką, chociaż zdarzyło nam się wylądować w łóżku. Na początku naszej znajomości owszem chciałem, żeby było między nami coś więcej niż zwykła znajomość ale ostatecznie skończyło się tylko na relacji kolega - koleżanka. Dużo o sobie nawzajem wiemy, ona była z facetem przez 5 lat, mieli już brać ślub, ale on dosłownie tuż przed ślubem skoczył sobie na bok, ona się o tym dowiedziała i podziękowała mu za współpracę, pewnie dlatego bała się wchodzić w nowe związki. Ona zresztą też wie sporo na mój temat, o moich relacjach z innymi kobietami, po prostu ze sobą rozmawiamy o takich rzeczach jak zwykli znajomi. Około pół roku temu jednak moje podejście do kobiet po tym, jak o mało co nie wpakowałem się w być może potężne problemy wiążąc się z laską z dzieckiem z poprzedniego związku, która mieszkała z mamusią chcącą ze mnie powoli ale konsekwentnie zrobić przybranego tatusia dla jej dziecka. Od momentu jak z nią zerwałem kompletnie mi się odechciało jakichkolwiek związków. Kiedyś zazdrościłem kolegom czy koleżanką, że się zaręczają, biorą ślub itd. a dziś jest mi to obojętne - nie czuję już takiej presji jak kiedyś. No dobra, ale miało być o tej koleżance MILF. Ostatnio dość często się spotykamy i ona wie dobrze, co się stało i że nie mam zamiaru wchodzić w jakiekolwiek związki. Ona zresztą też nie i powiedziała mi to wyraźnie. Ale pomimo tego zdarzyło nam się już lądować w łóżku i spędzać świetne noce ze sobą. Gdyby chciała coś podstępnie ugrać, nie wiem przespać się ze mną raz drugi, to pewnie by zaczęła coś tam napominać, że może byśmy spróbowali być razem czy coś w tym stylu. Dodam, że laska ma 37 lat (ja mam 30) i raczej takie numery jej nie w głowie - może po prostu podoba jej się nasza obecna relacja czyli friends with benefit
  20. Z tą grupą ludzi jest mniej więcej tak, jak z ludźmi, którzy nigdy nie palili papierosów - nie ciągnie ich do tego, bo nie wiedzą jak to jest "fajnie" dokarmić sobie raka, poza tym śmierdzi im dym tytoniowy. Ludzie, którzy dali sobie spokój z kobietami najczęściej nie mają zbyt bogatego doświadczenia z nimi (jak ja np), a jeżeli już to nie były one zbyt fajne. Na moim przykładzie, jeżeli z jakąś byłem to tylko z pasztetem na ciężkiej desperacji, od ładniejszych dostawałem kosza, więc łatwo tutaj o frustrację i odpuszczenie sobie podrywania kobiet, żeby tylko jeszcze bardziej nie podkopywać swojej samooceny. Dopiero znajomość, bo 4 miesiące ciężko nazywać związkiem z kobietą 8/10 po rozwodzie z dzieckiem dała mi do myślenia, że związek i seks z atrakcyjną kobietą to nie jest jakieś wielkie łał - cipka taka sama jak u paszteta, żadnego Złotego Graala tam nie było, no i ograniczenia na wszystko - koniec z podróżami, z kolegami, z graniem na komputerze, no i jeszcze użerka z jej dzieckiem i mamusią która powoli ale konsekwentnie parła do tego żebym był zastępczym ojcem dla jej dziecka. I to na dobre wybiło mnie z tej grupy, a jednocześnie samoocena mocno poszła w górę bo wiem, że nie jestem jakiś wybrakowany. Po prostu wybrałem inną drogę, która dla mnie subiektywnie jest lepsza.
  21. Jeszcze kilka moich przemyśleń co do tego, dlaczego nie chcę mieć dzieci. Mój ostatni związek był z samotną matką, dlatego mniej więcej już wiem, co to znaczy mieć dzieci. Oczywiście można powiedzieć, że cudze dzieci to co innego, że materiał genetyczny, że swoje dzieci to co innego i jak zrobię swoje to może mi się odmienić i okaże się że będę wzorowym ojcem. Zgoda, może tak być, jednak nie zamierzam tego sprawdzać. Jak już wspominałem, dzieci nigdy nie budziły we mnie żadnych emocji, co najwyżej zmęczenie jak drą japska, zwłaszcza te bezstresowe lub jak jestem u kogoś, kto ma już swoje a te mnie zaczepiają żebym się z nimi pobawił itd. Małe dzieci, tak do 2go r.ż. to nieprzespane noce, przewijanie (fuuuuuu), darcie japy i szarogęszenie się jak już zacznie łazić (tak było w moim przypadku, dla mojej ex i jej rodziców - takie mądre cudowne dziecko, tak szybko i wspaniale się rozwija, dla mnie - mały bezstresowo wychowywany potwór któremu chcąc nie chcąc musiałem poświęcać czas, bawić się z nim itd. żeby zrobić przyjemność ex i jej rodzicom). Jak minął mu te 2 latka, to powoli zaczyna się uspokajać, i rzeczywiście wtedy być może jest ten najfajniejszy okres. Chociaż tego nie wiem, patrzę tylko po swoich znajomych, chociaż ile w tym prawdy - nie mam pojęcia bo nie widzę tego co się dzieje na codzień. Natomiast jak dzieciak skończy 12 lat to wtedy zaczyna się kolejne rodeo, chyba nawet gorsze niż to które było jak gówniak był niemowlakiem. Hormony buzują, bunt młodzieńczy, problemy których pewnie nie zrozumiem, bo w tym wieku będę już na tyle stary że dawne, nastoletnie problemy będą dla mnie jakąś abstrakcją. Owszem, ktoś mógłby powiedzieć "dobra Paweł, sam byłeś nastolatkiem więc dobrze wiesz jak to było". Naprawdę? Jak ja dorastałem, to otaczała mnie zupełnie inna rzeczywistość niż teraz. Mimo, że nadal czuję się młodo, to wiem że nastolatki żyją w zupełnie innym świecie niż ten, w którym ja żyłem: smartfony, tablety, fejsbuki, wirtualna rzeczywistość, która niebezpieczne się przenika z realnym światem - dzieciak może przez to nie obdarzyć mnie zaufaniem. I będzie miał rację, bo jak tu ufać komuś, kto nie potrafi zrozumieć jego problemów, które dla mnie mogą być błahe, natomiast dla niego mogą być końcem świata. No i wreszcie na koniec i tak się wyprowadzi z domu i kto wie, jak często będzie odwiedzał mnie i swoją matkę. A na starość - cóż, to już pisałem. Być może znajdę się w domu starców, nie dlatego że mój stan zdrowia będzie tego wymagał ale dlatego, że stanę się zbędnym balastem dla moich dorosłych już dzieci. A to by było dla mnie naprawdę bardzo przykre. Ktoś teraz mógłby powiedzieć, że nie wiem co tracę, że rodzicielstwo to najwspanialsza rzecz pod słońcem. Może tak, a może nie. Ale tęskni się do czegoś tylko wtedy, kiedy jest się przekonany że dana rzecz dałaby mi spełnienie, albo przynajmniej ma się takie przeczucie. A u mnie tego w ogóle nie ma.
  22. Takie moje przemyślenia z moich poprzednich związków, obserwacji innych związków i ogólnie zachować zarówno kobiet jak i mężczyzn. Mam 30 lat, jestem sam i naprawdę dobrze mi z tym. Do takiej postawy oczywiście musiałem dorosnąć, przejść kilka związków, zobaczyć kilka nieciekawych sytuacji u innych osób (osobiście na szczęście żadnego hardcoru nie przechodziłem), aby zdać sobie sprawę, że starokawalerstwo naprawdę nie jest dramatem, może być wręcz błogosławieństwem. W odróżnieniu od pakowania się w małżeństwo, które jest rosyjską ruletką. Może trafi się na wspaniałą kobietę, z którą razem dożyję starości i będziemy mieć dzieci, które odwdzięczą się za rodzicielską miłość opiekując się nami na starość. Moi dziadkowie tacy byli, ale przyglądając się na chłodno otaczającej rzeczywistości zdałem sobie sprawę, że taki scenariusz występuje bardzo rzadko. Częściej trafi się na klaczkę rozpłodową, której życiową misją jest zrobienie sobie dzieciaka, a potem granie tym dzieciakiem na emocjach mężczyzny, żeby uzyskać określone korzyści. Jakie - nie będę się rozpisywał, na forum są o wiele "lepsze" przykłady niż te, które mógłbym podać. Związek to nie jest dla mnie coś o czym powinienem marzyć jako singiel/stary kawaler. Oczywiście to tylko moje, subiektywne zdanie i ktoś może myśleć zupełnie inaczej - dla kogoś to może być sens życia, dla mnie to jednak jest kierat, gdzie mówiąc językiem ekonomii, zwrot z aktywów jest bardzo mały, przez co inwestycja jest praktycznie nie opłacalna. Tak, inwestycja. Bo związek oznacza bardzo wiele poświęceń i zmian w moim życiu, na które nie zawsze mam ochotę. Czas, energia, rezygnacja z wielu różnych moich widzimisiów, no i oczywiście pieniądze, które jednak w porównaniu z powyższymi stanowią najmniejszy wydatek. A co w zamian? Akurat nigdy nie byłem romantykiem i być może nie dostrzegam wielu pozytywnych aspektów bycia w związku ale nie czuję, aby moje życie było w jakiś sposób uboższe z tego powodu. No więc, co dostaję w zamian? W zasadzie to tylko seks i trochę pozytywnych emocji na początku związku - ale tak jest zawsze, a potem wraz z upływem czasu relacja stopniowo ewoluuje w kierunku starego nudnego małżeństwa Janusza z Grażynką. I gdzie by nie patrzeć, to jest bardzo powtarzalny wzorzec - najpierw zakochanie, motylki w brzuchu, bajeczny seks, a potem im związek dłuższy tym bardziej przypomina Janusza i Grażynkę. Gdy byłem młodszy i jeszcze nie wiedziałem, jak to się rozwija w czasie to i owszem, było to dla mnie coś atrakcyjnego. Natomiast gdy już jestem bogatszy o swoje doświadczenia i obserwacje oraz to że cipka wszędzie taka sama - wolę sobie w domowym zaciszu zwalić gruchę. Efekt ten sam bez tego całego cyrku, który towarzyszy zabieganiu o kobietę, aby ściągnąć jej majtki. Oczywiście nie zrozumcie mnie, że jestem jakimś myzoginem (czy jak to się pisze). Broń Boże. Mam koleżanki, z którymi się lubię, mam o czym gadać. Wszystkie są inteligentne, mają różne pasje, mam z nimi o czym porozmawiać - o nauce, o podróżach, o polityce, o historii - to nie są tępe strzały bez żadnych zainteresowań, których życiowym celem jest urodzenie gówniaka. Tyle że po prostu nie mam najmniejszej motywacji, żeby z kimkolwiek się wiązać i tyle. No dobra, a co z dziećmi. Paweł Ty chory egoisto, jakby Twoi rodzice też tak myśleli to by Cię nie było na tym świecie, a poza tym kto Ci poda szklankę wody na starość. Co do argumentu pierwszego - nawet nie zamierzam go rozwijać bo jest durny jak wpół do dwunastej. Nie chce mi się z Wami gadać, jak to nieraz w filmach mówił Bogusław Linda. Natomiast co do tego, że na starość nikt mi nie poda szklanki wody i że dzieci to inwestycja na starość. Pomijając to, że traktowanie dzieci jako inwestycję, a raczej jak potencjalną salową, która będzie mi podcierać obsrane dupsko jak już będę starym zdemenciałym dziadem jest przykładem wyrafinowanego egoizmu, oraz to że dzieci nigdy nie budziły we mnie żadnych emocji, no może oprócz zmęczenia jeżeli za głośno drą paszczę w środkach komunikacji albo jak jestem u kogoś kto ma dzieci i one mnie zaczepiają bo czegoś chcą, to chciałbym spojrzeć na sprawę bardziej pragmatycznie. Pracuję w jednym z warszawskich domów opieki i widziałem już to i owo. Rozumiem, oddać do takiego przybytku kogoś, kto musi być pod stałą opieką medyczną - osoby w stanie wegetatywnym, z chorobą Alzheimera czy innymi paskudnymi schorzeniami. Ale często lądują tam osoby, które spokojnie mogłyby żyć sobie samodzielnie, albo z niewielką pomocą. Nieraz jakaś starsza osoba mi się zwierzała ze swojego smutku - ma kilkoro dzieci, wychowała, kochała je, a teraz one nie mają czasu, aby odwiedzić ją raz na pół roku i oddały je do domu starców, aby pozbyć się niechcianego balastu. I niech mi ktoś teraz powie, że dzieci to inwestycja. Tja, mniej więcej taka sama jak rafineria w Możejkach (starsi forumowicze może pamiętają, taka chybiona inwestycja Orlenu, przez którą miał on ogromne problemy finansowe).
  23. Ciężka sprawa bo to jest początek tego najglupszego wieku. Może powiedz jej jak łatwo jest zacząć palić i do czego może to doprowadzić, jak trudno to rzucić i jak to zdrowie niszczy.
  24. Przerabiałem to już i nie polecam. 1. Dla kobiety i jej rodziny dziecko zawsze będzie najwspanialsze, najpiękniejsze i najmądrzejsze, choćby było najgorszą paskudą i rozwydrzonym potworem jakiego świat widział. Biologia, co zrobić. Jak dziecko będzie się źle zachowywało, to nie będziesz go mógł ustawić do pionu bo "to jest tylko dziecko i ono się bawi". A jak podrośnie i zacznie być bardziej kumate to jeszcze będzie Ci wyjeżdżać z tekstami "Ty nie jesteś moim ojcem". 2. Nie wiem jak długo z nią jesteś, ale na początku zawsze jest miło, fajnie i w ogóle. A w tym przypadku to już musi być miło, fajnie i w ogóle, bo ona jest samotną matką i szuka JAKIEGOKOLWIEK faceta zapewne, który będzie przynosił pieniądze do domu i dobrze jakby nie pił i nie bił. Jednym słowem - laska jest w sytuacji podbramkowej, więc musi teraz się starać. Ale skąd wiesz, że będzie tak fajnie, choćby za pół roku? (U mnie kijowo już zaczęło się robić po 3 miesiącach, a jak poznałem swoją J. to myślałem, że Pana Boga za stopy złapałem). Tymbardziej, że napisałeś, że włączył Ci się instynkt ojcowski, to są duże szanse na to, że panna będzie używała dziecka, aby Tobą manipulować, np. jak będziesz miał dość i chciał to rzucić w diabły. "Ale pomyśl o dziecku, przecież ono Cię kocha, potrafiłbyś je teraz tak zostawić?" Bardzo, bardzo brzydka zagrywka, która potrafi ostro wjechać na banię...
  25. Takie artykuły wyrządzają ogromną krzywdę Paniom, bo tylko utwierdzają w niej postawę, że chłop = wół pociągowy który nie ma prawa mieć własnego zdania, a ona z racji bycia kobietą ma glejt na bycie śmierdzącym, roszczeniowym leniem. I tak, jeżeli chłop nie ma tej "zupy i dupy" to prędzej czy później weźmie dupę w troki i pójdzie do innej, u której dostanie tę "zupę i dupę", bo niby w imię czego ma się tak poświęcać nie dostając dosłownie nic w zamian? Tak, równouprawnienie = handel. Ty robisz coś dla mnie, ja robię coś dla Ciebie. Nie podoba się? Trudno, dziękuję Pani za współpracę. PS. Pani z fotki na początku artykułu jakoś tak mi się z Jokerem kojarzy xD
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.